Franciszek Kwilecki – rzeźbiarz

Dobrojewo (ok. 1901-1902) – rodzina Kwileckich na schodach pałacu. Franciszek siedzi na dole. Tekst o pałacu http://regionszamotulski.pl/palac-w-dobrojewie/.

Medal ślubny Kwileckich autorstwa F. Kwileckiego, 1901, awers i rewers, brąz

Płaskorzeźba-epitafium Władysława Ostrowskiego z kościoła Świętej Barbary w Krakowie. Zdjęcie Stanisław Cieślak SJ, 2018.

Stacja Drogi Krzyżowej z Ostroroga (2009, przed malowaniem kościoła)

Franciszek Kwilecki na zdjęciu wykonanym w Poznaniu (ok. 1920 r.) i na portrecie Stanisława Lentza

Stado Franciszka Kwileckiego pędzone do wody – obraz Wojciecha Kossaka (1926; więcej na ten temat http://regionszamotulski.pl/obrazy-kossaka-z-galowa-i-dobrojewa/).

Grób Kwileckich w Ostrorogu, 2018. Zdjęcie Andrzej Bednarski

Franciszek Kwilecki – rzeźbiarz z Dobrojewa

Franciszek Kwilecki, o którym pisałem w artykule Stadnina Kwileckich w Dobrojewie (http://regionszamotulski.pl/stadnina-w-dobrojewie/), był nie tylko ziemianinem i hodowcą koni, ale również artystą.

Franciszek Kwilecki urodził się 4 października 1875 roku w Szamotułach, jako czwarty z pięciu synów Stefana Kwileckiego (1839-1900) i Barbary z Mańkowskich (1845-1910). Rodzice przygotowywali Frania do roli ziemianina, dlatego posłali go do gimnazjum w Poznaniu i szkoły rolniczej w Berlinie. On z kolei odkrył w sobie zamiłowanie do sztuki. W wolnych chwilach szkicował, rzeźbił i malował. Aby mógł rozwijać swój talent, rodzice skierowali go najpierw na roczne studia do Krakowa (1893-1894), a następnie na czteroletnie studia do Paryża (1896-1900). Rok później, 19 sierpnia 1901 roku, ożenił się z Jadwigą księżną Lubomirską.


Popiersia wykonane przez Franciszka Kwileckiego: Maksymilian Jackowski (1909, gips), hr. Kazimierz Chłapowski (1912, brąz), Marceli Krajewski (1913, brąz) i arcybiskup poznański Florian Stablewski (1914, gips)


Stefan Stablewski wspominał, że „Rzeźbiarska żyłka właściciela stanowiła czynny związek ze światem sztuki”. Czas do wybuchu I wojny światowej to okres, w którym Franciszek dużo tworzył. Szczególnie często rzeźbił popiersia i portrety w medalionach. W tym czasie powstały m.in.: popiersie Mieczysława Kwileckiego z Oporowa, popiersie patrona Maksymiliana Jackowskiego (1909), posążek pary na wrotkach (1911), posążek córki Marii (1912), popiersie biskupa Floriana Stablewskiego (1914), czy popiersia malarzy – przyjaciół Kwileckiego: Michała Wiewiórkowskiego i Marcelego Krajewskiego (1913). Franciszek wykonał również medal w brązie na swój ślub z Jadwigą (1901). Do ważnych prac Kwileckiego należy również płaskorzeźba marszałka Władysława Ostrowskiego, w kościele św. Barbary w Krakowie. Kwileckiemu przypisuje się również autorstwo drogi krzyżowej w Ostrorogu, której indywidualną cechą jest to, że jest w porządku odwrotnym. Prawdopodobnie Kwilecki wykonał również figurę św. Józefa z Dzieciątkiem w poznańskiej katedrze.



Franciszek był jednym z założycieli Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Poznaniu. Uczestniczył w zebraniu konstytucyjnym tej organizacji (31.01.1910), a następnie wpłacił jednorazowo 300 marek, za co zgodnie ze statutem otrzymał dożywotnie członkostwo. W 1912 roku wszedł do zarządu Towarzystwa i od tego czasu był również jurorem w konkursach. 2 lutego 1914 roku nastąpiło otwarcie nowego salonu Towarzystwa. Franciszek miał w tym duży udział, gdyż nie tylko wpłacił środki na fundusz budowy, ale również wspólnie z Władysławem Kościelskim oraz Adamem i Olgierdem Czartoryskimi podżyrował weksel na pożyczkę w wysokości 30 tysięcy marek.

W 1911 roku Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych ogłosiło kilka konkursów, w których Kwilecki zasiadał jako juror:

  • konkurs na wykonanie szkicu obrazu ołtarzowego z motywem Świętej Trójcy do ołtarza głównego w nowym kościele pod wezwaniem Św. Trójcy w Bydgoszczy,
  • konkurs na zaprojektowanie telegramu weselnego i żałobnego dla Towarzystwa Czytelni Ludowych w Poznaniu,
  • konkurs na zaprojektowanie okładki do dzieła dr. Mariana Kukiela W setną rocznicę 1812-1912 dziejów oręża polskiego w epoce Napoleońskiej.

W tym samym roku Towarzystwo zorganizowało wystawę zbiorową, na której Kwilecki prezentował swoje prace razem z trzynastoma innymi artystami.



W 1912 roku Kwilecki wystawił dwie prace na Grand Salon des Arts w Paryżu. W tygodniku „Praca” pisano wówczas: „Baczniejszą uwagę zwraca ledwie hr. Franciszek Kwilecki z Dobrojewa w Wielkim. Księstwie Poznańskiem, pięknie pomyślanym portretem Marii – córki artysty i bardzo poprawnym biustem p. C. Szkoda, że poważny zresztą talent hr. Kwileckiego tak rzadko daje znać o swym istnieniu. Tym bardziej podkreślić należy dwie piękne prace hr. Kwileckiego, że jest to jedyny artysta polski z Księstwa, który wystąpił w tegorocznych Salonach paryskich z dziełem, nie usuwając się z pod oceny” [pisownia oryginalna – red.]. Niewielką wzmiankę znajdujemy również w miesięczniku „Sztuka” (t. 2, 1912): „Po za tem wyróżnili się swemi rzeźbami Kraiński, który zapowiada się jako bardzo rasowy rzeźbiarz, bar. Puszet, panna Broniewska, hr. Kwilecki, Medveski Sobczak, Jackowski”.

W 1914 roku na I Salonie Wiosennym w Krakowie, organizowanym przez Towarzystwo Sztuk Pięknych w Krakowie, Kwilecki wystawił swoją pracę wykonaną z brązu ‒ popiersie Marcelego Krajewskiego. Rzeźba ta znajduje się na liście dzieł zaginionych w czasie II wojny światowej.

Po wybuchu I wojny światowej artystyczna działalność Franciszka nieco osłabła na rzecz działalności politycznej. W 1916 r. stworzył rzeźbę – akt kobiecy – o nazwie Studium. Z okresu powojennego nie znamy zbyt wielu prac Kwileckiego z wyjątkiem wyrzeźbionych portretów Józefa Piłsudskiego oraz posła II RP w Wiedniu – Jana Gawrońskiego. Ponadto w 1929 roku, w trakcie Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu, Kwilecki wystawił dwie prace: głowę młodzieńca (gips) oraz popiersie (gips polichromowany). Był członkiem Stowarzyszenia Artystów Plastyków „Plastyka” (co najmniej do 1936 r.)

Franciszek Kwilecki zmarł 20 września 1937 roku w Warszawie. Zgodnie z ostatnią wolą jako pierwszy z Kwileckich został pochowany na cmentarzu w Ostrorogu.

Michał Dachtera

Literatura:

  1. Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego, t.3 1890-1914 [o Kwileckich].
  2. Katalog Działu Sztuki Powszechna Wystawa Krajowa, Poznań 1929.
  3. Katalog wystawy Jubileuszowej MCMXIV. I Salon Wiosenny, Kraków 1914.
  4. „Krakowski Miesięcznik Artystyczny” 1911, nr 5 i 8.
  5. „Kronika Miasta Poznania” 1938, nr 2.
  6. Andrzej Kwilecki, Ziemiaństwo wielkopolskie. Między wsią a miastem, Poznań 2001.
  7. Andrzej Kwilecki, Kwilcz i inne majątki Kwileckich na przestrzeni wieków, Poznań 1996.
  8. „Praca” 1912, nr 27.
  9. „Sztuka” 1912, z. 2.

Fotografie archiwalne:

  1. Andrzej Kwilecki, Ziemiaństwo wielkopolskie. Między wsią a miastem, Poznań 2001.
  2. Andrzej Kwilecki, Kwilcz i inne majątki Kwileckich na przestrzeni wieków, Poznań 1996.
  3. „Kronika Miasta Poznania” 1938, nr 2.
  4. Katalog wystawy Jubileuszowej MCMXIV. I Salon Wiosenny, Kraków 1914.
  5. „Tygodnik Ilustrowany” 1912, nr 20.
  6. Ze zbiorów Wojciecha Kwileckiego.
  7. Biblioteka Narodowa Polona.
  8. Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk.

Szamotuły, 17.07.2018

Mieszka w Szamotułach, ale jego serce zostało w Ostrorogu i okolicach.

Miłośnik historii, poszukiwacz archiwalnych zdjęć. Na Facebooku prowadzi profil Ostroróg na kartach historii.

Franciszek Kwilecki – rzeźbiarz2025-01-06T12:17:12+01:00

Stadnina w Dobrojewie

Michał Dachtera

Stadnina Kwileckich w Dobrojewie

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości do dobrojewskiej księgi stadnej stadniny Franciszek Kwilecki wpisał motto „W imię Boga i Ojczyzny – praca poświęcona kawalerii polskiej”. W II Rzeczpospolitej jego stadnina w Dobrojewie była jedną z najznamienitszych w Polsce. Historia stadniny zaczęła się jednak dużo wcześniej niż w II RP.


Ok. 1929 r., konie ze stadniny dobrojewskiej przed pałacem. Więcej o nieistniejącym pałacu w Dobrojewie w tekście  http://regionszamotulski.pl/palac-w-dobrojewie/

Zanim przejdę do historii stadniny w Dobrojewie, pokrótce opiszę majętność dobrojewską. Na jej teren składało się pięć folwarków położonych wzdłuż linii kolejowej Szamotuły-Sieraków. Jak na obszar wielkopolski jest to teren falisty, ze wschodu na zachód ciągnie się jar, natomiast folwarki znajdowały się na wyżynach graniczących ze stokami jaru, na których znajdowały się rozległe pastwiska. Stoki w większości miały gliniastą glebę i obfitowały w naturalne wody płynące (woda źródlana wykazywała duże właściwości zdrowotne). Najwyższe pastwisko było położone 100 m n.p.m., a najniższe 60 m n.p.m. Tym samym teren ten był narażony na częste wiatry. Suchy klimat Dobrojewa idealnie nadawał się do hodowli konia suchego, kościstego, o dużej wytrzymałości, sile i masie konia ułańskiego.

Jak wspomniałem, stadnina w Dobrojewie powstała znacznie wcześniej niż w II RP, gdyż już w 1787 roku, kiedy właścicielem Dobrojewa był Adam Klemens Kwilecki – rotmistrz chorągwi husarskiej. Czyniło ją to jedną z najstarszych w Poznańskiem. Po Adamie własność Dobrojewa przeszła na jego córkę Anielę i jej męża Klemensa, który był zarazem bratankiem Adama.


1923 r., Wystawa Poznańska – konkurs powozów. Piątka hr. Franciszka Kwileckiego


Spadkobiercą Anieli i Klemensa był ich syn Leonard Kwilecki, oficer strzelców. Leonard brał udział w powstaniu listopadowym pod dowództwem generała Romarino, który – przyłączając się do powstania – zabrał własne, wyhodowane w Dobrojewie, konie. O fakcie tym miał zaświadczyć w późniejszych latach wnukowi Leonarda – Franciszkowi – 90-letni emerytowany trębacz przyboczny Leonarda o nazwisku Dunaj.

Kolejnym właścicielem Dobrojewa był Stefan Kwilecki – wielki miłośnik koni. Jego doradcą i przyjacielem był znany hipolog Józef Trzebiński z Miławczyc. Stefan Kwilecki na wystawach w latach od 1868 do 1891 zdobył osiem medali, w tym jeden złoty, cztery srebrne i trzy brązowe. Stefan Kwilecki pozostawił stado bez domieszki zimnej krwi, która pod koniec XIX wieku zaczęła zyskiwać na popularności i napływała z zachodu na teren dzisiejszej Wielkopolski.


Dobrojewo, ok. 1929 – źrebaki ze stadniny w trakcie pokazu


Po śmierci Stefana opiekę nad stadniną przejął jego syn – Franciszek i to właśnie na okres jego gospodarowania przypada prawdziwy rozkwit stadniny w Dobrojewie. Do 1912 roku Franciszek, podobnie jak ojciec, używali wyłącznie ogierów półkrwi angielskiej. Obaj mieli bardzo dobre relacje z dyrekcją stadniny w Sierakowie, co zapewniało dobrojewskiemu stadu stały dopływ najlepszej półkrwi angielskiej. Wśród reproduktorów angielskich jednym z najlepszych w Dobrojewie był Wellington, urodzony w 1866 roku.

Przełomem w historii dobrojewskiej stadniny było nabycie ze stadniny w Jezupolu w 1912 roku ogiera czystej krwi arabskiej Hadudego, potomka słynnego ogiera o tym samym imieniu. Franciszek Kwilecki chciał dowieść, że mieszanka konia orientalnego z odmianą wielkopolską pozwoli otrzymać konia zdatnego do prac gospodarczych (kolejki konne, pługi parowe etc.) w stopniu nie mniejszym niż koń limfatyczny, a oprócz tego znacznie sprawniejszego i bardziej wytrzymałego od konia limfatycznego. Klimat panujący w Dobrojewie tworzył idealne warunki właśnie do chowu takiego konia, czyli suchego, o dużej masie, sile i wytrzymałości oraz dobrym chodzie. Hadudy dotarł do Dobrojewa w wieku bardzo dojrzałym (około 25 lat). Ogier ten padł w Dobrojewie w 32. roku życia, tj. w 1918 roku. W poprzedniej stadninie uznawano go za niezdolnego do chowu. W Dobrojewie jednak przywrócono go do normalnych zajęć, za co mimo podeszłego wieku odwdzięczył się licznym potomstwem, dał bowiem stadu 30 koni. Źrebaki po Hadudym dorastały w czasie I wojny światowej, większość z 18 wałaszków znalazła się w różnych pułkach wielkopolskich, a po odzyskaniu niepodległości trafiły przed pierwszą polską komisję remontową, czyli prowadzącą rejestrację, klasyfikację oraz zakup koni dla wojska. Natomiast 12 wspaniałych klaczy: Greczynka (1912), Haduda, Hucułka, Honorka (1913), Imci Pani, Iskra, Iglica, Ijola (1914), Bogusia, Aga (1915), Bogda i Esta (1916), które – jak pisał Paweł Popiel – stało się dla stada „klaczami Mahometa”, pozostało w stadzie z przeznaczeniem na przyszłe matki. Z tych 12 klaczy w stadzie ostatecznie pozostawiono 10 jako fundament dalszej hodowli. Potomstwo Hadudego było równie wybitne jak on sam, wałachy po nim służyły w wielkopolskich pułkach ułańskich. Liczne potomstwo Hadudego wzbudzało podziw innych hodowców. Klacze po Hadudym (półkrwi i ¾ krwi orientalnej) cechowały się dużą szlachetnością, suchością, zadziwiały swoim orientalnym wyglądem.


