About Agnieszka Krygier-Łączkowska

Autor nie uzupełnił żadnych szczegółów
So far Agnieszka Krygier-Łączkowska has created 361 blog entries.

Ignacy Czwojda – piekarz

Jeśli knyple, to tylko od Czwojdy. Ignacy Czwojda – szamotulski piekarz

Piekarnia Czwojdy: knyple, pszenne chałki, bułki różnych wielkości, chleby o złotobrązowej skórce i ten niepowtarzalny zapach świeżego pieczywa! Oprószeni mąką piekarze co jakiś czas donosili w wiklinowych koszach gorące bułki i bochenki. Za powitanie słowami: „Niech będzie pochwalony…” dostawało się w prezencie dodatkowego knypelka. Na ścianie wisiał nieduży obrazek, chyba z Matką Bożą, z maleńką czerwoną „wieczną lampką”.

Ignacy Czwojda (1897-1977) jako młody człowiek wziął udział w powstaniu wielkopolskim, w Szamotułach zamieszkał jeszcze w latach 20. XX wieku. Odkupił istniejącą już wcześniej piekarnię ze sklepem przy ul. Wronieckiej. Widać ją na pocztówce sprzed 1918 roku, na szyldzie widać nazwisko ówczesnego właściciela: Michaelis Lewinsohn. Trudno dociec, czy Czwojda kupił bezpośrednio piekarnię od Lewinsohna. Pierwsze dziesięciolecie po odzyskaniu przez Polskę niepodległości było czasem, gdy wielu Niemców, a także Żydów, sprzedawało swoje firmy i wyprowadzało się z Szamotuł, a na ich miejsce napływali nowi przedsiębiorcy.


Pocztówka – Muzeum-Zamek Górków, zdjęcie współczesne Marta Szymankiewicz


Podobnie jak inni szamotulscy przedsiębiorcy Ignacy Czwojda wspierał bezrobotnych, w listopadzie 1933 r. kandydował do Rady Miejskiej z listy Obozu Narodowego, z tej samej listy startowali, między innymi, dwaj inni znani szamotulscy piekarze: Franciszek Nowaczyński i Władysław Mazurkiewicz.

W latach 30. Ignacy Czwojda w życzeniach noworocznych, które zamieszczała „Gazeta Szamotulska”, polecał „Szanownej Klienteli” „chleb zdrowotny Steinmetza” i pumpernikiel. Pierwszy był pieczony według specjalnego przepisu z gruboziarnistej mąki żytniej, dostarczanej ze Starogardu, drugi – znany do dziś – to bardzo ciemny razowy chleb, pieczony w stosunkowo niskiej temperaturze, nawet przez kilkanaście godzin, z gruboziarnistej mąki żytniej.


„Gazeta Szamotulska” 1935 nr 1


Ignacy nie był pierwszym piekarzem w rodzinie. Jego ojciec Franciszek założył firmę piekarską w Kobylinie w 1895 roku. W 1926 r. piekarnia została przeniesiona do Krotoszyna, gdzie Franciszek kupił kamienicę. W 1936 roku krotoszyńską firmę przejął syn Stanisław. W 1952 roku piekarnia została znacjonalizowana, a w 1990 r. syn Stanisława – Aleksander odzyskał kamienicę i aby móc prowadzić działalność, wykupił od Społem należące dawniej do rodziny maszyny. Od kilkunastu lat piekarnię Czwojda prowadzą Mateusz i Jakub ‒ synowie Aleksandra, czyli już czwarte pokolenie rodzinnej firmy.

Losy szamotulskiej piekarni Ignacego Czwojdy potoczyły się inaczej. Ignacemu pomagała siostra Maria, zdrobniale nazywana Maniusią. Ożenił się późno, również z Marią, małżeństwo było bezdzietne. Dla siostry  ślub brata był wstrząsem, podkreślała – może mimo woli – że to ona jest osobą, która na wszystkim się zna. Najpierw zmarła siostra, później – w 1979 roku – brat. Ponieważ w Szamotułach nie mieli żadnej rodziny, wrócili do ziemi krotoszyńskiej ‒ są pochowani na tamtejszym cmentarzu.

Piekarnia w tym samym miejscu przetrwała do dziś, od kilu lat prowadzi ją już trzeci po Ignacym Czwojdzie właściciel. Wielu szamotulan pamięta jednak i wspomina, jak to było „u Czwojdy”. Łukasz Bernady napisał nawet kiedyś baśń o piekarzu, któremu nadał to nazwisko (tekst na stronie  http://regionszamotulski.pl/lukasz-bernady/ ). Bo smaki dzieciństwa są czymś, co pozostaje z nami na zawsze.

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Ignacy Czwojda – piekarz2021-02-18T11:20:53+01:00

Strona główna – maj 2018

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Pierwszy szamotulski pomnik ku czci powstańców

Odsłonięcie pomnika

Idea upamiętnienia powstańców pojawiła się wkrótce po wojnie, inicjatywę tę podjęło Towarzystwo Powstańców i Wojaków. 21 X 1923 roku na budynku dworca kolejowego odsłonięto, przechowywaną obecnie w Muzeum – Zamku Górków, tablicę upamiętniającą oswobodzenie Szamotuł spod władzy niemieckiej. Już w następnym roku rozpoczęły się starania, aby w Szamotułach, podobnie jak w innych miastach, stanął pomnik ku czci poległych powstańców. Kilkakrotnie zmieniały się plany jego usytuowania. Początkowo pomnik miał stanąć, jak donosiła „Gazeta Szamotulska” (1924 nr 110), „pomiędzy ul. Sportową a willą p. Burmistrza”, czyli w okolicach dzisiejszego Szamotulskiego Ośrodka Kultury lub terenu za nim (w okresie międzywojennym nazywano ten teren pl. Dąbrowskiego). Późnej myślano o lokalizacji pomnika na Rynku, brano też pod uwagę pl. Kościuszki, ale Rada Miejska nie zgodziła się ze względu na trudności związane z przeniesieniem fontanny. Ostatecznie wyznaczono miejsce przy kościele św. Krzyża.

Już samo poświęcenie kamienia węgielnego miało bardzo uroczysty charakter. 19 lipca 1925 roku najpierw odbyło się nabożeństwo w kościele kolegiackim, a następnie uczestnicy przeszli w pochodzie na miejsce wybrane pod pomnik przy kościele św. Krzyża. Jak odnotowała „Gazeta Szamotulska” (1925 nr 83), w przemówieniu ks. proboszcz Bolesław Kaźmierski nazwał powstańców bohaterami, którzy „swym czynem dowiedli prawdziwości słów hymnu: Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród, nie damy pogrześć mowy”. Do specjalnej urny włożono dokument poświęcenia pomnika, egzemplarze, między innymi, „Gazety Szamotulskiej” i broszury Michała Skiby Szamotuły w Powstaniu Wielkopolskim 1918/1919 oraz ówczesne monety. Urnę wsunięto w fundament, a pierwszą cegłę położył starosta Bronisław Ruczyński. Rozpoczęto zbieranie funduszy na pomnik, po domach chodzili specjalni kwestarze.

Odsłonięcie pomnika miało miejsce cztery lata później ‒ we wrześniu 1929 roku. Liczono, że dojdzie do niego znacznie wcześniej, na skutek trudności jeden komitet organizacyjny zrezygnował i powołano następny.

Uroczystości odbyły się w dniach 7-8 września i ‒ trzeba przyznać ‒ miały charakter wyjątkowy. Autor relacji zamieszczonej w „Gazecie Szamotulskiej” zatytułował swój tekst Wielkie dni Szamotuł. Miasto było pięknie przystrojone kwiatami i flagami narodowymi, ustawiono też wiele dekoracji dziś rzadko używanych, określanych jako bramy triumfalne. Nie obyło się bez kłopotów, gdyż którejś nocy skradziono zasłonę z gotowego pomnika i od tej pory pilnował go nocny stróż.



Dwudniowe uroczystości rozpoczęły się w sobotę, 7 września. Rano ks. proboszcz Kaźmierski odprawił nabożeństwo żałobne, a delegacja szamotulskiego Towarzystwa Powstańców i Wojaków złożyła kwiaty na grobach poległych powstańców. Po południu zaciągnięto wartę przed pomnikiem, a wieczorem odbył się capstrzyk ‒ przemarsz różnych organizacji z orkiestrą i pochodniami, zakończony wieczornicą w sali Sundmanna przy ul. Poznańskiej. W czasie wieczornicy śpiewał chór Lutnia, grała orkiestra. Głównym punktem programu był referat Zygmunta Ciesielczyka ‒ osoby niezwykle zasłużonej dla Szamotuł w okresie powstania wielkopolskiego. To właśnie Zygmunt Ciesielczyk, jako prezes oddziału (gniazda) Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” zorganizował pierwszy oddział zbrojny, był ważną osobą w Powiatowej Radzie Ludowej i pierwszym komendantem wojskowym miasta.

W niedzielę od wczesnego rana do miasta przybywały delegacje, które na dworcu witał burmistrz Konstanty Scholl ‒ z perspektywy można powiedzieć, że najbardziej zasłużony i popularny włodarz Szamotuł. Członek Komitetu Organizacyjnego, znany działacz społeczny i regionalista Józef Preuss sprawnie uformował pochód, który wyruszył na nabożeństwo do kościoła kolegiackiego.

Po nabożeństwie „wielotysięczne rzesze”, jak to opisał dziennikarz „Gazety Szamotulskiej”, ustawiły się w kolumnach na Rynku. Chorągiew wciągnął na maszt szamotulski powstaniec Kazimierz Lurka, a zastępca dowódcy Okręgu Korpusu Nr VII płk Gomółowski dokonał przeglądu zgromadzonych organizacji. Wszyscy udali się w pochodzie na plac w pobliżu pomnika. Najważniejszym gościem uroczystości był Józef Dowbor-Muśnicki ‒ generał w stanie spoczynku, dawny dowódca powstania wielkopolskiego. W czasie uroczystości odsłonięcia pomnika przemawiali ks. Kaźmierski, gen. Dowbor-Muśnicki i burmistrz Scholl. Nadesłane telegramy, między innymi przez marszałka Józefa Piłsudskiego, odczytał prezes szamotulskiego okręgu Towarzystwa Powstańców i Wojaków, a zarazem przewodniczący Komitetu Organizacyjnego, Edward Müller. W czasie apelu poległych odczytano nazwiska szamotulan ‒ uczestników walk niepodległościowych z lat 1918-1920, którzy zginęli w czasie walk lub zmarli na skutek odniesionych ran. Na koniec uroczystości odbyła się defilada, w której oprócz Towarzystwa Powstańców i Wojaków wzięły udział takie organizacje jak „Sokół”, Bractwo Strzeleckie, Młode Polki, harcerze, a także młodzież, cechy i organizacje rolnicze. Podobnie jak dnia poprzedniego w czasie nabożeństwa i uroczystości pod pomnikiem śpiewał chór Lutnia pod kierunkiem Tomasza Leśnika.

