About Agnieszka Krygier-Łączkowska

Autor nie uzupełnił żadnych szczegółów
So far Agnieszka Krygier-Łączkowska has created 361 blog entries.

Strona główna – listopad

Szamotulscy. Dzięki miastu przeszli do historii jako Szamotulscy, ale Szamotuły zawdzięczają im, że w ogóle powstały

„Jest rzeczą zdumiewającą, w jak niewielkim stopniu postacie Szamotulskich przetrwały w pamięci miasta ‒ prawie nikogo z nich na przykład nie upamiętniono w nazwach ulic, placów, a chyba i instytucji miejskich, jak szkoły czy biblioteki. Wszystkich ich w tradycji i legendzie zdominowała marginalna postać Halszki Ostrogskiej, żony zmarłego w 1573 roku Łukasza Górki”.

Słowom prof. Antoniego Gąsiorowskiego ‒ wybitnego historyka, znawcy średniowiecza ‒ nie sposób odmówić racji. Mniej więcej trzydzieści lat temu imieniem Dobrogosta Szamotulskiego nazwano jedną z ulic, a w 2006 roku hali widowiskowo-sportowej przy Zespole Szkół nr 2 im. Hugona Kołłątaja nadano nazwę herbu Nałęcz, nadal jednak nie można mówić o adekwatnym w stosunku do zasług dla miasta uczczeniu tego niezwykle ważnego wielkopolskiego rodu.

Pierwsza wzmianka potwierdzająca istnienie Szamotuł związana jest z postacią Wincentego (herbu Nałęcz), który w dokumencie z 1231 roku wspomniany został jako Wincencius de Samotul (por. tekst Pochodzenie nazwy Szamotuły http://regionszamotulski.pl/pochodzenie-nazwy-szamotuly/). Świadectwa pisane z tamtych czasów, choć jest ich niewiele, wyraźnie wskazują, że już od początku XIII wieku przedstawiciele tej gałęzi rodu odgrywali niezwykle ważną rolę u boku książąt wielkopolskich w czasach rozbicia dzielnicowego Polski, później wspierali królów Przemysła II, Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego. Oprócz wspomnianego Wincentego Nałęczami „z Szamotuł” byli kolejno: Tomisław (kasztelan i wojewoda poznański, bratanek Wincentego), Dobrogost Mały (kasztelan gnieźnieński, syn Tomisława) oraz znów (imiona w rodzinie Nałęczów się powtarzają): Wincenty (wojewoda poznański, starosta Wielkopolski, bratanek Dobrogosta Małego), Dobrogost (kasztelan czarnkowski, brat Wincentego) i Tomisław (kasztelan poznański, brat Wincentego i Dobrogosta) (por. tekst Herb Nałęcz http://regionszamotulski.pl/dzieje-ziemi-szamotulskiej/page/3/).

„Prawdziwym ojcem miasta” prof. Tomasz Jurek nazywa pierwszego wymienionego Tomisława, który dokonał pierwszej lokacji Szamotuł, najprawdopodobniej w okresie 1284-1296. Miasto wytyczone zostało w pobliżu wcześniejszej osady o charakterze wiejskim, położonej po prawej stronie Samy, naprzeciw Szczuczyna. W osadzie tej, zwanej potem Starymi Szamotułami, a istniejącej jeszcze do początków XIX wieku, znajdował się kościół św. Marcina i cmentarz, musiała znajdować się też rezydencja właścicieli. To ślady tego miasta w 2006 roku odkryli ‒ dzięki zastosowaniu fotografii lotniczej ‒ archeolodzy Ryszard Pietrzak i Włodzimierz Ręczkowski; odkrycie to zostało wówczas mocno nagłośnione przez media.

Koniec dynastii Piastów w Polsce zbiegł się ze zmianą dziedziców Szamotuł. Nadal byli nimi przedstawiciele Nałęczów, ale innej gałęzi tego potężnego rodu. Pierwszym dziedzicem z tej nowej gałęzi został Sędziwój, używający przydomka Świdwa (wojewoda poznański, Szamotuły i inne dobra przejął jako zięć Dobrogosta lub Tomisława). Na nowe ‒ dzisiejsze miejsce ‒ Szamotuły zostały przeniesione po zniszczeniu pierwszego ośrodka miejskiego koło Starych Szamotuł. Przez miejsce wcześniejszej lokacji przetoczyło się kilka fal spustoszeń. Największe walki toczono w czasie wojny domowej rodów wielkopolskich w okresie bezkrólewia po śmierci Ludwika Węgierskiego, nazywanej wojną Grzymalitów z Nałęczami. Przedmiot sporu stanowiło wówczas obsadzenie tronu polskiego oraz niechęć do wywodzącego się z rodu Grzymałów, starosty wielkopolskiego Domarata (Grzymalici popierali kandydaturę Zygmunta Luksemburczyka na króla). Walki wygasły po wstąpieniu na tron Władysława Jagiełły i jego ślubie z Jadwigą. W okolicach Piotrkówka, a więc w pobliżu wsi Stare Szamotuły i założonego przez Tomisława miasta Szamotuły, w lutym 1383 roku rozegrała się największa bitwa tej wojny. Sędziwój Świdwa grał rolę jednego z najważniejszych przywódców szlachty wielkopolskiej, złupienie i zniszczenie jego własności było więc dla jego przeciwników politycznych ważne. Być może po tych wydarzeniach Sędziwój postanowił odbudować Szamotuły na nowym miejscu: lepiej odpowiadającym wymogom obronności (wyniesienie terenu oblane wokół wodami Samy i jej dopływów) oraz nowemu przebiegowi dróg lokalnych. Nie jest to jednak całkiem oczywiste (por. tekst Zagadka powstania kościoła św. Stanisława. Kiedy Szamotuły przeniesiono na dzisiejsze miejsce? http://regionszamotulski.pl/dzieje-ziemi-szamotulskiej/).

Czytaj dalej


Obrazy Jarka Kałużyńskiego: Dobrogost Świdwa Szamotulski i Andrzej Szamotulski


Zagadka powstania kościoła Św. Stanisława.

Kiedy Szamotuły przeniesiono na dzisiejsze miejsce?

Dla szamotulan bazylika, kolegiata czy po prostu „duży kościół” to taka „oczywista oczywistość”. Miejsce przyjęcia przez nich sakramentów, odwiedzane co tydzień lub rzadziej, w czasie ślubów i pogrzebów. Coś, co jest od zawsze, więc w pewnym sensie staje się przezroczyste. A przecież to najcenniejszy szamotulski zabytek, ciągle jeszcze nie do końca zbadany. Warto to robić, bo mury bazyliki są w stanie opowiedzieć nie tylko własną historię, ale ‒ przynajmniej częściowo ‒ rozwiązać jedną z największych zagadek Szamotuł: kiedy miasto przeniesiono na dzisiejsze miejsce.

Zmiana lokalizacji miasta bez wątpienia spowodowana była zniszczeniami pierwszego miasta, położonego na prawym brzegu Samy na wysokości Szczuczyna (na północ od dzisiejszych ogródków działkowych przy ul. Nowowiejskiego). Do przeniesienia miasta doszło jednak prawdopodobnie wcześniej, niż zakładali badacze historii, którzy wydarzenie to wiązali z postacią Sędziwoja Świdwy Szamotulskiego i datowali na ostatnie dziesięciolecie XIV wieku. Impulsem do nowego spojrzenia na tę kwestię stały się prace historyka sztuki Jacka Kowalskiego, badacza gotyku w Wielkopolsce, który zajął się również szamotulskim kościołem św. Stanisława.

Najstarszy zachowany dokument, który wspomina o kościele parafialnym św. Stanisława, pochodzi z roku 1423 i dotyczy ustanowienia fundacji prepozytury oraz kolegium ośmiu mansjonarzy, czyli wynagrodzenia proboszcza i niższego duchowieństwa. Następne dokumenty mówią o wyposażeniu świątyni i o organizacji szkoły. W związku z tym przez lata zakładano, że rok 1423 był początkiem budowy kościoła św. Stanisława. Nie jest to jednak przecież jednoznaczne. Zwłaszcza, jeśli uwzględni się fakt, że drewniany krucyfiks z belki tęczowej (nad prezbiterium) datowany jest na lata 1380-1390. Świątynia musiała już wówczas stać w dzisiejszym miejscu, choć z tej XIV-wiecznej budowli do dziś zachowało się niewiele. Jej ślady najbardziej widoczne są w północnym szczycie kościoła, czyli fasadzie od strony ul. Kapłańskiej. Pierwotne mury wtopiły się w nowsze (XV-wieczne): z dwiema dobudowanymi nawami bocznymi, różnego rodzaju „szwy” budowli, widoczne są jednak do dziś.

Jacek Kowalski stawia interesującą hipotezę dotyczącą początków budowy kościoła św. Stanisława i zarazem lokacji miasta w nowym miejscu. Otóż wiąże je z czasami ostatniego z Piastów ‒ Kazimierza Wielkiego (zmarłego w roku 1370), a zatem także z czasem pierwszej gałęzi Nałęczów Szamotulskich: z Wincentym albo Dobrogostem (por. tekst Szamotulscy http://regionszamotulski.pl/dzieje-ziemi-szamotulskiej/page/5/). Hipoteza ta oparta jest na kilku przesłankach. Po pierwsze: wygląd herbu Szamotuł. Zdaniem historyka Tomasza Jurka, na pierwszej, bardzo zniszczonej, pieczęci miasta z 1401 roku dopatrzeć się można korony, można więc przyjąć, że już wtedy herbem miasta była głowa brodatego króla w koronie. Jedynym królem z brodą wśród Piastów był właśnie Kazimierz Wielki, chętnie nadający herb z własnym wizerunkiem lokowanym przez siebie miastom. Szamotuły nie były wprawdzie miastem królewskim, lecz prywatnym, należącym do rycerskiego rodu Nałęczów. Umieszczenie postaci króla na herbie miasta prywatnego stanowiłby zatem ukłon w stronę władcy, ważną deklarację polityczną właścicieli Szamotuł. Warto w tym momencie dodać, że Szamotulscy stanowili tu wyjątek wśród rycerstwa wielkopolskiego, niechętnego dwom ostatnim Piastom. Drugą przesłankę może stanowić wezwanie kościoła: św. Stanisław jest przecież patronem królewskiej katedry na Wawelu. Zdaniem Jacka Kowalskiego wnętrze katedry  wawelskiej zainspirowało także fundatorów szamotulskiej świątyni do stworzenia interesującego sklepienia nad ołtarzem głównym, niezachowanego na skutek późniejszej przebudowy.


Wschodni szczyt kościoła (od ul. Kościelnej). Pierwotnie prezbiterium kończyło się w górnej części dzisiejszych okien (widoczny fryz). Szczyt też był niższy, stare cegły odznaczają się w nadbudowanej partii (nowy szczyt powtarza układ sterczyn, czyli pionowych elementów dekoracyjnych w postaci kamiennej wieżyczki, zakończonej od góry ostrosłupem).

