About Agnieszka Krygier-Łączkowska

Autor nie uzupełnił żadnych szczegółów
So far Agnieszka Krygier-Łączkowska has created 361 blog entries.

Bielejewo – historia

Michał Dachtera

Rys historyczny wsi Bielejewo

Wieś Bielejewo na kartach historii pojawiła się w końcu XIV wieku. Najprawdopodobniej od samego początku nosiła tę samą nazwę co dziś, choć na samym początku w dokumentach znajdujemy różne jej zapisy:  Belegewo (1397, 1399), Beleywo (1404), Byeleyewo (1411), Byelyeyewo (1499), Byeleyowo (1508).

Pierwsza wzmianka o Bielejewie z 1397 roku dotyczy sporu o Oporowo pani Bielejewskiej nienazwanej z imienia z Tomisławem z Oporowa. Ród Bielejewskich to pierwsi znani właściciele tej miejscowości. Wzmianki o pani Bielejewskej pojawiały się jeszcze w latach 1398-1400. W kolejnych latach natrafiamy na innych członków rodu Bilejewskich: braci Janusza (1399-1400, 1404), Tomasza (1400, 1404, 1412) i Mikołaja (1398-1400, 1404, 1411) – prawdopodobnie synów p. Bielejewskiej. W kolejnych latach pojawiają się również Staszek Bielejewski (1415), Czerna Bielejewski (1411, 1418-1435), który w 1435 roku kupił od Tomasza z Nosalewa całe pobliskie Nosalewo. W II połowie XV wieku pojawiają się kolejni przedstawiciele tej rodziny: Jan Bielejewski (1459, 1466, 1470), jego żona Małgorzata (1470), Michał Bielejewski z żoną Małgorzatą (1462, 1472, 1479, 1481, 1482) oraz ich dzieci Wojciech, Anna, Brygida i Leonard (1472). W 1499 roku wieś Bielejewo zalegała z podatkami.


Zdjęcia zrobione z wiaduktu w Bielejewie, 30 maja 2002 r. Autor Piotr Stanisławski


W XVI wieku we wsi działała karczma oraz młyn o jednym kole. Jan Bobolecki w 1553 roku dał swym trzem braciom stryjecznym Wojciechowi, Melchiorowi i Dobrogostowi Bzowskim części w Bielejewie (nazwali się tak od posiadanego majątku w Bzowie). Wieś Bielejewo pozostawała w rękach Bielejewskich/ Bzowskich aż do II połowy XVI wieku, kiedy Wojciech Bzowski sprzedał Bielejewo Stanisławowi Ordzińskiemu z Ordzina, najpierw część w 1562 roku za kwotę 5.000 złotych, a później w 1564 roku drugą część, również za kwotę 5.000 złotych.

W 1576 roku Wojciech Górski kupił całą wieś Bielejewo od Macieja Ordzińskiego za kwotę 6.700 złotych, by już w 1585 roku sprzedać ją za kwotę 10.000 złotych Franciszkowi Bukowieckiemu. Bukowiecki zrezygnował ze wsi na rzecz swojego syna Mikołaja. Ten z kolei w 1603 roku na połowie Bielejewa odprawił posag w kwocie 1.200 złotych swojej drugiej żonie Barbarze. W 1618 roku trzy puste łany w Bielejewie sprzedał jako wyderkaf (umowa kupna dochodu z nieruchomości (renty, czynszu) z zastrzeżonym prawem odkupu przez pierwotnego właściciela).


Zdjęcia Andrzej Bednarski


Bukowieccy byli właścicielami Bielejewa do 1670 roku, kiedy to Stefan Bobrownicki nabył od Katarzyny Żychlińskiej oraz jej siostry Marianny Jaskóleckiej (z domu Bukowieckich) części Bielejewa, każdej z nich zapłacił po 8.500 złotych. Zaledwie trzy lata później, W 1673 roku Jerzy Ostaszewski herbu Ostoja kupił od Stefana Bobrownickiego Bielejewo za kwotę 16.150 złotych polskich. Ostaszewski zmarł bezpotomnie w 1687 roku, a cały jego majątek odziedziczyły jego bratanice: Jadwiga Kondradzka i Marcjanna Rutkowska. Jadwiga sprzedała swoją część siostrze w 1688 roku za kwotę 16.000 złotych. Marcjanna natomiast sprzedała wieś Bielejewo w 1712 roku Janowi Krzysztofowi Konarskiemu. Natomiast w 1737 roku Konarski sprzedał swoje dobra w postaci: Gnuszyna, Kikowa i Bielejewa za kwotę 140.000 złotych Rafałowi Bnińskiemu. Zaledwie rok później Bniński sprzedał Bielejewo Franciszkowi z Łagowca Szczanieckiemu za 60.000 złotych. Szczaniecki natomiast po dziesięciu latach sprzedał Bielejewo za 80.000 złotych wdowie po Łukaszu Kwileckim – Barbarze Lipskiej, która w 1757 roku sprzedała trzem swoim synom klucz wróblewski (Wróblewo, Głuchowo, Wierzchocin, część Pakawia i folwar Brzoski oraz folwar Śpibieda) za kwotę 320.000 złotych oraz Bielejewo za kwotę 80.000 złotych.

W 1759 roku nastąpiły działy braterskie wśród braci Kwileckich, na mocy których Franciszek Antoni otrzymał klucz wróblewski, Jan został właścicielem klucza kwileckiego, natomiast najmłodszemu Adamowi Klemensowi przypadł klucz ostroroski (Ostroróg, Dobrojewo, Binino, Kluczewo, Zapust, Wielonek, Bielejewo, Chojno, oraz folwark Śpibieda). Kwileccy byli właścicielami Bielejewa przez blisko kolejnych 200 lat, aż do wybuchu II wojny światowej.


Zdjęcia Andrzej Bednarski


Literatura:

  1. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, t. 1, hasło Bielejewo.
  2. Słownik historyczno-geograficzny ziem polskich w średniowieczu, red. Tomasz Jurek, hasło Bielejewo.
  3. PawełMordal, Inwentaryzacja krajoznawcza Miasta i Gminy Ostroróg, Ostroróg, 1990.
  4. Teki Dworzaczka.

Fotografie:

  1. „Gazeta Szamotulska”, 1924 nr 71; 1927 nr 126; 1928 nr 36; 1929 nr 40; 1930 nr 117; 1934 nr 117; 1937 nr 105.
  2. Piotr Stanisławski.
  3. Andrzej Bednarski.

Zdjęcie Andrzej Bednarski


Szamotuły, 15.11.2018

Z dawnej prasy


Zdjęcie Andrzej Bednarski

Michał Dachtera

Mieszka w Szamotułach, ale jego serce zostało w Ostrorogu i okolicach.

Miłośnik historii, poszukiwacz archiwalnych zdjęć. Na Facebooku prowadzi profil Ostroróg na kartach historii.

Bielejewo – historia2025-01-06T12:03:25+01:00

10-lecie odzyskania niepodległości

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Szamotuły w 1928 roku

Obchody 10-lecia odzyskania niepodległości

Na prośbę burmistrza Konstantego Scholla Polacy wywiesili na swych domach flagi. Najpiękniej wyglądał budynek szamotulskiej poczty, przyozdobiony zielonymi girlandami, w które wpleciono kolorowe lampki elektryczne.

Szamotuły w tamtych czasach były miastem, w którym oprócz Polaków mieszkali Niemcy i Żydzi. Do roku 1922 roku musieli się opowiedzieć, czy przyjmują polskie obywatelstwo, czy też się na to nie decydują i wyjeżdżają z Polski. Sporo osób sprzedało wówczas swoje domy i firmy i wraz z rodzinami wyjechało do Niemiec. Ci, którzy zostali, nie świętowali 10-lecia razem z Polakami, nie przyozdobili swoich domów polskimi flagami. Można to zrozumieć, jednak dziennikarz „Gazety Szamotulskiej” pisał o tym z rozgoryczeniem: „Jest to wielka niewdzięczność, gdy zważymy, że nasze państwo otacza wszystkich obywateli równą pieczołowitością”.

11 listopada wypadał 90 lat temu tak jak w tym roku – w niedzielę. Obchody 10. rocznicy  odzyskania niepodległości trwały dwa dni, rozpoczęły się w sobotę rano. Trudno mówić o jakiejś wyjątkowości tamtych uroczystości, z pewnością dużo ważniejszym wydarzeniem dla mieszkańców miasta było odsłonięcie pomnika Powstańca, które odbyło się we wrześniu następnego roku (por. artykuł http://regionszamotulski.pl/pomnik-powstania-wielkopolskiego/).

Większość tamtych obchodów miała charakter typowy dla rocznic i świąt państwowych. W kościołach odbyły się nabożeństwa, w szkołach akademie „z obfitym programem, na który złożyły się śpiewy, deklamacje i okolicznościowe przemówienie” – relacjonowała „Gazeta Szamotulska”. Uczniowie szkoły podstawowej (powszechnej) uczestniczyli we mszy w kolegiacie. Akademia dla nich odbyła się w poświęconym dwa miesiące wcześniej nowym budynku przy ul. Staszica. Zapewne na korytarzu, bo sali gimnastycznej jeszcze nie było. Młodzież z gimnazjum zebrała się na mszę w kościele św. Krzyża, który w okresie międzywojennym przeznaczony był właśnie na potrzeby duszpasterstwa gimnazjalnego. Nabożeństwo zapewne odprawił wówczas ks. Aleksy Sobaszek – prefekt gimnazjum w latach 1929-1931, w czasie II wojny zamęczony w obozie koncentracyjnym w Dachau, a w 1999 roku ogłoszony błogosławionym. Akademia dla gimnazjum odbyła się w auli budynku przy ul. Piotra Skargi, który został wzniesiony w 1882 roku na potrzeby ówczesnej Szkoły Rolniczej (Landwirstschaftsschule), a od 1919 do 1976 roku stanowił siedzibę Gimnazjum i Liceum im. Piotra Skargi (wspomnienia z lat nauki w tym budynku publikowała na naszym portalu Irena Kuczyńska http://regionszamotulski.pl/budynek-dawnego-liceum/).

Własną akademię z zabawą taneczną urządzili w sobotę jeszcze kolejowcy (pracownicy kolei) z odcinka Rokietnica – Szamotuły – Wronki – Sieraków. Odbyła się ona w sali Strzelnicy, budynku za szamotulskim Jeziorkiem, który należał do Bractwa Strzeleckiego.


Kwatera powstańców i żołnierzy na cmentarzu w Szamotułach. Zdjęcie z lat 20. XX w. Z archiwum Ireneusza Walerjańczyka


O 15.00 odprawiono w kolegiacie specjalne nabożeństwo (nieszpory) żałobne za poległych w walce o wolność Polski. Brali w nim udział przedstawiciele stowarzyszeń ze sztandarami. Później uczestnicy nabożeństwa przeszli na cmentarz; przy kwaterze powstańców złożono wieniec, zapalono znicze i zaciągnięto wartę. Kazanie na cmentarzu wygłosił niezwykle zasłużony dla Szamotuł proboszcz ks. Bolesław Kaźmierski. Apele przy kwaterze powstańców i żołnierzy są organizowane także współcześnie, w przeddzień Wszystkich Świętych. Dziś mają jednak znaczenie symboliczno-patriotyczne, wtedy było to oddanie hołdu i modlitwa za konkretne, pamiętane przez lokalną społeczność osoby. Żyły wówczas nie tylko żony i dzieci poległych, często nieletnie. Żyli nawet rodzice poległych.

Tego samego dnia zorganizowano jeszcze capstrzyk, czyli wieczorny przemarsz ulicami miasta oddziałów i organizacji, które następnego dnia wezmą udział w jakiejś uroczystości. Uczestniczyli w nim: oddział Przysposobienia Wojskowego, Towarzystwo Powstańców i Wojaków, Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”, Kolejowcy oraz Straż Pożarna; przemarsz przez miasto odbył się z orkiestrą.

Główne nabożeństwo z okazji 10-lecia odbyło się w niedzielę, 11 listopada, w kolegiacie. Uczestniczyli w nim przedstawiciele władz Szamotuł z burmistrzem Konstantym Schollem i starostą Bronisławem Ruczyńskim, delegacje stowarzyszeń. Kazanie wygłosił ks. Marian Koszewski.

