Szamotulska wieża ciśnień

Dokumentacja projektu i ozdobny prospekt z motywem podania o Czarnej Księżniczce ‒ Muzeum – Zamek Górków


Okoliczności powstania

Zanim powstały szamotulskie wodociągi, mieszkańcy miasta pobierali wodę ze studni. Studnie publiczne usytuowano na obecnym placu Sienkiewicza, na Rynku oraz w pobliżu budynku byłego klasztoru franciszkanów, który pod koniec XIX w. pełnił rolę koszar wojskowych. Każdy, kto chciał skorzystać ze studni, musiał udać się z wiadrem i samodzielnie napompować wodę. Bardziej zamożni szamotulanie starali się o ujęcie wody w pobliżu własnej posesji.

Niektóre takie prywatne studnie pozostały do dziś, choć nikt już ich nie używa. Kwestię usuwania nieczystości rozwiązywano w prymitywny sposób, wylewając je do rynsztoków. Ale według ustnych relacji istniał pewien system zbierania ścieków, które przystosowanymi do tego celu wozami zwożono ponoć w okolicę starej rzeźni (ul. Wodna), gdzie istniały odstawnie. Stamtąd woda opadowa, niestety, zmywała dużą ilość fekaliów bezpośrednio do rzeki Samy.

W tym czasie Szamotuły, tak jak większa część Wielkopolski, znajdowały się pod panowaniem niemieckim. Pokonawszy Francję w wojnie 1870-1871, Prusy (po zjednoczeniu się z innymi państewkami ‒ Niemcy) uzyskały ogromną kontrybucję wojenną.

Władze młodego państwa mogły sobie po pozwolić na rozwój infrastruktury – i to nie tylko w dużych ośrodkach, ale też na prowincji. Wiele miast i miasteczek w niedługim czasie zgazyfikowano, zelektryfikowano, skanalizowano oraz zwodociągowano.

Dzieło inżyniera Schevena

Wodociągi i kanalizację w Szamotułach wzniesiono z funduszy kontrybucyjnych. Projekt i kompleksowe wykonanie obu inwestycji powierzono wyspecjalizowanej w tego typu przedsięwzięciach firmie Heinricha Schevena z Düsseldorfu. Do dziś zachowała się teka z planami przebiegu sieci wodociągowej i kanalizacyjnej oraz projektami obiektów przyszłego zakładu przechowywana w Muzeum – Zamku Górków.

Inżynier Scheven zastosował nowatorskie rozwiązania techniczne. Sam wybór miejsca na budowę ujęcia wody świadczy o ogromnym doświadczeniu i wiedzy Schevena i jego pracowników oraz ich pomysłowości. Początkowo wskazano tereny w okolicy Mutowa jako najkorzystniejsze miejsce na usytuowanie studni głębinowej, wieży wodnej oraz urządzeń służących uzdatnianiu. Okazało się jednak, że przeciągnięcie rurociągu z Mutowa do miasta byłoby zbyt kosztowne. Dlatego studnię głębinową wywiercono naprzeciwko cukrowni przy ul. Wojska Polskiego (w tamtych czasach Schützenstrasse). Woda była pozyskiwania za pomocą pomp napędzanych silnikami parowymi i podawana najpierw na filtry koksowe, a następnie, po odżelazieniu i uzdatnianiu, transportowana do wieży wodnej, z której spływała dzięki siłom grawitacji do wodociągów. Wieża wodna (zwana wieżą ciśnień) została wyposażona w zbiornik typu Barkhausen o pojemności 150 m3, umieszczony na wysokości około 36 m nad ziemią. Pozwalało to wytworzyć ciśnienie 3,6 atmosfery, co z powodzeniem wystarczało mieszkańcom podłączonych domostw.

Budowa przebiegała błyskawicznie. Zachowany projekt pochodzi z czerwca 1906 roku, a według relacji już jesienią tego roku obiekt ze studniami, zabudowaniami i wieżą ciśnień został uruchomiony.