Anioły z cmentarza w Szamotułach ‒ Andrzej Bednarski ( https://bednarski-andrzej.flog.pl/)

Szamotuły, 03.11.2017



Płyta nagrobna Andrzeja Świdwy Szamotulskiego z bazyliki kolegiackiej

Starsze i średnie pokolenie szamotulan pamięta, jak na początku lat 90. XX wieku na ścianie nawy południowej (Matki Bożej) pojawiła się spiżowa płyta nagrobna jednego z właścicieli Szamotuł, w czasie II wojny wywieziona przez hitlerowców, a po latach razem z kilkoma innymi tego samego typu zabytkami odnaleziona … w magazynach Ermitażu w ówczesnym Leningradzie (Petersburgu) i zwrócona państwu polskiemu. Skomplikowane dzieje tablicy nieco przesłoniły jej wyjątkową wartość artystyczną i historyczną.

Płyta ukazuje wojewodę poznańskiego Andrzeja Świdwę w pozycji stojącej, w kontrapoście, czyli z oparciem ciężaru ciała na jednej nodze. Ubrany w zbroję wojewoda stoi w otwartej arkadowej przestrzeni, u jego stóp z jednej strony leży hełm z bujnym pióropuszem, dalej widać sztandar, a po drugiej stronie umieszczony został miecz. Spod beretu wystają długie, starannie uczesane loki. Płyta zamawiana była prawdopodobnie jeszcze za życia Andrzeja Szamotulskiego i z pewnością uchwycono na niej podobieństwo do właściciela Szamotuł (por. tekst Szamotulscy  http://regionszamotulski.pl/dzieje-ziemi-szamotulskiej/page/5/).

Tło dla postaci wojewody stanowi tkanina z frędzlami po bokach, o bogatym ornamencie roślinnym, natomiast w górnej części (w obramowaniu arkady) zastosowano motyw dekoracyjny przedstawiający małych nagich chłopców (putto). Historycy sztuki zwracają uwagę na bogactwo rytych w spiżu linii, dzięki któremu osiągnięto efekty malarskie, np. błyszczenie zbroi, plastykę twarzy wojewody, cień rzucany przez postać. Szkoda, że oświetlenie nawy jest słabe i na co dzień trudno dostrzec te wszystkie szczegóły.

W rogach znajdują się cztery tarcze herbowe ‒ jest to swoista genealogia Andrzeja Szamotulskiego. Umieszczono na nich herby: Nałęcz (po ojcu i dziadku z jego strony), Sulima (herb matki i jej ojca) i Korczak (herb babki ze strony ojca). Czwarta tarcza jest pusta, co oznacza, że babka ze strony matki pochodziła z rodziny bezherbowej (por. tekst Herb Nałęcz  http://regionszamotulski.pl/dzieje-ziemi-szamotulskiej/page/3/ ).

Czytaj dalej


Stanisław Helsztyński
ANDRZEJ SZAMOTULSKI

Postawcie mnie pod światło, a zgaszony witraż
rozgorzeje światłami, każdy sztych ożyje,
miecz zabłyśnie brzeszczotem, sztandar się rozwieje,
stropem drgnie zamku mego gotycki korytarz.
Stu wzorami zakwita poza mną gobelin,
naramiennik lśni ze stali i pancerz bez szczerby,
cztery po rogach tarcze, trzy wielmożów herby,
oblicze moje czyste jak różowy welin.
Piotr Vischer w Norymberdze rysy moje żłobił,
w trzech płytach przysłał postać jeszcze za żywota,
w ostrołuk mię oprawił, gotykiem ozdobił,
przyłbicę do stóp rzucił i rzekł: Trwaj na wieki.
Nie boję się styksowej zmiennej czasów rzeki –
zginę, gdy ziemię strawi fala ogniów złota.



Pierwszy pisany po polsku list miłosny

Pochodzenie listu

Omawiany w zamieszczonym poniżej artykule Tomasza Lisowskiego najstarszy zachowany polski list miłosny pochodzi z podręcznika retoryki Macieja z Międzyrzecza, czyli swego rodzaju poradnika pisania. Podręcznik ten został spisany (ręcznie, bo to przecież czasy przed wynalezieniem druku) w latach 1428-1429. Trudno powiedzieć, czy Marcin z Międzyrzecza umieścił tu własny list, list innego nadawcy, czy też ‒ na potrzeby podręcznika ‒ taki list spreparował jako swego rodzaju wzór do naśladowania. Jak to zwykle bywa, znaleźć można zwolenników każdej z tych koncepcji. Autor podręcznika był najpierw zajmował stanowisko urzędnika w kancelarii starosty wielkopolskiego, a następnie pracował dla biskupa poznańskiego Stanisława Ciołka (dawnego podkanclerzego koronnego i sekretarza króla Władysława Jagiełły). Ci, którzy uważają, że jest to autentyczny list prywatny Marcina, wiążą fakt jego powstania z podróżą Marcina z rodzinnego miasta do Poznania i pozostawieniem przez niego w rodzinnych stronach nieznanej z imienia ukochanej. Jeśli jest to list autentyczny, a nie spreparowany, zapewne jego autor zatrzymał się na szamotulskim dworze, przesiąkniętym właściwymi całej średniowiecznej Europie ideami kultury rycerskiej, a więc także ideą miłości dworskiej (por. tekst Szamotulscy http://regionszamotulski.pl/dzieje-ziemi-szamotulskiej/page/5/).

Służba ma naprzod ustawiczna… 

Polski list miłosny, choć nie ma tak długiej historii, jest jednak sędziwym jubilatem. Pierwsze pisane po polsku listy miłosne znane są z XV wieku. Wśród nich jest list, który powstał w 1. połowie tego wieku w Szamotułach właśnie. Warto wspomnieć, że na terenach polskich listy powstawały od XI wieku. Były to dokumenty państwowe bądź kościelne pisane wyłącznie po łacinie. Na tym tle list szamotulski rysuje się więc tym bardziej interesująco ‒ pisany jest po polsku, jest listem prywatnym, a nawet intymnym!

O nadawcy i adresacie nie wiemy nic ponad to, co wynika z treści listu. Wiemy, że pisał go mężczyzna do swojej wybranki, która ukryta jest pod wytwornymi określeniami „twa miłość”, „panna najmilejsza”. Wiemy, że nie są oni małżeństwem. Wiemy, że list powstał w środę (którego dnia, miesiąca, roku?) w Szamotułach, gdzie nadawca był „na służbie”. Wiemy, że dom jego matki znajdował się w pewnym oddaleniu od Szamotuł w okolicy, w której również mieszkała jego ukochana. List napisany jest wytworną polszczyzną i cechuje się wyszukaną kompozycją, co świadczy o tym, że jego autorem był człowiek wykształcony.

Łamiąc zasadę prywatności korespondencji, przeczytajmy list do ukochanej sprzed sześciuset lat.

Czytaj dalej
Strona główna – listopad2025-01-02T11:37:10+01:00

Nazwa Szamotuły

Pochodzenie nazwy Szamotuły (Szamotuły czy Samotuły? A może jeszcze inaczej…)

Niektóre miejscowości noszą nazwy, których pochodzenie i znaczenie można dość łatwo wyjaśnić. Tak jest na przykład z nazwą miasta Środa – wszyscy, którzy wiedzą, że była to niegdyś osada targowa, bez trudu skojarzą nazwę miasta z dniem tygodnia, w którym kupcy gromadzili się ze swym towarem. Pochodzenie nazwy miejscowości nie zawsze jednak jest jasne. Taką niezrozumiałą, nie do końca wyjaśnioną nazwą jest nazwa Szamotuły. Podania ludowe wiążą ją z losem kogoś, kto samotnie błądził (czyli sam tułał się) po terenie, na którym powstały Szamotuły.

Nazwy miejsc od dawna stanowią przedmiot zainteresowania przedstawicieli wielu nauk. Istnieje nawet odrębna gałąź językoznawstwa, która zajmuje się nazwami, jest to onomastyka (od greckiego onoma – 'imię’). W pracach znanych językoznawców: Karola i Zofii Zierfofferów, Stanisława Rosponda i Kazimierza Rymuta brak jednoznacznego rozstrzygnięcia kwestii pochodzenia i pierwotnego znaczenia nazwy Szamotuły.

Pierwszy problem to ustalenie początkowego brzmienia nazwy: Szamotuły czy Samotuły. W alfabecie łacińskim nie było litery na oznaczenie polskiego dźwięku sz. Zanim w polskich tekstach ostatecznie utrwaliła się pisownia tej głoski za pomocą dwóch znaków (s oraz z), przez kilka stuleci głoski s i sz zapisywano jednakowo. Trudno jest więc dziś stwierdzić, jak dawniej brzmiały niektóre wyrazy. Druga sprawa, którą warto sobie uświadomić, to mnogi (pluralny) charakter nazwy. Pokazuje to przykład: „Te dawne Szamotuły szczyciły się wieloma uczonymi i artystami”.

Jeśli przyjąć, że miasto od początku było Szamotułami, jego nazwę należałoby wiązać z przezwiskiem Szamotuła (lub Szamotuł), utworzonym od czasownika szamotać. Byłoby więc tak, że istniał pewien człowiek, którego  ‒ w związku z jego sposobem zachowania lub z jakąś sytuacją ‒ nazwano Szamotułą. Człowiek ten stał się założycielem rodu, nazwanego od jego imienia: Szamotuły (liczba mnoga). Od rodu z kolei wzięła swą nazwę osada. Tego typu nazwy w onomastyce określa się właśnie jako rodowe: wywodzą się od imienia (przezwiska) przodka, w formie liczby mnogiej przenoszą się potem na cały ród, a jeszcze później zaczynają określać osadę, którą dany ród założył lub w której zamieszkiwał. Podobnego typu nazwy są w Polsce dość liczne – można tu wymienić na przykład Kozietuły, Kozierady, Bolesty. Warto jednak dodać, że w Wielkopolsce nazwy tego typu nie są częste.

Za dawną postacią nazwy Samotuły opowiadają się ci, którzy chcieliby widzieć związek nazwy miasta z jakimś samotnym tułaczem lub z nazwą rzeki Samy. Z językoznawczego punktu widzenia takie przekształcenie postaci Samotuły w Szamotuły jest możliwe, choć raczej mało prawdopodobne. Tłumaczyć by je można wpływem dawnej postaci graficznej (jak wspomniano,  w czasach przed powstaniem druku s i sz pisano często jednakowo) lub wymowy niemieckiej, oddającej polskie s jako sz.

Interpretacja postaci Samotuły przebiegałaby podobnie jak w wypadku  Szamotuły, czyli ze względu na formę liczby mnogiej uznać by ją należało za nazwę rodową. Imię-przezwisko założyciela rodu brzmiałoby wówczas Samotuła lub Samotuł. Pierwszy człon przezwiska to zaimek sam. Kolejna trudność pojawia się przy określeniu znaczenia członu drugiego. Wywodzić się on może od czasownika tułać się ‒ przezwisko znaczyłoby wtedy 'tułacz, włóczęga’. Człon -tuł łączyć by można jednak również z czasownikiem tulić, który znaczył niegdyś 'chować’.

