About Agnieszka Krygier-Łączkowska

Autor nie uzupełnił żadnych szczegółów
So far Agnieszka Krygier-Łączkowska has created 361 blog entries.

Aktualności – luty 2019

„Zakochani w Szamotułach” – trawa wystawa fotografii Jerzego Walkowiaka (Napoleon Cafe, Szamotuły, ul. Kościelna)

Zdjęcia z tej wystawy prezentujemy jako „Zdjęcia dnia”. Tu chcemy pokazać zdjęcia z serii, którą nazywamy „Szamotuły dawniej i dziś” – ich autorem również jest Jerzy Walkowiak. Widoczny na nich budynek młyna powstał w 1905 r. Pierwszym właścicielem zakładu był Israel Gorzelańczyk, na początku lat 20., kupił go Edward Litwiński , jego firma nosiła nazwę „Polski Młyn Parowy”. Po śmierci Litwińskiego w 1931 r. młyn przeszedł na własność Banku Gospodarstwa Krajowego, w latach 1933-39 zakład dzierżawiła firma „Ceralia” z Poznania. Po II wojnie stał się własnością Skarbu Państwa, wchodził w skład Zespołu Spichrzy i Młynów w Szamotułach (młyn nr 10). Rewitalizację obiektu oraz przebudowę na cele mieszkalne przeprowadzono w latach 2013-14. Jest to teraz bardzo ładna i zadbana część miasta. Przebudowę młyna doceniono w 2016 r. w ogólnopolskich plebiscytach: Bryła Roku 2015 (6. miejsce) i Polska Architektura XXL (1. miejsce w kategorii obiekty mieszkaniowe).



Szamotulscy seniorzy piszą ikony

Zakończyła się 3. edycja warsztatów ikonopisarskich, które dla studentów szamotulskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku prowadzi Jarosław Kałużyński. W minionym semestrze studenci UTW pisali ikony Matki Bożej Kazańskiej (przypominamy, że ikoną tego typu jest szamotulski obraz Matki Bożej Pocieszenia). „Jak widać, każda ikona jest inna, piękna i prawdziwa, bo stworzona z ogromnym zaangażowaniem i pasją” – napisał Jarek Kałużyński. Gratulujemy wszystkim twórcom i ich Mistrzowi.

Warsztaty odbywały się w Muzeum – Zamku Górków.


Szamotulska straż pożarna w latach 30. XX w.

Tradycje ochotniczej straży pożarnej w Szamotułach sięgają 1860 r. Strażnica przez wiele lat mieściła się przy ul. Wodnej obok rzeźni miejskiej. Pierwszy wóz motorowy kupiono dla straży w 1928 r., wcześniej jeżdżono do pożarów wozami zaprzężonymi w konie.
Zdjęcie ze zbiorów Aleksandra Trojanka (1912-1978), przesłał syn Grzegorz Aleksander Trojanek.



17 lutego – dzień kota

Mistrzem w malowaniu kotów był urodzony w Szamotułach Janusz Grabiański (1929-1976) – grafik, ilustrator książek, plakacista. Dzieciństwo spędził we Wronkach, studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie i Warszawie (dyplom w pracowni Jana Marcina Szancera). Zilustrował ponad 100 książek z klasyki polskiej i obcej. Jego ilustracje z kotami można znaleźć w różnych wydaniach (także zagranicznych)  „Kota w butach” braci Grimm, „Wierszach o kotach” T.S. Eliota, „Wierszach dla Kaji” Joanny Kulmowej, książkach Jana Tettera o Ryżym Placku, „Przyjaciołach Konstantego” Adama Augustyna, na wielu pocztówkach i specjalnej serii znaczków.

Prezentowana ilustracja to oczywiście Kot w butach z książki „Baśnie dla dzieci i młodzieży braci Grimm”, wyd. Buchgemeinschaft Donauland, 1963, tempera na kartonie. Zdjęcie za rynekisztuka.pl



Szczepankowo w Polskiej Kronice Filmowej

„Odwiedziny w Szczepankowie”, 1952 r. – to zapewne 1. film z tej miejscowości, położonej 5 km od Szamotuł, w gminie Ostroróg. To nie tylko skarb dla lokalnej społeczności, ale także utrwalony na taśmie filmowej nasz folklor i świadectwo historii początku lat 50. Młodzi pracownicy Zakładów Przemysłu Metalowego im. J. Stalina (taką nazwę nosiły wówczas zakłady H.Cegielskiego) jadą do Szczepankowa „zacieśnić braterską więź z młodzieżą chłopską”. „Zlot”, który zapowiada  lektor Andrzej Łapicki, to spotkanie młodzieży, które odbyło się w lipcu 1952 r. w Warszawie (Zlot młodych przodowników pracy i budowniczych socjalizmu). Zespół folklorystyczny ze Szczepankowa prowadziła Gabriela Tomaszkowa – nauczycielka w szamotulskim liceum i bardzo aktywna działaczka społeczna.

Fragment Polskiej Kroniki Filmowej 30/1952 (data wydania 16.07.1952)


Koncert karnawałowy w szamotulskiej szkole muzycznej

Koncerty karnawałowe w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia im. Wacława z Szamotuł stają się już tradycją. W tegorocznym koncercie z orkiestrą smyczkową  Capella Samotulinus pod dyrekcją Remigiusza Skorwidera wystąpili soliści: Wojciech Kubica (fortepian), Joanna Szynkowska vel Sęk (sopran), Paweł Kuźniak (trąbka), Piotr Strugała (akordeon) i Marcelina Dera  (skrzypce) – 12-letnia uczennica szamotulskiej szkoły muzycznej, zdobywczyni wielu nagród na konkursach muzycznych oraz zwyciężczyni ubiegłorocznej edycji konkursu „Szamotuły – miejsce dla talentów”.


Baszta Halszki (2015) – obraz Wiery Kalinowskiej

Wiera Kalinowska urodziła się w 1966 r. we Lwowie w rodzinie polskiej. Ukończyła Szkołę Sztuki i Rzemiosła we Lwowie w 1980 r., a w 1989 r. – Kijowski Państwowy Instytut Artystyczny (obecnie Narodowa Akademia Sztuki i Architektury). W latach 1989-1993 odbyła kurs podyplomowy w Akademii Sztuki w Sankt-Petersburgu (kierunek: Konserwacja sztuki, specjalizowała się w konserwacji fresków i polichromii ściennej). Od 1996 r. zajmuje się grafiką i malarstwem tradycyjnym i grafiką komputerową (ilustracje książek). Jej ulubione techniki tradycyjne to pastele i akwarela. Prowadzi warsztaty artystyczne i warsztaty sztuki ludowej. W 2018 r. przeprowadziła się do Polski; mieszka i twórczo pracuje w Bytomiu. Jest członkiem Związku Polskich Artystów Malarzy i Grafików oraz międzynarodowej grupy twórców „Złota linia”. Na koncie ma ponad 20 wystaw indywidualnych i zbiorowych. Jej prace znajdują się w kolekcjach prywatnych i państwowych w Polsce, Ukrainie, Kanadzie, Izraelu, Włoszech, Czechach, Niemczech i Australii.

Malarka w Szamotułach nigdy nie była (otoczenie baszty na jej obrazie wygląda inaczej niż w rzeczywistości), współpracowała z Łukaszem Bernadym jako ilustratorka książki Międzychód – legendy, podania, gawędy.


Szamotuły, 11.02.2019

LUTY 2019

IMPREZY I KONCERTY

Trwające

Akordeony Pawła Nowaka – wystawa, Muzeum-Zamek Górków w Szamotułach


Minione


KINO

Aktualności – luty 20192025-01-30T14:26:39+01:00

ks. Henryk Szklarek

Wierny Bogu, Ojczyźnie i ludziom

Na początku 2019 roku zrodziła się inicjatywa, aby patronem jednej z ulic w Szamotułach został ks. Henryk Szklarek-Trzcielski. W podpisywanej petycji można przeczytać: „Był skromnym człowiekiem, zawsze skłonnym do pomocy, niezłomnym patriotą, pracującym dla dobra kraju i Szamotuł. Ks. Szklarek-Trzcielski był obywatelem naszego miasta i jego zasługi dla naszego kraju i miasta są bezsporne”.

Michał i Jadwiga (z domu Bielska) Nowakowie – dziadkowie ks. Szklarka

Jan Szklarek-Przygodzicki, 1914 r.

Jan i Józefa (z domu Nowak) Szklarkowie z córką Haliną, 1922 r.

Ignacy i Maria (z domu Strawińska) Nowakowie, 1927 r. (brat matki, dr nauk med., ginekolog, ordynator szpitala w Chorzowie, poseł na Sejm w latach 1930-38)

1934 r., obok ks. Szklarka stoi ojciec, z przodu klęczą brat Edward i siostra Halina

Henryk Szklarek przyszedł na świat 19 lipca 1908 r. w leśniczówce Polesie koło Pakosławia (powiat nowotomyski). Ojciec był leśniczym, przed I wojną pracował w powiecie nowotomyskim: Szklarce Trzcielskiej koło Miedzichowa i wspomnianym Polesiu. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości pełnił funkcję nadleśniczego w Klemensowie koło Wielonka (gmina Ostroróg), w dobrach Kwileckich z Dobrojewa, potem na jakiś czas został delegowany do Wejherowa i powrócił do pracy w Klemensowie. Z małżeństwa z Józefą z domu Nowak przyszło na świat pięcioro dzieci: Władysław, Henryk, Aleksander, Halina (później Kozłowska) i Edward.

Kiedy Henryk miał 15 lat, rodzinę spotkało nieszczęście – na dyzenterię zmarła matka i najstarszy syn, wówczas uczeń szamotulskiego gimnazjum. Ojcu w wychowaniu i kształceniu dzieci w niezwykły sposób zaczęli pomagać bracia zmarłej żony. Henrykiem opiekował się najpierw ks. Antoni Nowak – proboszcz z Biezdrowa, a po jego śmierci, już w czasach nauki seminaryjnej, zajął się nim Ignacy Nowak – lekarz z Chorzowa. Młodszego brata – Aleksandra wychowywał z kolei Franciszek Nowak – nadleśniczy z Kąt koło Murowanej Gośliny.