Kilkukilometrowa sieć zbudowana z rur żeliwnych objęła teren Rynku i kilku głównych ulic (obecne nazwy: Lipowa, Dworcowa, Poznańska, Wroniecka). Wodociągi mimo upływu lat nie wymagały większych modernizacji ani nakładów inwestycyjnych, a pewna część dawnej infrastruktury funkcjonuje do dziś. Wieża ciśnień była wykorzystywana aż do 1978 roku.

Zbudowana przez Schevena przy ul. Wodnej oczyszczalnia ścieków, o wydajności 1.100 m3 na dobę, z systemem osadników zespolonych Imhof z komorą fermentacyjną i poletkami do osuszania osadów, wraz z siecią kanalizacyjną z rur kamionkowych, funkcjonowała do 1995 r.


Józef Rybarczyk z zięciem Edmundem Zawadzkim we wnętrzu pompowni (zwanej wówczas maszynownią), lata 20. Wnętrza pompowni, ok. 1910 r.  Zdjęcia z archiwum rodzinnego Jana Kulczaka.


Pierwsze lata

Funkcję kierownika ówczesny niemiecki Magistrat powierzył 30-letniemu Polakowi, Józefowi Rybarczykowi. Nikt tak jak on nie znał szamotulskich wodociągów, ponieważ jako monter zatrudniony był przy realizacji inwestycji przez firmę Heinricha Schevena z Düsseldorfu. Początkowo miał do dyspozycji trzech maszynistów. We wspomnieniach Mariana Zawadzkiego, wnuka Rybarczyka, zachowały się nazwiska maszynistów z 20-lecia międzywojennego: Musiał, Stachowiak, Szymański. Potem dołączył czwarty – Jóźwiak. Pracowali oni przy pompowaniu i uzdatnianiu wody, odpowiadali za konserwację i naprawy urządzeń, sieci wodociągowej, utrzymywali ład i porządek na terenie zakładu, dbali o zieleń. Do ich obowiązków należało również pobieranie opłat za wodę od mieszkańców miasta. Obsługą kanalizacji zajmowali się, według relacji Zawadzkiego, dwaj pracownicy, pp. Kalotka i Perz. Sprawy finansowe zakładu wodociągów i kanalizacji w latach 20. i 30. prowadził księgowy, który wypracowywał pół etatu w wodociągach, a drugie pół w zakładzie energetycznym. Oba przedsiębiorstwa prowadziła gmina.

Zarówno dyrektor, jak i pracownicy, mieszkali w zabudowaniach zakładu. Mieszkania znajdowały się w obecnym budynku dyrekcji. Niewielki budynek, w którym aktualnie funkcjonuje kasa Oddziału Wodociągów i Kanalizacji ZGK, służył jako zaplecze gospodarcze. Był tam np. chlewik, w którym hodowano świnie.

Zakład, przystosowany do obsługi miasta zamieszkałego przez 6 000 osób (tyle liczyły Szamotuły w 1906 r.), działał sprawnie do 1939 roku. Większą modernizację przeprowadzono w latach 30., kiedy silniki parowe pomp pompujących wodę ze studni głębinowej zastąpiono elektrycznymi. W 1939 roku przedsiębiorstwo obsługiwało 50% mieszkańców miasta.


Architektura wieży ciśnień

Szamotulskie wodociągi zaprojektowano i zbudowano w czasie, gdy Wielkopolska była pod zaborem niemieckim. Nic dziwnego, że projekt realizowała niemiecka firma i to w zgodzie z założeniami obowiązującymi w niemieckiej architekturze użytkowej XIX wieku. Zalecano wówczas, aby budowlom użyteczności publicznej nadawać charakter monumentalny. W wypadku wież wodnych, które stawały się istotnym elementem krajobrazu miejskiego, dokładano szczególnych starań, aby były ozdobą miasta i podkreślały jego prestiż.

Heinrich Scheven był doświadczonym wykonawcą dziesiątek wież ciśnień, wodociągów i kanalizacji. Wypracował charakterystyczny styl: w podobnej cylindrycznej konstrukcji z bębnem wystającym poza obręb trzonu stosował nawiązania stylistyczne do warownych budowli średniowiecza i baroku. W projekcie szamotulskiej wieży skorzystał z rozwiązań znanych głównie w budownictwie romańskim i barokowym.