W świadomości niektórych mieszkańców Szamotuł istnieje poczucie związku nazwy miasta z nazwą rzeki Samy. Według najwybitniejszych wielkopolskich badaczy nazw, Karola i Zofii Zierhofferów, brzmieniowe podobieństwo nazw Szamotuły i Sama jest przypadkowe. Sama bądź Samica (z tą wersją nazwy również można się spotkać) to dawne określenie głównego koryta rzeki. Skojarzenie nazw SamaSzamotuły pojawia się jednak w niektórych pracach regionalistycznych. Zasłużony regionalista i historyk Wielkopolski Ludwik Gomolec genezę nazwy miasta łączył z dużą ilością strumieni uchodzących do rzeki Samy. Strumienie te, zdaniem Gomolca, miejscowa ludność określała wspólną nazwą Samotuły. Kilka takich strumieni wpadało do Samy w okolicach dzisiejszych Szamotuł. W tym wypadku nazwa miasta należałaby do tzw. nazw relacyjnych – to znaczy nazw utworzonych od innych nazw. Proces nazwotwórczy wyglądałby w tym wypadku w sposób następujący: od nazwy rzeki (Sama) utworzono nazwę wpadających do niej strumieni (Samotuły), potem nazwę strumieni zaczęto odnosić do terenu, na którym występowała duża liczba strumieni, w końcu zaś ‒ do osady. Interpretacja ta jest jednak zbyt skomplikowana, sztuczna, niezgodna z mechanizmami tworzenia polskich nazw miejscowości. Romuald Krygier przytacza wersję Gomola i dodaje jeszcze inne wyjaśnienie nazwy Szamotuły ‒ „miasto, które przytuliło się do Samy”. Tę ostatnią koncepcję trzeba odrzucić, ponieważ nie uwzględniono, że wyraz tulić miał dawniej znaczenie 'chować’. Czy nazwa mogłaby zatem pochodzić od błądzącej (tułającej się) po terenie rzeki Samy? Nazwy miejscowości powstałe od rzek są dość częste, w tym wypadku jednak należy pamiętać, że forma nazwy wskazuje raczej na jej rodowy charakter, czyli powstanie od przezwiska założyciela rodu.

Można wspomnieć o jeszcze jednej hipotezie dotyczącej nazwy Szamotuły. Językoznawca Andrzej Bańkowski w nazwie miasta dopatrzył się śladów staropolskiego zaimka wszamo, który znaczył 'na wsze strony’. Pojawił się więc kolejny problem: być może pierwotnie nie były to ani Szamotuły, ani Samotuły, ale Wszamotuły. Zmiana pierwotnej nazwy polegałaby w tym wypadku na uproszczeniu początkowej, trudnej do wymówienia, grupy spółgłoskowej.

Jak więc brzmiała pierwotnie nazwa miasta: Szamotuły, Samotuły czy może Wszamotuły? W jaki sposób ta nazwa powstała i co znaczyła? Przedstawione tu różne interpretacje nazwy ukazały, jak trudno odpowiedzieć na postawione wyżej pytania.

Czy zatem możliwe jest, że w podaniach ludowych tkwi jakieś ziarno prawdy? Czy początek osady wiązał się z jakimś samotnym tułaczem? Przy założeniu, że pierwotna postać nazwy brzmiała Samotuły, niewielkie prawdopodobieństwo odnotowania w nazwie takiej tułającej się osoby istnieje. Trzeba jednak pamiętać, że na pewno nie chodziło tu o błąkającą się po baszcie i parku Halszkę z Ostroga. Halszka to bowiem postać historyczna: żyła w wieku XVI, za czasów panowania ostatnich Jagiellonów, a nazwę miasta zanotowano po raz pierwszy w 1231 roku. Bardziej prawdopodobna jest jednak interpretacja nazwy, wiążąca jej powstanie z postacią kogoś, kto miał jakiś związek z szamotaniem. Z jaką sytuacją się ono wiązało, nie wiadomo. Odpowiedzi na takie pytanie analiza językowa nie jest już w stanie dać.

 

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Szamotuły, 02.11.2017



Podania o powstaniu Szamotuł często wiążą nazwę miasta z postacią z „Wieży Czarnej Księżniczki” (por. http://regionszamotulski.pl/podania-o-powstaniu-szamotul/).

Zamieszczony poniżej wiersz świadczy o kojarzeniu nazwy Szamotuły z nazwą rzeki Samy (utwór z I Turnieju Jednego Wiersza O Pierścień Halszki ).

Maria Kaczmarek
SZAMOTUŁY ‒ SAMOTUŁY?

Sama tuła się sama?
wije się płynie?
Mieszkają w niej kaczory i
Kaczki.
Omija Basztę Halszki
Zaszczyca parki
W upalne dni chłodzi.
Spacerom sprzyja.
Przytul się do mnie kochanie
odpoczniemy na ławce –
przy fontannie.

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Od urodzenia związana z Szamotułami. Polonistka (jak mama) i regionalist(k)a (jak tata).

Dr nauk humanistycznych, redaktor i popularyzator nauki. Prezes Stowarzyszenia WOLNA GRUPA TWÓRCZA, wiceprezes Szamotulskiego Stowarzyszenia Charytatywnego POMOC.

Nazwa Szamotuły2025-01-05T13:08:24+01:00

Aktualności – listopad 2017

Jesienno-zimowa moda w dawnych Szamotułach

Lata 20., lata 30. XX wieku


Na zdjęciach trzy córki długoletniego kierownika szamotulskich wodociągów, Józefa Rybarczyka: Marta Kulczak, Celina Zawadzka i Leokadia Ignasiak. Na jednej fotografii widać też żonę Józefa – Marię; pojawiają się też dwaj zięciowie: Stefan Kulczak i Władysław Ignasiak.

Zdjęcia z albumu rodzinnego Jana Kulczaka



Film Nie tylko Błękitni Rycerze ‒  Szamotuły,  czasy stalinowskie, młodzi ludzie i ich próba oporu przeciw władzy komunistycznej

Zapomniane Historie ‒ kto nie zna tego cyklu dokumentalnego, emitowanego w TVP 3 od ponad roku, niech czym prędzej nadrabia zaległości!

Młodzi ludzie, uczniowie szamotulskich szkół, zostali aresztowani, byli bici i dręczeni w dawnym budynku milicji (dziś szkoła muzyczna), a następnie skazano ich na kary więzienia za „próbę obalenia przemocą państwa polskiego”. W rzeczywistości na podstawie treści z zagranicznych rozgłośni opracowywali ulotki, samodzielnie je drukowali i rozrzucali w mieście. Po prostu: nie zgadzali się na to, co działo się w Polsce w tamtym czasie, nie akceptowali narzuconej Polsce władzy. O swoich przeżyciach z tamtego czasu opowiedzieli Edmund Zawadzki (wyrok 1,5 roku więzienia) i Jan Strycharz (skazany na 9 lat); w wyniku amnestii wyszli z więzienia wcześniej. Wkrótce na naszym portalu znajdzie się więcej informacji na ten temat.

Premiera telewizyjna odbyła się 10 listopada. Film można obejrzeć online  http://www.poznan.tvp.pl/34771011/10112017

Warto napisać trochę więcej o powstaniu filmu. Tematem szamotulskich konspiracyjnych organizacji młodzieżowych w 2012 roku zajęli się Wojciech Rzepiński i Aleksandra Ławniczak, wówczas uczniowie Liceum im. ks. Piotra Skargi. Wykonali ogromną pracę: przeprowadzili wiele rozmów, dotarli do świadków, zebrali dokumenty i sporządzili naukowe opracowanie tematu (praca wyróżniona w XVI edycji ogólnopolskiego konkursu „Historia Bliska”, organizowanego przez Ośrodek KARTA). Wiosną 2017 roku Agnieszka Krygier-Łączkowska postanowiła zainteresować tym tematem twórcę cyklu „Zapomniane Historie”, redaktora Zbysława Kaczmarka. Przesłała mu tekst pracy szamotulskich uczniów, przekazała kontakty do uczestników i świadków wydarzeń, a we wrześniu wsparła organizacyjnie przy realizacji filmu. Na miejscu pomagały Małgorzata Jagielłowicz (dyrektor szkoły, która mieści się w dawnym budynku liceum) oraz Natalia Szulc (przygotowanie uczniów szamotulskiego liceum do scen rekonstrukcyjnych). Oprócz uczniów (Natalia Bartkowiak, Adrianna Dobrychłop, Filip Jakubowski, Robert Kołodziejczyk, Patrycja Mikita, Patryk Napierała, Eryk Nowak, Adrianna Skórnicka, Mateusz Stanisławiak, Dominika Telak, Jędrzej Warguła) w rekonstrukcji wydarzeń wzięli udział Tomasz Kaczmarek i Marcin Kruszona (GRH Rogatywka 1939-1945). Scenariusz i reżyseria filmu Zbysław Kaczmarek.

Prezentujemy zdjęcia z planu filmowego.





Sukces Karoliny Martin

Uwaga talent! Karolina Martin ‒ szamotulanka, która studiuje aktorstwo na Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie (wydział w Białymstoku), odniosła sukces w Konkursie Verba Sacra na Interpretację Tekstu Biblijnego i Klasycznego. 11 listopada Karolina zdobyła Grand Prix tego konkursu.

Pamiętamy ją świetnie z wielu imprez recytatorskich organizowanych przez Szamotulski Ośrodek Kultury: Artystyczne Spotkania Recytatorów, Zaduszki Poetyckie, eliminacje Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego… Karolina Martin pochodzi z artystycznie uzdolnionej rodziny, wiele zawdzięcza też konsekwentnemu dążeniu do celu (najpierw ukończyła towaroznawstwo, jednak studia aktorskie były jej marzeniem). W jej sukcesie swoją cząstkę mają także ci, którzy od wielu lat pracują z szamotulskimi recytatorami: Aleksandra Słomińska i Piotr Dehr.

Zdjęcia: Archiwum Verba Sacra oraz SzOK (konkursy z 2007 i 2012 roku)



Rogale świętomarcińskie  ‒ tradycja wielkopolska i szamotulska!



Już! To ten czas, kiedy zjedzenie czegoś słodkiego i pysznego jest czynem patriotycznym (w tym wypadku to patriotyzm wielkopolski).

W Szamotułach tradycyjne rogale świętomarcińskie (z certyfikatem!) można kupić cukierni Nowaczyńskich, też o pięknych tradycjach. Firma powstała w 1911 roku, założyli ją małżonkowie Franciszek i Bronisława Nowaczyńscy (najpierw pod dzisiejszym adresem Rynek 50, a od 1913 roku Rynek 51). Piekarnię i cukiernię Nowaczyńscy prowadzili do X 1939 roku, kiedy to firmę odebrali im Niemcy. Po wojnie działalność wznowił syn Franciszka i Bronisławy ‒ Edmund. Po trzech latach firmę przejęły nowe władze. Zakład został upaństwowiony, dopiero w 1957 roku pozwolono Edmundowi i jego żonie Genowefie na prowadzenie mniejszego zakładu ‒ cukierni (w drugiej części budynku). W 1987 roku bardzo zniszczoną piekarnię udało się odzyskać od „Społem”. Od 1992 roku firmę prowadzi następne pokolenie: małżeństwo Dariusz i Katarzyna Nowaczyńscy. W 1998 roku zakład przeszedł kapitalny remont, otwarto też małą kawiarenkę. W cukierni Nowaczyńskich działa (i inspiruje firmę do przemian) kolejne pokolenie: synowie Artur i Kamil (z żoną Alicją).