Stadnina hr. Franciszka Kwileckiego, ok. 1929 r.


W czasie I wojny światowej do Dobrojewa przybyły dwa ogiery czystej krwi arabskiej ze stadniny Pełpin: Padyszach oraz Durbar. Po tym pierwszym pozostały dwie wspaniałe klacze: Iwa i Durbar, natomiast pod drugim pięć: Baszta, Grenada, Jawa, Grażyna oraz Besi. Wszystkie siedem klaczy zostało zapisanych w dziale II polskie księgi stadnej koni arabskich. Nieco później (około 1919-1920 r.) w Dobrojewie znalazł się wspaniały anglo-arab Velasquez, urodzony w 1908 roku, potomek słynnego ogiera Van Dyck. Velasquez ocalał w wojnie bolszewickiej i był ostatnim okazem ze stadniny w Stawiszczach. Miał wypalony herb rodziny Branickich, a do Dobrojewa trafił ze stadniny w Sierakowie. Ogier został wpisany do działu II polskiej księgi stadnej koni arabskich. Cechował się dużą masą i wzrostem jak na konia orientalnego. W stadzie przydzielono mu część klaczy po Hadudym i Durbarze. Najlepsze potomstwo uzyskiwano w połączeniu z klaczami głębokimi i przyziemnymi. Największą zaletą Velasqueza była umiejętność przekazywania szlachetności i suchości konia orientalnego. Utrwalano tym samym typ konia orientalnego, suchego, jednak nieco mniejszego i lżejszego, co w pewien sposób ograniczało jego wszechstronność. W Dobrojewie zastanawiano się, czy rozwój stadniny powinien iść w kierunku koni arabskich, czego wyrazem było sprowadzenie konia pełnej krwi angielskiej Dissensiona, który w połączeniu z głębokimi, łagodnymi, orientalnymi klaczami dał dobre potomstwo w postaci koni średnich, nadających się zarówno pod siodło, jak i do pługa.


Praca w polu. Konie ze stadniny hr. Franciszka Kwileckiego, ok. 1930 r.


Przegląd klaczy z 1922 roku wskazywał, że w tym czasie w Dobrojewie było bardzo dużo klaczy po ogierach trakeńskich: 14 klaczy po Panzenbrecherze i Almenrauschu, 7 klaczy Hadererze, 10 klaczy po Furstentahu i Medusensohnie. Z kolei konie hodowli wielkopolskiej – Habsburger oraz Strolch zostawiły w stadzie 17 klaczy. Po ogierach Cyd i Wiado było 15 klaczy, natomiast po beberbeckim ogierze Galbie – 7 klaczy. Oznacza to, że do czasu przybycia do Dobrojewa Hadudego i innych ogierów arabskich najbardziej dla rozwoju przysłużyły się ogiery trakeńskie, wschodniopruskie oraz wielkopolskie. Wspomnieć też trzeba o jasnogniadym Randolfie, ogierze hanowerskim, który dał stado 12 klaczy, jednak nie wykorzystywano ich w istotny sposób w dalszej hodowli.

Dziesięć klaczy po Hadudym pokazano po raz pierwszy na wystawie poznańskiej w 1923 roku, gdzie konkurowały z licznym stadninami, m.in. z Posadowa, Pępowa, Gałowa, Iwna, Kobylnik czy Wielichowa. Klacze ze stadniny Kwileckiego zdobyły srebrny medal. Zostały również wpisane do działu II polskiej księgi stadnej koni arabskich. Po tym sukcesie Franciszek wybrał się do Janowa, gdzie w 1924 roku nabył dla swojej stadniny ogiera czystej krwi arabskiej – Arabi Paszę oraz ogiera półkrwi arabskiej Schagya XV (wg niektórych źródeł Schagya X 10). W ten sposób Kwilecki nie przerwał dopływu krwi arabskiej do swojej stadniny. Oba wspomniane ogiery otrzymały klacze po Hadudym, Durbarze, Padyszachu i Velasquezie, co przyniosło bardzo dobre rezultaty.


Wojciech Kossak, obraz Stado Franciszka Kwileckiego pędzone do wody, 1927 r. Więcej o obrazie w tekście  http://regionszamotulski.pl/obrazy-kossaka-z-galowa-i-dobrojewa/.


W 1926 roku do Dobrojewa przybył Wojciech Kossak. Kwilecki zlecił Kossakowi namalowanie obrazu przedstawiającego jego cztery córki, jego samego i stado pędzone do wody. „Gazeta Szamotulska” z 21 września 1926 roku tak relacjonowała przybycie Kossaka „Ostroróg. (Sławny malarz.) Sławny malarz Wojciech Kossak, twórca licznych i znakomitych obrazów i panoramy berlińskiej, przedstawiającej przejście przez Berezynę, pobitych w roku 1812 wojsk Napoleona I, bawi obecnie w majątku pana Franciszka hr. Kwileckiego w Dobrojewie, gdzie maluje stadninę p. Kwileckiego. Po ukończeniu pracy w Dobrojewie uda się Wojciech Kossak w tym samym celu do Gałowa majątku p. hr. Mycielskiego”.

Szczegółową relacji z pobytu Kossak zdał w swoich listach żonie – Marii Kisielnickiej (listy zostały wydane w 1985 roku – Wojciech Kossak, Listy do żony i przyjaciół, tom 2 – lata 1908-1942, Wydawnictwo Literackie). Kossak napisał m.in., że jest bardzo zadowolony z namalowanego obrazu, a z drugiej strony wskazywał na problemy z zapłatą: „Moja droga. Ten tydzień ostatni był jednym z najświetniejszych w mojej sztuce, ale jednym z najtrudniejszych finansowo. Wspaniały, przepyszny (zobaczysz) obraz za 12 000 skończony, ale nawet pierwszej raty 4000 dotąd nie dostałem i nie wiem, kiedy dostanę.” „Kwil[ecki] wrócił bez pieniędzy i nie mógł mi nawet 20 zł pożyczyć!, a tu trzeba 16 zł za obiad zapłacić i Hieronimowi dać na benzynę, bo mamy wracać do Dobrojewa. No pomyśl sobie! … Bardzo ciężkie dni zaprawdę”.


Dobrojewo – klacze orientalne zapisane w księdze arabskiej w dziale II, ok. 1928 r.


Dziewiątego listopada 1927 roku dwie komisje wyłoniły grupę klaczy, którym przyznały licencje; tylko te klacze miały być przeznaczone na matki. Tego samego dnia wszystkie klacze zaprezentowano przed Komisją Wielkopolską i Komisją księgi państwowej (w tym także przedstawiono wszystkie klacze wpisane w dziale II księgi arabskiej, jednak tylko dla potwierdzenia istnienia takich w Dobrojewie). Dzięki przeprowadzonej wówczas inwentaryzacji stadniny wiadomo, jak liczne było stado dobrojewskie. Konie zostały podzielone na trzy kategorie:

– I, w której dążyło się do czystej krwi arabskiej, liczyła 21 klaczy zapisanych w polskiej księdze arabskiej; w latach 1925-1927 dały stadu 38 źrebaków (w tym 26 klaczek);

– II, w której dążyło się w kierunku anglo-arabskim, liczyła 27 klaczy półkrwi arabskiej oraz 29 klaczy krwi angielskiej zapisanych w księdze wielkopolskiej; w latach 1926-1927 dały stadu 15 źrebaków (w tym 8 klaczek);

– III, w której dążyło się w kierunku półorientalnym, liczyła 17 klaczy krwi półarabskiej oraz 19 klaczy krwi angielskiej wpisanych do księgi polskiej.

Tym samym w stadzie dobrojewskim było 65 klaczy orientalnych (21 szt. ¾ krwi arabskiej i 44 szt. ½ krwi arabskiej), 77 źrebiąt orientalnych (4 szt. 63/64 krwi arabskiej, 34 szt. ½ krwi arabskiej oraz 39 szt. ½ krwi arabskiej) oraz 39 wałachów orientalnych (wszystkie ½ krwi arabskiej). Łącznie było zatem 181 koni orientalnych. Koni krwi angielskiej były 152 egzemplarze, w tym 48 klaczy, 16 źrebiąt oraz 88 wałachów. Tym samym łączna liczba wszystkich koni wynosiła 333. Klacze czystej krwi orientalnej (21 sztuk) pracowały w stajni cugowej i administracji, natomiast reszta stada pracowała na roli, co dawało około 16 klaczy licencjonowanych i 16 wałachów na 250 ha folwarku. Źrebaki były tak trenowane, że od dwóch do czterech razy dziennie przebiegały kilometry naturalnym galopem po pagórkowatych terenach i przez liczne strumienie.


Stadnina hr. Franciszka Kwileckiego, ok. 1929 r.


Od 1921 do 1927 roku z Dobrojewa do stadnin państwowych i prywatnych trafiły aż 24 ogiery: Druh Maji, Helen i Calpucius II (1921), Bandyta i Buńczuk (1922), Bojan (1923), Cudak (1924), ogiery nr 85, 86, 102 i 110 (1925), Hejnał, Harun, Dragoman, Hermes, Alf, Hamit, Halman i Cisun (trafiły do stadniny państwowej w Janowie) (1926), Imci Pan, Pasza, Incydent, Irydion oraz Cekin (1927). Z tych koni szczególnie wyróżnił się Cekin – siwy ogier półkrwi, urodzony w 1924 roku. Jego potomkowie w 1932 roku na komisji remontowej w Płońsku osiągnęły najwyższe ceny. Ponadto ogier ten zostawił po sobie wiele wspaniałych klaczy.

W 1928 roku stado Kwileckiego liczyło około 50 klaczy półkrwi angielskiej oraz około 70 klaczy z domieszką krwi orientalnej, co czyniło Dobrojewo prawdopodobnie największą orientalną stadniną w Polsce. Warto wspomnieć, że w tym czasie w stadzie dobrojewskim było 20 klaczy – córek i wnuczek po Hadudym oraz 7 klaczy po innych orientalnych ogierach – Durbarze i Padyszachu. Wszystkie te klacze cechowały się znacznie bardziej orientalnym wyglądem niż było to w rzeczywistości. Stąd nasuwa się wniosek, że Kwilecki miał talent i szczęście w doborze ogierów do stadniny oraz że krew orientalna w połączeniu z koniem poznańskim dawała bardzo dobre wyniki.

Również w 1928 roku Stadnina Franciszka Kwileckiego zajęła siódme miejsce pod względem ilości koni dostarczonych komisji remontowej (15 sztuk). Komisja kupiła dla wojska aż dziesięciu potomków słynnego Arabi Paszy: Trębacza, Tuhaj-Beia, Taisa, Taryba, Tokio, Toska, Tamburyna, Trzaska, Tamka i Tamira. Zarówno co do ilości, jak i jakości Arabi Pasza zajął pierwsze miejsce wśród 428 opisanych w ankiecie ogierów, co wskazuje jak cenna była krew arabska u konia wojskowego ze stadniny w Dobrojewie.  Należy podkreślić, że  Arabi Pasza był koniem wybitnym, w ciągu tylko około 3 lat od przybycia do Dobrojewa dał stadu aż 38 klaczy. Między innymi dzięki niemu stado dobrojewskie w ciągu 12 lat od zakończenia I wojny światowej urosło o około 1/3 w zakresie liczby klaczy orientalnych.


Wzorowa stajnia – konie ze stadniny Franciszka Kwileckiego w trakcie Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu, 1929 r.


Rok później w Poznaniu odbywała się Powszechna Wystawie Krajowej. Na tej wystawie Franciszek Kwilecki postawił budynek tzw. „stajni wzorowej”. „Gazeta Rolnicza” tak opisała ten obiekt: „Stajnia dostosowana jest do celów hodowlanych. Obszerne i widne boksy, są w ten sposób urządzone, że zapewniają zwierzętom potrzebną ilość powietrza — i odpowiadają wymaganiom, stawianym przy racjonalnemu, zdrowotnemu utrzymaniu zwierząt. Przed stajnią znajdują się okólniki, na których zwierzęta są wypuszczane dwa razy dziennie i systematycznie trenowane. Zwiedzający mają więc również możność zapoznać się z zasadami i metodami trenowania i ćwiczenia koni. W stajni znajduje się ogółem 12 koni, w tym parę klaczy ze źrebakami, wszystkie półkrwi arabskiej ze stadniny Franciszka hr. Kwileckiego z Dobrojewa. Typ konia lżejszego, nadającego się do pracy w różnych warunkach i odpowiadającego warunkom remontowym” („Gazeta Rolnicza” 1929 nr 26).

Na Powszechnej Wystawie Krajowej Franciszek wystawił łącznie 23 konie. Największy podziw budziło potomstwo dwóch ogierów z jego stadniny: Arabi Paszy oraz Schagya XV; były to: po Arabi Paszy: klacze: Arabi Bogda (ur. 1925),  Arabi Agra (ur. 1925),  Arabi Izera (ur. 1925),  Arabi Pani (ur. 1925), Arabi Huryska (ur. 1926), ogier Beduin (ur. 1926) i Parys (ur. 1926); natomiast po Schagyu XV dwie klacze: Danae (ur. 1926) i Arabi Jawa (ur. 1926). Na wystawie Kwilecki otrzymał dziewięć nagród pieniężnych w łącznej kwocie 3.350 zł oraz dwa medale – złoty i brązowy.


Ok. 1930-1935, konie ze stadniny dobrojewskiej w trakcie obrzędu dożynkowego


Warto wspomnieć również, że pierwsze stado koni do gry w polo powstało właśnie w Dobrojewie. W czasopiśmie „Teatr i Życie Wytworne” w 1929 roku (nr 4-5) tak opisano stado Franciszka Kwileckiego:

„Hr. Kwilecki stworzył dla swego stada tak idealne warunki naturalne otoczenia i wychowu młodzieży, że jego konie są wzorem tego, jak powinien w ogóle być chowany koń wierzchowy, już nie tylko z punktu widzenia gry w polo, lecz co wiele ważniejsze, dla wojska. Warunki te, zupełnie prawie analogiczne z warunkami, jakie w szeregu pokoleń wytworzyły z potomstwa wykupy­wanych do Argentyny najsławniejszych derbistów Anglii niezrównaną dziś rasę argentyńskich koni do polo, czynią z anglo-arabów hr. Kwileckiego materiał niezmiernie cenny właśnie jako koni do polo.