Henryk Szklarek, 1929 i 1934 r. (z prawej zdjęcie ofiarowane Antoniemu Cieciorze – koledze z lat szkolnych i seminaryjnych)


W Szamotułach Henryk uczył się najpierw w Miejskiej Szkole Przygotowawczej, która znajdowała się w budynku przy ul. Poznańskiej (w późniejszych latach budynek należał do gimnazjum, potem do szkoły zawodowej, obecnie to własność prywatna). Szkoły tego typu uczyły na poziomie pierwszych klas szkół powszechnych i przygotowywały uczniów do pójścia do – wówczas ośmioklasowego i kończącego się maturą – gimnazjum. Henryk Szklarek – podobnie jak w tamtych latach inni uczniowie spoza Szamotuł – mieszkał na stancji, maturę zdał w 1929 roku. W 1990 roku, już na emeryturze, z wielką energią włączył się w działania Stowarzyszenia Wychowanków  Gimnazjum i Liceum im. ks. Piotra Skargi. Wielokrotnie bardzo ciepło wspominał swoich dawnych nauczycieli. Cenił sobie nie tylko wysoki poziom kształcenia szamotulskiego gimnazjum (wówczas Państwowego Gimnazjum Humanistycznego), ale także postawę moralno-religijną grona profesorskiego. Z rocznika maturalnego Henryka Szklarka księżmi zostali także Antoni Cieciora i Alojzy Sławski.


Prymicje ks. Henryka Szklarka, 18.06.1934 r., Wroniawy


Rodzina Szklarków dobrze znała się z ówczesnym proboszczem jedynej szamotulskiej parafii – ks. Bolesławem Kaźmierskim. Ks. Kaźmierski wielokrotnie odwiedzał ich w Klemensowie, był kolegą seminaryjnym wuja Antoniego Nowaka, a sam Henryk i jego bracia byli w kolegiacie ministrantami.

Po maturze Henryk Szklarek studiował teologię – najpierw w Seminarium Duchownym w Gnieźnie, a potem w Poznaniu, święcenia kapłańskie otrzymał w 1934 roku. Do wybuchu II wojny był wikariuszem w kilku różnych parafiach: Kamionnej koło Międzychodu, na poznańskich Winiarach, w Rydzynie, Rozdrażewie i Rogoźnie, dokąd trafił w 1939 roku.


Ks. Szklarek jako wikariusz parafii św. Stanisława Kostki (Poznań Winiary) z członkiniami Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej, 1935 r.


Miejsce pobytu zadecydowało o powołaniu ks. Szklarka na kapelana Obornickiego Batalionu Obrony Narodowej. Przed wkroczeniem Niemców schronił się w Budziszewicach koło Skoków; nie wrócił już do Rogoźna, gdzie groziło mu aresztowanie, lecz zamieszkał w Poznaniu i przed poszukującym go Gestapo ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem (Henryk Szymański). 7 września w Łankowicach koło Kcyni Niemcy rozstrzelali ojca Henryka – Jana, który od 1929 roku prowadził tam gospodarstwo rolne, w 1943 roku w Bielinach nad Sanem zginął także brat Aleksander (pseudonim „Lech”) – dowódca niewielkiego oddziału partyzanckiego Armii Krajowej, z zawodu leśniczy. W kampanii wrześniowej brał udział także brat Edward i – jako sanitariuszka – siostra Halina, oboje walczyli potem również w Powstaniu Warszawskim.

W Poznaniu Henryk Szklarek od razu włączył się w prace konspiracyjne. 8 grudnia 1939 roku w jego poznańskim mieszkaniu na tyłach kościoła przy ul. Dominikańskiej zawiązano tajną organizację pod nazwą Wojsko Ochotnicze Ziem Zachodnich. Organizacja ta pod dowództwem kpt. Leona Komorskiego zjednoczyła powstałe po klęsce wrześniowej mniejsze organizacje zbrojne działające na tym terenie. Ks. Szklarek pełnił funkcję naczelnego kapelana WOZZ.

W 1940 roku – w sytuacji zagrożenia dekonspiracją – części członków organizacji, wśród nich ks. Szklarkowi, udało się przedostać do Generalnego Gubernatorstwa. W styczniu 1941 roku zamieszkał w Warszawie i jako Henryk Szmytkowski sprawował posługę kapłańską na cmentarzu bródnowskim.

Dzięki spotkaniu z płk. Rudolfem Ostrihanskym, komendantem Okręgu Poznańskiego Związku Walki Zbrojnej, ks. Henryk nawiązał kontakt z tą organizacją i został kapelanem ZWZ (późniejszej Armii Krajowej) przy naczelnym dziekanie ks. płk. Tadeuszu Jachimowskim. W latach 1941-44 był także łącznikiem ks. ppłk. Romana Mielińskiego, dziekana Obszaru Zachód – Poznań z dowódcą Korpusu Zachodniego, Zygmuntem Łęgowskim. Ks. Szklarek w 1942 r. otrzymał awans na majora, a w czasie powstania został podpułkownikiem. W konspiracji używał pseudonimów „Mrówka”, „Trzcielski”, a w powstaniu „Rogoziński”. Od 1958 roku „Trzcielski” było oficjalnie drugim członem jego nazwiska.


Ranny w Powstaniu Warszawskim ks. Henryk Szklarek z siostrą Haliną, 1944 r.


W chwili wybuchu Powstania Warszawskiego ks. Szklarkowi zostało powierzone zadanie zorganizowania duszpasterstwa powstańczego na Starówce. Dzięki niezwykłej ofiarności i zaangażowaniu został dziekanem Grupy Północ, która działa w okresie od 7 sierpnia do 5 września 1944 r. Ks. Szklarek wspierał duchowo powstańców, organizował posługę rannym w szpitalach. Wspomnienia z tego okresu spisał w grudniu 1946 roku w 16-stronicowym maszynopisie „Mój udział w Powstaniu Warszawskim 1944 r.” 20 sierpnia 1944 r. podczas odprawiania polowej mszy dla powstańczych oddziałów przy ul. Bielańskiej został ciężko ranny odłamkiem, najpierw przebywał w szpitalu polowym, a po upadku Starówki w szpitalu na Woli. 3 września 1944 roku został odznaczony Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari V klasy.

W listopadzie 1944 Niemcy załadowali ks. Szklarka wraz z innymi rannymi powstańcami i wieźli ich w niewiadomym kierunku. W Piotrkowie Trybunalskim udało mu się uciec i uniknąć niewoli. Wrócił do Wielkopolski i po wyzwoleniu Rogoźna spod okupacji hitlerowskiej – z polecenia biskupa Walentego Dymka – został tymczasowym proboszczem w tym mieście. 15 lutego, gdy walki o stolicę Wielkopolski jeszcze trwały, ks. Szklarek na pożyczonym rowerze damskim przybył z Poznania do Rogoźna i na nowo zajął się organizacją życia religijnego w tym mieście.

Chociaż żywił ogromną niechęć do Armii Czerwonej i wszelkich prób podporządkowania Polski Związkowi Radzieckiemu, udało mu się nawiązać dobrą relację z sowieckim komendantem miasta Władimirem Lepieninem. Komendant zaufał ks. Szklarkowi na tyle, że sam przyznał się przed nim do wiary, ostrzegł przed oficerami NKWD, ułatwił opróżnienie kościoła św. Wita ze zgromadzonych tam przez Niemców materiałów budowlanych, a także przekazał klucze do dawnego kościoła ewangelickiego i pastorówki. Ks. Szklarek uruchomił oba kościoły, drugi z nich został przystosowany do potrzeb świątyni katolickiej i erygowany jako kościół św. Ducha. Przywrócił nauczanie religii, na nowo zorganizował działalność miejscowego koła „Caritasu”, które wydawało posiłki najbiedniejszym, oraz Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży.


Od lewej: ks. Nikodem Nowaczyński, ks. biskup Walenty Dymek, ks. Henryk Szklarek i ks. Aleksander Przygodzki, X 1952 r.

Poznań, 1940 r.

Ołtarzyk polowy ks. Szklarka, ekspozycja Muzeum Regionalnego w Rogoźnie

Ks. Szklarek przy swojej sutannie z czasów II wojny, Muzeum Regionalne w Rogoźnie, 1995 r. Zdjęcie Małgorzata Skwisz

Ks. Henryk Szklarek jako były dziekan Grupy Północ w Powstaniu Warszawskim, 18.06.1957 r.

Ks. Henryk z opaską Armii Krajowej

Ks. Henryk w 100. urodziny


Zdjęcia archiwalne udostępnione przez Małgorzatę Skwisz i Ewę Prange

Działalność księdza wkrótce napotkała trudności. Nowej władzy zwłaszcza nie podobały się kazania ks. Szklarka, w których wprost  przeciwstawiał się komunizmowi. Wiosną 1946 roku doszło do karnego przeniesienia księdza do parafii w Ludomach (gmina Ryczywół). Mieszkańcy Rogoźna odprowadzili go w spontanicznym pochodzie z plebanii na dworzec kolejowy.

W czasie posługi w parafii św. Jana Chrzciciela w Ludomach, wsi liczącej obecnie ok. 500 mieszkańców, ks. Szklarek zorganizował, m.in., dom księży emerytów i doprowadził do powstania ośrodka zdrowia. Po jednym z jego długich patriotycznych kazań dnia 15 września 1952 roku został zatrzymany przez władze bezpieczeństwa. W trwającym 7 miesięcy śledztwie wobec księdza Henryka stosowano okrutne metody: polewano go lodowatą wodą, bito, kopano, głodzono, a przesłuchania trwały kilkanaście godzin dziennie. Sąd Wojewódzki skazał go na 3 lata więzienia, na mocy amnestii wyrok został zmniejszony do 1,5 roku. Karę więzienia ks. Szklarek odbywał w Poznaniu przy ul. Młyńskiej. Nadal czuł się nękany fizycznie i psychicznie. Odmawiano mu widzeń, starano się upokorzyć, a stosowany regulamin przypominał obozy koncentracyjne.   