Po południu odbyły się „zabawy ludowe” z konkursami, a wieczorem tańce w hotelu Eldorado (budynek kina) i w obiekcie Strzelnicy przy dzisiejszej ul. Wojska Polskiego.



Pomnik i jego twórca

W przemówieniu pod pomnikiem burmistrz Konstanty Scholl powiedział: „Pomnik ten stanie się prawdziwą ozdobą naszego miasta. Położony w cieniu kościoła klasztornego, będzie przykuwał uwagę i wzrok przechodnia”.

Widoczny na starych zdjęciach pomnik przedstawiał umieszczoną na prostopadłościennym cokole postać powstańca w płaszczu wojskowym i czapce, z bronią opartą o ziemię i leżącym z tyłu ekwipunkiem. Głowa powstańca zwrócona jest w lewo, w stronę szamotulskiego Rynku. Twórcą pomnika był Marcin Rożek (1885-1944), rzeźbiarz i malarz, który sam brał udział w powstaniu wielkopolskim. W Szamotułach do dziś w nawie Matki Bożej bazyliki kolegiackiej przetrwały dwie jego prace: drewniana rzeźba św. Antoniego z Dzieciątkiem oraz gipsowa płaskorzeźba Matki Bożej i św. Stanisława Kostki.

Marcin Rożek stworzył wiele pomników, między innymi pomnik Bolesława Chrobrego z placu Katedralnego w Gnieźnie, popiersia Chopina i Moniuszki z poznańskich parków, a także kontrowersyjną figurę z pomnika Serca Jezusowego w Poznaniu (zwanego Pomnikiem Wdzięczności). Jego dzieła znajdują się w poznańskim Muzeum Narodowym oraz w muzeach warszawskich.

Już na początku II wojny Rożek znalazł się na liście osób poszukiwanych przez Gestapo. Ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem w różnych miejscowościach, jednak w 1942 roku został aresztowany i osadzony w Forcie VII w Poznaniu. Chociaż przyjaciele stworzyli mu możliwość ucieczki w czasie przewożenia do prac poza obozem, nie skorzystał z niej, ponieważ nie chciał opuszczać towarzyszy więzienia, którym czuł się potrzebny. Na polecenie komendanta obozu namalował kilka obrazów na podstawie niemieckich pocztówek, odmówił jednak wykonania portretu Hitlera do siedziby Gestapo w Poznaniu, przez co wydał na siebie wyrok śmierci. W lipcu 1943 r. wysłano go do obozu Auschwitz-Birkenau, gdzie zmarł wiosną 1944 roku.

Jeszcze na początku wojny Niemcy zniszczyli wiele prac Marcina Rożka: w Gnieźnie ‒ pomnik Bolesława Chrobrego, w Poznaniu ‒ Pomnik Wdzięczności, w Kartuzach ‒ pomnik Matki Boskiej Królowej Korony Polskiej. Ten sam los spotkał, niestety, jego szamotulskie dzieło. 16 września 1939 r. Niemcy wysadzili dwa obiekty w Szamotułach: pomnik Powstańca oraz synagogę przy ul. Szerokiej (dzisiejszej  Braci Czeskich).

Całość artykułu „Trzy pomniki”

Szamotuły, 16.05.2018

Zdjęcie Piotr Mańczak


Karolina Dąbrowska, IMPRESJE

Kamień wsłuchany w szmer rzeki,
w opowieści mchu, milczy

nenufar jak uśmiechnięta dziewczynka
pod parasolką szeleszczącego światłocienia

w wieczornej modlitwie ręka mostu łączy
skrawki dnia


Irena Kuczyńska

Moja matura w szamotulskim Liceum Ogólnokształcącym

Mimo iż od mojej matury w Szamotułach minęło 51 lat, pamiętam, jak gdyby to działo się wczoraj. W niedzielę, poprzedzającą egzamin z języka polskiego, moja najmłodsza siostra miała uroczystość pierwszokomunijną. W domu panowało zamieszanie i nie było czasu na nerwy.

Biała bluzka i granatowa spódniczka wisiały obok pierwszokomunijnej sukienki Fredki, żeby się nie pogniotły. Nie było przecież wtedy materiałów niemnących. Wszystko trzeba było prasować. A niektóre koleżanki jeszcze żelazkami „na duszę” prasowały. Ja na szczęście nie. W Ostrorogu od dawna był już prąd elektryczny.

W poniedziałek rano, wystrojona, z błogosławieństwem mamy, biegłam na 6.00 rano na dworzec kolejowy. Bałam się jechać autobusem. A nużby się spóźnił? A musieliśmy być w szkole wcześniej. Do sali wpuszczano nas od 7.45 i to według kolejności alfabetycznej. Nie wszystkich się znało. Koleżanki z Szamotuł i Wronek uczyły się na drugiej zmianie. Praktycznie nie mieliśmy z nimi kontaktu. Nie wiedziałam, kto będzie koło mnie siedział.

Ściąg na język polski nie miałam. Niektórzy mieli takie paski papieru nawijane na szpulki z opracowanymi gotowymi tematami. Potem, w miarę możliwości, starali się dopasować ściągę do tematu. Czasem kończyło się to tragicznie. Ale posiadacz takiej ściągi napisanej maczkiem, czuł się pewniej. Chociaż nie zawsze mógł z niej korzystać. Nauczyciele pilnowali.

Język polski pisałam w auli. Obok mnie siedziała koleżanka z mojej klasy z nazwiskiem na literę „L” i koleżanka z popołudniowej klasy też na literę „L”. Nieźle, ale polskiego się nie bałam. Lubiłam czytać, lubiłam pisać. No i nauczycielkę miałam fantastyczną. Konkretną, zasadniczą, zawsze egzekwującą wszystko i o wszystkim pamiętającą.

Prof. Ewa Krygier była wymagająca, ale z siebie też dawała wszystko. Nie spóźniała się na lekcje, zawsze była przygotowana, nie marnotrawiła czasu. Traktowała wszystkich równo. Prymus dostał dwóję (jedynek nie było jeszcze), jak coś zawalił. Ale uczeń słaby, jeśli się nauczył, mógł liczyć na dobrą ocenę.

Matury z języka polskiego źle nie wspominam. Komisja z dyrektorem Stanisławem Krzyśką siedziała za stołem, po sali chodziła wychowawczyni prof. Teodozja Bąkowa. Pięć godzin pisania, na brudno i potem na czysto. Tematu (były trzy do wyboru) dokładnie nie pamiętam, ale na pewno był związany z II wojną światową. Moja matura przypadła 22 lata po wojnie, w epoce Władysława Gomułki, po słynnym liście biskupów polskich do biskupów niemieckich.

Po pięciu godzinach koniec pisania. Wyjście do miasta ze szkoły, gdzie wszyscy patrzyli na elegancko ubranych maturzystów. Rzucaliśmy się w oczy. Było miło. Ludzie pytali, jakie były tematy. Nikt ich nie znał, program telewizyjny zaczynał się dopiero pod wieczór. A i wtedy co najwyżej pokazali maturzystów z Warszawy. Każde województwo miało swoje tematy maturalne.

Nazajutrz było gorzej, przynajmniej dla mnie. Matematyka nie była moim ulubionym przedmiotem, mimo iż śp. prof. Władysława Paśkę lubiłam. Chyba z wzajemnością. Ten egzamin pisałam dla odmiany w sali gimnastycznej. Obok siedziały koleżanki, które też za bardzo matematyki nie umiały. Według ówczesnych przepisów trzeba było rozwiązać poprawnie jedno z trzech zadań i drugie „poprawnie rozpocząć”. I udało mi się to jedno zadanie z algebry rozwiązać i drugie rozpocząć. Udało się też sprawdzić z kolegami, czy wynik rozwiązanego zadania jest poprawny. Potem, już po wyjściu, z sali nerwowo przypominaliśmy sobie to, co napisaliśmy.

Czytaj dalej

Arleta Eiben, W drodze do Merxheim (obraz olejny)

Strona główna – maj 20182025-01-02T11:42:36+01:00

Maruszka pod okupacyjnym niebem Szamotuł

Maruszka, czyli odrobina słońca pod okupacyjnym niebem

Wielkopolska czasów okupacji kojarzy nam się z całym wachlarzem okrucieństw, represji, szykan i z terrorem, jakie zgotowali Niemcy Polakom i Żydom. Wielu szamotulan zginęło, wielu zostało deportowanych na tereny Generalnego Gubernatorstwa, w Kieleckie, na Zamojszczyznę i Lubelszczyznę. Wielu zakatowano we Wronkach, w Forcie VII w Poznaniu i innych miejscach kaźni. Niektóre miejscowości spacyfikowano, jak np. wieś Brodziszewo. Napisano o tym liczne artykuły i książki, pozostały też setki świadectw i setki miejsc pamięci pomordowanych…

Wielu jednak przeżyło i musiało borykać się z dniem codziennym. A w tej codzienności oprócz sytuacji tragicznych, poniżających i smutnych zdarzały się także chwile radosne. Tak! Mimo wszystko Polacy starali się normalnie żyć, a nawet – wbrew intencjom okupanta – dążyć do szczęścia.

Czyż takim szczęściem nie były narodziny dziecka? W roku 1940 moja babcia, Genowefa z Koniecznych Poniatowska, urodziła swą pierwszą córeczkę, Marię… Maruszkę, jak ją pieszczotliwie nazwano i pod tym imieniem już pozostała dla znajomych w Szamotułach do dzisiaj. Rodzi się dziecko, a więc pieluchy, ubranka, tulenie, całusy, pieszczoty, zabawy, kołysanki…, a wszystko w Samter, w Warthelandzie, pod niebem zasnutym flagami z ponurą swastyką…


Na tle domu dziecka

Maruszka na szamotulskich błoniach. W tle widać charakterystyczny Dom Dziecka. Ktoś podpisał to zdjęcie w albumie tak: „Jak tu ślicznie – z podziwem myśli Maruszka. Spadła z nieba”.


Pradziadkowie do 1939 roku mieszkali we własnym domu, zbudowanym w latach 30. staraniem mojego pradziadka, Jakuba Koniecznego – muzyka, organisty kościelnego, organizatora zespołów muzycznych i prywatnego nauczyciela. Z kolei dziadkowie zasiedlili mieszkanie służbowe przydzielone dziadkowi przez cukrownię. Po wejściu Niemców czekał ich smutny los – konfiskata domu i wywózka do Generalgouvernement für die besetzten polnischen Gebiete. Skończyło się na wypędzeniu z mieszkań. Podobno za pradziadkami i dziadkami wstawiła się „Fraulein Bohm”, niemiecka nauczycielka. Panna Johanna Bohm kilka lat przed wojną podjęła pracę w Szkole Powszechnej (przemianowanej na Arbeitsamt) na ul. Staszica (przemianowanej na Uhlandstrasse). Johanna Bohm wynajmowała w domu pradziadków całe piętro. Po wkroczeniu Niemców ujawniła się jako oddana III Rzeszy patriotka, ale dzięki swoim wpływom skutecznie interweniowała – z własnej inicjatywy – w sprawie swoich gospodarzy. Sama oczywiście nadal pozostała na piętrze, ale zapobiegła wywózce. Wprawdzie musieli się bezzwłocznie wyprowadzić z własnego domu, ale zostali w Szamotułach. Tułali się po jakichś suterenach z urzędowego przydziału: przy obecnej ulicy Chrobrego, przy Szerokiej (dziś Braci Czeskich), przy Ratuszowej. Danke schoen, Fraulein Bohm… W końcu jakaś polska rodzina zlitowała się i wynajęła im pokój w podwórzu przy u. Sądowej. I tam już do końca wojny przemieszkali.