[…] Konie w Dobrojewie, od źrebięcia, prawie cały czas są na powietrzu, w polu i na wolności, od marca do listo­pada  wcale nie widzą stajni, nocując w każdą pogodę w polu. Jak wicher uganiają po lekko falistej okolicy Dobrojewa, wyrabiając w sobie zwrotność i oddech ‒ te najważ­niejsze zalety wierzchowca. Strome spadki, które stado przebywa nie skracając wyciągniętego galopu, wyrabiają naturalną równowagę, a nie zawsze bezpieczny teren wyrabia uwagę koni i szybkość decyzji w galopie. Rozległe okólniki Dobrojewa są wzajemnie połączone ze sobą w ten sposób, że aby dostać się z jednego na drugi, konie muszą przebywać wodę. Bywa to połączone z przymusową kąpielą. Piękna, urozmaicona, falista okolica Dobrojewa jest prawdziwym rajem dla koni. W wyniku takich warunków stadnina w Dobrojewie hoduje typ konia szybkiego, zwrotnego, zahartowanego na niepogodę, bo pędzącego życie w warunkach, w jakich żyje koń dziki ‒ a jednak łagodnego jak dziecko. Mimo silnej domieszki folbluta [red.: koń pełnej krwi angielskiej], konie z Dobrojewa zachowują wyraźnie swój typ arabski, ze wszystkimi jego dodatnimi cechami”.


Ostroróg, pogrzeb Franciszka Marii Kwileckiego – konie ze stadniny w Dobrojewie prowadzą wóz z trumną, 1937 r.


Franciszek Kwilecki rozwijał stadninę w dwóch kierunkach. Po pierwsze – w kierunku czystej krwi orientalnej, co miało na celu wpisanie klaczy arabskich do działu pierwszego Księgi Stadnej Koni Arabskich. Po drugie – w kierunku koni z domieszką krwi orientalnej, co zapewniało odpowiednią suchość konia i jędrność jego tkanki.

Do najważniejszych reproduktorów w dobrojewskiej stadninie w końcu lat dwudziestych XX wieku poza Arabi Paszą i 140 Schagya należały Velasquez (anglo-arab maści siwej), 348 Gazlan oraz ogier czystej krwi orientalnej Amurath, którego trzech potomków trafiło do stadnin państwowych. Departament Chowu Koni, doceniając stadninę dobrojewską, skierował do niej konia wybitnego, derbistę z 1928 roku – Flisaka (maści siwej). Warto też wspomnieć, że od przybycia do Dobrojewa do 1928 roku, tj. w ciągu około 10 lat, po Velasquezie zostało w stadzie 31 silnych matek, stanowiących dobry materiał do dalszej hodowli koni orientalnych.

Źrebaki w Dobrojewie były wychowywane w sposób surowy, ale ze zdrowym rozsądkiem. Żywienie opierano głównie o lucernę. Dobrojewskie źrebaki rzadko przebywały w stajni, zażywały wiele ruchu, dzięki świetnie urządzonym, bogatym w wodę, pofałdowanym i rozległym pastwiskom. Taki wychów młodych koni powodował, że cechowały się niebywałą jędrnością i zdrowiem.

Po śmierci żony Franciszka – Jadwigi (1930) zarządzanie stadniną przejął syn Franciszka Kwileckiego – Jan Stefan Kwilecki. Lata od 1930 do 1933 były bardzo trudnym czasem dla Dobrojewa. Śmierć Jadwigi, wielki światowy kryzys gospodarczy oraz finansowe zaangażowanie Kwileckich w Powszechną Wystawę Krajową roku 1929 spowodowały, że o mały włos nie doszło do licytacji całego majątku. Trudna sytuacja gospodarcza Dobrojewa w szczególny sposób odbiła się na stadninie dobrojewskiej, gdyż chów koni był gałęzią szczególnie deficytową. W tym okresie, z uwagi na ograniczanie stanu liczbowego stada dobrojewskiego, klacze Kwileckiego rozeszły się po całym kraju. Po poprawie sytuacji finansowej Jan Kwilecki przystąpił do odbudowy stada. Wykorzystał w tym celu stare klacze, potomków sławnych dobrojewskich ogierów: Hadudego, Arabi Paszy, Durbara i Velasqueza, natomiast jako reproduktora wybrał ogiera Schagya Giewont. W ciągu 4 lat (do 1938 roku) wyselekcjonowano w ten sposób 18 młodych klaczy na przyszłe matki, a pierwsze źrebięta z tych matek narodziły się już w 1938 roku.


Szóstka klaczy stadniny Dobrojewo, ok. 1938 r.


W 1930 roku Jan Kwilecki sprzedał komisji remontowej cztery klacze wysokiej półkrwi orientalnej, po ogierach Arabi Paszy oraz Shagya X, z kolei w liniach żeńskich ich matek płynęła krew Hadudy, Hermita i El Kebira.

Na licytacji ogierów do Państwowych Zakładów Chowu Koni dobrojewski ogier Aliant (po Schagya X-12 i Alinie) był obok ogiera Denar ze stadniny Mielżyńskiego w Iwnie jednym z dwóch najwyżej wylicytowanych koni. Tym samym udowodniono, jak pisano w czasopiśmie „Jeździec i Hodowca”, że „[…] gleba poznańska w parze z umiejętnością hodowlaną wydać może araba półkrwi, względnie anglo-araba o liniach i wartościach, które zachwycić mogą oko znawcy. Środowisk hodowlanych podobnych Dobrojewu jest w Wielkopolsce bardzo dużo”.

W 1938 roku stadnina Jana Kwileckiego liczyła 55 matek oraz około 100 źrebiąt po ogierach Schagya Giewont, Urwisie (półkrew angielska) i Merkurym (anglo-arab). Jan Kwilecki rozwijał stado w kierunku półkrwi anglo-arabskiej. Trzon hodowli w czasach Jana Kwileckiego stanowiły cztery rodziny:

– rodzina Agawy – stanowiło ją pięć matek, wszystkie klacze charakteryzowały się orientalnym wyglądem, założycielką rodziny była Aga, która w przeszłości dała ogiera Agara, sprzedanego do Państwowej Stadniny Ogierów;

– rodzina Jusi – rozwinęła się przez jej córkę Jawę (po ogierze Durbarze), rodzinę tę stanowiło sześć klaczy, mniej wyrównanych pokrojowo niż rodzina Agawy, ale również bardzo szlachetnych;

– rodzina Bułanka – składała się z czterech klaczy, cechujących się długowiecznością, siłą i twardością w pracy,

– rodzina Bułka – składała się z trzech matek i jednego ogiera w Państwowym Stadzie Ogierów.

Warto jeszcze wspomnieć dwie rodziny, a mianowicie: rodzinę Walkirji (po Velasquezie) oraz rodzinę Mirabelli (po ogierze Schagya X 10); ta druga rodzina również dała ogiera Państwowemu Stadu Ogierów. 

W stadninie Jana Kwileckiego uwagę zwracała również biała klacz półkrwi arabskiej –Alina  (po ogierze Velasquezie), urodzona jeszcze za Franciszka Kwileckiego, w 1921 roku. Do 1938 roku Alina dała stadu trzy reproduktory, a kolejne dwa młode ogiery rokowały bardzo dobrze. Wspomnieć należy również o córce Aliny – Aldonie (po ogierze Dissensionie).

Jan Kwilecki, podobnie jak jego ojciec i dziadek, utrzymywał dobre relacje ze stadniną w Sierakowie. Bez wątpienia miał też wielkie zamiłowanie do hodowli koni, podobnie zresztą jak dyrektor Dobrojewa inż. Frydrychowicz. Wszystko to – w połączeniu z bardzo dobrym materiałem genetycznym – prowadziło do bardzo dobrych rezultatów hodowlanych.

Ostatnią przedwojenną informacją na temat stadniny w Dobrojewie, jaką udało mi się odnaleźć, jest wystawienie przez Jana Kwileckiego dwóch koni – Issusa i Ismaita na licytacji ogierów w maju 1939 roku w Poznaniu.

Na koniec należy podkreślić, że stado dobrojewskie nie ucierpiało na skutek powstań i zamieszek XIX wieku. Szkody stadu nie przyniosła również I wojna światowa. W czasie II wojny światowej część stada trafiła na front, pozostałe konie prawdopodobnie przejął niemiecki zarządca Dobrojewa. Informacja, jaką znalazłem w jednej z baz koni, świadczyłaby o tym, że kontynuował on chów koni, gdyż w 1944 roku w Dobrojewie urodziła się klacz Ibramena. Po zakończeniu II wojny światowej część koni trafiła do stadniny w Posadowie.

Nie wiem, czy w PRL nadal hodowano konie w Dobrojewie, natrafiłem jednak na informację, że w 1957 roku w PGR Dobrojewo narodził się gniady ogier Barometr.

Szamotuły, 07.07.2018

Stefan Kwilecki, ok. 1890 r.

Franciszek Kwilecki, ok. 1920 (por. http://regionszamotulski.pl/franciszek-kwilecki/)

Jan Kwilecki, lata 30,. zdjęcie wykonano w trakcie ćwiczeń rezerwy pułku artylerii lekkiej

Dobrojewo, ok. 1920 r., konie ze stadniny dobrojewskiej

13 września 1882 r. w Szamotułach staraniem Towarzystwa Rolniczego Powiatów Poznańskiego, Szamotulskiego i Obornickiego odbył się targ inwentarza rozpłodowego

Ogłoszenie – „Gazeta Rolnicza” z 13.01.1922 r.

Dobrojewo, ok. 1929, grupa rumuńskich dziennikarzy z Kwileckimi

Grupa rumuńskich dziennikarzy udająca się w podróż powozami z dobrojewskiej stadniny, ok. 1929 r.

Klacz czystej krwi arabskiej ze stadniny w Dobrojewie – Imci Pani, ur. 1914

Klacz Haduda, ur. 1913, po ogierze Hadudy i klaczy Alma, ok. 1928 r.

Klacz Imci Ijola, ur. 1914, po ogierze Hadudym i klaczy Galbie, ok. 1928 r.

Klacz Córka II, ur. 1921, po ogierze Velasquezie i klaczy Ceres, ok. 1928 r.

Klacz Ira, ur. 1923, po ogierze Velasquezie i klaczy Imci Pani, ok. 1928 r.

Klacz pół krwi arabskiej – Alina, 8-lat, ze stadniny Franciszka Kwileckiego w trakcie Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu (1929 r.)

Klacz ze źrebięciem ze stadniny Kwileckiego w trakcie PeWuKi, 1929 r.

Ogier Cekin, ur. 1924, po ogierze Dukacie i klaczy Iljada, ok. 1932 r.

Aliant, ogier półkrwi arabskiej po Schagya X-12 i Alina ze stadniny Dobrojewo, w trakcie wystawy ogierów w Poznaniu, 1934 r.

Ogier Grand, urodzony w Dobrojewie w 1934 r., sprzedany w 1938 r. do cyrku angielskiego.

Lista koni hrabiego Kwileckiego na Powszechną Wystawę Krajową

Pawilon stadniny półkrwi arabskiej Franciszka Kwileckiego

3-letnie źrebice zapisane w księdze arabskiej w dziale II, Dobrojewo, ok. 1928 r.

Zaprzęg z З klaczami matkami orientalnymi i o masie wielkopolskiej oraz klacz kara dawnego typu, Dobrojewo, ok. 1928 r.

Stadnina w Dobrojewie, 1929 r.

Ogłoszenie -„Gazeta-Rolnicza” 1932 nr 3

Masztalerz u Kwileckich w Dobrojewie – Karol Krause.

Ogiery Ismait i Issus ze stadniny Jana Kwileckiego z Dobrojewa na licytacji ogierów w maju 1939 r.

Literatura:

  1. Andrzej Kwilecki, Kwilcz i inne majątki Kwileckich na przestrzeni wieków, Poznań, 1996.
  2. „Teatr i Życie Wytworne” 1929 nr 4-5.
  3. „Przegląd Kawaleryjski” 1933 nr 9.
  4. „Świat” 1928 nr 18.
  5. „Gazeta Rolnicza” 1928 nr 1-2, 1929 nr 26.
  6. „Jeździec i Hodowca” 1928 nr 4, 1929 nr 23, 33, 1930 nr 11, 1933 nr 5, 1934 nr 11, 1938 nr 32.
  7. „Gazeta Szamotulska” z 21 września 1926 roku

Fotografie:

  1. „Teatr i Życie Wytworne” 1929 nr 4-5.
  2. „Świat” 1928 nr 18.
  3. „Gazeta Rolnicza” 1928 nr 1-2; 1929 nr 31-32.
  4. „Ilustracja Polska” 1931 nr 37.
  5. „Wielkopolska Ilustracja” 1929 nr 1.
  6. Wystawa i licytacja ogierów w Poznaniu w dniach 4 i 5 maja 1939 r.
  7. ze zbiorów Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk.
  8. ze zbiorów Wojciecha Kwileckiego i Mariana Rena.
  9. „Jeździec i Hodowca” 1928 nr 4, 33, 1929 nr 31, 1938 nr 32.
  10. Fotografie za Ostroróg na kartach historii

Michał Dachtera

Mieszka w Szamotułach, ale jego serce zostało w Ostrorogu i okolicach.

Miłośnik historii, poszukiwacz archiwalnych zdjęć. Na Facebooku prowadzi profil Ostroróg na kartach historii.

Stadnina w Dobrojewie2025-01-06T12:19:53+01:00

Wspomnienia znad Mormina

Kiedy myślę: Ostroróg, widzę Mormin

Jezioro Mormin było wielką atrakcją miasteczka Ostroroga. Zazdrościli nam go koledzy z Szamotuł, którzy „nad wodę” przyjeżdżać musieli pociągiem albo autobusem. My z Ostroroga mieliśmy to w zasięgu ręki…


Nad Morminem – początek lat 70. Zdjęcia z archiwum rodzinnego Pawła Łączkowskiego.


Moja przygoda  Morminem zaczęła się w połowie lat 50. XX wieku. Piękne jezioro, z trzech stron otoczone lasem, było miejscem spacerów przez cały rok. Wychodziło się z domu przy ul. Wronieckiej i godzinę później było się nad wodą.