Cokół wieży o kształcie ośmiokąta wykonany został z kamienia i cegły. Boniowanie, czyli dekoracyjne opracowanie kamiennej ściany z wyeksponowaniem układu kamieni, podkreśla monumentalny charakter budowli. W cokół wkomponowano okna i neobarokowy portal, w którym osadzono drzwi wejściowe z kamiennym gankiem. Z ośmiopolowego, pokrytego ceramiczną dachówką daszku podstawy wyrasta smukły walcowaty trzon wieży. Zwęża się on ku górze, dzięki czemu sprawia mniej masywne wrażenie. Trzon zwieńczony jest bębnem umocowanym na wklęsłym pierścieniu. Niegdyś wewnątrz był stalowy zbiornik wodny typu Barkhausen.

Na wysokości 4. kondygnacji (licząc od piwnicy) wystaje z trzonu niewielki balkon umieszczony na kamiennych wsporni­kach w kształcie wysuniętych zakończeń belek stropowych, czyli krosztynów. Ośmiokątną zasadę konstrukcji podkreślają: pierścienie wąskich neoromańskich i neogotyckich okien na kilku kondygnacjach trzonu oraz prostokąt­nych neobarokowych okien na tarasie widoko­wym, pilastry, to jest filary wtopione w ścianę pomiędzy oknami bębna, nieznacznie odstają­ce od ściany, a także ozdoba kopuły dachu wie­ży – zbudowana na planie ośmiokąta latarnia z metalową iglicą, zapożyczoną z barokowych baszt zamkowych.

Reliefowe ornamenty ro­ślinne na portalu drzwi i pod najwyższym pierścieniem okien trzonu, na­wiązują do baroku. Pierwotnie dach zdobiły cztery lukarny, czyli pionowe okienka doświetlające poddasze. Dziś ich nie ma – zostały zlikwidowane podczas remontu w latach 90. XX wieku.

Szamotulska wieża nie jest budowlą o znaczeniu regionalnym. Liczne po­dobne obiekty (niektóre bliźniacze, wykonane przez tę samą firmę) można do dziś spotkać w Niemczech, na Śląsku, na Pomorzu, Warmii, a nawet w Okręgu Kaliningradzkim.

Szamotulska wieża ciśnień stanowi efekt realizacji naj­nowszych europejskich technologii przełomu XIX i XX wieku, przykład doskonałego rzemiosła budowlanego i architektonicznego. Jej architektura jest wyrazem modnego w tej epoce eklekty­zmu, czyli łączenia ze sobą elementów różnych stylów i epok.


Wieże według tego samego projektu – Trzemeszno, Pisz (woj. warmińsko-mazurskie) i Zielenogradsk (dawniej Cranz) w Okręgu Kaliningradzkim. W 2013 r. w Piszu w przebudowanej górnej części wieży oddano do użytku taras widokowy. W Zielenogradsku remont wieży sfinansował rosyjski biznesmen; urządzono tam muzeum kotów.

Źródła zdjęć:  fotopolska.eu,  http://pisz.wm.pl/51633-178273,Wieza-cisnien-w-Piszu,1249501.html,  http://ilikeloft.ru/upload/iblock/6e7/27944_original.jpg


Józef Rybarczyk z Edmundem Kaniewskim (kierownikiem szamotulskiej elektrowni) i innymi nieznanymi mężczyznami. Zdjęcia z archiwum rodzinnego Jana Kulczaka, lata 20. XX w.



Zdjęcie z archiwum rodzinnego Jana Kulczaka, lata 30. XX w.