W jednej z tych lokalizacji przyszła na świat Maruszka. Dziecko wniosło szczęście w rodzinę, tym bardziej że dziadkowie przeżyli, jeszcze przed wojną, straszliwą rodzicielską traumę. Stracili dwoje dzieci, bliźniąt. Chłopcy urodzili się z wadą serca i zmarli niedługo po chrzcie w kolegiacie. Przejmujące zdjęcia białych trumienek i dosłownie zgiętych bólem młodych rodziców do dziś rozrzewniają oglądających stare rodzinne albumy. Józiu i Genia całą miłość, którą mieli dla tych bliźniąt, mogli ponownie ożywić i przelać na malutką Maruszkę.

Myślałem, że Polacy nie mogli mieć aparatów fotograficznych. Bo przecież radia odbierano… Zaskakujące jest zdjęcie wykonane w miejscu publicznym. W każdym razie dzieciństwo córek (bo wkrótce na świat przyszła siostra Maruszki) jak na wojenne czasy moi dziadkowie całkiem nieźle zilustrowali fotografiami. Maruszka z lalką, Maruszka z królikiem, Maruszka z biedronką, Maruszka na spacerze z mamą i ciocią Malą (tzn. również Marią) lub Irką (siostry babci), Maruszka na łące… Te sielskie fotografie mogłyby świadczyć, że wcale nie tak źle było w czasie okupacji. Jakież to mylące!


Majowy spacer 1

Rok 1941. Maruszka na majowym spacerze z mamą (Genowefą Poniatowską) i jej siostrą Ireną Konieczną. Kobiety stoją na prowizorycznym moście na Samie na ulicy obecnie Wojska Polskiego. W tle – otwarta rogatka przejazdu kolejowego. Dalej widać dom starosty i zabudowania przy ul. Dworcowej.

Majowy spacer 2

Zdjęcia z majowego spaceru uzmysławiają, że Polki nawet w 1941 roku w Samter starały się ubierać w miarę możliwości elegancko.


Mój dziadek, inżynier, świetnie władający językiem niemieckim, a nawet – mam ku temu przypuszczeniu przekonujące dowody – do końca życia myślący w języku niemieckim, był potencjalnie kandydatem na Volksdeutscha. Proponowano mu w miarę intratne stanowisko w zakładach Siemensa w Poznaniu pod warunkiem, że podpisze volkslistę. Uparcie jednak odmawiał. Wolał pozostać przy „Nationalität: Pole” i wykonywać prace niewykwalifikowane. Jego żonę, czyli moją babcię, przymusowo zatrudniono w szwalni mundurów, która mieściła się przy Wronkerstrasse w restauracji Zamlewskiego (znanej po wojnie jako Pod Basztą). Ze względu na zmianowy charakter pracy otrzymała mały różowy Nachtausweis, czyli dodatkowy dokument tożsamości, uprawniający do poruszania się po mieście w czasie godziny policyjnej. Do końca życia wstydziła się tego szycia mundurów „niemieckim draniom”. Oj, ta babcia Genia! A przecież rodzina jej męża, chociaż pochodziła z Wileńszczyzny, po wielu tarapatach znalazła się w Niemczech, w Wiesdorfie. Mój dziadek zaś gdy przybył do Polski jako Joseph von Poniatowsky (po ukończeniu seminarium nauczycielskiego w Dusseldorfie, dającego także uprawnienia inżyniera), znał język niemiecki lepiej niż mowę przodków.

Maruszka wspomina z tych czasów nie tylko beztroskie chwile, ale też dwa zdarzenia dla niej dramatyczne. Pewnego zimowego dnia, gdy już chodziła, ale jej siostra była jeszcze wożona w wózku, mama wpadła wózkiem w wysoki śnieg i nie potrafiła się stamtąd wydostać. Bezradna kobieta wyjęła z budy maleństwo i przykazała starszej córeczce, by stała obok wózka i czekała, aż mama wróci z odsieczą. I odeszła! Samotne minuty ciągnęły się Maruszce jak wieki, a strach podchodził do gardła. W końcu ujrzała w oddali dwie sylwetki. Pamięta też radość i ulgę, gdy w jednym z nadchodzących rozpoznała ojca, bo w charakterystyczny sposób kuśtykał (dziadek Józef stracił w młodości palec u nogi).

Drugie wspomnienie też dotyczy ojca, który wychodził do pracy, gdy jeszcze spała, a wracał, gdy już spała. Tęskniła za nim tak bardzo, że – bywało – pod nieobecność taty wślizgiwała się do jego łóżka i wtulała w piżamę. A pewnego razu, wykorzystując nieuwagę mamy, wybrała się sama za moim dziadkiem na dworzec kolejowy. Dziadek musiał dojeżdżać do Poznania, bo z cukrowni został wyrzucony na podstawie „życzliwego” donosu. Z ulicy Sądowej (dziś ul. 1 Maja) jest na dworzec bardzo daleko. Dziecko zniknęło! W domu zarządzono alarm i wszyscy zaczęli szukać. Znalazła Maruszkę ciocia, gdy, dygocząc z zimna, siedziała w okolicach klasztoru na jakimś murku. Jak dziewczynka z zapałkami, tylko tych zapałek na sprzedaż nie miała…

Łukasz Bernady

Szamotuły, 16.05.2018

Frau Bohm

Johanna Bohm – Niemka, nauczycielka języka niemieckiego i prac ręcznych w Szkole Powszechnej nr 1. W końcu lat 20. wynajęła mieszkanie u moich pradziadków.

Grono pedagogiczne

Jedyne zdjęcie z archiwum Fraulein Bohm, jakie zostało w rodzinie Maruszki: grono pedagogiczne Szkoły Powszechnej nr 1 w Szamotułach – luty 1929. Stoją z tyłu (od lewej): Elimer, Szubszyński, Dolski, Zgaiński, Typ. W środkowym rzędzie (od lewej): Jankowski, Pstyka, Jaszewicz, Kluge, Jonć, Kania, Bartecki. Z przodu (od lewej): Schuster, Bohm, Wankowicz, Nowicka, Gierszewski, Zwierzyńska, Janek, Lis [nazwiska odczytane z notatki panny Bohm na odwrocie].

Maruszka z dziadkiem

Maruszka z dziadkiem Jakubem Koniecznym. Obok siedzi jego córka, czyli jej mama, czyli babcia piszącego te słowa, Genowefa Poniatowska.

Maruszka z królikiem

Ktoś podpisał: „1941 rok. Zielone Święto. Małe Bo-bo. Zawarcie przyjaźni ze światem zwierzęcym”.

Maruszka z lalką

Mała Maruszka z lalką. Ok. 1943 r.

Babcia Genia

Genia, czyli Genowefa z Koniecznych Poniatowska. Dopóki dziadek Józiu był sprawny, każdej wiosny przynosił jej z ogrodu bukiecik krokusów. Myślę, że gdy wchodził po schodach z kwiatami, miał w oczach ten właśnie uśmiech.

Cała rodzina

Jesień 1940. Szczęśliwa rodzina. Od lewej u dołu: Józef Poniatowski, Genowefa Poniatowska z Maruszką w objęciach. Obok rodzice młodej mamy: Genowefa ze Zgołów Konieczna i Jakub Konieczny, powyżej ciotka Irka (później Irena Firlejowa) i ciotka Mania, czyli Maria Konieczna. Nazwiska osoby w prawym górnym rogu nie można już teraz ustalić.

Maruszka pod okupacyjnym niebem Szamotuł2025-01-03T21:26:24+01:00

Wesele szamotulskie

Wesele szamotulskie

W 2017 roku „Tradycje weselne z Szamotuł i okolic” zostały wpisane na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego. Ludowe obrzędy weselne Ziemi Szamotulskiej znalazły się w grupie 25 innych tradycji z całej Polski, obok np. krakowskiego Lajkonika, łowickich procesji Bożego Ciała czy koronek z Koniakowa.

Tradycje te sięgają XIX wieku. Zawarcie ślubu w stroju ludowym świadczyło wówczas o przywiązaniu do polskości. W wielu opracowaniach wymienia się osobę ks. Walentego Kryzana, który – jako wikariusz parafii szamotulskiej w latach 1896-1907 – nakazywał nowożeńcom, aby do ślubu wkładali stroje szamotulskie.

Do zachowania wielu tradycji weselnych: obrzędów, pieśni, tańców, strojów przyczyniło się stworzenie na początku lat 30. XX wieku widowiska scenicznego zatytułowanego Wesele szamotulskie. Tekst Wesela spisał Władysław Frąckowiak (1908-1987), muzykę opracował Stanisław Zgaiński (1907-1944). Materiały do widowiska zbierała znawczyni folkloru Stanisława Koputowa (1892-1959) oraz członkinie Stowarzyszenia Kobiet Katolickich.

To właśnie na zebraniu tego stowarzyszenia, po wysłuchaniu referatu Konieczność zachowania zwyczajów i obrzędów ludowych, zrodził się pomysł zbierania elementów obrzędu weselnego. Inicjatywę stworzenia Wesela szamotulskiego podjęło Akademickie Koło Szamotulan ‒ grupa skupiająca absolwentów szamotulskiego gimnazjum oraz studentów pochodzących z regionu szamotulskiego, działająca od 1924 roku i szczególnie zainteresowana kulturą regionu. Na specjalne spotkanie Akademickie Koło Szamotulan zaprosiło znawców i miłośników regionu: Tadeusz Dutkiewicza, Józef Preussa, Stanisława Zgaińskiego oraz ks. Bronisława Heruda, którzy przyłączyli się do inicjatywy. Po zebraniu materiału opracowanie scenariusza powierzono Władysławowi Frąckowiakowi, działającemu w Kole młodemu poecie i literatowi. Wszystkie te okoliczności powstania Wesela sprawiły, że od początku traktowane było ono jako swego rodzaju dzieło zbiorowe.

Widowisko składa się z IV odsłon: Zmówiny, Wyjazd do kościoła, Przed dworem oraz Wesele i zawiera wszystkie elementy tradycyjnych zaślubin. Trzy pierwsze odsłony są znacznie krótsze od ostatniej, najważniejszej. Tekst w wielu miejscach jest zabawny, postaci zróżnicowane, pojawiają się najładniejsze piosenki i tańce regionu. Wszystko to sprawia, że Wesele do dziś ogląda się z przyjemnością.


Z lewej: prawdziwe wiejskie wesele w Przyborówku, 30.04.1932 r. Z prawej: premiera widowiska Wesele szamotulskie, sala Sundmanna, 11.1932 r.


