Moja matura w szamotulskim Liceum Ogólnokształcącym

Mimo iż od mojej matury w Szamotułach minęło 51 lat, pamiętam, jak gdyby to działo się wczoraj. W niedzielę, poprzedzającą egzamin z języka polskiego, moja najmłodsza siostra miała uroczystość pierwszokomunijną. W domu panowało zamieszanie i nie było czasu na nerwy.

Biała bluzka i granatowa spódniczka wisiały obok pierwszokomunijnej sukienki Fredki, żeby się nie pogniotły. Nie było przecież wtedy materiałów niemnących. Wszystko trzeba było prasować. A niektóre koleżanki jeszcze żelazkami „na duszę” prasowały. Ja na szczęście nie. W Ostrorogu od dawna był już prąd elektryczny.

W poniedziałek rano, wystrojona, z błogosławieństwem mamy, biegłam na 6.00 rano na dworzec kolejowy. Bałam się jechać autobusem. A nużby się spóźnił? A musieliśmy być w szkole wcześniej. Do sali wpuszczano nas od 7.45 i to według kolejności alfabetycznej. Nie wszystkich się znało. Koleżanki z Szamotuł i Wronek uczyły się na drugiej zmianie. Praktycznie nie mieliśmy z nimi kontaktu. Nie wiedziałam, kto będzie koło mnie siedział.

Ściąg na język polski nie miałam. Niektórzy mieli takie paski papieru nawijane na szpulki z opracowanymi gotowymi tematami. Potem, w miarę możliwości, starali się dopasować ściągę do tematu. Czasem kończyło się to tragicznie. Ale posiadacz takiej ściągi napisanej maczkiem, czuł się pewniej. Chociaż nie zawsze mógł z niej korzystać. Nauczyciele pilnowali.


Ok. 1967 r. – klasa XI B. Stoją od lewej: Ania Cejba, Janka Kowalewska, śp. ks. Lucjan Ronduda, Irena Leśna (Kuczyńska – autorka tekstu), Tereska Muszyńska, Ewa Szymkowska, Ela Gacka, śp. Maria Helak, Basia Biniek, Emilia Szymczak. II rząd: Michał Granops, Heniu Matjasz, Andrzej Wachowiak, Marek Białkowski, Andrzej Zięba, Tadziu Kujawski, Michał Fąka, Marian Skowroński, III rząd: Zdzisław Piber, Jan Golon, Piotr Chmielewski, Marian Fiksa, Janusz Niedźwiedź, śp. Maciej Dybizbański, Marian Kasprzak, Jan Bierka, Adam Unger. Brakuje Emilii Krawczyk, śp. Eli Grzesiak, Wandy Romanowskiej, śp. Jacka Mackiewicza, Lilli Mojzesowicz, Danki Wojciechowskiej, Teresy Goździerskiej, Barbary Pałubickiej.


Język polski pisałam w auli. Obok mnie siedziała koleżanka z mojej klasy z nazwiskiem na literę „L” i koleżanka z popołudniowej klasy też na literę „L”. Nieźle, ale polskiego się nie bałam. Lubiłam czytać, lubiłam pisać. No i nauczycielkę miałam fantastyczną. Konkretną, zasadniczą, zawsze egzekwującą wszystko i o wszystkim pamiętającą.

Prof. Ewa Krygier była wymagająca, ale z siebie też dawała wszystko. Nie spóźniała się na lekcje, zawsze była przygotowana, nie marnotrawiła czasu. Traktowała wszystkich równo. Prymus dostał dwóję (jedynek nie było jeszcze), jak coś zawalił. Ale uczeń słaby, jeśli się nauczył, mógł liczyć na dobrą ocenę.

Matury z języka polskiego źle nie wspominam. Komisja z dyrektorem Stanisławem Krzyśką siedziała za stołem, po sali chodziła wychowawczyni prof. Teodozja Bąkowa. Pięć godzin pisania, na brudno i potem na czysto. Tematu (były trzy do wyboru) dokładnie nie pamiętam, ale na pewno był związany z II wojną światową. Moja matura przypadła 22 lata po wojnie, w epoce Władysława Gomułki, po słynnym liście biskupów polskich do biskupów niemieckich.

Po pięciu godzinach koniec pisania. Wyjście do miasta ze szkoły, gdzie wszyscy patrzyli na elegancko ubranych maturzystów. Rzucaliśmy się w oczy. Było miło. Ludzie pytali, jakie były tematy. Nikt ich nie znał, program telewizyjny zaczynał się dopiero pod wieczór. A i wtedy co najwyżej pokazali maturzystów z Warszawy. Każde województwo miało swoje tematy maturalne.

Nazajutrz było gorzej, przynajmniej dla mnie. Matematyka nie była moim ulubionym przedmiotem, mimo iż śp. prof. Władysława Paśkę lubiłam. Chyba z wzajemnością. Ten egzamin pisałam dla odmiany w sali gimnastycznej. Obok siedziały koleżanki, które też za bardzo matematyki nie umiały. Według ówczesnych przepisów trzeba było rozwiązać poprawnie jedno z trzech zadań i drugie „poprawnie rozpocząć”. I udało mi się to jedno zadanie z algebry rozwiązać i drugie rozpocząć. Udało się też sprawdzić z kolegami, czy wynik rozwiązanego zadania jest poprawny. Potem, już po wyjściu, z sali nerwowo przypominaliśmy sobie to, co napisaliśmy.

