About Agnieszka Krygier-Łączkowska

Autor nie uzupełnił żadnych szczegółów
So far Agnieszka Krygier-Łączkowska has created 361 blog entries.

Camino – Szlak św. Jakuba przez powiat szamotulski

Camino – Szlak św. Jakuba przez powiat szamotulski

Camino to po hiszpańsku droga. Mówi się, że Droga zaczyna się od progu własnego domu. W Polsce wyznaczono wiele dróg, szlaków św. Jakuba. Jedną z nich jest Droga Lubuska, zaczynająca się w Murowanej Goślinie, biegnąca przez Oborniki, Szamotuły, Wronki, Sieraków, Międzychód, Pszczew, Międzyrzecz, Lubniewice, Ośno Lubuskie, do Frankfurtu nad Odrą.

Przy figurze św. Jakuba

Szlak często wiódł przy winnicach

Drogowskaz z kilometrami do Santiago

Szutrowa droga wśród pastwisk

194,5 km do celu

Polscy filozofowie dotrą wszędzie – już pod koniec Drogi

Zanim zacznę, może najpierw, dlaczego ja…. ? Tak się złożyło, że najpierw usłyszałem świadectwo pary młodych osób, które przebyły Camino Francuskie, czyli pieszy szlak od granicy francuskiej z Hiszpanią, aż do Santiago de Compostela, do grobu św. Jakuba. Później nadstawiałem ucha, gdy ktoś malował znaki szlaku w naszym terenie… I sobie trwałem. Ale… Droga wzywa! Uporządkowawszy sprawy zawodowe i otrzymawszy zezwolenie z domu rodzinnego, samotnie ruszyłem pieszo przez Hiszpanię, zaczynając od ostatniej górskiej wioski we Francji, Saint-Jean-Pied-de-Port. Wraz z dojazdem i powrotem przygoda trwała od 1 września do 3 października 2014 roku. A po trzech latach, od 4 do 19 września 2017 r. ten sam szlak przemierzyłem na rowerze. Więc co nieco wiem.

Obie te wyprawy były skrajnie różne. Pieszą wyprawę, zdany na Boga, obcych napotkanych ludzi i siebie, wspominam bardzo serdecznie, z rozrzewnieniem. Dziennie przechodziłem od 30 do 50 kilometrów. Licznik końcowy zatrzymał się w okolicach liczby 900 km. Był to czas wsłuchania się w siebie, chłonąłem bodźce przyrody, czułem Bożą opiekę podczas marszu. Przygodne spotkania z przypadkowymi ludźmi zawsze były serdeczne, przepełnione życzliwością i troską.


Camino Francuskie, 2014 r.


Przytoczę tutaj garść przemyśleń, którymi kończyłem wtedy wspomnienia. Droga szlakiem św. Jakuba jest zupełnie inna od znanych nam w Polsce pielgrzymek. Tam idziesz sam. To głównie dlatego, że każdy ma nieco inne tempo marszu. Patryk z Kanady powiedział mi, że idąc wolno, męczy się bardziej, niż zasuwając swoim tempem. To zrozumiałe. Ja szedłem wolniej. Choć, jak twierdziła moja żona Agnieszka, szło mi przez lwią część Drogi „nadspodziewanie dobrze”, fizyczny i psychiczny kryzys nadszedł pod koniec, choć zmęczenie prawej nogi było zapewne skutkiem wysiłku całej wyprawy.

Polubiłem żółte strzałki. Były w każdym wątpliwym miejscu. Malowali je bezimienni dla mnie ludzie. Te strzałki prowadziły do celu, przez analogię myślę, że inni ludzie często prowadzą nas do Jezusa.

Życie ludzkie składa się z wielu cudów, nieomal codziennie. Z tym, że zabiegani nawet ich nie dostrzegamy. Na Camino było inaczej. Stale spotykały mnie nadzwyczajne zdarzenia. Gdy byłem głodny, nadjechał samochód piekarni i mogłem kupić bagietkę. Gdy było mi źle, Hiszpan zaśpiewał Mazurka Dąbrowskiego. Gdy nie miałem noclegu, pojawił się Knut z Grenlandii i dał mi bilet na nocleg. By dojść, dostałem od dwóch kobiet kije. Na ostatniej prostej jak anioł opiekował się mną Polak, Jacek…. Dziękuję Bogu za wszystko, za wszystko, co mi dał, bym mógł dojść.

Jezus jest Drogą! Drodze trzeba zaufać!

Może tyle…


U celu – Santiago de Compostela


W 2017 roku grupa poznańskich cyklistów zaproponowała mi wspólną wyprawę na rowerach. Do punktu startu zawieziono nas busem z przyczepą, z której bagaże lądowały na każdym noclegu. To Camino było zupełnie inne. Musiałem dopasować się do praw grupy (8 osób), podporządkować się. Rower wymuszał często wybór drogi asfaltowej, zamiast żwirkowego szutru. Mniej było czasu na medytację, modlitwę. Ale polubiłem tych obcych mi towarzyszy. Bezcennym wspomnieniem było dla mnie dotarcie za drugim razem do Finisterry – „na koniec świata”. Kiedy usiadłem na skale, gdzie był już tylko Ocean i niebo, poczułem się jak w najpiękniejszym Kościele – tylko Bóg i ja…

Camino Lubuskie zacząłem, ale wciąż na mnie czeka. Trwało pięć dni w sierpniowy czas roku 2016. W poniedziałek zacząłem z synem i parą przyjaciół w Murowanej Goślinie, biorąc do paszportu pielgrzyma pieczątkę w parafii przy rynku.

Pierwszego dnia szliśmy boczną drogą do Białęg, Białężyna, lasami do Uchorowa, koło rezerwatu „Śnieżycowy Jar”, dalej przez Żerniki i Łukowo, do Obornik. Po obiedzie w Obornikach przez Objezierze doczłapaliśmy się do Żukowa, gdzie u przyjaciół stanęliśmy na nocleg. O noclegi jest dużo trudniej w Polsce niż w Hiszpanii, choć dużo zmienia się na plus. W Polsce też prawie nikogo (inaczej niż w Hiszpanii) nie spotyka się na trasie.


Początek powiatu szamotulskiego, droga do Gąsaw prowadzi po lewej stronie od kapliczki


Wtorek był trasą z Żukowa do Jastrowa, za Szamotułami. Szliśmy przez Górkę, koło zabudowań należących do Baborowa (nie jest to centrum wsi), gdzie weszliśmy do powiatu szamotulskiego. Ten odcinek chcę dokładniej scharakteryzować. Najpierw jeszcze jedno spostrzeżenie. Wierzcie mi, mieszkam od urodzenia w Szamotułach, ale w pobliżu domu najtrudniej było mi iść Camino. Stale pokusy, by gdzieś zboczyć (szlak wiedzie 500 m od mojego domu), by kogoś odwiedzić…. Myślenie, że jakby co, to mogę po kogoś zadzwonić, by mnie odebrał… Ciężko się szło.

Pierwszą miejscowością powiatu szamotulskiego na tej trasie są Gąsawy. Wchodząc do Gąsaw szlakiem Camino, najpierw mijamy park krajobrazowy z dworem w stylu klasycyzującym z ok. 1870 roku, który po wielu latach doczekał się remontu (własność prywatna).  Idziemy poboczem asfaltowej drogi i po 2 km docieramy do Szamotuł.


Wnętrze kościoła Świętego Krzyża w Szamotułach


Przez Szamotuły Camino prowadzi ulicami Gąsawską do Lipowej (przy Lipowej 27 można wejść do kaplicy domu dziecka; dziś to Zespół Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych „Rodzina Maryi”), prowadzonego przez siostry franciszkanki. Potem ul. 3 Maja dochodzimy do Dworcowej i skręcamy w prawo w kierunku Rynku. W Szamotułach są dwa miejsca ważne na szlaku: kościół św. Krzyża (barokowy, powstał w latach 1675-82 na miejscu dawnego zamku Świdwów Szamotulskich – kościół i budynek poklasztorny; ul. Dworcowa /Franciszkańska) oraz bazylika kolegiacka Matki Bożej Pocieszenia i św. Stanisława Biskupa (gotycki kościół z XV w., sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia „Szamotuł Pani”, ul. Kapłańska). Ulicą Wroniecką dochodzimy do pl. Sienkiewicza, po drodze po prawej stronie mijamy inne szamotulskie zabytki: basztę Halszki z XV w. i zamek Górków z tego samego okresu, wielokrotnie przebudowywany – obecnie oba obiekty wchodzą w skład Muzeum – Zamek Górków.

Z placu Sienkiewicza idziemy al. 1 Maja, mijamy przejazd kolejowy i skręcamy w lewo w ul. Jastrowską. Jeszcze kilkaset metrów drogi asfaltowej i wchodzimy na polną drogę, tzw. aleję jabłkową (2,5 km, drogi nie ma na mapach w Internecie). Droga prowadzi przez pola, miło się nią idzie pieszo, ale jest bardzo nierówna i już rowerzyści raczej powinni jechać do Jastrowa asfaltem, czyli od przejazdu kolejowego w Szamotułach prosto ul. Ostrorogską i w Śmiłowie w lewo. Ja zatrzymałem się tego dnia w Jastrowie na nocleg u syna. Od następnego dnia szedłem już sam.



Środa rozpoczęła się malowniczą polną drogą do Rudek. Na początku Jastrowa droga skręca w kierunku lasu, potem kilkaset metrów przez las i na rozwidleniu nieco w prawo – znów na pole (w sumie 3,5 km). To też taki miły odcinek do marszu, z typowo wielkopolskimi widokami. W Rudkach warto spojrzeć na bramę z dwoma lwami, która prowadziła do nieistniejącego pałacu z początku XIX w., zachowała się tylko oficyna). Dalej Camino prowadzi kawałek asfaltem prosto, za stawem trzeba skręcić w lewo i po 300 metrach przejść przez szosę Lipnica-Ostroróg. Polną drogą dochodzi się do Rudek Huby i skręca w prawo, by po kolejnym odcinku 2,5 km dojść na cmentarz w Ostrorogu – Piaskowie.

Cmentarz, położony na wzgórzu obok dwóch jezior Małego i Wielkiego, to ważne miejsce na szlaku św. Jakuba (informuje o tym specjalna tablica). Do ok. 1820 r. stał tam kościół św. Jakuba z obrazem, który przeniesiono później do kościoła w Ostrorogu i gdzie znajduje się do dziś. W 1674 roku miejsce to uznano za cudowne, a proboszcz ks. Piotr Rossigroch w 1676 roku napisał Pieśń o św. Jakubie. Na miejscu dawnego kościoła stoi od 1878 roku figura św. Jakuba.


Ołtarz główny w kościele w Ostrorogu i obraz św. Jakuba z dawnego kościoła pw tego świętego (historia tego kościoła – zob. http://regionszamotulski.pl/kosciol-sw-jakuba-w-ostrorogu/)


Camino prowadzi dalej ul. Poznańską do Szamotulskiej (tu można się zapoznać z kolejną tablicą) i ul. Kapłańską do kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (z XV w., późnogotycki, przebudowany w stylu barokowym), aby obejrzeć wspomniany obraz św. Jakuba. Od Rynku szlak prowadzi ul. Pniewską, a potem brzegiem najpopularniejszego ostroroskiego jeziora Mormin. Na końcu jeziora przy plaży leży kamień symbolizujący ponad 3 tys. km do Santiago de Compostela, grobu św. Jakuba.


Droga do Dobrojewa


W tym miejscu szlak oddala się od jeziora i prowadzi w stronę szosy Ostroróg-Wronki, nie dochodzi jednak do niej – trzeba skręcić w lewo w polną drogę, tzw. wiśniówkę. Po ponad kilometrze dochodzi się do przydrożnego krzyża, przy którym Camino skręca w prawo w piękną drogę obsadzoną kilkudziesięcioma jesionami. Krajobraz staje się tu bardziej pofałdowany. Tuż przed Dobrojewem przechodzimy wiaduktem nad nieczynną linią kolejową nr 368 Szamotuły – Międzychód (w Dobrojewie był przystanek kolejowy, ale bez dworca), a dalej – do poprzecznej alei lipowo-grabowej, stanowiącej drogę dojazdową do zespołu pałacowego. Warto zejść na moment ze szlaku i podejść do zabytkowej bramy zespołu pałacowego. Właściwy pałac rodziny Kwileckich został rozebrany w latach 1941-42, przetrwały dwie zaniedbane oficyny i kamienna studnia.



Po powrocie na szlak trzeba przejść na drugą stronę szosy, tym razem kierujemy się do Oporowa (ponad 2 km). To kolejna miejscowość, w której obejrzeć można kolejne ślady dawnej świetności rodu Kwileckich. Dzisiejszą formę pałac zawdzięcza rozbudowie z1877 roku, przeprowadzonej według projektu wybitnego polskiego architekta – Zygmunta Gorgolewskiego, którego dziełem życia był Teatr Wielki we Lwowie.  Obok widać stajnię i oficynę, pozostałości spichlerza, a dalej dawną gorzelnię.  Po II wojnie w pałacu mieściła się szkoła podstawowa. W tej chwili budynek jest zamknięty, wszystkie otwory okienne zabezpieczono i czeka na lepsze czasy.

Szlak skręca za pałacem w prawo – polną drogą w stronę Oporowa Huby. Na rozstajach stoi krzyż, mija się go i podąża dalej w stronę Nowej Wsi. Ten odcinek jest dość monotonny i długi (ponad 3,5 km).

Nowa Wieś styka się już z Wronkami, szlak prowadzi najpierw w lewo do szosy Wronki-Ostroróg (nr 184), a dalej – chodnikiem – do Wronek. Ja, ponieważ dobrze znam Wronki, poszedłem nieco inaczej: do Starego Miasta i dalej do Biezdrowa. Opiszę jednak szlak tak, jak został on wytyczony.

Gąsawy

Szamotuły, ul. Dworcowa

Droga Rudki – Jastrowo

Brama wjazdowa do dawnego zespołu pałacowego w Rudkach (historia tego miejsca – zob. http://regionszamotulski.pl/palac-w-rudkach/http://regionszamotulski.pl/mankowscy-i-potworowscy-w-rudkach/)

Źródło św. Jakuba w Ostrorogu – znajduje za cmentarzem, w lesie w pobliżu Jez. Małego (miejsce nie jest oznakowane i trudno do niego dotrzeć)

Figura św. Jakuba na cmentarzu w Ostrorogu

Kościół Wniebowzięcia NMP w Ostrorogu

Droga nad jez. Mormin

Kamień nad Morminem

Brama wjazdowa do dawnego zespołu pałacowego w Dobrojewie (zob. http://regionszamotulski.pl/palac-w-dobrojewie/)

Oznakowanie szlaku w Dobrojewie

Droga do Oporowa


Wieża ciśnień we Wronkach

Kościół Zwiastowania NMP i klasztor we Wronkach

Kościół św. Katarzyny we Wronkach

Kościół św. Krzyża i św. Mikołaja w Biezdrowie

Biezdrowo – rzeźba pielgrzyma

Wartosław – rzeźby przedstawicieli 4 kultur

Wnętrze kościoła Serca Jezusowego w Wartosławiu

Wartosław – droga na przeprawę promową

Ołtarz główny w kościele w Chojnie

We Wronkach przed przejazdem kolejowym znajduje się kolejna tablica informacyjna szlaku św. Jakuba. Za przejazdem szlak prowadzi kawałek w prawo ul. Dworcową, potem w lewo Niepodległości. Po prawej stronie mija się wieżę ciśnień zakładu karnego z końca XIX w., potem sam zakład karny (wybudowany w 1894 roku). Dalej szlak prowadzi w lewo ul. Mickiewicza do kościoła Zwiastowania NMP i klasztoru franciszkanów (kościół barokowy z końca XVII wieku, klasztor z 1868 r. i seminarium niższe). Ul. Klasztorną dochodzimy do Rynku i podążamy dalej ul. Sierakowską do kościoła św. Katarzyny (gotycki, zbudowany pod koniec XV w.). Tą samą ul. wychodzimy z miasta (szosa nr 182, Wronki-Sieraków). 3,5-kilometrowy odcinek do skrętu w kierunku Biezdrowa jest dość nieprzyjemny, bo kiedy chodnik się kończy, trzeba iść skrajem naprawdę ruchliwej drogi. Ze Starego Miasta (z miejsca, gdzie odchodzi droga w kierunku Wartosławia), roztacza się piękny widok na dolinę Warty. Koniecznie trzeba zatrzymać się i popatrzeć!