Próby przedstawienia trwały od września 1932 roku, a premiera odbyła się w listopadzie w sali Sundmanna (ul. Poznańska), najpierw dla szkół – w sobotę 19 listopada, a następnego dnia – dla ogółu mieszkańców. W niedzielę odbyły się dwa przedstawienia: w południe dla mieszkańców okolicznych wsi i wieczorem dla mieszkańców miasta. „Gazeta Szamotulska” donosiła, że z niektórych wsi zorganizowane zostały na przedstawienie specjalne wycieczki. Na premierę przybyli dziennikarze poznańskiej prasy oraz ponad dwudziestu przedstawicieli Poznańskiego Towarzystwa Krajoznawczego, którzy przy tej okazji zwiedzili miasto.

Jako aktorzy wystąpili rolnicy i robotnicy rolni („oderwani od ciężkiej pracy w polu czy od młotów fabrycznych”) oraz członkinie Towarzystwa Kobiet Pracujących. Reżyserował Władysław Frąckowiak, a dekoracje przygotował Stanisław Zgaiński.

Przedstawienie okazało się dużym sukcesem. Recenzje były pozytywne, Wesele bardzo spodobało się licznie zgromadzonej publiczności. Dużo osób nie zmieściło się w sporej, jak na szamotulskie warunki, sali, w związku z czym przedstawienie kilkukrotnie powtórzono w kolejnych tygodniach. Wystawiano je także w następnych latach, na przykład w 1933 roku z okazji wizytacji parafii przez bpa Walentego Dymka. W tym samym roku 5 czerwca, w Zielone Świątki, Wesele pokazano także w Poznaniu na scenie Domu Rzemieślniczego. W 1934 roku tekst widowiska wydano drukiem w Księdze Pamiątkowej Akademickiego Koła Szamotulan. Również w 1934 r. widowisko wystawili uczniowie Gimnazjum Humanistycznego im. ks. Piotra Skargi pod kierunkiem nauczyciela i opiekuna Kółka Historyczno-Literackiego. Wesele w tej inscenizacji było prezentowane w rożnych miejscowościach Wielkopolski oraz w Krakowie.


Z lewej strony afisz przedstawienia, w środku „Gazeta Szamotulska” 1932 nr 134, z prawej – okładka Księgi Pamiątkowej Akademickiego Koła Szamotulan, w której zamieszczono tekst Wesela szamotulskiego.


Po wojnie – od 1950 roku – Wesele wystawiane było wielokrotnie przez Zespół Folklorystyczny „Szamotuły” pod kierunkiem Janiny Foltynowej (1921-2008) ‒ współzałożycielki i przez pół wieku kierowniczki zespołu, wspaniałej wykonawczyni tańców i pieśni szamotulskich. Od premiery przez wiele lat w czasie kolejnych inscenizacji występowała kapela braci Orlików. Fragment Wesela szamotulskiego znalazł się w telewizji poznańskiej na samym początku jej istnienia, bo już w roku 1957, rok później nagrano Wesele dla rozgłośni Polskiego Radia w Poznaniu. Kolejnego filmowego nagrania widowiska na kasetę dokonał Pałac Kultury w Poznaniu w 1992 r. Spośród wykonań Wesela w Szamotułach warto wymienić występ z okazji 500-lecia miasta (czerwiec 1956 roku), z okazji 30-lecia zespołu (maj 1975 r., występ przed Zamkiem Górków) oraz z okazji jubileuszu 50-lecia zespołu (maj 1995, hala Wacław).


Inscenizacje przygotowane przez Janinę Foltynową. Źródło zdjęć: strona folklorszamotuly.pl oraz publikacja Urszuli Ćwirlej, 50 lat Zespołu Folklorystycznego „Szamotuły” (Szamotuły 1995).


Od 2015 roku zespół „Szamotuły” gra Wesele w reżyserii i według choreografii Macieja Sierpińskiego, obecnego kierownika zespołu. Premiera nowej inscenizacji odbyła się z okazji 70-lecia zespołu, 9 maja 2015 roku, w Baborówku. Od tego czasu w rodzinnym mieście prezentowano ją już kilka razy. W październiku 2015 roku zespół zaprezentował Wesele w czasie XXXI Ogólnopolskiego Konkursu Tradycyjnego Tańca Ludowego w Rzeszowie, gdzie otrzymał główną nagrodę w kategorii zespoły taneczne. Jeszcze większym sukcesem była nagroda, którą w 2017 roku „Szamotuły” zdobyły w czasie Międzynarodowych Spotkań Folklorystycznych, odbywających się w czasie 54. Tygodnia Kultury Beskidzkiej. Wykonanie Wesela szamotulskiego nagrodzone zostało „za wierną prezentację fragmentu obrzędu weselnego swojego regionu”. Należy dodać, że „Szamotuły” były jedynym wyróżnionym w ten sposób wykonawcą z Polski.

W 2017 roku Szamotulski Ośrodek Kultury wydał publikację Wesele szamotulskie. Składa się na nią: album (teksty dotyczące kultury ludowej regionu, dziejów widowiska i Zespołu „Szamotuły” oraz piękne zdjęcia), płyta z zapisem filmowym Wesela szamotulskiego (Baborówko 2015) oraz reprint scenariusza z roku 1934.

Agnieszka Krygier-Łączkowska

maj 2018 r.



9.05.2015 r., Baborówko. Zdjęcia Tomasz Koryl. Więcej zdjęć  http://www.relacje-fotograficzne.com/jubileusz-70-lecia-zespolu-folklorystycznego-szamotuly/

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Od urodzenia związana z Szamotułami. Polonistka (jak mama) i regionalist(k)a (jak tata).

Dr nauk humanistycznych, redaktor i popularyzator nauki. Prezes Stowarzyszenia WOLNA GRUPA TWÓRCZA, wiceprezes Szamotulskiego Stowarzyszenia Charytatywnego POMOC.

Wesele szamotulskie2021-02-18T12:33:11+01:00

Daromiła Wąsowska-Tomawska, Lata w liceum – pożegnanie

Proza – cykl: Obrazki z przeszłości, część 13.


Daromiła Wąsowska-Tomawska

SZAMOTULSKIE LICEUM I POŻEGNANIE


Było to tak, jakby wczoraj – mówiła mama. Życie przeleciało jak film.

Oglądam fotografię z zabawy naszych rodziców w szamotulskim Liceum Ogólnokształcącym. Siedzą i bawią się wspólnie z nauczycielami. Na kolejnym zdjęciu połączone są dwie nasze maturalne klasy. W pierwszym rzędzie zasiadają profesorowie. Pierwsza z prawej siedzi moja uwielbiana polonistka, Pani Profesor Ewa Budzyńska-Krygier.


Zdjęcie na górze: pierwszy z lewej Teodor Wąsowski, dalej – Leontyna Wąsowska; zdjęcie na dole: pierwsza z prawej siedzi Ewa Budzyńska-Krygier


Po pięćdziesięciu paru latach Pani Profesor zaszczyciła swoją obecnością moje spotkanie autorskie w ramach Salonu Artystycznego im. Jackowskich w Pobiedziskach. Impreza pt. „Z Szamotuł do Wielkich Mistrzów” odbyła się w Szamotułach w listopadzie 2017 roku w uroczej Cafe „Marzenie” przy pysznej „Herbatce szamotulskiej” receptury właścicieli. Ten wyjątkowy obrazek ze spotkania z rodziną i przyjaciółmi pozostanie we mnie na zawsze. Przybyły też moje szkolne koleżanki. Wieczór uświetniła Agnieszka Krygier-Łączkowska, która pięknie recytowała wiersze z tomiku Fotografie, poświęcone Szamotułom.

Widzę te twarze, których już nie ma wśród nas. Odszedł Rysiu Badoń, Czesia Galas, Wojtek Zgaiński, Tadeusz Kruppik. Odeszli wspaniali profesorowie: dyrektor Stefan Pawela- łacinnik, znakomity historyk prof. Braniewicz. Pamiętam o Wszystkich.


ZNÓW NARODZINY HALSZKI

W cieniu księżyca
w żelaznej masce na twarzy
W mroku baszty
Mówią
Czarna Księżniczka
A dzisiaj chcę znów
być piękna
W kolorach przy jędrnych piersiach
i kryzie
Jak nimfa odpłynąć
z kaczeńcem przy uchu
w złocistym skręcie loka
I wznieść się
unieść w oparach mgle Samy
pomiędzy krzykiem a głuszą
I czekać
aż drgną znów usta
i słońce zatrzyma promień
nad pierwszą literą
imienia


MIEJSCE POD GWIAZDAMI

W kruchcie świata

na przysiółku Boga

są miejsca

gdzie cisza wie

wszystko

Tam drzewo Gorca

szumi własnym

cieniem

Tu nad basztą Halszki

gwiazdy na błękicie

Migają jak tamte

dziewczęce marzenia

I dom pokoleń

przy muzyce w gnieździe

To są takie miejsca

przypięte do ciała

Rozświetlonej ciszy

Zatrzymane


KONIEC


Daromiła Wąsowska ze szkolnymi koleżankami

90-letnia Leontyna Wąsowska z dziećmi

Od lewej Bożena Turowska, Daromiła Wąsowska, prof. Ewa Budzyńska-Krygier, Bożena Liberska, Jadwiga Nowaczyk i Wielisława Murek

Daromiła Wąsowska-Tomawska i Agnieszka Krygier-Łączkowska

Współtwórcy Obrazków z przeszłości: Maria Wąsowska-Grajkowska, Zenon Wąsowski i Daromiła Wąsowska-Tomawska

Daromiła Wąsowska-Tomawska

Urodzona w Szamotułach, absolwentka miejscowegoo liceum. Po ojcu – znanym szamotulskim dentyście – odziedziczyła zawód i zamiłowanie do muzyki klasycznej.

Mieszka w Pobiedziskach koło Poznania. Prezes i współzałożycielka Salonu Artystycznego im. Jackowskich. Poetka.

http://regionszamotulski.pl/daromila-wasowska-tomawska/

Daromiła Wąsowska-Tomawska, Lata w liceum – pożegnanie2025-01-04T11:41:35+01:00

Quiz gwarowy 2018

Quiz miesiąca

CZY ZNASZ GWARĘ POZNAŃSKĄ?

Tego jeszcze u nas nie było! Zapraszamy do rozwiązania quizu przygotowanego we współpracy z Pracownią Dialektologiczną UAM i Studenckim Dialektologicznym Kołem Naukowym.

Gwara poznańska 2018

 

Powodzenia!

Quiz gwarowy 20182018-05-05T12:58:28+02:00

Irena Kuczyńska, Matura 1967

Moja matura w szamotulskim Liceum Ogólnokształcącym

Mimo iż od mojej matury w Szamotułach minęło 51 lat, pamiętam, jak gdyby to działo się wczoraj. W niedzielę, poprzedzającą egzamin z języka polskiego, moja najmłodsza siostra miała uroczystość pierwszokomunijną. W domu panowało zamieszanie i nie było czasu na nerwy.

