About Agnieszka Krygier-Łączkowska

Autor nie uzupełnił żadnych szczegółów
So far Agnieszka Krygier-Łączkowska has created 361 blog entries.

Aktualności – październik 2018

Pamiętajmy o ofiarach hitlerowskiego terroru

„ZAPAL ZNICZ PAMIĘCI” – zapraszamy do udziału w akcji upamiętniającej tysiące pomordowanych Polaków na terenach wcielonych w 1939 r. do III Rzeszy.
Akcja organizowana jest już po raz 10. W tym roku, 14 października, przede wszystkim chodzi o przypomnienie powstańców i innych twórców II Rzeczypospolitej, którzy konsekwencje swojego zaangażowania dla polskości i niepodległości Polski w latach 1918-19 ponieśli w czasie II wojny światowej. Tylko do k. 1939 r. Niemcy na terenach Polski, które włączono do Rzeszy, zamordowali ok. 40 tys. przedstawicieli polskich elit.

W naszym powiecie miejscami egzekucji są: Szamotuły (Rynek i ul. Franciszkańska), Otorowo, Pniewy, Popowo k. Wronek i lasy kobylnickie.
W tym ostatnim miejscu zginęło najwięcej osób, ile dokładnie, nie wiadomo. Na dwóch znajdujących się tam mogiłach umieszczone są tablice informujące o 700 i 400 ofiarach, mylące są daty 1939-45. Do kilku egzekucji w lasach kobylnickich doszło w listopadzie i na początku grudnia 1939 r. Polaków, zatrzymanych i przetrzymywanych w szamotulskim więzieniu, przewożono do lasu w pobliżu Jaryszewa. Prawdopodobnie sami musieli wykopać doły, do których potem wrzucono ich ciała. Zabito ich strzałem w tył głowy. Ślady zbrodni zostały starannie zatarte. Najpierw, jeszcze w 1939 r., posadzono tam młode świerki, a później – w styczniu 1944 r. – specjalny oddział niemiecki wydobył ciała zamordowanych z grobów i spalił je w specjalnie przywiezionych na miejsce piecach. Po zakończeniu wojny liczbę ofiar można było określić jedynie na podstawie ilości prochów ludzkich. Pewne jest, że zginęło tam 118 osób z powiatu szamotulskiego z więzienia w Szamotułach, przy ich nazwiskach w więziennej dokumentacji znalazła się informacja: „Wykreślono z dziennika”. W niektórych opracowaniach można znaleźć informacje o mordowaniu w tym miejscu także Polaków osadzonych w więzieniu we Wronkach.

Historię tego miejsca w czasie Rajdów do Grobów Pomordowanych w Lasach Kobylnickich przybliża szamotulskiej młodzieży dr Aleksandra Kuligowska. 1.10.2018 r. odbyła się już 9. impreza tego typu; organizatorem rajdów jest Szamotulskie Koło WSPAK (Wielkopolskie Stowarzyszenie Pamięci Armii Krajowej). Rajdy do tego miejsca odbywają się także z Obrzycka.

12 i 13.10 przypadała rocznica egzekucji mieszkańców Otorowa – na portalu opublikowaliśmy kilka miesięcy temu tekst wspomnieniowy poświęcony tym wydarzeniom http://regionszamotulski.pl/wojenne-losy-kwiatkowskich-z-otorowa/.

Zdjęcia Andrzej Bednarski



Odsłonięcie tablicy upamiętniającej Mariana Schwartza – Obrzycko, 12.10.2018 r

Marian Schwartz (1906-2001) to artysta ważny nie tylko dla rodzinnego Obrzycka, ale także dla Szamotuł, Wronek i innych miejscowości, gdzie zostały jego dzieła. Oprócz malarstwa i grafiki są to także witraże i polichromie wnętrz (w naszym regionie np. polichromie kościołów w Obrzycku i we Wronkach, kilka witraży w kościele św. Krzyża, bazylice kolegiackiej i Domu Rzemiosła w Szamotułach, witraże, mozaiki i obrazy w kościele w Sędzinach). Marian Schwarz był także regionalistą, znawcą folkloru, gromadził sztukę ludową, pisał teksty literackie, a także wystawiał sztuki, do których przygotowywał scenografię i w których występował jako aktor. Powstało o nim kilka prac magisterskich i dyplomowych; więcej opracowań związanych jest chyba tylko z Wacławem z Szamotuł, widocznym tu na obrazie Mariana Schwarza z szamotulskiej szkoły muzycznej, która nosi imię kompozytora.

Inicjatorem upamiętnienia osoby Mariana Schwartza było Obrzyckie Towarzystwo Kulturalne. Tablica, którą zaprojektował Jarosław Kałużyński, zawisła na ścianie budynku Szkoły Podstawowej im. Powstańców Wlkp. w Obrzycku. Odsłonili ją syn artysty Jan Schwartz oraz wnuczka Anna Król. Następnie na korytarzu szkoły, któremu nadano imię Mariana Schwartza i gdzie wiszą jego prace, odbyła się uroczystość. W jej trakcie można było obejrzeć wzruszające przedstawienie, poświęcone postaci Mariana Schwartza, oraz wysłuchać wspomnień dotyczących jego osoby.


Zdjęcie tablicy Jarosław Kałużyński. Zdjęcie obrazu Mariana Schwartza z małej auli Państwowej Szkoły Muzycznej I i II stopnia w Szamotułach – Marta Szymankiewicz


Szkolna fotografia z 1902 roku

Szamotuły, zdjęcie z 1902 r. – jedno z najstarszych, jakie mamy! Widać na nim uczniów szamotulskiej katolickiej szkoły elementarnej (dziś to Szkoła Podstawowa nr 2) wraz z nauczycielem. Dzieci te miały wówczas ok. 14 lat; są ubrane uroczyście, jedynie dwóch chłopców z tego licznego grona nie ma porządnych garniturów. Uczniowie są poważni, ale w ich gestach widać pewną swobodę: kilku ma założone ręce, podpierają się pod boki, a najbardziej podoba nam się ten, który trzyma rękę na ramieniu nauczyciela!  Ireneusz Walerjańczyk, szamotulski fotograf, zwrócił uwagę, że ustawienie postaci zarówno na pierwszym planie, jak i drugim jest przemyślane. Tworzy określone linie, całość jest spójna i przyjemna dla oka, widać doskonały warsztat fotografa.

W roczniku tym uczył się Edward Karpiński (1888-1973, na zdjęciu w tylnym rzędzie, oparty o tablicę, z założonymi rękami), późniejszy członek szamotulskiej Rady Miejskiej i miejscowego Bractwa Strzeleckiego (wielokrotny Król Kurkowy), znany rzemieślnik – malarz, człowiek o zainteresowaniach artystycznych (dwa lata studiował malarstwo w Berlinie, interesował się teatrem i śpiewał w chórze).

Zdjęcie z archiwum rodzinnego – Irena Krawczyńska (córka Edwarda Karpińskiego).



Mamy już rok!

10 października wypadają nasze urodziny! Równo rok temu pokazaliśmy się światu. My, czyli Region szamotulski.pl – portal kulturalno-historyczny. Mamy więc garść wspomnień, bo choć zwykle piszemy o historii regionu, sami też mamy już historię.

Portal prowadzi Stowarzyszenie Wolna Grupa Twórcza, jest to – oprócz „Tańczenia na plyndzu” – nasz największy (na razie) projekt. Samo stowarzyszenie jest tylko o rok starsze od portalu. Od początku portal tworzą: Agnieszka Krygier-Łączkowska (pomysłodawczyni, red. naczelna), Łukasz Bernady i Jarek Kałużyński (opracowanie graficzne). Bardzo szybko pojawiły się inne osoby, które na portal i na nasz profil na FB wnoszą wiele wartościowych treści. Są to: Daromiła Tomawska, Irena Kuczyńska, Ewa Krygier, Michał Dachtera, Andrzej Bednarski, Jan Kulczak, Ireneusz Walerjańczyk, Marta Szymankiewicz, Sylwia Zagórska, Marcin Malczewski, Jerzy Wachowiak, Robert Kołdyka, Piotr Mańczak, Wojciech Andrzejewski, Tomasz Ławniczak, Ryszard Pajkert, Klub i Sekcja Fotograficzna SzOK. Serdecznie dziękujemy naszym Autorom i do współtworzenia portalu zapraszamy kolejne osoby, zainteresowane kulturą i przeszłością regionu.

Przede wszystkim jednak dziękujemy Wam, Nasi Drodzy Czytelnicy: za wsparcie, komentarze, za to, że jesteście i chcecie poznawać region szamotulski.



Najczęściej czytanym artykułem na portalu był tekst o Amelii Czai – 12-latce z Ostroroga, która od 6 lat gra w filmach telewizyjnych: http://regionszamotulski.pl/amelia-czaja/. Na drugim miejscu znalazły się wspomnienia o szamotulskich sklepach: http://regionszamotulski.pl/szamotulskie-sklepy-w-prl-u/ i http://regionszamotulski.pl/szamotulskie-sklepy-w-prl-u-2/.

Na FB największą popularnością cieszyło się zdjęcie Ireneusza Walerjańczyka. Autor uchwycił na nim moment, który zdarza się raz na sto lat niesamowite zaćmienie Księżyca. Szamotuły, między ul. Graniczną i Długą, 27.07.2018 r. Na portalu mamy dużo innych zdjęć tego autora: http://regionszamotulski.pl/bazylika-w-obiektywie-ireneusza-walerjanczyka/http://regionszamotulski.pl/kapliczki-w-obiektywie-ireneusza-walerjanczyka/http://regionszamotulski.pl/centralne-dozynki-w-szamotulach-1986/.

Dzięki zdjęciom Andrzeja Bednarskiego coraz lepiej poznajemy region. Na FB zamieściliśmy już 13 odcinków cyklu „Z Andrzejem Bednarskim wędrujemy po regionie szamotulskim”. Mamy nadzieję, że w przyszłości uda nam się wydać serię albumów tego autora. Na portalu cykl ten publikowany będzie w dopiero tworzonej kategorii „Miejsca”. Sporo zdjęć Andrzeja Bednarskiego stanowi ilustrację do artykułów. Polecamy także: http://regionszamotulski.pl/andrzej-bednarski-zdjecia-zimowe/. Zdjęcia Andrzeja Bednarskiego wykorzystywaliśmy w quizach: http://regionszamotulski.pl/quiz-10-miejsc-lipiec-2018/ i http://regionszamotulski.pl/quiz-10-miejsc-powiatu-szamotulskiego/. Tu prezentujemy zdjęcie kościoła w Ostrorogu.



Mamy też pierwszą publikację książkową. Teksty Daromiły Wąsowskiej-Tomawskiej, powstałe z naszej inspiracji i zamieszczane najpierw na portalu, złożyły się na wydaną kilka tygodni temu książeczkę „Obrazki z przeszłości”. 19.11 o 17.30 odbędzie się spotkanie z Autorką w Cafe Marzenie, już teraz zapraszamy (ale jeszcze przypomnimy). Tu podajemy link do 1. z „Obrazków”: http://regionszamotulski.pl/daromila-wasowska-tomawska-stalin-tarka-i-mietowe-cukierki/.

Z dawnych fotografii najwięcej emocji wzbudziło zdjęcie z szamotulskiego targu, wykonane w poł. lat 60. przez Michała Sitowskiego. Dużo zdjęć przesłał nam Jan Kulczak. Są to zarówno zdjęcia jego autorstwa, jak i rodzinne fotografie z Szamotuł. Można je podziwiać: http://regionszamotulski.pl/baszta-halszki-w-obiektywie-jana-kulczaka/http://regionszamotulski.pl/zamek-gorkow-w-obiektywie-jana-kulczaka/http://regionszamotulski.pl/szamotulska-wieza-cisnien/.

Raz jeszcze dziękujemy i prosimy: zostańcie Państwo z nami!


Wystawa obrazów Arlety Eiben

Czy muzykę i emocje z nią związane można namalować? Potwierdza to obraz Arlety Eiben – portret wokalistki i poetki Iyeoka Okoawo. Od 5 października w Napoleon Cafe w Szamotułach można podziwiać kolejną wystawę prac tej pochodzącej z Szamotuł artystki. Zapraszamy także jej stronę na naszym portalu http://regionszamotulski.pl/arleta-eiben/

Wernisaż był połączony ze wspólnym śpiewaniem pieśni patriotycznych. Impreza miała też wymiar charytatywny, gdyż dochód z biletów – cegiełek zasilił szamotulskie Stowarzyszenie Społeczne na rzecz Dzieci i Młodzieży Specjalnej Troski.



Już jesień

Baszta Halszki w jesiennej słonecznej odsłonie. Zdjęcie Piotr Mańczak.

Powstała ok. połowy XV w. Była budowlą obronną, najpierw stała samotnie (jak dziś), później dobudowano do niej mury obronne; pełniła wtedy funkcję wieży przy bramie wjazdowej na teren zamku. Około 1518 r. przebudowano jej wnętrze, aby mogła pełnić funkcje mieszkalne. Ma 4 kondygnacje, na każdym poziomie znajduje się komnata ogrzewana kominkiem, połączona z klatką schodową niedużą sienią. Od 1957 r. baszta była siedzibą Muzeum Ziemi Szamotulskiej. W 1990 r. muzeum poszerzono o kolejne obiekty: zamek, oficyny, później także spichlerz; działa odtąd jako Muzeum – Zamek Górków.