Widok na Wartę ze Starego Miasta


Z ulgą zszedłem z tej szosy (choć dwa dni później przekonałem się, że bywają trudniejsze odcinki niż ten). Kolejny odcinek (niecałe 2 km) przebiega starą brukowaną drogą. Wreszcie dochodzi się do kościoła św. Krzyża i św. Mikołaja w Biezdrowie (świątynię wybudowano w XVI w. w stylu późnogotyckim, przebudowano w XVIII w., wystrój barokowy). To miejsce o ciekawej historii, sanktuarium często odwiedzane przez pielgrzymów. Warto się tam zatrzymać i odpocząć. W ołtarzu głównym znajduje się – uznawany za cudowny – sporej wielkości krucyfiks z figurą Jezusa Ukrzyżowanego, pochodzący z przełomu XV i XVI w. W Biezdrowie (nr 46) usytuowany jest także pałac z 1877 roku zaprojektowany przez znanego architekta Stanisława Hebanowskiego (w stylu neorenesansowym, otoczony parkiem, budynek odrestaurowany, stanowi własność prywatną – imprezy i pokoje).


Wieża kościoła w Biezdrowie i ołtarz główny z krucyfiksem uważanym za cudowny


Z Biezdrowa Camino prowadzi do Wartosławia. Spod kościoła trzeba wyruszyć w kierunku Pożarowa i po 400 m. skręcić w prawo. Tej drogi zupełnie nie znałem i zaskoczyła mnie swoją malowniczością. To 3-kilometrowy odcinek szutrowej drogi, która dochodzi do samego Wartosławia. Ta ostatnia miejscowość – kiedyś miasto, dziś wieś – urzeka swą malowniczością i niepowtarzalnym klimatem. Pamiętam Wartosław z czasów, kiedy na głównej ulicy leżał piach, a nie asfalt, wówczas wyglądało to dużo lepiej (w moim mniemaniu). Tam znowu warto byłoby zatrzymać się na dłużej, ale idąc Camino, nie chodzi o dokładne zwiedzanie. Wymienię tu tylko obiekty: kościół Trójcy św. i św. Łukasza (z 2. poł. XVIII w., obecnie kaplica cmentarna), na drugim końcu wsi kościół Serca Jezusowego (z poł. XIX w., neogotycki, poewangelicki), a obok dawna pastorówka (czyli plebania). W ramach projektu Wielkopolskie Wioski Tematyczne Wartosław nazwano „Wioską 4 kultur”. Chodzi tu o dawne współzamieszkiwanie w Wartosławiu Niemców, Polaków i Żydów; 4. kultura to kultura łużycka, której cmentarzysko odnaleziono w pobliżu wsi (1100-650 lat p.n.e.). Jeśli ktoś pielgrzymuje Camino latem, może ochłodzić się nad Jez. Pożarowskim, gdzie znajduje się popularne kąpielisko.


Kościół Serca Jezusowego w Wartosławiu


Dalej Camino prowadzi na drugą stronę Warty, na którą przeprawić się należy promem. Udało mi się to sprawnie zrobić i skierowałem się dobrze znaną Szamotulanom drogą asfaltową w lewo, do Chojna – przez Krasnobrzeg i Lubowo Drugie. Droga jest wprawdzie dość uczęszczana, trzeba iść poboczem, na szczęście nie jeżdżą tam ciężarówki i przyjemnie idzie się przez las. W Chojnie na probostwie powitał mnie – nieznanego pielgrzyma – proboszcz Paweł. Grzał i na kolację, i na śniadanie kiełbasy, sam chciał mi wnosić na piętro plecak, spałem w gościnnym pokoju.

Co najmniej od początku lat 70. XX w. Chojno, położone na skraju Puszczy Noteckiej, z pięknym jeziorem, jest bardzo popularną miejscowością wypoczynkową. Ja wspomnę tu tylko o kościele Chrystusa Króla z lat 1926-28.


Kościół Chrystusa Króla w Chojnie


Czwartek to droga do Międzychodu. Wspominam ją jako śliczną, ale wyjątkowo trudną. Trochę za sprawą wycinki drzew w lesie, która spowodowała, że zniknęły znaki i się zgubiłem. Ale po kolei: z Chojna wyruszyłem świetnym traktem przez Bucharzewo (po drodze kawa u krewnego przyjaciół), opuściłem powiat szamotulski i wszedłem do międzychodzkiego, cały czas szedłem lasem prosto do Sierakowa, gdzie po przejściu mostu na Warcie odpocząłem przy kawie i lodach na Rynku w Cafe Napoleon. Z Sierakowa trasa prowadzi do wsi Góra, gdzie trzeba skręcić w prawo do lasu. Wykąpałem się w jeziorze we wsi Ławica i po wielkim trudzie doszedłem do Międzychodu, gdzie z noclegiem czekał na mnie kolega Jaś.

Piątek to był dzień ostatni. Logiczne wydawało mi się skończyć ten fragment Drogi w Rokitnie, w sanktuarium Matki Bożej Słuchającej. Kończyłem tę przygodę z Camino, ponieważ, gdy poczułem ból kostek, już było za późno, gdyż okazało się, że – idąc – uderzam nieco kostkami o siebie. Gdy zaczęło boleć, zacząłem kuleć i dlatego dalej bym już nie doszedł. Tu dygresja – w 2014 r. miałem but o centymetr wyższy – i był to centymetr, który pozwolił mi Drogę ukończyć. Wiele zależy od szczegółów…

Szedłem z Międzychodu przez Sterki, Nowe Gorzycko (szlak prowadzi do Pszczewa, by zwiedzić zabytki, ale z powodu bólu trasę nieco skróciłem), przez Lubikowo, Bukowiec, do Rokitna. Przez chwilę musiałem iść wzdłuż drogi nr 24 z Międzychodu do Gorzowa i to był horror, bo prawie za każdym przejazdem tira musiałem gonić po rowach moją czapkę.

W Rokitnie udało mi się, po nawiedzeniu obrazu, dostać talerz zupy w stołówce i spokojnie czekałem na przyjazd syna z wnukiem, którzy mnie stamtąd odebrali i przywieźli do domu.

Dalsza część Camino Lubuskiego… czeka spokojnie. Ale mam nadzieję kiedyś ruszyć przez Ośno Lubuskie do Kostrzyna.

Wszystkim polecam taką formę pielgrzymowania.

Paweł Łączkowski

współpraca Agnieszka Krygier-Łączkowska

Wszystkie zdjęcia z Camino w powiecie szamotulskim Andrzej Bednarski

Szamotuły, 30.04.2019

Camino – Szlak św. Jakuba przez powiat szamotulski2025-01-06T11:52:45+01:00

Dobrojewo – historia

Michał Dachtera

Historia wsi Dobrojewo

Wieś Dobrojewo jest jedną z najstarszych w Gminie Ostroróg. Wzmiankowana była już w 1391 roku jako Dobrugewo. W kolejnych latach nazwa zapisywana była również jako Dobruewo (1396), Dobroyewo (1401), Dobrogewo (1423), Dobrouyewo (1434), Dobrugiewo (1450), Dobrugowo (1475), Dobrugyewo (1499) oraz Dobrziewo! (1563).


Ok. 1929 r.

Z prasy okresu międzywojennego

Pierwszą znaną z imienia postacią z Dobrojewa był Waniek (prawdopodobnie kmieć). Natomiast pierwszymi wzmiankowanymi właścicielami tej wsi był ród Dobrujewskich, którzy pisali się również jako Dziadkowscy. Z rodu Dobrujewskich źródła wymieniają Adlarta, brata Świętosława z Brzozogaju. Adlart był właścicielem połowy wsi co najmniej w latach 1396-1401, zmarł około 1412 roku. Kolejnym dziedzicem Dobrojewa był jego syn Święszek (co najmniej w latach 1397-1403, w 1407 roku był wymieniany w źródłach jako zmarły). W latach 1407-1412 jako właściciele połowy Dobrojewa pojawiają się dzieci Święszka: Mikołaj, Świętosława, Stanisław oraz Anna, które występowały w sporze z Dzierżką z Bobulczyna i Męką z Biezdrowa o połowę Dobrojewa. W 1412 roku dzieci Święszka dowodziły w procesie, że wcześniej ich ojciec i dziad przez 30 lat posiadali połowę Dobrojewa. W 1423 roku w dokumentach ponownie pojawiał się Świętosław z Dobrojewa.

Około 1434 roku Dobrojewo zakupił Sędziwój Ostroróg, wojewoda poznański. Kolejnym właścicielem Dobrojewa był jego syn Stanisław, a następnie syn Stanisława – Jan.  W latach 1502-1510 Dobrojewo należało do braci Stanisława i Wacława. Osiem lat później, w wyniku dokonanych działów braterskich, Dobrojewo przypadło Stanisławowi. Następnie dziedzicami Dobrojewa byli bracia Jakub i Stanisław. W 1540 roku po podziale majątku Dobrojewo otrzymał Jakub Ostroróg. Następnie Dobrojewo przypadło Wacławowi Ostrorogowi, a później Sędziwojowi, zmarłemu w 1624 roku.


Widokówka z zespołem pałacowym w Dobrojewie, wysłana w 1904 r.


Po jego śmierci Ostroroszczyznę (w tym Dobrojewo) objęła jego jedyna córka – Barbara, zamężna z Janem Potockim. Barbara sprzedała swoje dobra w 1635 roku Andrzejowi Rejowi (wnukowi słynnego Mikołaja) za cenę 170.000 złp. Rej zmarł sześć lat później, a w 1646 roku jego dwaj synowie Mikołaj i Władysław dokonali działów braterskich, w ten sposób, że Mikołajowi przypadła połowa Ostroroga wraz z wsiami (w tym Dobrojewem).Był on bardzo krótko właścicielem tych ziem, gdyż zaledwie rok później, w 1647 roku, sprzedał za 155.000 złp. Ostroróg wraz z Dobrojewem, Wielonkiem, Nosalewem, Bininem, Chojnem, Kluczewem i Zapustem – Piotrowi z Miłosławia Górskiemu. Górski zmarł zaledwie 8 lat później. Co najmniej od 1660 roku właścicielem Ostroroszczyzny był książę Krzysztof Radziwiłł, który dość szybko ją sprzedał, gdyż już w 1674 roku jako właściciel figurował Wacław na Otoku Zalewski. Ten z kolei był właścicielem do około 1686/87 roku (prawdopodobnie w 1687 zmarł). W 1686 roku oddał swoje dobra w dzierżawę Janowi Miastkowskiemu. Po śmierci Wacława Zalewskiego majętność przypadła synowi Aleksandrowi, który również oddał Ostroszczyznę w dzierżawę – Przecławowi Bronkiowskiemu. Po bezpotomnej śmierci Aleksandra w 1704 roku dobra przeszły na jego siostrę – Ludwikę Zalewską zamężną z Maciejem Radomickim. W 1718 roku Radomicki na potrzeby oddania Ostroroszczyzny w dzierżawę Maciejowi Malechowskiemu dokonał inwentaryzacji majątku, w której o Dobrojewie pisano w następujący sposób:

„W tej wsi dwór, koło niego płot, z chrustu grodzony, sam dwór, drzwi do sieni na zawiasach, z klamką i wrzeciądzem [okuciem, sztabą], z sieni na lewą rękę drzwi do izby na zawiasach, z klamką, antab i haczykiem, w niej trzy okna w ołów, dobre, stół okrągły sosnowy, spory stołek jeden, stary, z poręczą, piec zielony, polewany, stary, komin murowany, kapturowy; z tej izby dwie przegrody na komnaty, do nich drzwi dwoje na zawiasach, z klamkami, w nich okna dwa w ołów, dobre, tamże kominek murowany i drzwi na tył na zawiasach. Item [tam] w sieni ex opposito [z drugiej strony] drzwi do izby czeladnej na zawiasach, w niej pieca nie ma, tylko komin szafiaty, murowany, okna w niej; z tej izby drzwi do pobocznej komory, z niej drugie na zawiasach z wrzeciądzami, okna małe, w drewno, dobre. Item z tej izby drzwi do komory, w końcu dworu z komory drugie drzwi, oboje na zawiasach z wrzeciądzem. Item w tej sieni drzwi do kuchni na zawiasach, w niej komin dobry, ognisko w glinę, murowany, z piecem do chleba. Item w tej sieni wchód na górę, drzwi na zawiasach z wrzeciądzem poszycie na dworze słomiane, na kalonce poprawy potrzebuje, tamże sołek [spichlerz] wiązany w cegłę, drzwi do niego na zawiasach, komora w końcu, drzwi na biegunach, pod sołkiem sklep [piwnica] murowany, dobry, drzwi do niego na zawiasach z wrzeciądzem; domek w podwórzu, do niego drzwi na zawiasach z wrzeciądzem, w sieni komin szeroki, lepiony, w górę wywiedziony, nowy, po lewej ręce izba, do niej drzwi na zawiasach z wrzeciądzem i klamką, piec nowy w niej prostą robotą i kominek mały, okno w ołów dobre. Item po tejże ręce drugie drzwi do drugiej izby, na zawiasach z wrzeciądzem, w tej izbie piec, który z tamtej izby wywiedziony, i komin nowy, okna nie ma z tej izby, drzwi na zawiasach z wrzeciądzem do komory, w niej okno w drewno dobre, powróciwszy do sieni na prawą rękę komory dwoje do niej drzwi na zawiasach z wrzeciądzem, okna w obu komorach w drewno dobre. Item ze dworu wchód na sypanie, do niego drzwi na zawiasach i z wrzeciądzem, poszycie na tym domku nowe, dobre, u dołu dwiema szorami dranicami pobite; cały domek nowy.


Ok. 1912 r.


Gumno. Stodoła pierwsza o dwóch bojewicach [klepiskach], w słupy, dyle [bale] budowana, miejscami słupy pogniły, wrota do niej na biegunach, z przodu zamki ślepe, z tyłu kuny [obręcz z łańcuchem] do zamykania, poszycie dobre. Item druga stodoła naprzeciwko, o jednej bojewicy, wrota do niej z kumą żelazną z przodu, i z tyłu w niej śpichlerz, drzwi na zawiasach z wrzeciądzem, w tym śpichlerzu podłoga z tyłu zła, poszycie poprawy potrzebuje. Item trzecia stodoła stara, o jednej bojewicy, miejscami ściany się walą i słupy ugniły, z gruntu restauracyi potrzebuje, wrota do niej oboje z kunami żelaznemi do zawarcia, poszycie stare, łatane. Item czwarta stodoła, wpół zrujnowana i druga połowa upada. Owczarnia blochami [nieoheblowane drewno] w słupy dylowana, miejscami przyciesie pogniły i słupy w garach puszczają, wrota do niej jedne tylko z kuną żelazną, poszycie na niej dobre. Item z drugiej strony stajnia w blochy, na tej całe poszycie dobre, między owczarnią i stajnią obora, poprawy potrzebuje.

Inwentarz folwarku Dobrojewskiego: Najprzód krów dojnych dwanaście, trzynastą wziął Wąchała kmieć do Binina, jałowica dwuletnia jedna, juniec dwuletni jeden, jałowiczek rocznych sześć, cieląt latosich [urodzonych w tym roku] jałowiczek cztery, stadnik [samiec rozpłodowy], stary jeden. Item stadnik młody jeden. Owiec maciorek sto trzydzieści dziewięć, skopów trzechletnich dwadzieścia sześć, skopów dwuletnich ośmnaście, owieczek latosich czterdzieści, skopków latosich czterdzieści dwa, baranów starych pięć, młodych dwa. Świni maciorek trzynaście, wieprzy dwuletnich ośm, rocznych wieprzaków dziewięć, stadników dwóch, prosiąt latosich pięcioro. Gęsi starych dwadzieścia pięć, młodych gęsi szesnaście, indyczek starych sześć, młodych sześć, kur z kokotem piętnaście, kapłonów piętnaście, kaczek z kaczorami dwadzieścia jedna.

Poddaństwo wsi Dobrojewa. Chałupnicy: Frącek chałupnik ma wołów dwa, krów trzy, świń cztery, owiec dziesięć; Sobek ma wołów dwa, krów trzy, świń dwie; Adam ma wołu jednego, krów dwie, świń trzy; Józef niepoddany ma wołów dwa, krów dwie, świni trzy; komornice: Skotarka ma krów dwie, Ruchajka ma krów dwie, Maruszka ma krów jednę, owczarz niepoddany ma wołów dwa, krów trzy.

Powinność chałupników: robią ręczną robotę od św. Wojciecha do św. Marcina po trzy dni, albo dwa dni orzą; po dwie sztuki kądzieli przędzą komornice, robią dwa dni, po sztuce kądzieli przędzą, po pół kopy żyta i po mędelu jęczmienia ze dworu im dawają. W tej wsi budynki restauracyi potrzebują, mianowicie poszycia”.


Fasada pałacu od strony parku, ok. 1910 r.


Ok. 1910 r.

Następnie własność Ostroszczyzny przeszła na córkę Macieja i Ludwiki – Katarzynę, zamężną z Jerzym Felicjanem Sapiehą. Katarzyna i Jerzy mieli jedno dziecko – córkę Mariannę, w imieniu której oraz swoim – Jerzy Sapieha w 1735 roku podpisał zobowiązanie do sprzedaży Ostroroszczyzny za kwotę 290.000 złp. Łukaszowi Kwileckiemu z Kwilcza. W 1737 roku Marianna Sapieha dokonała zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami sprzedaży Ostroroga oraz wsi: Binino, Chojno, Dobrojewo, Kluczewo, Nosalewo, Orliczkom Zapust i Wielonek za określoną sumę – Łukaszowi Kwileckiemu.

