Irena Kuczyńska
Biała bluzka, tapirowane włosy i pierwsze buty na obcasie, czyli moja studniówka z lat 60.
Pewnie nie uwierzycie, że był taki czas, kiedy na studniówkach strojem balowym była granatowa spódniczka i biała bluzka albo czarna sukienka z białym kołnierzykiem. W takim właśnie stroju wystąpiłam na swojej studniówce w Liceum Ogólnokształcącym w Szamotułach w styczniu 1967 roku. Zabawa, jak zawsze w tamtych czasach, odbywała się w budynku szkoły.
Mój strój uzupełniały półszpilki, pierwsze w życiu. I fryzura zrobiona w modnym w latach 60. zakładzie fryzjerskim „Krystyna”. Nawijane na wałki loki, tapir i haczyki nad uszami. Wszystkie byłyśmy takie eleganckie. My z XI B miałyśmy te półszpilki, ale dziewczyny z równoległej XI A, miały zwyczajne płaskie buciki. Ich wychowawczyni nie dała się przekonać do szpilek.
Studniówka w latach 60. tym różniła się od zwykłej szkolnej zabawy, że trwała (chyba) do 22.00, a najwyżej do północy. Dokładnie nie pamiętam. No i tym, że można było mieć fryzurę od fryzjera i te buty. Ale odbywała się w szkole, w auli, udekorowanej na tę okoliczność bibułkami.
Nie było też żadnej kolacji, żadnej kawy czy herbaty. Być może popijali kawę profesorowie, którzy siedzieli przy długim stole pod oknem i przyglądali się zabawie. Wśród nich na pewno był Józef Śmigielski – nasz wychowawca w klasach VIII-X, Teodozja Bąkowa i Rafał Pisula, którzy byli naszymi wychowawcami w klasie maturalnej.
Oczywiście, byli przez maturzystów zapraszani do tańca. Dziewczyny prosiły do tańca profesorów. Ja na pewno poprosiłam do tańca mojego ulubionego profesora matematyki Władysława Paśkę. W klasie się śmiali, że załatwiam sobie ocenę z matmy, która była moją piętą achillesową. Ale to nie była prawda. Lubiłam „Władka” i chyba z wzajemnością. Na pewno tańczyłam z moim ulubionym „Trąbolem”, czyli Konradem Roszczakiem – panem od przysposobienia obronnego. Czy poszłam po dyrektora Stanisława Krzyśkę? Być może tak, bo też się lubiliśmy.
Panie profesorki były wyprowadzane na parkiet przez chłopaków. Także oni wyglądali bardzo elegancko. Wszyscy mieli nowe garnitury, białe koszule i krawaty. Ten strój był już kupiony na maturę. Do dobrego tonu należało zaproszenie do tańca profesorów. Nie wypadało, żeby goście, przez nas na studniówkę zaproszeni, siedzieli i nie tańczyli.
Może to zabrzmi banalnie, ale w latach 60. w szkole średniej przestrzegano dobrych manier. Zapraszania pań do tańca z ukłonem, odprowadzanie po tańcu z ukłonem i podziękowaniem za taniec.
Takie tarcze uczniowie szamotulskiego ogólniaka nosili do końca lat 70.
Na studniówce obowiązywał regulamin szkolny. Wszyscy chłopcy mieli na rękawach tarcze szkolne. Pamiętam do dziś jedno ze studniówkowych haseł: „U nas nawet na zabawie, trza mieć tarczę na rękawie”. Wracając do jedzenia, to na pewno były pączki, albo jakieś inne ciastka, które (chyba) roznosiły na tacach mamy z komitetu rodzicielskiego. A może się je brało w bufecie urządzonym w klasie przy auli?
Oczywiście był program artystyczny, który przygotowywali uczniowie. Byłam w zespole, przygotowującym program. Jak dziś pamiętam, że przedstawienie było podsłuchiwaniem i podpatrywaniem tego, o czym się mówi w pokoju nauczycielskim. W pamięci została mi wielka (może obciągnięta papierem) rama z wielką dziurką od klucza. Z jednej strony uczniowie, z drugiej też uczniowie, udający profesorów.