Szamotuły na fotografii sprzed 99 lat

Rynek w Szamotułach (w pobliżu ul. Ratuszowej), 18 maja 1919 r. – zaprzysiężenie Straży Ludowej. Ta ochotnicza formacja ostatecznie ukształtowała się w styczniu 1919 r., jej początek sięgał jednak końca października 1918 r. Utworzono ją, by chronić ludność polską, pilnować porządku i bezpieczeństwa publicznego. Dowódcą został Zygmunt Ciesielczyk, wcześniej komendant powiatowy powstania. Uroczystości, z której zdjęcie przedstawiamy, nie należy mylić z przysięgą szamotulskich oddziałów bojowych – ta miała miejsce 23 I. Podczas zaprzysiężenia odbyła się msza św. i poświęcenie sztandaru. Wzięła w nim udział także kompania szamotulskich kosynierów, widoczna w dolnej części fotografii.

Zdjęcie z archiwum Barbary Piekarzewskiej.



I na zdjęciu sprzed 79 lat

Szamotuły, ul. Dworcowa, krótko przed II wojną światową. Spójrzmy, jak zmieniła się ta ulica od tamtych czasów. Budynek, gdzie dziś znajduje się siedziba Urzędu Miasta i Gminy, powstał w latach 80. XIX w. (na początku XX w. został rozbudowany) jako siedziba starostwa (w czasach zaboru była to landratura). Związek Strzelecki „Strzelec” w okresie międzywojennym miał swe oddziały w całym kraju, prowadził działalność w zakresie przysposobienia wojskowego i kultury fizycznej, nawiązywał do tradycji tradycji lwowskiego Związku Strzeleckiego, z którego wyłoniły się Legiony Polskie. Popierał marszałka Józefa Piłsudskiego i jego obóz polityczny. Bezpośrednio przed wojną Związek miał swoją świetlicę przy pl. Sienkiewicza, w budynku, gdzie dziś mieści się OPS. Związku Strzeleckiego nie należy mylić z Bractwem Strzeleckim (Kurkowym), organizacją o znacznie dłuższych tradycjach, bo w Szamotułach sięgających 1649 r. Bractwo Strzeleckie było właścicielem strzelnicy z salą, w której odbywało się wiele ówczesnych imprez. Mieściła się ona przy dzisiejszej ul. Wojska Polskiego, przed wojną i krótko po niej była to ul. Strzelecka.
Źródło zdjęcia – „Jedniodniówka Strzelecka”, Szamotuły, kwiecień 1939 r.



Paweł Bączkowski z medalem!

U Pawła Bączkowskiego czas intensywnej pracy, ale także czas zwycięstw, bo „labor omnia vincit” – praca wszystko zwycięża. I tak nazywa się medal, który Paweł otrzymał jeszcze w połowie września za całokształt swojej działalności. Srebrny Medal „Labor Omnia Vincit” to odznaczenie przyznawane przez Towarzystwo im. Hipolita Cegielskiego – organizację propagującą tradycje pracy organicznej. Stowarzyszenie właśnie obchodzi 20-lecie swojej działalności, a jego prezydentem jest Marian Król – dawny wojewoda poznański, poseł i przedsiębiorca, urodzony w Brodziszewie, absolwent szamotulskiego liceum. W nadaniu medalu szamotulaninowi – oczywiście – nie było żadnej źle rozumianej protekcji. Paweł Bączkowski obchodził w tym roku 33-lecie swojej działalności artystycznej (my dodalibyśmy do tych 33 jeszcze co najmniej 5 lat, bo pamiętamy występy Pawła z tamtego czasu), bardzo dużo koncertuje, jako pedagog wspiera młode talenty, w Radiu Poznań (dawniej Merkury) prowadzi własne 3-godzinne (!) coniedzielne pasmo muzyczne, ma bardzo liczne grono przyjaciół – fanów (a może nawet wyznawców). Serdecznie gratulujemy! Zapraszamy do wysłuchania wywiadu z artystą – radiowcem, w którym znalazły się też jego nowe, countrowe wersje utworów Ładne oczy i O mój rozmarynie.


Szamotuły, 10.10.2018

PAŹDZIERNIK 2018

IMPREZY I KONCERTY

Trwające

Spichlerz, wystawa czynna do końca grudnia


Minione

5 października, godz. 19.00, kino Halszka

13 października, godz. 19.00, kino Halszka

28 października, godz. 19.00, kino Halszka

KINO

Aktualności – październik 20182025-01-30T14:33:23+01:00

Wielonek – historia

Michał Dachtera

Wielonek – wieś która obroniła ostroroski zamek

 „Osada Wielim, obecnie Wielonek, bardzo stara, odegrała wielką rolę przy oblężeniu zamku, poczyniono bowiem próby zdobycia zamku od tej strony, przy tej operacji została osada zupełnie spalona. Mieszkańcy zaś okolicznych osad pod przewodnictwem żołnierzy z zamku niepokoili nieprzyjaciół do tego stopnia, że ich do połowy wycięli, reszta zaś ogłodzona, po wielkich trudach ratowała się ucieczką”. Taką wzmiankę na temat wsi Wielonek odnajdujemy w opisie majętności ostroroskiej z końca XV wieku.

Zdaniem Edmunda Calliera wieś ta istniała już w 1383 r. Pierwsza wzmianka na temat tej miejscowości, jaką udało się odnaleźć, pochodzi z 1391 r., mowa jest w niej o jednym kmieciu z Wielonka (nie nazwanym z imienia), który wyszedł ze wsi, „uczynił pustą rolę i zagrodnik”. Wielonek prawdopodobnie od samego początku wchodził w skład majętności ostroroskiej. Tym samym pierwszymi znanymi właścicielami tej wsi byli Grocholowie Dzierżysław, potem jego żona Borneta (wdowa po nim), a następnie ich syn Sędziwój, który przydomek „Grochola” zamienił na „Ostroróg”. Jak wiadomo, okres władania rodu Ostrorogów wiąże się również ze sprowadzeniem braci czeskich, którzy poza kościołem otrzymali również hojne uposażenie, m.in. dobra we wsi Wielonek: łąkę Bielawa pod młynem w Wielonku za strugą młynarską ku olszynie oraz dziesięcinę.


Manewry 7. Pułku Wielkopolskich Strzelców Konnych, Wielonek, 14.08.1938 r.


Ostatni z Ostrorogów Andrzej Sędziwój zmarł bezpotomnie w 1625 r., a majętność ostroroska przeszła w ręce jego siostry Barbary żony Jana Potockiego. W rękach Potockich dobra te pozostawały do 1660 r. Kolejnym właścicielem klucza ostroroskiego był książę Krzysztof Radziwiłł, który jednak szybko go sprzedał, bo już 1674 r. właścicielem ziem ostroroskich był Wacław na Otoku Zaleski. Nie wiemy, jak długo był właścicielem dóbr ostroroskich, wiadomo natomiast, że w 1718 r. ówczesny właściciel Maciej Malechowski dokonał inwentaryzacji majątku na potrzeby sprzedaży majętności ostroroskiej Sapiehom. W tej inwentaryzacji pojawia się następująca informacja o wsi Wielonek:

„Wieś Wielim. Inwentarz poddaństwa tej wsi: kmieć Bura ma wołów cztery, juńca robotnego jednego, koni dwa, krów trzy, jałowic dwie, cielę latosię jedno, owiec pięć, świni sześć. Kmieć Wąchała ma wołów cztery, konia jednego, krów dwie, owiec dwanaście, kóz dwie, świń cztery. Kmieć Witek ma wołów sześć, juńce dwa słuszne. Item dwuletniaki dwa, koni cztery, krów sześć, cieląt troje, owiec pięćdziesiąt, świń dziesięcioro. Kmieć Maciek ma wołów pięć, juńców trzechletnich dwa, dwuletnich dwa, roczny jeden, koni dwa, źrebię  jedno, krów trzy, jałowicę jedną, owiec trzydzieści, kóz piętnaście, świń dziesięcioro. Kmieć Frącek ma wołów trzech, konia jednego, krów dwie, owiec ośm, świni pięć. Kmieć Rucki ma wołów siedem, cieląt czworo, koni dwa, krów sześć, owiec dwanaście, świń dziesięcioro.

Chałupnicy: Stach ma wołów dwa, krów jedną, świnię jedną. Mikołaj ma wołów dwa; świń dwie. Gębara niepoddany ma wołów dwa, krowę jedną. Duda ma krowę jedną.

Powinności kmieci: trzy dni w tydzień po trojgu od św. Wojciech do św. Marcina, od św. Marcina do św. Wojciecha, po dwojgu  rabiać [daw. robić] powinni i poniedziałki swoje mają pokąd z pługami w pole nie wyjadą. Owsa po dwie ćwiertnie [dawna miara objętości, zazwyczaj ziarna], czynszu dawają pieniędzy po groszy pięćdziesiąt, kapłonów cztery, kur prostych dwoje, jaj po pół kopy, kądzieli po trzy sztuki przędzy.

Tamże młyn ze wszystkiem dobry, młynarz za prawem osobliwy siedzi, pachtu dorocznego daje ćwiertni czternaście wronieckiej miary”.


Uczniowie szkoły w Wielonku wraz z nauczycielem (1937 r.). Wykopki w Wielonku (prawdopodobnie k. lat 30. XX w.)


Sapiehowie również kupił te dobra na krótki czas, bo już w 1737 r. sprzedali je Łukaszowi Kwileckiemu. Kwileccy byli właścicielami klucza ostroroskiego, w tym Wielonka przez ponad 200 lat.

Statystyki z 1840 r. podają, że wieś zamieszkiwało 200 mieszkańców i stały w niej 22 domy. Co najmniej od 1856 r. istniała szkoła katolicka w Wielonku. Od tego roku nauczycielem był Franciszek Marker. W roku szkolnym 1866/1867 do szkoły uczęszczało 101 dzieci.

W dwudziestoleciu międzywojennym w Wielonku funkcjonowało Stowarzyszenie Młodych Polek. Rok przed wybuchem II wojny światowej, przed żniwami w 1938 roku, została założona ochotnicza straż pożarna.


Wóz ochotniczej straży pożarnej. Kapliczka przy 4 lipach.


We wsi znajduje się kilka domów z przełomu XIX i XX wieku: domy nr 1 (dawne letnisko Morminówek), 12, 22, 35, 36 oraz 37. Na uwagę zasługuje również dawny zespół szkolny zbudowany na początku XX wieku, złożony z budynku szkolnego oraz budynku gospodarczego (budynki obecnie stanowią własność prywatną).

W Wielonku warto również zobaczyć kapliczkę Matki Boskiej wśród czterech lip, postawioną jako dar mieszkańców po II wojnie światowej. Poprzednia kapliczka ufundowana przez Kwileckich została zniszczona w czasie wojny.

Niedaleko Wielonka w lesie w pobliskim Klemensowie na końcu alejki znajduje się murowany krzyż upamiętniający Jasia Kwileckiego, postawiony przez jego ojca Stefana. To w okolicznym lesie Jaś Kwilecki niecały rok przed swą śmiercią upolował zwierzynę. Na krzyżu znajduje się napis „Na pamiątkę października 1881 roku Jasiowi Kwileckiemu” i dalej „zm. 13.07.1882 roku”. Natomiast na cokole:  „postawił ojciec 1884”.


Wielonek – lata powojenne. Powozi Kazimierz Białasik


Zapraszamy do lektury tekstu o historii popularnego w okresie międzywojennym letniska w Wielonku  http://regionszamotulski.pl/letnisko-morminowek/


Literatura:

  1. Włodzimierz Dworzaczek, Wielkopolscy Ostrorogowie, Ostroróg, Ostroróg 1998.
  2. Edmund Callier, Ostrorog: monografia w głównych zarysach, Poznań 1891.
  3. Paweł Mordal, Inwentaryzacja Krajoznawcza Miasta i Gminy Ostroróg, Ostroróg 1990.
  4. Pamiętnik Koła Śpiewackiego św. Cecylji w Ostrorogu: z okazji uroczystości 25-letniego istnienia 1911-1936, Ostroróg 1936.
  5. Ludwik Rzepecki, Obraz katolickich szkół elementarnych objętych Archidyjecezyjami Gnieźnieńską i Poznańską oraz Dyjecezyjami Chełmińską i Warmińską,
  6. Urząd Miasta i Gminy Ostroróg, Plan odnowy miejscowości Wielonek na lata 2010-2015, Ostroróg 2010.

Fotografie:

    1. „Gazeta Powszechna” 1923 nr 205; 1925 nr 131; 1926 nr 100; 1926 nr 165; 1928 nr 237.
    2. „Nowy Kurjer” 1929 nr 43; 1931 nr 102; 1932 nr 149, 207; 1933 nr 144; 1933 nr 182; 1937 nr 8; 1937 nr 21; 1937 nr 250; 1938 nr 117; 1938 nr 169; 1938 nr 191.
    3. „Orędownik” 1911 nr 200; 1934 nr 110, 144; 1938 nr 64, 71, 153, 283.
    4. „Przewodnik Katolicki” 1934 nr 3; 1934 nr 4.
    5. Album Izabelli Madalińskiej.
    6. Zdjęcia ze zbiorów Ireny Kuczyńskiej.
    7. Zdjęcia od mieszkańców Wielonka – zebrała i przesłała Justyna Mikołajczak.

Wielonek współczesny – zdjęcia Michał Dachtera (2017)


Szamotuły, 09.10.2018

„Zabawa latowa” w Wielonku – Letnisko u Marcina Białasika, lata 40/50. Na pierwszym planie orkiestra, z prawej Michał Leśny z klarnetem

Manewry 7. Pułku Wielkopolskich Strzelców Konnych, Wielonek, 14.08.1938 r.


Z dawnej prasy (1911-38)


Michał Dachtera

Mieszka w Szamotułach, ale jego serce zostało w Ostrorogu i okolicach.

Miłośnik historii, poszukiwacz archiwalnych zdjęć. Na Facebooku prowadzi profil Ostroróg na kartach historii.

