About Agnieszka Krygier-Łączkowska

Autor nie uzupełnił żadnych szczegółów
So far Agnieszka Krygier-Łączkowska has created 361 blog entries.

Franciszek Kwilecki – rzeźbiarz

Dobrojewo (ok. 1901-1902) – rodzina Kwileckich na schodach pałacu. Franciszek siedzi na dole. Tekst o pałacu http://regionszamotulski.pl/palac-w-dobrojewie/.

Medal ślubny Kwileckich autorstwa F. Kwileckiego, 1901, awers i rewers, brąz

Płaskorzeźba-epitafium Władysława Ostrowskiego z kościoła Świętej Barbary w Krakowie. Zdjęcie Stanisław Cieślak SJ, 2018.

Stacja Drogi Krzyżowej z Ostroroga (2009, przed malowaniem kościoła)

Franciszek Kwilecki na zdjęciu wykonanym w Poznaniu (ok. 1920 r.) i na portrecie Stanisława Lentza

Stado Franciszka Kwileckiego pędzone do wody – obraz Wojciecha Kossaka (1926; więcej na ten temat http://regionszamotulski.pl/obrazy-kossaka-z-galowa-i-dobrojewa/).

Grób Kwileckich w Ostrorogu, 2018. Zdjęcie Andrzej Bednarski

Franciszek Kwilecki – rzeźbiarz z Dobrojewa

Franciszek Kwilecki, o którym pisałem w artykule Stadnina Kwileckich w Dobrojewie (http://regionszamotulski.pl/stadnina-w-dobrojewie/), był nie tylko ziemianinem i hodowcą koni, ale również artystą.

Franciszek Kwilecki urodził się 4 października 1875 roku w Szamotułach, jako czwarty z pięciu synów Stefana Kwileckiego (1839-1900) i Barbary z Mańkowskich (1845-1910). Rodzice przygotowywali Frania do roli ziemianina, dlatego posłali go do gimnazjum w Poznaniu i szkoły rolniczej w Berlinie. On z kolei odkrył w sobie zamiłowanie do sztuki. W wolnych chwilach szkicował, rzeźbił i malował. Aby mógł rozwijać swój talent, rodzice skierowali go najpierw na roczne studia do Krakowa (1893-1894), a następnie na czteroletnie studia do Paryża (1896-1900). Rok później, 19 sierpnia 1901 roku, ożenił się z Jadwigą księżną Lubomirską.


Popiersia wykonane przez Franciszka Kwileckiego: Maksymilian Jackowski (1909, gips), hr. Kazimierz Chłapowski (1912, brąz), Marceli Krajewski (1913, brąz) i arcybiskup poznański Florian Stablewski (1914, gips)


Stefan Stablewski wspominał, że „Rzeźbiarska żyłka właściciela stanowiła czynny związek ze światem sztuki”. Czas do wybuchu I wojny światowej to okres, w którym Franciszek dużo tworzył. Szczególnie często rzeźbił popiersia i portrety w medalionach. W tym czasie powstały m.in.: popiersie Mieczysława Kwileckiego z Oporowa, popiersie patrona Maksymiliana Jackowskiego (1909), posążek pary na wrotkach (1911), posążek córki Marii (1912), popiersie biskupa Floriana Stablewskiego (1914), czy popiersia malarzy – przyjaciół Kwileckiego: Michała Wiewiórkowskiego i Marcelego Krajewskiego (1913). Franciszek wykonał również medal w brązie na swój ślub z Jadwigą (1901). Do ważnych prac Kwileckiego należy również płaskorzeźba marszałka Władysława Ostrowskiego, w kościele św. Barbary w Krakowie. Kwileckiemu przypisuje się również autorstwo drogi krzyżowej w Ostrorogu, której indywidualną cechą jest to, że jest w porządku odwrotnym. Prawdopodobnie Kwilecki wykonał również figurę św. Józefa z Dzieciątkiem w poznańskiej katedrze.



Franciszek był jednym z założycieli Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Poznaniu. Uczestniczył w zebraniu konstytucyjnym tej organizacji (31.01.1910), a następnie wpłacił jednorazowo 300 marek, za co zgodnie ze statutem otrzymał dożywotnie członkostwo. W 1912 roku wszedł do zarządu Towarzystwa i od tego czasu był również jurorem w konkursach. 2 lutego 1914 roku nastąpiło otwarcie nowego salonu Towarzystwa. Franciszek miał w tym duży udział, gdyż nie tylko wpłacił środki na fundusz budowy, ale również wspólnie z Władysławem Kościelskim oraz Adamem i Olgierdem Czartoryskimi podżyrował weksel na pożyczkę w wysokości 30 tysięcy marek.

W 1911 roku Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych ogłosiło kilka konkursów, w których Kwilecki zasiadał jako juror:

  • konkurs na wykonanie szkicu obrazu ołtarzowego z motywem Świętej Trójcy do ołtarza głównego w nowym kościele pod wezwaniem Św. Trójcy w Bydgoszczy,
  • konkurs na zaprojektowanie telegramu weselnego i żałobnego dla Towarzystwa Czytelni Ludowych w Poznaniu,
  • konkurs na zaprojektowanie okładki do dzieła dr. Mariana Kukiela W setną rocznicę 1812-1912 dziejów oręża polskiego w epoce Napoleońskiej.

W tym samym roku Towarzystwo zorganizowało wystawę zbiorową, na której Kwilecki prezentował swoje prace razem z trzynastoma innymi artystami.



W 1912 roku Kwilecki wystawił dwie prace na Grand Salon des Arts w Paryżu. W tygodniku „Praca” pisano wówczas: „Baczniejszą uwagę zwraca ledwie hr. Franciszek Kwilecki z Dobrojewa w Wielkim. Księstwie Poznańskiem, pięknie pomyślanym portretem Marii – córki artysty i bardzo poprawnym biustem p. C. Szkoda, że poważny zresztą talent hr. Kwileckiego tak rzadko daje znać o swym istnieniu. Tym bardziej podkreślić należy dwie piękne prace hr. Kwileckiego, że jest to jedyny artysta polski z Księstwa, który wystąpił w tegorocznych Salonach paryskich z dziełem, nie usuwając się z pod oceny” [pisownia oryginalna – red.]. Niewielką wzmiankę znajdujemy również w miesięczniku „Sztuka” (t. 2, 1912): „Po za tem wyróżnili się swemi rzeźbami Kraiński, który zapowiada się jako bardzo rasowy rzeźbiarz, bar. Puszet, panna Broniewska, hr. Kwilecki, Medveski Sobczak, Jackowski”.

W 1914 roku na I Salonie Wiosennym w Krakowie, organizowanym przez Towarzystwo Sztuk Pięknych w Krakowie, Kwilecki wystawił swoją pracę wykonaną z brązu ‒ popiersie Marcelego Krajewskiego. Rzeźba ta znajduje się na liście dzieł zaginionych w czasie II wojny światowej.

Po wybuchu I wojny światowej artystyczna działalność Franciszka nieco osłabła na rzecz działalności politycznej. W 1916 r. stworzył rzeźbę – akt kobiecy – o nazwie Studium. Z okresu powojennego nie znamy zbyt wielu prac Kwileckiego z wyjątkiem wyrzeźbionych portretów Józefa Piłsudskiego oraz posła II RP w Wiedniu – Jana Gawrońskiego. Ponadto w 1929 roku, w trakcie Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu, Kwilecki wystawił dwie prace: głowę młodzieńca (gips) oraz popiersie (gips polichromowany). Był członkiem Stowarzyszenia Artystów Plastyków „Plastyka” (co najmniej do 1936 r.)

Franciszek Kwilecki zmarł 20 września 1937 roku w Warszawie. Zgodnie z ostatnią wolą jako pierwszy z Kwileckich został pochowany na cmentarzu w Ostrorogu.

Michał Dachtera

Literatura:

  1. Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego, t.3 1890-1914 [o Kwileckich].
  2. Katalog Działu Sztuki Powszechna Wystawa Krajowa, Poznań 1929.
  3. Katalog wystawy Jubileuszowej MCMXIV. I Salon Wiosenny, Kraków 1914.
  4. „Krakowski Miesięcznik Artystyczny” 1911, nr 5 i 8.
  5. „Kronika Miasta Poznania” 1938, nr 2.
  6. Andrzej Kwilecki, Ziemiaństwo wielkopolskie. Między wsią a miastem, Poznań 2001.
  7. Andrzej Kwilecki, Kwilcz i inne majątki Kwileckich na przestrzeni wieków, Poznań 1996.
  8. „Praca” 1912, nr 27.
  9. „Sztuka” 1912, z. 2.

Fotografie archiwalne:

  1. Andrzej Kwilecki, Ziemiaństwo wielkopolskie. Między wsią a miastem, Poznań 2001.
  2. Andrzej Kwilecki, Kwilcz i inne majątki Kwileckich na przestrzeni wieków, Poznań 1996.
  3. „Kronika Miasta Poznania” 1938, nr 2.
  4. Katalog wystawy Jubileuszowej MCMXIV. I Salon Wiosenny, Kraków 1914.
  5. „Tygodnik Ilustrowany” 1912, nr 20.
  6. Ze zbiorów Wojciecha Kwileckiego.
  7. Biblioteka Narodowa Polona.
  8. Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk.

Szamotuły, 17.07.2018

Mieszka w Szamotułach, ale jego serce zostało w Ostrorogu i okolicach.

Miłośnik historii, poszukiwacz archiwalnych zdjęć. Na Facebooku prowadzi profil Ostroróg na kartach historii.

Franciszek Kwilecki – rzeźbiarz2025-01-06T12:17:12+01:00

Maciej Kukla – wiersze

Maciej Kukla – wiersze

Maciej Kukla, rocznik 1969, absolwent szamotulskiego liceum i Studium Nauczycielskiego. Studiował pedagogikę na Uniwersytecie Szczecińskim (kierunek praca socjalna). Przez kilka lat pracował w Szkole Podstawowej w Brodziszewie, potem prowadził zajęcia kulturalne i kierował świetlicą w Domu Dziecka w Szamotułach. Od pięciu lat mieszka poza naszym regionem.



Maciej Kukla tak pisze o swoich zainteresowaniach i o związku z Szamotułami:

Sztuka w różnych wymiarach i formach jest ze mną od zawsze. Zrobiłem kilka udanych przedstawień ze zdolną młodzieżą z Domu Dziecka, kilka fajnych wystaw malarskich w ramach koła plastycznego z prowadzącym prof. Ratajczykiem, o którym jeszcze wspomnę, we współpracy z kierownikiem artystycznym śp. Janiną Foltyn prowadziłem zespół folklorystyczny złożony z podopiecznych Domu Dziecka. Przy tej okazji pozdrawiam Tomka Kuźniaka, świetnego klarnecistę, który przez wiele lat prowadził zajęcia z gry na instrumencie dla młodzieży z Domu Dziecka. Powinienem wspomnieć epizody muzyczne, które miały miejsce w moim życiu. Miałem przyjemność pisać teksty, śpiewać, występować: z Marionem, Waldkiem, Sławkiem, Andrzejem, Jarkiem i innymi wspaniałymi ludźmi. Trzeba również wspomnieć o WGT Szamotuły’ 90, gdzie próbowaliśmy lokalnie realizować pierwsze twórcze projekty w innej rzeczywistości…

Oczywiście, najdłużej trwa moja przygoda z poezją. Na poszczególnych etapach życia różnie to wyglądało. Oprócz pisania dla siebie, do szuflady, pisałem też dla kogoś (personalnie), czasem coś na FB. W roku 2008 byłem w jury konkursu literackiego, organizowanego przez Parafię św. Krzyża dla młodzieży szamotulskiej. W 2011 roku udało nam się z tej okazji wydać pokonkursowy tomik poezji uczestników i członków jury „Z myśli i z serca”. Pozdrawiam Kasię Renn ‒ poetkę i animatorkę kultury, z którą organizowaliśmy konkurs. Pisałem również wiersze do kilku wystaw malarskich.