Chociaż  w zimie, kiedy spadł śnieg, trudniej było dojść do jeziora od krzyżówki przy drodze z Szamotuł do Wronek, bo nikt polnej drogi nie odśnieżał. Chyba, że się szło ulicą Pniewską, wtedy dochodziło się nawet w zimie do samego brzegu. Można było nawet pospacerować po lodzie, bo zimy były tęgie.

Wiosną wędrowaliśmy nad Mormin popatrzeć na wodę, pozbierać stokrotki, albo kaczeńce.  Czasem szliśmy ulicą Pniewską, schodziliśmy z szosy i szliśmy wzdłuż strumyka, który łączy Mormin z Jeziorem Wielkim. Dzisiaj nikt się tam nie zapuszcza, bo ścieżki zarosły wysoką trawą.


1959 r. – Irena Kuczyńska z mamą i rodzeństwem, droga nad Mormin od szosy do Wronek.


Ale najbardziej cieszył nas Mormin w lecie. W każdą pogodną niedzielę po obiedzie mama pakowała do dużej torby kanapki i butelki z kompotem i szliśmy nad wodę. Zabierało się koc, na którym rodzice siedzieli, a dzieciaki w zasadzie z wody nie wychodziły. Czasem tata, który bardzo dobrze pływał, sadzał sobie nas na plecy i „przewoził”. Oczywiście, w płytkim miejscu. Uczył też nas pływać.

Kiedy już trochę podrośliśmy, sami z kolegami chodziliśmy nad Mormin. W latach 60. był tam już ratownik – nasz sąsiad Edmund Biedny, który miał do dyspozycji motorówkę, którą jeździł po jeziorze, pilnując ludzi wypływających w głąb jeziora. Pan Edek czasem brał nas na motorówkę na przejażdżkę. Można  było u niego wypożyczyć kajaki, jeśli oczywiście miało się kartę pływacką. A żyjąc nad jeziorem, raczej pływać się umiało.

W latach 60. pobudowano  nad Morminem kiosk zwany „kogucikiem”, gdzie można było kupić jakieś ciastka i oranżadę. Pamiętam ten kiosk, bo robili go pracownicy stolarni Państwowego Ośrodka Maszynowego, której kierownikiem był  mój tata Michał. Przy kiosku było też kilka stolików z metalowymi siodełkami.

Pracując przy budowie kiosku, tata sprawował dyskretną opiekę nad naszą gromadką. Ale tak naprawdę za młodsze rodzeństwo odpowiadałam ja. Nie było to uciążliwe, bo w pierwszej połowie lat 60. jeszcze dużo ludzi na plaży nie było, wszyscy się znali i było bezpiecznie.



Z  biegiem czasu  pobudowano  nad jeziorem toalety, scenę i miejsce do tańca. Nad Morminem odbywały się zabawy taneczne. Potem pojawiły się nad jeziorem domki kempingowe.

Nad Mormin przyjeżdżali pociągiem ludzie z Szamotuł. Wysiadali  na stacji w Dobrojewie. Czasem szli nad jezioro z Ostroroga z dworca. A kiedy wprowadzono autobusy, wysiadali, a wieczorem wsiadali do autobusu, na krzyżówce w pobliżu drogi nad jezioro.

Wieczorem na plaży zostawaliśmy tylko my z Ostroroga, często do zachodu słońca, które pięknie zachodziło za lasem. Potem wracało się ul. Wroniecką do domu. Samochodów było bardzo mało. Można było iść całą szerokością jezdni.

W czasach mojego dzieciństwa las i jezioro sąsiadowały z polem państwa Dymków. Przeważnie rosło tu zboże, ziemia była licha. W tym zbożu się przebieraliśmy, po żniwach stały mendele, za którymi można było się schować. Nie było wtedy schodów do jeziora. Schodziło się po prostu do wody łagodnie „z górki”. Nie było pomostów na jeziorze. Ot, woda, piasek, a potem też boje.



Za Morminem było (i jest) jezioro powstałe po wydobyciu torfu. Można było przejść ścieżką nad to jezioro i sobie je obejść. Kwitły na nim nenufary i lilie wodne. Nad tym jeziorem wypasano krowy, dlatego przejście było wygodne i bezpieczne. Na górce pomiędzy jeziorami rosły poziomki. W końcu czerwca i na początku lipca zajadaliśmy się nimi. Brało się kubek od picia przynoszony z domu i zbierało się poziomki do kubka.

Koledzy z Szamotuł zazdrościli nam tego jeziora. Oni w Szamotułach nic nie mieli. O basenie jeszcze wtedy nikt nie myślał. Z Szamotuł najbliżej było do Ostroroga nad Mormin albo do Pamiątkowa.

Nad jeziorem odbywały się letnie zabawy. Sezon zaczynał się 1 maja. Niektórzy próbowali się już kąpać, ale raczej tańczono przy orkiestrze, pito oranżadę, starsi pewnie pili napoje procentowe, ale ja nie pamiętam tego. Czasem z harcerzami organizowaliśmy tu podchody czy grę terenową. Albo nieobozowe lato, bo było blisko i bezpiecznie.


Początek lat 70. Z archiwum rodzinnego Pawła Łączkowskiego.


Mormin to było miejsce spacerów i randek. Ulicą Wroniecką i ulicą Pniewską ciągnęły w kierunku jeziora rodziny, grupki młodzieży i zakochane pary. Pamiętam jedną noc świętojańską nad jeziorem. Na plaży puszczano wianki z kwiatów na wodę. Do dziś mam w uszach słowa śpiewanej przez uczestników zabawy piosenki: „Wiła wianki i rzucała je do falującej wody, wiła wianki i rzucała je do wody”… A kiedy przymknę oczy, widzę  wianki ze świeczkami na wodzie…

Z biegiem czasu poszerzono plażę i miejsce do kąpieli. Na górce, gdzie rosło zboże, powstał plac zabaw, potem lokal gastronomiczny, parking i boisko sportowe. Czasem w lecie słychać od jeziora muzykę. To młodzi się bawią. Wyrosło kolejne pokolenie albo i dwa pokolenia. A ja chowam w sercu obraz jeziora w lesie, w którym w letni dzień tańczą na wodzie promienie słońca, a wieczorem odbijają się gwiazdy. Kiedy myślę Ostroróg – widzę Mormin…

Irena Kuczyńska

Szamotuły, 23.06.2018

Fragment mapy z 1916 r.

Morminówko – pensjonat i tzw. Letnisko po południowo-zachodniej stronie jeziora Mormin, naprzeciw dzisiejszego kąpieliska. Właściciel – Stanisław Białasik – zaczął je budować jeszcze w czasach pruskich. Zdjęcia z okresu międzywojennego pokazują, że to tam wypoczywano w tamtym czasie. Pocztówka – ok. 1927 r.

Zdjęcia powyżej – Ostroróg na kartach historii (https://www.facebook.com/HistoriaOstrorog/)

Wiatrak w pobliżu dzisiejszego kąpieliska. Z archiwum Ireneusza Walerjańczyka.

Nad Morminem – rodzina Madalińskich, właścicieli Kluczewa, i jej goście. Z albumu Izabeli Madalińskiej, lata 30. XX w.

1938 r., posiłek po biegu oficerów sztabowych. Manewry 7 Wielkopolskiego pułku strzelców konnych. Zdjęcia z albumu Izabeli Madalińskiej.

Z archiwum rodzinnego Jana Kulczaka, lata 30. XX w. Rodzina Kulczaków i Ignasiaków z Szamotuł.

Zdjęcie współczesne. Klub i Sekcja Fotograficzne SzOK.

Irena Kuczyńska z domu Leśna

Urodzona w Ostrorogu, absolwentka szamotulskiego liceum (1967).

Emerytowana nauczycielka języka rosyjskiego w pleszewskim liceum, dziennikarka, blogerka (irenakuczynska.pl)

Wspomnienia znad Mormina2025-01-06T12:22:34+01:00

Obrazy Kossaka z Gałowa i Dobrojewa

Gościli na Ziemi Szamotulskiej

Ziemianie i konie. Obrazy Wojciecha Kossaka z Dobrojewa i Gałowa

Wojciech Kossak (1856-1942) w 1926 r. Zdjęcie – Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Rodzina Kwileckich na schodach pałacu w Dobrojewie, ok. 1901 r. U dołu Franciszek Kwilecki (1875-1937). Zdjęcie z archiwum rodzinnego Michała Kwileckiego.

Rzeźby Franciszka Kwileckiego. Zdjęcia z archiwum rodzinnego Wojciecha Kwileckiego (za: Ostroróg na kartach historii).

Córki Franciszka Kwileckiego i Jadwigi z Lubomirskich: Maria Leonia (1903-1989) oraz Katarzyna Krystyna (1904-1938) w parku w Dobrojewie (za: Ostroróg na kartach historii).

Zofia z Karskich (1898-1970) i Michał (1894-1972) Mycielscy, 1922 r. „Wiadomości Ziemiańskie” nr 33 (2008).

Michał Mycielski, zdjęcie http://www.muzeum.gostyn.pl

Jesienią 1926 roku na Ziemi Szamotulskiej przebywał Wojciech Kossak. Był to czas, gdy malarz przeżywał trudności finansowe i razem z synem Jerzym podróżował po dworach w Wielkopolsce i malował obrazy na zamówienie. Niektóre ze stworzonych pośpiesznie w „rodzinnej fabryczce” nie były udane i nie podobały się samemu artyście, jednak z tych, które powstały w Gałowie i Dobrojewie, był bardzo dumny.

21 września 1926 roku „Gazeta Szamotulska” donosiła:



Wojciecha Kossaka Franciszek Kwilecki znał z czasów studiów w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Hrabia nie tylko rozwijał stadninę, założoną jeszcze przez dziadka Leonarda Kwileckiego. W 1927 roku, a więc rok po pobycie w Dobrojewie Kossaka, liczyła ona 333 sztuki zwierząt (127 koni, 113 klaczy i 93 źrebaki), były to konie czystej krwi arabskiej, półorientalnej i angloarabskiej. Franciszek Kwilecki oprócz tego był rzeźbiarzem i wielkim miłośnikiem sztuki w ogóle. Rzeźbę studiował w Krakowie i w Paryżu, jest uważany za twórcę drogi krzyżowej w kościele Ostrorogu.

Swój pobyt w Dobrojewie Kossak opisywał w listach do żony Marii z Kisielnickich. Żalił się, że gospodarz nie był w stanie zapłacić mu w gotówce za namalowany obraz (wyceniony na 12 000 zł), ale równocześnie doceniał pomoc Franciszka Kwileckiego przy pozyskiwaniu kolejnych zamówień. Kossak narzekał też na nudę w Dobrojewie, ale dodawał: „Wspaniała biblioteka – jedyny ratunek. Idę o dziesiątej spać, a o szóstej już wstaję i dlatego takiej nadludzkiej dokonałem pracy”.


Zdjęcie z archiwum Wojciecha Kwileckiego, za: Ostroróg na kartach historii (https://www.facebook.com/HistoriaOstrorog/)


Namalowany w Dobrojewie obraz nosi tytuł Stadnina  Franciszka Kwileckiego w Dobrojewie pędzona do wody. Oprócz stada koni artysta przedstawił na nim hrabiego Franciszka i jego cztery córki: dwie młode mężatki ‒ Marię Dembińską i Katarzynę Krystynę Dembińską (siostry Kwileckie poślubiły braci Dembińskich) oraz Helenę (później Mańkowską) i Annę (później Kołtunowicz). Obraz ten przetrwał zmienne losy rodziny, dziś wisi w podparyskim domu Jana Dembińskiego, syna najstarszej z córek, Marii, a jego kopia znajduje się w Londynie u Juliusza Dembińskiego (brata Jana).

Wojciech Kossak był bardzo zadowolony ze swojego dzieła: „Obraz dla Dobrojewa i ten dziś skończony portret mogą iść nawet do Royal Academy, naprawdę. Dopiero się zakotłuje w Księstwie, jak je wystawię”. Tym drugim obrazem był „Portret Zofii z Karskich i Michała Mycielskich pośród stada koni w Gałowie”.

Hrabia Michał Mycielski, syn Ludwika i Elżbiety, w Gałowie osiadł na dobre kilka lat wcześniej, po przejściu do rezerwy. Wcześniej brał udział w powstaniu wielkopolskim, ukończył szkołę oficerską w Poznaniu i uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej. W 1922 roku poślubił Zofię z Karskich, w 1926 roku oboje byli już rodzicami dwóch córeczek: Anny Pii i Teresy.


Zdjęcie – Muzeum Narodowe w Warszawie, za: culture.pl


Podobnie jak Franciszek Kwilecki w Dobrojewie, Michał Mycielski prowadził znaną w Polsce stadninę koni anglo-arabskich, hodował bydło, świnie i owce. W 1930 roku małżeństwo Zofii i Michała Mycielskich dokupiło majątek w Wituchowie koło Kwilcza, tamtejszą stadniną zajęła się hrabina Zofia. Hodowla koni była prawdziwą pasją Zofii Mycielskiej, pisała o niej w czasopiśmie „Jeździec i Hodowca”, mieszkańcy Szamotuł i okolic nieraz widzieli ją jeżdżącą konno.

Michał Mycielski Gałowo opuścił na początku II wojny i więcej do niego nie powrócił. Jako ochotnik zgłosił się z samochodem do wojska, po klęsce wrześniowej przedostał się przez Rumunię do Francji, a potem do Szkocji, gdzie pracował na rzecz I Korpusu Wojska Polskiego. Zofia Mycielska na początku wojny przebywała w Gałowie, dwukrotnie uwięziona i w 1940 roku zmuszona do opuszczenia majątku, najpierw mieszkała z córkami w Kieleckiem, a następnie ‒ do upadku powstania ‒ w Warszawie. Hrabina Zofia, a także jej starsza córka Anna Pia (Hanka), zaangażowały się w działalność Armii Krajowej. W 1946 roku rodzina Mycielskich z Gałowa spotkała się w Szkocji, a po kilku latach przeniosła się do Londynu.

Nie wiadomo, gdzie jest teraz namalowany w październiku 1926 roku przez Wojciecha Kossaka portret Mycielskich. Nie został zniszczony, skradziono go w 1945 roku, może więc jeszcze kiedyś się odnajdzie… Jego wartość artystyczna oceniana była bardzo wysoko, nie tylko przez samego autora. Wymienia się go wśród 25 najcenniejszych dzieł sztuki, które zaginęły w Polsce w czasie II wojny światowej. Warto dodać, że na tej liście są tak znane dzieła jak „Portret młodzieńca” Rafaela, „Zwiastowanie pasterzom ” Rembrandta czy „Ecce Homo” Antona van Dycka.

