Obrazki z przeszłości, część 1.

Daromiła Wąsowska-Tomawska

STALIN, TARKA I MIĘTOWE CUKIERKI


Są lata pięćdziesiąte XX wieku. W 1953 roku umiera Józef Dżugaszwili Stalin. Radiowęzeł szkolny obliguje klasę do uczczenia pamięci minutą ciszy. Jak ktoś umiera, zawsze jest smutno. Jesteśmy jednak zbyt młodzi, by cokolwiek zrozumieć z sytuacji politycznej „bratnich sąsiadów”. Nie jest wesoło. O wszystkim mówi się prawie szeptem. Z Wolnej Europy przenikają informacje do ucha ojca, matki, babci. Zakłócane radio, zgrzyta metalowa tarka.



Szamotuły, ul. Lipowa 20 (kiedyś 13)


Babcia Marynia Kruszona robi dzisiaj wielkie pranie. Nie mózgu, lecz pościeli. Zawsze mówi: „Pamiętaj, jak będzie ci źle, zrób duże ręczne pranie, takie, by się zmęczyć”. Mieszka z dziadkiem Andrzejem przy ulicy Lipowej 13. Nie była to dla niej przesądna cyfra. W szamotulskim podwórku jest wybudowana pralnia. W niej olbrzymia balia, w której przez połowę nocy moczy się w szarym mydle brudna bielizna. Babcia śpieszy się. Trzeba wymienić wodę na czystą mydlaną. Zawiesza metalową tarkę na balii i zaczyna prać w mocno podgrzanej uprzednio wodzie. Namydla jeszcze pościel i przesuwa ją w górę, to w dół – kilkanaście razy ‒ prawie do zdarcia paznokci, palców. Obok, w węglowy piec wmontowany jest kocioł, w którym gotować się będzie uprana powłoka. Babcia miesza białe płótna drewnianą kopyścią.

Na cementowym parapecie okiennym stoi metalowy dzbanek z dobrą, prawdziwą, pachnącą kawą. Babcia ją bardzo lubi, wszystko wypije. Na posiłek nie ma czasu. Pranie trzeba wypłukać znowu w czystej wodzie (wodę deszczówkę zbiera się z rynien dachu do wanienek). Trzeba przygotować krochmal zmieszany z niebieskim proszkiem ‒ ultramaryną, by pranie jeszcze wybielić i usztywnić. Jest prawie rano. Całe podwórze obwieszone jest już na linkach bielizną. Babcia gładzi, poprawia, pomiędzy dwie warstwy poszwy wpuszcza powietrze. Reszty dokona słońce i wiatr. Wkrótce wszystko zaczyna szeleścić, jak liście za płotem w ogrodzie gospodarzy. Teraz pralnia musi być posprzątana. Czekają już na nią w kolejce najbliżsi sąsiedzi babci: Szwedowie – gospodarze, Garczykowie, Orlikowie (ich dziadek grał na skrzypcach w szamotulskiej kapeli; zmęczony, spadł ze schodów i umarł – przypomina mi moja siostra). Są też lokatorzy z drugiej klatki schodowej. Zdjętą z linek sztywną pościel, przy pomocy drugiej osoby, trzeba ponaciągać po długości i szerokości, żeby była wszędzie równa. Taką dopiero babcia składa do dużego wiklinowego kosza. Zapach świeżego powietrza roznosi się po kuchni i pokoju. Wynagradza cały trud i wylany pot.

Babcia wie, że przyjdą wnuki z Rynku. My zaś wiemy, co babcia lubi. Za zaoszczędzone ze sprzedanych butelek pieniądze kupujemy w kiosku miętowe cukierki i dropsy, o takim samym smaku – orzeźwiającym, lotnym, jak ten wiatr z pościeli. Na wykrochmalonej i uprasowanej niebieskiej serwecie leży na stole codzienna gazeta. Babcia porównuje wiadomości z radiem Wolna Europa i zaskakuje inną prawdą o polityce, o świecie. Teraz otwiera oszkloną szafę kuchenną.

Do półek przytwierdzone są robione na szydełku ukrochmalone białe koronki, które babcia sama zrobiła. Na nich stoją w szeregu filiżanki, kubki. W nich pijemy przygotowaną kawę, parzoną w blaszanym dzbanku. Dla dobrego smaku, babcia hartuje ją niewielką ilością zimnej wody. Taka jest najlepsza, kiedy wspólnie się słucha i po prostu jest się razem.

Po latach rodzice kupują pierwszą pralkę na prąd. Babcia nie odda swojej bielizny do prania. Jak twierdzi ‒ nie może dopuścić do jej podarcia.





Eksponaty z Muzeum – Zamku Górków (ekspozycja etnograficzna w Oficynie)

Daromiła Wąsowska-Tomawska

Urodzona w Szamotułach, absolwentka miejscowegoo liceum. Po ojcu – znanym szamotulskim dentyście – odziedziczyła zawód i zamiłowanie do muzyki klasycznej.

Mieszka w Pobiedziskach koło Poznania. Prezes i współzałożycielka Salonu Artystycznego im. Jackowskich. Poetka.

http://regionszamotulski.pl/daromila-wasowska-tomawska/