Od dwóch lat oprócz poezji mój czas wypełnia współpraca z prof. Grzegorzem Ratajczykiem, malarzem i wykładowcą Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. Reprezentuję jego interesy artystyczne. Przy okazji zapraszam do odwiedzenia naszej galerii internetowej pod adresem gregor.netgallery.eu

W Szamotułach, niestety, nie mieszkam już od kilku lat, ale jestem na bieżąco z tym, co się dzieje w moim rodzinnym mieście. Mam tu rodzinę i wielu znajomych. Mam oczywiście kilka ulubionych miejsc, do których zawsze zaglądam, ilekroć odwiedzam Szamotuły. Idę wtedy do naszej Kolegiaty (dzisiaj Bazyliki), odwiedzam cmentarz i bliskich, Gościniec Sanguszko, gdzie zawsze czuję się jak w domu.

Myślami zawsze odwiedzam również miejsce nieistniejące już, a mianowicie strych u jednego z moich najlepszych kumpli, gdzie zawsze spotykaliśmy sie gromadnie, żeby kreatywnie spędzać czas…w okresie PRL-u obmyślaliśmy plany neutralizacji lokalnych działań władzy, a w antraktach zawsze towarzyszyła nam poezja własna albo ulubionych buntowniczych twórców jak Stachura. Utożsamiając się z jego poezją, czuliśmy się wolni, choć często z tej wolności nie potrafiliśmy odpowiednio korzystać…, ale to już zupełnie inny temat. Lubiliśmy również bardzo poetów krakowskich ‒ Adama Ziemianina i Józefa Barana, z tą poezją również wiążą się niezapomniane chwile…

Moimi niedoścignionymi Mistrzami są: Wojciech Młynarski, Jeremi Przybora oraz Agnieszka Osiecka (kolejność przypadkowa). Myślę, że można ich odszukać w niektórych moich tekstach.

Dziękuję za możliwość podzielenia się z Wami moją poezją.

Pozdrawiam  

Maciek

Szamotuły, 10.07.2018

NA DŹWIĘKACH CHWIL

Chyba nie mam w sercu Boga?
Lecz dzięki Tobie
Myślę o Nim często.

Jak prawdę odszukać
Na życia krawędzi?
Jak być szczęśliwym?
Od Ciebie wiem.

W malignie uczuć,
Marzeń rozwianych
Jesteś i będziesz,
Bo On tak chce.

Nic nie mów, proszę,
Uśmiechnij się,
Obudź modlitwę,
Po prostu bądź.

Z tym pstrym uśmiechem,
Z oczami radości,
W tańcu milczących zdarzeń.
Z Twoją Madonną
(Z) moim Aniołem
Bądź.

***

Dzień był ciężki
I spadł mi na kolana
Bolało jak diabli
To śmieszne, ale to dramat

Jęknąłem w fazie przejściowej
By nie było zbyt prosto
Tłukłem się myślami
ciętą ripostą

W PODRÓŻY

W podróży czas mi się nie dłuży,
Czasem piszę, a czasem tylko patrzę,
każdy ma swój kawałek sceny
jak w teatrze.
Pijackie gęby, przekleństwa i
wyziewy.
dzwoniące bez przerwy telefony i
ciągłe pytania, dokąd ten świat bieży??
Za oknem, również nieschematycznie,
kolorowo,
zapachy drażnią nozdrza
niejednakowo.
I wkracza mistrz ceremonii – pik, pik
Bilety sprawdzam, jeszcze tylko dziś
He he…
Jak w markecie, panie, pik, pik,
kompletny bzik.
Mijam kolejne stacje, z okrutną
szachisty szybkością,
wpadając w drgania, wibracje,
wylewam colę z gracją.

***

Maszerujemy dumnie
pijąc wódkę
na postojach
wśród roztopów, deszczu,
chłodu,
czasem coś w nas pęknie…
z głodu

Rozmawiamy czasem
z sobą,
ale często w dziwnym stanie
urojenie smaga ciało
niczym ziemskie biczowanie
Uciekamy od przyjaciół
zostawiając ślady
w głowie,
ale nigdy od „madrości”
takie nasze wędrowanie

***

Sto ról
w tym życiu
zagranych w
niemocy

Sto łez
wylanych
w zakazie
wspomnień

Tylko cisza
jest grą
uderza w
powieki

To Amen
powiedział
ktoś mądry.

JESIENNA DZIEWCZYNA

Jesienią, kiedy myślę o wiośnie,
Kolorowe ciągle mam sny.
Jesienią me serce radośnie
Uderza w zimne dni.

I nagle spotykam ciebie,
W liściach brodzącą i w słońcu,
I nagle oddycham niebem,
Swój los tym spotkaniem mącąc.

Lecz w tym jesiennym zamęcie będąc,
Dobrze mi z tobą iść przez park.
Nucić jesienną balladę na moście,
łączącym twój świat i mój z wad.

Maciej Kukla – wiersze2025-01-05T12:55:06+01:00

Stadnina w Dobrojewie

Michał Dachtera

Stadnina Kwileckich w Dobrojewie

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości do dobrojewskiej księgi stadnej stadniny Franciszek Kwilecki wpisał motto „W imię Boga i Ojczyzny – praca poświęcona kawalerii polskiej”. W II Rzeczpospolitej jego stadnina w Dobrojewie była jedną z najznamienitszych w Polsce. Historia stadniny zaczęła się jednak dużo wcześniej niż w II RP.


Ok. 1929 r., konie ze stadniny dobrojewskiej przed pałacem. Więcej o nieistniejącym pałacu w Dobrojewie w tekście  http://regionszamotulski.pl/palac-w-dobrojewie/

Zanim przejdę do historii stadniny w Dobrojewie, pokrótce opiszę majętność dobrojewską. Na jej teren składało się pięć folwarków położonych wzdłuż linii kolejowej Szamotuły-Sieraków. Jak na obszar wielkopolski jest to teren falisty, ze wschodu na zachód ciągnie się jar, natomiast folwarki znajdowały się na wyżynach graniczących ze stokami jaru, na których znajdowały się rozległe pastwiska. Stoki w większości miały gliniastą glebę i obfitowały w naturalne wody płynące (woda źródlana wykazywała duże właściwości zdrowotne). Najwyższe pastwisko było położone 100 m n.p.m., a najniższe 60 m n.p.m. Tym samym teren ten był narażony na częste wiatry. Suchy klimat Dobrojewa idealnie nadawał się do hodowli konia suchego, kościstego, o dużej wytrzymałości, sile i masie konia ułańskiego.

Jak wspomniałem, stadnina w Dobrojewie powstała znacznie wcześniej niż w II RP, gdyż już w 1787 roku, kiedy właścicielem Dobrojewa był Adam Klemens Kwilecki – rotmistrz chorągwi husarskiej. Czyniło ją to jedną z najstarszych w Poznańskiem. Po Adamie własność Dobrojewa przeszła na jego córkę Anielę i jej męża Klemensa, który był zarazem bratankiem Adama.


1923 r., Wystawa Poznańska – konkurs powozów. Piątka hr. Franciszka Kwileckiego


Spadkobiercą Anieli i Klemensa był ich syn Leonard Kwilecki, oficer strzelców. Leonard brał udział w powstaniu listopadowym pod dowództwem generała Romarino, który – przyłączając się do powstania – zabrał własne, wyhodowane w Dobrojewie, konie. O fakcie tym miał zaświadczyć w późniejszych latach wnukowi Leonarda – Franciszkowi – 90-letni emerytowany trębacz przyboczny Leonarda o nazwisku Dunaj.

Kolejnym właścicielem Dobrojewa był Stefan Kwilecki – wielki miłośnik koni. Jego doradcą i przyjacielem był znany hipolog Józef Trzebiński z Miławczyc. Stefan Kwilecki na wystawach w latach od 1868 do 1891 zdobył osiem medali, w tym jeden złoty, cztery srebrne i trzy brązowe. Stefan Kwilecki pozostawił stado bez domieszki zimnej krwi, która pod koniec XIX wieku zaczęła zyskiwać na popularności i napływała z zachodu na teren dzisiejszej Wielkopolski.


Dobrojewo, ok. 1929 – źrebaki ze stadniny w trakcie pokazu


Po śmierci Stefana opiekę nad stadniną przejął jego syn – Franciszek i to właśnie na okres jego gospodarowania przypada prawdziwy rozkwit stadniny w Dobrojewie. Do 1912 roku Franciszek, podobnie jak ojciec, używali wyłącznie ogierów półkrwi angielskiej. Obaj mieli bardzo dobre relacje z dyrekcją stadniny w Sierakowie, co zapewniało dobrojewskiemu stadu stały dopływ najlepszej półkrwi angielskiej. Wśród reproduktorów angielskich jednym z najlepszych w Dobrojewie był Wellington, urodzony w 1866 roku.

Przełomem w historii dobrojewskiej stadniny było nabycie ze stadniny w Jezupolu w 1912 roku ogiera czystej krwi arabskiej Hadudego, potomka słynnego ogiera o tym samym imieniu. Franciszek Kwilecki chciał dowieść, że mieszanka konia orientalnego z odmianą wielkopolską pozwoli otrzymać konia zdatnego do prac gospodarczych (kolejki konne, pługi parowe etc.) w stopniu nie mniejszym niż koń limfatyczny, a oprócz tego znacznie sprawniejszego i bardziej wytrzymałego od konia limfatycznego. Klimat panujący w Dobrojewie tworzył idealne warunki właśnie do chowu takiego konia, czyli suchego, o dużej masie, sile i wytrzymałości oraz dobrym chodzie. Hadudy dotarł do Dobrojewa w wieku bardzo dojrzałym (około 25 lat). Ogier ten padł w Dobrojewie w 32. roku życia, tj. w 1918 roku. W poprzedniej stadninie uznawano go za niezdolnego do chowu. W Dobrojewie jednak przywrócono go do normalnych zajęć, za co mimo podeszłego wieku odwdzięczył się licznym potomstwem, dał bowiem stadu 30 koni. Źrebaki po Hadudym dorastały w czasie I wojny światowej, większość z 18 wałaszków znalazła się w różnych pułkach wielkopolskich, a po odzyskaniu niepodległości trafiły przed pierwszą polską komisję remontową, czyli prowadzącą rejestrację, klasyfikację oraz zakup koni dla wojska. Natomiast 12 wspaniałych klaczy: Greczynka (1912), Haduda, Hucułka, Honorka (1913), Imci Pani, Iskra, Iglica, Ijola (1914), Bogusia, Aga (1915), Bogda i Esta (1916), które – jak pisał Paweł Popiel – stało się dla stada „klaczami Mahometa”, pozostało w stadzie z przeznaczeniem na przyszłe matki. Z tych 12 klaczy w stadzie ostatecznie pozostawiono 10 jako fundament dalszej hodowli. Potomstwo Hadudego było równie wybitne jak on sam, wałachy po nim służyły w wielkopolskich pułkach ułańskich. Liczne potomstwo Hadudego wzbudzało podziw innych hodowców. Klacze po Hadudym (półkrwi i ¾ krwi orientalnej) cechowały się dużą szlachetnością, suchością, zadziwiały swoim orientalnym wyglądem.


Stadnina hr. Franciszka Kwileckiego, ok. 1929 r.


W czasie I wojny światowej do Dobrojewa przybyły dwa ogiery czystej krwi arabskiej ze stadniny Pełpin: Padyszach oraz Durbar. Po tym pierwszym pozostały dwie wspaniałe klacze: Iwa i Durbar, natomiast pod drugim pięć: Baszta, Grenada, Jawa, Grażyna oraz Besi. Wszystkie siedem klaczy zostało zapisanych w dziale II polskie księgi stadnej koni arabskich. Nieco później (około 1919-1920 r.) w Dobrojewie znalazł się wspaniały anglo-arab Velasquez, urodzony w 1908 roku, potomek słynnego ogiera Van Dyck. Velasquez ocalał w wojnie bolszewickiej i był ostatnim okazem ze stadniny w Stawiszczach. Miał wypalony herb rodziny Branickich, a do Dobrojewa trafił ze stadniny w Sierakowie. Ogier został wpisany do działu II polskiej księgi stadnej koni arabskich. Cechował się dużą masą i wzrostem jak na konia orientalnego. W stadzie przydzielono mu część klaczy po Hadudym i Durbarze. Najlepsze potomstwo uzyskiwano w połączeniu z klaczami głębokimi i przyziemnymi. Największą zaletą Velasqueza była umiejętność przekazywania szlachetności i suchości konia orientalnego. Utrwalano tym samym typ konia orientalnego, suchego, jednak nieco mniejszego i lżejszego, co w pewien sposób ograniczało jego wszechstronność. W Dobrojewie zastanawiano się, czy rozwój stadniny powinien iść w kierunku koni arabskich, czego wyrazem było sprowadzenie konia pełnej krwi angielskiej Dissensiona, który w połączeniu z głębokimi, łagodnymi, orientalnymi klaczami dał dobre potomstwo w postaci koni średnich, nadających się zarówno pod siodło, jak i do pługa.