Po zakupie Kwilecki miał powiedzieć: „Lubo wszyscy powiadają, żem tanio kupił te dobra, ale ja wiele włożywszy na reperacyją tej majętności i szacował jej wartość na trzykroć sto tysięcy”. Łukasz Kwilecki zmarł w 1745 roku, natomiast w 1759 roku jego synowie dokonali podziału majątku: Franciszek otrzymał klucz Wróblewo, Jan siedzibę rodową – Kwilcz, natomiast najmłodszy – Adam Klemens, urodzony w 1742 roku, dostał Ostroróg wraz z przyległościami. Adam Kwilecki rozebrał stary zamek w Ostrorogu, a w jego miejscu postawił browar. Na swoją siedzibę obrał sobie Dobrojewo, gdzie u schyłku XVIII wieku postawił pałac.


Rodzina Kwileckich na schodach pałacu w Dobrojewie, 1901 lub 1902 r.


Tym samym Ostoroszczyzna zmieniła nazwę na Dobrojewszczyznę. Adam Kwilecki był postacią bardzo oryginalną. Niektórzy uważali go za dziwaka i skąpca. Wirydianna Fiszerowa w swoim pamiętniku nazwała go człowiekiem inteligentnym, ale pozbawionym kultury, w młodym wieku miały go wyróżniać oryginalne rozrywki i dziwny sposób odpowiadania rozmówcom. Z kolei Franciszek Gajewski pisał, że ,,[…] kasztelan, dziedzic majętności Dobrojewa, dla wyrażenia swego, ciągle używanego, przezwany Amantissimus, pan majętny, ale rzadko skąpy. Kasztelan był ostatnim obywatelem, noszącym się jeszcze polskim strojem. […] Miał dwór całkowicie polski, lokai, poddanych, w liberyi, stangreta, poddanego, kamerdynera, zubożałego szlachcica, kozaczka, posuniętego z cilęciarka na ten stopień itd. Żona jego, pani bardzo zacna, wycierpiała prawdziwy czyściec na tej ziemi z powodu oryginalności męża. Pomiędzy innemi przyszło mu raz do głowy kazać zrobić trumnę dla żony jeszcze za życia dla oszczędzenia kosztów w przypadku śmierci jej; posłał więc stolarza do kasztelanowej dla wzięcia miary na trumnę. Gdy żona, oburzona taką bezwzględnością, wymawiała mu niesmaczne postępowanie, tłomaczył się z przymileniem: Waćpani, zdrowa będziesz żyła, dopóki wola Boska, trumna ją nie zabije, ten stolarz potrzebował roboty, tanio się zgodził, a ja miałem suche deski w zapasie. Córkę jedynaczkę wydał za swego bratanka, Klemensa Kwileckiego; posagu jej nie dał za życia żadnego, dopiero w późnej starości”. Po Adamie Kwileckim Dobrojewo przypadło jego córce Anieli zamężnej ze swoim kuzynem Klemensem, co – jak pisał Gajewski – było uznawane za wyraz skąpstwa jej ojca.


Fragment zespołu pałacowego, ok. 1920 r.


Kolejnym właścicielem Dobrojewa, był syn Anieli i Klemensa – oficer powstania listopadowego – Leonard Kwilecki. Kolejnym właścicielem Dobrojewa był Stefan Kwilecki, który poślubił wnuczkę generała Dąbrowskiego – Barbarę z Mańkowskich (więcej w artykule http://regionszamotulski.pl/barbara-kwilecka-dzialaczka-narodowa-i-spoleczna/). Pod koniec XIX wieku na majątek Stefana Kwileckiego składało się również 7 folwarków: Bielejewo, Binino, Forestowo, Klemensowo, Stefanowo, Śpibieda oraz Nosalewo. Majętność zamieszkiwało 950 osób, w tym 74 ewangelików i 876 katolików. Ponad 1/3 ludności była analfabetami. W 1907 roku Barbara Kwilecka przekazała Dobrojewo swojemu synowi – Franciszkowi, żonatemu z księżną Jadwigą z Lubomirskich. Franciszek był nie tylko ziemianinem, ale również hodowcą koni i rzeźbiarzem (o Franciszku Kwileckim można przeczytać w moich tekstach: Franciszek Kwilecki – rzeźbiarz z Dobrojewa http://regionszamotulski.pl/franciszek-kwilecki-rzezbiarz/; oraz Franciszek Kwilecki z Dobrojewa – człowiek renesansu http://regionszamotulski.pl/franciszek-kwilecki/; natomiast o stadninie w Dobrojewie w tekście Stadnina Kwileckich w Dobrojewie http://regionszamotulski.pl/stadnina-w-dobrojewie/).

Lata 20. i początek lat 30. był bardzo trudnym okresem dla majętności Dobrojewa. Niewiele brakowało, a doszłoby do licytacji całego majątku. Kłopoty finansowe były wynikiem z jednej strony wielkiego kryzysu końca lat 20. i początku 30., z drugiej natomiast zaangażowania finansowego Jadwigi w Powszechną Wystawę Krajową w Poznaniu (1929 rok). Na domiar złego, organizację PeWuKi Jadwiga przypłaciła najpierw zdrowiem – zachorowała na serce , a krótko potem śmiercią (zmarła 11 stycznia 1930 roku). Sytuację finansową Dobrojewa naprawił dopiero Jan Stefan Kwilecki – syn Franciszka i Jadwigi. Z uwagi na wysokie koszty utrzymania Dobrojewa Jan wraz z żoną Marią wyprowadzili się do wydzierżawionego od kuzyna Dobiesława majątku – Kobylniki koło Kościana (prof. Andrzej Kwilecki pisał, że Jan był dobrym rolnikiem i wzorowo wywiązywał się ze swoich obowiązków).

Ostatnim z Kwileckich, który urodził się w Dobrojewie, był syn Jana i Marii – Zdzisław Kwilecki (urodzony 28 maja 1938 roku). Z chwilą wybuchu II wojny światowej Dobrojewo przestało być ziemiańskim majątkiem, a do pałacu wprowadził się niemiecki zarządca. W Polsce Ludowej majątek Dobrojewo został przejęty przez Skarb Państwa, a na jego obszarze utworzono PGR.

Ok. 1890 r.

Barbara Kwilecka, ok. 1909 r.

Stefan Teodor Kwilecki, ok. 1910 r.

Przed pałacem w Dobrojewie ok. 1903 r. – Jadwiga i Franciszek Kwileccy oraz Jadwiga z synem Janem

Franciszek Kwilecki, ok. 1920 r.

Dożynki w Dobrojewie, 1930-1935. Hrabia Jan Kwilecki przyjmuje poczet włościan

Kwesta na organy, Dobrojewo, ok. 1939 r.

Maria Leonia Kwilecka i Katarzyna Krystyna Kwilecka w parku w Dobrojewie, ok. 1920 r.

Grupa rumuńskich dziennikarzy przed pałacem w Dobrojewie i odjazd grupy – ok. 1929 r.

Gospoda i dom inspektora, ok. 1944 r.


Stadnina Kwileckich w Dobrojewie

Stadnina hr. Franciszka Kwileckiego, ok. 1929 r.

Praca w polu. Konie ze stadniny hr. Franciszka Kwileckiego, ok. 1930 r.

Szóstka klaczy stadniny Dobrojewo, 1938 r.

Wystawa Poznańska – konkurs powozów. Piątka hr. Franciszka Kwileckiego, 1923 r.

Ogier Grand, urodzony w Dobrojewie w 1934 r., sprzedany w 1938 r. do cyrku angielskiego

Klacz czystej krwi arabskiej ze stadniny w Dobrojewie – Imci Pani, ur. 1914

Klacz półkrwi arabskiej – Alina, 8-lat, ze stadniny Franciszka Kwileckiego w trakcie Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu (1929 r.)

Aliant, ogier półkrwi arabskiej po Schagya X-12 i Alina ze stadniny Dobrojewo – w trakcie wystawy ogierów w Poznaniu, 1938 r.

Wzorowa stajnia – konie ze stadniny Franciszka Kwileckiego w trakcie Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu, 1929 r.

Pawilon Stadniny półkrwi arabskiej Franciszka hr. Kwileckiego z Dobrojewa w trakcie PeWuKi, Poznań 1929 r.

Najważniejszym obiektem zabytkowym w Dobrojewie są dwie oficyny i zabudowania gospodarcze stanowiące dawny zespół pałacowo-folwarczny. Obiekty znajdują się w południowej części wsi. Poniżej krótko przedstawię najważniejsze informacje o pałacu, a zainteresowanych jego historią i architekturą odsyłam do mojego tekstu Wielkopolskie Puławy w Dobrojewie (http://regionszamotulski.pl/palac-w-dobrojewie/).

Zespół pałacowy, jak wspomniałem, został wzniesiony w latach 1784-1786 dla Adama Kwileckiego. Na tablicy fundacyjnej na pałacu (1784) znajdowała się inskrypcja: „Za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego, Adam z Kwilcza na Ostrorogu Kwilecki kasztelan P.: Ord. Św. Anny, Św. Stanisława, kawaler, sobie y Potomkom dom ten wystawił 1784”. W 1787 roku od strony ogrodu dobudowano do pałacu portyk kolumnowy, a do 1788 roku trwało wyposażanie wnętrz. Sam pałac był dość duży, parterowy, podpiwniczony, posiadał piętrową wystawkę. Całość miała liczne cechy barokowej symetrii i osiowości, co może stanowić nawiązanie do tradycji Wersalu. Również wnętrze było urządzone z wielkim gustem i artyzmem. Ozdobne tkaniny i malowidła oraz tapety zamówione w Berlinie nadawały wnętrzu pałacowych cech. Prawdopodobnie 12 kwietnia 1940 roku pałac został podpalony, a następnie w latach 1941-1942 rozebrany. Pożar strawił liczne pamiątki rodowe Kwileckich oraz okazałą biblioteką. Na temat samego pożaru snuto różne przypuszczenia, jedna z wersji mówi o tym, że niemiecki zarządca, aby zatrzeć ślady swoich finansowych kombinacji i rabunków dokonanych w pałacu, miał opłacić niemieckiego pilota, który podpalił pałac.


Prawdopodobnie jest to rozbiórka pałacu, ok. 1941-1942


Z zespołu pałacowego zachowały się natomiast dwie oficyny, zbudowane równocześnie z pałacem. Oficyna północna to siedmioosiowy, piętrowy, murowany i otynkowany budynek, z czterospadowym dachem krytym dachówką. Nad wejściem do oficyny znajduje się balkon wsparty na dwóch kolumnach. Natomiast na dachu usytuowano ozdobne okno z kamiennymi wazonami po bokach. Z kolei oficyna południowa jest parterowa, również murowana, siedmioosiowa. Nad wejściem znajduje się balkon i lukarna, a po obu jej stronach kamienne wazony. Całość budynku została zwieńczona czterospadowym dachem krytym dachówką.

Wojenną zawieruchę przetrwała również główna brama wjazdowa, która znajduje się w ogrodzeniu okalającym dawny zespół pałacowy. Sama brama została zbudowana w stylu klasycystycznym, w tym samym czasie co pałac. Jest murowana i otynkowana, składa się z czterech kwadratowych słupów krytych dachówką. Na dwóch słupach wewnętrznych znajdują się rzeźby wojowników z piaskowca, natomiast na zewnętrznych słupach umiejscowiono wazony. Ogrodzenie znajduje się po obu stronach bramy, na murowanych słupach usytuowano wazony. Na dziedzińcu, w jego północno-wschodniej części, znajduje się studnia o wysokości około 150 cm, zbudowana z kamienia polnego i zwieńczona czterema wazonami.


Brama wjazdowa i fronton pałacu, 1928 r.


Na uwagę zasługują również dawne zabudowania folwarczne, powstałe w pierwszej i drugiej połowie XIX wieku:

  • Spichlerz – późnoklasycystyczny, murowany z cegły i otynkowany. Trzykondygnacyjny, zbudowany na planie prostokąta, z przejazdem na osi środkowej. Dach dwuspadowy, kryty dachówką, z naczółkami i dymnikami w dwóch kondygnacjach.
  • Kuźnia – murowana z cegły, parterowa , obecnie częściowo rozebrana.
  • Stodoła ‒ zbudowana z kamienia polnego, obecnie częściowo rozebrana.

Do dawnego folwarku prowadzą dwie bramy: południowa, zbudowana w latach 1784-1786, granicząca z ogrodzeniem dziedzińca, oraz północna, zbudowana wraz ze stróżówką na początku XIX wieku.


Droga do pałacu i park – ok. 1910-1915


Zabudowania pałacowe i folwarczne otaczał park krajobrazowy o powierzchni 8 ha, założony w końcu XVIII wieku, oraz ogród w stylu francuskim, założony w latach 1787 – 1788. W parku zachowały się nieliczne elementy zdobnicze. W parkowym drzewostanie dominują graby, kasztanowce, akacje, sosny oraz lipy, w zachodniej części parku znajduje się okrągły staw otoczony grabami.

Z zabudowań w Dobrojewie warto również wymienić dwa domy w centrum wsi:

– parterowy budynek dawnej szkoły, zbudowany około 1850 roku, z dachem krytym dachówką i oryginalnym trójkątnym oknem nad wejściem,

– tzw. młynek, czyli dom młynarza, zbudowany w 1 połowie XIX wieku na planie ośmioboku.

W Dobrojewie znajduje się również wiele okazałych drzew, w szczególności należy wymienić: robinię o obwodzie 310 cm (obok oficyny północnej) oraz lipę o obwodzie 434 cm (w podwórzu gospodarczym). Do dawnego zespołu pałacowego prowadzi piękna podwójna aleja lipowo-grabowa, natomiast przy polnej drodze do Ordzina rośnie aleja kilkudziesięciu jesionów (wśród nich okazy o obwodach 360, 382 i 398 cm). Natomiast druga duża aleja jesionów znajduje się przy polnej drodze w kierunku Wielonka (wśród nich drzewa o obwodzie 283, 295 i 326 cm).


Oficyna północna, ok. 1970 r.


Będąc w Dobrojewie, warto przystanąć również przy dwóch XVIII-wiecznych barokowych rzeźbach fundacji prawdopodobnie Adama Kwileckiego. Obie rzeźby zlokalizowane są na północ od zespołu pałacowo-folwarcznego. W czasie okupacji niemieccy żołnierze walczyli z wszelkimi przejawami kultu religijnego, ale mieszkańcom Dobrojewa udało uratować się obie rzeźby, a w 1945 roku w miejscu starych zostały wybudowane nowe kapliczki i umieszczono w nich wspomniane rzeźby. Pierwsza z kapliczek, z kamienną rzeźbą Świętego Wawrzyńca, znajduje się przed budynkiem dawnej szkoły, naprzeciwko północnej bramy do folwarku. Rzeźba została umieszczona na murowanym słupie o wysokości około 4,5 metra, w którego wnęce umieszczono gipsową figurkę Matki Boskiej. Święty został przedstawiony w tradycyjny sposób – w stroju diakona (dalmatyce), z palmą męczeńską na prawym ramieniu i kratą (ruszt), o którą opiera lewą rękę (takie przedstawiani postaci świętego związane jest z jego śmiercią na rozżarzonej kracie).

Natomiast na skrzyżowaniu drogi wojewódzkiej 184 z drogą brukową do Binina stoi wysoka na około 5 metrów murowana kapliczka z drewnianą figurą Świętego Walentego. W cokole kapliczki znajduje się wnęka, wewnątrz której umiejscowiono gipsową figurkę Matki Boskiej. W górnej części kapliczki znajduje się rzeźba św. Walentego ubranego w strój kapłana i uzdrawiającego dziecko. Kapliczka jest otwarta z trzech stron i przykryta daszkiem krytym blachą i zwieńczonym krzyżem.

W czasie okupacji mieszkańcy Dobrojewa uratowali również rzeźbę Chrystusa z około 1750 roku, rzeźba do niedawna znajdowała się na krzyżu przy drodze wojewódzkiej 184 (obecnie w tym miejscu jest nowa rzeźba).

Przy drodze do Oporowa uwagę zwraca głaz narzutowy – dawny drogowskaz z napisem: „do Oporowa 1824”.