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Szamotuły, 17.06.2018

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Od urodzenia związana z Szamotułami. Polonistka (jak mama) i regionalist(k)a (jak tata).

Dr nauk humanistycznych, redaktor i popularyzator nauki. Prezes Stowarzyszenia WOLNA GRUPA TWÓRCZA, wiceprezes Szamotulskiego Stowarzyszenia Charytatywnego POMOC.

Obrazy Kossaka z Gałowa i Dobrojewa2025-01-06T12:23:47+01:00

Kochał Marię, poślubił Izabelę

Kochał Marię, poślubił Izabellę. Historia miłosna sprzed 160 lat

W tym roku obchodzimy 125-lecie utworzenia przez Izabellę z Czartoryskich Działyńską  Ordynacji Czartoryskich w Gołuchowie w powiecie pleszewskim. Od 27 maja 2018 roku w Muzeum Narodowym w Poznaniu można zwiedzać wystawę Życie sztuką. Gołuchów Izabelli z Czartoryskich Działyńskiej, gdzie wyeksponowano imponującą kolekcję dzieł sztuki, zgromadzoną przez żonę Jana Działyńskiego w II połowie XIX wieku w Zamku w Gołuchowie.

Małżeństwo Działyńskich nie było szczęśliwe. Pobrali się, bo tak zadecydowali rodzice: książę Adam Czartoryski w paryskim Hotelu Lambert i Tytus Działyński ‒ właściciel majątku w podpoznańskim Kórniku.

Gdyby Jan umiał się przeciwstawić despotycznemu ojcu, na pewno nie ożeniłby się z księżniczką Izabellą, która urodziła się i mieszkała w Paryżu. Gdyby poszedł za głosem serca, zawarłby związek małżeński z Marią Mańkowską z Rudek koło Ostroroga (więcej o rodzinie ziemiańskiej i pałacu w Rudkach http://regionszamotulski.pl/mankowscy-i-potworowscy-w-rudkach/).


Widok na pałac w Rudkach w roku 1911. Zdjęcie ze zbiorów Archiwum Państwowego w Poznaniu.


Spotkał ją w 1854 roku w Winnej Górze w majątku, który dziadek Marii generał Jan Henryk Dąbrowski otrzymał w 1807 roku od Napoleona. Po nim Winną Górę odziedziczył syn Bronisław, który zapisał wieś córce Bogusławie, a ta wyszła za mąż za Teodora Mańkowskiego – ojca Marii. To tam w Źrenicy koło Środy Wielkopolskiej, kiedy Jan kupował majątek od ojca Marii Teodora Mańkowskiego, Amor wypuścił strzałę. Odnotował to biograf Jana Działyńskiego A. Mężyński (Jan Działyński 1829 – 1880), a powołał się na to Andrzej Kwilecki w książce Z Kwilcza rodem.

„Z kupnem Źrenicy wiąże się jedno z najboleśniejszych przeżyć Jana. […] Przy tej okazji prawdopodobnie poznał Marię. […] Między młodymi nawiązała się nić uczucia. Państwo Mańkowscy zaczęli bywać w pałacu Działyńskich w Poznaniu”.

Dalej czytamy, że „żeńska część rodziny Działyńskich oceniała pannę Mańkowską bardzo życzliwie, ale Tytus Działyński był zapatrzony w mitrę książęcą Czartoryskich i takie małżeństwo syna mogło mu nie odpowiadać”. Sprzeciwił się więc zdecydowanie i … znajomość została raptownie przerwana.

W zamyśle właściciela Kórnika, małżeństwo jedynego syna Jana, powinno połączyć dwie fortuny: Działyńskich i przyszłej małżonki, a takiej fortuny nie mogli zapewnić swojej córce Mańkowscy. Fakt, że dziadkiem Marii był twórca Legionów Polskich, nie miała dla Działyńskiego żadnego znaczenia.

Jan porzucił więc zamiar małżeństwa z panną Marią Mańkowską. W 1857 roku ożenił się z wychowaną w środowisku paryskiego Hotelu Lambert, jedyną córką księcia Adama Czartoryskiego, zwanego „niekoronowanym królem Polski”. Tytus Działyński kupił jedynemu synowi przed ślubem Gołuchów.

W tym samym roku Maria Mańkowska wyszła za mąż za Mieczysława Kwileckiego z Oporowa koło Ostroroga, właściciela wielkiego majątku, jednego z najwybitniejszych Wielkopolan II połowy XIX wieku i początku XX wieku, prezesa Rady Nadzorczej Hotelu Bazar w Poznaniu przez 30 lat (por. tekst http://regionszamotulski.pl/mieczyslaw-kwilecki-z-oporowa/)

Ale rana w sercu Marii pozostała na długo. Po latach opowiadała o swojej niespełnionej młodzieńczej miłości córce Marii zwanej „Mimisią”. A ta wspomnienie spisała.

„Mama kochała się w Działyńskim, a on podobno w niej. Z Kórnika do Winnogóry konno dojeżdżał, a to kawał drogi. Czytali Słowackiego, Beniowskiego, Nieboską, psalmy. Do końca była wielka przyjaźń Mamy z jego siostrami ‒ panią Anną Potocką z Rymanowa, generałową Zamoyską i panną Cecylią” – pisze w swoich pamiętnikach „Mimisia”, czyli Maria z Kwileckich Żółtowska. Rękopisy przechowywane są w bibliotece kórnickiej – podkreśla Andrzej Kwilecki w książce Z Kwilcza rodem.

Dwa lata po ślubie Maria Kwilecka spotkała Jana Działyńskiego na balu, który organizowali Działyńscy w pałacu przy poznańskim Starym Rynku. Była tam ze swoim mężem Mieczysławem Kwileckim.

Córka Maria opisała to tak: „Gdy wychodziła z Papą, pan domu (Jan Działyński – dop. IK) chciał ich zatrzymać dłużej. Ale Mama odpowiedziała, że nie może, bo syn – pierworodny Hektor – czeka w domu na posiłek. Pan Działyński ręce rozłożył i rzekł: force majeure (siła wyższa).  Miał też łezkę z oka zetrzeć. Sam dzieci nie miał. Był ostatnim z rodu”.


Pałac w Oporowie, ok. 1910-1912 r.


Po dwóch latach, kiedy pałac w Oporowie był gotowy, Kwileccy z Poznania wyjechali na wieś. Przyjeżdżali czasem do miasta, nocowali w Bazarze, bywali na spektaklach w Teatrze Polskim, którego budowę sponsorowali, ale Jan i Maria raczej się już nigdy nie spotkali. Żyli w dwóch różnych światach.

Maria realizowała się jako żona, matka, pani domu otwartego na świat. Kwileccy gościli w swoim Oporowie wybitne osobistości, m.in. Ignacego Jana Paderewskiego, który zatrzymał się u nich w 1890 roku na 3 dni.

Małżeństwo Marii z Mieczysławem trwało ponad 50 lat. Wychowali sześcioro dzieci. Maria doczekała wolnej Polski. Odeszła w 1924 roku. Przeżyła Jana o 34 lata, a męża o 6 lat. Spoczęli w rodzinnym grobowcu w Kwilczu.

Zamek w Gołuchowie po przebudowie, którą przeprowadziła Izabella z Czartoryskich. Zdjęcie ze strony poznanskiefyrtle.pl


Izabella i Jan Działyńscy wspierali się. Kiedy jemu za udział w powstaniu styczniowym skonfiskowano majątek w Gołuchowie, ona go wykupiła. Po powrocie z obowiązkowej emigracji Jan zajmował się też odziedziczonym po rodzicach majątkiem w Kórniku. Zaangażował się także w tworzenie Banku Włościańskiego w Poznaniu. Zmarł w 1880 roku w Kórniku. Spoczął w podziemiach kórnickiego kościoła obok swoich rodziców. W testamencie przekazał dobra kórnickie i pałac w Poznaniu swojemu siostrzeńcowi Władysławowi Zamoyskiemu. Żonie zabezpieczył coś na kształt dożywotniej renty ze swojego majątku.

Izabela z czasem pokochała Gołuchów. W latach 1875-1885 przeprowadziła gruntowną odbudowę połączoną z remontem. Pierwowzorem realizacji architektonicznej stały się dla niej słynne zamki królewskie nad Loarą. Wokół Zamku, w którego przebudowę emocjonalnie się angażowała,  powstał wielohektarowy park, który zaprojektował znakomity ogrodnik Stanisław Kubaszewski. W 1893 roku utworzyła Ordynację Książąt Czartoryskich w Gołuchowie i wszystko zapisała swojej rodzinie. Pierwszym ordynatem był bratanek Adam Ludwik Czartoryski.

Przeżyła swojego męża o 19 lat. Odeszła w Mentonie we Francji, ale „wróciła do Gołuchowa”. Została pochowana w kaplicy – mauzoleum, zbudowanej na terenie parku. Nawet po śmierci nie chcieli być razem.

Irena Kuczyńska

współpraca Michał Dachtera

Szamotuły, 13.06.2018

Jan Kanty Działyński (1829-1880). Zdjęcie Region Wielkopolska (http://regionwielkopolska.pl/)

Izabella z Czartoryskich Działyńska (1830-1899), portret

Maria z Mańkowskich Kwilecka (1837-1924)

Maria i Mieczysław Kwilecki w 50. rocznicę ślubu (1907)

Izabella z Czartoryskich Działyńska pod koniec życia w Gołuchowie

Irena Kuczyńska z domu Leśna

Urodzona w Ostrorogu, absolwentka szamotulskiego liceum (1967).

Emerytowana nauczycielka języka rosyjskiego w pleszewskim liceum, dziennikarka, blogerka (irenakuczynska.pl).

Kochał Marię, poślubił Izabelę2025-01-06T12:25:14+01:00

Pałac w Dobrojewie

Wielkopolskie Puławy w Dobrojewie

Ludwik Puget, wybitny rzeźbiarz, mąż Julii Kwileckiej (córki Mieczysława Kwileckiego z Oporowa), nazwał kiedyś Dobrojewo wielkopolskimi Puławami. Dziś piękno zespołu pałacowego w Dobrojewie możemy podziwiać wyłącznie na dawnych pocztówkach i fotografiach.

Ok. 1910 r.

Ok. 1929 r.

Z przekazów rodzinnych wiem, że w czasie wojny, a dokładnie 12 kwietnia 1940 roku, pałac w Dobrojewie się spalił. Następnie w latach 1941-1942 został rozebrany. W okresie PRL-u majątek przejął PGR, a obecnie stanowi własność Skarbu Państwa. Do dziś zachowały się dwie oficyny pałacowe, brama wjazdowa i studnia, niestety, ich stan pozostawia wiele do życzenia. W dawnym park dworskim można znaleźć nieliczne pamiątki dawnej świetności. W jeszcze gorszym stanie są budynki w dawnej części folwarcznej – kuźnia i stodoła z kamienia polnego, nieco lepiej wygląda spichlerz i gorzelnia.

W tym tekście chciałbym opisać zespół dworski w Dobrojewie w czasach jego świetności. Kilka dni temu udało mi się kupić na licytacji książkę, której od dawna poszukiwałem Architektura pałacowa drugiej połowy XVIII wieku w Wielkopolsce (1969), autorstwa Zofii Ostrowskiej-Kębłowskiej. To jedna z nielicznych książek, w której opisano pałac w Dobrojewie.

Historia Kwileckich w Dobrojewie rozpoczyna się w 1737 roku, kiedy Łukasz Kwilecki nabył od Marianny, córki Jerzego Sapiehy Ostroroszczyznę, zwaną później Dobrojewszczyzną. Po zakupie Kwilecki miał powiedzieć: „Lubo wszyscy powiadają, żem tanio kupił te dobra, ale ja wiele włożywszy na reperacyją tej majętności i szacował jej wartość na trzykroć sto tysięcy”.


Dobrojewo, ok. 1901 r. Rodzina Kwileckich na schodach pałacu


Łukasz Kwilecki zmarł w 1745 roku, natomiast w 1759 roku jego synowie dokonali podziału majątku: Franciszek otrzymał klucz Wróblewo, Jan siedzibę rodową – Kwilcz, natomiast najmłodszy Adam Klemens, urodzony w 1742 roku, dostał Ostroróg wraz z przyległościami. Adam za siedzibę obrał sobie Dobrojewo, gdzie w latach 90. XVIII wieku wzniósł pałac. Tablica fundacyjna na pałacu głosiła:

„Za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego, Adam z Kwilcza na Ostrorogu Kwilecki kasztelan P.: Ord. Św. Anny, Św. Stanisława, kawaler, sobie y Potomkom dom ten wystawił 1784” (Leonard Durczykiewicz, Dwory polskie w Wielkiem Księstwie Poznańskiem, Poznań 1912).

O samym budynku pałacowym wiemy niewiele. Zofia Ostrowska-Kębłowska napisała:

„[…] Trudno określić dziś dawną siedzibę Kwileckich w Dobrojewie, wzniesioną zapewne także przez miejscowych budowniczych w latach 1784-1786. Zachowane do dziś założenie o skali pałacowej nosiło jeszcze cechy barokowej symetrii i osiowości. Obszerny dziedziniec otoczony ogrodzeniem z bramą ozdobioną armaturami, budynki oficyn, regularny ogród typu francuskiego (założony w latach 1784-1787) – nawiązują do jakże dalekiej, ale ciągle żywej tradycji Wersalu.

Natomiast główny budynek mieszkalny był czymś pomiędzy dworem a pałacem […] „Dom ten”, jak go nazwał fundator [przypuszczalnie Adam Kwilecki], był to dość obszerny budynek parterowy, lecz wysoko podpiwniczony i zaopatrzony w piętrową wystawkę. Pałacowy charakter nadawały mu nie tylko armatury zdobiące ryzality od frontu, lecz przede wszystkim układ i dekoracje wnętrz. Wnętrze te z sienią i „salą” na osi były wszystkie nadzwyczaj starannie (w latach 1786-1788) ozdobione malowidłami, wybite tkaninami w „Arabesko” i tapetami wykonanymi na zamówienie w Berlinie.

Dwór w Dobrojewie, jeszcze nie ukończony we wnętrzach, został – zapewne pod wpływem zaczętego właśnie pałacu w Siernikach – zmodernizowany. Od strony ogrodu dobudowano doń w roku 1787 wielkiego porządku portyk kolumnowy, który całkowicie zmienił sylwetkę budowli, nadając jej znacznie bardziej monumentalny charakter. Wydaje się, że w tej nowej postaci siedziba zamożnego i wpływowego Adama Kwileckiego odegrała później dużą rolę, w rozpowszechnieniu się takich właśnie dworów z kolosalnymi portykami, aż do początku XIX wieku.”

Pałac w Dobrojewie, widok od strony ogrodu, ok. 1910 r.