Wielonek – historia2025-01-06T12:08:26+01:00

Szamotulskie drzwi

Projekt fotograficzny Tomasza Ławniczaka

Drzwi z duszą

„Spacerując po mieście, spoglądamy w okna wystawowe, mijamy stare i nowe kamienice, ale czy zwracamy uwagę na … DRZWI – zwłaszcza takie stare, prawdziwie, drewniane, skrzypiące i krzywe… często obiekt zabytkowy, który z biegiem czasu i na naszych oczach ginie z domów i kamienic, na rzecz nowych, plastikowych nie mających duszy wrót” (T. Ławniczak).

Zdjęcia powstały w 2015 roku.



Kolejny projekt fotograficzny Tomasza Ławniczaka Dawniej i dziś

Szamotuły, 02.10.2018

Szamotulskie drzwi2025-01-07T12:43:41+01:00

Letnisko Morminówek

Michał Dachtera

Letnisko Morminówek w Wielonku

W książce Pamiętnik Koła Śpiewackiego św. Cecylji w Ostrorogu z okazji uroczystości 25-letniego istnienia 1911-1936 znaleźć można bardzo ciekawą historię dotyczącą powstania letniska Morminówek w Wielonku (Wielonek 1).

Plan z 1936 r.

Odpoczynek nad jeziorem Mormin – lata 30. XX w. Zdjęcia rodziny Madalińskich – właścicieli majątku w Kluczewie


Zapraszamy do przeczytania wspomnień Ireny Kuczyńskiej Kiedy myślę: Ostroróg, widzę Mormin  http://regionszamotulski.pl/wspomnienia-znad-mormina/.

Pierwszy dom w Wielonku od strony Ostroroga był w przeszłości słynnym na całą okolicę letniskiem „Morminówek”. Historia tego miejsca zaczyna się już w 1900 roku. Właścicielem pięknego terenu nad jeziorem Mormin, położnego z drugiej strony dzisiejszej plaży, był Franciszek Białasik.

Jego syn Stanisław zamarzył sobie stworzenie w tym miejscu letniska. Pracę rozpoczął od zalesienia terenu. W 1911 roku wystąpił o pozwolenie na wzniesienie budynku, choćby mieszkalnego, gdyż teren ten był całkowicie niezabudowany. Jednak ograniczenia, jakie stawiano Polakowi w czasach zaboru pruskiego, zablokowały możliwość wzniesienia budynku. Dwa lata później Białasik postanowił ponownie wystąpić o pozwolenie na budowę. Tym razem udał się jednak osobiście do Wronek do komisarza obwodowego i prosił o zgodę na budowę mniejszego domu, choćby dla jednej rodziny. Komisarz odpowiedział, że należy wskazać odpowiednie powody do wydania pozwolenia na budowę.


Pocztówka – ok. 1927 r.


Białasik wpadł wówczas na genialny pomysł. W odległości około 300 metrów od jego nieruchomości znajdował się wiatrak – młyn, który planowano sprzedać ze względu na położenie w niezbyt korzystnym miejscu. Wiatrak znajdował się bowiem na terenie niezbyt wysokim, a ponadto był otoczony budynkami wsi Wielonek oraz lasem. Białasik kupił ten wiatrak z rzekomym zamiarem przeniesienia go na miejsce odpowiednio wysokie. Skoro wiatrak miałby stanąć na jego terenie, niezbędny byłby dom mieszkalny dla osoby, która miałaby go obsługiwać.

Odpowiednio zredagowany wniosek Stanisław Białasik osobiście dostarczył do komisarza Massa, który obiecał, że go poprze (komisarz sam ożeniony był z Polką i nie traktował Polaków wrogo). Wniosek poparł również landrat, czyli starosta, a następnie został wysłany do prezydenta Poznania, który orzekł, że nie sprzeciwia się tej budowie. Po kilku tygodniach Białasik otrzymał pozwolenie na budowę domu mieszkalnego dla jednej rodziny.

Przystąpił więc szybko do pracy, by nie utracić uzyskanego pozwolenia, co w okresie zaboru pruskiego się zdarzało. Cztery tygodnie od otrzymania zgody na budowę, w czerwcu 1914 roku, w Wielonku stały już mury domu pod dachem. Dalsze prace właściciel postanowił wstrzymać do czasu wyschnięcia murów. Niestety, zbiegło się to z wybuchem I wojny światowej. Już w czwartym dniu mobilizacji Stanisław Białasik został powołany do wojska na front zachodni.


„Morminówek” i jez. Mormin – 1936 r.


W cztery lata po zakończeniu wojny, w 1922 r., Białasik przystąpił do rozbudowy domu. Z budynku o trzech pokojach stworzył pensjonat o 20 pokojach. Letnisko zostało oficjalnie otwarte w czerwcu 1925 r. i od samego początku cieszyło się ogromnym powodzeniem. Letnisko gościło mieszkańców całej okolicy.


Wielonek 1 – wygląd współczesny. Zdjęcie Michał Dachtera


Szamotuły, 27.09.2018

Michał Dachtera

Mieszka w Szamotułach, ale jego serce zostało w Ostrorogu i okolicach.

Miłośnik historii, poszukiwacz archiwalnych zdjęć. Na Facebooku prowadzi profil Ostroróg na kartach historii.

Letnisko Morminówek2025-01-06T12:10:17+01:00

Ewa Krygier, Przyszliśmy wyzwolić was od panów


Wspomnienia wojenne (1939-1940)

„Przyszliśmy wyzwolić was od panów”


Pamiętam atmosferę sierpnia 1939 roku. Tatuś, podporucznik rezerwy, jeszcze w lipcu został powołany na ćwiczenia wojskowe 1. Pułku Kawalerii Korpusu Ochrony Pogranicza. W ostatnich dniach sierpnia zjawił się na krótko w domu, żeby się z nami pożegnać. Pamiętam, jak odprowadzałyśmy go z Mamą do placu Zamkowego. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że rozstajemy się na 6 lat.

Kiedy widzę w telewizji, a w przeszłości także przy okazji wizyt w Warszawie, narożnik ul. Świętojańskiej i placu Zamkowego, przypominam sobie, że właśnie w tym miejscu na pożegnanie Tatuś pocałował mnie w lewą skroń, a ja w duchu przyrzekłam sobie, że do Jego powrotu tego miejsca nie będę myła. Moje plany pokrzyżowała Mama, która tego samego dnia wieczorem włożyła mnie do wanny i całą wyszorowała.


Najpóźniejsze zachowane zdjęcie moich Rodziców razem ze mną (inne przepadły w czasie powstania warszawskiego) – 1937 r. Mama trzyma na kolanach moją ulubioną lalkę – Murzynkę


W sierpniu 1939 roku spędzały u nas wakacje dwie nauczycielki pracujące w Szamotułach: siostra mojej babci Jadwigi Kędzierskiej – ciocia Zosia Janikówna oraz jej koleżanka pani Stefa (Stefania) Jońcówną. Zbliżająca się wojna, a potem jej wybuch  zatrzymał je w Warszawie. Tak więc lata wojenne przeżywaliśmy z bratem Krzysiem bez ojca, za to pod opieką aż czterech kobiet: Mamy  – Haliny Budzyńskiej, Babci Jadzi, Cioci Zosi i pani Stefy. Te ostatnie wkrótce zajęły się moją edukacją, w lipcu skończyłam siedem lat i trzeba było zacząć regularnie się uczyć (por. wspomnienie http://regionszamotulski.pl/domowa-edukacja-w-czasie-wojny/).

W ostatnich dniach sierpnia gosposia „Złotowłosa Stacha” codziennie rano, wchodząc do naszego mieszkania, stwierdzała, że właśnie wybuchła wojna. Nie powiedziała tego tylko 1 września. Zagadnięta potem przez Mamę: „Stasiu, wojna, a Stasia nic nie mówi”, odpowiedział: „A bo myślałam, że to znowu jakieś plotki”.

Z pierwszych dni wojny zapamiętałam jedną charakterystyczną scenę. Spodziewano się, że Niemcy będą zrzucać nie tylko bomby burzące, ale posłużą się też bronią chemiczną. Z tego powodu musieliśmy zaopatrzyć się w maski przeciwgazowe i okleić szczelnie taśmą okna i drzwi jednego pokoju, żeby w razie ataku chemicznego mieć się gdzie schronić. Nasz dozorca pan Dec, na pytanie Mamy, skąd ma wiedzieć, kiedy ma uciekać do piwnicy, a kiedy zamknąć się w tym właśnie pokoju, uspakajająco odpowiedział, że zależnie od typu bombardowania będzie inaczej uderzał w gong. Skąd będzie wiedział, jaki to atak, Mama już nie dopytywała.

Raz schroniliśmy się w tym właśnie pokoju. Ostatnia wkroczyła nasza gosposia, która przed chwilą wyjęła z pieca placek, a ponieważ nie chciała go narazić na zanieczyszczenie środkami chemicznymi, wzięła go ze sobą. Pamiętam pełne przerażenia okrzyki dorosłych, którzy byli przekonani, że w razie zagrożenia ten gorący placek może nas pozbawić resztek tlenu – i gosposia, ku swemu zmartwieniu, musiała wystawić go na korytarz.


Bombardowanie Warszawy we wrześniu 1939 r.


W pierwszych dniach września Mama odebrała pensję Tatusia i w Ministerstwie powiedziano jej, że następuje ewakuacja do Dubna (wówczas był to teren Polski, woj. wołyńskie, dziś zachodnia Ukraina). Zaproponowano Mamie wyjazd z Warszawy razem z innymi rodzinami pracowników Ministerstwa Sprawiedliwości. Oficjalnie w naszej rodzinie mówiło się, że trzeba jechać, bo w Warszawie nie dostaniemy już żadnych pieniędzy w związku z tym, że zakład pracy Tatusia przenosi się do Dubna. Z perspektywy czasu myślę jednak, że wówczas w Ministerstwie mama poczuła, że z Warszawy trzeba uciekać. Tak więc całą szóstką znaleźliśmy się na dworcu i wyruszyliśmy w podróż, która trwała kilka dni. Pociąg był często ostrzeliwany przez pikujące nad nim samoloty niemieckie. Schronienia szukaliśmy wtedy w okolicznych lasach lub po prostu kryliśmy się w krzakach obok torów.

W czasie tej podróży po raz pierwszy w życiu doznałam uczucia głodu. Ja, która doprowadzałam do rozpaczy Rodziców swoim wybrzydzaniem na wszystko, co znalazło się na stole (choć mieliśmy wspaniale gotującą gosposię), z ogromnym apetytem zjadłam wtedy zdobytą jakimś cudem przez Mamę skibkę czarnego chleba posypaną grubo cukrem. Mam w oczach obraz pani Stefy, jak na jednym z postojów tryumfalnie wkroczyła do wagonu z butelką mleka dla Krzysia. Mój brat miał wtedy dopiero 10 miesięcy.

Po latach ten pociąg wracał do mnie we wspomnieniach innych osób. Znalazłam gdzieś informacje, że jechali nim m.in. Jerzy Giedroyć, późniejszy redaktor paryskiej „Kultury”, oraz pisarz i tłumacz – Tadeusz Boy-Żeleński, który dotarł do Lwowa.

Kilka lat temu córka i wnuczka zaczęły weryfikować moje wspomnienia, dotarły do wielu dokumentów i publikacji. Wiem stąd, że decyzja o ewakuacji biur Ministerstwa Sprawiedliwości do Dubna w województwie wołyńskim zapadła jeszcze przed początkiem wojny, w sierpniu. Pracownicy ministerstwa ewakuowali się z Warszawy wraz z rodzinami, w budynkach gimnazjum w Dubnie rozpoczęto normalną pracę.


Dubno, jedna z ważniejszych ulic. Zdjęcie z okresu międzywojennego


Potwierdzenie znalazła też informacja, że pociągiem tym podróżował Tadeusz Boy-Żeleński. Józef Hen, badacz biografii Boya i autor książki Błazen-wielki mąż, tak opowiadał w jednym z wywiadów: „Pociąg, którym jechał, był kilkakrotnie bombardowany. Wszyscy wtedy wybiegali w panice, szukali schronienia. Tylko nie Boy. Tak pamięta go uczestnik tamtej podróży, mecenas Krzysztof Bieńkowski. Ale to nie była jakaś brawura czy nieostrożność. Raczej fatalizm. Może w tym kontekście nie brzmi to zbyt poważnie, ale Boy przecież przetłumaczył Kubusia fatalistę. Teraz na pewno wziął do siebie lekcję Diderota, że wszystko co się ma przytrafić, zostało zapisane gdzieś w górze. Stanie się to, co ma się stać. Przeznaczenie”. Być może w podróży zajmował się tłumaczeniami, według znalezionej gdzie indziej relacji syna w podróż zabrał szkice Prousta. A ja przez wiele lat wyobrażałam sobie, że może pod jakimś krzaczkiem chowałam się razem z Boyem-Żeleńskim!

Sprawa podróży Jerzego Giedroycia nie jest oczywista, nawet w świetle źródeł historycznych, w tym wspomnień późniejszego redaktora paryskiej „Kultury”, a przed wojną pracownika Ministerstwa Przemysłu i Handlu. Wiadomo jednak, że jechał na wschód ostrzeliwanym pociągiem i przez Lublin, Kowel, Łuck dotarł do Równego, a stamtąd – po kilku dniach – już samochodem został z innymi przedstawicielami rządu ewakuowany do Rumunii. Czy ten mój pociąg jechał tą samą trasą, tego (na razie) nie udało się ustalić nawet mojej dociekliwej córce. Dopiero po latach dowiedziałam się, że Jerzy Giedroyć był naszym najbliższym sąsiadem w przedwojennej Warszawie w domu przy Brzozowej 2/4. W książce Marka Żebrowskiego Jerzy Giedroyć. Życie przed „Kulturą” opublikowany został fragment planu kamienicy z zaznaczonym mieszkaniem, które zajmował. Widać tam także część naszego mieszkania w kamienicy, której po wojnie już nie odbudowano. Ja zapamiętałam miłych starszych państwa Giedroyciów, którzy w czasie wojny przenieśli się do mieszkania syna. Po latach dowiedziałam się, że w czasie powstania zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach.