Literatura:

  1. Leonard Durczykiewicz, Dwory polskie w Wielkiem Księstwie Poznańskiem, Poznań 1912.
  2. Franciszek Gajewski, Pamiętniki Franciszka z Błociszewa Gajewskiego. Pułkownika wojsk polskich 1802-1831, Poznań 1913.
  3. Teresa Ruszczyńska, Katalog zabytków sztuki w Polsce, t. 5, z. 23: Powiat Szamotulski, Warszawa 1966.
  4. Zofia Ostrowska-Kębłowska, Architektura pałacowa drugiej połowy XVIII wieku w Wielkopolsce, Poznań 1969.
  5. Paweł Mordal, Inwentaryzacja krajoznawcza Miasta i Gminy Ostroróg, Ostroróg 1990.
  6. Andrzej Kwilecki, Kwilcz i inne majątki Kwileckich na przestrzeni wieków, Poznań 1996.
  7. Wirydianna Fiszerowa, Dzieje moje własne i osób postronnych: wiązanka spraw poważnych, ciekawych i błahych, Warszawa 1998.
  8. Andrzej Kwilecki, Ziemiaństwo wielkopolskie w kręgu arystokracji, Poznań 2004.
  9. Janina z Puttkamerów Żółtowska, Fragmenty wielkopolskie 1919-1933, Poznań 2006.
  10. Joanna Konopińska, Janina Fedorowicz, Marianna i róże: życie codzienne w Wielkopolsce w latach 1890-1914 z tradycji rodzinnej, Poznań 2016.
  11. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, t. 2, hasło Dobrojewo.
  12. Słownik historyczno-geograficzny ziem polskich w średniowieczu, red. Tomasz Jurek, hasło Dobrojewo.

Fotografie:

  1. Zbiory Wojciecha Kwileckiego, Pawła Przewoźnego
  2. Biblioteka Narodowa Polona.
  3. „Dziennik Poznański” 1930 nr 252.
  4. „Kurier Poznański” 1930 nr 239, nr 252.
  5. Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk.
  6. „Wieś Ilustrowana”, styczeń 1911.
  7. „Teatr i Życie Wytworne: czasopismo ilustrowane” 1929 nr 4-5.
  8. „Świat” 1928 nr 18.
  9. „Ilustracja Polska” 1931 nr 37.
  10. „Wielkopolska Ilustracja” 1929 nr 1.
  11. Wystawa i licytacja ogierów w Poznaniu w dniach 4 i 5 maja 1939 r.
  12. Teresa Ruszczyńska, Katalog zabytków sztuki w Polsce, 5, z. 23: Powiat Szamotulski, Warszawa 1966.
  13. „Gazeta Szamotulska” 1925 nr 72, 77; 1927 nr 3, 105, 1928 nr 36; 1929 nr 40, 42; 1930 nr 48, 52, 109.
  14. „Gazeta Rolnicza” 1922 nr 3.

Szamotuły, 26.04.2019

Zdjęcia współczesne Michał Dachtera

Michał Dachtera

Mieszka w Szamotułach, ale jego serce zostało w Ostrorogu i okolicach.

Miłośnik historii, poszukiwacz archiwalnych zdjęć. Na Facebooku prowadzi profil Ostroróg na kartach historii.

Dobrojewo – historia2025-01-06T11:53:54+01:00

Ireneusz Walerjańczyk – zdjęcia jak obrazy

W obiektywie Ireneusza Walerjańczyka

Zdjęcia jak obrazy


Szamotuły


Inne miejscowości i miejsca

Gałowo

Kaźmierz

Ostroróg

Brodziszewo i okolice Popówka


Ireneusz Walerjańczyk urodził w 1952 roku w województwie Zachodniopomorskim. Od wczesnego dzieciństwa związany z Ziemią Szamotulską, mieszka w Szamotułach. Przez wiele lat pracował we wronieckim Spomaszu, następnie w UMiG Szamotuły. Obecnie na emeryturze.

Jego ulubione zajęcie stanowi fotografia. Pierwszą samodzielną fotografię wykonał metodą stykową w 1962 roku. Jest członkiem Klubu Fotograficznego SzOK w Szamotułach. W fotografowaniu ma doświadczenie od fotografii stykowej do obecnej fotografii cyfrowej. Najbardziej lubi wykonywać zdjęcia architektury i ujęcia panoramiczne. Jest współautorem zdjęć do dwóch albumów: Kolegiata w Szamotułach (Szamotuły 2012, wydawca: Parafia Matki Bozej Pocieszenia i Św. stanisława Biskupa) oraz Spacerem po Szamotułach i okolicy (Szamotuły 2010). Jego własną publikację stanowi album fotograficzny O Szamotułach i okolicy bez słowa opowiada Ireneusz Walerjańczyk (Szamotuły 2014, wydawca: Miasto i Gmina Szamotuły). Zdjęcia Ireneusza Walerjańczyka zamieszczane są w kalendarzach i na stronach internetowych.


Szamotuły, 24.04.2019

Ireneusz Walerjańczyk – zdjęcia jak obrazy2025-01-07T10:20:47+01:00

Strajk szkolny 1906-1907

Agnieszka Krygier-Łączkowska

W obronie ojczystego języka

Strajk szkolny w latach 1906-1907

W Szamotułach strajk trwał 9 miesięcy: od 20 września 1906 roku do 25 czerwca 1907 roku. Najdłużej strajkowały dwie córki miejscowego szewca: Wiktoria i Maria Bochyńskie. Oprócz katolickiej szkoły elementarnej w Szamotułach strajk w naszym regionie objął swym zasięgiem szkoły w Kaźmierzu, Obrzycku, Ostrorogu, Wronkach, Dusznikach, Kąsinowie, Jastrowie, Gaju Małym, Bininie, Dobrojewie, Wielonku, Chełmnie, Orliczku i Popowie. W kulminacyjnym momencie strajkowało ok. 75 000 dzieci ze szkół zaboru pruskiego.

Za ten pacierz w własnej mowie,
Co ją zdali nam ojcowie,
Co go nas uczyły matki,
– Prusak męczy polskie dziatki!

Wiersz, z którego pochodzi ten fragment, Maria Konopnicka napisała w związku z wcześniejszym i najbardziej znanym strajkiem polskich dzieci w obronie języka polskiego w nauczaniu religii i w modlitwach szkolnych, czyli strajkiem uczniów szkoły we Wrześni z 1901 roku. W 1906 roku strajki objęły około 950 szkół. Przebieg strajku, stosowane przez władzę metody wobec dzieci i rodziców były podobne jak we Wrześni.

Szkoła na terenach zjednoczonych Niemiec, w tym w tzw. zaborze pruskim, działała na innych zasadach niż w okresie międzywojennym. Uchwalane zmiany w edukacji nie zawsze były wprowadzane równocześnie w całym państwie, nawet obok siebie mogły funkcjonować szkoły działające nieco inaczej. Najwyższą klasą w szkołach elementarnych (ludowych) była klasa I, uczniowie chodzili do niej zasadniczo do ukończenia 14 roku życia, kiedy to następowało tzw. „zwolnienie ze szkoły”, czyli koniec obowiązkowej edukacji. W gruncie rzeczy nie wiązało się ono z liczbą ukończonych klas, lecz właśnie z wiekiem uczniów. Jeśli ktoś za szybko przechodził do kolejnych klas, a nie osiągnął wymaganego wieku, w ostatniej (czyli w pierwszej) klasie mógł spędzić nawet kilka lat. Nie liczyła się wiedza, ale decyzja władz szkolnych, głównie rektora szkoły (dzisiejsza funkcja dyrektora) i inspektora szkolnego, sprawującego nadzór nad szkołami w danym powiecie. Czasem – karnie – uczniowie zatrzymywani byli w szkołach dłużej. Wspomniane „zwolnienie ze szkoły” następowało po Wielkanocy, bo wtedy właśnie kończył się rok szkolny i zaczynał następny. Uczniowie mieli wakacje w lipcu (tzw. żniwne), wracali do szkoły na sierpień i prawie cały wrzesień. Pod koniec tego miesiąca zaczynały się wakacje jesienne, zwane świętomichalskimi.  


Ul. Kapłańska, lata 1905-1918


Strajk w niektórych szkołach rozpoczął się jeszcze przed wakacjami żniwnymi, najwięcej uczniów przystąpiło do niego po zakończeniu wakacji świętomichalskich. W Szamotułach rozpoczął się kilka dni przed nimi. Informacje o strajku wyczytać można z pisanej odręcznie, oczywiście po niemiecku, kroniki katolickiej szkoły elementarnej w Szamotułach, czyli dzisiejszej Szkoły Podstawowej nr 2. Na początku lat 90. XIX w. powstał obecny budynek szkoły przy ul. Kapłańskiej, od 1889 roku funkcję rektora pełnił Franciszek Miękwicz.

„W dniu 20 września rozpoczęły dzieci na religii wstrzymywać się od odpowiedzi po niemiecku. Z 1. klasy najpierw Władysław Ciężki i Bronisław Kaczmarek. Liczba strajkujących przybierała z każdym dniem. Rodzice oświadczali na piśmie, że nie zezwalają swym dzieciom na religii odpowiadać w języku niemieckim”.

Chodziło nie tylko o odpowiadanie na lekcjach. W szkołach – aż do 1948 roku – naukę rozpoczynano poranną modlitwą. Wcześniej dzieci polskie odmawiać ją mogły w języku ojczystym, po polsku mogły też wypowiadać skierowane do nauczycieli pozdrowienie: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Szamotulscy uczniowie zapewne tak jak ich rówieśnicy z innych miejscowości odkładali na nauczycielską katedrę pisane po niemiecku podręczniki: katechizmy i historie świętych, w odpowiedzi na zadawane pytania milczeli lub mówili po polsku. Do wakacji jesiennych liczba strajkujących uczniów w szamotulskiej szkole z każdym dniem rosła, w ostatnim dniu 78 z ogólnej liczby 502 polskich dzieci w klasach I-IV (naukę religii po niemiecku prowadzono w Szamotułach w starszych klasach, czyli od IV do I). Składanie oświadczeń przez rodziców także było praktyką stosowaną we wszystkich szkołach, w których dzieci przeciwstawiały się nauczaniu religii w języku niemieckim. Rodzice powoływali się na swoją odpowiedzialność przed Bogiem i Kościołem za religijne wychowanie dzieci, wskazywali, że dzieci nie rozumieją przekazywanych po niemiecku treści.


„Dziennik Poznański”, 25.09.1906 r.


Ważną rolę w propagowaniu strajku odegrała polska prasa, w Wielkopolsce takie pisma jak „Orędownik”, „Dziennik Poznański”, „Przyjaciel Ludu”, „Goniec Wielkopolski”, „Praca” czy „Postęp”. W każdym numerze tych czasopism przez wiele miesięcy zamieszczano teksty zebrane pod wspólnym tytułem, np. „Walka o naukę religii” („Orędownik”) czy „W sprawie nauki religii („Dziennik Poznański”). W tamtych czasach nie stosowano doskonale znanej z czasów PRL-u cenzury prewencyjnej, polegającej na kontrolowaniu wszystkich przekazów przed ich publikacją i niedopuszczaniu do ukazania się treści niewygodnych dla władzy. Nie znaczy jednak, że istniała w tym czasie całkowita wolność słowa, gdyż redaktorom pism bardzo często wytaczano procesy o „podburzanie do nieposłuszeństwa wobec władzy szkolnej”. W październiku 1906 roku skazano – na przykład – na karę miesiąca więzienia Idziego Świtałę, ówczesnego redaktora pisma „Praca”, który później – krótko przed I wojną –  związał się z Szamotułami, gdzie przez pewien czas pracował jako dentysta i zorganizował jedną z pierwszych drużyn skautowych w Wielkopolsce – drużynę im. księcia Józefa Poniatowskiego.

Prasa informowała o tym, gdzie odbywa się strajk, z podziwem wyrażała się o strajkujących dzieciach, często podawano ich nazwiska. Niejednokrotnie pojawiał się też swego rodzaju narodowy szantaż, zamieszczano bowiem nazwiska ważnych w polskiej społeczności osób, których dzieci nie podejmowały strajku. Czytelnicy polskich gazet dowiadywali się z nich, jak powinno brzmieć składane przez rodziców oświadczenie i kto z ważnych osób występuje w obronie nauczania religii w języku polskim (np. Henryk Sienkiewicz w liście do cesarza Wilhelma II).  

Szczegółowo informowano o nakładanych przez władze szkolne karach. Wprowadzano  zmiany w planie lekcji, a po południu strajkujący uczniowie musieli dwie lub trzy godziny spędzać w areszcie szkolnym, czyli pod opieką nauczyciela samodzielnie odrabiać dodatkowe wyznaczone na ten czas zadania, zwykle z języka niemieckiego. W październiku w prasie pojawiła się informacja, że nauczyciele z Szamotuł „nie chcą odsiadywać aresztu z dziećmi karanemi za opór przeciw niemieckiemu nauczaniu religii”, jednak inspektor szkolny Lindner szybko tę wiadomość zdementował. Na czas strajku zatrudniano dodatkowych nauczycieli, w Szamotułach aż trzech.


„Dziennik Poznański”, 6.10.1906 r. i „Orędownik”, 30.11.1906 r.


Zdarzały się kary cielesne – tzw. chłosta szkolna. Dziewczynki bito zwykle trzcinką po dłoniach, chłopców po pośladkach. Ten sposób karania był zresztą w tamtych i późniejszych czasach czymś normalnym. Ostatnią istotną karą wymierzaną uczniom było zatrzymywanie ich w szkole na kolejny rok (lub tylko grożenie taką możliwością).

Kary te prowadziły do konfliktów z rodzicami uczniów. Rodzice nie chcieli wysyłać uczniów na dodatkowe godziny. Motywowali to zmęczeniem dzieci, tym, że – jeśli mieszkają daleko – nie zdążą wrócić do domu na obiad. Dzieci popołudniami miały też do wykonania różne obowiązki domowe i ich nieobecność źle wpływała na funkcjonowanie rodziny: „Rodzice nie mają nikogo, ktoby im bydło pasł” – donosił „Dziennik Poznański”. Jeśli dziecko nie stawiało się na dodatkowe godziny, rodzice byli karani za „zmudę szkolną”, czyli wagary, za każdy dzień otrzymywali mandat w kwocie 1 marki. Zdarzało się, że bardziej krewki ojciec odpłacał się nauczycielowi za bicie swojego dziecka. Prasa tak przed tym przestrzegała: „Trzeba koniecznie panować nad sobą, chociaż to trudno przychodzi do rozpaczy przywiedzionemu ojcu. Panom nauczycielom zaś radzimy w ich własnym interesie, by nie dolewali oliwy do ognia – kijem, bo w desperacji o nieszczęście nietrudno” („Dziennik Poznański”). Wielokrotnie zdarzało się, że ojcowie strajkujących dzieci byli zwalniani z pracy. Ostatnią – szczególnie drastyczną karą – było odbieranie dzieci rodzicom.

W poszczególnych miejscowościach odbywały się wiece związane ze strajkami szkolnymi. Czasem władze do nich nie dopuszczały, zwykle jednak pojawiał się miejscowy komisarz policji i – kiedy uznawał, że naruszone zostały przepisy – wiec po prostu rozwiązywał. Tak stało się także pod koniec października w Szamotułach. Wiec przerwano w trakcie wystąpienia posła na sejm pruski hrabiego Macieja Mielżyńskiego, który – jak przedstawiła prasa – „kreślił barwnie i przekonywająco walkę ludu polskiego z wrogim systemem pruskim”.


„Postęp”, 2.12.1906 r.


Najwięcej dzieci przystąpiło do strajku po wakacjach jesiennych. Wiązało się to ze zdecydowanym stanowiskiem, jakie zajął w tym czasie arcybiskup poznański i gnieźnieński (prymas) Florian Stablewski, wcześniej postrzegany przez niektórych jako zbyt ugodowy wobec władz zaborczych. 8 października arcybiskup podpisał orędzie do diecezjan, odczytane z wszystkich ambon 14 października, czyli w niedzielę przed powrotem dzieci do szkół. Oto jego fragment:

„Tylko nauka religii w języku ojczystym zdolna jest młodociane serca urabiać, do poznania i miłości Boga zagrzewać i tworzyć podstawy silne i niewzruszone dla całego życia – na tem to stanowisku trwałem zawsze, jego wszędzie i wszelkiemi przysługującemi mi sposobami broniłem i na niem póki życia mojego mi stanie trwać będę”.

Strajk po wakacjach jesiennych nabrał charakteru powszechnego, a orędzie prymasa, który zmarł pięć tygodni później, zostało uznane za jego testament polityczny. 

Widokówka z budynkiem szkoły katolickiej w Szamotułach, przed 1905 r.

Dawna szkoła w Bininie. Zdjęcie Andrzej Bednarski, 2019 r.

Wygląd klasy w szkole na terenie zaboru pruskiego. Ekspozycja w Muzeum Dzieci Wrzesińskich

Okładka kroniki szkolnej prowadzonej do 1914 r. Obecnie kronika przechowywana jest w Szkole Podstawowej nr 2 w Szamotułach.

Ilustracja z książki Mieczysława Jabczyńskiego Walka dziatwy polskiej z pruską szkołą, Poznań 1933.

Wiersz opublikowany w „Dzienniku Poznańskim”, 25.09.1906 r.

Relacje z wiecu w Szamotułach: „Orędownik”, 31.10.1906 r. i „Postęp”, 30.10.1906 r.