Jak smakują wyroby z firmy Nowaczyńskich? Odpowiemy anegdotą. Pewna szamotulanka  ‒ wtedy nastolatka ‒ powiedziała tak: „Gdybym miała tylko jeden dzień życia, skoczyłabym na bungee i zjadła 5 pączków od Nowaczyńskiego”. Kolejność czynności na pewno była tu przemyślana. I chyba nie może być lepszej reklamy!




Ks. Walenty Kryzan (1864-1912) dbał o regionalną tradycję, my zadbajmy o jego grób. Zapalmy znicze!





W czasie zaboru pruskiego ‒ pod koniec XIX wieku ‒ ks. Walenty Kryzan wymagał od przyszłych nowożeńców z Szamotuł i okolic, aby brali ślub w ludowych strojach szamotulskich. Był wielkim miłośnikiem naszego regionalnego folkloru. Trzeba pamiętać też o tym, że wkładanie stroju ludowego stanowiło w tamtych czasach manifestację polskości!

Ks. Kryzan przebywał w Szamotułach jako wikariusz i administrator parafii na przełomie XIX i XX wieku, potem był proboszczem w Pszczewie (k. Międzyrzecza), jednak to właśnie Szamotuły szczególnie go ukochały (z wzajemnością) i tu został pochowany. Jego nagrobek znajduje się po lewej stronie alejki wiodącej od głównej bramy cmentarza. Jest nieco zaniedbany. Już kilkadziesiąt lat temu skradziono z niego duży marmurowy czarny krzyż, zniknęła część ozdobnych łańcuchów, a reszta jest pozrywana. W ostatnią sobotę umyliśmy nagrobek, położyliśmy zrobiony przez nas stroik i zapaliliśmy znicz (my ‒ członkowie Stowarzyszenia Wolna Grupa Twórcza). Ks. Kryzan zasługuje na naszą pamięć: „Wiecznie żyć będzie, kto złożon w tym grobie, bowiem na świecie bliźnim żył, nie sobie” (napis z płyty nagrobnej).

Agnieszka Krygier-Łączkowska



Z okazji Wszystkich Świętych ‒ o błogosławionym ks. Marianie Konopińskim (1907-1943)

Marian Konopiński urodził się w Kluczewie niedaleko Szamotuł w ubogiej rodzinie kowala; był najstarszym z pięciorga dzieci. Naukę rozpoczął jeszcze w szkołach niemieckich (czasy zaborów) w Szczepankowie i Wronkach. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości (od 1919 roku) uczył się w Szamotułach, w dzisiejszym Gimnazjum i Liceum im. ks. Piotra Skargi. Szkoła była wówczas płatna, dzięki bardzo dobrym wynikom w nauce Marian Konopiński otrzymywał obniżkę czesnego. Po zdanej z wyróżnieniem maturze (w 1927 roku) wstąpił do Seminarium Duchownego w Gnieźnie, później przeniósł się do seminarium w Poznaniu. Po święceniach kapłańskich (1932 rok) został wikariuszem ‒ najpierw w parafii Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej w Ostrzeszowie, następnie w parafiach poznańskich: Bożego Ciała i św. Michała Archanioła.

1 września 1939 roku zgłosił się ochotniczo do Wojska Polskiego, został kapelanem 15. Pułku Ułanów Poznańskich (wchodzącego w skład Wielkopolskiej Brygady Kawalerii ‒ część Armii „Poznań”). Uczestniczył w całym jego szlaku bojowym. Po bitwie nad Bzurą razem z oddziałem przedarł się, poprzez Puszczę Kampinoską, do oblężonej przez Niemców Warszawy. Tam walczył aż do kapitulacji stolicy.

Został przez Niemców internowany i przewieziony do oficerskiego obozu jenieckiego (Oflag X B nr 2, Nienburg (Weser) w Dolnej Saksonii). Formalnie zwolniono go stamtąd w maju 1940 roku, zaraz jednak został aresztowany i przewieziony do obozu koncentracyjnego w Hamburgu, a następnie do Dachau. W Dachau umieszczono go na specjalnym bloku, na którym przytrzymywano tysiące polskich kapłanów.

Początkowo dobrze znosił trudy pracy obozowej, głównie na okolicznych polach i plantacjach, przy transporcie towarów, a zimą przy uprzątaniu śniegu; pomagał też starszym kapłanom. We wrześniu 1941 r. Niemcy zaostrzyli obozowy rygor: księżom nie wolno było odprawiać Mszy św., modlić się i mieć przy sobie jakiegokolwiek przedmiotu kultu religijnego, zakazano niesienia pomocy duchowej umierającym. Duchownych zmuszono do niewolniczej pracy, zaczęto ich także wykorzystywać do badań pseudomedycznych. Pod koniec listopada 1942 roku Marian Konopiński znalazł się w grupie 20 kapłanów, którym wstrzyknięto zarazki ropotwórcze. W wyniku tego eksperymentu Marian Konopiński zmarł (1.01.1043 r.). Ostatnie tygodnie życia spędził na modlitwie, z kolegą kapłanem pożegnał się słowami: „Do zobaczenia w niebie”. 13.06.1999 r. papież Jan Paweł II beatyfikował go w gronie 108 polskich męczenników niemieckiego terroru II wojny światowej.

W liceum w Szamotułach uczyło się także młodsze rodzeństwo Mariana, między innymi Zofia Konopińska-Barańczakowa, matka Stanisława Barańczaka (poety i tłumacza) oraz Małgorzaty Musierowicz (powieściopisarki).

Los i charakter błogosławionego Mariana Konopińskiego pięknie oddaje kierowana do niego litania:

Kyrie Elejson, Chryste Elejson, Kyrie Elejson,

Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas,

Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się za nami,

Synu Odkupicielu świata, Boże

Duchu Święty, Boże,

Święta Maryjo, módl się za nami,

Błogosławiony Marianie,

Wzorowy synu znoszący trudy wraz z ubogą rodziną,

Podporo w wychowaniu rodzeństwa,

Troskliwy, ofiarny i pogodny bracie,

Przykładzie pilności, sumienności i wytrwałości w zdobywaniu wiedzy,

Młodzieńcze poważny, rozumny, opiekuńczy,

Kapłanie rozmiłowany w modlitwie,

Wielki czcicielu Maryi,

Natchniony głosicielu słowa Bożego.

Ceniony katecheto i opiekunie młodzieży,

Żołnierzu – ochotniku, który jako kapelan

Wspomagałeś na duchu i ratowałeś życie,

Więźniu, w Imię Boże znoszący upokorzenia i cierpienia,

Więźniu, któremu usiłowano odebrać godność ludzką,

Więźniu, opiekujący się chorymi i starszymi kolegami,

Więźniu, zatroskany o los żyjących poza obozem,

Kapłanie poddany pseudomedycznym, śmiertelnym doświadczeniom,

Kapłanie ofiarujący swe życie za Kościół i Ojczyznę,

Marianie, któryś w obozie koncentracyjnym dostąpił łaski

Przyjęcia Sakramentów Świętych w ostatnich chwilach życia.

Męczenniku umierający z nadzieją spotkania bliskich w niebie

Błogosławiony Marianie, nasz Patronie,

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas Panie

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami

K.: Kto straci swe życie z mego powodu,

W.: Znajdzie je w wieczności.

Módlmy się: Boże, nasz Ojcze, przez zasługi błogosławionego Mariana Kapłana i Męczennika, + udziel nam hojnie Swojej łaski, * aby przykład jego bohaterstwa pomógł nam wytrwać w chwili próby i osiągnąć ostateczne zwycięstwo. Przez Chrystusa, Pana Naszego.

W.: Amen

Szamotuły, 01.11.2017

LISTOPAD 2017

IMPREZY I KONCERTY



Wojtek Szczepanik – 5 listopada, godz. 19.00,  Aula Szkoły Muzycznej w Szamotułach

Młody pianista i kompozytor w autorskich kompozycjach

UWAGA ‒ koncert charytatywny!

Organizatorzy koncertu: Rotary Club Szamotuły i Szamotulski Ośrodek Kultury

http://imu.uz.zgora.pl/instytut-muzyki/koncert-kameralny-muzykow-z-akademii-muzycznej-w-poznaniu/


8 listopada, godz. 18, Aula im. Stefana Krawczyka PSM I i II st. w Szamotułach
Koncert jesienny „Odlot wiolinowych kluczy”

Wykonawcy: trio w składzie: Hanna Lizinkiewicz – fortepian, Paweł Kroczek – klarnet, Kamil Babka – altówka
oraz Michał Francuz – fortepian. W programie utwory Domenica Scarlattiego, Wolfganga Amadeusza Mozarta, Fryderyka Chopina, Maxa Brucha, Jeana Francaix.
WSTĘP WOLNY
Organizator: Państwowa Szkoła Muzyczna I i II st. im. Wacława z Szamotuł



9 listopada o godz. 17.00 Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Szamotuły (Rynek 10) zaprasza na spotkanie z wykonawczynią poezji śpiewanej ‒ Małgorzatą Bratek. Pieśniarka jest laureatką wielu ogólnopolskich festiwali, m.in. VI Ogólnopolskich Spotkań Zamkowych „Śpiewajmy poezję” w Olsztynie, legendarnego już I Przeglądu Poezji Prawdziwej „Zakazane Piosenki” (20-22.08.1981 r., gdańska hala OLIWA), Ogólnopolskich Przeglądów Piosenki Autorskiej w Warszawie. W czasach PRL-u działała w opozycji. Uważa się, że to ona pierwsza zaczęła śpiewać wiersze Stanisława Barańczaka…









15.11. godz. 18.00 – otwarcie wystawy „Lwów w grafice”, Muzeum – Zamek Górków

Organizatorzy: Muzeum Historii Religii we Lwowie i Muzeum – Zamek Górków w Szamotułach



18.11. godz. 17.00 ‒ spotkanie z poetką Daromiłą Wąsowską-Tomawską

Na naszym portalu można bliżej zapoznać się z sylwetką i poezją tej pochodzącej z Szamotuł autorki.

http://regionszamotulski.pl/daromila-wasowska-tomawska/

Organizatorzy: Café MARZENIE i Salon Artystyczny im. Jackowskich

19.11., godz. 19, kino „Halszka”

Buslav, czyli Tomasz Nikodem Busławski, komponuje, śpiewa, gra na wielu instrumentach i pisze teksty. W jego muzyce można znaleźć elementy popu, elektroniki i piosenki poetyckiej. Współpracował z wieloma muzykami polskimi i zagranicznymi (m.in. z Mieczysławem Szcześniakiem, Anną Marią Jopek, Noviką, TGD). Jego debiutancki album Buslav był nominowany do Nagrody Muzycznej Fryderyk.