Na dworcu w Dubnie na naszą rodzinę czekali państwo Dębińscy. W czasie, gdy Tatuś był sędzią grodzkim we Wronkach, Dębiński pracował na stanowisku naczelnika więzienia, a jego rodzina mieszkała w naszym sąsiedztwie. Później, gdy wyprowadziliśmy się z Wronek i mieszkaliśmy w Poznaniu, a potem w Warszawie, Rodzice musieli mieć z nimi jakiś kontakt. Przed wojną Dębiński został przeniesiony służbowo do Dubna. Przez cały czas pobytu w tym mieście mieszkaliśmy u nich, otoczeni ogromną życzliwością.


Armia Czerwona wkracza na teren Polski. Zdjęcie Narodowe Archiwum Cyfrowe


Dzień 17 września 1939 roku przeżyliśmy właśnie w Dubnie, zajętym już pierwszego dnia sowieckiej inwazji. Pamiętam, jak wkraczający, często obdarci, z karabinami na sznurkach, żołnierze Armii Czerwonej – ku naszemu zdumieniu – powtarzali, że „przyszli nas wyzwolić od panów”. Z opracowań historycznych wynika, że w rozkazach bojowych, odczytanych żołnierzom przed atakiem na Polskę, znalazły się fałszywe informacje o tym, jakoby Armia Czerwona szła na pomoc robotnikom i chłopom Białorusi, Ukrainy i Polski, którzy powstali przeciw kapitalistom i obszarnikom. Armia Czerwona miała więc wkroczyć nie jako zdobywca, lecz jako „wyzwoliciel braci Białorusinów, Ukraińców i ludu pracującego Polski”.

Mama skrzętnie ukrywała fakt, że jest żoną sędziego. Nasz gospodarz, pan Dębiński, zniknął zaraz po zajęciu Dubna przez wojska sowieckie. Pewnej nocy Mama usłyszała przez ścianę jego głos. Kiedy jednak rano spytała panią Dębińską, czy to naprawdę był on, ta gwałtownie zaprzeczyła i widać było, że jest bardzo niespokojna. Mama zrozumiała, że dalszy pobyt u rodziny Dębińskich może stanowić zagrożenie dla obu rodzin. Po latach dowiedziałam się, że Sowieci po wkroczeniu do Dubna aresztowali niemal wszystkich pracowników przeniesionego tam ministerstwa, tylko kilka osób zdążyło się przed nimi ukryć lub uciec.

Przenieśliśmy  się wtedy na wieś pod Dubno. Pamiętam, że w domu, w którym się zatrzymaliśmy, poprzedniego dnia zmarło na biegunkę małe dziecko jakichś uciekinierów wojennych. Po podwórzu krążył zrozpaczony ojciec dziecka.

Zanim to jednak nastąpiło, Mama, Ciocia Zosia i pani Stefa chodziły często na targ w Dubnie i sprzedawały, co się dało. Szczególnym wzięciem wśród Rosjanek cieszyły się koszule nocne, które kupowały jako suknie balowe. Te „suknie balowe” odnajdywałam potem w różnych tekstach. Niedawno w jednej z książek trafiłam na informację, że we Lwowie na początku sowieckiej okupacji na jakąś imprezę kulturalną wkroczyła grupa kobiet przybyłych wraz z armią Czerwoną. Wszystkie ubrane były w efektowne koszule nocne. U nas zresztą podobne sytuacje też się zdarzały. Znajoma opowiadała mi, jak w latach osiemdziesiątych przyszła do niej paczka z odzieżą z Zachodu. Na wierzchu leżała bluzka w kolorze, który nie odpowiadał obdarowanej, dała ją więc koleżance, która dumnie paradowała w niej po Szamotułach. Po jakimś czasie dostała kolejną paczkę od tego samego nadawcy, w której znalazły się pasujące do rzekomej bluzki spodnie. Okazało się, że to, co obie z koleżanką uznały za bluzkę, było górą od piżamy.


Rynek w Dubnie w okresie międzywojennym. Być może właśnie tam Ciocia Zosia sprzedawała nasze rzeczy, abyśmy mieli z czego żyć.


Ponieważ stanęło nam przed oczyma widmo wywózki w głąb ZSRR, po krótkim pobycie na wsi pod Dubnem wyruszyliśmy do Przemyśla. San stanowił granicę między obu naszymi okupantami i krążyły wieści, że Niemcy od czasu do czasu przyjeżdżają do Przemyśla, aby – po uzgodnieniu z Rosjanami – wydać niektórym uciekinierom przepustki na powrót do ich domów. W Przemyślu koczowaliśmy przez wiele tygodni, głodując, wyprzedając resztki osobistych rzeczy. Mieszkaliśmy w jakimś ponurym gmaszysku (klasztorze?). Mający ledwo roczek Krzyś poważnie zachorował. Pamiętam chwile, w których Babcia i Ciocia mierzyły mu gorączkę, a przerażona Mama biegała po korytarzu, bojąc się wrócić do pokoju, aby nie usłyszeć, że gorączka wzrosła. Strach ten był w pełni uzasadniony, bo dzieci – szczególnie te najmłodsze – masowo umierały, głównie na biegunkę. Na szczęście gorączka zaczęła spadać i Krzyś powoli wracał do zdrowia.

Kiedy rozeszła się wieść, że Niemcy przyjechali i będą wydawać „bieżeńcom” przepustki, zostaliśmy z Babcią w domu, a Mama, Ciocia i pani Stefa wyruszyły przed budynek, w którym urzędowali Niemcy. Co wieczór wracały zrezygnowane, bo przed drzwiami wejściowymi kłębił się ogromny tłum. Próbujący utrzymać porządek Kozak na koniu, z nahajką w ręce, rozganiał ludzi, krzycząc: „Dawaj nazad!”

Któregoś z kolei dnia do stojącej z boku Mamy, która była bardzo ładną, pełną wdzięku młodą kobietą, podszedł jakiś mówiący po polsku człowiek i spytał: „Dlaczego jesteście taka smutna?” Wtedy Mama odpowiedziała, że ma małe dzieci, chce wrócić do Warszawy, gdzie jest jej dom, ale nie ma żadnych szans zdobycia przepustki. Wtedy nasz (jak się później okazało) dobroczyńca powiedział, że następnego dnia o wskazanej godzinie ma stać na tym samym miejscu, a on jej pomoże. Mama – nie mając wielkiej nadziei – czekała na niego, na wszelki wypadek wzięła z sobą panią Stefę. Ku ich zdumieniu tajemniczy człowiek zjawił się punktualnie, podprowadził je do jakiegoś bocznego okna, które wcześniej musiał odblokować od środka, podsadził i w ten sposób znalazły się wewnątrz obleganego gmachu. Teraz już z łatwością udało im się stanąć przed niemiecko-rosyjską komisją i z przepustkami wróciły do nas. Ten człowiek, prawdopodobnie żołnierz sowiecki, naraził własne życie. Za ten czyn groziła mu kara śmierci, pomógł bowiem uciec spod władzy Stalina „niebezpiecznym elementom”. Być może uratował nam życie: był to kwiecień 1940 roku, a w czerwcu zaczęły się masowe wywózki Polaków w głąb Związku Sowieckiego.


Przemyśl, cywile przechodzący przez most ze strony sowieckiej na niemiecką. My przeszliśmy tamtędy w kwietniu 1944 r.


Bezpośrednio po przekroczeniu Sanu Niemcy skierowali nas do jakiegoś budynku, w którym podzielono nas według płci i wieku, rozebrano do naga i dezynfekowano. W pewnym momencie nas – nieco starsze dzieci wpędzono do pomieszczenia, w którym siedziały w wannie maluchy. Wśród wrzeszczących dzieciaków z trudem rozpoznałam Krzysia. Przeżyłam też moment zdumienia, gdy z prawej strony wkroczyła grupa nagich kobiet i zniknęły w drzwiach po lewej stronie. Wówczas nagość dorosłych była dla mnie czymś zupełnie nieznanym i szokującym. Rozpoznałam tylko panią Stefę i to po… bursztynowych koralach, które stale nosiła i których Niemcy nie kazali jej zdjąć.

Gdy dotarliśmy do Warszawy, zastaliśmy prawie całe mieszkanie zajęte przez uciekinierów z Wielkopolski. Wujostwo, którzy mieszkali w tym samym domu i u których zostawiliśmy klucze, chyba raczej nie spodziewali się naszego powrotu i ulokowali u nas ludzi, którzy stracili dach nad głową. Kiedy Wujek Feliks Rankowski zobaczył Mamusię, spytał krótko: „Dzieci są?” W Warszawie mówiono, że kto jak kto, ale dzieci raczej żywe z tego piekła nie wracają.

Nasza Mama do końca swojego długiego życia pościła w 1. święto Wielkanocy. W czasie śniadania wielkanocnego jadła tylko jajka i sałatkę warzywną. Zachowanie to wiązało się ze złożonym przez nią przyrzeczeniem postu w intencji uratowania życia dzieci i wydostania się spod okupacji sowieckiej. Wielkanoc w 1940 roku wypadał 24 marca, był to zatem czas, gdy Mama próbowała zdobyć przepustkę do niemieckiej strefy okupacyjnej.

Ewa Budzyńska-Krygier

wrzesień 2018 r.

Szamotuły, 20.09.2018


Wejście do naszego domu w Warszawie, ul. Brzozowa 2/4. Mieszkaliśmy na trzecim piętrze.

Przedwojennych zdjęć z moim bratem nie mam. Jedyne można zobaczyć tym zdjęciu jako fotografię wiszącą na ścianie.

Podział Przemyśla pomiędzy dwóch okupantów

Zdjęcie zrobione z części Przemyśla zajętej przez Niemców. Po drugiej stronie rzeki widać wielkie propagandowe płachty, wywieszone na domach w części zajętej przez Związek Sowiecki.

Most drogowy na Sanie w Przemyślu został zniszczony na początku wojny. Granicę przekraczało się więc przez most kolejowy. Zdjęcia od strony sowieckiej i niemieckiej.

Kiedy udało nam się wrócić do Warszawy, przekonaliśmy się, że w czasie oblężenia Warszawy we wrześniu 1939 r. bomba uszkodziła nasz dom, a dokładnie jego dolną część od ul. Bugaj. Na szczęście nikt nie ucierpiał.

Wyrwa w domu widziana od góry. 1944 r., przed powstaniem warszawskim

Zdjęcia, które Mama wysłała Tatusiowi do oflagu po naszym powrocie do Warszawy, zrobione na tarasie naszej kamienicy. Tatuś miał dzięki nim potwierdzenie, że żyjemy i rośniemy

Moja mama zmarła w 1997 r. Do dziś niektóre osoby w Szamotułach pamiętają jej elegancję i urodę.

Ostatnie zdjęcie wysłane Tatusiowi z Warszawy. Ogrody Zamkowe, 1944 r., przed powstaniem


Wspomnienia Ewy Budzyńskiej-Krygier z powstania warszawskiego można przeczytać pod linkiem:

Powstanie warszawskie widziane oczami dziecka (http://regionszamotulski.pl/powstanie-warszawskie-oczami-dziecka/)

Inne wspomnienia tej samej Autorki:

Tęsknota za tornistrem, czyli wojenna edukacja (http://regionszamotulski.pl/domowa-edukacja-w-czasie-wojny/)

Za wcześnie, kwiatku, z wcześnie…, czyli moja nauka w szamotulskich szkołach (http://regionszamotulski.pl/w-szamotulskich-szkolach-1945-51/)

Studia w czasach stalinowskich (http://regionszamotulski.pl/studia-w-czasach-stalinowskich/)

Ewa Krygier z domu Budzyńska – w Szamotułach miała spędzić kilka tygodni 1945 roku, tragedia rodzinna zdecydowała, że została tu na całe życie. Żałuje, że nie została nauczycielką matematyki, bo wtedy miałaby więcej czasu na czytanie książek.

Ponad 40 lat uczyła języka polskiego w szamotulskim Liceum Ogólnokształcącym.

Ewa Krygier, Przyszliśmy wyzwolić was od panów2025-01-03T21:15:01+01:00

Zapust – historia

Zapust na mapie z 1892 r.

Zapust na mapie z ok. 1915 r. – zestawienie gospodarcze Dobrojewa

Informacja w „Gazecie Szamotulskiej”

Egzekucje komornicze 1926, 1927 i 1933

Kradzież i napad – 1927, 1933 i 34

Ogłoszenia z „Gazety Szamotulskiej”

Michał Dachtera

Zapust – najmłodsza wieś w Gminie Ostroróg

Wieś Zapust dość późno pojawia się w źródłach historycznych, bo dopiero pod koniec XVI wieku. Dla porównania pierwsze wzmianki o Bininie, Bobulczynie, Bielejewie, Dobrojewie, Oporowie, Rudkach, Szczepankowie i Wielonku pochodzą z lat 1391-1408, a o Kluczewie z 1465 roku.

Niestety, nie znamy zbyt wielu kart z historii Zapustu. Wiadomo na pewno, że w 1718 roku właścicielem Zapustu był kasztelan kaliski Maciej Malechowski, który w tym samym roku sprzedał go Sapiehom. Z kolei od 1737 r. do 1939 r. Zapust był własnością rodu Kwileckich.