Biała bluzka i granatowa spódniczka wisiały obok pierwszokomunijnej sukienki Fredki, żeby się nie pogniotły. Nie było przecież wtedy materiałów niemnących. Wszystko trzeba było prasować. A niektóre koleżanki jeszcze żelazkami „na duszę” prasowały. Ja na szczęście nie. W Ostrorogu od dawna był już prąd elektryczny.

W poniedziałek rano, wystrojona, z błogosławieństwem mamy, biegłam na 6.00 rano na dworzec kolejowy. Bałam się jechać autobusem. A nużby się spóźnił? A musieliśmy być w szkole wcześniej. Do sali wpuszczano nas od 7.45 i to według kolejności alfabetycznej. Nie wszystkich się znało. Koleżanki z Szamotuł i Wronek uczyły się na drugiej zmianie. Praktycznie nie mieliśmy z nimi kontaktu. Nie wiedziałam, kto będzie koło mnie siedział.

Ściąg na język polski nie miałam. Niektórzy mieli takie paski papieru nawijane na szpulki z opracowanymi gotowymi tematami. Potem, w miarę możliwości, starali się dopasować ściągę do tematu. Czasem kończyło się to tragicznie. Ale posiadacz takiej ściągi napisanej maczkiem, czuł się pewniej. Chociaż nie zawsze mógł z niej korzystać. Nauczyciele pilnowali.


Ok. 1967 r. – klasa XI B. Stoją od lewej: Ania Cejba, Janka Kowalewska, śp. ks. Lucjan Ronduda, Irena Leśna (Kuczyńska – autorka tekstu), Tereska Muszyńska, Ewa Szymkowska, Ela Gacka, śp. Maria Helak, Basia Biniek, Emilia Szymczak. II rząd: Michał Granops, Heniu Matjasz, Andrzej Wachowiak, Marek Białkowski, Andrzej Zięba, Tadziu Kujawski, Michał Fąka, Marian Skowroński, III rząd: Zdzisław Piber, Jan Golon, Piotr Chmielewski, Marian Fiksa, Janusz Niedźwiedź, śp. Maciej Dybizbański, Marian Kasprzak, Jan Bierka, Adam Unger. Brakuje Emilii Krawczyk, śp. Eli Grzesiak, Wandy Romanowskiej, śp. Jacka Mackiewicza, Lilli Mojzesowicz, Danki Wojciechowskiej, Teresy Goździerskiej, Barbary Pałubickiej.


Język polski pisałam w auli. Obok mnie siedziała koleżanka z mojej klasy z nazwiskiem na literę „L” i koleżanka z popołudniowej klasy też na literę „L”. Nieźle, ale polskiego się nie bałam. Lubiłam czytać, lubiłam pisać. No i nauczycielkę miałam fantastyczną. Konkretną, zasadniczą, zawsze egzekwującą wszystko i o wszystkim pamiętającą.

Prof. Ewa Krygier była wymagająca, ale z siebie też dawała wszystko. Nie spóźniała się na lekcje, zawsze była przygotowana, nie marnotrawiła czasu. Traktowała wszystkich równo. Prymus dostał dwóję (jedynek nie było jeszcze), jak coś zawalił. Ale uczeń słaby, jeśli się nauczył, mógł liczyć na dobrą ocenę.

Matury z języka polskiego źle nie wspominam. Komisja z dyrektorem Stanisławem Krzyśką siedziała za stołem, po sali chodziła wychowawczyni prof. Teodozja Bąkowa. Pięć godzin pisania, na brudno i potem na czysto. Tematu (były trzy do wyboru) dokładnie nie pamiętam, ale na pewno był związany z II wojną światową. Moja matura przypadła 22 lata po wojnie, w epoce Władysława Gomułki, po słynnym liście biskupów polskich do biskupów niemieckich.

Po pięciu godzinach koniec pisania. Wyjście do miasta ze szkoły, gdzie wszyscy patrzyli na elegancko ubranych maturzystów. Rzucaliśmy się w oczy. Było miło. Ludzie pytali, jakie były tematy. Nikt ich nie znał, program telewizyjny zaczynał się dopiero pod wieczór. A i wtedy co najwyżej pokazali maturzystów z Warszawy. Każde województwo miało swoje tematy maturalne.

Nazajutrz było gorzej, przynajmniej dla mnie. Matematyka nie była moim ulubionym przedmiotem, mimo iż śp. prof. Władysława Paśkę lubiłam. Chyba z wzajemnością. Ten egzamin pisałam dla odmiany w sali gimnastycznej. Obok siedziały koleżanki, które też za bardzo matematyki nie umiały. Według ówczesnych przepisów trzeba było rozwiązać poprawnie jedno z trzech zadań i drugie „poprawnie rozpocząć”. I udało mi się to jedno zadanie z algebry rozwiązać i drugie rozpocząć. Udało się też sprawdzić z kolegami, czy wynik rozwiązanego zadania jest poprawny. Potem, już po wyjściu, z sali nerwowo przypominaliśmy sobie to, co napisaliśmy.

Czas, który pozostał do egzaminów ustnych, wykorzystywaliśmy na tzw. konsultacje, czyli spotkania w grupach przedmiotowych. Egzaminy ustne były z języka obcego. Jeśli się miało przynajmniej ocenę dobrą w klasie X i na dopuszczeniu do matury, było się zwolnionym z egzaminu. Tym sposobem z języka rosyjskiego u prof. Jadwigi Skorackiej egzaminu nie zdawałam. Byłam zwolniona. Język polski i matematyka były tylko na egzaminie pisemnym.

Zdawałam z historii i z biologii. Wyboru za dużego nie było: fizyka, chemia, biologia, geografia. Fizyka nie wchodziła w rachubę. Chemia też. Chociaż prof. Irena Krawczyk bardzo się starała, nie zdołała mnie zainteresować swoim przedmiotem. Podobnie jak śp. Irena Fludra geografią.

Pozostała więc biologia i prof. Marianna Łuś. Nie to, że lubiłam biologię, ale z czworga złego ten przedmiot i nauczycielka najbardziej mi odpowiadały. Powtarzaliśmy więc budowę pantofelka, euglenę zieloną, odnóża raka, małpę człekokształtną, kończąc na obowiązującej wówczas teorii Aleksandra Oparina ‒ radzieckiego uczonego, który stworzył teorię na temat powstania życia. Prof. Łusiowa na konsultacjach pozwoliła nam dotknąć wszystkich eksponatów, wypchanych ptaków, planszy. W sumie z biologii nawet czwórkę dostałam.

Ostatnie wspólne zdjęcie mojej klasy – kwiecień 1967 r., po dopuszczeniu do matury, park za SP nr 2

Ciężki był egzamin z historii. Tego przedmiotu uczył nas w każdej klasie inny nauczyciel. W klasie VIII – prof. Duszyńska, potem dyrektor Stanisław Krzyśko, potem przez jakiś czas pani Bańczyk. W maturalnej klasie zabrała się za nas prof. Teodozja Bąkowa. I to ona systematyzowała naszą wiedzę. Pamiętam, że przygotowywaliśmy tematy m.in. dzieje Pomorza w Tysiącleciu, dzieje Śląska w Tysiącleciu. Był taki podręcznik historii Polski do rozbiorów. Potem były kolejne podręczniki. Mnóstwo materiału do zapamiętania i m.in. takich „kwiatków” jak ten, że (nie żartuję) w wyniku Wielkiej Socjalistyczej Rewolucji Październikowej w Związku Radzieckim powstało niepodległe państwo polskie w 1918 roku.

Matura z historii obejmowała trzy pytania: z historii Polski, z historii powszechnej i z historii współczesnej, czyli powojennej. Zdawałam ją po południu w auli. Czekaliśmy na swoją kolejkę w klasie obok (z jednym oknem).

Po maturze czekało się na świadectwo i dopiero tam widziało się swoje oceny. Nie było oddzielnych stopni za egzamin dojrzałości. Wszystko na jednym świadectwie.

Świadectwo maturalne w II połowie lat 60. miało dużą wartość. Można było, mając maturę, podjąć pracę w urzędzie. Można było ubiegać się o miejsce na studiach. Ale trzeba było zdawać kolejny egzamin, więc po maturze zaczynało się zakuwanie do egzaminów. Były one znacznie trudniejsze od matury. Chętnych dużo, a miejsc na uczelniach mało.

Mnie udało się zdać na filologię rosyjską na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zdawałam pisemny i ustny egzamin z języka polskiego oraz pisemny i ustny egzamin z języka rosyjskiego. Byłam przez szkołę dobrze przygotowana, a właściwie ukierunkowana, bo dużo uczyłam się sama. W latach 60. korepetycje nikomu się nawet nie śniły.

Po studiach zaczęłam pracować w Liceum Ogólnokształcącym im. Stanisława Staszica w Pleszewie. I znów matura. Przez 30 z górą lat, bo język rosyjski zdawano w mojej szkole chętnie i licznie. W tym czasie przeżywałam trzykrotnie matury moich dzieci, które zdawały w szkole, w której pracowałam. Było to trudne przeżycie.

4 maja maturę zdaje mój wnuk. Trzymam za niego kciuki. I życzę mu tak jak przez lata moim maturzystom „ni pucha ni piera”, co po rosyjsku znaczy „połamania!”.

2018 r.

Irena Kuczyńska

Szamotuły, 03.05.2018

Budynek późniejszego Gimnazjum  i Liceum przed rokiem 1918


To już czasy, kiedy Liceum Ogólnokształcące przeniosło się do nowego budynku – początek lat 80. XX w. W tych latach mieściła się tam Szkoła Podstawowa nr 4.


Obecny wygląd budynku, zdjęcie Jan Kulczak, 2018 r.


Tarcza mojej szkoły


Inne tekst Ireny Kuczyńskiej o szamotulskim liceum:

Irena Kuczyńska z domu Leśna
Urodzona w Ostrorogu, absolwentka szamotulskiego liceum (1967).
Emerytowana nauczycielka języka rosyjskiego w pleszewskim liceum, dziennikarka, blogerka (http://irenakuczynska.pl )

Irena Kuczyńska, Matura 19672025-01-04T11:42:27+01:00

Aktualności – maj 2018

Artyści z Szamotuł dla szamotulan ‒ takie powroty zawsze cieszą!

9 i 13 maja mogliśmy podziwiać dwoje artystów pochodzących z naszego miasta: Aleksander Trąbczyński, aktor, pieśniarz i tłumacz tekstów, zaprezentował utwory Zbigniewa Herberta, a młoda aktorka Monika Roszczak, przyjechała do nas z premierą monodramu Słoń, który wysiedział jajko.

W czasie koncertu Olka Trąbczyńskiego w sali Biblioteki Publicznej można było usłyszeć wiersze recytowane oraz śpiewane do muzyki Stanisława Radwana, Jana Kantego Pawluśkiewicza i Janusza Strobla. Miło, że Olek pamięta o rodzinnym mieście i prawie co roku pojawia się u nas z czymś nowym. Tym razem była to twórczość Zbigniewa Herberta, którego rok teraz obchodzimy.