Portret Floriana Stablewskiego (1841-1906), autor Bolesław Łaszczyński

„Dziennik Poznański”, 25.10.1906 r.

Zaświadczenie o udziale w strajku w szkole w Kąsinowie, wydane Wojciechowi Mańczakowi w 1939 r. Własność Piotr Mańczak.

Wojciech Mańczak (1898-1978) – uczestnik strajku w szkole w Kąsinowie, wcielony do armii niemieckiej brał udział w 1. wojnie światowej, powstaniec wielkopolski – jeden z pierwszych ochotników z Szamotuł, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej.

Kazimierz Mikołajczak (1997-1940) – jeden z inicjatorów strajku szkolnego w Jastrowie, wcielony do armii niemieckiej brał udział w 1. wojnie światowej, powstaniec wielkopolski, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej. Kapitan Wojska Polskiego, we wrześniu 1939 r. służył w Kowlu, aresztowany przez Sowietów, ofiara zbrodni katyńskiej.

W kronice katolickiej szkoły elementarnej w Szamotułach można znaleźć zapis: „Na pierwszych godzinach religii po wakacjach jesiennych 19 października na niemieckiej religii 258 dzieci stawiło opór. Liczba strajkujących z dnia na dzień przybierała i wynosiła w dniu 29 października 395 dzieci (70%)”. Od tego dnia liczba strajkujących stopniowo się zmniejszała. Najdłużej – do 25 czerwca 1907 roku – strajkowały Wiktoria i Maria Bochyńskie, córki szewca. W 1930 roku Wiktorię po mężu Kozłowską zaproszono do szkoły na obchody 25-lecia walki o polską szkołę.

Jak wynika z kroniki, w czasie największego nasilenia strajku dzieci biorące w nim udział po lekcjach śpiewały pieśni religijne przy krzyżu stojącym obok kolegiaty, a wieczorem – w październiku – uczestniczyły w nabożeństwie różańcowym.


Klasa w Szkole Powszechnej im. Marii Konopnickiej, zdjęcie z 1938 r.


Ówczesny rektor szkoły Franciszek Miękwicz kierował szkołą także w pierwszych latach po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, na emeryturę przeszedł z końcem września 1924 roku, po 55 latach pracy w zawodzie nauczyciela i 43 w szkole w Szamotułach. Żegnany był bardzo uroczyście przez władze Szamotuł z burmistrzem Konstantym Schollem, proboszcza Bolesława Kaźmierskiego i inspektora szkolnego Rosochowicza. Jak wielu nauczycieli-Polaków w czasie strajku 1906-1907 był w bardzo trudnej sytuacji, jako rektor szkoły musiał wprowadzać w życie trudne decyzje władz. Po latach nikt nie miał mu tego za złe, podkreślano jego dbałość o szkołę, obowiązkowość, a on sam wskazywał, jak ważne jest dążenie do zgody.

Strajk – choć słuszny – okazał się przegrany. Represje ze strony władz w dłuższej perspektywie czasowej okazały się trudne do zniesienia dla polskich rodzin – psychicznie i materialnie. Prawie roczna walka polskich dzieci zatrzymała jednak dalszą germanizację nauczania religii. Najważniejszym skutkiem strajku było pogłębienie świadomości narodowej w najszerszych warstwach ludności, bo przecież strajkowano na bardzo wielu wsiach. Ponad dekadę po tych wydarzeniach duża część strajkujących wówczas dzieci inaczej niż poprzez milczenie na lekcjach i cierpliwe znoszenie nakładanych kar zawalczyła o polskość. Na przełomie 1918 i 1919 r. wielu z tamtych chłopców, teraz już dorosłych, poszło do powstania i wywalczyło wolność dla następnych pokoleń Wielkopolan.

Strajk szkolny 1906-19072021-05-20T16:02:28+02:00

Tadeusz Hoffmann – student z Szamotuł i zbrodnia katyńska

Tadeusz Hoffmann – student z Szamotuł i zbrodnia katyńska

Ojciec Tadeusza i narzeczona Miłka do końca życia nie wierzyli w jego śmierć i zawsze na niego czekali. Wiedzieli, że znalazł się w sowieckiej niewoli i przebywał w obozie w Starobielsku. Na początku rodzina sądziła, że będzie tam bezpieczniejszy niż gdyby trafił do Niemców.

Dom Rynek 6 na zdjęciach sprzed 1918 r. i z lat 60. XX w. W tej samej kamienicy mieszkał znany szamotulski nauczyciel i trener Henryk Nowak (http://regionszamotulski.pl/henryk-nowak-sportowiec-nauczyciel-i-trener/)

Tadeusz Hoffmann w latach szkolnych (2. rząd, 2. od prawej)

Legitymacja na przejazdy, wydana przez Politechnikę Warszawską, 1937 r.

List Tadeusza, napisany do ojca po powrocie z pogrzebu matki, Warszawa 10.03.1939 r.

Serwis „Tom” z Zakładów Porcelany Stołowej w Wałbrzychu, pomalowany przez Ludmiłę Pokorną, 1958 r.

Tablica na Cmentarzu Ofiar Totalitaryzmu w Charkowie, dzielnica Piatichatki. Cmentarz powstał w latach 1999-2000 z inicjatywy Federacji Rodzin Katyńskich.

Cmentarz Ofiar Totalitaryzmu w Charkowie – tabliczki z nazwiskami pomordowanych

Pomnik Katyński na Cmentarzu Farnym we Wrześni, odsłonięty w 1995 r. Umieszczono na nim nazwisko Tadeusza Hoffmanna.

Tablica upamiętniająca nauczycieli i wychowanków szamotulskiego Gimnazjum im. ks. Piotra Skargi, którzy zginęli w czasie II wojny światowej. Odsłonięto ją w 1996 r. w dawnym budynku Gimnazjum i Liceum.


Tadeusz był najstarszym z dzieci Zofii (1889-1939, z domu Jerzykiewicz) i Bronisława (1887-1959) Hoffmannów, urodził się w 1915 roku w Buszewie. W następnych latach przyszli na świat kolejni synowie – Stanisław (ur. 1916) i Jan (ur. 1917), w 1921 roku jedyna córka Zofia (po mężu Żuromska) i w 1928 roku najmłodszy Włodzimierz. W domu Hoffmannów dużą wagę przywiązywano do wartości: patriotyzmu, rozwoju duchowego i służby innym. W okresie szkolnym dzieci należały do harcerstwa, jeździły na obozy, chłopcy byli też członkami Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, lubili sport i grali na różnych instrumentach. Od 1928 roku Hoffmannowie mieszkali przy szamotulskim Rynku (nr 6).


Rodzina Hoffmannów w 1930 r. Zofia i Bronisław z dziećmi (od lewej): Stanisławem, Włodzimierzem, Tadeuszem, Zofią i Janem


Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Bronisław Hoffmann przez kilkanaście lat pełnił funkcję asesora w szamotulskim starostwie, jego zadaniem była likwidacja majątków po tych Niemcach, którzy zdecydowali się opuścić te tereny. W 1930 roku został członkiem Rady Miejskiej, działał w Akcji Katolickiej, od 1934 roku był jej przewodniczącym w parafii szamotulskiej. W latach 30. rozpoczął pracę w miejscowej cukrowni. Jego żona pomagała potrzebującym w Stowarzyszeniu Pań Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo. W domu gotowała nie tylko dla najbliższych, na posiłki do Hoffmannów przychodzili bowiem różni ludzie biedni. Zmarła 5 marca 1939 roku w konsekwencji choroby nowotworowej, na pogrzeb przyszły tłumy. Wyglądało to jak na procesji Bożego Ciała – wspominały ponad pół wieku później jej dzieci. Proboszcz ks. Bolesław Kaźmierski powiedział o zmarłej, że była człowiekiem, który nigdy nie prosił dla siebie, ale zawsze dla innych.


Ostatnie wspólne zdjęcie, 1938 r. Siedzą: Tadeusz, Zofia, Bronisław i Zofia (Zula); stoją: Stanisław, Włodzimierz i Jan.


Tadeusz od kilku lat nie mieszkał już wówczas w domu. Ukończył Gimnazjum Humanistyczne im. ks. Piotra Skargi, w 1935 roku zdał maturę, a następnie – przed studiami – odbył służbę wojskową i w stopniu kaprala ukończył znaną w tamtych czasach Szkołę Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu. Rozpoczął studia elektrotechniczne na Wydziale Elektrycznym Politechniki Warszawskiej. Rodzeństwo wspominało, że był bardzo uzdolniony i jeszcze w Szamotułach zbudował na użytek rodziny najprostszy odbiornik radiowy, niewymagający żadnego zasilania – tzw. radio kryształkowe, które odbierało sygnał lokalnej rozgłośni.

Studentami w tym samym czasie byli także bracia Stanisław i Jan, którzy po maturze w szamotulskim gimnazjum wybrali studia w Poznaniu – Stanisław na wydziale lekarskim Uniwersytetu, a Jan w Wyższej Szkole Handlowej. W poznańskim Państwowym Liceum Gospodarczym uczyła się wówczas Zofia, zwana w rodzinie Zulą. Mama zmarła w dzień jej 18. urodzin. Zula była wtedy dwa miesiące przed maturą, postanowiła jednak przełożyć egzaminy na później, by wesprzeć ojca i braci. Ze względu na wojnę przerwanej nauki nigdy nie udało jej się dokończyć.


Nekrolog z „Kuriera Poznańskiego”, 7.03.1939 r.


5 sierpnia 1939 roku Tadeusz Hoffmann ostatni raz był w rodzinnym domu. Ojciec kazał mu wówczas złożyć przysięgę, że nigdy nie splami honoru munduru polskiego oficera. Po latach wyrzucał sobie, że gdyby nie przysięga, może syn zachowałby się inaczej, może – jak jeden z kolegów – przebrałby się w strój ordynansa i wydostał z niewoli? Przed wyjazdem na miejsce mobilizacji, jakim był dla niego Kraśnik na Lubelszczyźnie, Tadeusz złożył jeszcze jedną przysięgę. Nie zdążył oficjalnie zaręczyć się z ukochaną Ludmiłą Pokorną (1920-87, w tamtych czasach mówiło się „Pokornianką”), córką nauczyciela fizyki w gimnazjum w Szamotułach. Młodzi ślubowali sobie jednak wzajemnie miłość i wierność przed szamotulskim obrazem Matki Bożej. Znali się od dzieciństwa, ich rodziny przyjaźniły się, a mamy razem działały charytatywnie.

W kampanii wrześniowej Tadeusz Hoffmann uczestniczył w stopniu podporucznika, był żołnierzem Pułku Zapasowego „Kraśnik” Wielkopolskiej Brygady Kawalerii, a ściślej przydzielonego do tego pułku szwadronu 7. Pułku Strzelców Konnych. Pułk „Kraśnik” w trakcie walk został włączony do Grupy Operacyjnej „Dubno”, która walczyła z Niemcami do 25 września, kiedy to po dwudniowej bitwie pod Rawą Ruską dowództwo podjęło decyzję o poddaniu się – w sytuacji braku możliwości dalszej walki i przebijania się w stronę granicy z Węgrami oraz nadciągających wojsk sowieckich. Grupa 2 tysięcy żołnierzy z oficerami trafiła do niewoli niemieckiej.

Dokładnie dziś nie wiadomo, dlaczego Tadeusz Hoffmann znalazł się nie w niewoli niemieckiej, lecz sowieckiej i został przewieziony do Starobielska. Dziś – kiedy od ponad ćwierćwiecza znamy wreszcie los polskich oficerów w niewoli sowieckiej – strasznie naiwna wydać się może radość ojca Bronisława, który uznał, że gorsza byłaby niewola niemiecka. Ale tak już było – to Niemców w rodzinie Hoffmannów obawiano się najbardziej. Stanisława Hoffmannowa (matka Bronisława), która we wrześniu 1939 roku mieszkała u sióstr zakonnych w Poznaniu, na wieść, że do miasta wkroczyli Niemcy, położyła się do łóżka i już z niego nie wstała.



W końcu sierpnia i pierwszych dniach września 1939 roku wielu mieszkańców Szamotuł, w tym rodzina Hoffmannów, ucieka na wschód Polski. Hoffmannowie chcą przeczekać zagrożenie niemieckie na Wileńszczyźnie. Pierwsi – w ostatnim dniu sierpnia – wyjeżdżają Zula z Włodkiem, pociągiem, razem z rodzinami szamotulskich nauczycieli gimnazjum – paniami Pokorną, Frankowską, Pawelową i ich dziećmi – które chcą dotrzeć do Kraśnika – bazy pułku zapasowego. Młodzi Hoffmannowie są więc razem z narzeczoną Tadeuszaa Miłką. Ostrzeliwanymi pociągami dojeżdżają do Warszawy, potem Lublina, Puław i Witkowic, są tam do momentu wycofania się wojsk polskich. Po 17 września decydują o powrocie do Szamotuł. W domu – po wielu perturbacjach – są 1 października. Tego samego dnia wracają ojciec Bronisław ze Stanisławem i Janem, którzy również próbowali uciekać na wschód.

Od Tadeusza zaczynają przychodzić pierwsze listy. W grudniu prosi o koce i żywność, na początku kwietnia 1940 roku – o nowe buty, bo te, które ma, są zupełnie zdarte. Ostatni z listów, wysłany do narzeczonej w 2. połowie kwietnia, przyniósł jej oraz rodzinie nadzieję. Tadeusz pisał, że ze Starobielska zaczynają wywozić oficerów. Myśleli, że niedługo wróci, zapadła jednak cisza…

Wstrząsem dla rodziny Hoffmannów jest egzekucja na szamotulskim Rynku, niemal pod ich domem. 13 października Niemcy rozstrzeliwują 5 mieszkańców Otorowa, a oni zmuszeni są na to patrzeć (por. http://regionszamotulski.pl/wojenne-losy-kwiatkowskich-z-otorowa/). Jeszcze w 1939 roku muszą opuścić swoje mieszkanie, przenoszą się do skromnego mieszkania dla pracowników cukrowni, mieszczącego się w domku przy ul. Bolesława Chrobrego, wówczas jest to Berlinerstrasse.

Ojciec wraca do pracy w cukrowni, podobnie jak Jan, który latem 1939 roku odbywał tam praktyki studenckie. Zula musi pracować w polu, a Włodek kończy Deutsche Schule für Polnische Kinder (niemiecką szkołę dla polskich dzieci) i pracuje w zakładzie produkcji wódek i likierów Paula Bertholda, później – tak jak ojciec i brat – w cukrowni. Zakładem kieruje Niemiec Woollschläger, dość życzliwy rodzinie Hoffmannów. Bronisława zna jeszcze sprzed wojny, bo przyjeżdżał do szamotulskiej cukrowni z Niemiec na praktyki, rzekomo uczyć się, a tak naprawdę przygotowywać się do kierowania zakładem w momencie opanowania terenów polskich. Jedynie Stanisław wyjeżdża do Generalnego Gubernatorstwa, do Jędrzejowa, gdzie mieszka wielu wysiedlonych z Wielkopolski szamotulan. Tam pracuje i zakłada rodzinę. Po wojnie uzyskuje dyplom lekarza i stopień doktora nauk medycznych, jest specjalistą w dziedzinie laryngologii, pracuje jako lekarz wojskowy w Żarach, a po przejściu do cywila w Raciborzu.


Poszukiwania Tadeusza, 1947 r.


Wojna się kończy, a Hoffmannowie nadal czekają na Tadeusza. Szukają go przez różne instytucje. Wprawdzie o odkryciu w Lesie Katyńskim zbiorowych grobów polskich oficerów Niemcy poinformowali w kwietniu 1943 roku, wiadomo jednak, że ofiarami byli jeńcy przetrzymywani tylko w jednym obozie – w Kozielsku. Rodziny tych, którzy trafili do Starobielska, mogły mieć jeszcze nadzieję. Bronisław Hoffmann pociesza się, że Tadeusz mógł wydać się Rosjanom pożyteczny ze względu na swoją znajomość zagadnień łączności, że może wywieziono go gdzieś daleko na wschód, do azjatyckich części Związku Radzieckiego, że kiedyś wróci. Na narzeczonego do końca życia czeka też Miłka. Kończy wyższą szkołę plastyczną, maluje ceramikę, pracuje najpierw w Wałbrzychu (w Zakładach Porcelany Stołowej „Wawel”), później w Chodzieży (w Zakładach Porcelany i Porcelitu).

Potwierdzenie śmierci jeńców ze Starobielska przyszło do Szamotuł okrężną drogą, poprzez książki wydawane w latach 80. w Londynie. Władze Związku Radzieckiego oficjalnie przyznają się do zbrodni katyńskiej jeszcze później, bo równo pół wieku po jej dokonaniu. Dopiero wówczas mogą być przeprowadzone przesłuchania, ekshumacje i ogłoszone ich wyniki. Rodziny ponad 3 800 więźniów Starobielska poznają szczegóły śmierci i miejsce pochówku bliskich.