Pod koniec XVIII wieku we wsi stało 6 domów i mieszkało w niej 50 osób. Natomiast w folwarku Zapust był jeden dom i 31 osób.

W 1893 r. Edmund Callier tak opisał Zapust:

„Zapust wioska. W niej folwarcznego budynku nic ma tylko ratajska stodoła folwarkowa stara o jednej bojewicy, wrota dwoiste proste o jednej kunie żelaznej, poszycie miejscami poprawy potrzebuje. Tamże owczarnia w słupy dylowana, kilka ich ugniło, drzwi u niej na sypanie na zawiasach, poszycie na niej dobre. Rataj ma chałupę ze stodółką dobrą. Item owczarz ma chałupę ze stodółką. Chałupnik ma chałupę dobrą. Tamyże rataj ma wołów pańskich osiem, krowę pańską i świnię, ma pługi dwa, radła dwa, wóz ze wszystkiem trzema z wiciami żelaznemi.

Owce w Zapuście. Owiec maciórek sto dwadzieścia jedna, owieczek latosich dwadzieścia siedem, baranów z młodymi siedem, skopów dwuletnich trzynaście, skopów latosich dwadzieścia sześć, skopów trzyletnich trzynaście.

Osiadłość w Zapuście. Rataj ma swoich wołów dwa, świni dwoje, owiec trzydzieści. Owczarz Wojciech nie poddany ma koni dwa, krów trzy, owiec sześćdziesiąt, świnię jednę.”

Tak jak pisał Callier, we wsi nie ma obiektów historycznych. Na uwagę zasługują natomiast dwie kapliczki, zapewne postawione w 1945 r. Jedna znajduje się pod lasem przy drogach do Otorowa i Koźla. Druga natomiast w centrum wsi. Warto zobaczyć również współczesną kapliczkę Św. Huberta znajdującą się w lesie przy tzw. „siedmiu dębach”. Przy drogach do Wielonka, Koźla i Otorowa znajdują się dwie grupy około 20 metrowych modrzewi.

Literatura:

  1. „Gazeta Szamotulska” 1926 nr 105, 1927 nr 12, 73; 1932 nr 42, 88; 1933 nr 10, 42; 1934 nr 125, 132, 136; 1938 nr33.
  2. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, tom 14.
  3. Edmund Callier, Ostroróg: monografia w głównych zarysach, Poznań 1891.
  4. Paweł Mordal, Inwentaryzacja krajoznawcza miasta i gminy Ostroróg, Ostroróg 1990.

Zapust i jego mieszkańcy na dawnych fotografiach


Zapust nr 5 – Stanisław Kucharczyk i jego wnuki. Zdjęcia przesłała Elwira Kuźniak

Zapust nr 6 – zdjęcia przesłała Agata Bober. Ostatnie zdjęcie (1995 r.) – ze zbiorów Aleksandry Papis


Zapust i okolice – zdjęcia współczesne Andrzeja Benarskiego


Szamotuły, 17.09.2018

Mieszka w Szamotułach, ale jego serce zostało w Ostrorogu i okolicach.

Miłośnik historii, poszukiwacz archiwalnych zdjęć. Na Facebooku prowadzi profil Ostroróg na kartach historii.

Zapust – historia2025-01-06T12:11:35+01:00

Strona główna – wrzesień 2018

Dzieje obrazu Matki Bożej Szamotulskiej. Część 1.

Obraz z kościoła w Szamotułach, czyli … Czarna Madonna

Zapewne większość mieszkańców Szamotuł i okolic słyszała o tym, w jaki sposób obraz określany jako „Matka Boża Pocieszenia” lub „Szamotuł Pani” trafił do szamotulskiej bazyliki kolegiackiej. Warto sobie uświadomić, że powtarzana opowieść opiera się na źródłach historycznych, spisanych w czasie, gdy główni jej bohaterowie jeszcze żyli. Można ją też uzupełnić wieloma interesującymi szczegółami.

Z Rosji do Szamotuł

Po raz pierwszy historię obrazu w 1666 roku spisał Walenty Jan Wiroboski, urodzony w Szamotułach, wywodzący się z rodziny mieszczańskiej, wykształcony na Akademii Krakowskiej. Wizerunkiem Matki Bożej z Dzieciątkiem Wiroboski był zainteresowany nie tylko jako późniejszy szamotulski kapłan, kanonik kolegiaty szamotulskiej i dziekan tutejszej kapituły. Obraz interesował go także z przyczyn osobistych, sam miał bowiem zostać uzdrowiony dzięki wstawiennictwu Matki Boskiej Szamotulskiej. Sprawa wydarzeń uznanych za cudowne, które doprowadziły do wydania zgody na publiczny kult wizerunku, przedstawiona zostanie w kolejnym tekście, głównym tematem tego artykułu jest sam obraz i jego pochodzenie.

Tekst Walentego Jana Wiroboskiego umieszczony był w pisanej ręcznie księdze, w większości zawierającej kazania. Była ona przechowywana w archiwum parafialnym, zaginęła prawdopodobnie w czasie wojny, ale zachowały się odpisy z okresu międzywojennego. Przytoczymy go w uwspółcześnionej pisowni.

Descriptio miraculosae imaginis B.M.V. in Arce Szamotuliensi I-mum, Anno Domini 1666 [Opisanie cudownego obrazu Najświętszej Maryi Panny na zamku szamotulskim po raz pierwszy. W roku Pańskim 1666]

Ten obraz wyszedł z Moskwy, który miał jeden Moskwicin przy sobie. Ten wzięty w niewolę (kniaź, to jest u nich wojewoda (u Moskwy) ) od Polaków i w Warszawie zostawał z żoną w więzieniu pod wartą. Pan Aleksander Wolf, starosta feliński,  obornicki i praszecki itd., często nawiedzał go i o obraz Najświętszej Panny upraszał go, aby mu darował, czego on to Moskwicin nie chciał na uproszenie uczynić. Już mu obiecał wyjednać u króla Jana wolny paszport, wolne przejście do Moskwy. Rzekł mu ten Moskwicin: Wolę nie wiedzieć co stracić, aniżeli ten obraz, bo, gdy mam do niego nabożeństwo swoje, wielką w smutkach pociechę czuję, i tym się najbardziej w więzieniu cieszę i mam nadzieję, że mię P. Bóg pocieszy, że prędko stąd wynijdę i w zdrowiu dobrym do swoich powrócę się nazad do Moskwy. Interea [tymczasem] od frasunku on to kniaź Moskwicin zachorzał i umarł w Warszawie. Żona miała przy sobie jego ten obraz. Jegomość pan Aleksander Wolff pilnie około tego chodził, ażeby onego obrazu dostał. Darowała go jemuż żona post multas preces [po wielu prośbach], żeby tylko wolna była i do swoich powróciła się szczęśliwie. Omnibus modis curavit id fieri [starał się o to wszelkimi sposobami]. U króla Jegomości wymógł to pan starosta feliński, że ją odprowadzono na granicę moskiewską. Ten obraz przywiózł z sobą pan Wolff do Szamotuł.


Z lewej obraz Matki Bożej Pocieszenia z szamotulskiej bazyliki kolegiackiej (zdjęcie Jarosław Kałużyński). Z prawej rycina z książki Wielkimi wsławiona cudami w obrazie sławnej kollegiaty szamotulskiej… (1687 r.). Zachowano na niej układ postaci, w stosunku do oryginału obrazu zostały zmienione proporcje i rysy twarzy postaci.


Opisane wydarzenia miały miejsce za czasów króla Jana II Kazimierza z dynastii Wazów. Jego panowanie przypadło na lata od 1648 (od śmierci jego brata Władysława IV) do 1668, w którym to roku król, zmęczony ciągłymi wojnami i  znajdujący się w złym stanie psychicznym, podjął decyzję o abdykacji. W okresie swego panowania był zmuszony do zmagań z trzema różnymi przeciwnikami. W latach 1648-49 i 1651-54 trwała wojna domowa na południowym-wschodzie Rzeczypospolitej, nazywana powstaniem Chmielnickiego. W 1654 roku powstanie to wsparła Rosja, która przeprowadziła inwazję na tereny wschodniej Rzeczypospolitej, co stanowiło to początek wojny polsko-rosyjskiej, trwającej długo, bo prawie 14 lat (1654-1667). W tym samym czasie rozgrywała się też wojna polsko-szwedzka, czyli „potop szwedzki” (1655-1660), który z kolei w znacznym stopniu zniszczył środkową część Rzeczypospolitej, a króla zmusił nawet do opuszczenia na pewien czas granic Rzeczypospolitej.

Wspomniane przez Jana Wiroboskiego wydarzenia najprawdopodobniej wiązały się z fazą wojny polsko-rosyjskiej, która nastąpiła od połowy 1660 roku, kiedy to polskie wojska zaczęły odzyskiwać stracone na skutek inwazji tereny. Bardzo możliwe, że niewymieniany z nazwiska wojewoda rosyjski właśnie wtedy dostał się do niewoli i znalazł się w warszawskim więzieniu. Nie wiadomo, dlaczego tak bardzo Aleksander Wolff zainteresował się obrazem należącym do wojewody. Nie był to obraz wówczas cenny ze względu na swój wiek, gdyż historycy sztuki określają jego powstanie na 1. połowę XVII w. Nie wiadomo, czy Wolff wiedział, że ten typ obrazów jest w Rosji szczególnie otaczany kultem. Do podejmowania – jak wynika z opisu – długotrwałych prób pozyskania obrazu mógł skłonić go sam opór wojewody, jego kult wizerunku. Sam Wolff przed specjalną komisją, powołaną w maju 1665 roku przez biskupa poznańskiego Stefana Wierzbowskiego zeznał, że ponad rok (prawdopodobnie: od przywiezienia do Szamotuł) obraz leżał zawinięty w tkaninę w kącie kaplicy na zamku w Szamotułach, a on sam zajrzał do niego dopiero w momencie sporządzania rejestru majątku przed planowaną podróżą. Z jednej strony mamy więc długotrwałe starania o obraz, z drugiej – brak zainteresowania nim po przewiezieniu do Szamotuł. W opisie Jana Wiroboskiego i zeznaniu Wolffa można by doszukiwać się pewnej sprzeczności i uznać, że opis pochodzenia obrazu, powstały w czasie, gdy biskup zezwolił już na jego publiczny kult, jest nieco „podkoloryzowany”. Wcale tak jednak być nie musi. Usilne zabiegi o coś, co wydaje się niedostępne, da się przecież psychologicznie pogodzić z postawą zobojętnienia po osiągnięciu celu.


Z lewej Jan II Kazimierz Waza – grafika (1649 r.), autor Wilhelm Hondius. Źródło Polona.pl. Z prawej herb rodziny Wolffów – Lew w błękitnym polu z trzema żółtymi pasami. Herbarz polski ks. Kaspra Niesieckiego


Aleksander Wolff w dokumentach z lat 60. XVII w. nazywany jest czasem „właścicielem” lub „panem Szamotuł”, nie do końca są to jednak sformułowania prawdziwe. Rodzina Wolffów w tym czasie zamieszkiwała w Polsce na Pomorzu i w Inflantach, Aleksander Ludwik być może urodził się w Jani pod Pelplinem, gdzie znajdował się majątek jego rodziców. Rodzina Wolffów pozostawała w bliskich relacjach z dworem Wazów, ojciec Jan przed zawarciem małżeństwa był pułkownikiem gwardii królewskiej, a sam Aleksander był dworzaninem króla Jana Kazimierza od początku jego panowania.

W styczniu 1658 roku Aleksander Wolff ożenił się z Jadwigą z domu Gułtowską (najbliższą kuzynką hetmana Jana Sobieskiego, późniejszego króla). Jadwiga była wdową po Stanisławie Kostce, ostatnim dziedzicu Szamotuł z rodziny Kostków. Ślub odbył się w szamotulskiej kolegiacie, a udzielił go ówczesny biskup poznański Wojciech Tolibowski herbu Nałęcz. Dziedziczkami majątku po ojcu Stanisławie Kostce były córki Joanna i Ludwika, matka zaś prawdopodobnie miała w Szamotułach dożywocie. Aleksander Wolff nie był zatem właścicielem Szamotuł, przebywał tu kilkanaście lat (i to z przerwami na długie podróże), do śmierci żony w 1670 lub 1671 roku. Majątek po ojcu Stanisławie Kostce – Szamotuły i Wronki – stał się posagiem Ludwiki Kostkówny, która po śmierci matki wyszła za Jana Korzbok Łąckiego, podkomorzego wschowskiego i późniejszego kasztelana kaliskiego. To właśnie Jan Korzbok Łącki w 1675 roku oddał starszy z szamotulskich zamków – Zamek Świdwiński franciszkanom reformatom, a ci na jego miejscu wznieśli zabudowania klasztorne. W 1683 roku wziął udział w wyprawie pod Wiedeń, być może zabrał na nią obraz Matki Bożej Szamotulskiej.

Po opuszczeniu Szamotuł Aleksander Wolff utrzymywał kontakty z kolejnymi władcami, wielokrotnie spotykał się z nimi, doradzał i uczestniczył w niektórych wyprawach. Był wykonawcą testamentu króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego, zmarłego w 1673 roku. W styczniu 1676 roku brał udział w podwójnym pochówku królewskim w podziemiach katedry na Wawelu. Chowano tam wówczas razem króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego i – również bliskiego Aleksandrowi Wolffowi – Jana Kazimierza, zmarłego we Francji w 1672 roku.  Po uroczystościach pogrzebowych odbyła się koronacja Jana III Sobieskiego, jak wspomniano, najbliższego kuzyna zmarłej żony Wolffa. Od trzech lat Aleksander Wolff był już wtedy opatem klasztoru cysterskiego w Pelplinie, w wyborze na to stanowisko poparli go zresztą i Michał Korybut Wiśniowiecki, i Jan Sobieski. W 1676 roku w klasztorze pelplińskim podejmował króla Jana III Sobieskiego i królową Marię Kazimierę. Zmarł w końcu 1678 roku.