Monika Roszczak na scenie SzOK-u (a następnego dnia w kinie) zaprezentowała bajkę dla dzieci do tekstu Theodora Seussa. To pierwszy monodram młodej aktorki i od razu bardzo udany. To ciekawie pomyślane przedstawienie ma wiele uroku, a Monika świetnie poradziła sobie z rolą mimo naprawdę niełatwej widowni obecnej na premierze. Kolejne przedstawienie za kilka dni w Warszawie!


Zdjęcia FB Aleksandra Trąbczyńskiego i SzOK


Na majówkę, na majówkę!

Maj w tym roku jest szczególnie piękny. Zapraszamy przy okazji do podziwiania piękna naszego regionu.

N zdjęciach z archiwum Jana Kulczaka rodzina Rybarczyków – okolica Szamotuł, lata 20. i 30. XX wieku.



Wesele szamotulskie w Baborówku ‒ było pięknie!

12 maja odbyło się kolejne w ciągu ostatnich lat przedstawienie Wesela szamotulskiego w  wykonaniu Zespołu Folklorystycznego „Szamotuły”. Widowisko w inscenizacji i choreografii Macieja Sierpińskiego grane jest od trzech lat, trudno wyobrazić sobie dla niego lepszą scenerię niż stodoła w Baborówku. Choć samo Wesele powstało ponad 80 lat temu, ciągle bawi i wzrusza. Wykonanie zespołu jest bardzo dobre pod każdym względem: tanecznym, muzycznym i aktorskim ‒ w końcu zespół zdobył za tę inscenizację nagrodę na ubiegłorocznym Międzynarodowym Festiwalu Folklorystycznym w Wiśle. Zespół „Szamotuły” rozrasta się, wczoraj na scenie pojawiło się aż 10 nowych par, zwłaszcza cieszy jego wielopokoleniowość. Odbyło się też wzruszające pożegnanie z zespołem Anny Czerniak, która z szamotulskim folklorem tanecznym związana jest równo 60 lat (w co trudno uwierzyć, gdy patrzy się na panią Anię!).

Wczoraj w Baborówku zgromadziła się bardzo liczna publiczność, kto nie był, będzie mógł obejrzeć Wesele już na początku września w Szamotułach przy Zamku Górków. A zobaczyć po prostu trzeba!

Więcej o historii Wesela jako widowiska  http://regionszamotulski.pl/wesele-szamotulskie/


Zdjęcia Marta Szymankiewicz


Film Ryszard Kurczewski


Maj ‒ czas pierwszej komunii

W 1912 r. w Szamotułach do pierwszej komunii św. przystąpili Marta (ur. 1902) i Władysław (ur. 1901) Rybarczykowie. Na zdjęciu razem z rodzicami, Marią i Józefem, oraz młodszymi siostrami ‒ Leokadią i Cecylią. Zdjęcie wykonano w atelier A. Roepke przy Töpferstrasse (ul. Garncarska, dom przy dawnej ubezpieczalni).

Władysław Rybarczyk przed II wojną pracował w warsztatach szamotulskiej cukrowni jako specjalista od pomp, w 1939 r. walczył w kampanii wrześniowej, po wojnie uczył tokarstwa i frezowania w szkole zawodowej. Był przez uczniów bardzo lubiany, choć – jak wspomina jego wnuk Paweł – znany był z tego, że gdy uczniowie go zdenerwowali, rzucał na podłogę beret i go deptał. Ożenił się z Klarą z domu Trynka, małżeństwo doczekało się sześciorga dzieci. O Marcie, po mężu Kulczak, pisaliśmy w naszej galerii „Szamotulskie śluby”  http://regionszamotulski.pl/szamotulskie-sluby/


Zdjęcie z archiwum rodzinnego Jana Kulczaka


Znalezisko

Co należy zrobić, kiedy znajdzie się jakiś przedmiot, który może być zabytkiem? Aleksander Winter znalazł wczoraj w Szamotułach monetę i… Przeczytajcie poniżej tekt, który nam przesłał. Bardzo podoba nam się postawa i pasja historyczna. Znalazca jest młodym prawnikiem, co zresztą widać po fachowości i języku tekstu. Gratulujemy!

ZGŁOSZENIE ZABYTKU ARCHEOLOGICZNEGO

Zgodnie z treścią art. 33 ust. 1 Ustawy o Ochronie Zabytków i Opiece nad Zabytkami z dnia 23 lipca 2003 roku zawiadamiam, że dokonałem przypadkowego odkrycia niżej wymienionego przedmiotu, co do którego mam przypuszczenie, że może być zabytkiem archeologicznym.

Znaleziony zabytek to moneta pochodząca z okresu jagiellońskiego. Najprawdopodobniej jest to falsyfikat z epoki (falsyfikat denara wybitego we Wschowie). Znalezisko to jest unikalne i posiada elementarną wartość historyczną, ponieważ może pomóc wskazać z większym prawdopodobieństwem datę rozpoczęcia budowy Baszty Halszki w Szamotułach oraz jej fundatora. Falsyfikat ten wskazuje, że został wykonany na początku emisji denarów wschowskich tego typu, na co wskazuje głowa orła skierowana w przeciwnym kierunku (na oryginalnym rewersie monety głowa orła skierowana jest w lewo) co może świadczyć o braku znajomości wyglądu oryginału tej monety wśród ludzi, którzy się nią posługiwali. Moneta jest w dobrym stanie zachowania i jest ważnym zabytkiem, tym bardziej, że została znaleziona przy Zamku w Szamotułach, działka o numerze 1623/1. Nie jestem profesjonalnym podmiotem zajmującym się archeologią.

Monetę tę znalazłem, nie używając żadnych narzędzi. Pojawiła się tam najpewniej dzięki samoistnym ruchom ziemi i najpewniej na wyższy poziom geologiczny dostała się w trakcie prac renowacyjnych zabudowań zamkowych.

Wnioskuję o przebadanie powierzchniowe terenu zamku w Szamotułach, aby uniknąć sytuacji, kiedy ktoś znajdzie zabytek i potraktuje go jako pamiątkę i nie zgłosi go do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Znaleziska dokonałem w dniu 10 V 2018 roku, w godzinach popołudniowych. Leżała ona na ziemi, na wierzchu i nie zauważyłem innych zabytków. Ze względu na fakt, że moneta została znaleziona w miejscu dość mocno uczęszczanym, nie byłem w stanie zabezpieczyć miejsca znaleziska.

Znalezisko zostało zgłoszone do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków z siedzibą w Poznaniu. Wnoszę o wystawienie monety na widok publiczny w Muzeum Zamek Górków w Szamotułach.

Aleksander Winter



Czas matur

Życzymy powodzenia tegorocznym maturzystom i przedstawiamy zdjęcie z pierwszej matury, która odbyła się w szamotulskim Progimnazjum im. ks. Piotra Skargi (dziś Gimnazjum i Liceum) w 1924 roku. Z dziesięciu młodych ludzi ‒ ówczesnych absolwentów w przyszłości trzech zostało prawnikami, był też lekarz, ekonomista i zakonnik. Grono pedagogiczne na tej fotografii jest liczniejsze od rocznika maturalnego. Wiemy, że czytają nasz portal dawni uczniowie Eliasza Arystowa (siedzi 2. od prawej) ‒ wspaniałego nauczyciela matematyki, który w szamotulskim liceum pracował prawie 30 lat.


Maturzyści: Ryszard Grzeszczak, Edmund Straszewski, Kazimierz Konkol, Antoni Zwierzyński, Wacław Trafalski, Witold Białasik, Edward Sundmann, Zygmunt Metzig, Zbigniew Ostojski, Marian Ruczyński. Nauczyciele: (stoją) Józef Milisiewicz – gimnastyka, Karol Gutsche – j. angielski, Wacław Masłowski – rysunek, Franciszek Wojciechowski – gimnastyka, Wiktor Krukowski – lekarz, Józef Bajerlein – geografia, (siedzą) Aleksander Fediaj – fizyka, Maria Lipińska – j. polski, Jan Kotlarz – łacina, Teresa Sprzyszewska – j. francuski, Jan Sprzyszewski – matematyka (dyrektor), ks. prefekt – Karol Gałęzowski, Eliasz Arystow – matematyka, ks. Hipolit Kowalewicz.

Zdjęcie z archiwum rodzinnego Ewy Michalskiej-Czajki; opis zdjęcia za: „Słowo Szamotuł” 1994 nr 17.


Sukces szamotulskich szkół w 3. edycji programu edukacyjnego Bramy Poznania

Świetne projekty edukacyjne o ks. Wincentym Taszarskim, hr. Mieczysławie Kwileckim i Józefie Kawalerze

Trzecia edycja programu edukacyjnego „Szkoła Dziedzictwa” odbywała się pod hasłem: działaj! Na 7 nagrodzonych lub wyróżnionych szkół aż 3 to szkoły szamotulskie. Nagrodzony został projekt Szkoły Podstawowej nr 1, poświęcony postaci ks. Wincentego Taszarskiego (opiekun Paweł Biedny), a wyróżniony – prezentowany na naszym portalu projekt Zespołu Szkół Specjalnych im. Jana Brzechwy o działalności Mieczysława Kwileckiego (opiekun Aleksandra Piątkowska)  http://regionszamotulski.pl/projekt-mieczyslaw-kwilecki-jako-organicznik/

Wyróżniony został także film zrealizowany przez młodzież Zespołu Szkół nr 1 (Gimnazjum i Liceum) im. ks. Piotra Skargi (opiekun projektu Natalia Szulc). W filmie o Józefie Kawalerze opowiada jego prawnuczka Maria Kuzioła. Maria Kuzioła jest autorką pięknie wydanej książki „Wyszykowanie. Poligraficzne wspomnienie XX wieku”, poświęconej działalności Józefa Kawalera (2017 r., praca licencjacka na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu).




Robotnicze strajki z początku XX w. w Szamotułach

1 maja przypominamy strajki robotnicze w Szamotułach. Na przełomie XIX i XX w. powstało kilka zakładów zatrudniających do kilkuset osób. Kształtowały się również oddziały związków zawodowych: zarówno narodowo-demokratycznych i katolickich, jak i socjalistycznych. Niskim zarobkom i złym warunkom pracy w 1905 r. przeciwstawili się cieśle, w 1907 r. strajkowali robotnicy z cukrowni, w 1908 r. ‒ młynów i meblarni, a w roku 1911 robotnicy branży budowlanej.




Tablicę ze zdjęcia postawiono w 1955 r. obok olejarni przy ul. Dworcowej. Dziś na miejscu wyburzonego zakładu jest Lidl i nowy blok, pozostał tylko – odremontowany – dawny biurowiec. Zdjęcie Andrzej Bednarski (ok. 2008 r.)

