Wojenne losy rodziny Kwiatkowskich z Otorowa
Wojciech Kwiatkowski – jeden z rozstrzelanych na szamotulskim Rynku
Szamotuły, luty 2001
Koniec wieku skłania do podsumowań. W XX-wiecznym świecie, przez który przetaczały się wojny, rewolucje, powstawały i upadały systemy polityczne, ginęły narody, żyli nasi przodkowie, nasi pradziadkowie i ich dzieci. Byli oni świadkami zbrodni nazizmu. To na ich oczach rozgrywała się tragedia II wojny światowej. To na ich życiu odcisnęła ona swoje krwawe piętno. To właśnie oni byli jej niewinnymi ofiarami. W ich pamięci utrwaliły się straszne, ale prawdziwe obrazy wojny. Ich doświadczenia i przeżycia są bardzo cenne, gdyż każdy z członków naszych rodzin współtworzył historię naszego narodu i kraju. Ich relacje mogłyby być ciekawym i wstrząsającym wykładem historycznym. Dlatego też poznawanie i zagłębianie się w historię losów swojej rodziny może być pouczającą i niezapomnianą podróżą w przeszłość.
Myślę, że każdy przechodzący przez Rynek w Szamotułach zauważa pamiątkową tablicę z pięcioma nazwiskami rozstrzelanych w 1939 roku przez gestapowców otorowian. Wśród nich był Wojciech Kwiatkowski ‒ brat mojego pradziadka.
Przedwojenne losy rodziny Kwiatkowskich
Wojtek był najmłodszym synem Andrzeja i Marii Kwiatkowskich. Mój prapradziadek Andrzej pochodził z Chomranic koło Marcinkowic w Nowosądeckiem. W roku 1922, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, przeprowadził się do Wielkopolski, do Otorowa, z żoną i ośmiorgiem dzieci: Stefanią, Teofilem, Władysławem, Ludwikiem (moim pradziadkiem), Genowefą, Ferdynandem, Stefanem, Wojciechem. Syn Franciszek wcześniej się już ożenił i został w Marcinkowicach, Józef zginął w czasie I wojny, a czworo innych dzieci zmarło w dzieciństwie lub wczesnej młodości, przed wyjazdem rodziny Kwiatkowskich do Wielkopolski.
Kwiatkowscy od razu zaangażowali się w życie społeczności Otorowa. Synowie byli członkami Towarzystwa Gimnastycznego „Sokółˮ, założonego w Otorowie 8 sierpnia 1926 roku, które oprócz rozwoju fizycznego pielęgnowało tradycje polskie i patriotyczne postawy. Zachowały się liczne zdjęcia z tego okresu. Spośród Kwiatkowskich szczególnymi zdolnościami akrobatycznymi wyróżniał się mój pradziadek Ludwik.
W Otorowie działała też przed II wojną prężna polska organizacja: Przysposobienie Rolnicze do Potęgi Rzeczpospolitej Polskiej, do której także należeli bracia Kwiatkowscy.
Siostry Stefania i Genowefa należały do Towarzystwa Młodych Polek. Z pełnym zaangażowaniem włączały się w organizowanie zabaw, dożynek, festynów, uroczystości kościelnych i świeckich.
Genowefa brała również udział w zajęciach Szkoły Gospodarstwa Domowego, prowadzonej przez siostry urszulanki. Wspominała postać siostry Urszuli Ledóchowskiej, późniejszej świętej, którą osobiście poznała.
Bracia Kwiatkowscy byli bardzo muzykalni, grali na różnych instrumentach i ‒ jak wspominała ich siostra Genowefa ‒ wiedli prym w czasie zabaw wiejskich. Dziewczęta polskie miały większe powodzenie wśród chłopców niż mniej urodziwe Niemki, co miało być też późniejszym powodem do napiętnowania Kwiatkowskich w czasie okupacji.
Zdjęcie przedstawia dożynki w Kocim Borku, między Otorowem a Lipnicą, w punkcie masowych spotkań kulturalnych, przedstawień i zabaw otorowian. Mężczyźni stojący na górze to bracia Kwiatkowscy: Teofil ‒ powożący, Wojciech ‒ skrzypce, Ludwik ‒ klarnet, syn Stefanii Ignacy ‒ altówka, Ferdynand ‒ kontrabas. U dołu od prawej stoją Genowefa i Stefania.