Z jednej strony to ulga, z drugiej – zgaszenie jeszcze tlącej się może na dnie serc nadziei. Bo szczegóły tej zbrodni są straszne. Polaków ze Starobielska wywożono stopniowo, między 5 kwietnia a 12 maja 1940 roku. Wagonami, a potem ciężarówkami dowożono ich do siedziby NKWD w Charkowie. Tam w piwnicach więzienia NKWD nocami dokonywano egzekucji: jeńcom wiązano ręce z tyłu i mordowano ich strzałami w potylicę. Ciała przewożone były ciężarówkami i wrzucane do wcześniej wykopanych dołów na terenie leśno-parkowym przy sanatorium resortu spraw wewnętrznych w miejscowości o niewinnie brzmiącej nazwie Piatichatki.  

Wśród nich był Tadeusz Hoffmann, student elektrotechniki z Szamotuł. Rozkaz rozstrzelania polskich jeńców wojennych i innych osób więzionych w Zachodniej Białorusi i na Ukrainie, bez oskarżenia, procesu i zapadnięcia wyroku, przedstawiciele najwyższego organu partii komunistycznej (Biura Politycznego WKP(b) ) podpisali 5 marca 1940 roku. Dokładnie rok po śmierci Zofii Hoffmannowej – matki Tadeusza. Jej dzieci po latach mówiły: dobrze, że odeszła w spokoju przed wojną, bo nie zniosłaby tego, co spotkało jej najstarszego syna.

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Szamotuły, 09.04.2019

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Od urodzenia związana z Szamotułami. Polonistka (jak mama) i regionalist(k)a (jak tata).

Dr nauk humanistycznych, redaktor i popularyzator nauki. Prezes Stowarzyszenia WOLNA GRUPA TWÓRCZA, wiceprezes Szamotulskiego Stowarzyszenia Charytatywnego POMOC.

Tadeusz Hoffmann – student z Szamotuł i zbrodnia katyńska2025-01-03T20:52:20+01:00

Helena Szczerkowska – wspomnienia z młodości

Rehablilitacja rannych żołnierzy. Franciszek Kaźmierczak siedzi 2. od lewej. Poznań, 1915 r.

Pałac w Charcicach,1913 r.

Marianna Kaźmierczakówna, 1919 r.

Na stawie w Bytkowie. Helena siedzi 3. od prawej. 1. połowa lat 20. XX w.

Dwie Heleny: Kaźmierczak i Michalska, Gdynia, 1932 r.

Anna i Franciszek, lata 30.

Helena z braćmi: Franciszkiem i Henrykiem, 2. poł. lat 30.

Helena z rodzicami, siostrzeńcem Gwidonem i jego żoną, Bytkowo, 1940 r.

Helena, 1943 r.

Helena Szczerkowska wspomina młodość

Helena Szczerkowska w lutym 2019 roku skończyła 106 lat. Po ślubie z Bolesławem Szczerkowskim (1906-1976), nauczycielem, instruktorem harcerskim i działaczem społecznym, zamieszkała w Szamotułach. Kiedy opowiada o sobie, najchętniej cofa się pamięcią do dzieciństwa i młodości – lat, gdy była jeszcze Helenką Kaźmierczakówną i wraz z rodzicami i rodzeństwem mieszkała w Nojewie, Chrzypsku, Izdebnie i Bytkowie – dobrach niemieckiej rodziny Hantelmannów. Od tamtych czasów świat tak bardzo się zmienił!

Helena przyszła na świat 10 lutego 1913 roku w Nojewie. Jej rodzicami byli Anna z domu Siewert (1877-1958) i Franciszek (1874-1949) Kaźmierczakowie. Anna pochodziła z Białokosza (gmina Chrzypsko Wielkie), jej rodzice – Nepomucena i Franciszek – prowadzili tam gościniec, „z bilardem” – dodaje pani Helena. Kaźmierczakowie wywodzili się z Bobulczyna. Rodziny były wtedy bardzo liczne, niemal w każdej rodziło się sześcioro-ośmioro dzieci. Na ojcowiźnie pozostał jeden z braci (Jan), a Franciszek wybrał zawód budowlańca. Jak wspomina pani Helena, kształcił się w Niemczech, czyli gdzieś w głębi kraju, bo i tutaj jeszcze przez kilkanaście lat były Niemcy, a do niemieckiej szkoły poszły nawet najstarsze dzieci Anny i Franciszka.


Anna i Franciszek Kaźmierczakowie, ok. 1918 r.


Pobrali się w 1898 roku w kościele w Psarskiem. Zawodowy los Franciszka, a także los całej jego rodziny związał się z Hantelmannami. Otto von Hantelmann (1870-1944) na początku lat 90. przybył do Wielkopolski z Dolnej Saksonii. W 1896 roku ożenił się z Luizą von Massenbach (1876-1943). Jak wspomina pani Helena, rodzinę hrabiów Massenbachów, właścicieli Białokosza, dobrze znała jej babcia i mama, niemal rówieśnica Luizy. Trudno dziś powiedzieć, czy wpłynęło to na zatrudnienie Franciszka, faktem jest, że stał się on prawą ręką Ottona przy różnych inwestycjach budowlano-remontowych. Otto von Hantelmann zamieszkał z żoną w pałacu w Rokietnicy (budynek, w którym mieści się technikum – Zespół Szkół im. Zamoyskich), równocześnie kończono rozpoczętą jeszcze przed ślubem z Luizą budowę pałacu w Baborówku. Franciszek raczej nie uczestniczył w tej budowie, w tamtym czasie prowadził inwestycje położone w innej części majątku Hantelmannów. Ośrodkiem drugiego rejonu wielkopolskich dóbr hrabiów były Charcice z pięknym pałacem z 1840 roku, w którym od ponad pięćdziesięciu lat mieści się Zakład Terapii Uzależnień. Tę część majątku (Charcice, Izdebno i Jabłonowo) Otto przejął po stryju Hermanie. Otto von Hantelmann działał także w Szamotułach, był członkiem rady nadzorczej mleczarni i cukrowni.


Bytkowo, spotkanie rodzinno-sąsiedzkie, ok. 1928 r.


Anna i Franciszek Kaźmierczakowie doczekali się ośmiorga dzieci: pięciu córek i trzech synów. Różnica wieku między najstarszą z rodzeństwa Gertrudą (ur. 1899) a najmłodszym Marianem (ur. 1920) była właściwie różnicą pokolenia, najwyraźniej uzmysławia to fakt, że kilka miesięcy po Marianie na świat przyszedł jego siostrzeniec Gwidon – syn Gertrudy. Pozostałe dzieci Anny i Franciszka to: Marianna (ur. 1900), Franciszek (ur. 1904), Izabela (ur. 1906), Joanna (ur. 1909), Helena (ur. 1913) i Henryk (ur. 1916).

W 1914 roku Franciszka, już wówczas ojca sześciorga dzieci, wysłano na front I wojny światowej. Rok później został ranny i z przestrzeloną ręką znalazł się w szpitalu w Brunszwiku, skąd po jakimś czasie zwolniono go do domu. W 1920 roku rodzinę Kaźmierczaków spotkało nieszczęście: w odstępie kilku miesięcy zmarły dwie córki, najpierw 14-letnia Izabela, a później 20-letnia Marianna. Marianna zmarła tuż przed Bożym Narodzeniem, aby ulżyć jej cierpieniu, w gorączce obkładano ją lodem wyrąbanym z Jez. Chrzypskiego. Dla Helenki, która miała wtedy 7 lat, śmierć sióstr musiała być ciężkim przeżyciem. Zmarłe niemal wiek temu Marianna i Izabela, wracają do niej w snach do dziś.


Przed dworkiem w Bytkowie, 1928 r.


Naukę Helena rozpoczęła już w polskiej szkole – najpierw w Izdebnie, potem w Rokietnicy i Pawłowicach. W 1. połowie lat 20. Otto von Hantelmann ściągnął Franciszka do prac bliżej swojej siedziby, rodzina Kaźmierczaków zamieszkała w nie istniejącym dziś dworku w Bytkowie. Część majątku w Charcicach została po I wojnie sprzedana, a w pałacu zamieszkał Georg von Hantelmann (1898-1924) – syn Ottona i Luizy, niemiecki bohater niedawno zakończonej wojny. Zasłużył się zwłaszcza w ostatnich miesiącach wojny, kiedy jako pilot samolotu myśliwskiego zestrzelił 25 samolotów angielskich, amerykańskich i francuskich (nieoficjalnie 30). Jego życie skończyło się tragicznie – w 1924 roku zginął od strzału, prawdopodobnie zabili go przemytnicy, których przyłapał w przypałacowym parku. W 2. połowie lat 30. Hantelmannowie zlikwidowali majętność w Charcicach-Izdebnie, grunty rozparcelowano, a pałac sprzedano.


Ślub Joanny Kaźmierczakówny z Romanem Michalskim, 1928 r.


Bytkowski dworek stał w niezwykle pięknej okolicy. Teren opada w kierunku Samicy, dziś to Sobocko-Pawłowicki Obszar Chronionego Krajobrazu, a na miejscu, gdzie kiedyś stał dworek, do niedawna znajdowały się pola golfowe. Kiedyś rozciągały się tam pola uprawne, rosły sady, na okolicznych stawach pływano łódkami, a sam dworek otoczony był ogrodem.

W Bytkowie dorastały dzieci Kaźmierczaków i stąd wychodziły w świat. Pierwsza, jeszcze w czasach chrzypskich, wyszła za mąż najstarsza Gertruda (po mężu Gołębiewska), mieszkała w Poznaniu. Franciszek wybrał zawód ogrodnika, pracował u Romana Dmowskiego, działacza Narodowej Demokracji, który w latach 1922-34 mieszkał w podpoznańskim Chludowie, a później u Kwileckich. Henryk został mistrzem cukiernictwa, prowadził cukiernię przy dzisiejszej ul. 23 Lutego w Poznaniu, zdobył wiele nagród w konkursach cukierniczych. Najmłodszy syn Marian został księgowym, po wojnie pracował w oddziałach PZGS-ów (Powiatowych Związkach Gminnych Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”), a pod koniec życia zawodowego w słynnym Peweksie w poznańskim Okrąglaku.

W 1928 roku w kościele w Sobocie odbył się ślub córki Joanny (po mężu Michalskiej, mieszkającej później we Wrześni). Na zdjęciu zrobionym w ogrodzie domu weselnego piętnastoletnia Helenka siedzi z przodu na ziemi, ubrana w plisowaną spódniczkę i bluzkę z marynarskim kołnierzem. Po ukończeniu szkoły powszechnej – podobnie jak inne „panienki z dobrych domów” – uczy się na kursach prowadzenia gospodarstwa domowego, handlu, szycia i hafciarstwa. W tej ostatniej sztuce osiąga mistrzostwo.


Przy dworku w Bytkowie, ok. 1932 r. Helena (3 od lewej), inne osoby z tego zdjęcia to rodzice, brat Franciszek, siostry Gertruda i Joanna z mężami i dziećmi oraz Elżbieta Szczerkowska (późniejsza szwagierka Heleny)


Helena mieszka z rodzicami, pomaga im w pracach domowych, w ogrodzie, pasie gęsi. Przeżywa też pierwszą dziewczęcą miłość. Jej ukochanym jest Franek, chłopiec, z którym dorasta, sąsiad z tego samego dworku. Kiedy przyszło dorosłe życie, ich drogi się rozeszły, dawny ukochany poślubił inną kobietę, urodzili się synowie. Wkrótce jednak stracił żonę, która zginęła w czasie bombardowania Poznania. Owdowiały Franciszek chciał ponownie związać się ze swoją pierwszą miłością, jednak Helena go odrzuciła. Mimo to dziś często wraca do niego myślą, wspomnienia wczesnej młodości nabrały barw i – jak to bywa u osób w mocno zaawansowanym wieku – to, co bardzo odległe, na nowo się przybliżyło.

Wówczas Helena już wiedziała, że oparcie w przyszłym życiu znajdzie w Bolesławie Szczerkowskim, bracie swojej przyjaciółki Elżbiety (po mężu Rossa). Znała go od lat, przez cały okres wojny korespondowali ze sobą, gdyż Bolesław w czasie kampanii wrześniowej dostał się do niewoli i przebywał w oflagu w Murnau.

Osobny rozdział wspomnień Heleny Szczerkowskiej to właśnie czas wojny. Przez pierwsze lata ciężko pracowała fizycznie w polu, po 12 godzin, ponad siły. Brat Marian został aresztowany przez Niemców, początkowo rodzina nie znała miejsca jego pobytu. Wreszcie przyszła wiadomość od mieszkającego w Toruniu Michała Siewerta, brata Anny Kaźmierczakowej, któremu informację o pobycie siostrzeńca w miejscowym więzieniu przekazał jego pracownik. Helena ma wówczas sen: śni jej się Matka Boska z obrazu wiszącego na drzewie rosnącym przy drodze z Bytkowa do Soboty, która każe napisać list do więzienia z prośbą o uwolnienie Mariana. List pisze Franciszek Kaźmierczak, przypomina o ranach, które odniósł, walcząc w niemieckiej armii, wskazuje, że syn jest potrzebny w gospodarstwie. Po jakimś czasie przychodzi odpowiedź: trzeba przyjechać z garderobą dla Mariana, co oznacza, że zostanie zwolniony z więzienia. W podróż wybrała się właśnie Helena, z Torunia wróciła nie tylko z młodszym bratem, ale także z 60 ukrytymi listami innych więźniów do rodzin. Do dziś pamięta, że przesyłki były pełne wszy. We wspomnieniach pani Helena drzewo z drogi do Soboty stało się symbolem. Jeszcze w czasie wojny trafił w nie piorun, który zniszczył koronę, natomiast nie naruszył samego obrazu. Dziś obok tego miejsca stoi drewniany krzyż przydrożny.


Rodzina Hantelmannów: Otto (zakrywa twarz dłońmi), Luiza i 2. żona Rudolfa – Gertruda. Park przy pałacu w Rokietnicy, ok. 1936 r.


Druga część okupacji była dla Heleny łatwiejsza, bo pod opiekę wzięli ją Hantelmannowie. O swoich pracowników dbali w okresie międzywojennym: Otto na swój koszt sprowadzał do wsi lekarza dla pracowników, w razie potrzeby płacił za leki, pracownicy – oprócz wypłaty – otrzymywali ekwiwalent w naturze. Każdy z nich bez dodatkowych opłat mógł trzymać własną krowę w przeznaczonej na to stodole Hantelmanna. W czasie wojny Hantelmannowie również nie opuścili swoich pracowników w potrzebie. Otto powoływał się na wojenne zasługi syna i uzyskiwał od okupacyjnych władz informacje o planowanych aresztowaniach wśród swoich pracowników. Starał się wówczas uwięzienie (także w obozie koncentracyjnym) zamienić na wywóz na roboty. Helena nie pracowała już w polu, jej zadaniem było szycie. Szyła i naprawiała odzież, na przykład dla dwojga wnucząt Ottona i Luizy. Były to dzieci młodszego syna Rudolfa i jego trzeciej żony Jutty, pochodzącej z niemieckiej hrabiowskiej rodziny z Kurlandii (obecnie Łotwa).

Helena Szczerkowska wspomina, jak wozem drabiniastym Jutta z małymi dziećmi wyjeżdżała na zachód mroźną zimą z 1944 na 45 rok. Mąż przebywał na froncie, a teściowie już wówczas nie żyli: Luiza zmarła w 1943, a Otto w 1944 roku, oboje zostali pochowani przy ufundowanym przez ich rodzinę kościele ewangelickim w Rokietnicy, po wojnie zamienionym na świątynię katolicką pod wezwaniem Chrystusa Króla Wszechświata. W momencie wyjazdu Jutta była w zaawansowanej ciąży, odwozili ją pracownicy majątku. Na drogę powrotną podarowała im wszystkie pierzyny, jakie sama miała.


Helena i Bolesław Szczerkowscy, czerwiec 1946 r.


Bolesław Szczerkowski wrócił do Polski we wrześniu 1945 roku. W listopadzie nastąpiły zaręczyny, a w grudniu ślub w kościele w Sobocie i wesele w Bytkowie. Ostatnią ważną uroczystością rodzinną, która odbyła się w Bytkowie, były złote gody – 50-lecie ślubu Anny i Franciszka Kaźmierczaków.

Helena i Bolesław zamieszkali w Szamotułach, gdzie Bolesław rozpoczął pracę jako nauczyciel Szkoły Podstawowej nr 1. Małżonkowie doczekali się dwóch córek. W 1947 roku urodziła się Elżbieta, dwa lata później Danuta. Przez pierwsze lata rodzina mieszkała w kamienicy Koszudów (Rynek 9), od 1950 roku – w kamienicy Wrzyszczów (Rynek 37/Dworcowa 1). W tej samej kamienicy obok mieszkała moja rodzina: prababcia, jej siostra, babcia, mama i jej brat. Państwo Szczerkowscy byli bardzo życzliwymi sąsiadami, swoje mieszkanie udostępnili nawet na wesele moich rodziców.