Wolność ks. Szklarek odzyskał wiosną 1954 roku. Mimo starań władz kościelnych w Poznaniu przez 4 lata nie mógł objąć żadnej placówki kościelnej w Wielkopolsce i za poradą ks. biskupa Dymka na kilka lat zmienił diecezję. Krążył po Polsce; pracował jako kapłan w Warszawie, Lublinie, w Biernatkach koło Legnicy, Chorzowie i Wiśle. Potem – już w Wielkopolsce –  pomagał w poznańskich parafiach na Górczynie i Dębcu, w Gostyniu i Ostrowie Wielkopolskim.

Wydział do Spraw Wyznań w Poznaniu na pełnienie funkcji kościelnej pozwolił ks. Henrykowi dopiero w 1966 r. Został wówczas proboszczem parafii św. Jadwigi w Wilczynie (gmina Duszniki). Funkcję tę sprawował do przejścia na emeryturę w 1984 roku.


Spotkanie księży wyświęconych w 1934 r,. Pleszew 1971


Lata osiemdziesiąte były okresem współpracy ks. Szklarka-Trzcielskiego z opozycją. W stanie wojennym wspierał finansowo i radą internowanych, w domach wygłaszał patriotyczne wykłady na temat historii Armii Krajowej. W Szamotułach wykłady te odbywały się między innymi w domu Aleksandra Grochowicza, który jest inicjatorem upamiętnienia osoby księdza jako patrona szamotulskiej ulicy.

W 1985 roku zamieszkał w Gałowie pod Szamotułami, a po jedenastu latach przeniósł się do rodziny w Szamotułach. Jako ksiądz emeryt pomagał w parafii św. Krzyża, odprawiał msze, udzielał sakramentów, prowadził pogrzeby. W artykułach dotyczących powojennej działalności ks. Szklarka można znaleźć informacje, że jego kazania trwały godzinę. W Szamotułach było podobnie, ale ludzie wspominają, że zawsze były one ciekawe, bo ksiądz był świetnym gawędziarzem.

Przede wszystkim pamięta się o księdzu Szklarku-Trzcielskim jako o człowieku niesłychanie ciepłym, zawsze mającym czas na rozmowę, starającym się każdego zrozumieć i troszczącym się o innych. Kiedy było trzeba, sam wyrywał z pobocza chwasty, żeby dzieci mogły tamtędy bezpiecznie przejść. W czasie spowiedzi potrafił powiedzieć: „Taki mróz, a ty bez czapki”. Miał duże poczucie humoru, jego kieszenie zawsze pełne były cukierków, którymi chętnie częstował. Potrafił łączyć to, co duchowe, z praktycznym spojrzeniem na życie.

W 2001 r. otrzymał awans na pułkownika rezerwy. W 2009 r. prezydent Lech Kaczyński nadał ks. Henrykowi Szklarkowi-Trzcielskiemu Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla niepodległości kraju. W  imieniu prezydenta order  wręczył księdzu w jego mieszkaniu w Szamotułach Andrzej Duda, ówczesny podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta. Z okazji 100. rocznicy urodzin ks. Henryka mszę w jego mieszkaniu odprawił ks. arcybiskup Stanisław Gądecki.

Zmarł w Szamotułach 18 grudnia 2010 roku w wieku 102 lat i został pochowany na miejscowym cmentarzu. W ostatniej drodze księdzu Henrykowi towarzyszyła rodzina, duchowieństwo z ks. arcybiskupem Gądeckim, przedstawiciele władz, delegacje oraz licznie przybyli szamotulanie. W uroczystościach pogrzebowych uczestniczyła kompania honorowa, wystawiona przez Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu, oraz Orkiestra Reprezentacyjna Sił Powietrznych z Poznania.

Agnieszka Krygier-Łączkowska

100. urodziny ks. Henryka Szklarka – msza św. w domu i kościele św. Krzyża. Zdjęcia Małgorzata Skwisz

Pogrzeb – 22.12.2010 r. Zdjęcia Małgorzata Skwisz

Szamotuły, 09.02.2019

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Od urodzenia związana z Szamotułami. Polonistka (jak mama) i regionalist(k)a (jak tata).

Dr nauk humanistycznych, redaktor i popularyzator nauki. Prezes Stowarzyszenia WOLNA GRUPA TWÓRCZA, wiceprezes Szamotulskiego Stowarzyszenia Charytatywnego POMOC.

ks. Henryk Szklarek2025-01-03T20:59:55+01:00

Irena Kuczyńska, Studniówka 1967

Irena Kuczyńska

Biała bluzka, tapirowane włosy i pierwsze buty na obcasie, czyli moja studniówka z lat 60.

Pewnie nie uwierzycie, że był taki czas, kiedy na studniówkach strojem balowym była granatowa spódniczka i biała bluzka albo czarna sukienka z białym kołnierzykiem. W takim właśnie stroju wystąpiłam na swojej studniówce w Liceum Ogólnokształcącym w Szamotułach w styczniu 1967 roku. Zabawa, jak zawsze w tamtych czasach, odbywała się w budynku szkoły. 

Mój strój uzupełniały półszpilki, pierwsze w życiu. I fryzura zrobiona w modnym w latach 60. zakładzie fryzjerskim „Krystyna”. Nawijane na wałki loki, tapir i haczyki nad uszami. Wszystkie byłyśmy takie eleganckie. My z XI B miałyśmy te półszpilki, ale dziewczyny z równoległej XI A, miały zwyczajne płaskie buciki. Ich wychowawczyni nie dała się przekonać do szpilek.

Studniówka w latach 60. tym różniła się od zwykłej szkolnej zabawy, że trwała (chyba) do 22.00, a najwyżej do północy. Dokładnie nie pamiętam. No i tym, że można było mieć fryzurę od fryzjera i te buty. Ale odbywała się w szkole, w auli, udekorowanej na tę okoliczność bibułkami.

Nie było też żadnej kolacji, żadnej kawy czy herbaty. Być może popijali kawę profesorowie, którzy siedzieli przy długim stole pod oknem i przyglądali się zabawie. Wśród nich na pewno był Józef Śmigielski – nasz wychowawca w klasach VIII-X, Teodozja Bąkowa i Rafał Pisula, którzy byli naszymi wychowawcami w klasie maturalnej.

Oczywiście, byli przez maturzystów zapraszani do tańca. Dziewczyny prosiły do tańca profesorów. Ja na pewno poprosiłam do tańca mojego ulubionego profesora matematyki Władysława Paśkę. W klasie się śmiali, że załatwiam sobie ocenę z matmy, która była moją piętą achillesową. Ale to nie była prawda. Lubiłam „Władka” i chyba z wzajemnością. Na pewno tańczyłam z moim ulubionym „Trąbolem”, czyli Konradem Roszczakiem – panem od przysposobienia obronnego. Czy poszłam po dyrektora Stanisława Krzyśkę? Być może tak, bo też się lubiliśmy.

Panie profesorki były wyprowadzane na parkiet przez chłopaków. Także oni wyglądali bardzo elegancko. Wszyscy mieli nowe garnitury, białe koszule i krawaty. Ten strój był już kupiony na maturę. Do dobrego tonu należało zaproszenie do tańca profesorów. Nie wypadało, żeby goście, przez nas na studniówkę zaproszeni, siedzieli i nie tańczyli.

Może to zabrzmi banalnie, ale w latach 60. w szkole średniej przestrzegano dobrych manier. Zapraszania pań do tańca z ukłonem, odprowadzanie po tańcu z ukłonem i podziękowaniem za taniec.


Takie tarcze uczniowie szamotulskiego ogólniaka nosili do końca lat 70.


Na studniówce obowiązywał regulamin szkolny. Wszyscy chłopcy mieli na rękawach tarcze szkolne. Pamiętam do dziś jedno ze studniówkowych haseł: „U nas nawet na zabawie, trza mieć tarczę na rękawie”. Wracając do jedzenia, to na pewno były pączki, albo jakieś inne ciastka, które (chyba) roznosiły na tacach mamy z komitetu rodzicielskiego. A może się je brało w bufecie urządzonym w klasie przy auli?

Oczywiście był program artystyczny, który przygotowywali uczniowie. Byłam w zespole, przygotowującym program. Jak dziś pamiętam, że przedstawienie było podsłuchiwaniem i podpatrywaniem tego, o czym się mówi w pokoju nauczycielskim. W pamięci została mi wielka (może obciągnięta papierem) rama z wielką dziurką od klucza. Z jednej strony uczniowie, z drugiej też uczniowie, udający profesorów.

No i tańce, bo one były najważniejsze. Poloneza nie pamiętam. Może był, może go nie było. Co się tańczyło w latach 60.? W 1967 hitem były przeboje Piotra Szczepanika Puste koperty, Goniąc kormorany… Tańczono w parach. Był też twist, a jakże! Ale wszystko tańczyło się w parach. Raczej nie pamiętam tańców w kółeczkach.

Pamiętam emocje, kiedy zespół zaczynał grać. Spod męskiej ściany ruszali ku żeńskiej ścianie chłopcy. Każda czekała, kto ją zaprosi do tańca. I czy będzie to ten, który się podoba. Można było, oczywiście, odmówić, ale raczej się tańczyło. Nawet jeśli partner deptał po nogach, bo słoń mu na ucho nadepnął.

O i jeszcze jedno! Były tak zwane białe walczyki i białe tanga, kiedy to dziewczyny zapraszały do tańca chłopaków. I trzeba było się śpieszyć, żeby upatrzonego chłopaka koleżanka nie sprzątnęła sprzed nosa. Były też szkolne pary. One tańczyły tylko ze sobą, no i z profesorami. Czasem znikały na chwilę i szukały samotności na szkolnych korytarzach.