Przy okazji takich oficjalnych świąt zwykle organizowano pochody, przemarsze. W okresie międzywojennym pochody zwykle maszerowały do kolegiaty, na uroczyste msze, a potem przez Rynek ulicą Dworcową. Od 1929 roku ważnym miejscem, przed którym defilowali przedstawiciele różnych organizacji czy szkół, był stojący obok mostu, w pobliżu kościoła św. Krzyża, pomnik Powstańca. Przedstawiciele miejscowej władzy stawali przed głównym wejściem do starostwa (dziś to wejście do Urzędu Miasta i Gminy) i odbierali pochód. Tak było także 11 listopada 1928 roku. Najpierw pochód uformował się przy budynku dawnego klasztoru, gdzie mieściła się siedziba Powiatowej Komendy Uzupełnień i udał się do Kolegiaty, a po nabożeństwie przemaszerował przez Rynek i ul. Dworcową w okolice 3 Maja.


Tak w latach międzywojennych wyglądały defilady ul. Dworcową przed starostwem (dziś budynek Urzędu Miasta i Gminy). „Jedniodniówka Strzelecka”, Szamotuły, kwiecień 1939 r.


Akademia z udziałem władz i mieszkańców odbyła się wieczorem w tzw. Złotej Sali hotelu Eldorado, czyli w miejscu, gdzie pięć lat później – w 1933 roku – powstało istniejące do dziś kino. Dziś jedyne, wówczas trzecie w Szamotułach. Takie to były czasy! Warto dodać, że za wstęp na tego typu uroczystości był w międzywojniu płatny; w tym wypadku kosztował – w zależności od miejsc – 1 zł, 50 gr lub 20 gr.

W pierwszej części akademii płk Eustachy Serafinowicz, dowódca Powiatowej Komendy Uzupełnień w Szamotułach, przedstawił „długi i dobrze przygotowany odczyt” zatytułowany 10 lat Wolnej i Niepodległej. W programie znalazły się patriotyczne deklamacje, nie mogło zabraknąć występu chóru „Lutnia” pod dyrekcją Tomasza Leśnika. Koło Śpiewacze „Lutnia”, bo taka była oficjalna nazwa, swymi tradycjami sięgało 1905 roku, a w okresie międzywojennym występowało na najważniejszych uroczystościach miejskich i parafialnych, organizowało również własne koncerty, głównie o charakterze charytatywnym.

W drugiej części akademii znalazło się przedstawienie Szaleńcy, czyli „sztuka teatralna na tle historycznym w jednym akcie”, jak zapowiadała „Gazeta Szamotulska”. Przedstawienie wystawiło Koło Sceniczne im. Juliusza Słowackiego, powstałe w końcu 1926 roku i przez następnych pięć lat regularnie wystawiające kilka premier rocznie. Najważniejszą osobą był w nim Wacław Masłowski, nauczyciel szamotulskiego gimnazjum, który w przedstawienia reżyserował, występował w nich jako aktor oraz przygotowywał scenografię, bo przede wszystkim był właśnie malarzem.

Akademię zakończył wspólny śpiew Jeszcze Polska nie zginęła. Można w tym miejscu przypomnieć, że pieśń ta stała się oficjalnym hymnem Polski w lutym 1927 roku. Lektura szamotulskiej prasy, która szczegółowo relacjonowała różne uroczystości, uświadamia, że do tego czasu w podczas różnego typu uroczystości w naszym mieście śpiewano pieśń Boże, coś Polskę.


Członkowie szamotulskiej Rady Miasta i magistratu w czasach obchodów 10-lecia odzyskania niepodległości (zdjęcie wykonano w 1928 r.). W 1. rzędzie 4. od lewej burmistrz Konstanty Scholl. Zdjęcie z archiwum Urszuli Dudzik


Ostatnim elementem obchodów 10. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości były trwające do rana zabawy taneczne. W Szamotułach zorganizowano dwie: w sali hotelu Eldorado oraz w sali Sundmanna. Jak napisał dziennikarz „Gazety Szamotulskiej”, „bawiono się ochoczo do świtu”. W tamtych czasach zabawy taneczne były częste, widać, że szamotulanie lubili i potrafili się bawić, także z okazji, z jakich dziś pewnie zabawy by nie zorganizowano. Nasi przodkowie po tych trwających do rana obchodach 10-lecia mogli czuć się zmęczeni i na pewno 12 listopada potrzebowali odpoczynku.

Ogłoszenia z „Gazety Szamotulskiej” 1928 nr 132

Szkoła Podstawowa nr 1. (L. Wojczyńska, ok. 1932 r.). Zdjęcie z książki Szamotuły na dawnej pocztówce 1898-1939, Muzeum – Zamek Górków, Szamotuły 2000

Budynek Gimnazjum im. Piotra Skargi. „Z Grodu Halszki” 1934 nr 8

Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” w Szamotułach – nieznane uroczystości z przełomu lat 20. i 30. Zdjęcia z archiwum Jana Kulczaka

Burmistrz Konstanty Scholl i ks. proboszcz Bolesław Kaźmierski to dwie najważniejsze osoby Szamotuł w okresie międzywojennym (na zdjęciu w środku i obok po prawej stronie).  Konstanty Scholl (1874-1930) był pierwszym polskim burmistrzem po odzyskaniu niepodległości, jego nadzwyczaj udaną kadencję przerwała śmierć w wypadku samochodowym. Ks. Bolesław Kaźmierski (1879-1945) był szamotulskim proboszczem od 1913 r. do śmierci. Na fotografii są również Michał Szydlarski (z lewej; szamotulski kupiec, przez 40 lat prowadził sklep z tkaninami i nakryciami głowy, był członkiem Rady Miasta od 1919 r.), Władysław Witkowski (na górze z lewej; jeden z założycieli w 1887 r. w Szamotułach koła (gniazda) Towarzystwa Gimnastycznego Sokół, wieloletni członek zarządu i członek honorowy) oraz Wiktor Krukowski (na górze z prawej; lekarz, od 1926 r. pełniący funkcję lekarza powiatowego, przewodniczący szamotulskiego koła oficerów rezerwy). Fotografię wykonano przed 1928 r. – Władysław Witkowski i Michał Szydlarski zmarli w tym roku.

Zdjęcie z archiwum rodzinnego Urszuli Dudzik – wnuczki Konstantego Scholla.

Ks. Bolesław Kaźmierski. Zdjęcie – Narodowe Archiwum Cyfrowe

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Od urodzenia związana z Szamotułami. Polonistka (jak mama) i regionalist(k)a (jak tata).

Dr nauk humanistycznych, redaktor i popularyzator nauki. Prezes Stowarzyszenia WOLNA GRUPA TWÓRCZA, wiceprezes Szamotulskiego Stowarzyszenia Charytatywnego POMOC.

10-lecie odzyskania niepodległości2018-11-12T16:33:58+01:00

Plakaty wyborcze 2010-2014

Plakaty wyborcze w przestrzeni miejskiej

Najwięcej plakatów wyborczych pojawia się w Szamotułach w związku z wyborami samorządowymi. W 2018 roku padł tu chyba rekord; oprócz wiszących wszędzie plakatów pojawiła się duża liczba banerów. Wielu mieszkańców mówiło i pisało krytycznie o tym zaśmieceniu przestrzeni miejskiej. Trzeba przyznać, że w tym roku kandydaci bardzo sprawnie, natychmiast po wyborach, sprzątnęli swoje plakaty.

Chcemy pokazać zdjęcia z dwóch poprzednich kampanii wyborczych w Szamotułach: w 2010 i 2016 roku. Nikogo nie krytykujemy, zamieszczone tu fotografie pokazują, w jaki sposób – często zabawny – plakaty prowadzą swego rodzaju dialog z różnymi elementami przestrzeni miejskiej, np. z innymi umieszczonymi tam napisami. To coś takiego, co widzi niewielu, a dostrzega oko fotografa.


Zdjęcia reportażowe członków Klubu i Sekcji Fotograficznej Szamotulskiego Ośrodka Kultury – 2010 r.



Zdjęcia Piotra Mańczaka – 2016 r.


Szamotuły, 08.11.2018

Plakaty wyborcze 2010-20142025-01-07T12:42:43+01:00

Bobulczyn – historia

Michał Dachtera

Historia wsi Bobulczyn

Wieś Bobulczyn to jedna ze starszych miejscowości w Gminie Ostroróg, wzmiankowana bowiem już była w 1398 roku jako Bobolczino.

Z końca XIV wieku mamy informacje o Sędziwoju z Bobulczyna, który toczył spory z Januszem Prusieckim (1398) i Wyszkiem z Szyszłowa (1499). Sędziwój z Bobulczyn, piszący się później jako Sędziwój Bobulczyński lub Bobolecki pojawia się w źródłach do 1443 roku. Oprócz niego z rodziny Bobulczyńskich znamy również Dzierżkę (wymieniana w latach 1407-1412), Andrzeja (1450) i jego żonę Annę (1464), Jana i jego żonę Barbarę (1487), braci Stanisława i Mikołaja i jego żonę Katarzynę (1493), braci Jakuba, Andrzeja, Stanisława i jego żonę Katarzynę (1495), ponownie Mikołaja (w latach 1497-1520), ponownie Jakuba (w latach 1499-1516), Jana (1521), a także Agnieszkę (1577) i Kacpra (1580). Bracia Jakub, Andrzej, Stanisław i Mikołaj dokonali między sobą wymiany swoich części Bobulczyna. Boboleccy (Bobulczyńscy) byli właścicielami Bobulczyna co najmniej od końca XIV wieku do końca XVI wieku. Z tego okresu znamy również inne nazwy miejscowości: Bobolcyno z 1424 oraz Bobulczino z 1564 roku.


Folwark w Bobulczynie, ok. 1913 r.


Na początku XVI wieku źródła wymieniają kmieci w Bobulczynie. Są to: Maciej Kajek, Kuczyna, Orzech, Durka, Krzemienka, Wydra i Wach. Z tego okresu znamy również kilka miejsc i obiektów w Bobulczynie: bagno Okrąglec (Okranglecz), łąkę Siedliska (Syedliska), zagrodę Andrzeja, zagrodę Goleciny, stary dom, starą stodołę, rolę w kierunku Wronek, dwie opustoszałe zagrody, folwark oraz karczmę.

W XVII i XVIII wieku Bobulczyn, podobnie jak pobliskie Oporowo, należało do Kalkreytów (Kalkreutów) herbu własnego, był to stary wywodzący się ze Śląska ród. W 1755 roku Kalkreutowie zamierzali sprzedać Oporowo i Bobulczyn, jednak do transakcji nie doszło z uwagi na zgon potencjalnego nabywcy – Leona Raczyńskiego. Bobulczyn i Oporowo zostało wydzierżawione najpierw Adamowi Zabłockiemu, a potem, w 1759 roku, Piotrowi Żychlińskiemu, który był dzierżawcą do 1774 roku. W tym roku zmarł Wojciech Bogusław Kalkreut, a majątek przeszedł na własność jego syna Augusta, który w tym samym roku sprzedał go Adamowi Klemensowi Kwileckiemu, dziedzicowi Dobrojewa.

Z zawartego między sprzedającym i nabywcą kontraktu wynikało, że dobra te były zadłużone. Adam Kwilecki miał jedną córkę – Anielę, która wyszła za mąż za swojego kuzyna – Klemensa. Według zapisów testamentowych, Aniela otrzymała wszystkie dobra z wyjątkiem Oporowa z Bobulczynem. Aniela i Klemens mieli trzech synów: Arsena i Leonarda oraz Hektora, który z uwagi na małżeństwo z Niemką został wykluczony z dziedziczenia. Jednakże to Hektor został właścicielem Oporowa i Bobulczyna, prawdopodobnie otrzymał te dobra od swojego dziadka – Adama.

Po śmierci Hektora (zm. 1843) majątek przejął Mieczysław Kwilecki (1833-1918). Był to złoty okres w rozwoju tego majątku, bowiem Mieczysław był wzorowym gospodarzem. (zapraszam również do lektury naszego tekstu o Mieczysławie Kwileckim http://regionszamotulski.pl/mieczyslaw-kwilecki-z-oporowa/). Z kolei po jego śmierci cały klucz oporowski (wraz z Bobulczynem) przypadł w testamencie jego wnukowi – Dobiesławowi, który oddał Bobulczyn w dzierżawę panu Bojanowskiemu.