Praca w polu. Konie ze stadniny hr. Franciszka Kwileckiego, ok. 1930 r.


Przegląd klaczy z 1922 roku wskazywał, że w tym czasie w Dobrojewie było bardzo dużo klaczy po ogierach trakeńskich: 14 klaczy po Panzenbrecherze i Almenrauschu, 7 klaczy Hadererze, 10 klaczy po Furstentahu i Medusensohnie. Z kolei konie hodowli wielkopolskiej – Habsburger oraz Strolch zostawiły w stadzie 17 klaczy. Po ogierach Cyd i Wiado było 15 klaczy, natomiast po beberbeckim ogierze Galbie – 7 klaczy. Oznacza to, że do czasu przybycia do Dobrojewa Hadudego i innych ogierów arabskich najbardziej dla rozwoju przysłużyły się ogiery trakeńskie, wschodniopruskie oraz wielkopolskie. Wspomnieć też trzeba o jasnogniadym Randolfie, ogierze hanowerskim, który dał stado 12 klaczy, jednak nie wykorzystywano ich w istotny sposób w dalszej hodowli.

Dziesięć klaczy po Hadudym pokazano po raz pierwszy na wystawie poznańskiej w 1923 roku, gdzie konkurowały z licznym stadninami, m.in. z Posadowa, Pępowa, Gałowa, Iwna, Kobylnik czy Wielichowa. Klacze ze stadniny Kwileckiego zdobyły srebrny medal. Zostały również wpisane do działu II polskiej księgi stadnej koni arabskich. Po tym sukcesie Franciszek wybrał się do Janowa, gdzie w 1924 roku nabył dla swojej stadniny ogiera czystej krwi arabskiej – Arabi Paszę oraz ogiera półkrwi arabskiej Schagya XV (wg niektórych źródeł Schagya X 10). W ten sposób Kwilecki nie przerwał dopływu krwi arabskiej do swojej stadniny. Oba wspomniane ogiery otrzymały klacze po Hadudym, Durbarze, Padyszachu i Velasquezie, co przyniosło bardzo dobre rezultaty.


Wojciech Kossak, obraz Stado Franciszka Kwileckiego pędzone do wody, 1927 r. Więcej o obrazie w tekście  http://regionszamotulski.pl/obrazy-kossaka-z-galowa-i-dobrojewa/.


W 1926 roku do Dobrojewa przybył Wojciech Kossak. Kwilecki zlecił Kossakowi namalowanie obrazu przedstawiającego jego cztery córki, jego samego i stado pędzone do wody. „Gazeta Szamotulska” z 21 września 1926 roku tak relacjonowała przybycie Kossaka „Ostroróg. (Sławny malarz.) Sławny malarz Wojciech Kossak, twórca licznych i znakomitych obrazów i panoramy berlińskiej, przedstawiającej przejście przez Berezynę, pobitych w roku 1812 wojsk Napoleona I, bawi obecnie w majątku pana Franciszka hr. Kwileckiego w Dobrojewie, gdzie maluje stadninę p. Kwileckiego. Po ukończeniu pracy w Dobrojewie uda się Wojciech Kossak w tym samym celu do Gałowa majątku p. hr. Mycielskiego”.

Szczegółową relacji z pobytu Kossak zdał w swoich listach żonie – Marii Kisielnickiej (listy zostały wydane w 1985 roku – Wojciech Kossak, Listy do żony i przyjaciół, tom 2 – lata 1908-1942, Wydawnictwo Literackie). Kossak napisał m.in., że jest bardzo zadowolony z namalowanego obrazu, a z drugiej strony wskazywał na problemy z zapłatą: „Moja droga. Ten tydzień ostatni był jednym z najświetniejszych w mojej sztuce, ale jednym z najtrudniejszych finansowo. Wspaniały, przepyszny (zobaczysz) obraz za 12 000 skończony, ale nawet pierwszej raty 4000 dotąd nie dostałem i nie wiem, kiedy dostanę.” „Kwil[ecki] wrócił bez pieniędzy i nie mógł mi nawet 20 zł pożyczyć!, a tu trzeba 16 zł za obiad zapłacić i Hieronimowi dać na benzynę, bo mamy wracać do Dobrojewa. No pomyśl sobie! … Bardzo ciężkie dni zaprawdę”.


Dobrojewo – klacze orientalne zapisane w księdze arabskiej w dziale II, ok. 1928 r.


Dziewiątego listopada 1927 roku dwie komisje wyłoniły grupę klaczy, którym przyznały licencje; tylko te klacze miały być przeznaczone na matki. Tego samego dnia wszystkie klacze zaprezentowano przed Komisją Wielkopolską i Komisją księgi państwowej (w tym także przedstawiono wszystkie klacze wpisane w dziale II księgi arabskiej, jednak tylko dla potwierdzenia istnienia takich w Dobrojewie). Dzięki przeprowadzonej wówczas inwentaryzacji stadniny wiadomo, jak liczne było stado dobrojewskie. Konie zostały podzielone na trzy kategorie:

– I, w której dążyło się do czystej krwi arabskiej, liczyła 21 klaczy zapisanych w polskiej księdze arabskiej; w latach 1925-1927 dały stadu 38 źrebaków (w tym 26 klaczek);

– II, w której dążyło się w kierunku anglo-arabskim, liczyła 27 klaczy półkrwi arabskiej oraz 29 klaczy krwi angielskiej zapisanych w księdze wielkopolskiej; w latach 1926-1927 dały stadu 15 źrebaków (w tym 8 klaczek);

– III, w której dążyło się w kierunku półorientalnym, liczyła 17 klaczy krwi półarabskiej oraz 19 klaczy krwi angielskiej wpisanych do księgi polskiej.

Tym samym w stadzie dobrojewskim było 65 klaczy orientalnych (21 szt. ¾ krwi arabskiej i 44 szt. ½ krwi arabskiej), 77 źrebiąt orientalnych (4 szt. 63/64 krwi arabskiej, 34 szt. ½ krwi arabskiej oraz 39 szt. ½ krwi arabskiej) oraz 39 wałachów orientalnych (wszystkie ½ krwi arabskiej). Łącznie było zatem 181 koni orientalnych. Koni krwi angielskiej były 152 egzemplarze, w tym 48 klaczy, 16 źrebiąt oraz 88 wałachów. Tym samym łączna liczba wszystkich koni wynosiła 333. Klacze czystej krwi orientalnej (21 sztuk) pracowały w stajni cugowej i administracji, natomiast reszta stada pracowała na roli, co dawało około 16 klaczy licencjonowanych i 16 wałachów na 250 ha folwarku. Źrebaki były tak trenowane, że od dwóch do czterech razy dziennie przebiegały kilometry naturalnym galopem po pagórkowatych terenach i przez liczne strumienie.


Stadnina hr. Franciszka Kwileckiego, ok. 1929 r.


Od 1921 do 1927 roku z Dobrojewa do stadnin państwowych i prywatnych trafiły aż 24 ogiery: Druh Maji, Helen i Calpucius II (1921), Bandyta i Buńczuk (1922), Bojan (1923), Cudak (1924), ogiery nr 85, 86, 102 i 110 (1925), Hejnał, Harun, Dragoman, Hermes, Alf, Hamit, Halman i Cisun (trafiły do stadniny państwowej w Janowie) (1926), Imci Pan, Pasza, Incydent, Irydion oraz Cekin (1927). Z tych koni szczególnie wyróżnił się Cekin – siwy ogier półkrwi, urodzony w 1924 roku. Jego potomkowie w 1932 roku na komisji remontowej w Płońsku osiągnęły najwyższe ceny. Ponadto ogier ten zostawił po sobie wiele wspaniałych klaczy.

W 1928 roku stado Kwileckiego liczyło około 50 klaczy półkrwi angielskiej oraz około 70 klaczy z domieszką krwi orientalnej, co czyniło Dobrojewo prawdopodobnie największą orientalną stadniną w Polsce. Warto wspomnieć, że w tym czasie w stadzie dobrojewskim było 20 klaczy – córek i wnuczek po Hadudym oraz 7 klaczy po innych orientalnych ogierach – Durbarze i Padyszachu. Wszystkie te klacze cechowały się znacznie bardziej orientalnym wyglądem niż było to w rzeczywistości. Stąd nasuwa się wniosek, że Kwilecki miał talent i szczęście w doborze ogierów do stadniny oraz że krew orientalna w połączeniu z koniem poznańskim dawała bardzo dobre wyniki.

Również w 1928 roku Stadnina Franciszka Kwileckiego zajęła siódme miejsce pod względem ilości koni dostarczonych komisji remontowej (15 sztuk). Komisja kupiła dla wojska aż dziesięciu potomków słynnego Arabi Paszy: Trębacza, Tuhaj-Beia, Taisa, Taryba, Tokio, Toska, Tamburyna, Trzaska, Tamka i Tamira. Zarówno co do ilości, jak i jakości Arabi Pasza zajął pierwsze miejsce wśród 428 opisanych w ankiecie ogierów, co wskazuje jak cenna była krew arabska u konia wojskowego ze stadniny w Dobrojewie.  Należy podkreślić, że  Arabi Pasza był koniem wybitnym, w ciągu tylko około 3 lat od przybycia do Dobrojewa dał stadu aż 38 klaczy. Między innymi dzięki niemu stado dobrojewskie w ciągu 12 lat od zakończenia I wojny światowej urosło o około 1/3 w zakresie liczby klaczy orientalnych.


Wzorowa stajnia – konie ze stadniny Franciszka Kwileckiego w trakcie Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu, 1929 r.


Rok później w Poznaniu odbywała się Powszechna Wystawie Krajowej. Na tej wystawie Franciszek Kwilecki postawił budynek tzw. „stajni wzorowej”. „Gazeta Rolnicza” tak opisała ten obiekt: „Stajnia dostosowana jest do celów hodowlanych. Obszerne i widne boksy, są w ten sposób urządzone, że zapewniają zwierzętom potrzebną ilość powietrza — i odpowiadają wymaganiom, stawianym przy racjonalnemu, zdrowotnemu utrzymaniu zwierząt. Przed stajnią znajdują się okólniki, na których zwierzęta są wypuszczane dwa razy dziennie i systematycznie trenowane. Zwiedzający mają więc również możność zapoznać się z zasadami i metodami trenowania i ćwiczenia koni. W stajni znajduje się ogółem 12 koni, w tym parę klaczy ze źrebakami, wszystkie półkrwi arabskiej ze stadniny Franciszka hr. Kwileckiego z Dobrojewa. Typ konia lżejszego, nadającego się do pracy w różnych warunkach i odpowiadającego warunkom remontowym” („Gazeta Rolnicza” 1929 nr 26).

Na Powszechnej Wystawie Krajowej Franciszek wystawił łącznie 23 konie. Największy podziw budziło potomstwo dwóch ogierów z jego stadniny: Arabi Paszy oraz Schagya XV; były to: po Arabi Paszy: klacze: Arabi Bogda (ur. 1925),  Arabi Agra (ur. 1925),  Arabi Izera (ur. 1925),  Arabi Pani (ur. 1925), Arabi Huryska (ur. 1926), ogier Beduin (ur. 1926) i Parys (ur. 1926); natomiast po Schagyu XV dwie klacze: Danae (ur. 1926) i Arabi Jawa (ur. 1926). Na wystawie Kwilecki otrzymał dziewięć nagród pieniężnych w łącznej kwocie 3.350 zł oraz dwa medale – złoty i brązowy.