Z kim się bawiły dziewczyny z dwóch żeńskich klas? Z maturzystami zaproszonymi z Technikum Mechaniczno-Elektrycznego we Wronkach. Przyjeżdżali ze swoimi opiekunami, aby bawić się z nami. Tydzień później my jechałyśmy do Wronek na ich studniówkę.

O osobach towarzyszących nikt nawet nie myślał. Jeśli dziewczyna miała sympatię w niższej klasie, to kombinowała, żeby wszedł na imprezę jako delegat samorządu klas młodszych.

Późnym wieczorem impreza się kończyła. Nazajutrz w auli przy muzyce tego samego zespołu bawiły się klasy młodsze. A my od studniówki do matury nosiliśmy (kto chciał) zielone koniczynki wycięte z filcu. Na szczęście…


Oprócz studniówek były też komersy (bale maturalne). Na zdjęciu z lewej komers w szamotulskim LO, 1958 r. Od lewej siedzą nauczyciele: Gabiela Tomaszkowa, Aldona Grabarczyk, Ewa Budzyńska (później Krygierowa), Elwira Dobkowiczowa i Konrad Roszczak.

Zdjęcie z prawej: Ewa Krygier i Rafał Pisula (studniówka w 1972 r.)

Szamotuły, 01.02.2019

W tym budynku Liceum Ogólnokształcące im. ks. Piotra Skargi (przed wojną Państwowe Gimnazjum Humanistyczne) mieściło się w latach 1919-1976

Okna auli szkoły

Zdjęcia współczesne Jan Kulczak i Andrzej Bednarski


Zabawa karnawałowa uczniów liceum, 1956 r.

„Wspomnienie. Jest rok 1956. Karnawałowy bal kostiumowy w szamotulskim Liceum. Konkurs walca. Tańczymy. On frak, cylinder, białe rękawiczki. Ja w babcinie, brukselskie koronki odziana. W zuchwalstwie młodości jestem królową nocy, on przybyszem z odległej planety, nie chłopcem z tej samej ulicy. Połączył nas czar… Wygraliśmy tort. Niesiony tanecznie, spłynął po schodach, jak ciąg dalszy muzyki. Powiedziałeś: lekko przyszło, lekko poszło. Tak, Wojtku, Ciebie już nie ma, ja nie tańczę. Tylko walczyk pobrzmiewa do dziś…ˮ

Maria Osińska z domu Zielińska, szamotulanka mieszkająca w Suwałkach, na zdjęciu w środku pierwszego rzędu. Jej taneczny partner – Wojciech Piechota, polonista i wroniecki regionalista, zmarł w 2008 r.

Ta sama zabawa, przed wejściem do auli. Pierwszy z lewej Konrad Roszczak

Zdjęcia z archiwum Jana Kulczaka

Zapraszamy do przeczytania wspomnień Ireny Kuczyńskiej http://regionszamotulski.pl/budynek-dawnego-liceum/.

Irena Kuczyńska z domu Leśna

Urodzona w Ostrorogu, absolwentka szamotulskiego liceum (1967).

Emerytowana nauczycielka języka rosyjskiego w pleszewskim liceum, dziennikarka, blogerka

Irena Kuczyńska, Studniówka 19672025-01-03T21:01:21+01:00

Wyzwolenie Szamotuł spod okupacji niemieckiej – kronika Szkoły Podstawowej nr 2

Wyzwolenie Szamotuł spod okupacji niemieckiej

(zapis w kronice Szkoły Podstawowej nr 2)

Wydarzenia istotne dla danych społeczności przedstawiają i oceniają z perspektywy czasu historycy. Ogromne znaczenie mają jednak także relacje ludzi współczesnych, pisane bez dystansu, odzwierciedlające emocje i nadzieje tamtego czasu.

Dawne kroniki Szkoły Podstawowej nr 2 (wcześniej nazywanej elementarną szkołą katolicką i publiczną szkołą powszechną) pisali jej kierownicy. W latach 1929-47 robiła to ówczesna kierowniczka Antonina Nowicka (1891-. Jej zapisy są bardzo szczegółowe i nie ograniczają się do prezentowania wydarzeń związanych z życiem szkoły. Kronika Szkoły staje się w pewnym sensie kroniką miasta.



Ucieczka Niemców przed zbliżającym się wojskiem rosyjskim rozpoczęła się w sobotę, dnia  20 stycznia 1945 r. Już od rana przejeżdżały przez miasto samochody i wozy z uciekinierami. Wieczorem tego samego dnia, zebrali się Niemcy miejscowi z tobołami i walizkami w Rynku i tam czekali przy silnym mrozie na wozy, które miały ich zawieźć do Niemiec. Przez dni następne sunęły się potem bezustannie ulicami miasta ciężko naładowane wozy z uciekającymi Niemcami. Polacy patrzeli na to z radością pełni nadziei lepszego jutra. I dziwnie w czasie okupacji niejeden z Polaków życzył sobie nadejścia chwili takiej, gdy będzie mógł równą miarą oddać za krzywdę swą komukolwiek bądź z Niemców. A teraz , gdy Niemcy byli słabi i przestraszeni, żadna ręka Polaka nie podniosła się na nich. Litość schwyciła za serce na widok zmarzniętych półżywych od mrozu i głodu dzieci niemieckich. I niejedna matka Polka dająca się uwieść czysto ludzkim współczuciem podała mleka lub gorącej kawy dzieciom wroga, który nie miał litości dla dzieci polskich.


Antonina Nowicka na zdjęciach z kroniki szkolnej – 1937 i 1947 (na pierwszej fotografii 1. z prawej, na drugiej 3. z lewej)


W niedzielę, dnia 21 stycznia 1945 odbyło się w mieszkaniu p. Jana Ciupki pierwsze tajne zebranie, na którym omówiono wszystkie sprawy dotyczące zorganizowania władz polskich. Już w poniedziałek dnia 22 stycznia po ucieczce policji niemieckiej przystąpili p. Jan Ciupka i nauczyciel p. Józef Scholl, syn śp. Burmistrza Konstantego Scholla, za zgodą Gestapo do zorganizowania milicji obywatelskiej, nazwanej przez Gestapo „Polnischer Ordnungdienst” . Nauczyciel p. Henryk Przybylski rozpoczął w tym samym dniu organizowanie powiatowego urzędu aprowizacyjnego i gospodarczego.

Dnia 26 stycznia nareszcie nadszedł dzień oswobodzenia  miasta spod okupacji niemieckiej. Walka trwała krótko. O godzinie 17.30 wkroczyły na ul. Lipową i Nowowiejską pierwsze czujki armii rosyjskiej. Rynek został obsadzony o godzinie 18.45. O godzinie 20.00 rozpoczęła się na ulicy Dworcowej i w Rynku ostra strzelanina, gdyż w tej chwili dwa czołgi niemieckie przedzierały się przez Rynek. Mały oddział Niemców podszedł pod ratusz i kilkunastu SS-manów wyskoczyło z przyległych domów. Niedługo trwała ta walka.  O godzinie 21.00 już Szamotuły były wolne i żołnierze radzieccy opanowali miasto przywitani radośnie przez Polaków. W dniach następnych przemaszerowały przez miasto, owacyjnie przyjmowane oddziały piechoty i siły zmotoryzowane armii rosyjskiej.

Dnia 28 stycznia przybył do miasta major rosyjski Kazanow. Przywitał go Józef Scholl w imieniu komitetu obywatelskiego. Na jego zarządzenie została kolegiata otwarta. Ksiądz proboszcz Zamysłowski odprawił mszę świętą dziękczynną (o ks. Tadeuszu Zamysłowskim z Otorowa, który w czasie, gdy Niemcy zamknęli inne kościoły, posługiwał także w Szamotułach, można przeczytać w tekście  http://regionszamotulski.pl/wojenne-losy-kwiatkowskich-z-otorowa/).

Dnia 2 lutego odbyło się w starostwie zebranie konstytucyjne władz. Na zebraniu tym był obecny komendant wojenny powiatu major Bronikow.

Wybrano:
nauczyciela p. Józefa Scholla – starostą powiatowym
p. Franciszka Fabisa – pierwszym zastępcą starosty
p. Ludwika Szuflaka – drugim zastępcą starosty
p. Andrzeja Polusa – burmistrzem miasta Szamotuł
p. Grońskiego – zastępcą burmistrza
p. Wacława Szemborskiego – komendantem powiatowym milicji obywatelskiej
Tadeusza Rataszewskiego – kierownikiem urzędu skarbowego
p. Gerarda Kaczmarka – inspektorem szkolnym
p. Bredowa – komendantem miejskiej milicji obywatelskiej
p. Henryka Przybylskiego – kierownikiem powiatowego urzędu gospodarczego.

Dnia 3 lutego uruchomiono urząd pocztowy elektrownię i wodociągi. Dnia 5 lutego ogłoszono odezwę do nauczycielstwa z podpisami inspektora szkolnego p. Kaczmarka i starosty p. Scholla. Nauczycielstwo mieszkające w Szamotułach lub okolicy zgłosiło się natychmiast do pracy, za którą tęskniło przez pięć i pół roku niewoli.

W innych źródłach można znaleźć informację, że Niemcy planowali pierwotnie wysadzić zakłady przemysłowe i mosty. W czasie walki na terenie miasta zginęło ok. 18 Niemców oraz (od zabłąkanej kuli) jedna Polka.



W Szamotułach za 1. dzień wolności po zakończeniu okupacji niemieckiej uznano 27 stycznia. Taką nazwę nadano ulicy (bocznej od Kiszewskiej). W 2018 r. – dla uczczenia powstania wielkopolskiego – zmieniono ją na 27 Grudnia 1918 r. Zastosowano tu ustawę dekomunizacyjną z 2016 r., nakazującą, by osoby, wydarzenia i daty związane z komunizmem nie były upamiętniane w nazwach ulic.