Organizator: SzOK







KINO

Aktualności – listopad 20172025-01-30T14:17:41+01:00

Groby nauczycieli

Cykl Kiedy myślę: Szamotuły…

Groby moich licealnych nauczycieli

Jeśli Wszystkich Świętych ‒ to oczywiście cmentarz szamotulski i wspomnienia o ludziach, którzy tam spoczywają. W moich licealnych latach była szamotulska nekropolia miejscem, które chętnie się odwiedzało w czasie wolnym pomiędzy lekcjami i odjazdem autobusu. Niedaleko od Rynku, blisko kolegiaty, z licznymi grobowcami ale też grobami krewnych, którzy mieszkali w Szamotułach i okolicy. Nawiedzałam też grób Stefana Paweli ‒ dyrektora liceum, który zmarł w 1963 roku, akurat wtedy, kiedy ja zaczynałam naukę w szamotulskim ogólniaku. Pamiętałam jego pogrzeb, a znałam Go z opowiadań Mamy i Cioci, które uczył języka łacińskiego.

Teraz na szamotulskim cmentarzu mam wielu bliskich znajomych. Zawsze zatrzymuję się przy grobach kolegów z klasy: Macieja Dybizbańskiego i Elżbiety Grzesiak-Fiksy. Zapalam też świeczki na grobach moich nauczycieli.

Kiedy stoję nad grobem nauczyciela matematyki prof. Władysława Paśki, dziękuję Bogu za to, że był wyrozumiały i pozwolił mi na rozwój moich humanistycznych zainteresowań i talentów. Nie dręczył ponad miarę sinusami i równaniami kwadratowymi. „Władek” chyba mnie lubił, zresztą z wzajemnością. Pamiętam, że przyjeżdżał czasem do szkoły zielonym skuterem, który stał na boisku, a my go podziwialiśmy. Był niewiele starszy od nas, razem zaczynaliśmy przygodę z szamotulskim liceum.

Moim dobrym duchem był prof. Konrad Roszczak ‒ nauczyciel przysposobienia wojskowego. Uczył trochę dziwnego przedmiotu, ale za to można było z Nim rozmawiać i to na każdy (prawie) temat. Kiedy „Trąbol” miał na boisku dyżur, zawsze był otoczony uczniami. Bywałam z Nim na obozach harcerskich, gdzie był komendantem. Miał tę niezwykłą zdolność budowania relacji z uczniami, blisko ale nie na tyle, żeby stracić autorytet. Uwielbiałam go. A profesor mnie pamiętał, mimo iż widywaliśmy się tylko na zjazdach absolwentów.

I kolejny grób na szamotulskim cmentarzu. Niedaleko wejścia głównego z lewej strony spoczywa prof. Rafał Pisula, który w moich licealnych czasach uczył matematyki i fizyki. Mnie, co prawda, uczył tylko przez rok i to fizyki. Było to w XI klasie, kiedy mój wychowawca ‒ fizyk, zmienił pracę i odszedł ze szkoły. Fizyka nie była moim ulubionym przedmiotem, ale „diodę i triodę” pamiętam do dziś. Profesor Pisula  był mi bliski jeszcze z innego powodu. Mieszkał przy ul. Rewolucji Październikowej [dziś Poznańska] i po warzywa i owoce chodził naprzeciwko do ogrodu mojego wujka Jana Ratajczaka. Czasem go tam spotykałam, ale nie miało to wpływu na moje oceny z fizyki.

W Dzień Zaduszny na pewno zatrzymam się przy grobie prof. Ireny Fludry, która uczyła mnie geografii w klasie X. Zafascynowana swoim przedmiotem, stworzyła w starym gmachu liceum – na parterze,  gabinet geograficzny na miarę tamtych czasów. Na suficie było wymalowane niebo z najważniejszymi gwiazdozbiorami. W szafach były zebrane mapy, a w gablotach skamieliny i skamieniałości. Zapamiętałam panią profesor jako osobę bardzo stanowczą i wymagającą. I tę ciszę na lekcji geografii, szczególnie kiedy otwierała dziennik i zaczynała pytać. Ale to dzięki Niej zaprzyjaźniłam się z mapą, potrafię bez zastanowienia wymienić prawobrzeżne i lewobrzeżne dopływy Wisły i nie tylko.

Na szamotulskim cmentarzu spoczywają Państwo Jakubowscy, którzy mieszkali w starym budynku liceum przy Rynku i jako woźni byli dobrymi duchami szkoły. Mieli wszystko na oku, czasem pożyczali igłę i nitkę do przyszycia tarczy, bez której wstęp do szkoły był wzbroniony. Bywało, że ocierali łzy, kiedy człowiek dostał dwóję, szczególnie jego zdaniem, niezasłużoną. To w suterenie u pani Jakubowskiej można było odprasować bluzkę przed występem na szkolnej akademii, można się było ogrzać, wygadać. Jakubowscy kochali swoją pracę, kochali uczniów, prawie wszystkich znali. Szkoła bez Nich nie miałaby tylu barw.

Ostatnie wspomnienie poświęcam prof. Gabrieli Tomaszek ‒ nauczycielce wychowania fizycznego, która dojeżdżała do Szamotuł tym samym autobusem co ja. Wsiadała w Szczepankowie i potem spotykałyśmy się w sali gimnastycznej. Pani Tomaszkowa, bo tak o niej mówili uczniowie, pochodziła z dawnych Kresów. Zdradzał ją piękny, śpiewny język, który uwielbiałam. Była konkretna, energiczna, można z Nią było porozmawiać o wszystkim, nawet o dziewczyńskich przypadłościach. Rozumiała, doradzała, zachęcała do ćwiczeń i dbałości o ciało. Pani profesor spoczywa na cmentarzu w Ostrorogu, naprzeciwko kaplicy.

Wszystkie te Osoby, które już są po drugiej stronie tęczy, chowam we wdzięcznej pamięci. Nad Ich grobami płaczą cmentarne anioły, na grobach płoną znicze, a przy grobach na chwilę refleksji zatrzymują się dawni uczniowie. I wspominają. Dzięki temu pamięć o Nich trwa.

1 listopada 2017 r.

Irena Kuczyńska



Zdjęcia Agnieszka Krygier-Łączkowska (z lewej), Andrzej Bednarski (powyżej), Wojciech Andrzejewski (na górze strony)

Szamotuły, 01.11.2017

Irena Kuczyńska z domu Leśna

Urodzona w Ostrorogu, absolwentka szamotulskiego liceum (1967).

Emerytowana nauczycielka języka rosyjskiego w pleszewskim liceum, dziennikarka, blogerka (<a href=”http://irenakuczynska.pl/”>http://irenakuczynska.pl/</a>).

Groby nauczycieli2025-01-04T12:11:23+01:00

Figura św. Jana Nepomucena

Figura na starych pocztówkach

Źródło: Muzeum – Zamek Górków


Fotografia z początku wojny

Źródło: Muzeum – Zamek Górków


Inspiracja dla twórców współczesnych

Damian Kłaczkiewicz, Szamotuły. Nokturn

Magdalena Sowińska-Kaczmarek, Rynek w Szamotułach w wehikule czasu

Św. Jan Nepomucen w Szamotułach. Czy znacie historię tej figury?

Św. Jan Nepomucen czuwał niegdyś nad Szamotułami. Figura świętego pojawiła się na Rynku po wielkiej powodzi, jaka nawiedziła miasto. Prawdopodobnie ufundowali ją sami szamotulanie.

Św. Jan Nepomucen w Szamotułach

Wielu mieszkańców z sentymentem spogląda na stare pocztówki z Szamotuł prezentujące miasto, którego w zasadzie już nie ma. Część kamienic, stanowiących niegdyś wizytówkę szamotulskiego Rynku, uległa znacznemu przeobrażeniu. Po niektórych pozostało tylko wspomnienie. Inne, choć nie zmieniły się prawie w ogóle, są niemym świadkiem historii. Przedwojenne pokolenie szamotulan do znudzenia powtarza, że gdyby tylko mogły, pewnie niejedno by opowiedziały. Skrywają w sobie jednak tajemnice, które już nigdy nie ujrzą światła dziennego.

A zachowane pocztówki wciąż mówią: na przykład o dawnym handlu, po którym pozostał ślad w postaci szyldów kupieckich na kamienicach czy ogłoszeniach, jakie dostrzec można na zegarowym słupie. Jedną z najciekawszych historii, o których opowiadają, jest zaś ta o figurze św. Jana Nepomucena, która jeszcze niespełna 80 lat temu zdobiła Rynek, dając mieszkańcom poczucie bezpieczeństwa.

Święty otoczył mieszkańców opieką

– W 1725 roku Szamotuły nawiedziła wielka powódź – do tego stopnia, że w kolegiacie znajdował się metr wody nad posadzką – opowiada Monika Romanowska-Pietrzak, kustosz Muzeum Zamek – Górków w Szamotułach – Po tym zdarzeniu na Rynku postawiono figurę św. Nepomucena. Miał on czuwać nad szamotulanami i bronić ich przed kolejnymi żywiołami – dodaje.

Jan Nepomucen jest bowiem patronem tonących oraz orędownikiem podczas powodzi. Zatrwożeni szamotulanie wierzyli, że otoczy ich opieką i wsparciem. Z pewnością wielu zanosiło do niego swojego troski i zmartwienia. Niewykluczone, że przy figurze odbywały się nabożeństwa.
Niestety, nie wiadomo, w którym roku dokładnie stanęła ona w samym sercu miasta, nieopodal zegara miejskiego (który do dziś jest jednym z najbardziej charakterystycznych symboli Szamotuł). Musiało to jednak nastąpić stosunkowo krótko po tragicznych wydarzeniach, jakie rozegrały się w mieście. Powódź spowodowała straty nie tylko w świątyni, ucierpiały również okalające ją tereny. Zważywszy zaś na topografię i fakt, że kolegiata usytuowana jest na pewnej wyżynie (w stosunku do okolicznych łąk), możemy sobie wyobrazić, że rozmiary XVIII-wiecznej powodzi musiały być ogromne. Wywołały ją niezwykle obfite deszcze, które doprowadziły do podniesienia się poziomu wody w rzece Samie oraz pobliskich stawach. W walce z żywiołem mieszkańcy stali się bezsilni. Kolegiata zaczęła niszczeć. Dla jej ratowania sprzedawano nawet wota z cudownego obrazu Matki Bożej Szamotulskiej, aby zebrać pieniądze na materiał i robociznę.

W pojawieniu się św. Jana Nepomucena w mieście szamotulanie mogli zatem upatrywać pewnej nadziei. Najprawdopodobniej była to inicjatywa obywatelska, w związku z czym fundatorami figury stali się sami mieszkańcy. Pytanie o jej autora wciąż pozostaje otwarte. Nieznane są także dokładne dane techniczne obiektu. Spoglądając na stare pocztówki, możemy jedynie przypuszczać, że miał on ponad 10 metrów wysokości. Figura przedstawiająca świętego z pochyloną głową, zwróconego w stronę dzisiejszej ulicy Wronieckiej i trzymającego w ręku klucz lub krzyż (to atrybuty świętego; na widokówkach nie widać jednak dokładnie, czy był to krzyż, czy też klucz) usytuowana była na kilkumetrowym cokole. Figurę okalało również wysokie ozdobne ogrodzenie.