Uczniowie szkoły w Bobulczynie z nauczycielem. Zdjęcie sprzed 1939 r.


W sierpniu 1927 roku w folwarku wybuchł ogromny pożar. Ogień został zaprószony od włączonej lokomobili, najpierw zajęła się stodoła kryta słomianym dachem, a następnie stajnia. W wyniku pożaru spłonęła cała stodoła wraz ze zbiorami pszenicy i jęczmienia oraz stajnia z licznymi maszynami. Kwileccy byli właścicielami Bobulczyna do 1939 roku.

W Bobulczynie funkcjonowała szkoła katolicka. W roku szkolnym 1866/67 do szkoły uczęszczało 49 dzieci, nauczycielem od 1852 roku był Karol Mielecki. Dzieci uczyły się w języku polskim i niemieckim.

Pod koniec XIX wieku Bobulczyn zamieszkiwało 63 osoby (wśród nich było 25 analfabetów), wszyscy byli katolikami, oraz 113 osób w folwarku Bobulczyn należącym do Oporowa. We wsi było łącznie 11 domów.

W 1939 roku została zlikwidowana szkoła w Bobulczynie, po II wojnie światowej dzieci uczęszczały do szkoły w Oporowie (istniała do 1979 roku), a następnie do Bininia (szkoła istniała do 2012 roku).

W 1953 roku w Bobulczynie utworzono Rolniczy Kombinat Spółdzielczy im. T. Kościuszki, który istnieje do dziś. W 1966 roku w Bobulczynie powstała Ochotnicza Straż Pożarna.

Do obiektów historycznych w Bobulczynie należą budynki folwarczne: spichlerz, zbudowany w końcu XIX wieku, murowany i piętrowy, z dwuspadowym dachem krytym dachówką, oraz chlewnia, pochodząca z początku XX wieku, murowana i parterowa, z dwuspadowym dachem pokrytym dachówką. Interesująco wygląda również budynek dawnej szkoły, zbudowany na początku XX wieku głównie z kamienia polnego.


Budynek dawnej szkoły. Zdjęcie współczesne Michał Dachtera


Literatura:

  1. „Gazeta Szamotulska” 1927 nr 99.
  2. PawełMordal, Inwentaryzacja krajoznawcza Miasta i Gminy Ostroróg, Ostroróg 1990.
  3. Ludwik Rzepecki, Obraz katolickich szkół elementarnych objętych Archidyjecezyjami Gnieźnieńską i Poznańską oraz Dyjecezyjami Chełmińską i Warmińską, 1867.
  4. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, t 1, hasło Bobulczyn http://dir.icm.edu.pl/Slownik_geograficzny/Tom_I/268.
  5. Słownik historyczno-geograficzny ziem polskich w średniowieczu, red. Tomasz Jurek, hasło Bobulczyn http://www.slownik.ihpan.edu.pl/search.php?q=bobulczyn&d=0&t=0.
  6. Maria Strzałko, Materiały do dziejów rezydencji w Polsce. Województwo Poznańskie, t. 1, Warszawa 1991.

Fotografie:

  1. ze zbiorów Marty Napierały-Werner
  2. Urząd Miasta i Gminy Ostroróg http://600-lecie.ostrorog.net/poznajesz-2/
  3. „Gazeta Szamotulska” 1926 nr 95, 1927 nr 99, 1929 nr 97, 1930 nr 6, 1933 nr 60, 1937 nr 71 i 80,
  4. „Wieś Ilustrowana”, listopad 1913 r.
  5. Michał Dachtera.
  6. Andrzej Bednarski.

Szamotuły, 06.11.2018

Z dawnej prasy


Szkoła w Bobulczynie

Zdjęcie z 1928 r.

Zdjęcie z 1928 r.

Stare zabudowania gospodarcze. Zdjęcie współczesne Michał Dachtera

Kapliczka w Bobulczynie. Zdjęcie współczesne Andrzej Bednarski

Michał Dachtera

Mieszka w Szamotułach, ale jego serce zostało w Ostrorogu i okolicach.

Miłośnik historii, poszukiwacz archiwalnych zdjęć. Na Facebooku prowadzi profil Ostroróg na kartach historii.

Bobulczyn – historia2025-01-06T12:05:03+01:00

Marcin Kowalewski

Marcin Kowalewski – powstaniec wielkopolski i ułan Wojska Polskiego

Marcin Kowalewski urodził się 6 października 1896 roku pod Szamotułami – w Piotrkówku. Jego rodzicami byli rolnik Jakub i Franciszka z domu Filipiak. W czasie I wojny światowej został wcielony do armii zaborcy, po stronie niemieckiej walczył – między innymi – w 1916 roku pod Verdun. Na krótko trafił do niewoli francuskiej. Wrócił w rodzinne strony i podobnie jak młodsi bracia poszedł walczyć w powstaniu wielkopolskim.

Brat Jan (1899-1988) również walczył w I wojnie światowej, do armii powstańczej wstąpił w Poznaniu i przydzielony został do artylerii konnej na Sołaczu, a  po powstaniach: wielkopolskim i śląskim został żołnierzem zawodowym. Młodszy o dwa lata od Jana Stanisław (1901-1985) uniknął już udziału w I wojnie. W powstaniu wielkopolskim walczył z Kompanii Szamotulskiej na froncie północnym w okolicach Czarnkowa, w Wojsku Polskim pozostał do 1921 r. i przeszedł do rezerwy jako kapral. 

Marcin zgłosił się do powstania w Poznaniu, został ułanem w Jeździe Wielkopolskiej, która właśnie tam powstała jako element odrodzonego Wojska Polskiego. Podobnie jak Stanisław w powstaniu walczył na froncie północnym, a potem wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej (1920-1921).

Wcześniej jednak, 2 marca 1919 roku, w Szamotułach ożenił się z Marią Marianną z domu Marciniak (1896-1970), w 1920 roku urodziła się ich córka Aniela. 

Marcin pozostał w Wojsku Polskim, kwaterował w Grudziądzu lub Gnieźnie. Żona nie chciała wyprowadzić się z Szamotuł i razem z córką mieszkały przy dzisiejszej ul. Nowowiejskiego.


Marcin Kowalewski na fotografiach wykonanych z okazji ślubu. Warto przyjrzeć się galowemu mundurowi ułanów.


Rany, które odniósł w czasie wojen, spowodowały, że 14.04.1926 r. zmarł w szpitalu wojskowym w Gnieźnie jako stosunkowo młody człowiek, nie dożył bowiem 30. urodzin.

Końcowe dni ojca tak wspominała po latach Aniela Kowalewska, po mężu Trojanek:

Pamiętam ten dzień. Mój Tato Marcin leży w łóżku na piętrze mieszkania przy ulicy Nowowiejskiej [dziś Nowowiejskiego – przyp. red.] w otoczeniu rodziny i znajomych. Odpoczywał, gdyż otrzymał przepustkę ze szpitala w Gnieźnie po to, jak się później okazało, by pożegnać się z rodziną, żoną Marianną, a przede wszystkim ze mną − swoją jedyną córką. Mam 5 lat, gdy dopuszczają mnie do niego, siadam na łóżku. Ojciec wyciąga rękę, uśmiecha się i głaszcze mnie po głowie, mówi: „O, mój kochany Aniołku… ” Ma zabandażowane piersi, rozpalone oczy i ręce gorące jak rozgrzane żelazo. Trochę się go boję, przecież prawie się nie znamy. Ja tu w Szamotułach, a on gdzieś daleko, ciągle w drodze do Poznania, Gniezna, Grudziądza, gdzieś na Kresach… Ale nie cofam ręki, trzymam ją… To moje ostatnie z nim widzenie przed śmiercią. Rano Tato odjeżdża pociągiem do Gniezna do szpitala wojskowego.

Aniela Kowalewska wraz ze swoją mama pojechały do Gniezna i tam uczestniczyły w pogrzebie męża i ojca. Ciekawe, że 6-letnia dziewczynka tak dobrze zapamiętała ten pochówek Ojca. Może ta wojskowa otoczka była tego powodem? Może, ale w pamięci Anielki do końca jej świadomego życia pozostały wszelkie detale tej ceremonii.

Jest 18 kwiecień 1926 roku, rano odbyła się msza żałobna w Kościele Garnizonowym. Po mszy trzy trumny żołnierskie umieszczono na platformie  armatniej zaprzężonej w sześć koni. Stąd kondukt żałobny ruszył na cmentarz przy ulicy Witkowskiej. Po bokach ułani na koniach z proporczykami na czele w powózce konnej czterech księży, w drugiej, trzeciej i czwartej rodziny zmarłych oraz oficerowie zwierzchnicy zmarłych ułanów. Największe wrażenie robiły sztandary wojskowe i kościelne wiezione przez jezdnych oraz orkiestra, której marsz stymulował szybkość marszu.

Od około 1 km przed cmentarzem wojskowi, księża i rodziny szły pieszo do miejsc złożenia ciał do grobu. Aniela pamiętała przebieg ceremonii, wystąpienia wojskowych i księży oraz trąbkę grającą nad grobami między innymi jej ojca, nie umiała jednak powiedzieć, czy odbyła się salwa honorowa? Pewnie tak!

Po pogrzebie dowódca jednostki zaprosił rodziny na wspólny obiad, a następnie odwieziono je na pociąg do Poznania. Rzadko odwiedzała grób ojca, dopiero kilka lat po II wojnie światowej pojechała do Gniezna z mężem dwoma synami, odnaleźli ten grób − skromne, wszystkie jednakowe, kopczyki z ziemi z drewnianymi krzyżami.

Tak naprawdę grobami żołnierzy 1920 roku na Cmentarzu przy Witkowskiej zajęli się samorządowcy Gniezna po 2000 roku. Wtedy przebudowano kwatery, wszystkie mogiły (189) otrzymały granitowe płyty, poprawiono nazwiska i dane pochowanych, na środku postawiono kamień ze stosownym napisem i masztem, na którym cały czas powiewa polska flaga. Cmentarz przy ulicy Witkowskiej robi wrażenie, bo obok kwatery żołnierzy I wojny światowej, powstania wielkopolskiego, kwatery wojny polsko-radzieckiej 1920 roku są mogiły ofiar terroru hitlerowskiego − osób, które zamęczono we Wronkach, Rawiczu i Gnieźnie, oraz Memoriał, gdzie pochowano blisko 4 tysiące żołnierzy radzieckich, którzy zginęli w okolicach Gniezna w walkach z Niemcami w II wojnie światowej.

Córka Aniela w 1940 r. wyszła za mąż za Aleksandra Trojanka, zmarła w 2001 r. w Górze Śląskiej. Spoczywa obok męża na cmentarzu w Szamotułach.

Grzegorz Aleksander Trojanek (wnuk Marcina Kowalewskiego) i Agnieszka Krygier-Łączkowska

Szamotuły, 03.11.2018

Marcin Kowalewski pod Verdun, 1916 r.

Aniela Kowalewska, I komunia św., Szamotuły, 1931 r.

Aniela Trojanek z synami Tadeuszem i Zbigniewem przy grobie ojca. Cmentarz w Gnieźnie, lata 50. XX w.

Kwatera żołnierzy wojny polsko-bolszewickiej na cmentarzu w Gnieźnie przy ul. Witkowskiej. Na zdjęciach przy grobie Marcina Kowalewskiego: Grzegorz Aleksander Trojanek (wnuk), jego żona Barbara oraz Mateusz Aleksander Trojanek (prawnuk Marcina).

Marcin Kowalewski2025-01-03T21:11:56+01:00

Aktualności – listopad 2018

22. Noc Sztuki

W nocy z 24 na 25 listopada w szamotulskim kinie Halszka odbyła się kolejna Noc Sztuki: Ogólnopolski Turniej Sztuki Ożywiania Słowa o Laur Rodu Górków. Wykonawcy byli oceniani 3 różnych kategoriach: poezja śpiewana, recytacja oraz teatr jednego aktora. W Turnieju wzięło udział 30 uczestników z różnych miejscowości, między innymi z Poznania, Trzcianki, Szczecina, Łodzi, Wrocławia i Szamotuł.