Krótką wzmiankę o dobrojewskim pałacu znajdujemy również w książce „Marianna i róże: życie codzienne w Wielkopolsce w latach 1890-1914 z tradycji rodzinnej” autorstwa Janiny Fedorowicz i Joanny Konopińskiej:

„Jest to nie ziemiański, lecz magnacki dwór z wielkim gustem i nakładem pieniężnym urządzony. Stoi pośród ogrodu urządzonego w sposób nie tak bardzo mi się podobający, bo na francuską modłę. […] Muszę jednak przyznać, że szerokie aleje ze starych, równo ciętych lip, barwne dywanowe kwietniki, a przede wszystkim doskonale utrzymane pokryte świeżą zielenią trawniki tworzą piękną całość. Nocowałyśmy w wytwornych pokojach gościnnych. Z rana uczestniczki wycieczki były na nabożeństwie w romańskiej kaplicy pałacowej. Niska, sklepiona kaplica z kolorowymi szybami bogato jest wystrojona w liczne obrazy, w różnorodne hafty artystyczne. […] W gościnnym domu pani Kwileckiej obejrzałyśmy nowocześnie urządzoną kuchnię, spiżarnię, kurniki oraz ochronkę dla dzieci wiejskich i dobrze zaopatrzoną w różne medykamenty aptekę”.

Droga do pałacu i park – ok. 1910-1915

Wiele ciekawych wzmianek o pałacu w Dobrojewie zamieściła również Janina z Puttkamerów Żółtowska w słynnym dzienniku zatytułowanym Dziennik. Fragmenty Wielkopolskie 1919 – 1933.

Oto cytaty: „Od kapliczki z włoską madonną ukazało mi się Dobrojewo, w całej swojej wspaniałości. Do samego pałacu prowadzi długa i wąska aleja obramowana strzyżonym szpalerem, za którym rosną rzędy smętnych i trochę wysychających świerków. Bramę zdobią trofea, na dziedzińcu nie ma klombów, tylko samego ganku ciągnie się gracowany piasek, a boczne trawniki po rogach ujęte są w kamienne obwódki, od bramy wzdłuż płotu rosną krzaczaste i kuliste kasztany. Oficyny po obu stronach pałacu są asymetryczne, ale obie mają dużo stylu. Tym razem Dobrojewo wydało mi się najpiękniejszą rezydencją w Księstwie”.

„Ze wszystkich siedzib Księstwa Dobrojewo należy do okazalszych. Posiada szeroki wjazd, dwie stylowe oficyny, ogród cięty na wzór francuski. Dziedziniec nie wysuwa się na pierwszy plan. Artystyczny gust Frania ślad swój zostawia na każdym kroku. W urządzeniach domu nie znać nigdzie oszczędności, ale przeciwnie pewną szerokość, zastosowaną do okazałych postaci właścicieli”.

„Kaplica jest urządzona w Dobrojewie w suterenach i ma wskutek tego zaciszny charakter krypty. […] Światło panowało w kaplicy dziwne, bo u sufitu paliły się dwie lampy elektryczne, a witraże przepuszczały zaćmione blaski”.

„Zeszliśmy się w salonie niebieskim o nietkniętej dekoracji z XVIII w.”; „Myśmy z Jadzią [przyp. red. Jadwiga Kwilecka] przeniosły się do jej salonu, gdzie wiszą hafty japońskie i na białej półce stoi kolekcja porcelany”. „Zaraz zaprowadzono nas do niebieskiego salonu na podwieczorek, po którym wyszłam na taras od strony ogrodu i zachwycałam się prześliczną symetrią ciągnącego się w dół ogrodu. Jadzia mówiła, że wieczorami wygląda on na dekorację teatralną. Francuskie ogrody są stworzone dla kraju tak płaskiego i mało urozmaiconego jak poznański. Drzewa rosną tu źle, angielskie parki potrzebują przestrzeni i pięknych widoków, a strzyżone aleje i szpalery wnoszą na płaszczyźnie harmonię swoich sztucznych rysunków”.

„Stanęliśmy na samym końcu ogrodu, a przed nami, w perspektywie na wzniesieniach ukazał się pałac. Otaczała nas dekoracja mogąca służyć jako tło obraz Norblina”.

Krótką wzmiankę na temat pałacu znajdujemy jeszcze w „Kronice Rodzinnej” z 1 stycznia 1899 roku: „Zajechałyśmy wieczorem: dwór piękny, magnacki, z gustem i komfortem urządzony, a ze starannością utrzymywany; dokoła wspaniały ogród francuski o szerokich alejach ze starych lip, równo ciętych, barwne dywanowe kwietniki – jednym słowem: «piękne ramy». […] Nazajutrz z rana Msza św. w ślicznej romańskiej kaplicy pałacu; niskiej, głęboko sklepionej, z szybami kolorowymi u okien, bogato a stylowo, pędzlem i haftem przystrojonej. W tej kapliczce czuło się, jakoby się było w jakichś katakumbach: uroczyście i tajemniczo”.

Niestety, to wszystko, co udało mi się znaleźć w literaturze na temat pałacu w Dobrojewie. Na tym, oczywiście, nie poprzestaję ‒ może gdzieś w niemieckich archiwach leżą jeszcze jakieś dokumenty, a może nawet projekty pałacu w Dobrojewie.

Na koniec jeszcze słów kilka o pozostałych budynkach zespołu pałacowo-folwarcznego w Dobrojewie. Równocześnie z pałacem dla kasztelana Adama Kwileckiego wzniesiono dwie oficyny:

  • północna ‒ piętrowa, murowana i otynkowana, siedmioosiowa. Dach pokryty dachówką, czterospadowy. Przy wejściu dwie kolumny wspierające balkon. Na dachu ozdobne okno z kamiennymi wazonami po bokach,
  • południowa ‒ parterowa, murowana i otynkowana, siedmioosiowa. Dach pokryty dachówką, czterospadowy. Nad wejściem balkon i lukarna, po obuj jej stronach kamienne wazony.

Z kolei w pierwszej i drugiej połowie XIX wieku powstały budynki gospodarcze:

  • spichlerz – późnoklasycystyczny, murowany z cegły i otynkowany. Trzykondygnacyjny, zbudowany na planie prostokąta, z przejazdem na osi środkowej. Dach dwuspadowy, kryty dachówką, z naczółkami i dymnikami w dwóch kondygnacjach,
  • kuźnia – murowana z cegły, parterowa , obecnie częściowo rozebrana,
  • stodoła ‒ zbudowana z kamienia polnego, obecnie częściowo rozebrana,
  • oraz piętrowa gorzelnia z kamienia polnego.

Do folwarku prowadzą dwie bramy: południowa, zbudowana w latach 1784-1786, granicząca z ogrodzeniem dziedzińca oraz północna, zbudowana wraz ze stróżówką na początku XIX wieku. Zabudowania pałacowe i folwarczne uzupełniał park krajobrazowy o powierzchni 8 ha, założony w końcu XVIII wieku. W parku zachowały się nieliczne elementy zdobnicze.

Michał Dachtera

Widokówka wysłana z Dobrojewa w 1904 r.

Przed pałacem w Dobrojewie ok. 1903 r. – Jadwiga i Franciszek Kwileccy oraz Jadwiga z synem Janem

Fragment zespołu pałacowego, ok. 1920 r.

Grupa rumuńskich dziennikarzy przed pałacem w Dobrojewie i odjazd grupy – ok. 1929 r.

Dożynki w Dobrojewie, 1930-1935. Hrabia Jan Kwilecki przyjmuje poczet włościan.


Zdjęcia archiwalne ze zbiorów Wojciecha Kwileckiego, Michała Kwileckiego, Pawła Przewoźnego oraz ze strony  autora – Ostroróg na kartach historii  https://www.facebook.com/HistoriaOstrorog/


Bibliografia:

  1. Zofia Ostrowska-Kębłowska, Architektura pałacowa drugiej połowy XVIII wieku w Wielkopolsce, Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauki, Poznań 1969.
  2. Andrzej Kwilecki, Kwilcz i inne majątki Kwileckich na przestrzeni wieków, Wydawnictwo WBP, Poznań 1996.
  3. Teresa Ruszczyńska, Katalog zabytków sztuki w Polsce, t. V, z. 23 Powiat szamotulski, Instytut Sztuki Polskiej Akademii Nauk, Warszawa 1966.
  4. Paweł Mordal, Inwentaryzacja krajoznawcza Miasta i Gminy Ostroróg, Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze i Urząd Miasta i Gminy Ostroróg, Ostroróg 1990.
  5. Janina z Puttkamerów Żółtowska, Fragmenty wielkopolskie 1919-1933, Wydawnictwo WBPiCAK, Poznań 2006.
  6. Leonard Durczykiewicz, Dwory polskie w Wielkiem Księstwie Poznańskiem, Poznań 1912.
  7. Joanna Konopińska, Janina Fedorowicz, Marianna i róże: życie codzienne w Wielkopolsce w latach 1890-1914 z tradycji rodzinnej, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2016.
  8. Andrzej Kwilecki, Ziemiaństwo wielkopolskie w kręgu arystokracji, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2004.
  9. „Kronika Rodzinna” 1899, nr 1.

Wygląd obecny (2018 r.) – zdjęcia Michał Dachtera

Szamotuły, 06.06.2018

Michał Dachtera

Mieszka w Szamotułach, ale jego serce zostało w Ostrorogu i okolicach.

Pasjonat historii, poszukiwacz archiwalnych zdjęć. Na Facebooku prowadzi profil Ostroróg na kartach historii.

Pałac w Dobrojewie2025-01-06T12:26:31+01:00

Mieczysław Kwilecki z Oporowa

Mieczysław Kwilecki – zasłużony dla Wielkopolski pan na Oporowie

W Oporowie w powiecie szamotulskim przez 63 lata żył i działał hrabia Mieczysław Kwilecki – bardzo zasłużony dla Wielkopolski – „pan z wyglądu i zachowania”. Przez 30 lat był dyrektorem Hotelu Bazar w Poznaniu, w Teatrze Polskim miał swoją lożę ale jego pasją było Oporowo i gospodarstwo wiejskie. Dziś po kwitnącym majątku Mieczysława Kwileckiego, położonym 4 km od Ostroroga, pozostał opuszczony pałac, zabudowania folwarczne i resztki parku dworskiego.

W kościele parafialnym w Ostrorogu, który przebudował jego pradziadek Adam Kwilecki, znajduje się tablica, którą w 1918 roku ‒ po śmierci Mieczysława hrabiego Kwileckiego ‒ ufundowali urzędnicy majętności Oporowo. Hrabia nie doczekał odzyskania przez Polskę niepodległości. Do 1939 roku dzisiejsza ulica Wroniecka w Ostrorogu nazywała się ulicą Kwileckich. Wiodła z miasteczka do majątków tej zasłużonej wielkopolskiej rodziny.

Z lewej: Adam Kwilecki – pierwszy właściciel Oporowa – pradziad Mieczysława Kwileckiego. Z prawej: Izabela von Tauffkirchen zu Guttemberg und Englburg, żona Hektora Kwileckiego – matka Mieczysława, Fundatorka Kościoła w Licheniu, który stał się miejscem pielgrzymek (portret wisi w Galerii piękności w Zamku Nymphenburg pod Monachium, zdjęcie udostępnił Michał Kwilecki).

Informacje o rodzinie Kwileckich oraz zdjęcia z ich rodzinnego archiwum zgromadził Michał Dachtera – administrator profilu Ostroróg na kartach historii na Facebooku, pasjonat historii Ostroroga i okolicy, który zaproponował wspólne napisanie tego tekstu.

Cofnijmy się zatem do połowy XIX wieku, kiedy do Oporowa przyjeżdża Mieczysław Kwilecki – prawnuk Adama Klemensa Kwileckiego, który w 1774 roku (jeszcze przed II rozbiorem Polski i przyłączeniem Wielkopolski do Prus) kupił Oporowo z Bobulczynem od Kalkrentów.

W połowie XIX wieku Oporowo jest folwarkiem Dobrojewa, z zarządcą, który mieszka w niewielkim podniszczonym domu. Zaletą jest bliskość stacji kolejowej w Szamotułach. Pewnie dlatego tu właśnie postanawia osiąść i gospodarować Mieczysław Kwilecki, urodzony w roku 1833 w Malińcu koło Konina, syn Hektora (1800 – 1843) i Marii Izabelli hr. Tauffkirchen und Laterano, damy dworu bawarskiego (1807 – 1855).

W 1855 roku stanął w Oporowie nowy parterowy dwór, ze skrzydłem przylegającym od wschodu. Dwa lata później Mieczysław Kwilecki się ożenił z Marią Nepomuceną Julią Mańkowską herbu Zaremba z Rudek. Panna młoda była córką Teodora Mańkowskiego, a po kądzieli wnuczką generała Jana Henryka Dąbrowskiego. Jej mama Bogusława z Dąbrowskich była córką generała (por. tekst o rodzinie Mańkowskich z Rudek  http://regionszamotulski.pl/mankowscy-i-potworowscy-w-rudkach/ ).

Ślub młodej pary odbył się 29 września 1857 roku o godzinie 19.00 w kościele św. Małgorzaty w Poznaniu. Młodych małżonków błogosławił arcybiskup Leon Przyłuski. Miodowy tydzień młoda para spędziła w poznańskim hotelu Bazar. Rodzinni kronikarze odnotowali przyjazd Mieczysławowej Kwileckiej do Oporowa, gdzie nikt nie był przygotowany na jej powitanie. „Wszędzie było ciemno, w kuchni jedynie dymiąca lampa naftowa, sam dom był niewielki, po trzy okna z każdej strony, kilka drzew owocowych oraz domy robotników w ruinie” – takie  było pierwsze wrażenie hrabiny Kwileckiej.

Trzeba było wracać do Poznania, gdzie Kwileccy przeczekali remonty oporowskiego pałacu. W Poznaniu dwa lata po ślubie urodził się pierwszy syn Hektor. Kolejne dzieci, z wyjątkiem Kazimierza (1863 r.), urodzonego w Paryżu, i Anny, urodzonej w Poznaniu (1875 r.), przyszły na świat w Oporowie: Władysław (1860 r.), Jadwiga (1861 r.), Maria (1870 r.) oraz Julia (1877 r.).