Cios dla miasta

Jan Nepomucen przez ponad 200 lat czuwał nad mieszkańcami, broniąc ich przed żywiołem wody. Był dla szamotulan nie tylko patronem, ale i symbolem pewnej jedności, siły, wsparcia. To dzięki niemu wierzono, że żadna powódź nie nawiedzi już Grodu Halszki.

Niestety, pod koniec lat 30. minionego stulecia miastu zadano wielki cios. W listopadzie 1939 roku figura została strącona przez niemieckich okupantów. Pozostał po niej tylko cokół, a wkrótce potem i on zniknął z miejskiej przestrzeni. Dziś po figurze zdobiącej niegdyś szamotulski Rynek nie ma już żadnego śladu. Funkcjonuje ona jedynie na zachowanych pocztówkach i we wspomnieniach starszego pokolenia mieszkańców.

Dzięki uprzejmości Muzeum Zamek Górków publikujemy dwa zdjęcia z archiwum pani Lalowej – szamotulanki pamiętającej czasy, kiedy to św. Jan Nepomucen czuwał nad miastem. Fotografie prezentują niemieckiego żołnierza przy cokole, na którym znajdowała się figura. Spoglądając na nie, pani Lalowa komentowała: „Niemiec na fotografii przy figurze św. Jana pochodził z Frankfurtu, był katolikiem. Fotkę zrobiono w niedzielę, kiedy figurę zniszczono. On przychodził do nas”.

Niestety, żadne inne świadectwa czy też dokumenty, dotyczące losów figury i przywiązania do niej społeczności lokalnej, nie zachowały się do czasów obecnych. Wiemy jednak, że zniszczenie pomnika stało się dla mieszkańców prawdziwym ciosem.

Restytucja pomnika

Szamotulanie podjęli się kilku prób przywrócenia miastu figury św. Nepomucena. Gorącym orędownikiem tego pomysłu był Marek Szczepański, pełniący przed laty funkcję dyrektora Muzeum Zamek Górków.
– Rynek jest wizytówką miasta. Szamotuły zyskałyby wiele, gdyby udało się doprowadzić go do kolorytu, jaki posiadał przed wojną – mówił na łamach „Dnia” Marek Szczepański w roku 2004.

Pomysł ten podchwycił Jacek Grabowski, ówczesny burmistrz Szamotuł. W akcję bardzo mocno zaangażowali się również członkowie Rotary Club Szamotuły. „Dzień” poruszał ten temat kilkakrotnie. „W szamotulskim Rotary jest architekt wojewódzki Andrzej Nowak, na południu Polski ktoś z RC może dać piaskowiec na rzeźbę, jest już artysta zainteresowany jej wykonaniem. Jest więc szansa, że w przyszłym roku święty powróci na swe dawne miejsce. Ma zostać również odtworzony tzw. dzwon trwogi, który wisiał na kamienicy nieopodal figury. Dzwon ten w dawnych Szamotułach alarmował mieszkańców, kiedy działo się coś złego. Teraz będzie bił na znak czegoś dobrego – na przykład na odsłonięcie zrekonstruowanego pomnika św. Jana Nepomucena” – tak o szczytnej inicjatywie mieszkańców oraz władz pisał w październiku 2004 roku na łamach „Dnia” Piotr Michalak.

Kilka miesięcy później – w marcu 2005 roku ‒ Rada Miasta i Gminy Szamotuły podjęła uchwałę w sprawie restytucji pomnika św. Jana Nepomucena na Rynku. W styczniu tego samego roku natomiast „Gazeta Poznańska” informowała o powołaniu społecznego komitetu odnowy pomnika na czele z Markiem Szczepańskim. „Członkowie komitetu postanowili wydać 4 tysiące sztuk cegiełek o nominale 5 i 10 złotych. Dochód ma być przeznaczony na realizację przedsięwzięcia. Jeśli wszystkie cegiełki znalazłyby nabywców, byłoby 30 tysięcy złotych. Ta kwota zapewniłaby sfinansowanie pomnika. Tym bardziej, że wiele prac jest i zapewne będzie wykonywanych społecznie. Wstępnie określono już miejsce, gdzie ponownie ma stanąć św. Nepomucen. Pierwotnie był on kilka metrów od zegara. Teraz, ze względu na rozwiązanie komunikacyjne w centrum miasta, nie będzie już w tym miejscu. Ma być kilkanaście metrów dalej, naprzeciw budynku biblioteki, w miejscu gdzie zaczyna się postój taksówek, przy wejściu w uliczkę przecinającą Rynek. Dzięki temu byłby też widoczny po drugiej stronie starówki. Odsłonięcie pomnika jest planowane latem tego roku podczas Dni Szamotuł i jubileuszu nadania praw miejskich. Odtworzenie tego pomnika ma być pierwszym krokiem do nadania starówce świetności i klimatu z dawnych lat” – pisała „Gazeta Poznańska”.

Niestety, na pomysłach i inicjatywach się skończyło. Do dziś na Rynek nie powrócił ani św. Nepomucen, ani dzwon trwogi. I chociaż Szamotułom powodzie obecnie raczej nie grożą, nawiązanie do historii miasta stanowiłoby piękny gest, a przede wszystkim zaś ukłon wobec tych, którzy ponad 200 lat temu potrafili się zjednoczyć w imię wspólnej inicjatywy. Dziś pozostaje tylko wiara i nadzieja – pobożne życzenie, aby serce miasta mogło jeszcze kiedyś zabić wraz ze św. Janem Nepomucenem.

Magda Prętka

Źródło:   http://szamotuly.naszemiasto.pl/artykul/sw-jan-nepomucen-w-szamotulach-czy-znacie-historie-tej,3773280,artgal,t,id,tm.html

Figura św. Jana Nepomucena2017-10-27T20:21:20+02:00

Autobusy przy szamotulskim Rynku

Cykl Kiedy myślę: Szamotuły…

Autobusy na szamotulskim Rynku

Zapraszam na kolejną porcję wspomnień o Szamotułach w latach 1963-1967.

Na drugim miejscu mojej subiektywnej top listy szamotulskich miejscówek jest Rynek, gdzie w latach 60. XX wieku był przystanek autobusowy, a właściwie trzy przystanki obok siebie. Było to w tej pierzei Rynku, z której odchodzi ulica Braci Czeskich. I jak na prawdziwym dworcu, zawsze się miało przed oczami zegar.

W narożnikowym budynku, od strony Braci Czeskich, był bar mleczny, w którym bardzo sympatyczna pani sprzedawała gorące mleko, herbatę z cytryną, bułki z masłem i żółtym serem, a wiosną lody na patyku.

Czasem wchodziło się tam, szczególnie kiedy padał deszcz, bo nie przypominam sobie żadnego zadaszonego miejsca, gdzie można by było poczekać na autobus. A czasem bardzo wiało i padało.

Pamiętam, że autobusy do Wronek, do Ostroroga i do Pniew przez Ostroróg, odjeżdżały z pierwszego przystanku. Autobusy do Pniew przez Otorowo i Koźle ‒ z drugiego przystanku, który był zlokalizowany za wlotem w ulicę Braci Czeskich pod apteką. Teraz chyba tej apteki już nie ma, ale „za moich czasów” była [od redakcji: Apteki rzeczywiście od dobrych kilku lat nie ma już w tym miejscu].

Nie pamiętam już, z którego przystanku odjeżdżały autobusy w kierunku na Obrzycko, Kaźmierz, pewnie gdzieś razem z ostrorogskimi i pniewskimi. Bo wszyscy staliśmy na tych przystankach razem. I baliśmy się, że autobus nas nie zabierze. Czasem oprócz uczniów z biletami miesięcznymi byli inni pasażerowie, wtedy wejście do autobusu było prawdziwym wyzwaniem.

Największy ruch na przystankach był rano, kiedy przed godziną 8.00 autobusy zjeżdżały się na Rynek. Wysypywali się z nich uczniowie i biegli albo szli wolno w kierunku swoich szkół.

Najbliżej mieliśmy my, czyli licealiści. Wystarczyło przeciąć Rynek na skos i już się było w szkole. Niekiedy autobusy się spóźniały, ale czasem się kombinowało i szło się do szkoły dłuższą drogą, żeby jakoś przeczekać pytanie i potem powiedzieć: „Przepraszam, panie profesorze, ale autobus się spóźnił”.

Trochę dalej mieli koledzy ze szkoły zawodowej, która mieściła się na dawnej ulicy Rewolucji Październikowej [dziś Poznańska] oraz koledzy z technikum rolniczego, które mieściło się w Zamku. Tak, nie przejęzyczyłam się. W latach 60. szkoła była w Zamku, a siedzibą Muzeum Ziemi Szamotulskiej była Baszta Halszki.

Po godzinie 8.00 Rynek pustoszał. Być może jakieś autobusy potem jeszcze odjeżdżały, ale bez uczniów, którzy stanowili najliczniejszą grupę pasażerów. Ruch na Rynku wzmagał się około 13.30. Pamiętam, że mój autobus odjeżdżał o 13.35. Szósta lekcja kończyła się o 13.25.

Nie każdy profesor chciał zwolnić dojeżdżających 5 minut wcześniej, a jeszcze przecież płaszcz trzeba było z szatni odebrać. Więc biegło się z teczką w ręce, w rozpiętym płaszczu „na szagę” przez Rynek i machało się kolegom, żeby poprosili kierowcę, aby trochę poczekał.

Dobrze, że samochodów wtedy prawie wcale nie było. Jakieś nieliczne auta dostawcze, jakieś motocykle, zdarzały się też wozy, którymi w dni targowe rolnicy przywozili warzywa, ziemniaki, owoce na targowisko przed dawną ubezpieczalnię [ul. Garncarska].

Niektórzy koledzy dojeżdżali do szkoły pociągiem. Bilet miesięczny na „Jasia” kosztował tylko 9 zł. Bilet autobusowy ‒ 50 złotych i można było jechać autobusem KSK (Krajowej Spółdzielni Komunikacyjnej) do Szamotuł i z powrotem, bo konduktor dziurkował bilet.

Jeśli chciało się jechać do Szamotuł po południu jeszcze raz, na przykład na zabawę szkolną, trzeba było kupić bilet jednorazowy, a wracało się do domu pociągiem przed godziną 22.00.

Ale dworzec kolejowy (i podróżowanie do szkoły kultowym „Jasiem”, które też się zdarzało) będzie moją kolejną szamotulską miejscówką.

Irena Kuczyńska



Polecamy wspomnienie tej samej Autorki:

Irena Kuczyńska z domu Leśna

Urodzona w Ostrorogu, absolwentka szamotulskiego liceum (1967).

Emerytowana nauczycielka języka rosyjskiego w pleszewskim liceum, dziennikarka, blogerka (http://irenakuczynska.pl/).