Szamotuły, 01.05.2018

MAJ 2018

IMPREZY I KONCERTY


Trwające



Minione


4.05, godz. 18 – Antonio Vivaldi – mniej znane oblicze
Państwowa Szkoła Muzyczna I i II stopnia w Szamotułach

17 maja godz. 18.00 – Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Szamotuły

19 maja 2018 r., Muzeum-Zamek Górków w Szamotułach zaprasza w godzinach od 18:00 do 23:00 do Zamku:

* 19.00 Koncert Joachima Mencla na lirze korbowej (sala wystaw czasowych)

* 21.00 Koncert – Jazz i Swing (sala koncertowa) – trio w składzie: Paweł Kuźniak – kontrabas, Tomasz Kuźniak – klarnet, saksofon, Jerzy Drygas – gitara

* wystawa strojów i rekwizytów z filmu Jerzego Hoffmana pt. „Ogniem i mieczem” ‒ w klimat XVII-wiecznej Rzeczypospolitej wprowadzi Grupa Rekonstrukcji Historycznej Panowie Bracia z Sierakowa (od godz. 17.00 ok. godz. 21.00).


KINO


Aktualności – maj 20182025-01-30T14:23:33+01:00

Daromiła Wąsowska-Tomawska, ks. Narcyz Putz

Obrazki z przeszłości, część 12.


Daromiła Wąsowska-Tomawska

PROBOSZCZ LUDZI BIEDNYCH I MŁODE POLKI W SZAMOTUŁACH


Urodzony w Sierakowie Narcyz Putz (1877-1942), po studiach teologicznych w Poznaniu i Gnieźnie, przyjął w roku 1901 święcenia kapłańskie. Od roku 1925 do wybuchu wojny był proboszczem parafii św. Wojciecha. Przyczynił się do powstania w Poznaniu nowych parafii w dzielnicach: Winiary, Naramowice i Sołacz. Pracował w różnych miastach powiatu wielkopolskiego.

Podczas Powstania Wielkopolskiego włączył się w działania niepodległościowe. Sam z fuzją myśliwską na ramieniu prowadził Powstańców swojej parafii na Inowrocław. Po odzyskaniu niepodległości ks. Narcyz Putz nadal czynnie uczestniczy w życiu społecznym i politycznym. W Poznaniu współpracuje z organizacjami charytatywnymi Caritas, Polski Czerwony Krzyż. Należy do komitetu do Spraw Bezrobocia na miasto Poznań. W parafii św. Wojciecha powołuje Towarzystwo św. Wincentego à Paulo dla mężczyzn i kobiet zajmujące się biedą poznańską. Nazwany jest proboszczem ludzi biednych. Zajmuje się również pracą redaktorsko-wydawniczą. W latach 1928-1939 jest redaktorem „Tygodnika Kościelnego Parafii św. Wojciecha”.

Po wkroczeniu Niemców do Polski zostaje uwięziony i osadzony 3 listopada 1939 roku w Forcie VII w Poznaniu. Tutaj poddawany jest torturom fizycznym i moralnym. Jest przewodnikiem duchowym dla współwięźniów. Wywieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau, potem Gusen i znowu Dachau, nie traci pogody ducha, zagrzewa innych do wytrwania. Na skutek wyziębienia organizmu umiera w roku 1942 w Dachau na zapalenie płuc.


Pamiątka ze zjazdu kół śpiewaczych w Kaźmierzu, 17 czerwca 1932 r. Pierwsza z lewej – Leontyna Kruszona, po mężu Wąsowska


Od października 1903 do maja 1913 roku ksiądz Narcyz Putz był wikariuszem w Szamotułach. Brał aktywny udział w pracach pozakościelnych. Był współzałożycielem Spółdzielni „Rolnik”, inicjatorem powstania i pierwszym prezesem chóru „Lutnia”, angażował się w prace powstających związków zawodowych, mocno wspierał polskiego kandydata w wyborach do parlamentu pruskiego. W roku 1909 w Szamotułach ks. Narcyz Putz czytał wiersze w czasie spotkania poświęconego 100-leciu urodzin Juliusza Słowackiego. Policja pruska dopatrzyła się nieprawidłowości i ukarała go grzywną. Działał również w Towarzystwie Czytelni Ludowych. Wspierał ubogą uczącą się młodzież, organizował dla niej kolonie letnie. Dużo czasu poświęcał młodzieży zrzeszonej w organizacjach kościelnych.

Był patronem Towarzystwa Kobiet „Oświata”, zatrudnionych w handlu i konfekcji. W roku 1927 powołał do życia KSMM ‒ Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej, które liczyło 50 członków. W tym samym roku 1927 założył Stowarzyszenie Młodych Polek. Pod jego patronatem organizowane były lekcje śpiewu, wystawiano sztuki amatorskie, urządzano wycieczki i gry sportowe.

Ksiądz prymas August Hlond mianował księdza Narcyza Putza patronem powstałego Okręgu Poznańskiego Związku Młodych Polek. Po reorganizacji tego ruchu w roku 1934 został asystentem kościelnym Okręgu Poznańskiego KSMŻ – Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej. Wiele uwagi poświęcał wychowaniu fizycznemu młodzieży. Organizował dla nich zawody sportowe.

Wśród innych polskich męczenników II wojny światowej w 1999 roku papież Jan Paweł II wyniósł na ołtarze również księdza Narcyza Putza.


Bł. ks. Narcyz Putz, portret Jerzego Oleksiaka  http://jerzy-oleksiak.pl/portrety

Leontyna Kruszona, po mężu Wąsowska

Obraz beatyfikacyjny 108 Męczenników II wojny światowej

Na górze strony – ks. Narcyz Putz jako wikariusz parafii kolegiackiej w Szamotułach (zdjęcie z archiwum parafii) i członkowie prezydium Stowarzyszenia Młodych Polek z pocztami sztandarowymi, 1932 r. (zdjęcie – Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Daromiła Wąsowska-Tomawska

Urodzona w Szamotułach, absolwentka miejscowegoo liceum. Po ojcu – znanym szamotulskim dentyście – odziedziczyła zawód i zamiłowanie do muzyki klasycznej.

Mieszka w Pobiedziskach koło Poznania. Prezes i współzałożycielka Salonu Artystycznego im. Jackowskich. Poetka.

http://regionszamotulski.pl/daromila-wasowska-tomawska/

Daromiła Wąsowska-Tomawska, ks. Narcyz Putz2025-01-04T11:43:19+01:00

Pomnik Powstańców Wielkopolskich

Szamotulskie pomniki poświęcone powstańcom wielkopolskim

W pobliżu kościoła Świętego Krzyża, obok mostu na Samie, od 1978 roku znajduje się  pomnik  w formie głazu narzutowego. Nie jest to pierwszy, lecz trzeci pomnik stojący w Szamotułach w tym miejscu.


Zdjęcia Andrzej Bednarski i Ireneusz Walerjańczyk


Obecny pomnik zaprojektował Ryszard Skupin (1930-2005), polski malarz i rzeźbiarz, twórca, między innymi, pomnika Powstańców Wielkopolskich na poznańskim Górczynie oraz popiersia Stanisława Staszica, stojącego obok Zespołu Szkół Ekonomicznych jego imienia przy ul. Marszałkowskiej w Poznaniu.

Na głównej części szamotulskiego pomnika umieszczone są dwie tablice. Jedna przedstawia Wielkopolski Krzyż Powstańczy ‒ odznaczenie wojskowe, ustanowione w 1957 roku przez Radę Państwa PRL i do 1999 roku nadawane, także pośmiertnie, osobom zaangażowanym w powstanie wielkopolskie. Po lewej stronie głazu znajduje się tablica: „Powstańcom Wielkopolskim w sześćdziesiątą rocznicę walk o niepodległość narodową ‒ społeczeństwo Ziemi Szamotulskiej”. Na tym samym betonowym podwyższeniu co głaz umieszczono drugi nieduży postument z informacją o wcześniejszym pomniku: „W tym samym miejscu w latach 1928-1939 stał pomnik Powstańca Wielkopolskiego zniszczony przez hitlerowców”.

Pomnik stanowi wyraz wdzięczności dla powstańców, równocześnie upamiętnia starania szamotulan, którzy w okresie międzywojennym wznieśli pomnik dla uczczenia w większości żyjących przecież jeszcze wtedy rodaków, czasem z sąsiedniego domu czy z tej samej ulicy.

W sześćdziesiątą rocznicę powstania nie zdecydowano się na odtworzenie tego dawnego pomnika. Być może wybrano rozwiązanie tańsze, a może zadecydowały o tym względy polityczne, bowiem czasy nie sprzyjały popularyzacji dzieł Marcina Rożka, twórcy przedwojennego pomnika. Skoro do dziś stoi pomnik z głazem narzutowym, należałoby zadbać o usunięcie z tablic błędnych zapisów: „w 60-tą” (powinno być „w 60.”) i „Wlkp” (na końcu skrótu musi być kropka). Trzeba zmienić też datę wzniesienia pomnika w okresie międzywojennym: w rzeczywistości pomnik odsłonięto w 1929, a nie ‒ jak podano ‒ w 1928 roku.

Od 2013 roku w rocznicę wybuchu powstania szamotulski fanklub „Lecha” Poznań organizuje Marsz Powstańczy, który rozpoczyna się pod bazyliką kolegiacką, a kończy właśnie pod prezentowanym pomnikiem. 16 kwietnia 2018 roku kwiaty złożył w tym miejscu także prezydent Andrzej Duda.

Odsłonięcie pierwszego pomnika powstańców

Idea upamiętnienia powstańców pojawiła się wkrótce po wojnie, inicjatywę tę podjęło Towarzystwo Powstańców i Wojaków. 21 października 1923 roku na budynku dworca kolejowego odsłonięto, przechowywaną obecnie w Muzeum – Zamku Górków, tablicę upamiętniającą oswobodzenie Szamotuł spod władzy niemieckiej. Już w następnym roku rozpoczęły się starania, aby w Szamotułach, podobnie jak w innych miastach, stanął pomnik ku czci poległych powstańców. Kilkakrotnie zmieniały się plany jego usytuowania. Początkowo pomnik miał stanąć, jak donosiła „Gazeta Szamotulska” (1924 nr 110), „pomiędzy ul. Sportową a willą p. Burmistrza”, czyli w okolicach dzisiejszego Szamotulskiego Ośrodka Kultury lub terenu za nim (w okresie międzywojennym nazywano ten teren placem Dąbrowskiego). Późnej myślano o lokalizacji pomnika na Rynku, brano też pod uwagę pl. Kościuszki, ale Rada Miejska nie zgodziła się ze względu na trudności związane z przeniesieniem fontanny. Ostatecznie wyznaczono miejsce przy kościele św. Krzyża.

Już samo poświęcenie kamienia węgielnego miało bardzo uroczysty charakter. 19 lipca 1925 roku najpierw odbyło się nabożeństwo w kościele kolegiackim, a następnie uczestnicy przeszli w pochodzie na miejsce wybrane pod pomnik przy kościele św. Krzyża. Jak odnotowała „Gazeta Szamotulska” (1925 nr 83), w przemówieniu ks. proboszcz Bolesław Kaźmierski nazwał powstańców bohaterami, którzy „swym czynem dowiedli prawdziwości słów hymnu: Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród, nie damy pogrześć mowy”. Do specjalnej urny włożono dokument poświęcenia pomnika, egzemplarze, między innymi, „Gazety Szamotulskiej” i broszury Michała Skiby Szamotuły w Powstaniu Wielkopolskim 1918/1919 oraz ówczesne monety. Urnę wsunięto w fundament, a pierwszą cegłę położył starosta Bronisław Ruczyński. Rozpoczęto zbieranie funduszy na pomnik, po domach chodzili specjalni kwestarze.