Z lat 50. i 60. Helena Szczerkowska wspomina przedstawienia teatralne odbywające się w sali Sundmanna. Bardzo lubiła też czytać książki. Na brydżu bywały u Szczerkowskich inne małżeństwa nauczycieli: Pawelowie, Niedźwiedziowie i Ziołkowie.

Elżbieta Szczerkowska (po mężu Niparko) – podobnie jak ojciec – została nauczycielką; uczyła języka polskiego w szkołach w Otorowie i Liceum Zawodowym w Szamotułach. Danuta Szczerkowska pracowała w Narodowym Banku Polskim, później w Zakładzie Budowlano-Montażowym i w administracji szpitala. To ona mieszka z mamą (od 1997 roku przy ul. Szachowej) i niezwykle troskliwie się nią opiekuje. W 2013 roku, krótko po swoich setnych urodzinach, pani Helena przewróciła się i złamała nogę, od tego czasu nie może samodzielnie chodzić i porusza się na wózku.


106. urodziny w gronie najbliższych, luty 2019 r.


Elżbieta Szczerkowska (po mężu Niparko) – podobnie jak ojciec – została nauczycielką; uczyła języka polskiego w szkołach w Otorowie i Liceum Zawodowym w Szamotułach. Danuta Szczerkowska pracowała w Narodowym Banku Polskim, później w Zakładzie Budowlano-Montażowym i w administracji szpitala. To ona mieszka z mamą (od 1997 roku przy ul. Szachowej) i niezwykle troskliwie się nią opiekuje. W 2013 roku, krótko po swoich setnych urodzinach, pani Helena przewróciła się i złamała nogę, od tego czasu nie może samodzielnie chodzić i porusza się na wózku.

Pani Helena doczekała się trojga wnuków: Bartosza, Agnieszki i Macieja oraz prawnuczki Leny. Jest z nich bardzo dumna. Agnieszka i Maciej, razem z przyjaciółmi z kwartetu wokalnego A Vista, co roku dają dowcipny występ na urodzinach babci, a Lena – uczennica 1. klasy jest bardzo uzdolniona tanecznie i muzycznie.

Od czasu do czasu rodzina – oczywiście razem z panią Heleną – wyrusza śladami jej wspomnień. Odwiedzają Białokosz, Chrzypsko, Charcice, Rokietnicę, Bytkowo, Sobotę, Baborówko – oglądają miejsca, które związane są z przeżyciami mamy i babci, zapalają znicze na cmentarzach, gdzie spoczywają ich przodkowie.

 Agnieszka Krygier-Łączkowska


Zdjęcia rodziny Szczerkowskich

Zdjęcia rodziny Hantelmannów i część informacji na ich temat pochodzi od Małgorzaty Saternus (Rokietnickie Archiwum Cyfrowe)

Szamotuły, 04.04.2019

Rudolf von Hantelmann i jego żona Jutta (okres wojny)

Helena i Bolesław Szczerkowscy z Henrykiem Kaźmierczakiem, Wrocław, 1946 r.

Helena i Bolesław Szczerkowscy z córkami, Joanna Michalska z synem, poł. lat 50.

95. urodziny Heleny Szczerkowskiej

103. urodziny w restauracji WuZetKa

Odwiedziny ks. biskupa Zdzisława Fortuniaka, 2017 r.

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Od urodzenia związana z Szamotułami. Polonistka (jak mama) i regionalist(k)a (jak tata).

Dr nauk humanistycznych, redaktor i popularyzator nauki. Prezes Stowarzyszenia WOLNA GRUPA TWÓRCZA, wiceprezes Szamotulskiego Stowarzyszenia Charytatywnego POMOC.

Helena Szczerkowska – wspomnienia z młodości2025-01-03T20:54:21+01:00

Aktualności – kwiecień 2019

Ostatni moment na rozliczenia podatkowe

Kiedyś było lepiej? Czasem, tak, czasem nie. Warto przeczytać, w jaki sposób egzekwowano zaległe podatki 90 lat temu.


Wiosenne spacery

Zdjęcia z 1930 r. (warto zwrócić uwagę na stroje!) – nad szamotulskim „Jeziórkiem” i przy kolejowym wiadukcie. Uwieczniono na nich spacer rodziny Wiktora Górczyńskiego – naczelnika szamotulskiej poczty w latach 1929-ok. 1935. Na fotografii 1. zdjęciu: Stefan Górczyński, NN, Maria Górczyńska, Irena Górczyńska, NN; na 2.: siedzą od lewej: Maria Górczyńska, NN, Irena Górczyńska, NN, stoją: Stefan Górczyński i nieznany ksiądz.

Zdjęcie – własność Iwony Górczyńskiej Hapko (córki Stefana).



Szamotulskie Groby Pańskie

W tym roku były piękne. W centrum grobu w bazylice kolegiackiej znalazła się nowa ikona – dzieło Jarosława Kałużyńskiego. W kościele św. Krzyża symbolika grobu nawiązywała do śmierci, która staje się źródłem życia.

Zdjęcia Maciej Borowczak



Piosenki religijne w stylu country

Paweł Bączkowski nagrywa ostatnio utwory religijne, którym nadaje charakterystyczne – countrowe – brzmienie. Najnowszy teledysk powstał nad Jez. Lednickim i w szamotulskiej bazylice kolegiackiej. Zapraszamy do wysłuchania i obejrzenia!


Paweł Bączkowski "Powiedz ludziom" gospel

Polska pieśń gospel w countrowym stylu.Kto czuje temat…proszę o udostępnianie dalej. Życzę szczęścia …WSZYSTKIM.Dziękuję Rafałowi Baldyszowi za fantastyczną pracę.Pozdrawiam serdecznie Paweł Bączkowski

Opublikowany przez Planeta Country Paweł Bączkowski Czwartek, 11 kwietnia 2019


Dom Młodzieży

Szamotuły, marzec 1966 r, ul. Dworcowa, budowa Domu Młodzieży (taka była pierwsza nazwa) – siedziby organizacji młodzieżowych i Powiatowego Domu Kultury (obecnie Szamotulski Ośrodek Kultury). Widoczny na zdjęciu transparent – jak wspomina Tomasz Grupiński – wzbudził kontrowersje, ponieważ przy wznoszeniu budynku pracowała społecznie także młodzież z innych miejscowości powiatu. Napis zmieniono więc na „Młodzież powiatu szamotulskiego buduje sobie dom”. Cegiełki na budowę rozprowadzano w szkołach, harcerze zbierali grzyby, dochód z ich sprzedaży przeznaczony był także na tę inwestycję.

Zdjęcie z albumu rodzinnego Mariana Różańskiego udostępnił jego syn Rafał.



„Szamotuły” w Poznaniu

8 kwietnia Zespół Folklorystyczny „Szamotuły” po raz kolejny wystawił nasze regionalne widowisko Wesele szamotulskie. Występ odbył się w ramach ogólnopolskiej konferencji naukowej „100 lat etnologii uniwersyteckiej w Poznaniu. Dyscyplina wobec wyzwań przyszłości” w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej na Wydziale Historycznym UAM. 

Zdjęcia Marta Szymankiewicz


Dawne Szamotuły

Stale szukamy fotografii z naszego miasta i regionu. Niedawno opublikowaliśmy na FB dwie fotografie ze strony Fotopolska. Obie oddają nie tylko dawny wygląd miasta, ale także klimat tamtej epoki.

Pierwsze zdjęcie przedstawia kamienicę o adresie Rynek 17 (narożnik z dzisiejszą ul. Braci Czeskich). Na początku XX w. mieściła się tam restauracja Baehra. Dziś jest to jeden z najbardziej zaniedbanych przy rynku domów (poprzednia siedziba PKO). Na drugim widoczny jest fragment dzisiejszej al. 1 Maja, wówczas Gerichtstrasse (Sądowa) – od częściowo widocznego po prawej stronie budynku sądu rejonowego. Potężny jak na szamotulskie warunki budynek z czerwonej cegły powstał w 1874 r., siedzibę sądu stanowił do pożaru w 1945 r. Warto wiedzieć, że nowa siedziba sądu i prokuratury, oddana do użytku w 2008 r., architektonicznie nawiązuje do tego dawnego budynku (fasada od ul. Cmentarnej). Oba zdjęcia powstały w okresie 1905-1915.



Prima aprilis!

Informacja z „Gazety Szamotulskiej” o łodziach wyścigowych na szamotulskim „Jeziórku” od razu budzi wątpliwości (choć w międzywojniu często po tym akwenie pływano), „podejrzane” jest nazwisko warszawskiego artysty B.Laga (blaga). Że wszystko to były żarty primaaprilisowe, wiemy z kolejnego numeru gazety.


Szamotuły, 19.04.2019

KWIECIEŃ 2019

IMPREZY I KONCERTY

Trwające


Minione

Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Szamotułach, Rynek 10


KINO

Aktualności – kwiecień 20192025-02-24T18:21:36+01:00

Bazylika w Szamotułach w obiektywie Andrzeja Bednarskiego


Bazylika kolegiacka w Szamotułach w obiektywie Andrzeja Bednarskiego


Szamotuły, 29.03.2019

Bazylika w Szamotułach w obiektywie Andrzeja Bednarskiego2025-01-07T10:37:32+01:00

Szczepankowo – historia

Szkoła Podstawowa w Szczepankowie

Ok. 1918

1966 r.

Powstaje nowy budynek szkolny – 1967 r.

Ok. 1969 r.

Lata 80.:


Dawny dwór (zdjęcia z lat 80.)


Inne miejsca w Szczepankowie na zdjęciach z lat 80.


Znalezisko archeologiczne


Dwudziestolecie międzywojenne

Bractwo Kurkowe, 0k. 1925 r. (zdjęcie prawdopodobnie wykonane w związku z 25-leciem istnienia), park w Szczepankowie

„Zabawa latowa” 1927 r. („Gazeta Szamotulska”)

Manewry 7. Pułku Wielkopolskich Strzelców Konnych – wenta w Szczepankowie, sierpień 1938 r. Por. Sobeski i Stanisław Mańkowski zachęcają dzieci do zabawy.

Michał Dachtera

Historia Szczepankowa

Szczepankowo to wieś położona w gminie Ostroróg, 5 km od Szamotuł. Najwcześniejsza historia miejscowości wydaje się dziejami ciągłych zmian majątkowych i konfliktów. Wynika to z prostego faktu, że jedynie takie dokumenty się zachowały. Nie ulega wątpliwości, że Szczepankowo to stara wieś szlachecka, która istniała już w XIV w.

Pierwsza wzmianka o wsi pochodzi z 1397 roku. W latach 1397-1400 jej ówczesny właściciel Przezdrew Szczepanowski toczył spór ze Święszkiem z Dobrojewa i Dzadkowa (w powiecie gnieźnieńskim). Święszek wraz z innymi ośmioma rycerzami i ośmioma „panoszami”, czyli rycerzami niepasowanymi, „zajechał” własność Przezdrewa. Termin „zajazd” oznaczał w dawnej Polsce samodzielne egzekwowanie wyroku. Z zachowanej wzmianki wynika, że Święszek zabrał Przezdrewowi konia i uwolnił zakutego w dyby jednego z jego kmieci. Z kolei w 1403 roku źródła wymieniają kmiecia ze Szczepankowa Wawrzyńca zwanego Wierzbą, będącego w sporze ze Stanisławem Rudzkim z Rudek o 2 grzywny bez 4 groszy.

Około połowy XV wieku właścicielem Szczepankowa był Jan Świdwa Starszy z Szamotuł. W latach 1461-1462 Świdwa sprzedał z zastrzeżeniem prawa pierwokupu plebanowi, mansjonarzom i rektorowi szkoły w Ostrorogu 8 grzywien 16 groszy czynszu w Szczepankowie za 100 grzywien.

W 1469 roku Szczepankowo było wymienione jako wieś, która zalegała z płaceniem królowi czynszu łanowego, za co nałożono karę w wysokości 14 grzywien. W tym samym roku miał miejsce kolejny konflikt, który spowodował, że nazwa Szczepankowo odnotowana została w dokumentach. Tym razem ówczesny sołtys Szczepankowa – Jan pozwał Helenę, żonę Jana z Ostroroga, dziedziczkę Stobnicy i księżniczkę raciborską.


Gospoda Fritza Treske, ok. 1912


W 1473 roku Piotr z Szamotuł, dziedzic Szczepankowa, wykupił od kanonika poznańskiego i prepozyta kolegiaty Św. Marii Magdaleny w Poznaniu Sędziwoja z Soboty 5 grzywien czynszu od głównej sumy w wysokości 60 grzywien zapisanego na wsi Szczepankowie oraz wsi Szczuczyn przez zmarłego Dobrogosta (ojca Piotra z Szamotuł). Cztery lata później, w 1477 roku, Dziersław ze Szczepankowa sprzedał duchownemu – Marcinowi z Szamotuł 3 floreny czynszu od sumy 36 florenów na Szczepankowie.

W 1496 roku syn Piotra ze Szczepankowa (zapewne wcześniej znanego jako Piotr z Szamotuł) – Andrzej dał swojej córce – Katarzynie połowę dóbr Szamotuł, w tym połowę wsi Szczepankowo, jako zabezpieczenie jej posagu. Po wyjściu Katarzyny za mąż Andrzej miał wypłacić jej mężowi kwotę 2000 grzywien, a po tej wypłacie dobra miały wrócić do Andrzeja. Jednak w 1511 roku Katarzyna przekazała swojemu mężowi Łukaszowi II Górce połowę dóbr Szamotuł wraz z wsiami, w tym połowę wsi Szczepankowo, co oznacza, że jej ojciec Andrzej nie wypłacił obiecanej kwoty jej mężowi. W 1499 roku Szczepankowo ponownie pojawiło się wśród wsi, które nie zapłaciły czynszu łanowego.

Pozostała część Szczepankowa należała do Dobrogosta z Szamotuł, który w 1545 roku zapisał swojej żonie Elżbiecie ¼ Szczepankowa. Dobrogost pojawiał się w źródłach również w 1546 i 1548 roku.

Około 1566 roku wojewoda poznański Łukasz III Górka, wnuk Łukasza II po synu Andrzeju i mąż Halszki z Ostroga, sprzedał połowę wsi Szczepankowo wraz z czterema łanami w Gaju za kwotę 4500 złotych Kasprowi Bobrownickiemu, z zastrzeżeniem prawa pierwokupu. Pięć lat później Bobrownicki kupił kolejną część wsi Szczepankowo od Jana Świdwy z Szamotuł (wnuka Wincentego po synu Janie) za sumę 5000 złotych. Natomiast pozostałą część wsi Szczepankowo w 1579 roku Stanisław Górka (brat Łukasza III Górki) sprzedał Jakubowi Rokossowskiemu.

W kolejnych latach Szczepankowo należało do dwóch Bobrownickich – Łukasza, który miał 3 łany, i Marcina, który miał 5 łanów, oraz do Rokossowskich. W 1602 roku Łukasz Bobrownicki swoją część wsi Szczepankowo przekazał na 3 lata (sprzedał z prawem odkupu) na rzecz Andrzeja Siedleckiego. Z kolei w 1615 roku bracia Łukasz i Marcin odkupili pozostałą część wsi od Stanisława Rokossowskiego (syna Jakuba). Do Bobrownickich Szczepankowo należało prawdopodobnie prawie do końca XVII wieku. W 1670 roku Stefan Bobrownicki część wsi sprzedał Wojciechowi Żychlińskiemu oraz jego żonie Katarzynie Bukowieckiej za sumę 8.500 złotych polskich. Prawdopodobnie pozostałą część Szczepankowa w 1687 roku Ludwik Bobrownicki zobowiązał się sprzedać za kwotę 16.000 złotych polskich – Janowi Korzbok Łąckiemu.

Co najmniej od 1767 roku do 1819 roku właścicielami Szczepankowa była rodzina Kowalskich – Ignacy i Joanna oraz ich potomkowie. Ignacy zmarł w 1799 roku w wieku 60 lat, natomiast Joanna zmarła w 1815 roku w wieku około 70 lat. Kolejnymi właścicielami Szczepankowa była rodzina Święcickich, co najmniej od 1833 do 1852 roku.


Dawny dwór, zdjęcie z lat 80.


U schyłku XIX wieku (około 1880 roku) wieś miała 5 domów i 51 mieszkańców (z czego 47 było katolikami, a 4 protestantami) oraz 78 hektarów (w tym 71 ha roli i 3 ha łąk). Z kolei dwór wraz z folwarkiem Wygoda tworzył okręg dworski z 11 domami 177 mieszkańcami (145 katolików i 32 protestantów) oraz obejmował obszar 530 ha (w tym: 404 ha roli, 33 ha łąk, 27 ha lasów). Podczas wykopalisk prowadzonych w XIX wieku w Szczepankowie znaleziono dwa brązowe naramienniki. W miejscowości znajdowała się szkoła katolicka, do której na przełomie lat 1866/1867 uczęszczały 163 dzieci, a nauczycielem od 1862 roku był Bonawentura Wicherski.