Czytaj dalej

Zdjęcie Piotr Mańczak


Irena Kiełczewska

SZAMOTUŁ PANI

Matko Pocieszenia
z śladami krwawych łez na twarzy
z Dzieciątkiem na lewym ręku
namalowana na drewnie
owiana stepowym wiatrem

W ciszy kolegiaty
nasłuchujesz kroków
jak matka
nachylasz się nad złożonymi rękoma
nad zaciśniętymi powiekami
zbierasz łzy przeźroczyste
by zawiesić je na witraż
zbliżasz niebo

Wzięłaś koronę Polski pod swoją obronę
jak Czarna Madonna z pociętym bólem twarzy
Jak Przenajświętsza Panna z Ostrej Bramy
jak Pani Licheńska z orłem na piersiach
jak Matka Katyńska pochylona nad każdą raną

Cudowny znaku
światło wiekuiste wymowna obecność
dziękują Ci
Panno Zwycięska
nie tylko polskie serca

Szamotuły, 12.09.2018

Zdjęcie Piotr Mańczak

Szamotulskie sklepy w „drugiej połowie” PRL-u

część 1. Rynek


Jakiś czas temu na facebookowym profilu naszego portalu zapytaliśmy czytelników o nazwy dawnych szamotulskich sklepów. Odzew był bardzo duży, posypały się wspomnienia…

Cofnijmy się więc do czasów, gdy na szamotulskim Rynku nie było dziewięciu banków i czterech punktów obsługi telefonii komórkowej (ta ostatnia zresztą jeszcze nie istniała). To na Rynku, a nie w powstających od połowy lat 90. marketach, koncentrował się handel.



Zacznijmy okrążać Rynek od ul. Poznańskiej. Tą właśnie ulicą zawsze docierałam do Rynku w dzieciństwie i młodości, tylko wtedy w PRL-u była to ul. Rewolucji Październikowej (por. tekst  http://regionszamotulski.pl/nazwy-szamotulskich-ulic/).

Na narożniku przy ul. Poznańskiej mieścił się wtedy sklep z artykułami gospodarstwa domowego, który przez kilka lat sklep działał pod nazwą 1001 Drobiazgów (wcześniejsza nazwa Jubileuszowy). Starsze pokolenie mówiło też czasem Po Kroschlu – od jeszcze nazwiska dawnego kupca, który prowadził ten sklep (dom należy do rodziny Kroschlów). Obecnie od wielu lat działa tam sklep z tkaninami i firankami.

W domu nr 25, odkąd pamiętam, był sklep Zabawkowy. Przez jakiś czas na szybie widniała nazwa Grajdudek, ale na co dzień się jej nie używało. W latach 90. sklep powiększono i nadano mu nazwę Czarny Piotruś. Obok jest sklep, o którym przez dziesięciolecia mówiło się, od nazwiska właściciela: U Przybylaka ‒ jeden z tych, które przez cały PRL pozostawał w rękach prywatnych. Jak pamiętam, w latach 70. i 80. pracowała tam córka Walentego Przybylaka Maria Bąk i jej mąż Stefan. Rodzina obdarzona była talentem muzycznym. Walenty Przybylak grał w kapeli szamotulskiej, a córka, o silnym i pięknym głosie, śpiewała w chórze parafialnym. Kiedyś był to sklep pasmanteryjno-odzieżowy, a do niedawna sklep z odzieżą, prowadzony przez kolejne pokolenie właścicieli.



W kolejnym domu (nr 26) mieścił się sklep spożywczy Konsumy, czyli ‒ według obiegowej nazwy ‒ U Praksi. W PRL-u pod nazwą Konsumy funkcjonowały sklepy i stołówki milicyjne (wcześniej nazwa dotyczyła wszelkich sklepów zakładowych). W szamotulskim sklepie przy wejściu po prawej stronie wisiały w gablocie elementy milicyjnego munduru (pewnie można je tam było kupić), najpierw sklep był tylko dla wybranych, z czasem jednak stał się ogólnodostępny. Potem, już „w nowych czasach”, w tym samym miejscu przez ponad 20 lat był Jubiler Ireny Jęczmyk. W drugim sklepie w tym samym domu przez wiele lat działał sklep z koszulami, w którym sprzedawała Krystyna Bielikowa, mama mojej szkolnej koleżanki.

Pod numerem 27, gdzie od wielu lat są dwa nieduże sklepy z tkaninami i pościelą, wcześniej działał jeden sporej wielkości sklep z odzieżą o nazwie Elegant. Jeszcze dalej (Rynek 30) ‒ po schodkach ‒ był należący do Gminnej Spółdzielni sklep z dywanami i tkaninami, niezwykle ważny w czasach, gdy odzież szyło się na miarę u któregoś z szamotulskich krawców: Niemczyka, Cejby, Kalotki, Guzego, Nowakowej, Nowickiej i innych. Przez jakiś czas sklep nosił nazwę Wełna, ale mówiło się też U Leśnikowej, od nazwiska kierowniczki sklepu. Potem w tym samym miejscu działał sklep spożywczy Tęcza.

Dalej (nr 31) był Fryzjer Krystyna (Krystyny Tanalskiej). Ostatni na tej ścianie Rynku (nr 32) sklep z długimi tradycjami to Romex, nazwa pojawiła się w 1. połowie lat 90., kiedy modne były wszelkie nazwy z końcówką -ex. Wcześniej był tu Polmozbyt, mówiono więc o kupowaniu w Polmozbycie lub w  Motoryzacyjnym.

Jeszcze przed II wojną na narożniku Rynku powstała stacja benzynowa. W czasach kryzysu kolejki samochodów nawet trzykrotnie oplatały Rynek. Przez wiele powojennych lat była to jedyna stacja w Szamotułach, centrum miasta skazane było więc na dość uciążliwe zapachy i narażone na niebezpieczeństwo wiążące się z funkcjonowaniem tego typu obiektu. Stacja przestała działać dopiero na początku lat 90.



Na południowej pierzei rynku, czyli między ulicami Skargi i Ratuszową. W budynku nr 33 dość długo znajdował się sklep z kryształami, artykułami szklanymi Irena (WSS Społem). Pod nr. 35, odkąd pamiętam, znajdowały się Upominki (głównie torebki, galanteria), przez lata prowadził ją Walczak.

Rynek 36 ‒ mieścił się tu dawniej sklep z telewizorami i radioodbiornikami, czyli szamotulski ZURiT. Z pewnością wielu mieszkańców naszego miasta kupiło tam swoje pierwsze telewizory. Później przez wiele lat działał tam sklep z elegancką odzieżą damską Eland, wiele osób używało jednak nazwiska pierwszej właścicielki i posługiwało się nazwą U Liberowej.

Pod nr. 37 długie lata działał sklep obuwniczy. Starsze od mojego pokolenie szamotulan mówiło o nim Bata, ale w okresie, który pamiętam, nie była to już nazwa oficjalna. W tym samym domu na rogu po schodkach długo mieściła się Drogeria (wcześniej własność Urbaniaków). Pamiętam zapach tego sklepu. Oprócz środków czystości sprzedawano tam rozpuszczalniki i farby. Na pewno klimatem i zapachem sklep ten zdecydowanie różnił się od Perfumerii Uroda, znajdującej się wewnątrz rynku, na narożniku koło Nowaczyńskiego. Perfumeria to był w czasach PRL-u trochę inny świat: świat pięknych zapachów, starannych fryzur i wyróżniającego się makijażu sprzedających tam pań.

Wracam do pierzei południowej, tym razem na przeciwległy do dawnej drogerii narożnik rynku i Dworcowej. Przez lata był tam sklep Sportowy, niektórzy pamiętają działające tam wcześniej Upominki. Później – w 1. połowie lat 90. – w tym miejscu mieściła się kawiarnia w stylu nieco artystycznym – Portia. Dalej był Fryzjer męski, wcześniej Ubowski, potem Narcyz Bajdziński.


Czytaj dalej


Źródła zdjęć archiwalnych: Muzeum – Zamek Górków i Ireneusz Walerjańczyk

Strona główna – wrzesień 20182025-01-02T11:43:51+01:00

Matka Boża Szamotulska część 1

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Dzieje obrazu Matki Bożej Szamotulskiej. Część 1.

Obraz z kościoła w Szamotułach, czyli … Czarna Madonna

Zapewne większość mieszkańców Szamotuł i okolic słyszała o tym, w jaki sposób obraz określany jako „Matka Boża Pocieszenia” lub „Szamotuł Pani” trafił do szamotulskiej bazyliki kolegiackiej. Warto sobie uświadomić, że powtarzana opowieść opiera się na źródłach historycznych, spisanych w czasie, gdy główni jej bohaterowie jeszcze żyli. Można ją też uzupełnić wieloma interesującymi szczegółami.

Obraz Matki Bożej Pocieszenia z szamotulskiej bazyliki kolegiackiej. Zdjęcie Jarosław Kałużyński

Jan II Kazimierz Waza – grafika (1649 r.), autor Wilhelm Hondius. Źródło Polona.pl

Herb rodziny Wolffów – Lew w błękitnym polu z trzema żółtymi pasami. Herbarz polski ks. Kaspra Niesieckiego

Z Rosji do Szamotuł

Po raz pierwszy historię obrazu w 1666 roku spisał Walenty Jan Wiroboski, urodzony w Szamotułach, wywodzący się z rodziny mieszczańskiej, wykształcony na Akademii Krakowskiej. Wizerunkiem Matki Bożej z Dzieciątkiem Wiroboski był zainteresowany nie tylko jako późniejszy szamotulski kapłan, kanonik kolegiaty szamotulskiej i dziekan tutejszej kapituły. Obraz interesował go także z przyczyn osobistych, sam miał bowiem zostać uzdrowiony dzięki wstawiennictwu Matki Boskiej Szamotulskiej. Sprawa wydarzeń uznanych za cudowne, które doprowadziły do wydania zgody na publiczny kult wizerunku, przedstawiona zostanie w kolejnym tekście, głównym tematem tego artykułu jest sam obraz i jego pochodzenie.

Tekst Walentego Jana Wiroboskiego umieszczony był w pisanej ręcznie księdze, w większości zawierającej kazania. Była ona przechowywana w archiwum parafialnym, zaginęła prawdopodobnie w czasie wojny, ale zachowały się odpisy z okresu międzywojennego. Przytoczymy go w uwspółcześnionej pisowni.

Descriptio miraculosae imaginis B.M.V. in Arce Szamotuliensi I-mum, Anno Domini 1666 [Opisanie cudownego obrazu Najświętszej Maryi Panny na zamku szamotulskim po raz pierwszy. W roku Pańskim 1666]

Ten obraz wyszedł z Moskwy, który miał jeden Moskwicin przy sobie. Ten wzięty w niewolę (kniaź, to jest u nich wojewoda (u Moskwy) ) od Polaków i w Warszawie zostawał z żoną w więzieniu pod wartą. Pan Aleksander Wolf, starosta feliński,  obornicki i praszecki itd., często nawiedzał go i o obraz Najświętszej Panny upraszał go, aby mu darował, czego on to Moskwicin nie chciał na uproszenie uczynić. Już mu obiecał wyjednać u króla Jana wolny paszport, wolne przejście do Moskwy. Rzekł mu ten Moskwicin: Wolę nie wiedzieć co stracić, aniżeli ten obraz, bo, gdy mam do niego nabożeństwo swoje, wielką w smutkach pociechę czuję, i tym się najbardziej w więzieniu cieszę i mam nadzieję, że mię P. Bóg pocieszy, że prędko stąd wynijdę i w zdrowiu dobrym do swoich powrócę się nazad do Moskwy. Interea [tymczasem] od frasunku on to kniaź Moskwicin zachorzał i umarł w Warszawie. Żona miała przy sobie jego ten obraz. Jegomość pan Aleksander Wolff pilnie około tego chodził, ażeby onego obrazu dostał. Darowała go jemuż żona post multas preces [po wielu prośbach], żeby tylko wolna była i do swoich powróciła się szczęśliwie. Omnibus modis curavit id fieri [starał się o to wszelkimi sposobami]. U króla Jegomości wymógł to pan starosta feliński, że ją odprowadzono na granicę moskiewską. Ten obraz przywiózł z sobą pan Wolff do Szamotuł.

Opisane wydarzenia miały miejsce za czasów króla Jana II Kazimierza z dynastii Wazów. Jego panowanie przypadło na lata od 1648 (od śmierci jego brata Władysława IV) do 1668, w którym to roku król, zmęczony ciągłymi wojnami i  znajdujący się w złym stanie psychicznym, podjął decyzję o abdykacji. W okresie swego panowania był zmuszony do zmagań z trzema różnymi przeciwnikami. W latach 1648-49 i 1651-54 trwała wojna domowa na południowym-wschodzie Rzeczypospolitej, nazywana powstaniem Chmielnickiego. W 1654 roku powstanie to wsparła Rosja, która przeprowadziła inwazję na tereny wschodniej Rzeczypospolitej, co stanowiło to początek wojny polsko-rosyjskiej, trwającej długo, bo prawie 14 lat (1654-1667). W tym samym czasie rozgrywała się też wojna polsko-szwedzka, czyli „potop szwedzki” (1655-1660), który z kolei w znacznym stopniu zniszczył środkową część Rzeczypospolitej, a króla zmusił nawet do opuszczenia na pewien czas granic Rzeczypospolitej.