Tablica w kościele parafialnym w Ostrorogu

Hrabina Maria z Mańkowskich Kwilecka z córką Jadwigą urodzoną w roku 1861 w Oporowie

Mieczysław Kwilecki i Maria Nepomucena z Mańkowskich Kwilecka około roku 1863

Mieczysław Kwilecki spędzał dużo czasu w Poznaniu, ale „jego pasją było gospodarstwo wiejskie” – pisze Andrzej Kwilecki w cytowanej już książce Wielkopolskie rodziny ziemiańskie. Kiedy Mieczysław przejmował majątek (1000 ha ziemi i 700 ha lasu), do Oporowa należał Bobulczyn. Wkrótce dokupił 700 ha na Kluczewie. Kiedy w 1863 roku zmarł bezpotomnie jego brat Kazimierz, odziedziczył po nim Siedlnicę w powiecie wschowskim. Po śmierci brata Władysława przejął ogromny klucz gosławicki wraz z Malińcem, w którym się urodził. W sumie było to 6 000 ha. Kolejne 6000 ha kupił na licytacji majątku Grodziec w powiecie konińskim. Były tam liczne folwarki: Janów, Królików, Łagiewniki, Lipice i Lądek. W skład majątku wchodziły browar, cegielnia, gorzelnia, młyn wodny, parowy oraz wiatrak. Grodziec był własnością wdowy Bielińskiej i znajdował się w fatalnym stanie z uwagi na nałożoną kontrybucję – 163 tys. rubli srebrem – za pomoc, której wdowa udzieliła powstańcom styczniowym. Kwilecki miał kupić majątek, by ten nie przeszedł w obce, czyli pruskie, ręce. Po zakupie majątku w Grodźcu Kwilecki pozwolił byłym właścicielkom mieszkać w starym pałacu. Posyłał im nawet jedzenia i wspierał w inny sposób. Bielińskie miały zatrudnić się w pałacu, bo „miały dużo długów”.

Mając tak duży majątek z pałacami w Malińcu i Grodźcu, gdzie obok starego pałacu był też nowy, Kwilecki na rodową siedzibę wybrał sobie Oporowo, które ‒ jak pisał Andrzej Kwilecki ‒ „nie było ładnie położone, brakowało jeziora, a do własnych lasów było daleko”.

Pałac w Oporowie – ok. 1910-1912

W 1877 roku postanowił rozbudować istniejący budynek w Oporowie. Zatrudnił wybitnego polskiego architekta Zygmunta Gorgolewskiego, którego dziełem życia był Teatr Wielki we Lwowie. W Wielkopolsce według jego projektu zbudowano pałac Twardowscy w Kobylnikach (por. artykuł  http://regionszamotulski.pl/milosc-w-palacu-w-kobylnikach/ ). Projekt Gorgolewskiego realizował Marian Cybulski z Poznania. W ciągu krótkiego czasu powstał w Oporowie piętrowy wysoko podpiwniczony pałac z użytkowym poddaszem o powierzchni ponad 1000 metrów kwadratowych.

Przed pałacem, od strony wschodniej, zbudowano stajnię i oficynę rozdzielone bramą wjazdową, a na północ od pałacu wzniesiono trzykondygnacyjny spichlerz, prawdopodobnie według projektu Zygmunta Gorgolewskiego oraz nieco później kuźnię i gorzelnię.

Oporowo i Bobulczyn około 1913 r.

Los był łaskawy dla Mieczysława Kwileckiego. W 1883 roku po bezpotomnej śmierci swojego stryja Arsena, powstańca listopadowego, odziedziczył on rodzinny Kwilcz, który słynął z urody. Zwano go ze względu na położenie „Szwajcarią kwilecką”. Jednak nie przeniósł się do Kwilcza, a ogromnym majątkiem zarządzał z Oporowa.

I robił to świetnie. Może dlatego, że w młodości studiował w Paryżu ekonomię i agronomię, gdzie uczył się nowoczesnego gospodarowania? Był nowatorem. Jako jeden z pierwszych  stosował dreny na polach, wprowadził też nawozy sztuczne oraz mechaniczną uprawę.

Oporowo słynęło z zarodowej hodowli bydła holenderskiego oraz owiec, najpierw odmiany negretti, a później rambouillet, za co hrabia otrzymał liczne nagrody na wystawach europejskich i amerykańskich. Za owce i wełnę otrzymał złoty medal w Wiedniu i w Berlinie.

Majątek w Oporowie odwiedzały wycieczki rolników z Niemiec, a wielu młodych ludzi chciało od Kwileckiego w Oporowie uczyć się gospodarowania. Córka Maria Żółtowska w swoim pamiętniku napisała, że „życiową pasją ojca było gospodarstwo wiejskie, na czym znał się bardzo dobrze”. Oporowo było na liście majątków odwiedzanych przez wycieczki rolników z innych części Polski i z Niemiec.

„Z Dobrojewa pojechałyśmy do Oporowa, położonego w pobliżu majątku innych Kwileckich (Dobrojewo należy do Stefana Kwileckiego, Oporowo do Mieczysława). Tutaj oprowadzono nas po podwórzu, pokazując niespotykane gdzie indziej w Wielkopolsce budynki gospodarcze z prasowanej cegły ze sklepieniami na szynach, podpartymi żelaznymi filarami. […] W znanej szeroko oporowskiej oborze obejrzałyśmy kilkadziesiąt wspaniale utrzymanych krów holenderek” (fragment książki Marianna i róże: życie codzienne w Wielkopolsce w latach 1890-1914 z tradycji rodzinnej, Poznań 2008; autorki: Janina Fedorowicz i Joanna Konopińska).

Pan na Oporowie był jednym z najbogatszych mieszkańców Prowincji Poznańskiej. Jego majątek szacowano na 1 750 000 marek. Dniówka robotnika w Poznaniu wynosiła od 1 do 3 marek, a obiad w poznańskiej restauracji kosztował 1 markę. Nie bez powodu Mieczysław Kwilecki zyskał przydomek „Wielki”.

Ale nie tylko gospodarowanie go zajmowało. W historii Wielkopolski II połowy XIX wieku zapisał się jako społecznik, działacz polityczny i społeczny. W kręgu ziemian wyróżniał się wyglądem i zachowaniem.

Każdy przyjazd Mieczysława bryczką lub karetą do Bazaru w Poznaniu, gromadził licznie obserwującą go gawiedź. Był wysoki, przystojny, z imponującymi bokobrodami, zawsze starannie ubrany, do późnego wieku trzymał się prosto, zachowywał się z godnością. Uchodził w Poznańskiem za wielkiego pana. Był znany z dowcipnych wypowiedzi, ciętych ripost, które potem sobie powtarzano – napisał o swoim przodku Andrzej Kwilecki w książce Wielkopolskie rody ziemiańskie.

Mieczysław Kwilecki pełnił wiele funkcji w życiu publicznym. Maria Strzałko w Materiałach do dziejów rezydencji w Polsce podkreśla, że można go zaliczyć do grona bardziej zasłużonych dla Wielkopolski osób. Wśród zasług wylicza zakup broni dla powstańców roku 1863, za co ukarano go 3-miesięcznym więzieniem, wystąpienia w obronie spraw narodowych w Izbie Panów Sejmu Pruskiego, do której został wydelegowany przez innych właścicieli ziemskich.

Przez 50 lat Kwilecki działał w Towarzystwie Pomocy Naukowej, gdzie też był prezesem. Od założenia „Dziennika Poznańskiego” w 1859 r., aż do swojej śmierci był prezesem Rady Nadzorczej Towarzystwa Akcyjnego „Dziennik Poznański”. Był jednym z założycieli Towarzystwa Oświaty Ludowej. Działał w Centralnym Towarzystwie Gospodarczym.

W Historii Wielkiej Księstwa Poznańskiego Stefan Karwowski napisał, że „Mieczysław Kwilecki poświęcił się służbie publicznej, a prawością charakteru i nadzwyczajną uprzejmością i usłużnością zjednywał sobie serca współobywateli”.

Działał też na niwie gospodarczej. W 1870 roku zorganizował wystawę rolniczą w Szamotułach. Był jednym z inicjatorów budowy cukrowni w Szamotułach oraz syropiarni i mączkami we Wronkach. W 1870 r. założył bank „Bank Rolniczo-Przemysłowy Kwilecki, Potocki i Spółka”, który był jednym z największych polskich banków w zaborze pruskim. W trudnych czasach Mieczysław wspierał bank własnymi środkami.

W 1872 r. brał udział w założeniu Banku Włościańskiego, w którym aż do śmierci był członkiem rady nadzorczej. Od 1901 r. był honorowym członkiem zarządu Centralnego Towarzystwa Gospodarczego. Mieczysław był również wiceprzewodniczącym okręgu poznańskiego Związku Producentów Okowity w Niemczech (1898-1914).

Jego synowie, Hektor i Kazimierz, zostali nakłonieni przez ojca do „szukania nafty w Galicji”, gdzie uzyskali oni prawo do eksploatacji nafty i wosku ziemnego na obszarze 800 ha w okolicach Rymanowa. Akcja zakończyła się w 1889 roku powołaniem Towarzystwa Akcyjnego z Hektorem Kwileckim w zarządzie i jego bratem Kazimierzem w radzie nadzorczej.

W Oporowie prowadzono dom otwarty. Nierzadko gościli tu znani ludzie. Wielu z nich chciało poznać Marię, wnuczkę bohatera narodowego generała Jana Henryka Dąbrowskiego – twórcy Legionów Polskich.

Na pewno często do Oporowa przyjeżdżali krewni z pobliskiego Dobrojewa, gdzie gospodarował Stefan Kwilecki – stryjeczny brat Mieczysława, ożeniony z Barbarą Mańkowską – siostrą Marii Kwileckiej. Łączyło ich podwójne pokrewieństwo i wielka zażyłość.

Mieczysław Kwilecki dużo czasu spędzał w mieście Poznaniu. Kiedy w 1875 roku, po wielkich staraniach,  poznaniacy budowali Teatr Polski, był jednym z jego fundatorów. Do końca życia miał własną lożę w teatrze, gdzie bywał z żoną Marią na przedstawieniach.

Przez 30 z górą lat był Mieczysław Kwilecki dyrektorem administracyjnym hotelu Bazar w Poznaniu, a przez kolejnych 9 lat ‒ przewodniczącym rady nadzorczej. A wiemy, że Bazar był miejscem, gdzie spotykali się Polacy, służący sprawie polskości pracą organiczną. Kwileccy podczas pobytu w Poznaniu zawsze zatrzymywali się w Bazarze.

Za czasów Mieczysława i Maria Kwileckich Oporowo było też centrum życia kulturalnego, literackiego, naukowego i muzycznego, o czym możemy przeczytać w Złotej księdze ziemiaństwa (1929). Działo się tak głównie za sprawą Marii – żony Mieczysława. Była to osoba niezwykle światła, bardzo dobrze wykształcona, o szerokich zainteresowaniach.

Urodziła się w Źrenicy 28 grudnia 1837 roku jako córka Bogusławy Bogumiły Dąbrowskiej herbu własnego, autorki słynnych Pamiętników, wierszy, artykułów i kilku sztuk teatralnych oraz Teodora Mańkowskiego herbu Zaremba – ziemianina i założyciela domów handlowych. Około 1850 r. roku Maria wraz z rodzicami i rodzeństwem, przeprowadziła się do majątku Rudki koło Ostroroga, który Mańkowscy przejęli po spokrewnionych z nimi Cieleckich. W 1855 roku rozegrał się rodzinny dramat. W trakcie burzy Teodor Mańkowski został stratowany w Poznaniu przez własnego konia, zmarł krótko po tym zdarzeniu w Rudkach, gdzie podobno został pochowany.

Po matce Bogusławie Mańkowskiej Maria odziedziczyła zainteresowanie literaturą, napisała i wydała dwukrotnie Powiastki ludowe. W Oporowie był zwyczaj codziennego czytania literatury i prasy, a dzieci Mieczysławostwa znały wszystkie utwory swojej babci Bogusławy.

W oporowskiem pałacu bywali artyści, m.in. Julian Fałat – jeden z najwybitniejszych polskich akwarelistów, przedstawiciel realizmu i impresjonistycznego pejzażu, Marceli Krajewski (malarz, powstaniec styczniowy) czy Władysław Żeleński (kompozytor, pianista). To do jego piosenki Szło dziecię z fujarką słowa napisała Maria z Mańkowskich Kwilecka – żona Mieczysława Kwileckiego.

Najwybitniejszym gościem, który odwiedził Oporowo, był Ignacy Jan Paderewski – wielki artysta, którego przyjazd do Poznania w grudniu 1918 roku dał impuls do wybuchu powstania wielkopolskiego. Wizyta u Kwileckich miała miejsce 28 lat wcześniej. Maria Kwilecka, pod wpływem listu swej ciotki z Drezna, która zachwyciła się młodziutkim pianistą z Polski, postanowiła wysłać do mistrza Paderewskiego zaproszenie na koncerty do Poznania i na gościnę do Oporowa. Po kilku dniach przyszła odpowiedź. W lutym 1890 roku Ignacy Jan Paderewski przyjechał do Oporowa, gdzie przebywał blisko trzy dni i zagrał dwa spontaniczne koncerty dla domowników. A oto relacja córki Kwileckich:

Pierwsze wrażenie dziwne: […] mała drobna figurka, mizerny, potargany, długie włosy w lokach zwichrzonych koloru marchwi. Czy to poza na artystę, na oryginalność? Rozmowa łatwa, od razu interesująca. Ożywiał się, przeistaczał, oczy modre jak akwamaryna blasku nabierały. Dużo wypoczywał w swoim pokoju. Chodził z papą po ogrodzie, podwórzu. Mówił, że dawno już jeździ i znużony jest, wdzięczny za oklaski, ale fatygujące dodawać nadprogramowe kawałki, gdy się już samym programem wyczerpanym, przed koncertem ma zawsze wielką tremę i od południa nic nie je, że nie zdarzyło mu się jeszcze być tak przyjętym do rodziny i do domu. Rozczulał się ciszą wiejską. Mówił, że to prawdziwe wakacje dla niego […] Z sąsiedztwa nikogo się nie uwiadomiło, bo Paderewski pragnął wypoczynku, jeżeli to z Dobrojewa stryjostwo może na kolację raz zjechali. Czy Hektor dojechał, nie pamiętam, możliwe. Fortepian stał zamknięty. Pamiętam 2 kolacje i wieczory. Pierwszego wieczora po kolacji i herbacie ogólna rozmowa. Pewnie koło 10. Mam mu mówi: „Niech się pan nie krępuje nami, niech pan, jak będzie chciał wypocząć, idzie spać, nic się dziwić nie będziemy, niech się pan czuje całkiem jak u siebie w domu”. Na to on: „Ten zamknięty fortepian mnie zaciekawia, wolno otworzyć, parę klawiszy uderzyć…” Stojąc, wziął parę akordów, powiedział, że miły głos, siadł i z dwie godziny grał – ja usiadłam w narożniku na najdalszej kanapie. Czas mi prędko przeszedł – muzyka to była inna, jak wszystko, co dotąd słyszałam, to były jakby chóry anielskie, chwilami znowu jak wojskowa cała kapela, to znowu kościelna. […] Nie do pojęcia, że spod jego cienkich i ,zdawało się, słabych palców wychodziły tony tak silne głębokie, a niekiedy delikatne […] i to z tego czarnego pudła, na którym zwykle bębnili i mnie czasem prawie do łez doprowadzali […] Nazajutrz pytał mnie, czy mnie nie znudził, powtórzyłam mu, że to po raz pierwszy raz w życiu, co z przyjemnością słucham fortepiany […] Drugi wieczór wcześniej zaczął grać […], bo już nazajutrz po obiedzie jechaliśmy do Poznania, a wieczorem już miał być koncert. Korzystając ze zjazdu, były dwa bale dobroczynne […] Jednego wieczoru, pewnie ostatniego, może być, że Paderewski nocnym pociągiem wyjeżdżał, po kolacji bazarowej byliśmy z Paderewskim zaproszeni do pani Potworowskiej na herbatę, fortepian otwarty i bez wielkiego zaproszenia Mistrz zaczął grać, nie tracąc czasu na żadne ceregiele. […] Tak minęły prędko te dni poświęcone muzyce. Na fortepianie w Oporowie olejną farbą białą wypisało się datę, kiedy to na nim grał mistrz. Później w parę lat dopisało się datę bytności Wł. Żeleńskiego. Było zaprojektowane wprawić płytkę metalową z wyrytymi napisami, ale do tego nie doszło.