W plebiscycie publiczności zwyciężyła najmłodsza uczestniczka – Julianna Sroka-Kierończyk, która wystąpiła w dwóch kategoriach: poezji śpiewanej (duet z Zuzanną Strzelczyk zdobył w tej kategorii wyróżnienie) oraz w kategorii recytatorów. Warto dodać, że 10 dni wcześniej Julianna zdobyła jedną z dwóch równorzędnych nagród w 12. Zaduszkach Poetyckich, również organizowanych przez Szamotulski Ośrodek Kultury.

Poziom konkursu był wysoki, nagrodę główną przyznano Marcie Kusak z Gostynia.


Zdjęcia SzOK


Filmy odpowiedzialne

23 listopada w szamotulskim kinie Halszka po raz pierwszy odbył  się Festiwal Filmów Odpowiedzialnych „17 celów”. Tytułowe cele to wskazany przez Organizację Narodów Zjednoczonych program działań dla naprawy świata – człowieka i świata, w którym żyje. Chodzi tu między innymi o likwidację ubóstwa, dostęp do edukacji i ochrony zdrowia, równouprawnienie płci, przeciwdziałanie zmianom klimatycznym i zanieczyszczeniu środowiska.

Festiwal miał formę prezentacji wybranych kilkunastu krótkich filmów dokumentalnych z ostatnich lat, poświęconych wspomnianym zagadnieniom, często ujmujących je w sposób nietypowy i zaskakujący. Prezentacji towarzyszyło krótkie omówienie poszczególnych filmów, a na koniec wybrane informacje utrwalono w formie quizu. Uczestnikami szamotulskiego festiwalu byli uczniowie 3 szkół średnich wraz z nauczycielami.


Szamotulskie drzwi

To są chyba ulubione nasze drzwi w Szamotułach. Dokąd prowadzą? Można to z nich wyczytać! Umieszczone tu witraże zaprojektował i wykonał jest Leonard Brzeziński, zmarły w tym roku szamotulski artysta. Leonard Brzeziński był także znawcą kultury regionu. Znalazło to odzwierciedlenie w zaprojektowanych i wykonanych przez niego witrażach z widocznych tu drzwi. W górnej części mamy witraż z 4 postaciami w strojach szamotulskich; jest to trzyosobowa kapela ludowa z typowym dla regionu instrumentarium (skrzypce, klarnet i maryna) oraz kobieta w stroju panieńskim (być może to towarzysząca im śpiewaczka ludowa). Obok umieszczono najpopularniejsze motywy szamotulskiego haftu, utrwalone przez Stanisława Zgaińskiego. Motywy kwiatowe i 3 instrumenty z kapeli ludowej pojawiają się także na pionowych witrażach. Już wiadomo? To drzwi do świata muzyki, czyli wejściowe drzwi szamotulskiej szkoły muzycznej (Państwowa Szkoła Muzyczna I i II stopnia im. Wacława z Szamotuł). Więcej szamotulskich „Drzwi z duszą” można znaleźć na portalu http://regionszamotulski.pl/szamotulskie-drzwi/ (zdjęcia Tomasza Ławniczaka). Te sfotografowała Marta Szymankiewicz.



Urząd Poczty Polskiej w Szamotułach, 1930 r.

Naczelnikiem szamotulskiej poczty od grudnia 1928 r. był Wiktor Górczyński, który tę funkcję sprawował do przejścia na emeryturę w 2. połowie lat 30. Zdjęcie wykonał jego syn Stefan, obecnie właścicielką fotografii jest Iwona Górczyńska-Hapko (córka Stefana). Serię skanów fotografii otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Piotra Pojaska z Muzeum Ziemi Wronieckiej.


Fundacja Varietae dba o zachowanie tradycyjnej kultury!

Interesujący projekt „Maryna, haft szamotulski i baśnie – nasze dziedzictwo kulturowe” zrealizowała w ostatnim miesiącu Fundacja Varietae. Zapraszamy do obejrzenia filmu z jednego ze spotkań, które dotyczyło szamotulskiej maryny.

Inne ze spotkań dla rodzin z dziećmi poświęcione było Wacławowi z Szamotuł i baśniom (wspólnie zaśpiewaliśmy nawet fragment „Już się zmierzcha”). Odbył się także cykl warsztatów rękodzieła, których uczestnicy wykonywali motywy tradycyjnego haftu (na szydełku i igłą) albo motywami tymi w formie pieczątek zdobili koszulki i talerze. Powstały ciekawe prace, w dodatku inspirowane naszą kulturą ludową. To lubimy!


Szamotulskie obchody 100-lecia Odzyskania Niepodległości

Główne obchody 11 listopada rozpoczęła uroczysta msza św. w bazylice kolegiackiej. Następnie odbył się apel pod tablicą rozstrzelanych na Rynku. Po południu park Zamkowy stał się miejscem pikniku historycznego, inscenizacji bitwy z czasów 2. wojny oraz pokazu sprzętu wojskowego.

Wieczorem w bazylice odbyła się Muzyczna Gala Niepodległości ze wspólnym śpiewaniem pieśni legionowych i powstańczych, którą poprowadził Tomasz Zagórski. Wystąpili: Marzena Frankowska, Damian Żebrowski, Bartosz Gorzkowski, Jan Galasiński, Robert Iwankiewicz, Tomasz Zagórski – śpiewacy, Mateusz Makuch, Jacek Kortus, Marta Rutkowska, Jakub Domański, Mikołaj Cieślak – muzycy; zespół ARTRIO, Zespół Folklorystyczny SZAMOTUŁY, Zespół Trębaczy Myśliwskich Zespołu Szkół Leśnych w Goraju.

Zdjęcia Marta Szymankiewicz. Więcej zdjęć  http://regionszamotulski.pl/100-lecie-niepodleglosci-w-szamotulach/.


Trochę o historii cmentarza w Szamotułach

Cmentarz w dzisiejszym miejscu powstał w 1831 r. Warto wiedzieć, że w przeszłości – prawdopodobnie w części cmentarza położonej bliżej więzienia – stał nieduży kościół św. Mikołaja. Pierwsza wzmianka o tym kościele pochodzi z 1521 r., rozebrano go w połowie XVIII w. Bramę cmentarną zbudowano w połowie XIX w., niewielką dzwonnicę w końcu XIX w., a kaplicę cmentarną wzniesiono w 1923 r. Cmentarz kilkakrotnie był poszerzany, na początku lat 90. XX w. włączono część położoną bliżej więzienia, a kilkanaście lat temu wytyczono nową część po przeciwnej stronie ul. Targowej, którą poświęcono w 2012 r.

Na cmentarzu znajduje się kilkanaście dużych grobowców. Najbardziej okazały należy do rodziny Kościelskich (neoklasycystyczny, powstał w k. XIX w.). Architektonicznie ciekawy jest usytuowany po przeciwnej stronie głównej alejki grobowiec Miękwiczów, z portalem i dwiema stiukowymi kolumnami. Ważnymi miejscami cmentarza są: kwatera powstańców i żołnierzy (z grobem Maksymiliana Ciężkiego), zbiorowa mogiła jedenastu Polaków rozstrzelanych 13.12.1939 r. przy ul. Franciszkańskiej oraz groby szamotulskich proboszczów w alejce od bramy głównej.

Dla każdego z nas najważniejsze są groby bliskich. Są też groby osób istotnych dla wspólnoty lokalnej: burmistrza Konstantego Scholla, właściciela drukarni Józefa Kawalera, osób związanych z kultywowaniem folkloru: braci Orlików, Janiny Foltynowej, Stanisławy Koputowej i Władysława Frąckowiaka, regionalistów Józefa Preussa, Tadeusza Baka i Romualda Krygiera, zmarłego w tym roku artysty Leonarda Brzezińskiego, księży: Wincentego Taszarskiego, Tertuliana Wilczewskiego, Walentego Kryzana, Bolesława Kaźmierskiego, Franciszka Foreckiego, Albina Jakubczaka, Franciszka Nowackiego. Spoczywają tam zasłużeni nauczyciele i lekarze, trudno wymienić wszystkich…


Zdjęcia Wojciech Andrzejewski, Andrzej Bednarski i Jan Kulczak


Kwatera powstańców i żołnierzy na cmentarzu w Szamotułach

O powstaniu kwatery powstańców i żołnierzy władze Szamotuł zadecydowały na początku lat 20 ubiegłego wieku. Obok siebie pochowano tam kilkudziesięciu powstańców wielkopolskich z Szamotuł, ponad 30 żołnierzy 1. wojny i kilka ofiar 2. wojny. Wspólne miejsce spoczynku połączyło żołnierzy walczących w 1. wojnie po różnych stronach: jeńców wojennych z armii rosyjskiej i żołnierzy z armii niemieckiej, którzy zmarli w szamotulskim lazarecie wojskowym, który mieścił się przy ul. Lipowej (budynek Domu Dziecka).

Pierwsza publikowana tu fotografia pochodzi właśnie z lat 20. Ta część cmentarza wyglądała inaczej niż dziś (stare krzyże w głębi), nie było też obelisku z napisem „Poległym na polu chwały cześć”, który ustawiono w latach 50. Nagrobki żołnierzy wyglądają jednak dziś jak na tym zdjęciu, z okazji 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości zostały bowiem starannie wyczyszczone. 31 października odbył się tam uroczysty apel poległych.

Fotografię archiwalną przesłał Ireneusz Walerjańczyk. Zdjęcie współczesne wykonała Marta Szymankiewicz



Paweł Bączkowski i jego countrowa wersja O, mój rozmarynie

30 października odbyła się premiera teledysku, zrealizowanego w części etnograficznej Muzeum – Zamku Górków, na cmentarzu w Szamotułach oraz w Baborówku. Jak podkreśla artysta, jego zamiarem było uczczenie 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości.

Zapraszamy do obejrzenia!

Paweł Bączkowski "O mój rozmarynie" country

Paweł Bączkowski "O mój rozmarynie" w stylu country na 100 lecie odzyskania przez Polskę Niepodległości.CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM! Bardzo proszę o UDOSTĘPNIANIE.pb

Opublikowany przez Planeta Country Paweł Bączkowski Wtorek, 30 października 2018


Szamotuły, 02.11.2018

LISTOPAD 2018

KONCERTY I IMPREZY

Trwające


Minione

17,11.2018 godz. 19.00, kino HALSZKA

Miejsce – kino HALSZKA


KINO

Aktualności – listopad 20182025-01-30T14:32:24+01:00

Binino – historia

Michał Dachtera

Bij, Nino!, czyli historia wsi Binino

Melania Urban, w swoim maszynopisie na temat pochodzenia wsi Binino, zawarła bardzo ciekawą legendę. Dawno dawno temu w Bininie przy rzeczce stał gród otoczony lasami. Meżczyźni z tego grodu zajmowali się myślistwem i rybołówstwem, a kobiety zbieractwem. Dowódca grodu Uścibój był człowiekiem smutnym, gdyż umarła jego żona Mila, którą po śmierci spalono na stosie, a jej prochy rozsypano po drugiej stronie rzeczki. Została mu córka Nina. Pewnego dnia, gdy ojciec udał się wraz z grupą myśliwych do lasu, Nina – tak jak już sama to czyniła wcześniej – wskoczyła na konia i pognała do lasu w przeciwnym do myśliwych kierunku. W grodzie zostało niewielu strażników. Po jakimś czasie gród zaatakował jakiś obcy z drużyną wojów. Uśibój, wracając ze swoimi kompanami z polowania i widząc, co się dzieje, pogalopował, by ratować gród. W tym czasie również jego córka wracała z lasu. W pewnej chwili Uścibój zobaczył, że jeden z napastników chce uderzyć Ninę, więc krzyknął: „bij, Nino!”. Nina uniknęła śmierci, jednak rozkojarzony Uścibój został uderzony oszczepem i zginął. Urna z prochami Uścbioja spoczęła na polanie obok urny Mili. Nina nadal wyjeżdżała do lasu. Z jednej z wypraw wróciła z wojownikiem Przesnko, synem dowódcy sąsiedniego grodu. Wkrótce potem wzięli ślub, a gród nazwano „Binino”.

To tylko legenda, bo nazwy miejscowości nie powstawały w ten sposób. A co wiemy ze źródeł historycznych? Pierwsza wzmianka na temat tej miejscowości pochodzi z 1408 roku i dotyczy sporu Hektora Ćmachowskiego z kmieciem Piotrem z Binina. Pisownia tej miejscowości była różna: 1408 – Byenino, w 1419 – Benino, w 1510 –  Byenyewo oraz Bynyno na początku XVI wieku.