Ok. 1930-1935, konie ze stadniny dobrojewskiej w trakcie obrzędu dożynkowego


Warto wspomnieć również, że pierwsze stado koni do gry w polo powstało właśnie w Dobrojewie. W czasopiśmie „Teatr i Życie Wytworne” w 1929 roku (nr 4-5) tak opisano stado Franciszka Kwileckiego:

„Hr. Kwilecki stworzył dla swego stada tak idealne warunki naturalne otoczenia i wychowu młodzieży, że jego konie są wzorem tego, jak powinien w ogóle być chowany koń wierzchowy, już nie tylko z punktu widzenia gry w polo, lecz co wiele ważniejsze, dla wojska. Warunki te, zupełnie prawie analogiczne z warunkami, jakie w szeregu pokoleń wytworzyły z potomstwa wykupy­wanych do Argentyny najsławniejszych derbistów Anglii niezrównaną dziś rasę argentyńskich koni do polo, czynią z anglo-arabów hr. Kwileckiego materiał niezmiernie cenny właśnie jako koni do polo.

[…] Konie w Dobrojewie, od źrebięcia, prawie cały czas są na powietrzu, w polu i na wolności, od marca do listo­pada  wcale nie widzą stajni, nocując w każdą pogodę w polu. Jak wicher uganiają po lekko falistej okolicy Dobrojewa, wyrabiając w sobie zwrotność i oddech ‒ te najważ­niejsze zalety wierzchowca. Strome spadki, które stado przebywa nie skracając wyciągniętego galopu, wyrabiają naturalną równowagę, a nie zawsze bezpieczny teren wyrabia uwagę koni i szybkość decyzji w galopie. Rozległe okólniki Dobrojewa są wzajemnie połączone ze sobą w ten sposób, że aby dostać się z jednego na drugi, konie muszą przebywać wodę. Bywa to połączone z przymusową kąpielą. Piękna, urozmaicona, falista okolica Dobrojewa jest prawdziwym rajem dla koni. W wyniku takich warunków stadnina w Dobrojewie hoduje typ konia szybkiego, zwrotnego, zahartowanego na niepogodę, bo pędzącego życie w warunkach, w jakich żyje koń dziki ‒ a jednak łagodnego jak dziecko. Mimo silnej domieszki folbluta [red.: koń pełnej krwi angielskiej], konie z Dobrojewa zachowują wyraźnie swój typ arabski, ze wszystkimi jego dodatnimi cechami”.


Ostroróg, pogrzeb Franciszka Marii Kwileckiego – konie ze stadniny w Dobrojewie prowadzą wóz z trumną, 1937 r.


Franciszek Kwilecki rozwijał stadninę w dwóch kierunkach. Po pierwsze – w kierunku czystej krwi orientalnej, co miało na celu wpisanie klaczy arabskich do działu pierwszego Księgi Stadnej Koni Arabskich. Po drugie – w kierunku koni z domieszką krwi orientalnej, co zapewniało odpowiednią suchość konia i jędrność jego tkanki.

Do najważniejszych reproduktorów w dobrojewskiej stadninie w końcu lat dwudziestych XX wieku poza Arabi Paszą i 140 Schagya należały Velasquez (anglo-arab maści siwej), 348 Gazlan oraz ogier czystej krwi orientalnej Amurath, którego trzech potomków trafiło do stadnin państwowych. Departament Chowu Koni, doceniając stadninę dobrojewską, skierował do niej konia wybitnego, derbistę z 1928 roku – Flisaka (maści siwej). Warto też wspomnieć, że od przybycia do Dobrojewa do 1928 roku, tj. w ciągu około 10 lat, po Velasquezie zostało w stadzie 31 silnych matek, stanowiących dobry materiał do dalszej hodowli koni orientalnych.

Źrebaki w Dobrojewie były wychowywane w sposób surowy, ale ze zdrowym rozsądkiem. Żywienie opierano głównie o lucernę. Dobrojewskie źrebaki rzadko przebywały w stajni, zażywały wiele ruchu, dzięki świetnie urządzonym, bogatym w wodę, pofałdowanym i rozległym pastwiskom. Taki wychów młodych koni powodował, że cechowały się niebywałą jędrnością i zdrowiem.

Po śmierci żony Franciszka – Jadwigi (1930) zarządzanie stadniną przejął syn Franciszka Kwileckiego – Jan Stefan Kwilecki. Lata od 1930 do 1933 były bardzo trudnym czasem dla Dobrojewa. Śmierć Jadwigi, wielki światowy kryzys gospodarczy oraz finansowe zaangażowanie Kwileckich w Powszechną Wystawę Krajową roku 1929 spowodowały, że o mały włos nie doszło do licytacji całego majątku. Trudna sytuacja gospodarcza Dobrojewa w szczególny sposób odbiła się na stadninie dobrojewskiej, gdyż chów koni był gałęzią szczególnie deficytową. W tym okresie, z uwagi na ograniczanie stanu liczbowego stada dobrojewskiego, klacze Kwileckiego rozeszły się po całym kraju. Po poprawie sytuacji finansowej Jan Kwilecki przystąpił do odbudowy stada. Wykorzystał w tym celu stare klacze, potomków sławnych dobrojewskich ogierów: Hadudego, Arabi Paszy, Durbara i Velasqueza, natomiast jako reproduktora wybrał ogiera Schagya Giewont. W ciągu 4 lat (do 1938 roku) wyselekcjonowano w ten sposób 18 młodych klaczy na przyszłe matki, a pierwsze źrebięta z tych matek narodziły się już w 1938 roku.


Szóstka klaczy stadniny Dobrojewo, ok. 1938 r.


W 1930 roku Jan Kwilecki sprzedał komisji remontowej cztery klacze wysokiej półkrwi orientalnej, po ogierach Arabi Paszy oraz Shagya X, z kolei w liniach żeńskich ich matek płynęła krew Hadudy, Hermita i El Kebira.

Na licytacji ogierów do Państwowych Zakładów Chowu Koni dobrojewski ogier Aliant (po Schagya X-12 i Alinie) był obok ogiera Denar ze stadniny Mielżyńskiego w Iwnie jednym z dwóch najwyżej wylicytowanych koni. Tym samym udowodniono, jak pisano w czasopiśmie „Jeździec i Hodowca”, że „[…] gleba poznańska w parze z umiejętnością hodowlaną wydać może araba półkrwi, względnie anglo-araba o liniach i wartościach, które zachwycić mogą oko znawcy. Środowisk hodowlanych podobnych Dobrojewu jest w Wielkopolsce bardzo dużo”.

W 1938 roku stadnina Jana Kwileckiego liczyła 55 matek oraz około 100 źrebiąt po ogierach Schagya Giewont, Urwisie (półkrew angielska) i Merkurym (anglo-arab). Jan Kwilecki rozwijał stado w kierunku półkrwi anglo-arabskiej. Trzon hodowli w czasach Jana Kwileckiego stanowiły cztery rodziny:

– rodzina Agawy – stanowiło ją pięć matek, wszystkie klacze charakteryzowały się orientalnym wyglądem, założycielką rodziny była Aga, która w przeszłości dała ogiera Agara, sprzedanego do Państwowej Stadniny Ogierów;

– rodzina Jusi – rozwinęła się przez jej córkę Jawę (po ogierze Durbarze), rodzinę tę stanowiło sześć klaczy, mniej wyrównanych pokrojowo niż rodzina Agawy, ale również bardzo szlachetnych;

– rodzina Bułanka – składała się z czterech klaczy, cechujących się długowiecznością, siłą i twardością w pracy,

– rodzina Bułka – składała się z trzech matek i jednego ogiera w Państwowym Stadzie Ogierów.

Warto jeszcze wspomnieć dwie rodziny, a mianowicie: rodzinę Walkirji (po Velasquezie) oraz rodzinę Mirabelli (po ogierze Schagya X 10); ta druga rodzina również dała ogiera Państwowemu Stadu Ogierów. 

W stadninie Jana Kwileckiego uwagę zwracała również biała klacz półkrwi arabskiej –Alina  (po ogierze Velasquezie), urodzona jeszcze za Franciszka Kwileckiego, w 1921 roku. Do 1938 roku Alina dała stadu trzy reproduktory, a kolejne dwa młode ogiery rokowały bardzo dobrze. Wspomnieć należy również o córce Aliny – Aldonie (po ogierze Dissensionie).

Jan Kwilecki, podobnie jak jego ojciec i dziadek, utrzymywał dobre relacje ze stadniną w Sierakowie. Bez wątpienia miał też wielkie zamiłowanie do hodowli koni, podobnie zresztą jak dyrektor Dobrojewa inż. Frydrychowicz. Wszystko to – w połączeniu z bardzo dobrym materiałem genetycznym – prowadziło do bardzo dobrych rezultatów hodowlanych.

Ostatnią przedwojenną informacją na temat stadniny w Dobrojewie, jaką udało mi się odnaleźć, jest wystawienie przez Jana Kwileckiego dwóch koni – Issusa i Ismaita na licytacji ogierów w maju 1939 roku w Poznaniu.

Na koniec należy podkreślić, że stado dobrojewskie nie ucierpiało na skutek powstań i zamieszek XIX wieku. Szkody stadu nie przyniosła również I wojna światowa. W czasie II wojny światowej część stada trafiła na front, pozostałe konie prawdopodobnie przejął niemiecki zarządca Dobrojewa. Informacja, jaką znalazłem w jednej z baz koni, świadczyłaby o tym, że kontynuował on chów koni, gdyż w 1944 roku w Dobrojewie urodziła się klacz Ibramena. Po zakończeniu II wojny światowej część koni trafiła do stadniny w Posadowie.

Nie wiem, czy w PRL nadal hodowano konie w Dobrojewie, natrafiłem jednak na informację, że w 1957 roku w PGR Dobrojewo narodził się gniady ogier Barometr.

Szamotuły, 07.07.2018

Stefan Kwilecki, ok. 1890 r.

Franciszek Kwilecki, ok. 1920 (por. http://regionszamotulski.pl/franciszek-kwilecki/)

Jan Kwilecki, lata 30,. zdjęcie wykonano w trakcie ćwiczeń rezerwy pułku artylerii lekkiej

Dobrojewo, ok. 1920 r., konie ze stadniny dobrojewskiej

13 września 1882 r. w Szamotułach staraniem Towarzystwa Rolniczego Powiatów Poznańskiego, Szamotulskiego i Obornickiego odbył się targ inwentarza rozpłodowego

Ogłoszenie – „Gazeta Rolnicza” z 13.01.1922 r.

Dobrojewo, ok. 1929, grupa rumuńskich dziennikarzy z Kwileckimi

Grupa rumuńskich dziennikarzy udająca się w podróż powozami z dobrojewskiej stadniny, ok. 1929 r.

Klacz czystej krwi arabskiej ze stadniny w Dobrojewie – Imci Pani, ur. 1914

Klacz Haduda, ur. 1913, po ogierze Hadudy i klaczy Alma, ok. 1928 r.

Klacz Imci Ijola, ur. 1914, po ogierze Hadudym i klaczy Galbie, ok. 1928 r.

Klacz Córka II, ur. 1921, po ogierze Velasquezie i klaczy Ceres, ok. 1928 r.

Klacz Ira, ur. 1923, po ogierze Velasquezie i klaczy Imci Pani, ok. 1928 r.

Klacz pół krwi arabskiej – Alina, 8-lat, ze stadniny Franciszka Kwileckiego w trakcie Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu (1929 r.)

Klacz ze źrebięciem ze stadniny Kwileckiego w trakcie PeWuKi, 1929 r.

Ogier Cekin, ur. 1924, po ogierze Dukacie i klaczy Iljada, ok. 1932 r.

Aliant, ogier półkrwi arabskiej po Schagya X-12 i Alina ze stadniny Dobrojewo, w trakcie wystawy ogierów w Poznaniu, 1934 r.

Ogier Grand, urodzony w Dobrojewie w 1934 r., sprzedany w 1938 r. do cyrku angielskiego.