Pomnik Powstańca, Widoki Powiatu Szamotulskiego na starych pocztówkach 1898-1945, Szamotuły 2016


Odsłonięcie pomnika miało miejsce cztery lata później ‒ we wrześniu 1929 roku. Liczono, że dojdzie do niego znacznie wcześniej, na skutek trudności jeden komitet organizacyjny zrezygnował i powołano następny. Kilka razy zmieniał się także sam projekt pomnika.

Uroczystości odbyły się w dniach 7-8 września i ‒ trzeba przyznać ‒ miały charakter wyjątkowy. Autor relacji zamieszczonej w „Gazecie Szamotulskiej” (1929 nr 106) zatytułował swój tekst Wielkie dni Szamotuł. Miasto było pięknie przystrojone kwiatami i flagami narodowymi, ustawiono też wiele dekoracji dziś rzadko używanych, określanych jako bramy triumfalne. Nie obyło się bez kłopotów, gdyż którejś nocy skradziono zasłonę z gotowego pomnika i od tej pory pilnował go nocny stróż. Dwudniowe uroczystości rozpoczęły się w sobotę, 7 września. Rano ks. proboszcz Kaźmierski odprawił nabożeństwo żałobne, a delegacja szamotulskiego Towarzystwa Powstańców i Wojaków złożyła kwiaty na grobach poległych powstańców. Po południu zaciągnięto wartę przed pomnikiem, a wieczorem odbył się capstrzyk ‒ przemarsz różnych organizacji z orkiestrą i pochodniami, zakończony wieczornicą w sali Sundmanna przy ul. Poznańskiej. W czasie wieczornicy śpiewał chór Lutnia, grała orkiestra. Głównym punktem programu był referat Zygmunta Ciesielczyka ‒ osoby niezwykle zasłużonej dla Szamotuł w okresie powstania wielkopolskiego. To właśnie Zygmunt Ciesielczyk, jako prezes oddziału (gniazda) Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, zorganizował pierwszy oddział zbrojny, był ważną osobą w Powiatowej Radzie Ludowej i pierwszym komendantem wojskowym miasta.

W niedzielę od wczesnego rana do miasta przybywały delegacje, które na dworcu witał burmistrz Konstanty Scholl ‒ z perspektywy czasu można powiedzieć, że najbardziej zasłużony i popularny włodarz Szamotuł. Członek Komitetu Organizacyjnego, znany działacz społeczny i regionalista Józef Preuss sprawnie uformował pochód, który wyruszył na nabożeństwo do kościoła kolegiackiego.


Przemawia generał Józef Dowbor-Muśnicki


Po nabożeństwie „wielotysięczne rzesze”, jak to opisał dziennikarz „Gazety Szamotulskiej”, ustawiły się w kolumnach na Rynku. Chorągiew wciągnął na maszt szamotulski powstaniec Kazimierz Lurka, a zastępca dowódcy Okręgu Korpusu Nr VII płk Gomółowski dokonał przeglądu zgromadzonych organizacji. Wszyscy udali się w pochodzie na plac w pobliżu pomnika. Najważniejszym gościem uroczystości był Józef Dowbor-Muśnicki ‒ generał w stanie spoczynku, dawny dowódca powstania wielkopolskiego. W czasie uroczystości odsłonięcia pomnika przemawiali ks. Kaźmierski, gen. Dowbor-Muśnicki i burmistrz Scholl. Nadesłane telegramy, między innymi przez marszałka Józefa Piłsudskiego, odczytał prezes szamotulskiego okręgu Towarzystwa Powstańców i Wojaków, a zarazem przewodniczący Komitetu Organizacyjnego, Edward Müller. W czasie apelu poległych odczytano nazwiska szamotulan ‒ uczestników walk niepodległościowych z lat 1918-1920, którzy zginęli w czasie walk lub zmarli na skutek odniesionych ran. Na koniec uroczystości odbyła się defilada, w której oprócz Towarzystwa Powstańców i Wojaków wzięły udział takie organizacje jak „Sokół”, Bractwo Strzeleckie, Młode Polki, harcerze, a także młodzież, cechy i organizacje rolnicze. Podobnie jak dnia poprzedniego w czasie nabożeństwa i uroczystości pod pomnikiem śpiewał chór Lutnia pod kierunkiem Tomasza Leśnika.

Po południu odbyły się „zabawy ludowe” z konkursami, a wieczorem tańce w hotelu Eldorado (budynek kina) i w obiekcie Strzelnicy przy dzisiejszej ul. Wojska Polskiego.

„Gazeta Szamotulska” 1929 nr 104


Pomnik Powstańca Wielkopolskiego

Zdjęcia z archiwum Ireneusza Walerjańczyka i rodziny Józefa Preussa (koloryzacja Anna Marjańska)

Groby powstańców wielkopolskich i żołnierzy I wojny światowej na cmentarzu w Szamotułach

Zdjęcia: z archiwum Ireneusza Walerjańczyka (lata 20. XX w.) i Andrzej Bednarski (2008 r.)

Zdjęcia: NAC i Ireneusz Walerjańczyk

Pomnik i jego twórca

W przemówieniu pod pomnikiem burmistrz Konstanty Scholl powiedział: „Pomnik ten stanie się prawdziwą ozdobą naszego miasta. Położony w cieniu kościoła klasztornego, będzie przykuwał uwagę i wzrok przechodnia”.

Widoczny na starych zdjęciach pomnik przedstawiał umieszczoną na prostopadłościennym cokole postać powstańca w płaszczu wojskowym i czapce, z bronią opartą o ziemię i leżącym z tyłu ekwipunkiem. Głowa powstańca zwrócona jest w lewo, w stronę szamotulskiego Rynku. Twórcą pomnika był Marcin Rożek (1885-1944), rzeźbiarz i malarz, który sam brał udział w powstaniu wielkopolskim. W Szamotułach do dziś w nawie Matki Bożej bazyliki kolegiackiej przetrwały dwie jego prace: drewniana rzeźba św. Antoniego z Dzieciątkiem oraz gipsowa płaskorzeźba Matki Bożej i św. Stanisława Kostki.

Marcin Rożek stworzył wiele pomników, między innymi pomnik Bolesława Chrobrego z placu Katedralnego w Gnieźnie, popiersia Chopina i Moniuszki z poznańskich parków, a także budzącą dziś kontrowersje figurę z pomnika Serca Jezusowego w Poznaniu (zwanego Pomnikiem Wdzięczności). Jego dzieła znajdują się w poznańskim Muzeum Narodowym oraz w muzeach warszawskich.

Już na początku II wojny Rożek znalazł się na liście osób poszukiwanych przez Gestapo. Ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem w różnych miejscowościach, jednak w 1942 roku został aresztowany i osadzony w Forcie VII w Poznaniu. Chociaż przyjaciele stworzyli mu możliwość ucieczki w czasie przewożenia do prac poza obozem, nie skorzystał z niej, ponieważ nie chciał opuszczać towarzyszy więzienia, którym czuł się potrzebny. Na polecenie komendanta obozu namalował kilka obrazów na podstawie niemieckich pocztówek, odmówił jednak wykonania portretu Hitlera do siedziby Gestapo w Poznaniu, przez co wydał na siebie wyrok śmierci. W lipcu 1943 r. wysłano go do obozu Auschwitz-Birkenau, gdzie zmarł wiosną 1944 roku.

Jeszcze na początku wojny Niemcy zniszczyli wiele prac Marcina Rożka: w Gnieźnie ‒ pomnik Bolesława Chrobrego, w Poznaniu ‒ Pomnik Wdzięczności, w Kartuzach ‒ pomnik Matki Boskiej Królowej Korony Polskiej. Ten sam los spotkał, niestety, jego szamotulskie dzieło. 16 września 1939 r. Niemcy wysadzili dwa obiekty w Szamotułach: pomnik Powstańca oraz synagogę przy ul. Szerokiej (dzisiejszej  Braci Czeskich).

Kriegerdenkmal

Zanim w 1925 roku wmurowano kamień węgielny pod pomnik wdzięczności bohaterom powstania wielkopolskiego, członkowie Towarzystwa Powstańców i Wojaków „własnymi rękami wyrzucili stare podstawy niemieckiego Kriegerdenkmalu” („Gazeta Szamotulska” 1925 nr 84).

Wspomniany tu pomnik ku czci żołnierzy pruskich, którzy zginęli w czasie wojny prusko-austriackiej (1866) i prusko-francuskiej (1870-1871), od kilku lat stał już wtedy w innym miejscu. W pobliżu kościoła wzniesiono go w 1896 roku, a po odzyskaniu przez Polskę niepodległości przeniesiono na nieistniejący już dzisiaj cmentarz ewangelicki. Na cmentarz ten wchodziło się od placu Henryka Sienkiewicza przy ówczesnym szpitalu diakonis (protestanckich sióstr) i pastorówce, czyli obok zachowanych do dziś budynków, które przez kilkadziesiąt lat po II wojnie zajmowały sąd i prokuratura. Zachowały się także część ogrodzenia cmentarza od ul. Powstańców Wielkopolskich oraz jego brama. Znakiem pamięci o szamotulskich ewangelikach są wiszące na niej często wiązanki sztucznych kwiatów.


Kriegerdenkmal, Szamotuły na dawnej pocztówce 1898-1939, Szamotuły 2000


Obecnie na miejscu cmentarza ewangelickiego oraz usytuowanego obok niego kirkutu, czyli cmentarza żydowskiego, znajdują się obiekty Zespołu Szkół nr 2 oraz odcinek ulicy Zamkowej od strony Powstańców Wielkopolskich. Niemcy w czasie wojny zniszczyli cmentarz żydowski, a Polacy, po wojnie, zlikwidowali cmentarz ewangelicki.

Walki narodów są nie tylko walkami na śmierć i życie. Towarzyszy im walka pamięci z niepamięcią, czego wyrazem jest stawianie i usuwanie pomników, a także likwidacja cmentarzy.

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Szamotuły, 20 kwietnia 2018 r.


Agnieszka Krygier-Łączkowska

Od urodzenia związana z Szamotułami. Polonistka (jak mama) i regionalist(k)a (jak tata).

Dr nauk humanistycznych, redaktor i popularyzator nauki. Prezes Stowarzyszenia WOLNA GRUPA TWÓRCZA, wiceprezes Szamotulskiego Stowarzyszenia Charytatywnego POMOC.

Pomnik widziany z budynku poczty – początek lat 30. XX w. Zdjęcie wykonane przez Stefana Górczyńskiego. Archiwum rodzinne Iwony Górczyńskiej-Hapko.

Kolaż – Ireneusz Walerjańczyk

Pomnik Powstańców Wielkopolskich2021-12-28T16:51:38+01:00
Go to Top