Autobusy przy szamotulskim Rynku2021-02-18T13:02:21+01:00

Aktualności – październik 2017

Święto szamotulskiej kultury ludowej

 

18 października w kinie odbyła się gala z okazji wpisania „Tradycji weselnych z Szamotuł i okolic” na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego. Lista ta wcale nie jest dotąd długa. Ludowe obrzędy weselne Ziemi Szamotulskiej znalazły się w grupie 25 innych tradycji z całej Polski, obok np. krakowskiego Lajkonika, łowickich procesji Bożego Ciała czy koronek z Koniakowa. Jest to świetna promocja nie tylko szamotulskiej kultury ludowej, ale także całego regionu.

W czasie gali wiele mówiono o tych, którzy folklor w postaci pieśni, tańców i obrzędów zachowali i przenieśli do naszych czasów. Przypomnieć tu należy nazwiska Stanisława Zgaińskiego, Władysława Frąckowiaka, Stanisławy Koputowej i braci Orlików (twórców i wykonawców widowiska Wesele szamotulskie) oraz Janiny Foltynowej – założycielki i przez pół wieku kierowniczki Zespołu Folklorystycznego „Szamotuły”, znawczyni szamotulskiego folkloru i wspaniałej wykonawczyni tańców i pieśni szamotulskich. Obecni na gali obejrzeć mogli archiwalne zdjęcia, a także fragment zarejestrowanego widowiska Wesele szamotulskie, właśnie z udziałem Janiny Foltynowej.

Była też teraźniejszość, czyli Zespół Folklorystyczny „Szamotuły”, którym od 2011 roku kieruje Maciej Sierpiński. Zespół stale się rozrasta (to już około stu osób w różnych grupach wiekowych!), otrzymuje nagrody (nawet na festiwalach międzynarodowych), a kalendarz ma wypełniony na rok z góry. W jego wykonaniu można było obejrzeć kilka fragmentów Wesela szamotulskiego. Pięknie tańczą, śpiewają i wyglądają; świetna jest też kapela.

W programie wieczoru znalazł się wykład szamotulanina, prof. etnografii Zbigniewa Jasiewicza, który kilka lat temu zainspirował młodsze pokolenie do podjęcia starań o wpisanie wesela szamotulskiego na Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego. To bardzo trudne, jak się okazało, zadanie wykonali Piotr Michalak (dyrektor Szamotulskiego Ośrodka Kultury), Maciej Sierpiński (kierownik zespołu) i Sylwia Firlet (opiekunka zespołu) – przy wsparciu jeszcze innych osób.

Gala była też okazją do promocji wydanej przez SzOK publikacji Wesele szamotulskie. Składa się na nią: album (teksty dotyczące kultury ludowej regionu, dziejów widowiska i Zespołu „Szamotuły” oraz wspaniałe zdjęcia), płyta z zapisem filmowym Wesela szamotulskiego (zarejestrowanym w Baborówku w 2015 r.) oraz reprint scenariusza Wesela z roku 1934.

Zdjęcia: SzOK



Godali po naszymu

19 października odbył się X Jubileuszowy Amatorski Konkurs Gwarowy „Godejma po naszymu”. Przed południem uczestnicy (dzieci i młodzież z całego powiatu) rywalizowali w konkursie recytatorskim, a po południu laureaci tego konkursu, dziecięca grupa Zespołu Folklorystycznego „Szamotuły” oraz kapela zespołu zaprezentowali się przed publicznością w kinie.

Widać było, że impreza ma już swoją wierną publiczność, która na koncercie świetnie się bawiła. Dobrym pomysłem jest połączenie różnych elementów kultury ludowej: gwary, tańców, muzyki i piosenek (po koncercie można się było częstować regionalnymi potrawami). Teksty prezentowane przez młodzież były zabawne, a poziom wykonawców wysoki, młodsza grupa „Szamotuł” dała świetny występ, kapela zachęcała publiczność do wspólnego śpiewu. Bardzo podobało nam się też prowadzenie koncertu przez jurorów: Waldemara Kurowskiego i Aleksandrę Słomińską – było swobodnie i z humorem. Nie znaliśmy Oli Słomińskiej od tej strony: pięknie mówiła gwarą, zazdrościmy, bo sami tak nie umiemy.

Zwycięzcami poszczególnych kategorii wiekowych zostali: Franciszek Bączkiewicz (Szkoła Podstawowa w Kaźmierzu; grupa młodsza) i Julianna Sroka-Kierończyk (Szkoła Podstawowa nr 1 w Szamotułach; grupa starsza).

Było wszystko, co lubimy: regionalna kultura, nauka, wspólna zabawa i integracja pokoleń.

Zdjęcia SzOK

Szamotuły, 24.10.2017

PAŹDZIERNIK 2017

IMPREZY I KONCERTY

Fragmenty wybrane z poetyckiego zbioru wyznań umarłych z miasteczka Spoon River pióra Edgara Lee Mastersa. Co mają nam do powiedzenia ci, którzy są już po tamtej stronie?

The Klenczon Experience  ‒ 29 października, godz. 19.00, kino HALSZKA

Muzycy: Wojciech Hoffmann, Mariusz Bobkowski i Arek Malinowski w repertuarze Krzysztofa Klenczona („Czerwone Gitary”, „Trzy Korony”)

Organizator koncertu: Szamotulski Ośrodek Kultury

KINO

Aktualności – październik 20172025-01-30T14:16:47+01:00

Strona główna – październik

Pochodzenie nazwy Szamotuły (Szamotuły czy Samotuły? A może jeszcze inaczej…)

Niektóre miejscowości noszą nazwy, których pochodzenie i znaczenie można dość łatwo wyjaśnić. Tak jest na przykład z nazwą miasta Środa – wszyscy, którzy wiedzą, że była to niegdyś osada targowa, bez trudu skojarzą nazwę miasta z dniem tygodnia, w którym kupcy gromadzili się ze swym towarem. Pochodzenie nazwy miejscowości nie zawsze jednak jest jasne. Taką niezrozumiałą, nie do końca wyjaśnioną nazwą jest nazwa Szamotuły. Podania ludowe wiążą ją z losem kogoś, kto samotnie błądził (czyli sam tułał się) po terenie, na którym powstały Szamotuły.

Nazwy miejsc od dawna stanowią przedmiot zainteresowania przedstawicieli wielu nauk. Istnieje nawet odrębna gałąź językoznawstwa, która zajmuje się nazwami, jest to onomastyka (od greckiego onoma – 'imię’). W pracach znanych językoznawców: Karola i Zofii Zierfofferów, Stanisława Rosponda i Kazimierza Rymuta brak jednoznacznego rozstrzygnięcia kwestii pochodzenia i pierwotnego znaczenia nazwy Szamotuły.

Pierwszy problem to ustalenie początkowego brzmienia nazwy: Szamotuły czy Samotuły. W alfabecie łacińskim nie było litery na oznaczenie polskiego dźwięku sz. Zanim w polskich tekstach ostatecznie utrwaliła się pisownia tej głoski za pomocą dwóch znaków (s oraz z), przez kilka stuleci głoski s i sz zapisywano jednakowo. Trudno jest więc dziś stwierdzić, jak dawniej brzmiały niektóre wyrazy. Druga sprawa, którą warto sobie uświadomić, to mnogi (pluralny) charakter nazwy. Pokazuje to przykład: „Te dawne Szamotuły szczyciły się wieloma uczonymi i artystami”.

Jeśli przyjąć, że miasto od początku było Szamotułami, jego nazwę należałoby wiązać z przezwiskiem Szamotuła (lub Szamotuł), utworzonym od czasownika szamotać. Byłoby więc tak, że istniał pewien człowiek, którego  ‒ w związku z jego sposobem zachowania lub z jakąś sytuacją ‒ nazwano Szamotułą. Człowiek ten stał się założycielem rodu, nazwanego od jego imienia: Szamotuły (liczba mnoga). Od rodu z kolei wzięła swą nazwę osada. Tego typu nazwy w onomastyce określa się właśnie jako rodowe: wywodzą się od imienia (przezwiska) przodka, w formie liczby mnogiej przenoszą się potem na cały ród, a jeszcze później zaczynają określać osadę, którą dany ród założył lub w której zamieszkiwał. Podobnego typu nazwy są w Polsce dość liczne – można tu wymienić na przykład Kozietuły, Kozierady, Bolesty. Warto jednak dodać, że w Wielkopolsce nazwy tego typu nie są częste.

Za dawną postacią nazwy Samotuły opowiadają się ci, którzy chcieliby widzieć związek nazwy miasta z jakimś samotnym tułaczem lub z nazwą rzeki Samy. Z językoznawczego punktu widzenia takie przekształcenie postaci SamotułySzamotuły jest możliwe, choć raczej mało prawdopodobne. Tłumaczyć by je można wpływem dawnej postaci graficznej (jak wspomniano,  w czasach przed powstaniem druku s i sz pisano często jednakowo) lub wymowy niemieckiej, oddającej polskie s jako sz.

Interpretacja postaci Samotuły przebiegałaby podobnie jak w wypadku  Szamotuły, czyli ze względu na formę liczby mnogiej uznać by ją należało za nazwę rodową. Imię-przezwisko założyciela rodu brzmiałoby wówczas Samotuła lub Samotuł. Pierwszy człon przezwiska to zaimek sam. Kolejna trudność pojawia się przy określeniu znaczenia członu drugiego. Wywodzić się on może od czasownika tułać się ‒ przezwisko znaczyłoby wtedy 'tułacz, włóczęga’. Człon -tuł łączyć by można jednak również z czasownikiem tulić, który znaczył niegdyś 'chować’.

Czytaj dalej

Podania o powstaniu Szamotuł

1. Podanie o Samotule

Nad małą rzeczką, lewym dopływem Warty, w warownym grodzie wśród bagien i lasów mieszkał pewien magnat, który miał piękną córkę. Chciał wydać dziewczynę za mąż za możnego księcia. Ona jednak, potajemnie zakochana w innym młodzieńcu, sprzeciwiła się jego woli i stanowczo odmówiła.
Mściwy i dumny pan bardzo okrutnie ukarał swą córkę: rozkazał ją żywcem zamurować w odosobnionej chacie. Po kilku dniach, kiedy nieszczęsną uwolniono z więzienia, okazało się, że straciła zmysły i w cztery lata potem zmarła.
Los młodej ofiary tak rozbroił okrutnego ojca, że rozdał swój majątek, przywdział szatę pokutniczą i udał się do Ziemi Świętej, aby przebłagać Boga za krzywdę wyrządzoną dziecku.
W kilka lat później wrócił i w miejscu, gdzie stała owa chata, założył pustelnię. Żył tam z tego, co podała mu litościwa ręka. Ludzie nazywali go „Samotułem”, a kiedy umarł, także owo miejsce na pamiątkę nazwano Samotułami. I stąd się wzięły Szamotuły.

2. Wieża Czarnej Księżniczki w Szamotułach

W pobliżu szamotulskiej rezydencji Górków wznosi się wysoka wieża. Wybudowano ją w początkach XVI w. i pierwotnie przeznaczono do celów obronnych. Jeszcze obecnie nazywa się ową wieżę basztą, a w tradycji ludowej nosi ona miano „Baszty Czarnej Księżniczki”. Określenie „Czarna Księżniczka” łączy się niekiedy z postacią jednej z córek z rodu Szamotulskich, ale najczęściej, aktualnie wyłącznie, kojarzy się je z osobą Halszki z Ostroga, czyli księżniczki Elżbiety Katarzyny Ostrogskiej, żony Łukasza III Górki.