Lista koni hrabiego Kwileckiego na Powszechną Wystawę Krajową

Pawilon stadniny półkrwi arabskiej Franciszka Kwileckiego

3-letnie źrebice zapisane w księdze arabskiej w dziale II, Dobrojewo, ok. 1928 r.

Zaprzęg z З klaczami matkami orientalnymi i o masie wielkopolskiej oraz klacz kara dawnego typu, Dobrojewo, ok. 1928 r.

Stadnina w Dobrojewie, 1929 r.

Ogłoszenie -„Gazeta-Rolnicza” 1932 nr 3

Masztalerz u Kwileckich w Dobrojewie – Karol Krause.

Ogiery Ismait i Issus ze stadniny Jana Kwileckiego z Dobrojewa na licytacji ogierów w maju 1939 r.

Literatura:

  1. Andrzej Kwilecki, Kwilcz i inne majątki Kwileckich na przestrzeni wieków, Poznań, 1996.
  2. „Teatr i Życie Wytworne” 1929 nr 4-5.
  3. „Przegląd Kawaleryjski” 1933 nr 9.
  4. „Świat” 1928 nr 18.
  5. „Gazeta Rolnicza” 1928 nr 1-2, 1929 nr 26.
  6. „Jeździec i Hodowca” 1928 nr 4, 1929 nr 23, 33, 1930 nr 11, 1933 nr 5, 1934 nr 11, 1938 nr 32.
  7. „Gazeta Szamotulska” z 21 września 1926 roku

Fotografie:

  1. „Teatr i Życie Wytworne” 1929 nr 4-5.
  2. „Świat” 1928 nr 18.
  3. „Gazeta Rolnicza” 1928 nr 1-2; 1929 nr 31-32.
  4. „Ilustracja Polska” 1931 nr 37.
  5. „Wielkopolska Ilustracja” 1929 nr 1.
  6. Wystawa i licytacja ogierów w Poznaniu w dniach 4 i 5 maja 1939 r.
  7. ze zbiorów Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk.
  8. ze zbiorów Wojciecha Kwileckiego i Mariana Rena.
  9. „Jeździec i Hodowca” 1928 nr 4, 33, 1929 nr 31, 1938 nr 32.
  10. Fotografie za Ostroróg na kartach historii

Michał Dachtera

Mieszka w Szamotułach, ale jego serce zostało w Ostrorogu i okolicach.

Miłośnik historii, poszukiwacz archiwalnych zdjęć. Na Facebooku prowadzi profil Ostroróg na kartach historii.

Stadnina w Dobrojewie2025-01-06T12:19:53+01:00

Aktualności – lipiec 2018

Amelia Czaja – mała aktorka z Ostroroga

W każdą środę poza sezonem letnim oglądać można Na dobre i na złe – serial TVP, w którym od trzech lat gra Amelia Czaja z Ostroroga. Amelka ma dwanaście lat, a przed kamerą występuje już od lat sześciu. Mniejsze role odtwarzała w Hotelu 52, Na Wspólnej, w Ojcu Mateuszu. W Na dobre i na złe zagrała w ponad 30 odcinkach, kolejne czekają na emisję. Wciela się tam w postać Matyldy, córki Katarzyny Smudy (gra ją Ilona Ostrowska – aktorka, której największą popularność przyniosła rola Lucy w serialu Ranczo). Najwięcej scen Amelka gra z Michałem Żebrowskim, wybitnym aktorem filmowym i teatralnym. Wątek Matyldy jest ciekawy, pokazuje inne oblicze serialowego „Falko” , czyli kontrowersyjnego profesora Andrzeja Falkowicza.

W tym roku Amelia przeszła do 6. klasy. Uczy się w Szkole Podstawowej w Ostrorogu, a popołudniami także w szkole muzycznej w Szamotułach. Zapraszamy do lektury całego tekstu, poświęconego Amelce, oraz do obejrzenia zdjęć z planu filmowego! http://regionszamotulski.pl/amelia-czaja/



Zaćmienie Księżyca na fotografii Ireneusza Walerjańczyka

Szamotuły, 27.07.2018 r., między ul. Graniczną i Długą. Prawa kosmosu i prawa przyrody – żniwa muszą się odbyć we właściwym czasie, choć tak długie zaćmienie Księżyca zdarzy się dopiero za ponad sto lat. Zdjęcie mogłoby stać się symbolem wielkopolskiej pracowitości albo … wejść do nowej części Gwiezdnych wojen.



Kolejna rocznica bitwy pod Grunwaldem



W bitwie pod Grunwaldem wzięli udział rycerze z Ziemi Szamotulskiej. Chorągwie rodowe składały się z rycerzy należących do jednego rodu i pieczętujących się tym samym herbem. Trzeba tu dodać, że organizowali je i dowodzili nimi tylko najbogatsi możnowładcy, którzy mogli pozwolić sobie na uzbrojenie i wyposażenie oddziału. Zapraszamy do lektury tekstów na portalu: http://regionszamotulski.pl/szamotulscy/ i http://regionszamotulski.pl/herb-nalecz/.


Julanna Sroka-Kierończyk – tak wiele talentów

Julianna Sroka-Kierończyk ‒ to imię i nazwisko trzeba zapamiętać. Pewnie wielu zna ją jako zwyciężczynię ubiegłorocznego konkursu „Szamotuły ‒ miejsce dla talentów”, gdzie  wystąpiła jako wokalistka z własnym akompaniamentem gitarowym. Ale Julianna z powodzeniem mogłaby zwyciężyć w konkursie Multitalent! Jest świetną recytatorką: jesienią 2017 r. zajęła 1. miejsce w powiatowym konkursie gwarowym „Godejma po naszymu”, a już w tym roku – 3. miejsce w najważniejszym wielkopolskim konkursie „Godejcie po naszymu” (już 31 edycji konkursu!), wielokrotnie nagradzana była podczas szamotulskich Artystycznych Spotkań Recytatorów, dobrze wypadła w czasie wojewódzkich eliminacji Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego, gdzie startowała z dużo bardziej doświadczonymi recytatorami. W ogóle Julianna ma talent aktorski i z powodzeniem gra główne role w przedstawieniach grupy teatralnej SzOK. Pisze teksty piosenek, wiosną z Zuzanną Strzelczyk (kompozycje, fortepian) wystąpiły w Cafe Marzenie we własnym repertuarze, choć obie mają dopiero 14 lat. Niedawno zwyciężyła także na poziomie wojewódzkim i wyróżniona została w finale ogólnopolskim konkursu plastycznego „Nasi sąsiedzi Żydzi”. Cały czas Julianna rozwija się muzycznie, w tym roku znów nagrodzona została w kilku różnych konkursach piosenki. Do tego wszystkiego świetnie się uczy. Nam pozostaje tylko się dziwić: kiedy ona na to wszystko znajduje czas? Życzymy Juliannie, żeby – obdarzona tyloma talentami – umiała znaleźć własną drogę artystyczną.



Piłkarskie emocje dziś, piłkarskie emocje dawniej

Do połowy lipca trwa mundial w Rosji, niestety, już bez udziału Polaków. My proponujemy obejrzenie historycznego zdjęcia – widok na stadion Sparty Szamotuły, lata 60. Zobaczcie … czego tu nie ma.

Zdjęcie z archiwum Barbary Piekarzewskiej (Zakład fotograficzny Alojzy Mocek).



Piotr Nowak, Dzieje bazyliki kolegiackiej oraz parafii Matki Bożej Pocieszenia i św. Stanisława Biskupa w Szamotułach

Takiej publikacji na temat dziejów głównej świątyni Szamotuł i parafii jeszcze nie było: ponad 350 stron tekstu, wiele historycznych zdjęć, historia parafii, kościoły i kaplice do niej należące (także te, po których dziś nie ma śladu: kościół św. Marcina, św. Mikołaja i św. Ducha), kapliczki, cmentarze, duszpasterze i parafialne stowarzyszenia. Trzeba to przeczytać. Książkę można nabyć w zakrystii i w biurze parafialnym.

Autor ‒ dr Piotr Nowak urodził się w Szamotułach, jest absolwentem Liceum Ogólnokształcącego im. ks. Piotra Skargi, ukończył historię na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, tam również obronił pracę doktorską.

Wydawca: Muzeum Zamek Górków oraz parafia Matki Bożej Pocieszenia i św. Stanisława Biskupa. Zdjęcie z okładki Jarosław Kałużyński.


Szamotuły, 02.07.2018

LIPIEC 2018

IMPREZY I KONCERTY


Trwające



Minione


KINO


Aktualności – lipiec 20182025-01-30T14:38:16+01:00

Gzuby, gziki, szczuny i inni

Gzuby, gziki, szczuny i inni

Początek wakacji, czyli taki drugi (nieformalny) dzień dziecka. Z tej okazji zebraliśmy różne wyrazy określające dzieci, które występują w gwarze poznańskiej. Jest ich sporo, ale pewnie i tak da się coś dorzucić.

Pierwszy jest gzub – po prostu dziecko, pieszczotliwie gzubek. Chłopiec to szczun, zdrobniale szczunek. Jest też słowo gzik, oznaczające nie tylko potrawę, ale także chłopaka – to słowo podkreśla niedojrzałość, „szczeniactwo”. Dużo rzadziej używa się słowa szaranek (mały chłopiec). Ten ostatni wyraz przywołał Juliusz Kubel w swoim przekładzie na gwarę Małego Księcia: Książę szaranek.

Dalej mamy słowa, które w swoim znaczeniu zawierają negatywną ocenę zachowania dziecka, czyli że – mówiąc po poznańsku – dzieci te są nicpote (niegrzeczne czy nieposłuszne). Tych różnych dziecięcych łobuziaków nazywają słowa żgajek czy rojber. W gwarze poznańskiej jest też dużo określeń całkiem dorosłych chuliganów, ale o tym innym razem.

Można też nazywać dziecko(a czasem także osobę dorosłą), podkreślając jego niewielki wzrost. Tu mamy maludę, kakaluda (kakaludka), knajdra (knajtra) i pyrdę (o dziewczynkach).

Oczywiście, każde z tych gwarowych słów używane jest w sytuacjach nieoficjalnych i możemy je nasycać różnymi emocjami: od gniewu, przez lekceważenie, żart, do czułości, a także odwracać znaczenia (np. maludą nazywając mocno wyrośniętego nastolatka).

A tak w ogóle, to chciałoby się, żeby chociaż w wakacje dzisiejsze dzieci i nastolatki trochę więcej rojbrowały na świeżym powietrzu, chodziły z wiarą z okolicy po chęchach, a nie tylko siedziały z nosem w telefonie czy przy komputerze.

I na koniec trochę cytatów ze Słownika gwary miejskiej Poznania. Gzub: „Ale gzuby, żołniyrze, szczuny i juchty krzyczeli jak na meczu”; „Okno jak szyroko roztwarte, a gzuba ni ma”; „Jo byłem wtedy małym gzubem i miołem staraszne fefry”; „Chodzili my tam zez innymi gzubami szpycować bez sztachyty, jak se wiara żyje, nie?”; „Czekej, gzubie, Bozia cie pokoro”. Sczun: „Co zaś sobie ale wasz szczun myśli”; „Ty szczunie marny, komu w mordę, co?”. Gzik: „Co zaś sobie ale wasz szczun myśli”; „Ty szczunie marny, komu w mordę, co?”. Szaranek: „Obok mnie lata wte i wewte mamusia zez trzema szarankami”. Żgajek: „Żgajki z bloków co noc sie wypuszczajóm na okradanie naszych działek”; „Niemożliwy żgajek: fifa mo do wszyskiygu, ale już nojbarzy do samochodów, no i do bijatyki”. Rojber: „Wracałem wieczorem do domu posiniaczony, unikając wzroku ojca, bo by jeszcze spuścił mi lanie, że zadaję się z rojbrami”; „On zawsze wywijał, taki rojber mały”. Maluda: „Weź pani syrek dla ty maludy”; „Takie maludy są rychtyk do żdżarcia, ale weźma tych podrostków, co szkołe kończą, to aż strach”. Kakalud: „Taki kakalud, a ty się go boisz?”; Knajder: „Pamiętam wesele (byłem wtedy jeszcze małym knajdrem) córki starego Handschuha”. „Jako knajder tutaj poznałem moich rowieśników, nauczyłem się z nimi bawić”. Pyrda: „Tako pyrda, a tako móndralińsko!”