W latach 1904-1908 wieś stanowiła własność Królewskiej Komisji Osadniczej Państwa Pruskiego. Po 1905 roku majątek rolny folwarku został rozparcelowany i osadzono na nim niemieckich kolonistów. Dwór, park i sad pozostał jako tzw. resztówka.

W październiku 1907 roku oddano do użytku część linii kolejowej Szamotuły – Międzychód (najpierw na odcinku Szamotuły – Binino oraz Chrzypsko Wielkie – Międzychód, a pół roku później Binino – Chrzypsko Wielkie). We wsi Szczepankowo wybudowano stację kolejową (obecnie w budynku znajdują się mieszkania). Linia kolejowa została zamknięta dla regularnego ruchu pasażerskiego w 1995 roku.

Na podstawie spisu powszechnego przeprowadzonego w 1921 roku wiadomo, że Szczepankowo zamieszkiwało 314 osób (106 osób narodowości polskiej i 208 narodowości niemieckiej), w tym 165 kobiet i 149 mężczyzn. 109 osób deklarowało wyznanie rzymskokatolickie, a 205 ewangelickie. W miejscowości znajdowało się 46 budynków mieszkalnych.


Remiza Ochotniczej Straży Pożarnej


Po II wojnie światowej w Szczepankowie wybudowano remizę ochotniczej straży pożarnej oraz nowy budynek szkolny (szkoła została zamknięta w 2002 roku).

Do obiektów zabytkowych należy zespół dworski składający się z dworu (nr rej.: 2237/A z 21.06.1992) oraz parku (nr rej.: 2250/A z 24.09.1992). Dwór został zbudowany w pierwszej połowie XIX wieku. Jest to budynek parterowy, pięcioosiowy, z piętrem w poddaszu z okrągłymi oknami. W 1920 roku przeszedł na własność Skarbu Państwa, a następnie w 1925 roku został sprzedany Annie Lelesz. W czasie drugiej wojny światowej dwór był internatem dla niemieckich dziewcząt pracujących we wsi. W 1947 roku został sprzedany Czesławowi Kaczmarkowi. Również obecnie dwór stanowi własność prywatną.

Park dworski o powierzchni ponad 7 ha podobnie jak dwór został założony w pierwszej połowie XIX wieku. Dominującymi gatunkami drzew są lipy, klony, robinie oraz jesiony. Ponadto w parku znajdują się duże połacie chronionego bluszczu pospolitego. W pobliżu dworu rosną dwie sosny zwyczajne o obwodach 218 i 246 cm będące pomnikami przyrody. Jedna rośnie na północny zachód, druga natomiast w odległości około 12 metrów na południowy wschód od dworu. Ponadto w środkowej części parku rośnie platan klonolistny, również zaliczany do pomników przyrody. Z drzew rosnących w parku na uwagę zasługują także trzy lipy drobnolistne o wymiarach pomnikowych (obwody 315, 339 i 430 cm).


Dawna gospoda, nr 61


Z obiektów historycznych w Szczepankowie wymienić należy również dom pod nr. 61. To pierwszy dom po lewej stronie, jadąc z Ostroroga. Budynek położony jest na południe od parku dworskiego, został zbudowany pod koniec XIX wieku. Dom jest parterowy, z użytkowym poddaszem, dwupoziomowym ryzalitem, mansardowy dach pokryty dachówką.

Uwagę zwraca również dom nr 53. Budynek powstał w 1906 roku jako jednoklasowa szkoła ewangelicka z mieszkaniem dla nauczyciela. Szkoła została zlikwidowana przez rząd polski w 1922 roku. Nauczycielem od otwarcia szkoły do jej likwidacji był Teodor Hoffmann z Rogoźna. W 1935 roku w nieistniejącej już szkole urządzono świetlicę Związku Pracy Obywatelskiej Kobiet. Po II wojnie światowej – do połowy lat 60. w budynku znajdowała się jedna z klas szkoły podstawowej.


Figura Królowej Korony Polski i remiza


W centrum wsi na zakręcie drogi wojewódzkiej nr 184 stoi figura Królowej Korony Polski – Pomnik Wolności. Figura została poświęcona w 1926 roku, uroczystość ta została opisana w 1926 roku przez Gazetę Szamotulską:

„Szczepankowo. (Pomnik wolności.) Staraniem tutejszej Polonji w dawniejszym środku kolonizatorskim zbudowano pomnik wolności. W środku uroczo położonej wsi wznosi się z daleka widniejąca figura Królowej Korony Polskiej z Dzieciątkiem na ręka. Piedestał i cokół z granitu zostały artystycznie wykonane przez p. Pogodzińskiego z Szamotuł. Podziękowanie należy się przede wszystkiem inicjatorom i komitetowi jako i tym wszystkim, którzy przez prace, datki, trudy i bezinteresowne poświęcenie się do urzeczywistnienia myśli wyjawionej już w roku 1919 przez pana Antoniego Króliczaka byłego wojownika o polskość w Westfalji, jako właściwego ojca pomnika się przyczynili i ją zrealizowali”.

Z kolei wojenną historię figury przekazała nam Pani Ewy Napierała:

„[…] w nocy z 20 na 21 października 1939 roku figura została przez okupanta zburzona. Następnego dnia Niemcy zmusili Jakuba Turka i Stanisława Kuszaka do rozbicia cokołu i zniszczenia fundamentów. Wykazali się przy tym dużą odwagą, ponieważ uchronili od całkowitego zniszczenia samą figurę, którą sprytnie pod gruzami schowali i później potajemnie w pewnym miejscu zakopali. Gdy po wojnie postanowiono postawić nowy pomnik, można było tę samą figurę, po jej odrestaurowaniu, postawić. Nowy pomnik postawił kamieniarz p. Pogodziński z Szamotuł. Koszty wyniosły 27000 zł, które zostały pokryte przez dobrowolne składki mieszkańców Szczepankowa. Tutejsza Ochotnicza Straż Pożarna ofiarowała na ten pomnik 6000 zł. Poświęcenia figury dokonał 5 sierpnia 1945 roku ks. proboszcz Juszczak. Dzień ten był dla wszystkich bardzo uroczysty i podniosły o charakterze historycznym”.


Zespół ludowy ze Szczepankowa, prowadzony w 1. połowie lat 50. przez Gabrielę Tomaszkową


Obok strażnicy rośnie platan klonolistny o obwodzie 478 cm, natomiast przy drodze do parku lipa drobnolistna o obwodzie 300 cm. W lesie po lewej stronie (jadąc w kierunku Ostroroga) znajdują się niewielkie pozostałości dawnego cmentarza ewangelickiego (resztki studni). W 1932 roku w Gazecie Szamotulskiej tak pisano o cmentarzu: „W pobliżu miejsca zbrodni znajduje się w lesie niewielki cmentarz ewangelicki. Tablice nagrobkowe głoszą stereotypowo: «Hierruht in Gott»” (więcej informacji na temat dawnego cmentarza w tekście http://regionszamotulski.pl/cmentarz-ewangelicki-w-szczepankowie).

Literatura:

  1. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, t. 11, hasło: Szczepankowo.
  2. Album zabytków przedhistorycznych Wielkiego Księstwa Poznańskiego zebranych w Muzeum Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu, t. 2.
  3. Ludwik Rzepecki, Obraz katolickich szkół elementarnych objętych Archidyjecezyjami Gnieźnieńską i Poznańską oraz Dyjecezyjami Chełmińską i Warmińską, 1867.
  4. Słownik historyczno-geograficzny ziem polskich w średniowieczu. Edycja elektroniczna, redakcja ogólna Tomasz Jurek.
  5. Paweł Mordal, Inwentaryzacja krajoznawcza Miasta i Gminy Ostroróg, Ostroróg 1990.
  6. Zarządzenie Nr 54/86 Wojewody Poznańskiego z dnia 31 grudnia 1986 r. w sprawie uznania drzew za pomniki przyrody.
  7. Rejestr zabytków województwa wielkopolskiego, Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków z Poznaniu.
  8. „Gazeta Szamotulska” 1926 nr 58.
  9. Skorowidz miejscowości Rzeczypospolitej Polskiej, t. 10, Województwo Poznańskie, Warszawa 1926.
  10. Centralny Rejestr Form Ochrony Przyrody:

http://crfop.gdos.gov.pl/CRFOP/widok/viewpomnikprzyrody.jsf?fop=PL.ZIPOP.1393.PP.3024053.2836

http://crfop.gdos.gov.pl/CRFOP/widok/viewpomnikprzyrody.jsf?fop=PL.ZIPOP.1393.PP.3024053.10279

http://crfop.gdos.gov.pl/CRFOP/widok/viewpomnikprzyrody.jsf?fop=PL.ZIPOP.1393.PP.3024053.10278

http://crfop.gdos.gov.pl/CRFOP/widok/viewpomnikprzyrody.jsf?fop=PL.ZIPOP.1393.PP.3024053.10280

  1. Informacje od Ewy Napierały, Elżbiety Drewniak oraz Pawła Przewoźnego.

Fotografie:

  1. Album zabytków przedhistorycznych Wielkiego Księstwa Poznańskiego zebranych w Muzeum Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu, t. 2.
  2. „Gazeta Szamotulska” 1927 nr 100, 1928 nr 98, 1930 nr 86, 1934 nr 11.
  3. Fotografie ze zbiorów Ewy Napierały, Pawła Przewoźnego i Elżbiety Drewniak.
  4. Fotografie z albumu Izabeli Madalińskiej.
  5. http://600-lecie.ostrorog.net/poznajesz-2/

Szamotuły, 29.03.2019

Michał Dachtera

Mieszka w Szamotułach, ale jego serce zostało w Ostrorogu i okolicach.

Miłośnik historii, poszukiwacz archiwalnych zdjęć. Na Facebooku prowadzi profil Ostroróg na kartach historii.

Szczepankowo – historia2025-01-06T11:55:12+01:00

Kazimierz Palicki – chrześniak prezydenta Mościckiego

Chrześniak prezydenta Ignacego Mościckiego mieszka w Mutowie pod Szamotułami

Było ich ponad 900. Chrześniacy prezydenta Mościckiego – sami chłopcy, każdy z nich był siódmym synem w rodzinie i zwykle na pierwsze lub drugie imię nosił Ignacy – jak prezydent. To takie przedwojenne 500+, czyli program na zwiększenie dzietności Polaków.

1. komunia św. Kazimierza i jego siostry Jadwigi, Wilczyna, ok. 1946 r.

Praca w kopalni w okresie służby w wojsku, 1956 r.

Po powrocie z wojska

1. komunia św. synów Sławomira i Tomasza, 2. połowa lat 70. Kazimierz Palicki w górnym rzędzie w środku.

Program ten został ustanowiony na mocy dekretu prezydenta Mościckiego w 1926 roku. Dotyczył tylko chłopców, czasem chrzest mocno się opóźniał, bo najpierw należało sprawdzić, czy rodzina,  w której urodził się siódmy syn, jest rdzennie polska i uczciwa (niekarana). Chrześniak prezydenta miał możliwość darmowego leczenia i podróżowania  (zniżkę na publiczny transport otrzymywała też jego najbliższa rodzina), mógł kształcić się bezpłatnie w kraju i za granicą, także na studiach wyższych. Otrzymywał też książeczkę Pocztowej Kasy Oszczędności z wkładem 50 zł, o rocznym oprocentowaniu 6 %, z którego mógł skorzystać po osiągnięciu pełnoletniości. Nie były to jakieś bardzo duże pieniądze, mniej więcej połowa miesięcznego uposażenia przedwojennego nauczyciela.


Natalia i Kazimierz Paliccy, wesele wnuka, 2014 r.


Siódmym synem w rodzinie był Kazimierz Palicki, od 1966 roku mieszkaniec Mutowa pod Szamotułami. Urodził się w 1937 roku w Piersku pod Bytyniem (gmina Kaźmierz), oprócz sześciu braci miał cztery siostry. Dzieci urodziły się w dwóch małżeństwach Wawrzyna Palickiego; jego pierwsza żona miała na imię Leokadia, a druga – mama Kazimierza – Jadwiga. Dziś żyje troje: Kazimierz i dwie siostry – starsza i młodsza.

Ojciec Kazimierza pracował w majątku, który należał wówczas do Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego. W 1924 roku Konstancja Korzbok-Łącka (z domu Mierzyńska), po śmierci męża, przekazała swój odziedziczony po ojcu majątek Urszuli Ledóchowskiej – założycielce zgromadzenia urszulanek i razem z siostrami zamieszkała w pałacu w Lipnicy. Do majątku należały także Sokolniki Wielkie, Pólko, Wierzchaczewo i Piersko.

Chrzest Kazimierza Palickiego odbył się w kościele parafialnym w Wilczynie. Ze względu na liczne obowiązki prezydent Mościcki osobiście bardzo rzadko pojawiał się na chrzcie, w jego zastępstwie występowały ważne w danym środowisku osoby, natomiast do aktu chrztu wpisywano prezydenta. Tak było i w tym wypadku. Zastępcą prezydenta Mościckiego został Mieruszyński, zarządca majątku w Piersku, natomiast matką chrzestną została jedna z sióstr. W żadnych dokumentach nie ma informacji, że do aktu chrztu wpisano drugie imię.

Kazimierz Palicki nie zdążył skorzystać z przywilejów prezydenckiego chrześniaka. Przyszła wojna, w wieku 6 lat stracił matkę, a potem zmienił się ustrój polityczny. Do faktu bycia chrześniakiem prezydenta z okresu sanacji lepiej było się nie przyznawać, niektórzy mieli z tego powodu nieprzyjemności. Rodzeństwo Kazimierza dorosło i wywędrowało z Pierska. Najdłużej w rodzinnej miejscowości zostali Kazimierz i jego młodsza siostra.

Do szkoły uczęszczał do Bytynia, 3 km pieszo polną drogą w jedną stronę, a po południu raz w lub dwa razy w tygodniu trzeba było iść 7 km na lekcję religii do kościoła w Wilczynie. W czasach służby wojskowej pracował w kopalni, został zatrudniony w tym samym majątku co ojciec. Nie był to już jednak majątek sióstr z Lipnicy, bo w 1950 roku został w większości upaństwowiony; Sokolniki Wielkie, Pólko, Piersko i Wierzchaczewo znalazły się w obrębie Państwowego Gospodarstwa Rolnego najpierw w Bytyniu, a później w Gałowie.

W 1961 roku Kazimierz poślubił Natalię z domu Sukiennik. Przez pierwszych pięć lat małżeństwa mieszkali w Piersku. Na świat przyszło dwoje starszych dzieci: Ludwik i Małgorzata. Dwaj młodsi synowie: Sławomir i Tomasz urodzili się, kiedy rodzina Palickich mieszkała już w Mutowie. Kazimierz i Natalia Paliccy byli zatrudnieni w Stacji Hodowli Roślin Ogrodniczych w Mutowie.

Pracowali ciężko. Po pracy zawodowej przychodził czas na obchodzenie własnych zwierząt: świnek, kaczek i kur i na zajmowanie się działką. Dzieci dorosły, w Mutowie mieszka dziś tylko najstarszy syn, pozostałe przeniosły się do innych miejscowości powiatu szamotulskiego: do Wronek, Obrzycka i Ostroroga. Rodzina spotyka się na wspólnych wyjazdach nad morze, wkrótce odbędzie się kolejny – do Dziwnowa.  Państwo Natalia i Kazimierz doczekali się siedmiorga wnuków i – na razie – trojga prawnuków. Z dumą o nich opowiadają. W 1980 roku – po 40 latach pracy zawodowej – Kazimierz Palicki przeszedł na emeryturę.


Przyjęcie z okazji 40. rocznicy ślubu Natalii i Kazimierza Palickich, 2001 r.


Cieszy ich położona blisko domu piękna działka z altanką. Spędzają tam każdą wolną chwilę, dbają o rośliny, owoce i warzywa, a pani Natalia przygotowuje z nich potem zaprawy. Oboje są bardzo pogodni i otwarci. Mówią, że życie mieli radosne, ale to teraz jest lepiej niż kiedyś.

Czy coś Kazimierzowi Palickiemu dało bycie chrześniakiem prezydenta? Na pewno to był zaszczyt, choć przez wiele lat lepiej było o tym nie wspominać. Innych korzyści nie było. Niektórzy prezydenccy chrześniacy po 1989 roku próbowali odzyskać pieniądze złożone na książeczce PKO. III Rzeczpospolita odrzuciła te roszczenia. Kazimierz Palicki nie mógłby nawet ich wysunąć, bo książeczka przepadła – dzieci podarły ją, kiedy były małe. Zresztą, kto w latach sześćdziesiątych przewidywał, że  po raz kolejny świat tak bardzo się zmieni.

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Szamotuły, 25.03.2019

Kazimierz Palicki – chrześniak prezydenta Mościckiego2025-01-03T20:56:43+01:00
Go to Top