No i tańce, bo one były najważniejsze. Poloneza nie pamiętam. Może był, może go nie było. Co się tańczyło w latach 60.? W 1967 hitem były przeboje Piotra Szczepanika Puste koperty, Goniąc kormorany… Tańczono w parach. Był też twist, a jakże! Ale wszystko tańczyło się w parach. Raczej nie pamiętam tańców w kółeczkach.
Pamiętam emocje, kiedy zespół zaczynał grać. Spod męskiej ściany ruszali ku żeńskiej ścianie chłopcy. Każda czekała, kto ją zaprosi do tańca. I czy będzie to ten, który się podoba. Można było, oczywiście, odmówić, ale raczej się tańczyło. Nawet jeśli partner deptał po nogach, bo słoń mu na ucho nadepnął.
O i jeszcze jedno! Były tak zwane białe walczyki i białe tanga, kiedy to dziewczyny zapraszały do tańca chłopaków. I trzeba było się śpieszyć, żeby upatrzonego chłopaka koleżanka nie sprzątnęła sprzed nosa. Były też szkolne pary. One tańczyły tylko ze sobą, no i z profesorami. Czasem znikały na chwilę i szukały samotności na szkolnych korytarzach.
Z kim się bawiły dziewczyny z dwóch żeńskich klas? Z maturzystami zaproszonymi z Technikum Mechaniczno-Elektrycznego we Wronkach. Przyjeżdżali ze swoimi opiekunami, aby bawić się z nami. Tydzień później my jechałyśmy do Wronek na ich studniówkę.
O osobach towarzyszących nikt nawet nie myślał. Jeśli dziewczyna miała sympatię w niższej klasie, to kombinowała, żeby wszedł na imprezę jako delegat samorządu klas młodszych.
Późnym wieczorem impreza się kończyła. Nazajutrz w auli przy muzyce tego samego zespołu bawiły się klasy młodsze. A my od studniówki do matury nosiliśmy (kto chciał) zielone koniczynki wycięte z filcu. Na szczęście…
Oprócz studniówek były też komersy (bale maturalne). Na zdjęciu z lewej komers w szamotulskim LO, 1958 r. Od lewej siedzą nauczyciele: Gabiela Tomaszkowa, Aldona Grabarczyk, Ewa Budzyńska (później Krygierowa), Elwira Dobkowiczowa i Konrad Roszczak.
Zdjęcie z prawej: Ewa Krygier i Rafał Pisula (studniówka w 1972 r.)
W tym budynku Liceum Ogólnokształcące im. ks. Piotra Skargi (przed wojną Państwowe Gimnazjum Humanistyczne) mieściło się w latach 1919-1976
Okna auli szkoły
Zdjęcia współczesne Jan Kulczak i Andrzej Bednarski
Zabawa karnawałowa uczniów liceum, 1956 r.
„Wspomnienie. Jest rok 1956. Karnawałowy bal kostiumowy w szamotulskim Liceum. Konkurs walca. Tańczymy. On frak, cylinder, białe rękawiczki. Ja w babcinie, brukselskie koronki odziana. W zuchwalstwie młodości jestem królową nocy, on przybyszem z odległej planety, nie chłopcem z tej samej ulicy. Połączył nas czar… Wygraliśmy tort. Niesiony tanecznie, spłynął po schodach, jak ciąg dalszy muzyki. Powiedziałeś: lekko przyszło, lekko poszło. Tak, Wojtku, Ciebie już nie ma, ja nie tańczę. Tylko walczyk pobrzmiewa do dziś…ˮ
Maria Osińska z domu Zielińska, szamotulanka mieszkająca w Suwałkach, na zdjęciu w środku pierwszego rzędu. Jej taneczny partner – Wojciech Piechota, polonista i wroniecki regionalista, zmarł w 2008 r.
Ta sama zabawa, przed wejściem do auli. Pierwszy z lewej Konrad Roszczak
Zdjęcia z archiwum Jana Kulczaka
Zapraszamy do przeczytania wspomnień Ireny Kuczyńskiej http://regionszamotulski.pl/budynek-dawnego-liceum/.