Więcej tekstów na ten temat  http://regionszamotulski.pl/gwara/.

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Szamotuły, 02.07.2018

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Od urodzenia związana z Szamotułami. Polonistka (jak mama) i regionalist(k)a (jak tata).

Dr nauk humanistycznych, redaktor i popularyzator nauki. Prezes Stowarzyszenia WOLNA GRUPA TWÓRCZA, wiceprezes Szamotulskiego Stowarzyszenia Charytatywnego POMOC.

Gzuby, gziki, szczuny i inni2025-01-05T12:57:58+01:00

Quiz 10 miejsc lipiec 2018

Quiz miesiąca

10 miejsc regionu szamotulskiego (zdjęcia – Andrzej Bednarski)


Najpierw trzeba ze spokojem obejrzeć zdjęcia, a następnie rozwiązać zamieszczony poniżej quiz.

Życzymy dobrej zabawy i zachęcamy do zwiedzania Ziemi Szamotulskiej!


Powodzenia!


10 miejsc regionu

 

Quiz 10 miejsc lipiec 20182018-06-30T23:11:32+02:00

Wiosna 2018

W obiektywie Ryszarda Pajkerta

17 mgnień wiosny w Szamotułach

Przyrodnik, nauczyciel  i miłośnik fotografii Ryszard Pajkert zaprasza nas do swojego wiosennego ogrodu. Na portalu społecznościowym jeden ze znajomych skomentował te zdjęcia: „To najlepsza lekcja przyrody”.

4 kwietnia

Wiosna, wiosna, ach to TY. Pojawiły się już na wierzbie męskie kwiatostany.

Śnieżyce wiosenne.

Głodne pszczółki odwiedzają krokusy.

Ślimaki jeszcze szczelnie zamknięte w swoich domkach.

5 kwietnia

Pojawiły się pierwsze cebulice syberyjskie.

Pierwsza w tym roku rusałka pawik wygrzewa się w promieniach słońca.

Dzisiaj towarzyszyła nam przy pracach porządkowych w ogródku.

Ciemiernik wychyla główkę do słońca.

14 kwietnia

Sasanki pięknie prezentują się w tych futerkach.

Prawie jak słoneczko.

Prawda, że jestem ładny? Zawilec grecki – Anemone blanda.

Żonkil też przyciąga uwagę swoim pięknem kielichem.

18 kwietnia

Szachownica kostkowata należy do bylin i jest gatunkiem prawnie chronionym. Ślicznie prezentuje się na rabatce w blasku słońca.

Żonkil uśmiecha się do słonka.

Migdałek (migdałowiec) trójklapowy – niesamowity krzew, cudowne kwiaty.

Tulipan pięknie wychyla główkę do słońca.

19 kwietnia

Mniszek lekarski w porannym słonku.

Kruszczyca złotawka objada się pyłkiem kwiatowym.

Biedroneczki są w kropeczki. Biedronka arlekin (Harmonia axyridis) – gatunek pochodzący z Azji. Przez około 20 lat rozprzestrzenił się w obydwu Amerykach i Europie. W Polsce jest gatunkiem inwazyjnym, stwierdzonym po raz pierwszy w 2006 r. w Poznaniu.

Magnolia w promieniach zachodzącego słońca.

4 maja

Zabawa kto kogo przechytrzy. Bardzo czujna i niespokojna, jest bardzo sprawnym i szybkim lotnikiem. Potrafi w ciągu sekundy przelecieć ponad 10 metrów. Ważka płaskobrzucha (Libellula depressa).

Przypadkowo napotkana na kwiatku gąsienica barczatki napójki (Euthrix potatoria) – motyl nocny z rodziny barczatkowatych. Gąsienice tego gatunku piją duże ilości wody w postaci kropel rosy i deszczu zbierających się na liściach rośliny pokarmowej.

Dziś pięknie prezentował swoje żółte pomponiki złotlin japoński 'Pleniflora’.

W piwnicy spotkałem gościa – ropuchę zieloną (Bufotes viridis). Zwracając jej wolność, dałem jej buziaka na drogę, ale nie zmieniła się w księżniczkę.

7 maja

Skrzyp polny (łac. Equisetum arvense) to roślina, której właściwości lecznicze od dawna są wykorzystywane w medynie naturalnej. Jednak mało kto o tym wie, gdyż tę przypominającą z wyglądu miniaturową jodełkę roślinę powszechnie uważa się za chwast.

Kozibród wielki

Proporzyca marzymłódka pięknie lśni w promieniach słońca.

Śniedek (Ornithogalum L.) – rodzaj roślin z rodziny szparagowatych, pięknie zdobi rabatkę. Zaraz po zachodzie słońca zamyka swój kielich, by ponownie rozchylić płatki w następnym dniu.

9 maja

Orliki w moim ogródku pięknie się prezentują.

Srogoń baldaszkowiec – gatunek owada z rzędu pluskwiaków. Długość 13-18 mm. Drapieżny, wysysa inne owady za pomocą trójczłonowej kłujki. Najczęściej spotykany na kwiatach roślin baldaszkowatych.

Poskrzypka liliowiec – tercet egzotyczny, bez cenzury.

Czerwończyk uroczek – Lycaena tityrus bardzo ruchliwy i płochliwy motylek.

14 maja

Pięknie prezentuja się irysy.

Maki powoli pokazują swoje wspaniałe wnętrze.

Przesiadująca na roślinności zielnej, często na pokrzywach, elegancka zgrzytnica zielonkawowłosa  – Agapanthia villosoviridescens.

Żagnica ruda (Aeshna isoceles) wygrzewa się w południowym słonku.

16 maja

Świtezianka błyszcząca (Calopteryx splendens) – samiec.

Świtezianka błyszcząca (Calopteryx splendens).

Tężnica wytworna (Ischnura elegans), młodociana forma samicy violaceus.

Pióronóg zwykły (Platycnemis pennipes) cechują bardzo charakterystyczne nogi. U pióronoga golenie nóg są wyjątkowo rozszerzone. Ich boki porastają długie, czarne szczecinki, zaś przez środek biegnie czarna linia. Jak się tak dłużej przyjrzeć tym goleniom, to do złudzenia przypominają piórka, tylko owłosione, stąd nazwa.

17 maja

Serduszka dwa, ta roślina jest zawsze piękna, kiedy kwitnie.

No i przyłapałem amatorów moich lilii. Po deszczowym dniu w ogrodzie nagle pojawiła się spora ilość ślimaków.

Klematis cały zapłakany. Dopiero rozwinął płatki korony, a tu deszczyk majowy zmoczył mu płatki.

Maki całe zapłakane po dzisiejszym deszczowym dniu.

20 maja

Goździki pachnące już zaczynają swoje kwitnienie.

Czosnek ozdobny – piękna kula kwiatostanu.

Peruczka po przekwitniętym zawilcu ogrodowym.

W oczekiwaniu na zdobycz. Pająk kwietnik na margaretce.

23 maja

Pęcherznica kalinolistna „Diabolo” pięknie prezentuje swoje drobne kwiatki.

Żarnowiec miotlasty, szczodrzeniec – „firefly”, ma czarująco piękne kwiaty.

Kozibród wielki już przekwitł i pozostała mu piękna czupryna, jak u mniszka lekarskiego.

Dyblik liniaczek (Siona lineata) – motyl o kanciastych skrzydłach, bardzo płochliwy, lata w dzień, jednak jest motylem nocnym. Nazwę zawdzięcza żyłkom, przecinającym obie pary skrzydeł, które wyglądają niczym czarne linie.

15 czerwca

Ta żółciutka czupryna chętnie odwiedzana jest przez drobne chrząszcze. Chaber wielkogłówkowy (Centaurea macrocephala).

Królowa w promieniach zachodzącego słońca. Ten łososiowy kolor róż najbardziej mi się podoba.

Gailardia oścista, jej piękne kwiaty długo kwitną w ogrodzie.

Tawuła wierzbolistna pięknie prezentuje swoje drobne kwiatki.

Rusałka admirał już bardzo zlatana łapie promyki zachodzącego słońca.

Łabędź niemy – samiec – jezioro „Jeziórko” Szamotuły.

Para łabędzi niemych doczekała się ósemki potomstwa, jednak prawa natury są nieubłagane, dotrwało do dziś tylko czworo piskląt.

17 czerwca

Dzisiaj podczas spaceru napotkałem jedną z najpiękniejszych i największych rusałek Polski, rusałkę żałobnik (Nymphalis antiopa) – ma rozpiętość skrzydeł do 8 centymetrów. Żałobnik nie zawsze był postrzegany pozytywnie. W dawnych wierzeniach motyl ten był uważany za przeklętego, a jego zimowanie w czyimś domu miało oznaczać śmierć któregoś z domowników (może właśnie stąd wzięła się jego nazwa?).

Szczęście mi dzisiaj sprzyjało. Spotkałem wonnicę piżmówkę. Chrząszcz ten ma metaliczno fioletowe barwy, połyskujące w promieniach słońca.
Na zdjęciu wonnica piżmówka (Aromia moschata).

Spróbowałem, jak widać z dobrym skutkiem, nakłonić rusałkę ceik, by odpoczęła na mojej ręce.

Latolistki cytrynki dzisiaj okupowały mój ogrodowy groszek pachnący.

19 czerwca

Gość w moim ogródku na koperku – gąsienica pazia królowej.

W oczekiwaniu na ofiarę – pająk kwietnik zabójcza dama. Potrafi dostosować swoje ubarwienie do koloru kwiatu, na którym aktualnie przebywa. Pająk dysponuje trzema kolorami: białym, żółtym i zielonkawym. Występuje duży dymorfizm płciowy. Samiec tego gatunku jest maleńki (ok. 4mm) koloru czarnego.

Pasikonik z wizytą u nagietka. Jak widać, nie ma jeszcze dobrze rozwiniętych skrzydeł. Te pojawią się dopiero w kolejnym, ostatnim już linieniu. Nim do niego dojdzie, młody osobnik ma jedynie zalążki skrzydeł. Takiego osobnika nazywa się często nimfą.

Ismena jest dla mnie najpiękniejszym kwiatem.

20 czerwca

Paź królowej dzisiaj pięknie prezentował swoją niesamowitą urodę.

Rusałka osetnik – dzielny wędrowiec. Osetniki migrują każdego roku z Afryki Północnej do Europy i odwrotnie, pokonując dystans 14 tysięcy kilometrów. To część ich cyklu życia, w trakcie tej migracji wymienia się wiele pokoleń tego osobnika. Tak więc to jedna z większych zagadek biologicznych, która doczekała się rozwiązania.

Szamotuły, 25.06.2018

Łabędź niemy – jezioro „Jeziórko” Szamotuły.

Łabędzia rodzinka – jezioro „Jeziórko” Szamotuły.

Wiosna 20182025-01-07T12:48:06+01:00

Wspomnienia znad Mormina

Kiedy myślę: Ostroróg, widzę Mormin

Jezioro Mormin było wielką atrakcją miasteczka Ostroroga. Zazdrościli nam go koledzy z Szamotuł, którzy „nad wodę” przyjeżdżać musieli pociągiem albo autobusem. My z Ostroroga mieliśmy to w zasięgu ręki…


Nad Morminem – początek lat 70. Zdjęcia z archiwum rodzinnego Pawła Łączkowskiego.


Moja przygoda  Morminem zaczęła się w połowie lat 50. XX wieku. Piękne jezioro, z trzech stron otoczone lasem, było miejscem spacerów przez cały rok. Wychodziło się z domu przy ul. Wronieckiej i godzinę później było się nad wodą.

Chociaż  w zimie, kiedy spadł śnieg, trudniej było dojść do jeziora od krzyżówki przy drodze z Szamotuł do Wronek, bo nikt polnej drogi nie odśnieżał. Chyba, że się szło ulicą Pniewską, wtedy dochodziło się nawet w zimie do samego brzegu. Można było nawet pospacerować po lodzie, bo zimy były tęgie.