Binino – oberża i dworzec kolejowy (pocztówka z lat 1918-1939)


Od 1419 do 1428 roku wieś stanowiła własność Mikołaja Baworowskiego. W 1432 roku połowa wsi należała do Jadwigi, żony Macieja Trzcielskiego, a w 1436 roku połowa do Wincentego Choryńskiego i Katarzyny siostry Mikołaja z Baworowa. Następnymi właścicielami Binina byli Jan i Andrzej ze Stojkowa, piszący się wcześniej Bienieńskimi. W 1485 roku trzecią część Binina bracia ze Stojkowa sprzedali swojemu szwagrowi – generałowi Maciejowi Studzińskiemu. Osiem lat później, w 1493 roku, Jan ze Stojkowa sprzedał wieś Janowi Ostrorogowi – kasztelanowi poznańskiemu oraz zobowiązał się bronić go przed roszczeniami osób trzecich. Ponadto przyrzekł, że jego brat Andrzej i szwagier Maciej zrezygnują z Binina na rzecz Jana Ostroroga.

Średniowieczne źródła wymieniają w Bininie młyn w 1434 roku, młyn, folwark i karczmę w 1510 roku, dwie karczmy i młyn w 1563 roku oraz karczmę i młyn w 1580 roku. W 1587 roku pojawiła się nazwa „Stawki” – było to miejsce błotniste w Bininie. W 1510 roku Binino spłonęło. Wieś należała przez większość czasu do parafii w Ostrorogu, jednak w 1603 roku przynależała do parafii Biezdrowo.

W 1625 roku zmarł ostatni z Ostrorogów – Andrzej. Ostroroszczyzna wraz z okolicznymi wsiami (w tym Bininem) przypadła jego siostrze Barbarze – żonie Jana Potockiego. Potoccy krótko byli właścicielami tych dóbr, gdyż już w 1660 roku sprzedali je Radziwiłłom. Krzysztof Radzwiłł bardzo szybko odsprzedał te ziemie, bowiem w 1674 roku jako właściciel Ostroroga z przyległościami wymieniany był Wacław na Otoku Zalewski. Kolejnym właścicielem był Maciej Malechowski. Nie wiemy, od którego dokładnie roku, wiadomo natomiast, że w 1718 roku, przygotowując się do sprzedaży klucza ostroroskiego Sapiehom, dokonał jego inwentaryzacji.

Szczegółowo został opisany dwór, spichlerz, stajnie, obora, owczarnia, słodownia i gorzelnia – wszystkie te obiekty w złym stanie i wymagające naprawy (obszerny cytat pod tekstem). W dokumencie scharakteryzowano również inwentarz folwarku oraz mieszkańców wsi:

Inwentarz folwarku binińskiego: Krów dojnych trzynaście. Jałowic cielnych sześć. Jałowic dwie nie cielnych. Jałowic tąnskich (!) dwie. Juńczyk toński jeden. Juńczy czteroletnich i z bykiem pięć. Stadnik stary jeden. Cieląt latosich sześć. Świnie: Maciorek starych trzynaście. Młodych trzy. Kiernozów dwa. Wieprzy starych dwadzieścia siedem. Prosiąt latosich sześć. Gęsi: Gęsi starych dwadzieścia sześć. Gęsi młodych sześnaście. Kaczek starych siedmnaście. Młodych sześć. Kur starych dwadzieścia sześć. Kokot stary jeden.

Inwentarz poddaństwa wsi Binina: Kmiecie: Mathei ma wołów sześć, krów pięć, koni trzy, świni dwie. Hakosz ma wołów cztery, krów trzy, koni dwa, swoich pięć. Greczka ma wołów ośm, koni siedm, krów sześć, świnię jednę. Szygwa ma wołów sześć, krów cztery, koni dwa. Chahuj ma wołów cztery, krów dwie, koni trzy. Eliasz wołów pięć, krów trzy, koli jeden, świń dwoje. Tomek ma wołów pięć, krowę jednę, koni dwa, świnię jednę. Szemla ma wołów cztery, krów trzy, konia jednego, źrebię  jedno, świnię jednę. Karczmarz piwo szynkuje.

Chałupicy: Wach ma wołów dwa, krów dwie, świni dwie. Szymek ma wołów rmńskich dwa, krowę jednę, świnię jednę. Kuba ma wołów dwa, krowę jednę.

Komornicy: Prząda z żoną, Jędrzej Ptak, Jędrzej z żoną, Szemlina, Skotarz z żoną. Skotarka, Bryśka, Ninia, Pospieszna.

Młynarz Biniński, ten za prawem siedzi, dał już tynfów siedemdziesiąt pięć, dał  już tynfów siedemdziesiąt pięć, a jeszcze powinien będzie dać siedemdziesiąt pięć do rąk JMci dać i prawo ma mieć według Wielimskiego.

Powinność poddaństwa: Kmiecie dają po trzy ćwiertnie owsa, czynszu pieniędzy po dwa złote, kapłów sześciu, kur po dwojga, jajec po kopie, przędzą po cztery sztuki, robią na  pańskim jako Wielimianie.

Chałupnicy: Od ś. Wojciecha do ś. Marcina po trzy dni ręczną robotę rabiają, po dwie sztuki przędzą, czynszu żadnego nie mają.

Komornicy: Od ś. Wojciecha do ś. Marcina po dwa dni rabiają, a potem po jednym dniu, po sztuce kądzieli przędzą.

W tej wsi budynki mają dobre wszyscy tylko u Łukasza chlewy z chrustu, chałupa u Wacha zła, u kowala kuźnia zła.

Młyn w Bininie. Młynica przez tego młynarza ze wszystkiem nowo sporządzona, kamień jeden nowo kupiony, ta młynica ze wszystkiem zamełciem i dachem nowym pobita, tam chałupa mała młynarska dobra ze wszystkiem, chlew dobry, stodoła zła, pogrodki na lato restauracyi potrzebują, grobla zła nawozu potrzebuje, upust nowy, daje ten młynarz na rok małder żyta.


Szkoła w Bininie – lekcja z Heleną Nowakowską


W 1737 roku Ostroróg, Binino i inne wsie w okolicy będące w posiadaniu Sapiehów zostały sprzedane przez Mariannę Sapieżankę Łukaszowi Kwileckiemu z Kwilcza. Kwileccy byli właścicielami tych dóbr przez ponad 200 kolejnych lat.

W okresie od maja do listopada 1831 roku w Poznaniu i wielu innych miastach panowała epidemia cholery. Chorobę ta została „przywieziona” przez Rosjan walczących z powstańcami listopadowymi. W „Gazecie Wielkiego Księstwa Poznańskiego” z sierpnia 1831 roku odnajdujemy informację, że w Bininie odnotowano trzy przypadki tej choroby.

Około 1840 roku, gdy Binino należało do Anieli hr. Kwileckiej z Dobrojewa, wieś składała się z folwarku oraz siedemnastu gospodarstw należących do: (1) Józefa Kęsego; (2) Jakuba i Katarzyny Kęsych; (3) Walentego Kęsego; (4) Jana Perza; (5) Jana Greczki; (6) Jana Ławidaka ?; (7) Tomasza Ka..?;  (8) Jakuba Kubisa; (9) Chryzostoma Gumnego; (10) Marcina Kałka ?; (11) Wawrzyna Ko..?; (12) Wawrzyna Ma..?; (13) Andrzeja Mikołajczaka; (14) Franciszka Babiaczyka; (15) Michała Kęsego; (16) Chryzostoma Rena; (17) Marcina Hałego.


Szkoła w Bininie – klasa VII, rok 1961. Na zdjęciu Jan Skawiński i Kazimierz Cembrowicz


W 1858 roku wybudowano w Bininie szkołę. Pierwszym nauczycielem, jak głosi odtworzona kronika szkolna (z 1945 roku), był Koźlicki. Według przekazów ludności miał on nauczać w języku polskim, nauczycielem był ponad 40 lat. Ludwik Rzepecki podaje natomiast, że pierwszy nauczyciel w szkole katolickiej w Bininie nazywał się Maksymilian Klijewski i uczył w niej od 1858 do co najmniej 1867 roku. W roku szkolnym 1866/1867 do binińskiej szkoły uczęszczało 49 dzieci. W 1880 roku we wszystkich szkołach zaboru pruskiego  wprowadzono obowiązkową naukę w języku niemieckim, jedynie religia była nauczana po polsku. Dwadzieścia lat później w 1900 roku całkowicie wykluczono język polski ze szkoły. W 1901 roku trwał kilkudniowy strajk w szkole, gdyż dzieci nie chciały odmawiać modlitwy w języku niemieckim. Skończyło się na przymusie i karach finansowych dla rodziców. Kolejnym nauczycielem był Bambicki.

W 1912 roku rozpoczęto budowę nowego budynku szkolnego z dwoma klasami i mieszkaniem dla nauczyciela, budynek ukończono w 1915 roku (obecnie mieści się tam przedszkole), natomiast stary budynek został zamieniony na mieszkanie dla kierownika szkoły. Bambicki wyprowadził się z Binina w 1917 roku. Pierwszym pedagogiem w Bininie po odzyskaniu niepodległości był Józef Jaworski (1 X 1919 r. – uczył do 31 X 1927 r.), który zorganizował miejscową młodzież w „Sokole”. Należy przytoczyć nazwiska jeszcze dwóch zasłużonych nauczycieli tej placówki: Jana Skawińskiego (nauczyciel, kierownik szkoły) oraz Kazimierza Cembrowicza (nauczyciel, kierownik, dyrektor szkoły), którzy pracowali w tej placówce po kilkadziesiąt lat. Szkoła w Bininie została zlikwidowana w 2012 roku.


Stowarzyszenie Młodych Polek w Bininie, fot. z 10 sierpnia 1932 r. Ksiądz po z prawej strony to Stanisław Ren, urodzony w 1909 r., wyświęcony w 1934 r., więzień w Dachau (styczeń 1941-kwiecień 1945), uwolniony przez wojska amerykańskie. W kwietniu 1953 tworzy Polską Misję Katolicką na terenach Lubeki i Szlezwiku-Holsztyna. Ksiądz Stanisław zmarł w Lubece 20.04.1993 r., został pochowany na cmentarzu w Ostrorogu.


W 1906 roku wybudowano w Bininie stację kolejową, a rok później oddano do użytku połączenie z Szamotułami. Natomiast w 1908 roku oddano do użytku połącznie w kierunku Międzychodu.

W dwudziestoleciu międzywojennym w Bininie działało Stowarzyszenie Młodych Polek. W Bininie od kilkudziesięciu lata działają Ochotnicza Straż Pożarna i Klub Sportowy Grom Binino (od 1966 r.).

Obiekty historyczne, które warto zobaczyć w miejscowości, to dwa dawne budynki szkolne: jeden z 1858 roku, drugi z 1914 roku (obecnie przedszkole), budynek dawnego dworca kolejowego z 1907 roku oraz dawna oficyna. Niedaleko budynków szkolnych znajduje się dawny cmentarz choleryczny, założony w XIX wieku (obecnie w tym miejscu znajduje się pamiątkowy głaz, krzyż oraz dąb o wymiarach pomnikowych). W centrum wsi w pobliżu świetlicy znajduje się figura Matki Boskiej, nieco dalej przy drodze brukowej do Dobrojewa krzyż, natomiast przy drodze do Pniew stoi figura Matki Boskiej Królowej Polski z Dzieciątkiem. W Bininie znajduje się również cmentarzysko z epoki żelaza (II/III wiek naszej ery).

Literatura:

  1. „Gazeta Wielkiego Księstwa Poznańskiego” 1831 nr 193 i 198.
  2. Paweł Mordal, Inwentaryzacja krajoznawcza Miasta i Gminy Ostroróg, Ostroróg 1990.
  3. Recesy uwłaszczeniowe: Kluczewo, Binino.
  4. Ludwik Rzepecki, Obraz katolickich szkół elementarnych objętych Archidyjecezyjami Gnieźnieńską i Poznańską oraz Dyjecezyjami Chełmińską i Warmińską, 1867.
  5. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, tom 1: hasło Binino http://dir.icm.edu.pl/Slownik_geograficzny/Tom_I/230.
  6. Słownik historyczno-geograficzny ziem polskich w średniowieczu, red. Tomasz Jurek http://www.slownik.ihpan.edu.pl/search.php?q=bienino&d=0&t=1.
  7. 50-lecie Klubu Sportowego „Grom” Binino – Aktualności – Urząd Miasta i Gminy Ostroróg, ostrorog.pl
  8. Melania Urban, Pochodzenie nazwy Binino, maszynopis.