Wojciech Kwiatkowski urodził się w 1916 roku, uczył się w szkole średniej w Szamotułach. W 1939 roku uczęszczał do klasy maturalnej. Był oczytany, wprowadzał eksperymentalną hodowlę wikliny w rodzinnej miejscowości, czego ślady zachowały się do dziś.
Losy rodzeństwa Wojciecha były różne. Starszy brat Władysław ożenił się i zamieszkał w Szamotułach. Stefan został powołany do marynarki wojennej w Gdańsku, a 27 sierpnia 1939 roku został zmobilizowany do obrony Helu. Ferdynand w latach 30. wyjechał do Gdańska i pracował w porcie przy obsłudze dźwigów. Losy Stefanii były dość zawiłe, gdyż straciła męża na I wojnie światowej, a w końcu lat 20. wyjechała do Argentyny, gdzie wyszła za brata swego nieżyjącego męża. Genowefa wyszła za mąż i zamieszkała w Sannikach koło Kostrzyna. Teofil ożenił się w Otorowie i zamieszkał z rodzicami Andrzejem i Marią. Razem prowadzili gospodarstwo.
Mój pradziadek Ludwik założył rodzinę w Otorowie. Poślubił Franciszkę Marszałek i z tego związku przyszła na świat czwórka dzieci, w tym moja babcia Irena (po mężu Krupińska). W 1937 roku moja prababcia Franciszka umarła w wieku 26 lat, zostawiając malutkie dzieci. W pół roku po tym Ludwik ożenił się powtórnie z Marią Baran.
Siedzą Maria z domu Wójs (1873-1966) i Andrzej (1861-1944) Kwiatkowscy. Stoją od lewej: synowie Władysław (1899-1977), Ludwik (1905-1995), Teofil (1897-1968), córka Genowefa po mężu Zając (1909-2010), zieć Czesław Zając (1903-1992), synowie Stefan (1912-2009), Ferdynand (1911-1953) i Wojciech (1916-1939)
Egzekucje otorowian
1 września 1939 roku Niemcy rozpętały II wojnę światową. Dnia 7 września żołnierze niemieccy zajęli Szamotuły. W październiku 1939 roku rozpoczęły się prześladowania i aresztowania tych najbardziej niepokornych wobec Niemców. Również w małym Otorowie stacjonował niemiecki oddział wojskowy. Miejscowi Niemcy pamiętali opór większości otorowian wobec zaborcy i to oni byli głównymi donosicielami do swoich władz. Wybierano tych najbardziej aktywnych w życiu miejscowej społeczności, ludzi zdolnych, kształcących się w szkołach średnich. Pewną rolę w tym donosicielstwie odegrały animozje sąsiedzkie, wcześniejsze zatargi z Polakami, a nawet urażone ambicje Niemek, które ‒ jak wspominają świadkowie ‒ nie cieszyły się powodzeniem na zabawach wśród młodych otorowian. Szczególną bezwzględnością w egzekwowaniu niemieckiego prawa wsławił się niemiecki żandarm Harder.
Jak wspominała Genowefa, Wojtek spodziewał się aresztowania, a donieśli mu o tym, być może, jacyś życzliwsi Niemcy. Podjął decyzję, że schroni się właśnie u niej i jej rodziny, za Poznaniem. Jechał rowerem. Towarzyszył mu znajomy Ignacy Gołaś. Na miejscu okazało się, że siostra jest po porodzie i najprawdopodobniej zdecydował się na powrót do Otorowa, by w tej sytuacji nie stwarzać jej dodatkowych problemów. 11 października wieczorem wrócili do domu.
Dnia 12 października rozeszła się wiadomość o aresztowaniu dziesięciu Polaków. Oskarżono ich o wywieszenie polskiej flagi i sprofanowanie swastyki na budynku władz niemieckich w Otorowie. Jak się okazało, zrobili to sami Niemcy, aby stworzyć powód do krwawego rozliczenia się z rzekomymi winowajcami i aby zastraszyć ludność. Była to prowokacja gestapowców, jedna z wielu, jakie zarejestrowano na początku wojny w całej Polsce. Na liście rzekomych sprawców widniało także nazwisko Wojciecha Kwiatkowskiego. Niemcy wpadli około ósmej rano do domu. Zastali go przy zabawie z rocznym bratankiem Wiktorem, synem Teofila. Niemcy związali Wojciecha, kopali i bili. Podobny los spotkał pozostałych dziewięciu otorowian.