Szamotuły, 27.01.2019

Wyzwolenie Szamotuł spod okupacji niemieckiej – kronika Szkoły Podstawowej nr 22025-01-10T13:14:32+01:00

Szamotuły nieszablonowo w obiektywie Piotra Mańczaka

W obiektywie Piotra Mańczaka

Szamotuły nieszablonowo

(zdjęcia z lat 2009-2014)

Piotr Tomasz Mańczak tak pisze o swojej pasji fotograficznej:

Fotografuję od zawsze. Naprawdę.

W każdym razie czasów przed zrobieniem pierwszego zdjęcia nie pamiętam.

Wciśnięcie spustu migawki może być zwykłą, mechaniczną czynnością. Ale może też być bramą przenoszącą do innego wymiaru. Fotografując, często znajduję się na krawędzi dwóch różnych rzeczywistości. Pokonywaniu granicy, która je oddziela, poświęcam swoje życie. Moja droga jest więc nieustannym poszukiwaniem. Wówczas tworzą się kształty, kolory i całe nowe światy. Te, które są, te, które były i te, które się dopiero przeczuwa.

Więcej zdjęć można zobaczyć na dwóch autorskich stronach:

https://www.fotoimpresje.com.pl/  i  https://www.fotoszamotuly.pl/

Szamotuły, 23.01.2019

Szamotuły nieszablonowo w obiektywie Piotra Mańczaka2025-01-07T10:39:49+01:00

Irena Kuczyńska, Moi Dziadkowie – Józefa i Wincenty Ratajczakowie

Irena Kuczyńska

Moi Dziadkowie – Józefa i Wincenty Ratajczakowie

Z okazji Dnia Babci i Dziadka wspominam moich dziadków po kądzieli: Józefę i Wincentego Ratajczaków – rodziców mojej Mamy Ireny.

Na szczęście zachowały się zdjęcia nie tylko dziadków, ale też pradziadków. Rodzice mojego dziadka, Marianna i Andrzej Ratajczakowie, mieszkali w Kluczewie koło Ostroroga. Pradziadek Andrzej był fuszpanem (powoził karetą dziedzica w majątku w Kluczewie). Wychowali dziesięcioro dzieci. Trzech synów, w tym mój dziadek Wincenty (wyjechał z Kluczewa do Westfalii do pracy), walczyło w armii pruskiej w I wojnie światowej. Dwóch: Andrzej i Szczepan spod Verdun nie wróciło.

Mój dziadek Wincenty Ratajczak (rocznik 1893) z niewoli amerykańskiej we Francji trafił w 1919 roku do Błękitnej Armii gen. Józefa Hallera i walczył najpierw z bolszewikami, potem  uczestniczył też w odbijaniu od Niemców Pomorza. 10 lutego 1920 roku był w Pucku świadkiem zaślubin Polski z morzem. Pierścień ufundowany przez Gdańszczan, wrzucał do Bałtyku gen. Józef Haller.

W  odrodzonej Polsce Wincenty został funkcjonariuszem Straży Granicznej. Pracował na granicy z Niemcami nad Notecią. Za udział w wojnie z bolszewikami otrzymał medal przyznany przez marszałka Józefa Piłsudskiego.


Rodzina Nowackich w czasie I wojny światowej. Od lewej stoją: Kazimierz , Józefa (moja babcia – mama mojej mamy Ireny), Marta, Ignacy. Siedzą: Walentyna i Tomasz (moi pradziadkowie po kądzieli), obok Francuz, który w czasie wojny pomagał w gospodarstwie, kiedy syn pradziadków, a brat babci – Franciszek był na wojnie).


Moja babcia Józefa Nowacka przyszła na świat w 1901 roku w Ostrorogu. Jej rodzice Walentyna i Tomasz Nowaccy mieli gospodarstwo przy ul. Poznańskiej. Pradziadek Tomasz był nawet w Radzie Parafialnej i jego nazwisko znalazłam wśród fundatorów Pomnika Serca Jezusowego w Poznaniu. Zachowało się zdjęcie rodziny Tomasza i Walentyny Nowackich, zrobione w zakładzie fotograficznym w Szamotułach w 1918 roku.

W domu rodzinnym Józefy od 1896 roku kupowano wydawany w języku polskim ,,Przewodnik Katolicki”. Kiedy odrodziła się Polska, moja babcia została wysłana na kurs języka polskiego do Poznania. Chodziło o poprawne pisanie, przecież babcia chodziła do szkoły pruskiej. W domu moich pradziadków były książki, które siostra babci Stanisława w 1939 roku zakopała w skrzyni na podwórku. Niestety, większość zamokła.

Jak Wincenty znalazł Józefę, tego babcia nigdy mi nie zdradziła. Prawdopodobnie dobrze sytuowany urzędnik państwowy szukał panny z dobrego domu, która nie roztrwoni pieniędzy. I tak trafił do pięknej i pracowitej Józi Nowackiej.

W sierpniu 1924 roku młodzi się pobrali. Nowożeńców błogosławił proboszcz ks. Włodzimierz Sypniewski (wspomnienie o ks. Sypniewskim można przeczytać  http://irenakuczynska.pl/33-lata-byl-proboszczem-ostrorogu/). Kościół parafialny był pięknie udekorowany. Dzień wcześniej ślub miała brać jedna z hrabianek Kwileckich z Dobrojewa. I dekoracja została dla moich dziadków.

Po ślubie młoda para wyjechała do Kamiennika w pow. czarnkowskim, gdzie Wincenty pracował. Rok później przyszła na świat moja mama Irena, cztery lata później Teresa. W 1940 roku, w Ostrorogu, urodziła się Aleksandra.


Moja Mama Irena, prababcia Marianna Ratajczakowa, Wincenty Ratajczak (dziadek), Józefa Ratajczak (babcia), stryj dziadka Wincentego Ignacy z siostrą mamy Tereską


Do 1938 roku dziadkowie mieszkali „na granicy”. Co kilka lat zmieniali placówkę, był Kamiennik, Walkowice i Drawsko. Dziadek strzegł granicy polsko-niemieckiej, babcia prowadziła dom i wychowywała córki.

W 1937 roku Józefa i Wincenty kupili działkę w rodzinnym Ostrorogu, gdzie zbudowali dom – moje rodzinne gniazdo. Stanął w surowym stanie w 1939 roku. Dziadek był już na emeryturze. Nie zdążyli w nim zamieszkać, bo wybuchła wojna. Dopiero w 1945 roku, po ucieczce niemieckich kobiet z dziećmi, przyszli na swoje.

Po wojnie komunistyczne państwo odebrało dziadkowi prawo do emerytury. Ciężko pracował na swoich dwóch hektarach ziemi. Ale do końca życia został panem.

W czarnym płaszczu, w kapeluszu, w wybłyszczonych butach, szedł co niedzielę do kościoła. Nie przyjął od ,,nowej władzy” żadnych zaszczytów, nie chciał pracować w urzędzie. Pozostał sobą, do końca. I za to Go kocham, mimo iż nie zawsze Go rozumiałam. Zmarł w 1975 roku, przed narodzeniem pierwszej prawnuczki – mojej córki.

Moje życie było związane z dziadkami, bo mama Irena, po ślubie z tatą Michałem Leśnym, została w rodzinnym domu. Babcia Józefka miała duży wpływ na nasze wychowanie. Była bardzo oczytana. Miała problemy z poruszaniem się, bo reumatyzm w latach 60. był chorobą trudną do wyleczenia. Dlatego siedziała, czytała, opowiadała nam wnukom o bohaterach z historii Polski, czytała żywoty świętych i … szydełkowała.

Wszystkie wnuczki dostały komplety serwetek, chusteczek, pościeli ze wstawkami szydełkowanymi. Moja suknia na obronę pracy magisterskiej i absolutorium, była ozdobiona szydełkową pracą babci.

Dużo mam w sobie z babci. I dziękuję Jej za wszystko. Odeszła w 1988 roku w pierwsze święto Wielkanocy.

Zarówno moi dziadkowie, jak i ich rodzice spoczywają na cmentarzu parafialnym w Ostrorogu. Ilekroć jestem w rodzinnym miasteczku, nawiedzam Ich groby. A w Dzień Babci i Dziadka palę świeczki przed starymi rodzinnymi zdjęciami.


W Pucku przy pomniku zaślubin Polski z morzem

Szamotuły, 21.01.2019

Marianna i Andrzej Nowaccy  – na początku XX wieku

Dziadek Wincenty w mundurze Hallerczyków

Moja babcia Józefa Ratajczak z d. Nowacka, około roku 1918

Józefa i Wincenty Ratajczakowie – sierpień 1924 r.


Irena Kuczyńska z domu Leśna

Urodzona w Ostrorogu, absolwentka szamotulskiego liceum (1967).

Emerytowana nauczycielka języka rosyjskiego w pleszewskim liceum, dziennikarka, blogerka

Irena Kuczyńska, Moi Dziadkowie – Józefa i Wincenty Ratajczakowie2025-01-03T21:02:32+01:00

Adam Fabian – powstaniec wielkopolski

Zdjęcie Adama Fabiana i strony z jego książeczki wojskowej


Historyczne zdjęcia z okresu międzywojennego

Zdjęcia z Ostroróg na kartach historii

https://www.facebook.com/HistoriaOstrorog/

Wielonek


Ostroróg


Wspomnienie o Adamie Fabianie


Przywołując w pamięci bohaterstwo Żołnierzy i Powstańców, w bojach o wolność i niepodległość Ojczyzny, zapewne wielu z nas zastanawia się, jacy to byli ludzie… Herosi? A może żądni przygód szaleńcy? Co przekuło ich charaktery w niezłomne; co uzdolniło do ofiar z własnego życia dla Ojczyzny, dla Narodu i dla nas, przyszłych pokoleń…

Życiorysy, naszych Oswobodzicieli spod zaborów i okupacji wrogich państw, oprócz indywidualnych różnic mają bardzo istotne cechy wspólne. Wspomnienie losów dotyczące jednostki zarazem odnosi się do ogółu Żołnierzy, czy też Powstańców… Podobnie marzyli o wolnej Polsce, kochali i cierpieli uwikłani nierzadko w dramatyczne koleje życia. Nade wszystko hołdowali takim samym wartościom i ideałom: „BÓG – HONOR – OJCZYZNA”.