Życie rodzinne w cieniu wieży


Józef Rybarczyk (1876-1955) całe swoje dorosłe życie był związany z szamotulskimi wodociągami. Po służbie w wojsku zaborcy wrócił do rodzinnego miasta. W 1900 roku ożenił się z Marią z domu Hetman (1877-1958). Jego domem rodzinnym stał się budynek na terenie zakładu: 3 pokoje z kuchnią, na strychu pomieszczenia gospodarcze. Tam wychowywały się jego dzieci: syn Władysław (1901-1991) i trzy córki: Cecylia (po mężu Zawadzka, 1907-1998), Marta (po mężu Kulczak, 1902-1973) i Leokadia (po mężu Ignasiak, 1909-1995). To w domu na terenie wodociągów odbywały się wesela córek, teren przy wieży ciśnień był naturalnym miejscem spacerów. Za maszynownią (pompownią) znajdował się sad i pasieka. Józef Rybarczyk był zapalonym pszczelarzem, działał w przedwojennym Bractwie Kurkowym i stowarzyszeniu cyklistów. W czasie II wojny rodzina Rybarczyków została wysiedlona z mieszkania, a sam Józef pozbawiony stanowiska kierownika. Zajął je Niemiec Giese, który traktował Józefa Rybarczyka jako prawą rękę, wybronił go nawet przed wywiezieniem do obozu, gdy przypadkiem natrafiono na zakopaną przez Rybarczyka skrzynkę z bronią. W 1943 roku Giese został powołany do armii, a Józef Rybarczyk wrócił na dawne stanowisko. Z funkcji kierownika odwołano go ze względów politycznych w 1950 roku, kiedy to za przygotowywanie ulotek o ‒ jak to wtedy określano ‒ „treściach antypaństwowychˮ aresztowano i skazano jego wnuka Mariana Zawadzkiego (w 1952 r. za działalność konspiracyjną skazano też dwóch innych wnuków: Edwarda Rybarczyka i Edmunda Zawadzkiego). Do śmierci Józef Rybarczyk mieszkał w pokoju na terenie wodociągów.


Zdjęcia w dolnym rzędzie: z lewej i w środku – przy budynku filtrów; z prawej – przed wejściem do budynku mieszkalnego (dziś dyrekcja): Józef Rybarczyk z czworgiem swoich dzieci, synową i zięciami (Władysław i Klara Rybarczykowie, Marta i Stefan Kulczakowie, Cecylia i Edmund Zawadzcy, Leokadia i Władysław Ignasiakowie) oraz z Edmundem Kaniewskim i jego żoną, 1933 r.


Zdjęcia z archiwum rodzinnego Jana Kulczaka, lata 20. i 30. XX w.

Wieża – jeden z symboli Szamotuł i źrodło inspiracji artystycznych


Grafika sitodrukowa Jarosława Kałużyńskiego



Fotografia Andrzeja Bednarskiego



Rzeźba z brązu Arlety Eiben



Statuetka „Wieża” – przyznawana od 2014 r. przez Burmistrza Miasta i Gminy  wybitnym szamotulanom i osobom związanym z Ziemią Szamotulską


Zdjęcia: Andrzej Franke i Tomasz Koryl

VII Samsung Półmaraton, Szamotuły 2017 r. – medale i przedmioty dla zawodników



Inne




Zdjęcia Jan Kulczak

Wieża ciśnień współcześnie


Planów na zagospodarowanie budowli było sporo. Wieżą interesowały się różne szamotulskie organizacje, które chciały mieć tam swą siedzibę. Jest to jednak obiekt nieogrzewany, wymagający dużych inwestycji. Działająca w Berlinie firma turecka planowała na szczycie urządzić restaurację, kilka lat temu bliski realizacji był projekt uruchomienia tam planetarium.

Z wieży roztacza się piękny widok na miasto. Może więc, wzorem Pisza, urządzić tam taras widokowy? Z pewnością potrzebne byłyby na to bardzo duże fundusze, ale na pewno warto by to zrobić. Wieży, która jest jednym z symboli miasta, nie można przecież pozwolić umrzeć.


Zdjęcia Jan Kulczak, 2016 r.


Teksty: Łukasz Bernady i Agnieszka Krygier-Łączkowska

Opracowanie całości – Agnieszka Krygier-Łączkowska


Teksty Łukasza Bernadego pochodzą z książki Rys historii wodociągów w Szamotułach 1906-2006, Szamotuły 2006. Zob. także  http://zgkszamotuly.pl  (zakładka Nasza historia).