Zdjęcia – autorzy i źródła:

  1. Muzeum Ziemi Wronieckiej.
  2. Zestawienie Gospodarcze Dobrojewa, 1915, Franciszek Kwilecki.
  3. Łukasz Alczewski.
  4. Marian Ren.
  5. „Gazeta Polska” 1927 nr 19.
  6. „Gazeta Szamotulska” 1937 nr 95.
  7. Michał Dachtera – 2016-2017.
  8. Andrzej Bednarski.

Dodatek – początkowy fragment inwentaryzacji Binina (1718):


W tej wsi dwór, wrota do niego ode wsi, sowitych tarcic, na gwóźdź żelazny na kunach, górą żelaznych. Item furta przy nich takaż na zawiasach; parchan około dworu, w tyle w nim furta ku mielcuchowi na zawiasach; koło sadu i stodół płoty chruściane; wrota od gumna w dole proste tylko z kołowrotem. Dwór sam, drzwi do sieni proste na zawiasach, okna w nim dwa w drewno dobre, z sieni ,drzwi na lewą rękę do izby na zawiasach z klamką, w izbie okna cztery w ołów, niektóre kwatery dużo natłuczone bez szyb, piec pstry, komin kapturowy dobry, murowany. Służba przy ścianie, dołem szafki dwie o jednych drzwiczkach, górą kratka z dwojgiem drzwiczek na zawiasach, ława przy ścianie jedna; z izby tej drzwi do komnaty pobok na zawiasach z haczykiem, w niej okna dwa w ołów, miejscami szyb nie ma, z okienicami zasuwanemi, komin murowany szafiaty; z tej komnaty drzwi do śpiżami, z śpiżami drugie drzwi na tył; wiecie do sieni wszystkie na zawiasach, dwoje z wrzeciądzami, okienków dwa małe dobre z kratkami żelaznemi. Item w tej sieni drzwi ex opposito do izby wielkiej na zawiasach z klamką,  w niej okna trzy w ołów, kilka szyb braknie, czwarte okno gliną zalepione, okiennic u nich trzy sztuki na zawiasach, piec polewany, komin kapturowy murowany dobry, przy nim szafka do kuchni, drzwiczki na zawiasach, ław przy sieni dwie; z tej izby pobok drzwi do komnaty na zawiasach, drugie drzwi do kuchni na zawiasach, okno jedno w ołów ale połowa deskami zabite; powróciwszy do sieni drzwi do kuchni, w niej komin dobry lepiony, ognisko w kamień murowane z piecem, przy tej kuchni komora, drzwi do niej o jednej zawiasie, okno proste małe; z tej kuchni drzwi do prewetu na zawiasach, przy nim komór dwie przystawionych, drzwi czworo wszystkie na zawiasach z wrzeciądzami, z jednej wchód na górę i tam drzwi na zawiasach z wrzeciądzem. Item powróciwszy do sieni drzwi do piwnicy na zawiasach z wrzeciądzem; ta piwnica w kamienie murowana z posową drewnianą. Item z tej sieni drzwi na górę do wchodu, drugie pod dachem na zawiasach z wrzeciądzami. Dach na tym dworze z dranic poprawy potrzebuje; na komorach przystawnych chaty dobre, sołek za dworem w sadzie w lepiankę o dwu piętrach, dołem i górą drzwi oboje na zawiasach z wrzeciądzami, spodem piwniczka pusta, dach na nim z dranic, poprawy potrzebuje. Śpichlerz w podwórzu o dwu piętrach, dołem w blochy górą w lepiankę z jedną komorą, drzwi u niego troje wszystkie na zawiasach z wrzeciądzami, dach na nim ze szkudeł, stary łatany; stajnia tamże w blochy z wystawką. Wrota do niej dwoiste proste na biegunach z wrzeciądzem, drzwi jedne do komórki, drugie na wchód pod dach, oboje na zawiasach z wrzeciądzami, dach stary z dranic naprawy potrzebuje. Obora ze wszystkiem dobra z poszyciem, tylko nad kolnią poprawy potrzebuje. Owczarnia, wrota u niej na biegunach oboje,  tylko w jednych kuna do zawarcia, poszycie dobre, kaląnki (!) trochę spadło. Świnia obórka o piąci u drzwiach i przegrodach, ta wszystka dachu potrzebuje, kubel także mały z dachem.

Gumno. Stodoły dwie, każda o jednej bojewicy, obie stare, miejscami słupy pogniły i ściany powypadały, wrota u nich na biegunach z kunami, z przodu i z tyłu do zawarcia żelaznemi, poszycie poprawy potrzebuje. Mielcuch stary, miejscami słupy pogniły i ściany się nachyliły, drzwi do mielcucha i z niego na tył oboje na zawiasach z wrzeciądzami; w tym mielcuchu żadnych statków inwentarskich nie ma, tylko kocieł jeden z Dobrojewa, drzwi do izby na zawiasach, w niej piec zły, prosty; okna dwa w ołów miejscami natłuczone, koryto dobre, drzwi do ozdowni na zawiasach, w niej piec dobry. ltem drzwi na sypanie także na zawiasach z wrzeciądzami; w końcu gorzelnia zła, drzwi na zawiasach z wrzeciądzem, dach na mielcuchu stary, z gruntu zły.

Szamotuły, 30.10.2018

Z dawnej prasy



Fotografie współczesne

Przejazd pociągu specjalnego, Binino, 4.o4.2001 r. Zdjęcie Łukasz Alczewski

Zdjęcia Michał Dachtera

Zdjęcia Andrzej Bednarski

Michał Dachtera

Mieszka w Szamotułach, ale jego serce zostało w Ostrorogu i okolicach.

Miłośnik historii, poszukiwacz archiwalnych zdjęć. Na Facebooku prowadzi profil Ostroróg na kartach historii.

Binino – historia2025-01-06T12:07:31+01:00

Teksty gwarowe Aleksandry Napierały


Aleksandra Napierała

JAK MY SKARB WYPĘCHCILI

Wakacje poszły prek i czebno buło wrocać do lani. Ale latosie wakacje – to buły udane! Razym z komplami bawili my się w poszukiwaczy skarbów. Ino nie wiedzieli my, dzie onych szukać. Najprzód poszli my do Krzycha, bo on pomieszkuje wew takiyj staryj chacie, co mo wielgi sklep.

Pęchcili my po tym sklepie i nic my nie nojdli, ino pore kląkrów, poświgane stare knipy, jakieś ajzole i dyszułke od staryj helki. Zaś my wskrabali sie na górke, ale tam prócz rzynchów i szkarup  niczegu nie buło. Oż nagle Krzychu woło: – Wej, paczcie, na tyj ceglatyj ścianie jedno cegła jakoś inkszo. Szpycli my, a Krzychu jom nawet letko wyjon, a tam od spodka stojało napisane: „Nie szukej daleko za górom czy rzekom, pod kierzkiym angrystu na rajce nojdniesz skarb, to nie bajtle”. Tej, ale dzie tyn Kierzek? Pewno wew ogródku. Poszli my szpeknąć. – Na moje, to bydzie tutej – pado Genas i pokozoł chebać nojstarszy kierzek wew naszym ogródku. Krzychu rukcuk polecioł po sztychówke, ino musioł uwożać, żeby go babusia nie szpekła, bo zaroz by mu kozała lecieć po zielone do królasów.

Zaczon kopać, ale się gajcoł, bo z onygo tako tuleja , aby se ino pazury cierzniym od angrystu pokancerowoł. Mi szło to już na nerwy, wyszarpłym mu te szype i som zaczłym szturać w ziymi. Oż tu na cuś  sie natkłem, bo cosik stukło. Kopie dali, pacze, że wew ziymi jes zakopano jakoś drzewniano kista. Hejbli my jom cuzamen do kupy, bo ciężka buła jak diaski. Teroz czebno buło jakimś knyfem jom roztworzyć, bo nie szło jej odkluczyć. Krzychu przytośtał tyn ajzol, co mioł go leżeć w swoim sklepie. Podnieśli my dekiel i co my nojdli? Na dnie kisty była leżeć echt knara, dwie zadrzewniałe szable, i pojapano bez mole wojskowo jupa, kryma, a na samutkim wierzku biało-czerwuno letko zawilgniała chorungiew. I jeszczyk cosik nom migło – obrzympany, cołkiem zagryzdany kanciatym pismem kajet. Szło to odślabizować bez bryli i Genas zaczon czytać: „Cześć i chwała bohaterom Kaźmierskiej Ziemi”. Pokazało się, że to buł pamiętnik powstańca, niewiada, jak się tyn chtóś nazywoł. I buły tam nazwiska powstańców: mojygu i Genasa pradziadzi i wuja Krzycha. Z mety my pojachali zez tom kistom do lani. Zez uciechy kielczyli my sie od ucha do ucha.

– Momy skarb! Niepojedynczy skarb! Pokożymy go tyj naszy istnyj, od histy. – Dzielne z wos szaranki – pochwoluła nos pani i powiedziała, że tyn kajet nom się przydo, jak bydziymy szykować apel o Powstaniu Wielkpolskim. No i szykujymy tyn apel. Jo mom robić za powstańca i suchejcie wiara – byde mówił to, co nagrygolił tyn nieznany powstaniec.

Tak tam stało napisane:
„Ledwo żym wrócił zez jednyj wojny, a tu już szykuje się kolejno bitwa, wybucho powstanie. My młode gzuby zez towarzystwa Sokół idymy pogonić Szkiebrów! Wyćpnimy ich zez Wielkopolski. Nazbyt wielkiygu doświadczynia, to my nie mieli, ale za to mieli my fifa i myśleli my o wolności. Cołka wiara, co ją ino szwaje nosiły zgruchła sie do walki. I młode szaranki i stare kakry, zoldaje i cywiloki. Bez grudniowom bube nic my nie skarkli, bo w sercach my mieli gorącą krew i rache na Szkiebrów. Cołka Wielkopolska napaluna buła do walki.  Nie dali my rady lajsnąć  se mondurów  jak należy , ino  oblekli my  zoldackie – pruskie.  Młode salachy nom stetrały zez wstążek biało-czerwune rozety. Udało nom się  Szkiebrów pozbadnąć, pomojtać im durch wew deklach. Wszysko my se ułożyli i nie mieli my fefrów, działali my roztropnie, tak po naszymu, po poznańsku. Ruk cug my spuścili im łynt, bo mieli my to cuś:  iskre, szczyńście i serce. Walczyli my o wolnom Wielkopolske. Nie mieliby my wolnyj Polski, żeby nie takie gzubki jak moje komple i jo”.

Na tyn uroczysty apel my się wszyscy galanto odsiekli: chopoki przyszli w biołych koszulach, a dziewuchy w dychtownych spódnikach i kabotkach. Nasz występ się wiarze podoboł, bili nom brawa na cołkom epe.

Latoś wszyscy wszysko robiom na stulecie odzyskania niepodległości. I majom prawie, bo to ważne wydarzynie, ale ciekawość, czy tyż bydom tyle godać wew grudniu o naszym powstaniu. Bo tam wew tyj Warszawie, to im ździebluśko daleko do nos, do Wielkopolski, nieprawdaż?


Franciszek Bączkiewicz, Szkoła Podstawowa w Kaźmierzu. Wyróżnienie za oryginalność prezentowanego tekstu – XI Powiatowy Amatorski Konkurs Gwarowy „Godejma po naszymu” (18 października 2018 r.)


JAK KACZMARKOWA UCZYŁA PANIĄ NOWAK GODAĆ PO NASZYMU

– Dzień dobry, pani Kaczmarkowa.

– A dziyń dobry. Pani jest chebać ta istno, co od niedowna u nos nastała.

– Tak, nazywam się Nowak. Przeprowadziliśmy się z mężem miesiąc temu.

– I jak się pani podobo nasz Kaźmiyrz? Na jakiej ulicy pani miyszko?

– Kaźmierz to ładna miejscowość, a ja mieszkam na ulicy Dolnej.