Ze wzruszeniem pragnę podkreślić, iż życie Dziadka Adama Fabiana wpisało się w tło trudnej rzeczywistości zaboru pruskiego oraz zrywu niepodległościowego.


Adam Fabian – grób na cmentarzu w Ostrorogu


Adam Fabian, uczestnik I wojny światowej i Powstania Wielkopolskiego, urodził się 18 grudnia 1895 roku w Małych Łężeczkach; powiat Międzychód. Był synem Wincentego i Józefy.

Niespełna dwunastoletniego Adama i ośmioletnią siostrę Marię niespodziewanie osierociła matka. Po jej śmierci, nie mogąc poradzić sobie z opieką nad dziećmi i z prowadzeniem gospodarstwa domowego, ojciec opuszcza rodzinne strony. Pieczę nad Adamem i Marią obejmuje kuzynka matki. W tym momencie dla Adama kończy się dzieciństwo, a z dnia na dzień zaczyna wkraczanie w dorosłość. Stara się zastąpić rodziców młodszej siostrze oraz pomóc cioci w łożeniu na utrzymanie podopiecznych. Wkrótce po ukończeniu szkoły powszechnej podejmuje pracę w charakterze parobka. Niebawem zostaje przymusowo wcielony do armii niemieckiej. W latach 1915-1918, jako piechur – szeregowiec, uczestniczy w walkach na froncie wschodnim I wojny światowej. Bierze udział w jednych z najkrwawszych bitew, tj. o Kowel, Rygę i o Baranowicze. Postrzelony został w kark; kula na wylot przebiła się pod obojczykiem.

Według relacji Dziadka, zostaje w cudowny sposób ocalony… Gdy Rosjanie na polu bitwy dobijali bagnetami leżących wokół rannych, mimo potwornego bólu szeptem odmawiał modlitwę różańcową. Podeszli dwaj Rosjanie. Jeden z żołnierzy bagnetem odwrócił Dziadka na wznak. Ranny zajęczał: „Jezus Maria”. Drugi z nich zadecydował: „Daj żyć germańskiej mordzie!”.

Dziadek Adam opowiadał o sobie bardzo niechętnie. Nie czuł się kimś wyjątkowym, zwłaszcza, bohaterem. Toteż wspomniany obraz z Jego życia przechowujemy w sercach jak relikwię.

W okresie od 1916 do 1917 roku, wskutek odniesionej rany, Dziadek przebywał w berlińskim szpitalu. Następnie powrócił na front. Po zwolnieniu Go ze służby wojskowej ani na chwilę nie zawahał się przed przystąpieniem do powstania przeciw zaborcy.

Dziadkowi od zawsze towarzyszyły marzenia o Polsce niepodległej, wolnej. Buntował się przeciwko zniewoleniu ludności polskiej poprzez germanizację, kolonizację gospodarstw wiejskich oraz deptanie godności i łamanie świadomości narodowej.

W latach 1919-1920 bierze udział w wielkopolskim zrywie powstańczym. Wcielony w dniu 2 lutego 1919 roku do Kompanii Sierakowskiej, służy w 7 pułku piechoty.

Do walki powstańczej, jak wspominał, ruszano z okrzykami: „Naprzód wiara!”, „Śmiało wiara!”, „Niech żyje Polska!” Historycy bezspornie ocenili, iż cechy Powstania Wielkopolskiego: wielka uczciwość i szlachetność nieczęsto spotyka się w powstaniach masowych… A taki właśnie był Dziadek – na wskroś uczciwy i szlachetny. Do powstania przystąpił na rozkaz własnego sumienia i serca. Po latach badacze dziejów zawyrokowali, że było to jedyne w pełni wygrane powstanie polskie.

Do rezerwy w wyniku demobilizacji zostaje przeniesiony 15 maja 1920 roku. Wreszcie nastaje czas na zaplanowanie życia osobistego. Żeni się w dniu 6 lutego 1923 roku z Antoniną Witkowiak. Antonina i jej starsza siostra Maria również w dzieciństwie zostały osierocone i zmagały się z trudną sytuacją bytową. Kilkunastoletnia Antosia podjęła się (w zamian za możliwość zamieszkania i wyżywienia) pracy na Zapuście w skolonizowanym gospodarstwie. Tu poznaje Adama, którego losy przywiodły „za chlebem”. Dramatyczne przeżycia, sieroctwo zadecydowały o obustronnym zainteresowaniu, zrozumieniu i wsparciu; w efekcie stanowiły zalążek miłości oraz decyzji o małżeństwie… Wkrótce urodziły się córki: Mieczysława (1927), Joanna (1932) oraz najmłodsza Anna (1935). Rodzina zamieszkała w Wielonku (gm. Ostroróg).

W okresie międzywojnia i podczas II wojny światowej, aż do emerytury, Dziadek Adam pracował w charakterze robotnika leśnego w Nadleśnictwie Państwowym Pniewy, rejon Państwowego Leśnictwa – Wielonek. Wyróżniany był za sumienną pracę, o czym świadczy zachowany dyplom: „Adamowi Fabianowi starszemu robotnikowi w uznaniu zasług długoletniej pracy zawodowej. Nadleśnictwo Pniewy , 1 grudnia 1962 r.”.

Chciałabym przytoczyć jeszcze jedno zdarzenie z życia Dziadka o znamionach niezwykłości, które miało miejsce podczas II wojny światowej… Ze względu na patriotyczną postawę, zwłaszcza, udział w Powstaniu Wielkopolskim, był zagrożony ciężkimi represjami ze strony okupanta, w tym wywiezieniem do obozu. Niemiecka komisja rejestrująca byłych powstańców i działaczy narodowych urzędowała we wsi Szczepankowo (gm. Ostroróg). Od tzw. wywózki uratowało Go wstawiennictwo jednego z członków komisji. Był nim zięć gospodarza – Niemca, u którego Adam Fabian pracował przez pewien okres jako parobek… Przywołane zdarzenie Dziadek traktował jako kolejny przykład ocalenia życia za sprawą szczególnej Opieki Opatrzności Bożej.

W czasie II wojny światowej oraz w niepewnych politycznie pierwszych latach powojennych dokumenty świadczące o udziale Dziadka w czynie wojennym i powstańczym były przechowywane, jak konspiracyjnie mówiło się w rodzinie, „pod belką”, na strychu. Za ich posiadanie groziły represje, łącznie z karą śmierci. Zachowała się jedynie książeczka wojskowa.

***

Z perspektywy wspomnieniowej, z czasów dzieciństwa spróbuję dodać kilka charakteryzujących rysów dotyczących Dziadka oraz przywołać niektóre sytuacje z Nim związane.

Był drobnej postury mężczyzną, raczej niepozornym. Cichy, uczciwy, życzliwy, bogobojny… Mawiał: „Bez Boga ani do proga”. Adorował Krzyż i inne znaki wiary świętej na równi z symboliką narodową. Do dziś córka Joanna przechowuje kropielnicę, pamiątkę po Dziadkach. Z pobytów w Wielonku pamiętam wspólnie, ,,na klęcząco”, odmawianą modlitwę poranną i ponowną przed snem. Przewodził jej Dziadek. Dziękczynnym głosem intonował, w zależności od pory dnia, pieśni: Kiedy ranne wstają zorze…, Wszystkie nasze dzienne sprawy…

Z gościny w domu Dziadków zapamiętałam także odnoszenie się ze szczególnym szacunkiem do chleba, wypiekanego przez Babcię. Chlebem pachniało w całym domu.  Przystępując do krojenia bochenka, babcia robiła nad nim znak Krzyża św. Pozostali domownicy żegnali się: „W imię Ojca…” Za przykładem Dziadka i Babuni całowało się każdy okruch, który upadł na podłogę i przeznaczano na karmę dla inwentarza. Z talerza zjadało się wszystko i dziękowało za poczęstunek.

Dziadkowie starali się nigdy nie opuszczać mszy św. niedzielnej i  podczas świąt. Do kościoła parafialnego w Ostrorogu docierali pieszo, aż do schyłku życia pokonując dwukilometrową odległość.

Dziadek kochał i pielęgnował polskie tradycje, zwłaszcza świąteczne. Pięknie śpiewał kolędy i pastorałki, zachęcając do wspólnego kolędowania. Sporadycznie udawało nam się uprosić Go o zaśpiewanie kolęd w języku niemieckim, który Dziadek Adam, w wyniku germanizacji nauczania w szkole powszechnej, opanował w stopniu biegłym.

Dziadzio dał się także poznać od strony tytanicznej pracowitości i zaprowadzania wręcz perfekcyjnego porządku. Córki i wnuczki często napominał: „Jaki macie porządek w domu i obejściu – taki będziecie mieć w życiu!” Mówił, iż taki stosunek do pracy zrodził się poprzez wychowanie w duchu pozytywistycznej pracy organicznej, co ówcześnie bardzo mocno akcentowano na ziemiach Wielkopolski.

Miłość do córek, potem do wnuczek okazywał m.in. w wymyślaniu zabaw i zabawek. Dziadzio, ze względu na ograniczone możliwości zakupu gotowych zabawek, co dyktowała bieda wojennych i powojennych czasów „wytwarzał” na nasz użytek: koniki, ludziki, mebelki dla lalek itp., wykorzystując głownie tworzywo przyrodnicze. Miał zawsze dla nas czas… i karmelki.