Wspomniane przez Jana Wiroboskiego wydarzenia najprawdopodobniej wiązały się z fazą wojny polsko-rosyjskiej, która nastąpiła od połowy 1660 roku, kiedy to polskie wojska zaczęły odzyskiwać stracone na skutek inwazji tereny. Bardzo możliwe, że niewymieniany z nazwiska wojewoda rosyjski właśnie wtedy dostał się do niewoli i znalazł się w warszawskim więzieniu. Nie wiadomo, dlaczego tak bardzo Aleksander Wolff zainteresował się obrazem należącym do wojewody. Nie był to obraz wówczas cenny ze względu na swój wiek, gdyż historycy sztuki określają jego powstanie na 1. połowę XVII w. Nie wiadomo, czy Wolff wiedział, że ten typ obrazów jest w Rosji szczególnie otaczany kultem. Do podejmowania – jak wynika z opisu – długotrwałych prób pozyskania obrazu mógł skłonić go sam opór wojewody, jego kult wizerunku. Sam Wolff przed specjalną komisją, powołaną w maju 1665 roku przez biskupa poznańskiego Stefana Wierzbowskiego zeznał, że ponad rok (prawdopodobnie: od przywiezienia do Szamotuł) obraz leżał zawinięty w tkaninę w kącie kaplicy na zamku w Szamotułach, a on sam zajrzał do niego dopiero w momencie sporządzania rejestru majątku przed planowaną podróżą. Z jednej strony mamy więc długotrwałe starania o obraz, z drugiej – brak zainteresowania nim po przewiezieniu do Szamotuł. W opisie Jana Wiroboskiego i zeznaniu Wolffa można by doszukiwać się pewnej sprzeczności i uznać, że opis pochodzenia obrazu, powstały w czasie, gdy biskup zezwolił już na jego publiczny kult, jest nieco „podkoloryzowany”. Wcale tak jednak być nie musi. Usilne zabiegi o coś, co wydaje się niedostępne, da się przecież psychologicznie pogodzić z postawą zobojętnienia po osiągnięciu celu.

Aleksander Wolff w dokumentach z lat 60. XVII w. nazywany jest czasem „właścicielem” lub „panem Szamotuł”, nie do końca są to jednak sformułowania prawdziwe. Rodzina Wolffów w tym czasie zamieszkiwała w Polsce na Pomorzu i w Inflantach, Aleksander Ludwik być może urodził się w Jani pod Pelplinem, gdzie znajdował się majątek jego rodziców. Rodzina Wolffów pozostawała w bliskich relacjach z dworem Wazów, ojciec Jan przed zawarciem małżeństwa był pułkownikiem gwardii królewskiej, a sam Aleksander był dworzaninem króla Jana Kazimierza od początku jego panowania.

W styczniu 1658 roku Aleksander Wolff ożenił się z Jadwigą z domu Gułtowską (najbliższą kuzynką hetmana Jana Sobieskiego, późniejszego króla). Jadwiga była wdową po Stanisławie Kostce, ostatnim dziedzicu Szamotuł z rodziny Kostków. Ślub odbył się w szamotulskiej kolegiacie, a udzielił go ówczesny biskup poznański Wojciech Tolibowski herbu Nałęcz. Dziedziczkami majątku po ojcu Stanisławie Kostce były córki Joanna i Ludwika, matka zaś prawdopodobnie miała w Szamotułach dożywocie. Aleksander Wolff nie był zatem właścicielem Szamotuł, przebywał tu kilkanaście lat (i to z przerwami na długie podróże), do śmierci żony w 1670 lub 1671 roku. Majątek po ojcu Stanisławie Kostce – Szamotuły i Wronki – stał się posagiem Ludwiki Kostkówny, która po śmierci matki wyszła za Jana Korzbok Łąckiego, podkomorzego wschowskiego i późniejszego kasztelana kaliskiego. To właśnie Jan Korzbok Łącki w 1675 roku oddał starszy z szamotulskich zamków – Zamek Świdwiński franciszkanom reformatom, a ci na jego miejscu wznieśli zabudowania klasztorne. W 1683 roku wziął udział w wyprawie pod Wiedeń, być może zabrał na nią obraz Matki Bożej Szamotulskiej.

Po opuszczeniu Szamotuł Aleksander Wolff utrzymywał kontakty z kolejnymi władcami, wielokrotnie spotykał się z nimi, doradzał i uczestniczył w niektórych wyprawach. Był wykonawcą testamentu króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego, zmarłego w 1673 roku. W styczniu 1676 roku brał udział w podwójnym pochówku królewskim w podziemiach katedry na Wawelu. Chowano tam wówczas razem króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego i – również bliskiego Aleksandrowi Wolffowi – Jana Kazimierza, zmarłego we Francji w 1672 roku.  Po uroczystościach pogrzebowych odbyła się koronacja Jana III Sobieskiego, jak wspomniano, najbliższego kuzyna zmarłej żony Wolffa. Od trzech lat Aleksander Wolff był już wtedy opatem klasztoru cysterskiego w Pelplinie, w wyborze na to stanowisko poparli go zresztą i Michał Korybut Wiśniowiecki, i Jan Sobieski. W 1676 roku w klasztorze pelplińskim podejmował króla Jana III Sobieskiego i królową Marię Kazimierę. Zmarł w końcu 1678 roku.

Ikona

Obraz umieszczony w 1666 roku w szamotulskim kościele św. Stanisława Biskupa jest ikoną Matki Bożej z Dzieciątkiem. Ma niewielkie rozmiary (32,5 x 26,5 cm), pierwotnie przeznaczony był najprawdopodobniej do domowego (prywatnego) kultu. Został namalowany temperą na desce. Od samego początku w Szamotułach znano jego pochodzenie, co potwierdzają zachowane źródła, w których określa się go jako „obraz Najświętszej Panny Moskiewskiej” (zeznanie świadka, 1665 rok), a opisuje w ten sposób: „Ten obraz jest moskiewski, niewielki, szeroki i długi na piędzi dwie, mniej albo więcej, greckiej kompozycyi, malatury moskiewskiej, na desce odmalowany, blaszkami złocistemi po bokach przyozdobiony” (opis z zaginionej księgi parafialnej, przytoczony przez Józefa Łukaszewicza w jego pracy opublikowanej w 1858 roku).

Szamotulską Matkę Bożą ze względu na sposób przedstawienia postaci należy uznać za ikonę  „Matki Bożej Kazańskiej”, na Rusi właśnie te ikony należały do szczególnie popularnych i darzono je wyjątkową czcią. Uznać je należy za wariant typu „Hodegetria” (z języka greckiego – przewodniczka, wskazująca drogę). Na ikonach tych Matka Boża przedstawiona jest w półpostaci (od pasa w górę), na ręce, najczęściej lewej, trzyma Jezusa, a drugą ręką pokazuje Syna. Ikony te wyrażają myśl teologiczną, że Maryja prowadzi do Chrystusa. Jezus na tych ikonach jest wielkości dziecka, ale rysy twarzy ma człowieka dorosłego, co podkreślać ma jego dojrzałość duchową. Prawą rękę zazwyczaj unosi w geście błogosławieństwa, a w lewej trzyma zwój lub księgę. Realizacją takiego typu ikonograficznego jest na przykład obraz Matki Bożej Częstochowskiej, której kopie znajdują się także w innych sanktuariach Polski, na przykład w Dąbrówce Kościelnej w archidiecezji gnieźnieńskiej.

Ikony Matki Bożej Kazańskiej ukazują Maryję jedynie do wysokości ramion. Przed nią, trochę z lewego boku, widać postać Jezusa, jakby stojącego na niewidocznych na obrazie kolanach Matki. Głowa Maryi jest nieco pochylona w stronę Syna. Matka Boża Kazańska jest dość późnym typem Hodegetrii, gdyż w cudowny sposób pojawić się miała dopiero w 1579 roku. Swoją szczególną sławę ikona zyskała kilkanaście lat później, w czasie wojny polsko-rosyjskiej (1609-1618) za panowania Zygmunta III Wazy. Obraz Matki Bożej Kazańskiej miał przyczynić się w 1612 roku do pokonania okupujących moskiewski Kreml Polaków. W 1649 roku car Aleksy Romanow ogłosił dzień 22 października (współcześnie, zgodnie z kalendarzem gregoriańskim to 4 listopada) świętem ogólnorosyjskim jako upamiętnienie zwycięstwa nad Polakami; z tej samej okazji dzień ten stał się też w cerkwi świętem Matki Bożej Kazańskiej. Można dodać, że do święta tego w Rosji powrócono w 2004 roku, ustanawiając tego dnia Dzień  Jedności Narodowej, w miejsce zlikwidowanych obchodów wybuchu rewolucji październikowej, które obchodzono 7 listopada.

Ten sam car Aleksy w 1654 roku rozpoczął kolejną wojnę z Rzeczpospolitą – tę, podczas której w polskiej niewoli znalazł się nieznany z imienia i nazwiska kniaź, właściciel ikony Matki Bożej Kazańskiej, która trafiła potem do Szamotuł. Czy ów „Moskwicin” znał tę dodatkową symbolikę ikony? Zapisano, że modlił się przed nią o powrót do swoich, do Moskwy, a powrót ten nastąpiłby na pewno, gdyby Rosja w wojnie z Polakami zwyciężyła. Ikona znalazła się jednak w Szamotułach, zaczęto ją nazywać Matką Bożą Szamotulską i o jej wstawiennictwo w wojnach prosili już polscy królowie.

Czarna Madonna

Jeśli dziś mówi się o Czarnej Madonnie, ma się na myśli wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej. Ciemne twarze pojawiają się także na innych ikonach, co niektórzy wiążą z techniką ich wykonania, inni z oddziaływaniem kolejnych warstw werniksu. Twarze na szamotulskiej ikonie też są dość ciemne i nie należy tego kojarzyć z wpływem konserwacji.

Na tę ciemną barwę zwracano od samego początku obecności obrazu w kościele w Szamotułach. Na końcu księgi wydanej w 1687 roku, a zawierającej akta komisji orzekającej 20 lat wcześniej o cudowności obrazu, na samym końcu znalazły się pisane po polsku inskrypcje – napisy, które miały być umieszczone przy obrazie:

Czarna lubom jest,
jestem jednak wdzięczna.
W Oczach Synowskich
Matka nader śliczna.

Sprawiedliwości Słońce mię przejęło
I twarzy mojej nieco przypaliło.
Nie uważajcie odmiany takowej
Jest to albowiem dzieło Boskiej głowy.

A więc jednak – Czarna Madonna!




Bibliografia:

Herbarz polski ks. Kaspra Niesieckiego, t, 9, Lipsk 1842, 395-398.

Józef Łukaszewicz, Krótki opis historyczny kościołów parochialnych […] w dawnej diecezyj poznańskiej, t. 1, Poznań 1858, s. 302.

Krzysztof Jodłowski, Starodruk „Wielkimi Wsławiona Cudami” opisujący dzieje cudownego obrazu Matki Boskiej z Szamotuł i łaski przy nim wyproszone – przyczynek do historii kultury religijnej doby baroku w Wielkopolsce, „Ochrona Zabytków” 1999, t. 52, nr 206, s. 304-311.

Piotr Nowak, Dzieje bazyliki kolegiackiej oraz parafii Matki Bożej Pocieszenia i św. Stanisława Biskupa, Szamotuły 2018.

Józef Piszczek, Materiały do historii cudownego obrazu Matki Boskiej Szamotulskiej, „Tygodnik Parafii Szamotulskiej” 1938 nr 8-15, 17-18, 21-40, 42, 44-46, 49-52; 1939 nr 1-5, 9-12, 15, 19, 22, 24, 27, 29, 31, 33-34.

Wielkimi wsławiona cudami w obrazie sławnej kollegiaty szamotulskiej Najdostojniejsza Jedynego Boga Matka Maria, w roku 1666 dnia 15 maja światu polskiemu za cudowną ogłoszona, a w roku 1687 za pozwoleniem Jaśnie Wielmożnego Jegomości Księdza Hieronima z Wielkiego Chrzęstowa Wierzbowskiego (…) a za pilnym staraniem wielebnego duchowieństwa do druku z cudami podana, ku większej Chwale Bożej i czci Boga Rodzicy Panny, Poznań 1687.

Walenty Jan Wiroboski, Descriptio miraculosae imaginis BMV in Arce Szamotulensi I-um. Anno 1666, za: „Tygodnik Parafii Szamotulskiej” 1938 nr 11.

Matka Boża Częstochowska – typ ikony Hodegetria, w klasztorze na Jasnej Górze od 1384 r.

Współczesna kopia szamotulskiej ikony, autor Tomasz Matusewicz

Rycina z książki Wielkimi wsławiona cudami w obrazie sławnej kollegiaty szamotulskiej… (1687 r.). Zachowano układ postaci, w stosunku do obrazu Matki Bożej Szamotulskiej zmienione zostały proporcje i rysy twarzy postaci

Matka Boża Kazańska – XIX w. Ikona z kolekcji Muzeum – Zamku Górków w Szamotułach

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Od urodzenia związana z Szamotułami. Polonistka (jak mama) i regionalist(k)a (jak tata).

Dr nauk humanistycznych, redaktor i popularyzator nauki. Prezes Stowarzyszenia WOLNA GRUPA TWÓRCZA, wiceprezes Szamotulskiego Stowarzyszenia Charytatywnego POMOC.