Czas, który pozostał do egzaminów ustnych, wykorzystywaliśmy na tzw. konsultacje, czyli spotkania w grupach przedmiotowych. Egzaminy ustne były z języka obcego. Jeśli się miało przynajmniej ocenę dobrą w klasie X i na dopuszczeniu do matury, było się zwolnionym z egzaminu. Tym sposobem z języka rosyjskiego u prof. Jadwigi Skorackiej egzaminu nie zdawałam. Byłam zwolniona. Język polski i matematyka były tylko na egzaminie pisemnym.

Zdawałam z historii i z biologii. Wyboru za dużego nie było: fizyka, chemia, biologia, geografia. Fizyka nie wchodziła w rachubę. Chemia też. Chociaż prof. Irena Krawczyk bardzo się starała, nie zdołała mnie zainteresować swoim przedmiotem. Podobnie jak śp. Irena Fludra geografią.

Pozostała więc biologia i prof. Marianna Łuś. Nie to, że lubiłam biologię, ale z czworga złego ten przedmiot i nauczycielka najbardziej mi odpowiadały. Powtarzaliśmy więc budowę pantofelka, euglenę zieloną, odnóża raka, małpę człekokształtną, kończąc na obowiązującej wówczas teorii Aleksandra Oparina ‒ radzieckiego uczonego, który stworzył teorię na temat powstania życia. Prof. Łusiowa na konsultacjach pozwoliła nam dotknąć wszystkich eksponatów, wypchanych ptaków, planszy. W sumie z biologii nawet czwórkę dostałam.

Ostatnie wspólne zdjęcie mojej klasy – kwiecień 1967 r., po dopuszczeniu do matury, park za SP nr 2

Ciężki był egzamin z historii. Tego przedmiotu uczył nas w każdej klasie inny nauczyciel. W klasie VIII – prof. Duszyńska, potem dyrektor Stanisław Krzyśko, potem przez jakiś czas pani Bańczyk. W maturalnej klasie zabrała się za nas prof. Teodozja Bąkowa. I to ona systematyzowała naszą wiedzę. Pamiętam, że przygotowywaliśmy tematy m.in. dzieje Pomorza w Tysiącleciu, dzieje Śląska w Tysiącleciu. Był taki podręcznik historii Polski do rozbiorów. Potem były kolejne podręczniki. Mnóstwo materiału do zapamiętania i m.in. takich „kwiatków” jak ten, że (nie żartuję) w wyniku Wielkiej Socjalistyczej Rewolucji Październikowej w Związku Radzieckim powstało niepodległe państwo polskie w 1918 roku.

Matura z historii obejmowała trzy pytania: z historii Polski, z historii powszechnej i z historii współczesnej, czyli powojennej. Zdawałam ją po południu w auli. Czekaliśmy na swoją kolejkę w klasie obok (z jednym oknem).

Po maturze czekało się na świadectwo i dopiero tam widziało się swoje oceny. Nie było oddzielnych stopni za egzamin dojrzałości. Wszystko na jednym świadectwie.

Świadectwo maturalne w II połowie lat 60. miało dużą wartość. Można było, mając maturę, podjąć pracę w urzędzie. Można było ubiegać się o miejsce na studiach. Ale trzeba było zdawać kolejny egzamin, więc po maturze zaczynało się zakuwanie do egzaminów. Były one znacznie trudniejsze od matury. Chętnych dużo, a miejsc na uczelniach mało.

Mnie udało się zdać na filologię rosyjską na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zdawałam pisemny i ustny egzamin z języka polskiego oraz pisemny i ustny egzamin z języka rosyjskiego. Byłam przez szkołę dobrze przygotowana, a właściwie ukierunkowana, bo dużo uczyłam się sama. W latach 60. korepetycje nikomu się nawet nie śniły.

Po studiach zaczęłam pracować w Liceum Ogólnokształcącym im. Stanisława Staszica w Pleszewie. I znów matura. Przez 30 z górą lat, bo język rosyjski zdawano w mojej szkole chętnie i licznie. W tym czasie przeżywałam trzykrotnie matury moich dzieci, które zdawały w szkole, w której pracowałam. Było to trudne przeżycie.

4 maja maturę zdaje mój wnuk. Trzymam za niego kciuki. I życzę mu tak jak przez lata moim maturzystom „ni pucha ni piera”, co po rosyjsku znaczy „połamania!”.

2018 r.

Irena Kuczyńska

Budynek późniejszego Gimnazjum  i Liceum przed rokiem 1918


To już czasy, kiedy Liceum Ogólnokształcące przeniosło się do nowego budynku – początek lat 80. XX w. W tych latach mieściła się tam Szkoła Podstawowa nr 4.


Obecny wygląd budynku, zdjęcie Jan Kulczak, 2018 r.


Tarcza mojej szkoły


Inne tekst Ireny Kuczyńskiej o szamotulskim liceum:

Irena Kuczyńska z domu Leśna
Urodzona w Ostrorogu, absolwentka szamotulskiego liceum (1967).
Emerytowana nauczycielka języka rosyjskiego w pleszewskim liceum, dziennikarka, blogerka (http://irenakuczynska.pl )