Pamiętam, iż pasją Dziadka było obserwowanie przyrody. Był kopalnią wiedzy na temat leśnej fauny i flory. Imponował rozpoznawaniem zwierząt po ich odgłosach, tropach czy też piórach… Bezbłędnie nazywał i rozróżniał leśne owoce, liście drzew i krzewów, grzyby… Wpajał nam zasady właściwego zachowania się wobec przyrody. Uczył szacunku do niej w myśl często wygłaszanego powiedzenia: „Co stworzył Bóg, niech człowiek nie niszczy!” Mówił też: „Przyroda jest piękna, a na całym świecie Polska – najpiękniejsza!” Osobliwe było też to, że Dziadzio bardzo szybko zjednywał sobie zwierzęta. Ku naszej uciesze towarzyszyły Mu przybłąkane i w rezultacie przysposabiane pieski i kotki, które najbezpieczniej czuły się u Niego na kolanach, o co czasami byłyśmy zazdrosne.

Powtarzał wnuczkom, iż należy zawsze grzecznie się zachowywać, być sprawiedliwym, nikogo nie krzywdzić. Miał dla nas dużo cierpliwości, a zapanować nad siedmioosobową „drużyną” dziewcząt wcale nie było łatwo.

Zazwyczaj podczas zmian pogodowych widziałyśmy, że Dziadzio cierpi. Odzywała się „pamiątka” po postrzale z I  wojny światowej, mimo wszystko się nie uskarżał.

Chwile wytchnienia i przyjemności dawało Dziadkowi zażywanie tabaki ze srebrnej tabakiery, jedynej rodzinnej pamiątki oraz palenie tytoniu, którym nabijał rzeźbioną, drewnianą fajkę. Tytoń, dla swego kochanego Adama, Babcia hodowała w przydomowym ogródku.

Dziadek nigdy od Żony nie wymagał usłużności, niczego nie nakazywał. Pomimo upływu lat niezmiennie Ją kochał. Jubileusz 50-lecia pożycia małżeńskiego Dziadkowie obchodzili 6 lutego 1974 roku. Niestety, przykładne pożycie małżeńskie którego fundamentem były: miłości, wierność i Bóg na pierwszym miejscu; przerywa w dniu 13 listopada 1974 roku śmierć Dziadka.

Odszedł dobry Mąż, Ojciec i Dziadek; dobry, przyzwoity Polak. Patriota.

W wyobraźni widzę Jego łagodną twarz, troskliwe spojrzenie i wiem, co skromnie powiedziałby: „Nie trzeba. Nie zasłużyłem. Ja zwyczajny człowiek.” Mówił tak z dużym zażenowaniem, gdy czuł się zauważony, doceniony. Szybko zmieniał temat rozmowy, odsuwając od siebie zainteresowanie,

Wspomnienie o Ukochanym Dziadku Adamie Fabianie stanowi maleńki fragment świadectwa o pokoleniu Powstańców i Żołnierzy XIX i XX wieku.

Nasi Dziadkowie nie czuli się wielkimi autorytetami; bohaterami, chociaż w gruncie rzeczy Nimi byli. Z całym przekonaniem, z mocą chcę podkreślić.: aby wyzwalać innych, czynić Polskę niepodległą, trzeba być samemu wewnętrznie wyzwolonym. Trzeba zawsze jednoznacznie stać po stronie dobra i prawdy. Oni tak właśnie pojmowali narodowowyzwoleńczą powinność wobec Ojczyzny, Rodziny i wobec nas – pokoleniowych spadkobierców.

Z czcią i z wdzięcznością pochylmy się nad Bojownikami o wolność. Pamiętajmy o ofierze Ich życia. Pielęgnujmy i strzeżmy wolności jako wolny naród; niepodległej, dumnej Polski.

Wspomnienie zredagowała

wnuczka Maria Tomczak

przy współpracy z córkami Śp. Adama Fabiana – Joanną i Anną

Szamotuły, 15.01.2019

Adam Fabian – powstaniec wielkopolski2025-01-03T21:04:19+01:00

Koncert Noworoczny 2019

Piękny Koncert Noworoczny – 5 stycznia 2019 r.

Reportaż fotograficzny Marty Szymankiewicz

Szamotulskie koncerty noworoczne tradycyjnie mają dwoje bohaterów. Pierwszy w tym roku był dr Marian Król, który otrzymał statuetkę „Wieża 2019ˮ ‒ wyróżnienie przyznawane od 2014 r. przez Burmistrza wybitnym szamotulanom i osobom związanym z Ziemią Szamotulską. Drugi bohater to piękna muzyka, tym razem w wykonaniu Orkiestry Filharmonii Poznańskiej.

Dr Marian Król, urodzony w 1939 r. w Brodziszewie, w ostatnich latach działa przede wszystkim na rzecz propagowania pozytywistycznych tradycji pracy, w ramach powstałego w 2000 r. Towarzystwa im. Hipolita Cegielskiego, którym kieruje. Wcześniej przez kilkadziesiąt lat związany był z ruchem ludowym, przez 5 lat pełnił funkcję wojewody poznańskiego, był posłem na sejm. Jego ojciec Bolesław brał udział w powstaniu wielkopolskim, a w czasie II wojny został zamordowany przez Niemców. Marian Król działał zawsze dla upamiętnienia wojennej pacyfikacji Brodziszewa (z 20.12.1939 r.).

Muzyczną część koncertu poprowadził dyrygent Łukasz Borowicz, jako solistka wystąpiła młoda (niespełna 20-letnia!) gwiazda opery z Czech Patrycja Janeczkowa. Warto przypomnieć, że solistą orkiestry Filharmonii Poznańskiej od 10 lat jest szamotulanin Marek Jędrzejczak – świetny fagocista, który swoją edukację muzyczną rozpoczął w szamotulskiej szkole muzycznej. W hali „Wacław” zabrzmiały najpiękniejsze walce, marsze i utwory operetkowe.


Szamotuły, 06.01.2019

Koncert Noworoczny 20192025-01-10T13:12:24+01:00

100-lecie niepodległości w Szamotułach

Szamotulskie obchody 100-lecia Odzyskania Niepodległości

Reportaż fotograficzny Marty Szymankiewicz

Główne obchody 11 listopada rozpoczęła uroczysta msza św. w bazylice kolegiackiej. Następnie odbył się apel pod tablicą rozstrzelanych na Rynku. Po południu park Zamkowy stał się miejscem pikniku historycznego, inscenizacji bitwy z czasów 2. wojny oraz pokazu sprzętu wojskowego.

Wieczorem w bazylice odbyła się Muzyczna Gala Niepodległości ze wspólnym śpiewaniem pieśni legionowych i powstańczych, którą poprowadził Tomasz Zagórski. Wystąpili: Marzena Frankowska, Damian Żebrowski, Bartosz Gorzkowski, Jan Galasiński, Robert Iwankiewicz, Tomasz Zagórski – śpiewacy, Mateusz Makuch, Jacek Kortus, Marta Rutkowska, Jakub Domański, Mikołaj Cieślak – muzycy; zespół ARTRIO, Zespół Folklorystyczny SZAMOTUŁY, Zespół Trębaczy Myśliwskich Zespołu Szkół Leśnych w Goraju.


Szamotuły, 02.01.2019

100-lecie niepodległości w Szamotułach2025-01-10T13:09:53+01:00

Aktualności – styczeń 2019

Rok temu zmarł Leonard Brzeziński

Leonard Brzeziński, popularnie zwany „Lordkiem”, był plastykiem, witrażystą i znawcą regionu. Był bardzo charakterystyczną postacią naszego miasta, jak długo zdrowie mu pozwalało, jeździł na rowerze, często widać go było z aparatem fotograficznym. Pasjonował się historią i był świetnym gawędziarzem. Najważniejszymi jego dziełami są witraże wykonane według projektów Zdzisława Kulikowskiego: z katedry św. Mikołaja w Elblągu oraz kościoła Matki Bożej Różańcowej w Sochaczewie (jeden z witraży ma ok. 100 m kwadratowych, praca nad jego wykonaniem trwała rok). Zdzisław Kuligowski do elbląskiej katedry zaprojektował w sumie ponad 40 różnej wielkości witraży, Leonard Brzeziński kończył je już po jego śmierci. Główne witraże przedstawiają historię zbawienia – od stworzenia świata do sądu ostatecznego, mniejsze związane są z historią katedry i ważnymi postaciami. W jednym z okien zakrystii katedry znajduje się witraż upamiętniający projektanta i wykonawcę: „A.D. 1977. Projekt Z. Kulikowski. Wykonał w Szamotułach Leonard Brzeziński”.

Warto dodać, że Szamotuły słynęły ze świetnych witrażowników – projektantów i wykonawców. Oprócz Brzezińskich (Leonard i jego ojciec Michał) można wymienić nazwiska Mizgalskich (Wincenty, Kazimierz, Witalis, Tadeusz), Józefa Elsnera, Alfonsa Piskalskiego i działającego już ponad 50 lat Andrzeja Kruszony. Projektantem wielu witraży był także Marian Schwartz.

Zdjęcie Jerzy Walkowiak



13 rocznica śmierci Marianny Orlikowej

Marianna Orlikowa z domu Kaszkowiak (1916-2006) w 1939 r. wyszła za Władysława (1913-1994) , jednego z członków słynnej szamotulskiej kapeli. Maria (tej formy imienia używała częściej) przeszła do historii Wielkopolski jako niezwykle utalentowana śpiewaczka, która uchroniła przed zapomnieniem wiele ludowych pieśni i przyśpiewek. Część znała od matki i babki, część wyszukała sama.

Po wojnie zaczęła występować z kapelą Orlików, w późniejszym czasie głównie z mężem, grającym na skrzypcach, basie i marynie, oraz z synem Marianem (maryna). W różnych okresach muzycznie towarzyszyli im Ludwik Wojciechowski, Stanisław Grenda, Aleksander Pawłowicz, Józef Miłek i inni. Maria Orlikowa prowadziła też zespoły taneczne: w Szkole Podstawowej nr 3 w Szamotułach i w Baborówku. Maria miała bardzo duże obycie sceniczne i poczucie humoru. Kapela wielokrotnie nagradzana była na festiwalach muzyki ludowej oraz na Ogólnopolskim Festiwalu Muzykujących Rodzin. Występowała także za granicą.