Wiosną wędrowaliśmy nad Mormin popatrzeć na wodę, pozbierać stokrotki, albo kaczeńce.  Czasem szliśmy ulicą Pniewską, schodziliśmy z szosy i szliśmy wzdłuż strumyka, który łączy Mormin z Jeziorem Wielkim. Dzisiaj nikt się tam nie zapuszcza, bo ścieżki zarosły wysoką trawą.


1959 r. – Irena Kuczyńska z mamą i rodzeństwem, droga nad Mormin od szosy do Wronek.


Ale najbardziej cieszył nas Mormin w lecie. W każdą pogodną niedzielę po obiedzie mama pakowała do dużej torby kanapki i butelki z kompotem i szliśmy nad wodę. Zabierało się koc, na którym rodzice siedzieli, a dzieciaki w zasadzie z wody nie wychodziły. Czasem tata, który bardzo dobrze pływał, sadzał sobie nas na plecy i „przewoził”. Oczywiście, w płytkim miejscu. Uczył też nas pływać.

Kiedy już trochę podrośliśmy, sami z kolegami chodziliśmy nad Mormin. W latach 60. był tam już ratownik – nasz sąsiad Edmund Biedny, który miał do dyspozycji motorówkę, którą jeździł po jeziorze, pilnując ludzi wypływających w głąb jeziora. Pan Edek czasem brał nas na motorówkę na przejażdżkę. Można  było u niego wypożyczyć kajaki, jeśli oczywiście miało się kartę pływacką. A żyjąc nad jeziorem, raczej pływać się umiało.

W latach 60. pobudowano  nad Morminem kiosk zwany „kogucikiem”, gdzie można było kupić jakieś ciastka i oranżadę. Pamiętam ten kiosk, bo robili go pracownicy stolarni Państwowego Ośrodka Maszynowego, której kierownikiem był  mój tata Michał. Przy kiosku było też kilka stolików z metalowymi siodełkami.

Pracując przy budowie kiosku, tata sprawował dyskretną opiekę nad naszą gromadką. Ale tak naprawdę za młodsze rodzeństwo odpowiadałam ja. Nie było to uciążliwe, bo w pierwszej połowie lat 60. jeszcze dużo ludzi na plaży nie było, wszyscy się znali i było bezpiecznie.



Z  biegiem czasu  pobudowano  nad jeziorem toalety, scenę i miejsce do tańca. Nad Morminem odbywały się zabawy taneczne. Potem pojawiły się nad jeziorem domki kempingowe.

Nad Mormin przyjeżdżali pociągiem ludzie z Szamotuł. Wysiadali  na stacji w Dobrojewie. Czasem szli nad jezioro z Ostroroga z dworca. A kiedy wprowadzono autobusy, wysiadali, a wieczorem wsiadali do autobusu, na krzyżówce w pobliżu drogi nad jezioro.

Wieczorem na plaży zostawaliśmy tylko my z Ostroroga, często do zachodu słońca, które pięknie zachodziło za lasem. Potem wracało się ul. Wroniecką do domu. Samochodów było bardzo mało. Można było iść całą szerokością jezdni.

W czasach mojego dzieciństwa las i jezioro sąsiadowały z polem państwa Dymków. Przeważnie rosło tu zboże, ziemia była licha. W tym zbożu się przebieraliśmy, po żniwach stały mendele, za którymi można było się schować. Nie było wtedy schodów do jeziora. Schodziło się po prostu do wody łagodnie „z górki”. Nie było pomostów na jeziorze. Ot, woda, piasek, a potem też boje.



Za Morminem było (i jest) jezioro powstałe po wydobyciu torfu. Można było przejść ścieżką nad to jezioro i sobie je obejść. Kwitły na nim nenufary i lilie wodne. Nad tym jeziorem wypasano krowy, dlatego przejście było wygodne i bezpieczne. Na górce pomiędzy jeziorami rosły poziomki. W końcu czerwca i na początku lipca zajadaliśmy się nimi. Brało się kubek od picia przynoszony z domu i zbierało się poziomki do kubka.

Koledzy z Szamotuł zazdrościli nam tego jeziora. Oni w Szamotułach nic nie mieli. O basenie jeszcze wtedy nikt nie myślał. Z Szamotuł najbliżej było do Ostroroga nad Mormin albo do Pamiątkowa.

Nad jeziorem odbywały się letnie zabawy. Sezon zaczynał się 1 maja. Niektórzy próbowali się już kąpać, ale raczej tańczono przy orkiestrze, pito oranżadę, starsi pewnie pili napoje procentowe, ale ja nie pamiętam tego. Czasem z harcerzami organizowaliśmy tu podchody czy grę terenową. Albo nieobozowe lato, bo było blisko i bezpiecznie.


Początek lat 70. Z archiwum rodzinnego Pawła Łączkowskiego.


Mormin to było miejsce spacerów i randek. Ulicą Wroniecką i ulicą Pniewską ciągnęły w kierunku jeziora rodziny, grupki młodzieży i zakochane pary. Pamiętam jedną noc świętojańską nad jeziorem. Na plaży puszczano wianki z kwiatów na wodę. Do dziś mam w uszach słowa śpiewanej przez uczestników zabawy piosenki: „Wiła wianki i rzucała je do falującej wody, wiła wianki i rzucała je do wody”… A kiedy przymknę oczy, widzę  wianki ze świeczkami na wodzie…

Z biegiem czasu poszerzono plażę i miejsce do kąpieli. Na górce, gdzie rosło zboże, powstał plac zabaw, potem lokal gastronomiczny, parking i boisko sportowe. Czasem w lecie słychać od jeziora muzykę. To młodzi się bawią. Wyrosło kolejne pokolenie albo i dwa pokolenia. A ja chowam w sercu obraz jeziora w lesie, w którym w letni dzień tańczą na wodzie promienie słońca, a wieczorem odbijają się gwiazdy. Kiedy myślę Ostroróg – widzę Mormin…

Irena Kuczyńska

Szamotuły, 23.06.2018

Fragment mapy z 1916 r.

Morminówko – pensjonat i tzw. Letnisko po południowo-zachodniej stronie jeziora Mormin, naprzeciw dzisiejszego kąpieliska. Właściciel – Stanisław Białasik – zaczął je budować jeszcze w czasach pruskich. Zdjęcia z okresu międzywojennego pokazują, że to tam wypoczywano w tamtym czasie. Pocztówka – ok. 1927 r.

Zdjęcia powyżej – Ostroróg na kartach historii (https://www.facebook.com/HistoriaOstrorog/)

Wiatrak w pobliżu dzisiejszego kąpieliska. Z archiwum Ireneusza Walerjańczyka.

Nad Morminem – rodzina Madalińskich, właścicieli Kluczewa, i jej goście. Z albumu Izabeli Madalińskiej, lata 30. XX w.

1938 r., posiłek po biegu oficerów sztabowych. Manewry 7 Wielkopolskiego pułku strzelców konnych. Zdjęcia z albumu Izabeli Madalińskiej.

Z archiwum rodzinnego Jana Kulczaka, lata 30. XX w. Rodzina Kulczaków i Ignasiaków z Szamotuł.

Zdjęcie współczesne. Klub i Sekcja Fotograficzne SzOK.

Irena Kuczyńska z domu Leśna

Urodzona w Ostrorogu, absolwentka szamotulskiego liceum (1967).

Emerytowana nauczycielka języka rosyjskiego w pleszewskim liceum, dziennikarka, blogerka (irenakuczynska.pl)

Wspomnienia znad Mormina2025-01-06T12:22:34+01:00

Obrazy Kossaka z Gałowa i Dobrojewa

Gościli na Ziemi Szamotulskiej

Ziemianie i konie. Obrazy Wojciecha Kossaka z Dobrojewa i Gałowa

Wojciech Kossak (1856-1942) w 1926 r. Zdjęcie – Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Rodzina Kwileckich na schodach pałacu w Dobrojewie, ok. 1901 r. U dołu Franciszek Kwilecki (1875-1937). Zdjęcie z archiwum rodzinnego Michała Kwileckiego.

Rzeźby Franciszka Kwileckiego. Zdjęcia z archiwum rodzinnego Wojciecha Kwileckiego (za: Ostroróg na kartach historii).

Córki Franciszka Kwileckiego i Jadwigi z Lubomirskich: Maria Leonia (1903-1989) oraz Katarzyna Krystyna (1904-1938) w parku w Dobrojewie (za: Ostroróg na kartach historii).

Zofia z Karskich (1898-1970) i Michał (1894-1972) Mycielscy, 1922 r. „Wiadomości Ziemiańskie” nr 33 (2008).

Michał Mycielski, zdjęcie http://www.muzeum.gostyn.pl

Jesienią 1926 roku na Ziemi Szamotulskiej przebywał Wojciech Kossak. Był to czas, gdy malarz przeżywał trudności finansowe i razem z synem Jerzym podróżował po dworach w Wielkopolsce i malował obrazy na zamówienie. Niektóre ze stworzonych pośpiesznie w „rodzinnej fabryczce” nie były udane i nie podobały się samemu artyście, jednak z tych, które powstały w Gałowie i Dobrojewie, był bardzo dumny.

21 września 1926 roku „Gazeta Szamotulska” donosiła:



Wojciecha Kossaka Franciszek Kwilecki znał z czasów studiów w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Hrabia nie tylko rozwijał stadninę, założoną jeszcze przez dziadka Leonarda Kwileckiego. W 1927 roku, a więc rok po pobycie w Dobrojewie Kossaka, liczyła ona 333 sztuki zwierząt (127 koni, 113 klaczy i 93 źrebaki), były to konie czystej krwi arabskiej, półorientalnej i angloarabskiej. Franciszek Kwilecki oprócz tego był rzeźbiarzem i wielkim miłośnikiem sztuki w ogóle. Rzeźbę studiował w Krakowie i w Paryżu, jest uważany za twórcę drogi krzyżowej w kościele Ostrorogu.

Swój pobyt w Dobrojewie Kossak opisywał w listach do żony Marii z Kisielnickich. Żalił się, że gospodarz nie był w stanie zapłacić mu w gotówce za namalowany obraz (wyceniony na 12 000 zł), ale równocześnie doceniał pomoc Franciszka Kwileckiego przy pozyskiwaniu kolejnych zamówień. Kossak narzekał też na nudę w Dobrojewie, ale dodawał: „Wspaniała biblioteka – jedyny ratunek. Idę o dziesiątej spać, a o szóstej już wstaję i dlatego takiej nadludzkiej dokonałem pracy”.


Zdjęcie z archiwum Wojciecha Kwileckiego, za: Ostroróg na kartach historii (https://www.facebook.com/HistoriaOstrorog/)


Namalowany w Dobrojewie obraz nosi tytuł Stadnina  Franciszka Kwileckiego w Dobrojewie pędzona do wody. Oprócz stada koni artysta przedstawił na nim hrabiego Franciszka i jego cztery córki: dwie młode mężatki ‒ Marię Dembińską i Katarzynę Krystynę Dembińską (siostry Kwileckie poślubiły braci Dembińskich) oraz Helenę (później Mańkowską) i Annę (później Kołtunowicz). Obraz ten przetrwał zmienne losy rodziny, dziś wisi w podparyskim domu Jana Dembińskiego, syna najstarszej z córek, Marii, a jego kopia znajduje się w Londynie u Juliusza Dembińskiego (brata Jana).

Wojciech Kossak był bardzo zadowolony ze swojego dzieła: „Obraz dla Dobrojewa i ten dziś skończony portret mogą iść nawet do Royal Academy, naprawdę. Dopiero się zakotłuje w Księstwie, jak je wystawię”. Tym drugim obrazem był „Portret Zofii z Karskich i Michała Mycielskich pośród stada koni w Gałowie”.

Hrabia Michał Mycielski, syn Ludwika i Elżbiety, w Gałowie osiadł na dobre kilka lat wcześniej, po przejściu do rezerwy. Wcześniej brał udział w powstaniu wielkopolskim, ukończył szkołę oficerską w Poznaniu i uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej. W 1922 roku poślubił Zofię z Karskich, w 1926 roku oboje byli już rodzicami dwóch córeczek: Anny Pii i Teresy.