– Aha. To tam przy budku, [budko albo błydko to dawne boisko LZS nazywane tak przez mieszkańców Kaźmierza, odbywały się tam m. in. zabawy taneczne] kole tyj nowyj gamaji.

– Nie, tam nie ma żadnych budek, jest tylko nowe gimnazjum.

– No, no, pomiyszko pani u nos przez jakiś czas, to się pani dowiy, co to jest budko. Tam to się downi dzioło, chodziło się na migane, kawaler mógł se z melom pokramować. Nie to, co teroz. Kożdyn siedzi u się w chacie i cięgiem glapi się w telewizor. A już najgorsze to te gzuby zes tym komputerym. A państwo mocie jakieś bymbny?

– Nie, nikt z naszej rodziny nie gra na żadnym instrumencie.

– O jakich instrumentach mi tu pani opowiodo? Przecież jo pytom o bymbny, czyli o ogary.

– O kogo?

– No pytom, czy pani mo dzieci.

– Tak, mamy syna i dwie córki. Syn bardzo lubi pomagać mi w kuchni, potrafi już dużo sam zrobić. Mówię pani, jakie wspaniałe pyzy mu ostatnio się udały. Ja mu tylko utarłam ziemniaki i przyprawiłam farsz mięsny.

–  Jak to, pyzy zes pyrek, zes chabasym?! Bez młodzi?

– Młodzi? Ależ oczywiście, młodzi jedzą i starzy – wszystkim smakuje.

– Zes paniom to się nie idzie dogadać.

– Ja także nie mogę porozumieć się z moimi sąsiadami. Wczoraj rozmawiano o jakimś golarzu. Myślałam, że chodzi o Filipa Golarza z Akademii pana Kleksa. Gdy zapytałam, co on tutaj robi, wyjaśniono mi, że golorz obcina kutony i chrympie kalafy. Kompletnie nic
z tego nie zrozumiałam.

– No szak prowda, musi się pani jeszczyk wiele nauczyć.

– Z tym golarzem to jeszcze nic. Wie pani, moja sąsiadka, taka kobieta na poziomie, a używa wulgarnych słów. Mówiła o jakiejś swojej znajomej, że jest pierduśnicą, bo opowiada pierdoły!

– I co to takigu? Przecież pierdoły to jest to samo, co klekoty.

– Słucham?

– No inacy plotki.

– Aha. Znów się czegoś nowego dowiedziałam.

– A pani to jest tako fifno babka i przy tym fest odsiekniynto. Ładny dyrdun se pani lajsła i do tego taki szykowny kabatek. Gdzie pani dostała to kupić?

– Pyta pani gdzie kupiłam tę garsonkę?

– No właśnie, robi się pani coroz barzy kumata.

– Kupiłam w tym nowym sklepie na Rynku.

– W sklepie? Dyrdun i kabotek wew sklepie? Jo w sklepie mom mieć pochowane zaprawy.

– Zaprawy w sklepie? A co to są zaprawy?

– Nie robi pani kompotów wew szkłach? Zes angrystu, świętojanek, dżuskowek?

– A, chodzi o przetwory. Oczywiście, że robię. A gdzie się robi u was zakupy?

– W składzie.

– Jak jeszcze dłużej z panią porozmawiam, to będę już całkiem dobrze godać po waszymu.

– Godać to jedno, ale jeszczyk trzebno się kapnąć, o co loto.

– No tak. A wracając do przepisów. U was w Wielkopolsce jada się taką potrawę z ziemniaków. Nazywa się plyndze albo plendze. Czy mogłaby pani podać mi przepis?

– Proszę bardzo. Wiync tak, nasampiyrw trzebno wziunć dziabke, iść na pole albo na ogródek i uhakać tak z pół rajki pyrek. Zależy, jaką się mo famułe. Potym te pyrki wrzucić do wymborka albo do kuszki.

– A co to jest ta wymborka i kuszka?

– No to już powinna pani wiedzieć. Wymborek to wiaderko, a kuszka to przecież koszyk. Zresztą pyrki to może pani kupić se w składzie.

– W składzie warzywnym?

– No jakżeby inaczej. Teroz dali. Pyrki należy umyć i ostrugać ostrym knypym. Potym utrzeć je na tarce. Trzebno uwożać, żeby se nie pokancerować paluchów.

– Na co mam uważać?

– Żeby się nie pokaleczyć.

– Dziękuję za wyjaśnienie. Dobrze, i co dalej z tymi utartymi ziemniakami?

– Dali… A co tam pani nagrygoliła? Aha, do tyj bryi wciepnie pani jajko, mąke, i dziebko soli. Trzebno dokładnie pomyrdać. Na patelce rozgrzać troche oliwy albo smolyszku i usmażyć plyndze z jednyj i z drugiyej strony.

– To już wszystko?

– No tak. Ino niech pani pamiynto, żeby na końcu pomyć statki, bo powiedzą, że z pani to glajda i bydzie poruta na cołki Kaźmiyrz.

– A kto to jest glajda?

– No… tegu… no, nawet u nos, w Wielkopolsce som takie kobiyty. One majom nababrane wew kuchni.

– To coś takiego niezbyt pochlebnego.

– No szak. A jakby pani plyndzów zostało, to nie wolno wyćpiwać. Możno dać kociambrom, kejtrom albo schować do tytki na zaś.

– Do czego mogę schować?

– Naprowde, nie wiy pani, co to jest tytka? Wew tytce możno trzymać klymki abo skibki na droge.

– Łe jery, tak mi pani wytłumaczyła, że mi się durch wszystko pomojtało!

– Ale za to coroz lepi godo pani po naszymu.

– Dziękuję.

Szamotuły, 29.10.2018


Autorka tekstów – Aleksandra Napierała tak napisała o sobie:

Pracuję w Szkole Podstawowej w Kaźmierzu, jestem nauczycielką edukacji wczesnoszkolnej, uczę także języka polskiego. Moje zainteresowanie gwarą zaczęło się od otrzymania informacji o konkursie gwarowym „Godejma po naszymu”, organizowanym przez Szamotulski Ośrodek Kultury. Zachęcona sformułowaniem „mile widziane teksty własne”, postanowiłam spróbować swoich sił i napisać coś „po naszymu”.

Język gwarowy nie jest mi obcy, ponieważ posługiwaliśmy się nim na co dzień w domu rodzinnym. Nasze sąsiadki, starsze panie pochodzące z „Mrłewina”, posługiwały się typową gwarą wiejską, którą moje pokolenie już całkowicie zatraciło. Mama, nauczycielka oczywiście nas korygowała, ponieważ mówiliśmy niepoprawnie. Niektóre z określeń gwarowych kojarzą mi się z moim śp. Tatą, np. „guli”, „żeli” czy „hejbnąć” Pisząc teksty gwarowe, zawsze myślę o Nim i wspominam, jakiej to „poruty” mi narobił podczas zakupów w najbardziej ekskluzywnym na ówczesne czasy miejscu – Domu Handlowym w Szamotułach. Tata zapytał sprzedawczynię: „Czy są porcięta dla tego dziywczęcia?” Dzisiaj wspominam to wydarzenie z uśmiechem, jako anegdotę, ale jako uczennica piątej czy szóstej klasy bardzo się zawstydziłam słów mojego Taty. Nie myślałam wówczas, że kiedyś będę propagować naszą gwarę. Dlatego bardzo dobrze, że są organizowane konkursy gwarowe, że to nasze „godanie” pielęgnujemy i kultywujemy. Do wzbogacenia mojej znajomości gwary przyczynił się nawet mój mąż, który „przywiózł” z samego miasta Poznania moją ulubioną konstrukcję składniową: „ miał wisieć w szafie”.

Pierwsze dialogi w gwarze napisałam na organizowany przez naszą szkołę festyn rodzinny „Kaźmierska Pyrlandia”. Potem pojawił się szamotulski konkurs, w którym wystąpiły moja córka Ania i bratanica Zosia. Zaprezentowały scenkę pod tytułem „Jak Kaczmarkowa uczyła panią Nowak godać po naszymu”. Była to rozmowa mieszkanki Kaźmierza z nowo zamieszkałą sąsiadką z innego regionu Polski. Jak łatwo się domyślić, panie miały problem, aby się porozumieć. Występ zdobył uznanie wśród jurorów, dziewczynki otrzymały pierwsze miejsce. Stał się „hitem” prezentowanym przy wielu różnych okazjach: apelach szkolnych, spotkaniach rodzinnych, spotkaniach, organizowanych przez sołectwa naszej wsi. Dziewczynki wystąpiły też w Poznaniu w konkursie gwarowym organizowanym przez Ratajski Dom Kultury „Jubilat”. Tam, niestety, przegrały ze starszą panią, która gwarą posługiwała się na co dzień.

Potem następowały kolejne edycje „Godejma po naszymu” i powstawały kolejne moje teksty. Ania i Zosia wyrosły i poszły do gimnazjum, a ja musiałam poszukać nowych wykonawców. W tym roku, już po raz czwarty przygotowuję do konkursu moich byłych wychowanków z klas I-III. Zespół, z którym zdobywamy sukcesy w konkursach szamotulskim jak również w organizowanym w Poznaniu, tworzą szóstoklasiści: Ola i Hania oraz Franek. Dzieci te chętnie przyswajają sobie teksty, nieraz bardzo długie, jednak nauczenie ich szamotulskiego zaśpiewu, odpowiedniego pochylania samogłosek to nie jest takie ajnfach. Nieraz mam wrażenie, że oni uczą się obcego dla nich języka, ale cieszę się, że razem z moimi uczniami mogę pogłębiać znajomość naszej gwary. Muszę też wspomnieć o Aleksandrze Chwalisz, która wzbogaca słownictwem gwarowym niektóre z moich tekstów. Dzięki niej poznałam wiele nowych dla mnie słów, a także zasady gry w sztekla. Przygotowując tekst na tegoroczny konkurs, czułam, że powinien on nawiązywać to rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego. Inspiracją dla mnie były wspomnienia mieszkańca Kaźmierza, zebrane w wydanej przez niego książce „Zaczarowany świat”. Był jednak problem – nie będzie to zabawna historia, a niepisaną zasadą jest, że teksty gwarowe powinny śmieszyć. Nie ma więc w historii o wypęchconym skarbie komizmu sytuacyjnego, ale myślę, każdy tekst pisany naszą rubaszną gwarą potrafi rozśmieszyć.

Sukcesy osiągane przez moich uczniów dają mi wiele satysfakcji i motywują do dalszego pisania. Uważam, że konkursy takie jak szamotulski pozwalają odrodzić się naszej gwarze i przybliżyć ją młodemu pokoleniu, aby jej znajomość nie ograniczała się tylko do oklepanej już „pyrki” czy „szneki z glancem”. Cieszę się, że i ja mam w tym swój udział.

Teksty gwarowe Aleksandry Napierały2025-01-05T12:41:44+01:00

Czesław Andrzejewski

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Czesław Andrzejewski (1918-2011)

To Szamotuły go ukształtowały

Czesław Andrzejewski całym sercem był szamotulaninem, choć  ani się w Szamotułach nie urodził, ani nie umarł. Co więcej z całego bardzo długiego, bo 93-letniego, życia w Szamotułach i podszamotulskim Szczuczynie spędził tylko 13 lat.

W Szczuczynie zamieszkał jako ośmioletni chłopiec, razem z rodzicami i młodszym rodzeństwem. Był synem Mariana Andrzejewskiego i Agnieszki z domu Urbaniak. Ojciec pochodził z Kicina pod Poznaniem, był browarnikiem.  Zawodu uczył się w niemieckich browarach w Bawarii, później pracował w Uzarzewie i w Poznaniu. W 1926 roku zaproponowano mu kierowanie gorzelnią należącą do Ordynacji Kobylnickiej – majątku rodziny Twardowskich herbu Ogończyk.

Ordynacja Kobylnicka składała się z dwóch ośrodków gospodarczych: Kobylnik i właśnie Szczuczyna, w którym mieściła się pierwsza siedziba właścicieli. Znajdujący się tam pierwszy dworek stał jeszcze, gdy Andrzejewscy zamieszkali w Szczuczynie, rozebrano go bowiem dwa lata później – w 1928 roku. Obok tego pierwszego dworku Teodor Twardowski postawił nowy budynek przeznaczony na pałac, jednak jego syn Tadeusz postanowił zmienić jego funkcję i w 1881 roku założył tam gorzelnię, a piękny nowy, znacznie większy i okazały pałac wzniósł w 1886 r. w Kobylnikach, według projektu znanego architekta Zygmunta Gorgolewskiego.