Bracia Orlikowie nagrywali dla radia już w latach 30. XX w., po wojnie powstało wiele nagrań ze śpiewem Marii. Dużą popularność przyniosły kapeli z udziałem Marii występy w programach Stanisława Strugarka. Maria stałą się też bohaterką filmów dokumentalnych. W 1989 r. Maria i Władysław otrzymali Nagrodę im. Oskara Kolberga „Za zasługi dla kultury ludowej”.

Nagranie, które dziś zamieszczamy, pochodzi z 1975 r. W wersji do pobrania udostępnione zostało przez Instytut Muzyki i Tańca na stronie www.tance.edu.pl. Zdjęcia pochodzą z archiwum rodzinnego, udostępnił je syn Marian Orlik.


Marianna (Maria) Orlikowa

Marianna Orlikowa z domu Kaszkowiak (1916-2006) w 1939 r. wyszła za Władysława (1913-1994) , jednego z członków słynnej szamotulskiej kapeli. Maria (tej formy imienia używała częściej) przeszła do historii Wielkopolski jako niezwykle utalentowana śpiewaczka, która uchroniła przed zapomnieniem wiele ludowych pieśni i przyśpiewek. Część znała od matki i babki, część wyszukała sama. Po wojnie zaczęła występować z kapelą Orlików, w późniejszym czasie głównie z mężem, grającym na skrzypcach, basie i marynie, oraz z synem Marianem (maryna). W różnych okresach muzycznie towarzyszyli im Ludwik Wojciechowski, Stanisław Grenda, Aleksander Pawłowicz, Józef Miłek i inni. Maria Orlikowa prowadziła też zespoły taneczne: w Szkole Podstawowej nr 3 w Szamotułach i w Baborówku. Miała bardzo duże obycie sceniczne i poczucie humoru. Kapela wielokrotnie nagradzana była na festiwalach muzyki ludowej oraz na Ogólnopolskim Festiwalu Muzykujących Rodzin. Występowała także za granicą.Bracia Orlikowie nagrywali dla radia już w latach 30. XX w., po wojnie powstało wiele nagrań ze śpiewem Marii. Dużą popularność przyniosły kapeli z udziałem Marii występy w programach Stanisława Strugarka. Maria Orlikowa stałą się też bohaterką filmów dokumentalnych. W 1989 r. Maria i Władysław otrzymali Nagrodę im. Oskara Kolberga „Za zasługi dla kultury ludowej”.Nagranie, które zamieszczamy, pochodzi z 1975 r. W wersji do pobrania udostępnione zostało przez Instytut Muzyki i Tańca na stronie www.tance.edu.pl. Zdjęcia pochodzą z archiwum rodzinnego Mariana Orlika (syna).

Opublikowany przez Region szamotulski – portal kulturalno-historyczny Wtorek, 8 stycznia 2019


Piękny koncert noworoczny

Szamotulskie koncerty noworoczne tradycyjnie mają dwoje bohaterów. Pierwszy w tym roku był dr Marian Król, który otrzymał statuetkę „Wieża 2019ˮ ‒ wyróżnienie przyznawane od 2014 r. przez Burmistrza wybitnym szamotulanom i osobom związanym z Ziemią Szamotulską. Drugi bohater to piękna muzyka, tym razem w wykonaniu Orkiestry Filharmonii Poznańskiej.

Dr Marian Król, urodzony w 1939 r. w Brodziszewie, w ostatnich latach działa przede wszystkim na rzecz propagowania pozytywistycznych tradycji pracy, w ramach powstałego w 2000 r. Towarzystwa im. Hipolita Cegielskiego, którym kieruje. Wcześniej przez kilkadziesiąt lat związany był z ruchem ludowym, przez 5 lat pełnił funkcję wojewody poznańskiego, był posłem na sejm. Jego ojciec Bolesław brał udział w powstaniu wielkopolskim, a w czasie II wojny został zamordowany przez Niemców. Marian Król działał zawsze dla upamiętnienia wojennej pacyfikacji Brodziszewa (z 20.12.1939 r.).

Muzyczną część koncertu poprowadził dyrygent Łukasz Borowicz, jako solistka wystąpiła młoda (niespełna 20-letnia!) gwiazda opery z Czech Patrycja Janeczkowa. Warto przypomnieć, że solistą orkiestry Filharmonii Poznańskiej od 10 lat jest szamotulanin Marek Jędrzejczak – świetny fagocista, który swoją edukację muzyczną rozpoczął w szamotulskiej szkole muzycznej. W hali „Wacław” zabrzmiały najpiękniejsze walce, marsze i utwory operetkowe.

Zdjęcia Marta Szymankiewicz. Więcej zdjęć  http://regionszamotulski.pl/koncert-noworoczny-2019/.


Koncert kolęd i pastorałek w wykonaniu Zespołu Folklorystycznego SZAMOTUŁY

30 grudnia w kościele św. Krzyża odbył się koncert kolęd w wykonaniu różnych grup pokoleniowych Zespołu Folklorystycznego SZAMOTUŁY. Było barwnie, świątecznie, rodzinnie, po prostu świetnie! Całość prowadził Maciej Sierpiński – kierownik zespołu.

Koncert spotkał się z żywym odbiorem licznie zgromadzonej publiczności.




Świąteczno-noworoczne życzenia zza oceanu

Serdecznie pozdrawia nas z Los Angeles Jacek Hagel – artysta, który na naszym portalu ma od niedawna swoją stronę http://regionszamotulski.pl/jacek-hagel/
Amerykańskie choinki Jacka: pierwsza stanęła u niego w domu na początku grudnia (w innych krajach choinki stroi się dużo wcześniej niż u nas), druga – jako Panna Młoda poślubiła bogatego Pana Młodego – Nowy Rok 2019.



Szopka w kościele parafialnym w Sędzinach

Parafia Niepokalanego Serca NMP i św. Wojciecha to dekanat bukowski, ale powiat szamotulski. Od pięciu lat powstaje tam niezwykły żłóbek. W pierwszym roku była to jedna grota, teraz szopka – mimo kilku poziomów – nie mieści się już na szerokość jednonawowego kościoła i wychodzi do przodu. W tym roku to ponad 80 różnej wielkości figur, w tym kilkanaście ruchomych. W każdym roku szopka wygląda inaczej, w tym roku pojawiło się ruchome koło z postaciami świętych: Jana Pawła II, Faustyny, Urszuli Ledóchowskiej, Wojciecha i Franciszka. Jest też kącik patriotyczny z bł. ks. Jerzym Popiełuszką. Przygotowanie szopki trwa cztery tygodnie i zajmuje się nim 18 osób. To wielka radość dla całej wspólnoty lokalnej, szczególnie dla dzieci, które – na przykład – uwielbiają wsiadać na figurę wielbłąda. W czasie pasterki ks. proboszcz Sławomir Pawlicki wnosi figurkę Dzieciątka i umieszcza ją w żłóbku, dzieli się też z wszystkimi obecnymi na nabożeństwie opłatkiem. Na Boże Ciało w kościele w Sędzinach przygotowuje się dywan z kwiatów. Świątynię warto odwiedzić i obejrzeć umieszczone tam obrazy i witraże Mariana Schwartza – artysty tak ważnego dla naszego regionu.

Więcej zdjęć na stronie https://parafiasedziny.wiciak.com/



Kolejny Subiektywny przewodnik po Ziemi Szamotulskiej

Pod koniec roku Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy wydała wydała książkę z pracami członków szamotulskiej Grupy JAKKOLWIEK i zaproszonych osób: Jarosława Kałużyńskiego, Ewy J. Partyki, Gośki Jeziernej, Haliny Woźniak, Majki Tomkowiak, Moniki Czepułkowskiej, Romy Cyprowskiej, Urszuli Burman, Karoliny Dąbrowskiej, Marzeny Przekwas-Siemiątkowskiej oraz Cezarego Rajperta, Haliny Sługockiej, Natalii Grześkowiak, Reginy Piestrzeniewicz, Magdaleny Sowińskiej-Kaczmarek i Danuty Przybysz-Cerekwickiej. Prace te oglądać można także na wystawie w siedzibie biblioteki (Rynek 10) do 11 stycznia.

Zaprezentowane prace malarskie i poetyckie opatrzone zostały – często bardzo osobistymi – komentarzami autorów, uzasadniającymi wybór danego miejsca regionu. Roma Cyprowska tak skomentowała swój obraz przedstawiający szamotulski Rynek z zegarem i budynkiem biblioteki:

„Kto czyta książki, żyje podwójnie” – znaczenie słów Umbeta Eco odkryłam, mając sześć lat, kiedy po raz pierwszy zapisałam się do biblioteki. Od razu poczułam magię książnic. Kiedy po kilkunastu latach trafiłam do szamotulskiej, magia wciąż działała – stare mury, regały pełne książek, przyjemny dreszcz oczekiwania na przygodę z ich bohaterami. Niesamowite losy budynku, byłego Ogniska, w którym w XIX w. powstawały różne towarzystwa i organizacje, mieścił się hotel de Gielda, odbywały tajemnicze spotkania, potęgowały moją radość z częstych odwiedzin. Dziś nadal lubię tu przebywać. A budynek, choć proszący się o konserwację, wciąż robi wrażenie. Szczególnie zimowymi wieczorami, kiedy wielkie okna przywołują wyobrażenia o minionych balach i rautach, a ciemne o historii okresów zaborów i wojny. „Bo kiedy rozum śpi, budzą się demony” – słowa Francisca Goi są cały czas aktualne. Moje demony unicestwiam mądrymi książkami. Z biblioteki oczywiście.

Na portalu można przeczytać więcej na temat Grupy JAKKOLWIEK:

http://regionszamotulski.pl/grupa-jakkolwiek-informacje/ i http://regionszamotulski.pl/czlonkowie-jakkolwiek-i-ich-prace/


Szamotuły, 01.01.2019

STYCZEŃ 2019

IMPREZY I KONCERTY

Trwające



Minione


KINO

Aktualności – styczeń 20192025-01-30T14:29:36+01:00
Go to Top