Rzekomo o północy po komnatach budowli snuje się zjawa czarno ubranej kobiety, jęcząc okropnie. Widmo najchętniej staje w zakratowanym oknie, patrzy w dal i płacze. Przerażeni przechodnie nieraz widzieli jej trupią twarz oświetloną bladym blaskiem księżyca. Bywa, że czarna postać błąka się wokół baszty, a niektórzy utrzymują nawet, że zjawa przechodzi tajemnym przejściem podziemnym do pobliskiej kolegiaty, szukając ukojenia i przebaczenia grzechów.

O widmie z baszty, Czarnej Księżniczce, krążą wśród ludu rozmaite podania.

1.

Czarna Księżniczka była córką dziedzica okolicznych włości. Zdarzyło się, że pokochała młodzieńca niższego stanu, co strasznie rozgniewało jej dumnego ojca. Dziewczyna zbiegła więc potajemnie z rodzicielskiego domu.

Opuszczona przez wszystkich tułała się po borach, które ciągnęły się wzdłuż pobliskiej rzeki Samy, ukrywała się w leśnych osadach, aż w końcu pochwycili ją siepacze ojca. Srodze ukarano biedaczkę za jej występną miłość: miała resztę życia spędzić uwięziona w baszcie, z czarną maską na twarzy.

Miasto, w którym znajduje się ta wieża, nazwano potem „Samotuła” albo „Samotuły”, co ma się wywodzić od samotnego tułania się księżniczki. Później utrwaliła się w pisowni obecna postać: Szamotuły.

2.

W innej wersji tego podania historia kończy się zupełnie inaczej:

Dowiedziawszy się o ucieczce córki, magnat zasmucił się wielce i nakazał jej szukać. Po trzech dniach odnaleziono ją tam, gdzie wycieńczona błądzeniem omdlała.

Uradował się ojciec. Z radości natychmiast rozkazał pobudować w tamtym miejscu basztę, którą nazwał „Samotu” (to znaczy ‘sama tu [się tułała]’). Stoi ona po dziś dzień.

Po tym zdarzeniu wielmoża zmienił się nie do poznania. Rychło z jego rozkazu wzniesiono obok baszty zamek. W nim właśnie jego córka ze swoim ukochanym mogli wyprawić huczne wesele. Zamek ów nazwano „zamkiem Szamotuły”. Z czasem coraz to więcej ludzi osiedlało się dookoła, aż w końcu powstało miasto – Szamotuły.

Czytaj dalej

Daromiła Wąsowska-Tomawska
BEETHOVEN

Moja sonata
księżycowym kurzem
nad lustrem Samy
Jest już głucho
tak ciemno
że aż pęknięty
Kolegiaty cień
wstępuje w chmury

Szamotuły, 08.10.2017

 

Daromiła Wąsowska-Tomawska
NAD SAMĄ

Biegnę znów przez most
nad Samą w tenisówkach
w kokardzie z nutami
na lekcje do pani Górskiej
a potem pod mostek
przy torach
Tam jeszcze pachnie młoda trawa
i stokrotka wciąż bieli
Jasiu − ciuchcia gwiżdże
dwa wagony na węgiel
jak pudełka szyte klejone z pocztówek
diabliki chochły amorki
i pierścionek ze słomy
Już się zmierzcha pieśnią Wacława
i tylko nad Samą
tuła się jeszcze jeden wiersz

Szamotulscy. Dzięki miastu przeszli do historii jako Szamotulscy, ale Szamotuły zawdzięczają im, że w ogóle powstały

„Jest rzeczą zdumiewającą, w jak niewielkim stopniu postacie Szamotulskich przetrwały w pamięci miasta ‒ prawie nikogo z nich na przykład nie upamiętniono w nazwach ulic, placów, a chyba i instytucji miejskich, jak szkoły czy biblioteki. Wszystkich ich w tradycji i legendzie zdominowała marginalna postać Halszki Ostrogskiej, żony zmarłego w 1573 roku Łukasza Górki”.

Słowom prof. Antoniego Gąsiorowskiego ‒ wybitnego historyka, znawcy średniowiecza ‒ nie sposób odmówić racji. Mniej więcej trzydzieści lat temu imieniem Dobrogosta Szamotulskiego nazwano jedną z ulic, a w 2006 roku hali widowiskowo-sportowej przy Zespole Szkół nr 2 im. Hugona Kołłątaja nadano nazwę herbu Nałęcz, nadal jednak nie można mówić o adekwatnym w stosunku do zasług dla miasta uczczeniu tego niezwykle ważnego wielkopolskiego rodu.

Pierwsza wzmianka potwierdzająca istnienie Szamotuł związana jest z postacią Wincentego (herbu Nałęcz), który w dokumencie z 1231 roku wspomniany został jako Wincencius de Samotul (por. tekst Pochodzenie nazwy Szamotuły). Świadectwa pisane z tamtych czasów, choć jest ich niewiele, wyraźnie wskazują, że już od początku XIII wieku przedstawiciele tej gałęzi rodu odgrywali niezwykle ważną rolę u boku książąt wielkopolskich w czasach rozbicia dzielnicowego Polski, później wspierali królów Przemysła II, Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego. Oprócz wspomnianego Wincentego Nałęczami „z Szamotuł” byli kolejno: Tomisław (kasztelan i wojewoda poznański, bratanek Wincentego), Dobrogost Mały (kasztelan gnieźnieński, syn Tomisława) oraz znów (imiona w rodzinie Nałęczów się powtarzają): Wincenty (wojewoda poznański, starosta Wielkopolski, bratanek Dobrogosta Małego), Dobrogost (kasztelan czarnkowski, brat Wincentego) i Tomisław (kasztelan poznański, brat Wincentego i Dobrogosta).

„Prawdziwym ojcem miasta” prof. Tomasz Jurek nazywa pierwszego wymienionego Tomisława, który dokonał pierwszej lokacji Szamotuł, najprawdopodobniej w okresie 1284-1296. Miasto wytyczone zostało w pobliżu wcześniejszej osady o charakterze wiejskim, położonej po prawej stronie Samy, naprzeciw Szczuczyna. W osadzie tej, zwanej potem Starymi Szamotułami, a istniejącej jeszcze do początków XIX wieku, znajdował się kościół św. Marcina i cmentarz, musiała znajdować się też rezydencja właścicieli. To ślady tego miasta w 2006 roku odkryli ‒ dzięki zastosowaniu fotografii lotniczej ‒ archeolodzy Ryszard Pietrzak i Włodzimierz Ręczkowski; odkrycie to zostało wówczas mocno nagłośnione przez media.

Koniec dynastii Piastów w Polsce zbiegł się ze zmianą dziedziców Szamotuł. Nadal byli nimi przedstawiciele Nałęczów, ale innej gałęzi tego potężnego rodu. Pierwszym dziedzicem z tej nowej gałęzi został Sędziwój, używający przydomka Świdwa (wojewoda poznański, Szamotuły i inne dobra przejął jako zięć Dobrogosta lub Tomisława). Na nowe ‒ dzisiejsze miejsce ‒ Szamotuły zostały przeniesione po zniszczeniu pierwszego ośrodka miejskiego koło Starych Szamotuł. Przez miejsce wcześniejszej lokacji przetoczyło się kilka fal spustoszeń. Największe walki toczono w czasie wojny domowej rodów wielkopolskich w okresie bezkrólewia po śmierci Ludwika Węgierskiego, nazywanej wojną Grzymalitów z Nałęczami. Przedmiot sporu stanowiło wówczas obsadzenie tronu polskiego oraz niechęć do wywodzącego się z rodu Grzymałów, starosty wielkopolskiego Domarata (Grzymalici popierali kandydaturę Zygmunta Luksemburczyka na króla). Walki wygasły po wstąpieniu na tron Władysława Jagiełły i jego ślubie z Jadwigą. W okolicach Piotrkówka, a więc w pobliżu wsi Stare Szamotuły i założonego przez Tomisława miasta Szamotuły, w lutym 1383 roku rozegrała się największa bitwa tej wojny. Sędziwój Świdwa grał rolę jednego z najważniejszych przywódców szlachty wielkopolskiej, złupienie i zniszczenie jego własności było więc dla jego przeciwników politycznych ważne. Być może po tych wydarzeniach Sędziwój postanowił odbudować Szamotuły na nowym miejscu: lepiej odpowiadającym wymogom obronności (wyniesienie terenu oblane wokół wodami Samy i jej dopływów) oraz nowemu przebiegowi dróg lokalnych. Nie jest to jednak całkiem oczywiste (por. tekst Zagadka powstania kościoła św. Stanisława. Kiedy Szamotuły przeniesiono na dzisiejsze miejsce? http://regionszamotulski.pl/dzieje-ziemi-szamotulskiej/).

Czytaj dalej
Strona główna – październik2025-01-02T11:34:58+01:00

Kresowe miasteczko

Jarosław Kałużyński

Niewinny żart. Kilka lat temu namalowałem pierwszy obraz z cyklu „Kresowe miasteczko”. Domy, budynki trochę w stylu Nikifora, trochę Dwurnika, trochę moje. Topografia nie była i nie jest celem. Celem było i jest pokazanie klimatu kolorowego miasteczka na Kresach. Tak, na Kresach: zachodnich Polski i wschodnich śródziemnomorskiej cywilizacji.

Jarek Kałużyński

Szamotuły, 08.10.2017

Kresowe miasteczko2025-01-02T12:04:24+01:00

Quiz Mosty – rozwiązanie

Quiz miesiąca
Październik 2017

Szamotulskie mosty (w obiektywie Roberta Kołdyki)

Zadanie 1. Miejsca, w których zrobiono fotografie:

1. ul. Wojska Polskiego,
2. al. Jana Pawła II,
3. ul. Kolarska,
4. wejście Samy do Jeziórka (za terenem dawnej cukrowni),
5. ul. 3 Maja,
6. ul. Zamkowa,
7. ul. Łąkowa,
8. Promenada,
9. ul. Sportowa,
10. ul. Franciszkańska,
11. park między ul. Pływacką i Wioślarską,
12. ul. Poznańska,
13. ul. Aujezdeckiego,
14. przy Promenadzie (przejście pod torami),
15. Skwer Maksymiliana Ciężkiego,
16. Park Zamkowy,
17. ul. Dworcowa,
18. pod linią „Jasia”,
19. Park Sobieskiego,
20. wiadukt za dużą „Biedronką”,
21. ul. Towarowa.

Zadanie 2. Jakie to rzeki:

Sama: 1, 4, 5, 6, 10, 12, 16, 17, 20
Rów Przybrodzki: 2, 5, 9, 13
Rów Gałowski: 8, 14, 15, 18, 19, 21
Rów bez nazwy: 3, 7, 11

Szamotuły, 07.10.2017

Quiz Mosty – rozwiązanie2025-01-02T12:08:34+01:00
Go to Top