Zdjęcie – Muzeum Narodowe w Warszawie, za: culture.pl


Podobnie jak Franciszek Kwilecki w Dobrojewie, Michał Mycielski prowadził znaną w Polsce stadninę koni anglo-arabskich, hodował bydło, świnie i owce. W 1930 roku małżeństwo Zofii i Michała Mycielskich dokupiło majątek w Wituchowie koło Kwilcza, tamtejszą stadniną zajęła się hrabina Zofia. Hodowla koni była prawdziwą pasją Zofii Mycielskiej, pisała o niej w czasopiśmie „Jeździec i Hodowca”, mieszkańcy Szamotuł i okolic nieraz widzieli ją jeżdżącą konno.

Michał Mycielski Gałowo opuścił na początku II wojny i więcej do niego nie powrócił. Jako ochotnik zgłosił się z samochodem do wojska, po klęsce wrześniowej przedostał się przez Rumunię do Francji, a potem do Szkocji, gdzie pracował na rzecz I Korpusu Wojska Polskiego. Zofia Mycielska na początku wojny przebywała w Gałowie, dwukrotnie uwięziona i w 1940 roku zmuszona do opuszczenia majątku, najpierw mieszkała z córkami w Kieleckiem, a następnie ‒ do upadku powstania ‒ w Warszawie. Hrabina Zofia, a także jej starsza córka Anna Pia (Hanka), zaangażowały się w działalność Armii Krajowej. W 1946 roku rodzina Mycielskich z Gałowa spotkała się w Szkocji, a po kilku latach przeniosła się do Londynu.

Nie wiadomo, gdzie jest teraz namalowany w październiku 1926 roku przez Wojciecha Kossaka portret Mycielskich. Nie został zniszczony, skradziono go w 1945 roku, może więc jeszcze kiedyś się odnajdzie… Jego wartość artystyczna oceniana była bardzo wysoko, nie tylko przez samego autora. Wymienia się go wśród 25 najcenniejszych dzieł sztuki, które zaginęły w Polsce w czasie II wojny światowej. Warto dodać, że na tej liście są tak znane dzieła jak „Portret młodzieńca” Rafaela, „Zwiastowanie pasterzom ” Rembrandta czy „Ecce Homo” Antona van Dycka.

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Szamotuły, 17.06.2018

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Od urodzenia związana z Szamotułami. Polonistka (jak mama) i regionalist(k)a (jak tata).

Dr nauk humanistycznych, redaktor i popularyzator nauki. Prezes Stowarzyszenia WOLNA GRUPA TWÓRCZA, wiceprezes Szamotulskiego Stowarzyszenia Charytatywnego POMOC.

Obrazy Kossaka z Gałowa i Dobrojewa2025-01-06T12:23:47+01:00

Kochał Marię, poślubił Izabelę

Kochał Marię, poślubił Izabellę. Historia miłosna sprzed 160 lat

W tym roku obchodzimy 125-lecie utworzenia przez Izabellę z Czartoryskich Działyńską  Ordynacji Czartoryskich w Gołuchowie w powiecie pleszewskim. Od 27 maja 2018 roku w Muzeum Narodowym w Poznaniu można zwiedzać wystawę Życie sztuką. Gołuchów Izabelli z Czartoryskich Działyńskiej, gdzie wyeksponowano imponującą kolekcję dzieł sztuki, zgromadzoną przez żonę Jana Działyńskiego w II połowie XIX wieku w Zamku w Gołuchowie.

Małżeństwo Działyńskich nie było szczęśliwe. Pobrali się, bo tak zadecydowali rodzice: książę Adam Czartoryski w paryskim Hotelu Lambert i Tytus Działyński ‒ właściciel majątku w podpoznańskim Kórniku.

Gdyby Jan umiał się przeciwstawić despotycznemu ojcu, na pewno nie ożeniłby się z księżniczką Izabellą, która urodziła się i mieszkała w Paryżu. Gdyby poszedł za głosem serca, zawarłby związek małżeński z Marią Mańkowską z Rudek koło Ostroroga (więcej o rodzinie ziemiańskiej i pałacu w Rudkach http://regionszamotulski.pl/mankowscy-i-potworowscy-w-rudkach/).


Widok na pałac w Rudkach w roku 1911. Zdjęcie ze zbiorów Archiwum Państwowego w Poznaniu.


Spotkał ją w 1854 roku w Winnej Górze w majątku, który dziadek Marii generał Jan Henryk Dąbrowski otrzymał w 1807 roku od Napoleona. Po nim Winną Górę odziedziczył syn Bronisław, który zapisał wieś córce Bogusławie, a ta wyszła za mąż za Teodora Mańkowskiego – ojca Marii. To tam w Źrenicy koło Środy Wielkopolskiej, kiedy Jan kupował majątek od ojca Marii Teodora Mańkowskiego, Amor wypuścił strzałę. Odnotował to biograf Jana Działyńskiego A. Mężyński (Jan Działyński 1829 – 1880), a powołał się na to Andrzej Kwilecki w książce Z Kwilcza rodem.

„Z kupnem Źrenicy wiąże się jedno z najboleśniejszych przeżyć Jana. […] Przy tej okazji prawdopodobnie poznał Marię. […] Między młodymi nawiązała się nić uczucia. Państwo Mańkowscy zaczęli bywać w pałacu Działyńskich w Poznaniu”.

Dalej czytamy, że „żeńska część rodziny Działyńskich oceniała pannę Mańkowską bardzo życzliwie, ale Tytus Działyński był zapatrzony w mitrę książęcą Czartoryskich i takie małżeństwo syna mogło mu nie odpowiadać”. Sprzeciwił się więc zdecydowanie i … znajomość została raptownie przerwana.

W zamyśle właściciela Kórnika, małżeństwo jedynego syna Jana, powinno połączyć dwie fortuny: Działyńskich i przyszłej małżonki, a takiej fortuny nie mogli zapewnić swojej córce Mańkowscy. Fakt, że dziadkiem Marii był twórca Legionów Polskich, nie miała dla Działyńskiego żadnego znaczenia.

Jan porzucił więc zamiar małżeństwa z panną Marią Mańkowską. W 1857 roku ożenił się z wychowaną w środowisku paryskiego Hotelu Lambert, jedyną córką księcia Adama Czartoryskiego, zwanego „niekoronowanym królem Polski”. Tytus Działyński kupił jedynemu synowi przed ślubem Gołuchów.

W tym samym roku Maria Mańkowska wyszła za mąż za Mieczysława Kwileckiego z Oporowa koło Ostroroga, właściciela wielkiego majątku, jednego z najwybitniejszych Wielkopolan II połowy XIX wieku i początku XX wieku, prezesa Rady Nadzorczej Hotelu Bazar w Poznaniu przez 30 lat (por. tekst http://regionszamotulski.pl/mieczyslaw-kwilecki-z-oporowa/)

Ale rana w sercu Marii pozostała na długo. Po latach opowiadała o swojej niespełnionej młodzieńczej miłości córce Marii zwanej „Mimisią”. A ta wspomnienie spisała.

„Mama kochała się w Działyńskim, a on podobno w niej. Z Kórnika do Winnogóry konno dojeżdżał, a to kawał drogi. Czytali Słowackiego, Beniowskiego, Nieboską, psalmy. Do końca była wielka przyjaźń Mamy z jego siostrami ‒ panią Anną Potocką z Rymanowa, generałową Zamoyską i panną Cecylią” – pisze w swoich pamiętnikach „Mimisia”, czyli Maria z Kwileckich Żółtowska. Rękopisy przechowywane są w bibliotece kórnickiej – podkreśla Andrzej Kwilecki w książce Z Kwilcza rodem.

Dwa lata po ślubie Maria Kwilecka spotkała Jana Działyńskiego na balu, który organizowali Działyńscy w pałacu przy poznańskim Starym Rynku. Była tam ze swoim mężem Mieczysławem Kwileckim.

Córka Maria opisała to tak: „Gdy wychodziła z Papą, pan domu (Jan Działyński – dop. IK) chciał ich zatrzymać dłużej. Ale Mama odpowiedziała, że nie może, bo syn – pierworodny Hektor – czeka w domu na posiłek. Pan Działyński ręce rozłożył i rzekł: force majeure (siła wyższa).  Miał też łezkę z oka zetrzeć. Sam dzieci nie miał. Był ostatnim z rodu”.


Pałac w Oporowie, ok. 1910-1912 r.


Po dwóch latach, kiedy pałac w Oporowie był gotowy, Kwileccy z Poznania wyjechali na wieś. Przyjeżdżali czasem do miasta, nocowali w Bazarze, bywali na spektaklach w Teatrze Polskim, którego budowę sponsorowali, ale Jan i Maria raczej się już nigdy nie spotkali. Żyli w dwóch różnych światach.

Maria realizowała się jako żona, matka, pani domu otwartego na świat. Kwileccy gościli w swoim Oporowie wybitne osobistości, m.in. Ignacego Jana Paderewskiego, który zatrzymał się u nich w 1890 roku na 3 dni.

Małżeństwo Marii z Mieczysławem trwało ponad 50 lat. Wychowali sześcioro dzieci. Maria doczekała wolnej Polski. Odeszła w 1924 roku. Przeżyła Jana o 34 lata, a męża o 6 lat. Spoczęli w rodzinnym grobowcu w Kwilczu.

Zamek w Gołuchowie po przebudowie, którą przeprowadziła Izabella z Czartoryskich. Zdjęcie ze strony poznanskiefyrtle.pl


Izabella i Jan Działyńscy wspierali się. Kiedy jemu za udział w powstaniu styczniowym skonfiskowano majątek w Gołuchowie, ona go wykupiła. Po powrocie z obowiązkowej emigracji Jan zajmował się też odziedziczonym po rodzicach majątkiem w Kórniku. Zaangażował się także w tworzenie Banku Włościańskiego w Poznaniu. Zmarł w 1880 roku w Kórniku. Spoczął w podziemiach kórnickiego kościoła obok swoich rodziców. W testamencie przekazał dobra kórnickie i pałac w Poznaniu swojemu siostrzeńcowi Władysławowi Zamoyskiemu. Żonie zabezpieczył coś na kształt dożywotniej renty ze swojego majątku.

Izabela z czasem pokochała Gołuchów. W latach 1875-1885 przeprowadziła gruntowną odbudowę połączoną z remontem. Pierwowzorem realizacji architektonicznej stały się dla niej słynne zamki królewskie nad Loarą. Wokół Zamku, w którego przebudowę emocjonalnie się angażowała,  powstał wielohektarowy park, który zaprojektował znakomity ogrodnik Stanisław Kubaszewski. W 1893 roku utworzyła Ordynację Książąt Czartoryskich w Gołuchowie i wszystko zapisała swojej rodzinie. Pierwszym ordynatem był bratanek Adam Ludwik Czartoryski.

Przeżyła swojego męża o 19 lat. Odeszła w Mentonie we Francji, ale „wróciła do Gołuchowa”. Została pochowana w kaplicy – mauzoleum, zbudowanej na terenie parku. Nawet po śmierci nie chcieli być razem.

Irena Kuczyńska

współpraca Michał Dachtera

Szamotuły, 13.06.2018

Jan Kanty Działyński (1829-1880). Zdjęcie Region Wielkopolska (http://regionwielkopolska.pl/)

Izabella z Czartoryskich Działyńska (1830-1899), portret

Maria z Mańkowskich Kwilecka (1837-1924)

Maria i Mieczysław Kwilecki w 50. rocznicę ślubu (1907)

Izabella z Czartoryskich Działyńska pod koniec życia w Gołuchowie

Irena Kuczyńska z domu Leśna

Urodzona w Ostrorogu, absolwentka szamotulskiego liceum (1967).

Emerytowana nauczycielka języka rosyjskiego w pleszewskim liceum, dziennikarka, blogerka (irenakuczynska.pl).

Kochał Marię, poślubił Izabelę2025-01-06T12:25:14+01:00
Go to Top