W Złotej księdze ziemiaństwa polskiego (1929) można przeczytać, że pierwsze maszyny i urządzenia gorzelni działały do 1926 roku, kiedy to zastąpiono je nowymi. Trudno dziś rozstrzygnąć, czy zmiany te wprowadził już nowy kierownik gorzelni, czy też były one dziełem osób kierujących wówczas ordynacją. Spory budynek gorzelni (niedoszłego pałacu) na kilkadziesiąt lat stał się domem rodzinnym Andrzejewskich. Oprócz Czesława, urodzonego w 1918 roku, wychowywali się tam jego o rok młodsza siostra Anna, późniejsza żona Konrada Scholla, syna Konstantego – pierwszego  szamotulskiego burmistrza po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, a także dwaj bracia: Wojciech i Wawrzyniec.

Czesław uczył się w szamotulskim Gimnazjum Humanistycznym im. ks. Piotra Skargi, maturę zdał w 1937 roku. Z czasów szkolnych pochodzi zdjęcie Czesława w stroju szamotulskim. Ma na nim 16 lat, widać, że już wtedy wyróżniał się wzrostem – miał prawie 2 metry.


Czesław Andrzejewski z Olgą (nazwisko nieznane), 1934 r.


U siostrzenicy – Urszuli Dudzik zachowały się listy i kartki pisane przez 18-letniego Czesława z kilkutygodniowego wakacyjnego kursu krajoznawczego w Podegrodziu koło Starego Sącza. Wynika z nich, że Czesław był jedynym uczestnikiem tego kursu z Szamotuł. Najprawdopodobniej wysłał go tam Andrzej Hanyż – nauczyciel historii i geografii w szamotulskim gimnazjum, opiekun szkolnego koła Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego i Męskiej Drużyny Harcerskiej im. Bolesława Chrobrego i Kółka Historyczno-Literackiego. Prof. Hanyż organizował wycieczki, prowadził badania historyczne, etnograficzne i geograficzne regionu. Włączał w nie młodzież, która zapisywała podania, pisała teksty do szkolnego pisma „Z Grodu Halszki” (1931-36), a nawet włączała się w prace wykopaliskowe w okolicach Szamotuł. Pod jego kierunkiem w gimnazjum przygotowano inscenizację Wesela szamotulskiego, widowisko to prezentowane było w wielu miejscowościach (więcej o Weselu szamotulskim można przeczytać w tekście http://regionszamotulski.pl/wesele-szamotulskie/). Bardzo prawdopodobne, że występował w nim również Czesław Andrzejewski. Klasowym kolegą Czesława był Marian Orlik, syn Franciszka – głównej postaci kapeli braci Orlików. Obaj chłopcy mieli tę samą pasję: grę na różnych instrumentach oraz zbieranie melodii ludowych.

W 1936 roku Czesław Andrzejewski na pewno umiał już grać na organach (w jednym z listów wspominał, że organy w kościele w Podegrodziu są marne) i skrzypcach. Na kursie krajoznawczym z własnej inicjatywy ćwiczy z kolegami pieśni, które potem wykonują w czasie nabożeństwa. W ramach prac badawczych chodzi po wsi, rozmawia z ludźmi, opisuje ludowe stroje, spisuje pieśni. Kontynuuje zatem prace folklorystyczne, z którymi zetknął się w szamotulskim gimnazjum.

Pisze w listach, że sam zaskoczony jest zetknięciem się na małopolskiej wsi z wieloma „inteligentnymi i oświeconymi ludźmi”. Największe wrażenie zrobiło na nim spotkanie z Wojciechem Migaczem z Gostwicy – rzeźbiarzem, fotografem, który skonstruował dla siebie nie tylko aparat fotograficzny, ale także gramofon, skrzypce, a nawet lunetę do obserwowania gwiazd!


Jeden z listów do rodziców


W listach do rodziców Czesław szczegółowo opisuje plan dnia na obozie, przedstawia panujące tam warunki: gdzie śpi i co je. Z perspektywy dzisiejszych czasów najbardziej uderza chyba sposób zwracania się do bliskich. Widać, że Czesława łączy z rodzicami bardzo silna więź, tęskni za domem, a ojciec jest dla niego wielkim autorytetem. Listy świadczą też o charakterze chłopca, jego umiejętności cieszenia się z drobiazgów i postawie wdzięczności. Spójrzmy na kilka fragmentów:

Kochani Rodzice,
dziękuję Wam bardzo za przysłaną mi paczkę, Mamusi za babkę, a Ojcu za tak piękny list.
Zanim opiszę kochanym rodzicom coś o obozie, pragnę uspokoić Wasze obawy. A więc donoszę, ze jestem zupełnie zdrowy, jeść mogę dużo. Po obiedzie zawsze odpoczywam, poza tem przestrzegam wszystkiego, co kochany Ojciec mi w liście nakazuje. […]
Ciekawy też jestem, co tam w domu słychać, zwłaszcza czy Mamusia jeszcze cierpi na żołądek. Bardzo często myślę sobie, co też teraz w domu robicie, czy chłopcy jeżdżą na kajaku, czy Ojciec też idzie na pole. Może nie teraz, ale później mógłby kochany Ojciec coś o tem krótko napisać.

Kochani Rodzice,
donoszę Wam, że jestem zdrowy i zadowolony ze wszystkiego.
Dziękuję bardzo kochanej Mamusi za paczkę, której się wcale nie spodziewałem, a która mnie bardzo ucieszyła, nie tylko dlatego, ze zawierała żywność, ale i dlatego, że przygotowana była rękami kochanych Rodziców i świadczy o wielkiej trosce o mnie.

Kochani Rodzice,
donoszę wam, że jestem zupełnie zdrowy i nic mi nie brakuje. […]
Przyjadę do domu pewno w piątek. Całą podróż i pakowanie odbędę według wskazówek kochanego Ojca.

Po maturze Czesław Andrzejewski rozpoczął studia na leśnictwie. Wybuch wojny przekreślił jego wszystkie plany życiowe, podobnie jak milionom innych Polaków. Najpierw jednak, latem 1939 roku Czesław odbył przeszkolenie wojskowe w Zambrowie i otrzymał przydział do artylerii ciężkiej. 28 sierpnia wyjechał do swojej jednostki i walczył w Kampanii Wrześniowej. Na wojnę poszedł też wuj Jan Urbaniak.

W kalendarzyku 1939 roku, z okładką z napisem „Komunalna Kasa Oszczędności miasta Szamotuły rok założenia 1885”, Anna Andrzejewska – siostra Czesława kilkakrotnie notowała informację: „Msza św. w intencji Wujka i Czesia”. Pod koniec października zapisała: „Wujek powrócił z wojny”, a w połowie listopada: „Kartka od Czesia z niewoli”. Czesław trafił najpierw do obozu jenieckiego, a później do pracy u niemieckiego gospodarza. Nie musiało mu być tam źle, bo ze wzajemnością zakochał się w córce gospodarza – Teodorze. Teodora w wielkiej tajemnicy przed ukochanym przyjechała do jego rodziców do Szczuczyna. Pewnie chciała przedstawić się przyszłym teściom, opowiedzieć o tym, co dzieje się u Czesława, a czego nie może napisać w listach do rodziców. Gdy Czesław dowiedział się o tym wyjeździe, był na Teodorę zły, że naraziła obie rodziny (własną i Czesława) na duże niebezpieczeństwo. Związki tego typu były przecież przez faszystów surowo karane. Młodzi pobrali się krótko po wojnie, urodziło im się dwóch synów.

Na przyzwoitych Niemców trafiła też rodzina Andrzejewskich w Szczuczynie. Zarząd nad gorzelnią przejął Niemiec Schulz. Chociaż wiedział, kto we wsi nielegalnie zabija świnie, za co groziła surowa kara, na nikogo nie doniósł. Andrzejewscy musieli opuścić przestronne mieszkanie i przenieść się do oficyny, relacje z rodziną Schulzów układały się jednak poprawnie. Kiedy uciekali przed nadejściem frontu, dzieci Schulzów dostały nawet od Anny zrobione przez nią na drutach ciepłe wełniane rękawiczki. Zima z 1944 na 45 rok była wyjątkowo mroźna…

Dla Czesława miłość życia wiązała się z wyborem miejsca życia. Skończył studia medyczne w Niemczech, na uniwersytecie w Bonn wykładał anatomię głowy. Był człowiekiem bardzo wierzącym. Jak mógł, starał się pomagać innym przebywającym w Niemczech Polakom. Dom Andrzejewskich zawsze był nieco nietypowy: wszyscy umieli grać na różnych instrumentach, sprawy materialne były dla nich mało ważne, nigdy nie mieli ani telewizora, ani samochodu.

Czesław przez całe swoje długie życie (zmarł w 2011 roku) szukał opracowań polskich ludowych utworów, zupełnie jak wtedy, gdy chodził do szamotulskiego gimnazjum albo jak wówczas, gdy jako 18-latek uczestniczył w kursie krajoznawczym. W czasie uroczystości, które uniwersytet w Bonn zorganizował z okazji jego 80. urodzin, zagrał gościom na skrzypcach melodie „od Szamotuł”.

W Bonn odwiedzała go rodzina z Polski, on jednak do Szamotuł przyjechał tylko raz. Bardzo tęsknił za Szamotułami i pobyt ten ciężko odchorował.  Zdecydował wtedy, że więcej nie przyjedzie. Ale Szamotuły były w nim.

Szamotuły, 27.10.2018

Gorzelnia w Szczuczynie, 2. połowa lat 20. XX w. Złota księga ziemiaństwa polskiego, Poznań 1929

Podwórze w Szczuczynie, 2. poł. lat 20. XX w. Złota księga ziemiaństwa polskiego, Poznań 1929

Pałac Twardowskich w Kobylnikach. Dwory polskie w Wielkim Księstwie Poznańskim, Poznań 1912

Szczuczyn – orszak dożynkowy w drodze do Słopanowa. Lata 30. XX w.

Dożynki w Kobylnikach, przed 1939 r. 1. z lewej siedzi Anna Andrzejewska (później Scholl)

Agnieszka Andrzejewska z d. Urbaniak (1898-1982)

Marian Andrzejewski (1881-1967). Zdjęcie z 1960 r.

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Od urodzenia związana z Szamotułami. Polonistka (jak mama) i regionalist(k)a (jak tata).

Dr nauk humanistycznych, redaktor i popularyzator nauki. Prezes Stowarzyszenia WOLNA GRUPA TWÓRCZA, wiceprezes Szamotulskiego Stowarzyszenia Charytatywnego POMOC.

Czesław Andrzejewski2025-01-03T21:13:37+01:00

Jak zmieniły się Szamotuły – quiz


Nowy quiz

Szamotuły, podobnie jak inne miasta, się zmieniają. Zapraszamy do zabawy, przypominającej dawne miejsca i nazwy.

Wspominajmy razem! 

Dołączamy zdjęcia obiektów i miejsc, które zmieniły się w ostatnich latach. W quizie pytamy o czasy nieco wcześniejsze. Autorem zdjęć jest Andrzej Bednarski.

Ta rzeźba do 2017 r. stała w Parku Zamkowym. Powstała w 1976 r.

Dawna rzeźba sprzed Szkoły Podstawowej nr 1.


Życzymy dobrej zabawy!


Jak zmieniły się Szamotuły?

 


Dawny młyn zbożowy

Dziś ciekawe lofty i osiedle mieszkaniowe

Dawny dworzec PKS.

Powstał w drugiej połowie lat 70., funkcjonował do 2013 roku, kiedy to PKS zaczął likwidować dworce w niedużych miastach.

Baraki przy ul. Staszica i Gąsawskiej powstały jeszcze w czasach zaborów. Ten przy Szkole Podstawowej nr 1 przetrwał najdłużej. W końcowym okresie stwarzał zagrożenie dla mieszkańców.

Budynek przy ul. Zamkowej. Dziś stoi tam Brico Marché.

Jak zmieniły się Szamotuły – quiz2018-10-21T13:34:04+02:00
Go to Top