Matka Boża Szamotulska część 12018-09-09T19:33:16+02:00

Aktualności – wrzesień 2018

Szamotulskie śluby

Stanisław Grygier i Bolesława z domu Wachowiak pobrali się w 1932 r. Ich rodzice przywędrowali do Szamotuł na początku lat 20.: Grygierowie wcześniej mieszkali w Buku, a Wachowiakowie w Kiszewie. Stanisław Grygier (1907-1988) został mistrzem rzeźnicko-wędliniarskim, własną firmę uruchomił w 1930 r. przy ul. Poznańskiej. Razem z żoną Bolesławą (1911-1995) doczekali się sześciorga dzieci – 3 córek i 3 synów. Najstarsza Maria (ur. w 1933 r.) zmarła w czasie wojennego wysiedlenia. Pozostałe dzieci to: Barbara (ur. 1934), Stanisława (ur. 1937), Andrzej (ur. 1940), Zbigniew (ur. 1945) i Wojciech (1951-2018).

Stanisław brał udział w wojnie obronnej Polski w 1939 r., krótko przebywał w niewoli i wrócił do Szamotuł. W grudniu 1939 r. Niemcy wysiedlili rodzinę Grygierów z własnego domu przy Poznańskiej 7, tydzień przetrzymywano ich w więzieniu we Wronkach, a następnie wywieziono do Generalnego Gubernatorstwa – do Jędrzejowa k. Kielc. Do Szamotuł powrócili zaraz po przejściu frontu, jeszcze przed zakończeniem wojny.

Stanisław Grygier wrócił do prowadzenia firmy rzeźniczej, jednak już w 1950 r. ją upaństwowiono i został pracownikiem w WSS „Społem”. Bardzo lubił przygotowywać wędliny, zwłaszcza wędzone kiełbasy, kaszanki i bułczanki; do końca życia robił to na potrzeby rodziny i przyjaciół. W 1990 r. sklep i dom przy ul. Poznańskiej 7 wróciły do rodziny, Stanisław jednak tego nie doczekał.

Zdjęcie wykonano na terenie gospodarstwa rodziców Panny Młodej przy ul. Słonecznej. Z archiwum córki Stanisławy Jessy.

Więcej wpisów z tej serii http://regionszamotulski.pl/szamotulskie-sluby/.



Pocztówka dźwiękowa

Kochamy takie drobne odkrycia. Ta pocztówka dźwiękowa jest dla nas wyjątkowa, bo ze strojem szamotulskim. Wyjątkowe było też połączenie obrazu, przedstawiającego element kultury ludowej, z dźwiękiem – piosenką „Everybody Loves Somebody” w wykonaniu Deana Martina, niezwykle popularnego amerykańskiego piosenkarza i aktora! Pocztówka dźwiękowa została wydana w 1965 r. przez „Ruch”, piosenka powstała 20 lat wcześniej, ale dopiero nagranie w wykonaniu Martina z 1964 r. stało się wielkim światowym przebojem.

Obrazek zaprojektowała Maria Orłowska-Gabryś, pocztówkę wydano w nakładzie 40 000 egzemplarzy i kosztowała 1,10 zł.

Ci, którzy chodzili w podszamotulskich wsiach w widocznych na obrazku strojach, a śpiewali

„W polu grusza stoi” czy „Jakżem jechał do mojej kochanki”, byliby chyba mocno zdziwieni, słysząc słowa „Everybody loves somebody sometime/,  Everybody falls in love somehow ./ Something in your kiss just told me / My sometime is now.” A może właśnie spodobałoby się im to połączenie? Najważniejszą swą rolę Dean Martin zagrał w słynnym westernie „Rio Bravo”, a kowboj to przecież pasterz bydła i hodowca koni. Poza tym język miłości jest językiem uniwersalnym.




Dożynki z Weselem szamotulskim

9 września odbyły się w Szamotułach dożynki gminno-powiatowe. Uroczystości rozpoczęły się mszą na placu Maryjnym przy bazylice kolegiackiej. Po niej nastąpił przemarsz do parku Zamkowego, gdzie zaplanowano kolejne imprezy: obrzęd dożynkowy, koncerty, występy laureatów konkursu gwarowego, wystawę sprzętu rolniczego i kiermasze.

Po raz kolejny można było obejrzeć „Wesele szamotulskie” – widowisko w wykonaniu Zespołu Folklorystycznego „Szamotuły” (więcej o samym widowisku w artykule http://regionszamotulski.pl/wesele-szamotulskie/). Zespół przedstawił również obrzęd dożynkowy, a w poprzednich tygodniach wystąpił na dożynkach w Miliczu (dożynki powiatowo-gminno-parafialne) i Kaziopolu (dożynki Miasta i Gminy Rogoźno) i Połajewie (dożynki gminne).

Zdjęcia Marta Szymankiewicz



Nowy pomnik w Szamotułach

8 września w Szamotułach odsłonięto pomnik ku czci gen. Stanisława Maczka. Po uroczystości u zbiegu ul. Tielt i Brignoles, gdzie usytuowany jest monument, nastąpiło otwarcie wystawy poświęconej generałowi (hotel Maraton) oraz koncert Orkiestry Reprezentacyjnej Wojsk Lotniczych (hala Wacław). Pomnik zaprojektował szamotulski artysta Jarosław Kałużyński – gratulujemy!

Stanisław Maczek (1892-1994) był humanistą (studiował filozofię i filologię polską), patriotą, którego historia wielokrotnie wysyłała na wojnę. Brał udział w I wojnie światowej, wojnie polsko-ukraińskiej i polsko-bolszewickiej, wojnie obronnej Polski w 1939 r., jako dowódca utworzonej w Wielkiej Brytanii 1. Dywizji Pancernej wyzwalał spod okupacji hitlerowskiej północną Francję, Holandię i Belgię (w tym Tielt – miasto partnerskie Szamotuł). Po wojnie nie mógł wrócić do Polski, a przez władze został nawet pozbawiony polskiego obywatelstwa. Mieszkał w Wielkiej Brytanii, pracował jako sprzedawca i barman w sieci hoteli prowadzonych przez polskich emigrantów. Zmarł w wieku 102 lat i zgodnie ze swoją wolą został pochowany na polskim cmentarzu w Bredzie – mieście, które wyzwolił i którego mieszkańcy przyczynili się do nadania generałowi honorowego obywatelstwa Holandii.

Jego pamięć kultywowana jest w Bredzie i zaprzyjaźnionym Tielt, a od dziś także w Szamotułach.

Zdjęcia Marta Szymankiewicz



Wspominamy szamotulskiego artystę

Henryk Hagel (1933-2001) – szamotulski twórca ludowy, rzeźbiarz, malarz i przemiły człowiek – był inicjatorem Ogólnopolskich Plenerów Monumentalnej Rzeźby Ludowej w Szamotułach, które odbyły się w latach 1976-77. Zamieszczone tu zdjęcia pochodzą właśnie z tego czasu, widać, jak tylko za pomocą dłuta i młotka (!) powstaje rzeźba „Babci” – pochylonej staruszki z tobołkiem na plecach. Była ona bardzo podobna do tej widocznej na trzeciej fotografii, stała w parku Zamkowym przy ścieżce naprzeciw fontanny. Podczas 2. pleneru do „Babci” dołączył nieco wyższy „Dziadek”.

Henryk Hagel był twórcą wielokrotnie nagradzanym, jego prace znajdują się w muzeach (m.in. w Warszawie, Poznaniu i Krakowie), poza Polską były pokazywane na wystawach w USA, Francji, Niemczech i w krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Pod okiem ojca dojrzewały talenty artystyczne Jacka (malarza, grafika, twórcy ikon i poety, od wielu lat mieszkającego w Los Angeles) i Witolda (rzeźbiarza).

Źródło zdjęć – Narodowe Archiwum Cyfrowe.



Drogi wolności – nowy serial z muzyką Piotra Mikołajczaka

Od 2 września w programie 1 TVP emitowany będzie nowy serial historyczny, do którego temat przewodni i opartą na nim piosenkę Pani ze snów napisał pochodzący z Szamotuł Piotr Mikołajczak. Piosenkę wykonują Krzysztof i Piotr Cugowski. Emisja serialu w niedziele o godz. 20.10.

Od 3 września na telewizyjne ekrany wchodzi 2. sezon Leśniczówki, również serialu TVP1. W ramówce jesiennej serial emitowany był w piątki (po dwa odcinki), od września będzie się pojawiał o godz. 20.30 od poniedziałku do środy. Piotr Mikołajczak jest autorem pomysłu serialu, jego producentem wykonawczym oraz kompozytorem piosenki z czołówki Dom dobrych drzew w wykonaniu Edyty Górniak.

Zapraszamy na dwie strony Piotra Mikołajczaka na naszym portalu: http://regionszamotulski.pl/piotr-miki-mikolajczak-muzyka/  i

http://regionszamotulski.pl/piotr-miki-mikolajczak-producent/


1939 r. – dary szamotulan na Fundusz Obrony Narodowej

Zapraszamy do obejrzenia kilku ujęć filmowych z przedwojennych Szamotuł (uwaga – dźwięk nagrany z opóźnieniem). Uroczystość przekazania broni Szamotulskiemu Batalionowi Obrony Narodowej odbyła się na Rynku przy krzyżu 2 lipca 1939 r. (w czołówce podano złą datę). Już wkrótce na naszym portalu będzie można przeczytać tekst o Szamotułach w przededniu wojny.

Przypominamy, że nie jest to jedyny film, na którym można zobaczyć Szamotuły z okresu międzywojennego. Powstały prawdopodobnie w 1927 r. film oraz komentarz do niego znajdziecie pod linkiem http://regionszamotulski.pl/pierwszy-film-krecony-w-szamotulach/.


Szamotulska drukarnia 
Poszukiwane zdjęcia i informacje o osobach, które tam pracowały

Własną firmę drukarską Józef Kawaler (1881-1938) założył w Oberhausen w Nadrenii w 1906 r. (dwa lata wcześniej, jak wielu ówczesnych Polaków, wyjechał zarobkowo do sąsiedniej Westfalii), w 1921 r. przeniósł zakład do odrodzonej Polski, do Szamotuł. Drukarnia Józefa Kawalera byłą bardzo ważną firmą międzywojennych Szamotuł. Wydawano tu: „Gazetę Szamotulską” (1922-1937), pismo gimnazjalne „Z Grodu Halszki” (1931-36) i „Tygodnik Parafii Szamotulskiej” (1937-1939), wiele książek (w tym np. utwory Józefa Ignacego Kraszewskiego) i innych druków. Po śmierci Józefa firmą kierował syn Czesław, który prowadził ją także w latach 1945-150. W czasie wojny przejęli ją Niemcy, a w 1950 r. zakład znów został odebrany rodzinie Kawalerów i upaństwowiony. Firma powróciła w 1992 r. jako Szamotulska Drukarnia im. Józefa Kawalera, od 1994 r. kieruje nią Mariusz Kawaler. Przetrwała firma z tradycjami, ale nie dawny budynek drukarni, zasadniczo zmieniła się też technologia.

Maria Kuzioła, praprawnuczka Józefa Kawalera, napisała rok temu bardzo interesującą pracę o drukarni Kawalerów, ale też ogólnie – o dawnym sposobie opracowywania książek. Praca ta ukazała się w bardzo niewielkim nakładzie, teraz przygotowywana jest z myślą o większym nakładzie. Autorka chętnie uzupełni ją dodatkowymi materiałami. Prosimy więc o podzielenie się wspomnieniami związanymi z drukarnią w różnych czasach jej działania. Zdjęcia i inne materiały można przesyłać na adres wgt.szamotuly@gmail.com

Zdjęcie i grafika z archiwum rodzinnego Marii Kuzioły.



Szamotulska wieża ciśnień o zachodzie słońca

Stan budowli jest coraz gorszy i nie można już dłużej odsuwać jej remontu! Dla szamotulan jest to miejsce bardzo istotne i stanowi jeden z symboli Szamotuł (wieża to przecież także najważniejsza nagroda miasta, przyznawana od kilku lat przez burmistrza). Niestety, na razie wieża ma szczęście tylko do fotografów. Zdjęcia z końca sierpnia 2018 r. – Tomasz Kotus.

Przypominamy, że z historią wieży można się zapoznać na naszym portalu   http://regionszamotulski.pl/szamotulska-wieza-cisnien/.


Szamotuły, 30.08.2018

WRZESIEŃ 2018

IMPREZY I KONCERTY

Trwające

Spichlerz, wystawa czynna do końca grudnia


Minione


KINO

Aktualności – wrzesień 20182025-01-30T14:34:47+01:00

Wojciech Andrzejewski – budynki z datą

Budynki z datą

Przedstawiamy projekt fotograficzny Wojciecha Andrzejewskiego – szamotulanina, członka Klubu Fotograficznego SzOK.

W przeszłości na domach umieszczono datę ich powstania. Autorowi projektu udało się zebrać zdjęcia 14 takich dat z szamotulskich budynków. Są to prawdopodobnie wszystkie, które zachowały się w Szamotułach. W czasie kolejnych remontów daty były i są usuwane lub pokrywane tynkiem, choć stanowią świadectwo historii danej budowli.

Jeszcze w 1. połowie XIX domy w Szamotułach, nawet na samym Rynku, były drewniane i kryte słomą lub miały budowę szachulcową, czyli drewniany szkielet wypełniony był gliną i innymi materiałami. Rynek oraz jego najbliższe okolice najbardziej zmieniły się pod koniec XIX i na początku XX wieku, kiedy to powstało wiele nowych budynków.

Rynek 28

Rynek 18

Rynek 38

ul. Kościelna 2

ul. Wroniecka 12/ Piekarska

ul. Wroniecka 19

ul. Wroniecka 26

ul. Braci Czeskich

ul. Poznańska / Rynek widok od Poznańskiej

ul. Poznańska 1 / Wodna

ul. Poznańska 18

ul. Nowowiejskiego 10

ul. Nowa 6

Szamotuły, 31.08.2018

ul. Nowa 10 (w 2017 r. budynek został otynkowany, a napis znikł z elewacji)

Wojciech Andrzejewski – budynki z datą2025-01-07T12:45:29+01:00
Go to Top