Spośród mieszkańców Otorowa wybrano również zakładników, w tym Andrzeja Kwiatkowskiego, ojca Wojciecha. Wszystkich mieszkańców wpędzono z pól i z domów pod kościół, gdzie po południu nastąpiła egzekucja pięciu aresztowanych. Jako pierwsi zginęli: Józef Ceglarz, Aleksander Gołaś, Zdzisław Jajuga (najmłodszy, nie miał jeszcze 18 lat), Witold Chełmiński, Ludwik Kalemba. Ciała zamordowanych załadowano na wóz i kazano m.in. księdzu proboszczowi Tadeuszowi Zamysłowskiemu ciągnąć go aż na cmentarz, gdzie zwłoki wrzucono do wspólnego dołu.
Rozpacz i żałoba zapanowała wśród Polaków, a Niemcy bawili się tego wieczoru przy wesołej muzyce i głośnych śpiewach w sali w pobliżu miejsca rozstrzelania. Oni świętowali „zwycięstwoˮ. Świadkowie tego mordu wspominali wiele bardzo drastycznych scen z tego dnia.
Pozostałych pięciu miało przed sobą ostatnią, koszmarną noc. Oprócz Wojciecha Kwiatkowskiego byli to: Jan Pietraszewski, Stanisław Bednarz, Józef Furmanek i Wiktor Bilon. Zamknięci w ciasnym pomieszczeniu gospodarczym przy siedzibie okupantów, czekali na przewiezienie następnego dnia do Szamotuł, gdzie czekała ich śmierć. Mieszkańcy Otorowa wspominają heroiczną postawę ks. Zamysłowskiego, który nie zostawił skazanych w osamotnieniu. Mimo straży odważnie podszedł do drzwi komórki i przez szpary między deskami spowiadał i udzielał rozgrzeszenia. Był to ostatni obrachunek uwięzionych z Bogiem.
Następnego dnia rano, 13 października 1939 roku, w piątek, wywieziono ich do Szamotuł i postawiono pod murem na Rynku ‒ tam gdzie obecnie umieszczona jest tablica pamiątkowa. Niemcy spędzili tym razem szamotulan, aby patrzyli na to barbarzyńskie widowisko. Wyrzucali Polaków ze sklepów, domów i zakładów pracy, aby ich zastraszyć i uświadomić im bezsilność wobec potęgi „rasy panów”.
W wydanej krótko po wojnie pracy Wojciecha Próchnickiego Ziemia szamotulska w walce, cierpieniu ‒ i wolności tak opisano ostatnie chwile życia pięciu skazanych:
Tuż przed wystrzałem młodzi otorowanie pożegnali się ze sobą, a Jan Pietraszewski ponoć zdążył wykrzyknąć: „Umieramy niewinnie. Niech żyje Polska!… Niech żyje Chrystus Król!ˮ
Potem nastąpiły strzały plutonu egzekucyjnego…
Martwe ciała ułożono na wozie i ‒ jak wspominają świadkowie ‒ zaprzężono do niego szamotulskiego adwokata i lekarza. Oni mieli je przeciągnąć na cmentarz i zagrzebać we wspólnej mogile. Miejscowe Niemki rzucały się na szyję „bohateromˮ z plutonu egzekucyjnego z wiązankami kwiatów, a szamotulanie oddają w ciszy hołd Straconym.
Zdjęcie Muzeum – Zamek Górków
Zanim wrócę do wojennych losów pozostałych członków rodziny Kwiatkowskich, kilka słów o powojennym pogrzebie rozstrzelanych w Otorowie i Szamotułach.
Dnia 12 października 1945 roku nastąpiła ekshumacja zwłok z cmentarza szamotulskiego. Prochy otorowian wróciły do rodzinnej ziemi. W uroczystościach ponownego pochówku brali udział zarówno mieszkańcy Szamotuł, jak i Otorowa. Część uroczystości odbyła się na Rynku w Szamotułach, a po przewiezieniu zwłok do Otorowa nastąpił pogrzeb wszystkich dziesięciu ofiar w grobowcu pod kościołem w Otorowie, gdzie spoczywają do dziś.
Na zdjęciach z tego wydarzenia widać członków rodzin zamordowanych, ówczesne władze, siostry Urszulanki. Wśród przemawiających jest też ksiądz proboszcz Tadeusz Zamysłowski, który spowiadał skazanych przed ich rozstrzelaniem. Widać też ogolone głowy jeńców niemieckich, którzy zostali przymuszeni do wykopywania zwłok.
Zdjęcia z archiwum rodzinnego Jerzego Zająca
Wojenne losy pozostałych członków rodziny Kwiatkowskich
Dla mojej rodziny nie był to koniec tragedii. Andrzej Kwiatkowski z synem Teofilem i jego rodziną musieli opuścić swoje gospodarstwo. Kazano im zostawić wszystko. Ich dostatnie gospodarstwo zajęli napływowi Niemcy. Wywieziono ich aż nad Bug do maleńkiej wioski ‒ Wojciechowa koło Łęcznej w Lubelskiem. Prapradziadek Andrzej, ojciec Wojciecha, nigdy nie mógł pogodzić się ze śmiercią ukochanego najmłodszego syna i zmarł tam w lutym 1944 roku, jak mówią członkowie rodziny, ze zgryzoty. Pochowano go w pobliskim Hańsku.
Starszy brat Wojciecha, Ludwik, mój pradziadek, został powołany do Wojska Polskiego już w sierpniu 1939 roku, brał udział w kampanii wrześniowej, a potem dostał się do niewoli niemieckiej i został wysłany na roboty przymusowe do Niemiec. Pracował u gospodarza niemieckiego, a w ostatnim okresie wojny w fabryce amunicji w Hanowerze. Po wywiezieniu na roboty utrzymywał z rodziną kontakt listowy. Wrócił dopiero po sześciu długich latach dnia 27 listopada 1945 roku. „Trudno zapomnieć tę datę. Przecież każdy czekał na ojca” ‒ wspominała moja babcia Irena. Gospodarstwo Ludwika w Otorowie też zostało przydzielone Niemcom, a jego żona wraz z czwórką małych dzieci, w tym z moją ośmioletnią babcią Ireną, schroniła się u rodziny we Lwówku-Józefowie. Mieszkali całą wojnę w jednej ciasnej izbie, często głodując.
Genowefa przez całą wojnę mieszkała ze swoimi małymi dziećmi koło Poznania. Stefan, w randze starszego marynarza, uczestniczył w walkach do końca kampanii wrześniowej na Helu do 2 października 1939 roku. Ranny trafił do więzienia w Wejherowie, a potem do obozu w Stargardzie. Był zmuszony do ciężkich prac polowych i innych robót, w wyniku czego odnowiła się rana. Przewieziono go do obozu i szpitala wojskowego w Greifswaldzie. W listopadzie 1940 roku stanął przed komisją wojskową, która uznała go za inwalidę wojennego i zwolniła do Polski. Przyjechał do Krakowa, gdzie skierowano go do pracy przymusowej. Po wojnie wrócił do Gdańska, nie rozstał się z morzem i został oficerem Żeglugi Morskiej. Władysław został wysiedlony z gospodarstwa w Szamotułach do Gąsaw.
Ferdynand w styczniu 1941 roku znalazł się w rodzinnych Marcinkowicach (w Nowosądeckiem) i tam wkrótce został aresztowany. W rodzinie przekazywane są dwie wersje wytłumaczenia przyczyn tego aresztowania. Pierwsza z nich mówi, że był to ciąg dalszy represji, jakie spadły na rodzinę Kwiatkowskich, w związku z wydarzeniami w Otorowie. Druga wskazuje na działalność polityczną rodziny w Marcinkowicach (wysokie struktury AK) i o aresztowaniu ich oraz wysyłce do Oświęcimia i Ravensbrück. W tych okolicznościach aresztowano Ferdynanda. Został on karnie skazany na katorżnicze prace w kamieniołomach (gdzieś na Dolnym Śląsku). Głodzony, szczuty psami, z pogryzionymi do kości nogami trafił wycieńczony po jakimś czasie do szpitala w Krakowie, gdyż miał być świadkiem w jakiejś sprawie. Potem wysłano go do obozu w Bawarii, najpewniej Dachau. Gdy wrócił po wojnie do Polski, był strzępem człowieka. Zmarł w wieku 36 lat w 1953 roku.
Katarzyna Krajcarz
Otorowo – zdjęcia współczesne
Zdjęcia Agnieszka Krygier-Łączkowska
Szamotuły, 21.02.2018