Maria Kwilecka spotkała się z Paderewskim jeszcze w 1918 r., gdy ten przyjechał do Poznania.

W 1919 roku, czyli rok po śmierci Mieczysława Kwileckiego, w Oporowie gościł wraz ze swym pułkiem, wtedy jeszcze podpułkownik Władysław Anders. Wtedy w Oporowie mieszkała najmłodsza córka Kwileckich – Julia, która studiowała malarstwo w Krakowie i Paryżu i   wyszła za mąż za wybitnego rzeźbiarza – Ludwika du Puget.

Mieczysław Kwilecki ok. 1916 r. Dobiesław Kwilecki – wnuk Mieczysława.

W 1907 i 1917 roku Mieczysław i Maria uroczyście obchodzili swoje kolejne rocznice ślubu: 50. i 60. Po śmierci Mieczysława w 1918 roku Oporowo (wraz z folwarkami) oraz Kwilcz (wraz z folwarkami) przejął wnuk Dobiesław – syn przedwcześnie zmarłego syna Kwileckich Hektora. Maria Kwilecka przeżyła swojego małżonka o 6 lat. Zmarła w maju roku 1924 w Oporowie.

W 1919 roku, czyli rok po śmierci Mieczysława Kwileckiego, w Oporowie gościł wraz ze swym pułkiem Władysław Anders, wtedy jeszcze podpułkownik. W Oporowie mieszkała wówczas najmłodsza córka Kwileckich – Julia, która studiowała malarstwo w Krakowie i Paryżu i   wyszła za mąż za wybitnego rzeźbiarza – Ludwika du Puget. Ważnym wydarzeniem dla rodziny był też ślub Marii du Puget, córki Julii, a wnuczki Marii i Mieczysława Kwileckich, z hrabią Stefanem Żółtowskim 2 sierpnia 1924 roku w kościele parafialnym w Ostrorogu. Ślubu młodej parze udzielał ks. dr Włodzimierz Sypniewski.

Majątek w Oporowie był w rękach rodziny Kwileckich do 1939 roku. Dobiesław Kwilecki, ostatni właściciel Oporowa, został aresztowany przez NKWD, przeszedł przez obóz w Kozielsku, a po amnestii odbył z grupą Polaków wędrówkę pieszą przez ZSRR. Zmarł w Kazachstanie w 1942 roku. Po wojnie Oporowo podzieliło los innych ziemiańskich dóbr. W pałacu mieściła się szkoła podstawowa dla dzieci z Oporowa i Bobulczyna, biuro PGR i kaplica.

W 2007 roku należący do Skarbu Państwa pałac ‒ świetne dzieło Zygmunta Gorgolewskiego i Mieczysława Kwileckiego zniszczył pożar.

Irena Kuczyńska i Michał Dachtera

Zdjęcia pałacu 2018 r. – Michał Dachtera

Szamotuły, 05.04.2018

Dobrojewo po styczniu 1900, a przed listopadem 1910 – na zdjęciu – na dole Franciszek Maria Kwilecki, na górze z wąsami i bokobrodami – Mieczysław Kwilecki; ksiądz pośrodku to dziekan Sypniewski z Ostroroga, Pani w czerni w środkowym rzędzie to Barbara Kwilecka z Mańkowskich wdowa po Stefanie Kwileckim, matka siedzącego powyżej też Stefana (właściciela Jankowic), siostra Marii z Mańkowskich Mieczysławowej Kwileckiej. Zdjęcie udostępnił Michał Kwilecki.

Ignacy Jan Paderewski – portret pióra Louisa Frédérica Schützenbergera, 1889

Maria i Mieczysław Kwileccy – 1907 r., złote gody

Z prawej pułkownik Władysław Anders

Julia z Kwileckich du Puget z synem Jackiem – portret Olgi Boznańskiej

„Gazeta Szamotulska” 1924 r. – relacja ze ślubu Marii du Puget

Zdjęcia archiwalne ze zbiorów rodziny Kwileckich, Biblioteki Narodowej Polona, UMiG Ostroróg, profilu Ostroróg na kartach historii na portalu Facebook (od internautów), z prywatnych zbiorów Michała Dachtery i z publikacji Andrzeja Kwileckiego.

Irena Kuczyńska z domu Leśna

Urodzona w Ostrorogu, absolwentka szamotulskiego liceum (1967).

Emerytowana nauczycielka języka rosyjskiego w pleszewskim liceum, dziennikarka, blogerka (http://irenakuczynska.pl/).

Mieczysław Kwilecki z Oporowa2025-01-06T12:27:41+01:00

Kościół w Wilczynie – historia o duchach

Historia o duchach w kościele wilczyńskim

O tomiku Ballady i romanse Adama Mickiewicza mówi się, że odkryły nową geografię literacką, traktując ją jako miejsce spotkania realności z fantastyką. Bohaterowie ballad obcują z osobliwościami, które przekraczają zdolność ludzkiego pojmowania. Jednak aby poczytać o romantycznej wizji świata, nie trzeba sięgać tylko do Mickiewicza. Okazuje się bowiem, że Ziemia Szamotulska również zna historie, które mogłyby stać się kanwą utworu romantycznego wieszcza.

Nieoceniona duszniczanka, Halina Boberowa, wyszukała w Krótkim opisie historycznym kościołów parochialnych Józefa Łukaszewicza niesamowitą historię z osiemnastego wieku. Jest ona przytoczeniem przez dziewiętnastowiecznego duchownego zapisu z księgi parafialnej z roku 1747. Rzecz dzieje się w parafii św. Jadwigi w Wilczynie (gmina Duszniki).



W dzień św. Jadwigi, w obecności licznie zgromadzonych kapłanów, sprawiłem pogrzeb, na którym ks. Jakub Czerniawski wygłosił bardzo wzniosłe kazanie. Z tej zaś racji sprawiłem ten pochówek, ponieważ śp. poprzednik mój, ksiądz Jaworski, z błaganiem do mnie chodził, po śmierci w mękach czyśćcowych przez 16 lat zostający.

A przyczyna była taka, że kazał on, jeszcze za życia, zrobić sobie sklepik, znaczy grobowiec, pod ołtarzem swego świętego patrona Stanisława. Kanony zabraniają, aby ciała zmarłych pod mensą ołtarzową chowane były. Za to się śp. ksiądz Jaworski majestatowi Boskiemu przez tak długi czas wypłacać musiał. Byłem też od niego przestrzeżony, abym dłużej z tym pochówkiem nie zwlekał.

Widując go, odosobniony nie byłem, jako że zaraz po zachodzie słońca czeladź moja takoż go widywała. Pierwsza jego wizyta u mnie była podczas niebytności księdza Stefana Koziałkiewicza, mojego wikarego, który ze mną w jednej sypiał rezydencji. Kiedy nieboszczyk zapukał w okno mniemałem, że dano znać do chorego. Wstawszy więc pytałem, ktoby był. Natenczas temi odpowiedział mi słowy:

– Ja ksiądz Stanisław, tu zmarły. Ratuj duszę moję!

Z przestrachem wielkim ledwiem po zmówionych psalmach „Miserere” i „De profundis” do łóżka trafił. Podobnież i drugiej było nocy. Trzeciej zaś nocy przyszedł do rezydencji, gdziem spał w alkierzu. Obudziwszy mnie, swoją prośbę ponowił. Natenczas leżąc na boku prawym, wpół twarzy, spocony bardzo, tem usłyszał słowa:

– Będziesz miał ode mnie znak na pół twarzy!

Co się zawsze praktykuje, ile możności, różnych zażywałem sposobów, aby Pan Bóg jak najszybciej z mąk czyśćcowych duszę tę wybawił. Chodziliśmy z sobą już to do kościoła, już to do dzwonnicy, już to do babińca modlitwy sposobne odprawować, ale długo, bo przez lat dwa pożądanego z woli Bożej skutku nie otrzymał. Dopiero gdym zgodę Jegomości księdza Pawłowskiego, oficjała poznańskiego dostał, sklepik pod ołtarzem z umarłych szczątków uwolniłem. Wyjęte stamtąd spróchniałe kości, w obecności licznych duchownych, na cmentarzu godnie pochowane zostały, na co może zupełnie dobrze świadczyć Imć ks. kanonik Marszewski. Lokaj księdza kanonika, imieniem Marcin, którego nieboszczyk w stajni obudził, i który dzwonienie w nocy z zakrystii słyszał, zaraz księdzu relacyją zdał. Także i organista Bartłomiej Pędziński wiele razy zmarłego koło stodół chodzącego widywał. Gdy ceremonie pogrzebowe zakończone zostały i pragnienie mojego poprzednika swój otrzymało skutek, w dwie niedziele nieboszczyk, o zwyczajnej godzinie jedenastej, z podziękowaniem przyszedł. Domyśliwszy się, uprzedziłem mowę zmarłego, dziękując Bogu, że niegodnych moich modlitw wysłuchał i karania duszy śp. ks. Stanisława poniechał. Natenczas w rezydencji mojej ojciec Adam Maczkowski, kwestarz kustodii poznańskiej, przebywał. Abym więc miał doskonałego świadka, posłałem nieboszczyka do izby obok, aby spoczywającego tam kwestarza obudził. Co ten uczynił, koc na ziemię ze śpiącego zrzuciwszy. Zakonnik z pierwszego snu dobrze przebudzić się nie mógł. Powrócił zmarły do mnie mówiąc:

– Jużem gościa obudził.

Ale rozkazałem mu pójść drugi raz, jako że kwestarz na mnie nie zawołał.

Tak więc nieboszczyk poszedł tam znowu i lekko wziąwszy śpiącego za nogi, z łóżka na ziemię zrzucił. Mocno przestraszony zakonnik na mnie wołać począł. Jam go blisko kwadrans w tem wołaniu zostawił, aby się nieboszczykowi dobrze przypatrzył, ktoby był.

A zmarły, jak go widywał i ja i inni ludzie, z plasterkiem czarnym na prawej stronie nosa, tak i teraz się prezentował, po którym to znaku poznaliśmy go. Zatem wstawszy Bogu dzięki czyniliśmy, że księdza Stanisława do światłości wiekuistej przyjął.

Po skończonych modlitwach, przy których był przytomny, mówił do mnie zmarły te słowa:

– Za świadczone łaski, któreś dla mnie czynił, koszta poniósł, wiedz o tem z dyspozycji Boskiej, że żyć będziesz trzy razy dziewięć.

Większy to żal i boleść we mnie sprawiło, jako że nie wiedziałem, czy minuty, czy godziny, czy miesiące końcem mojego życia być mają.

Co wszystko przeszło, tylko lata zostały. Gdzie, której godziny, jakim sposobem Bóg kres mojego życia do swej dyspozycji zostawił ‒ tego nie wiem. Zatem przestrzeżony jestem być gotowy w dwadzieścia siedem lat na śmierć, chyba że jeszcze dłuższego życia Bóg mi dozwoli, któremu niech będzie chwała i cześć przez wszystkie wieki.

Kto by zaś przez ciekawość przy niedowiarstwie historię tę czytał, proszę zmówić za dusze w mękach czyśćcowych zostające, pięć razy „Ojcze nasz”, pięć razy „Zdrowaś Maryjo”, jedno „Wierzę w Boga”, pięć razy „Wieczny odpoczynek”, bo ja taki w życiu mojem miałem zwyczaj.

Pogrzeb zaś ten, przez dwa dni trwający, kosztował mnie  tynfów, oprócz czerwonych złotych 40 z moich wysług przy dworze otrzymanych, a po różnych miejscach na zakony za duszę śp. księdza Stanisława rozdanych. Ponadto, z porcji dla mnie po ojcu moim pozostałych, pieniędzy, czerwonych  złotych 69.

W tym miejscu kończy się relacja o wilczyńskim duchownym i jego kontaktach z nieboszczykiem. Przedstawiona historia jest przytoczeniem, jakiego dokonał dziewiętnastowieczny pisarz, Józef Łukaszewicz. On także jest bohaterem opowieści. Kończąc swoją relację, pozwolił sobie na komentarz:

Zagadką dziś jest, czy kapłan opisujący ukazywanie się księdza Jaworskiego cierpiał cząstkowe pomięszanie zmysłów, czy też niegodny jaki człowiek nadużył jego dobrodusznej łatwowierności.

XIX-wieczny badacz historii Wielkopolski w komentarzu dystansuje się do zajścia, jakie miało mieć miejsce w 1747 roku, tłumacząc je albo chorobą proboszcza, albo żartem ze strony wiernych. Nie można jednak przemilczeć faktu, iż to właśnie jemu zawdzięczamy znajomość historii dzisiaj. Mógł ją przemilczeć, nie upowszechniając jej. Postąpił jednak inaczej. Dlaczego? Być może chciał zaznaczyć swoje stanowisko w sporze między racjonalistycznymi klasykami a romantykami? Jak widać wilczyński romantyzm również rozgrywał się pomiędzy zwolennikami „czucia i wiary” oraz zwolennikami „szkiełka i oka”.

Marcin Malczewski


Szamotuły, 25.02.2018

Zdjęcia Andrzej Bednarski

Kościół św. Jadwigi w Wilczynie został zbudowany w 1. połowie XVI w. w stylu późnogotyckim. W końcu XIX w. kościół rozbudowano: dobudowano nawę poprzeczną (transept) i prezbiterium w stylu neogotyckim.

Marcin Malczewski

Poznaniak od urodzenia, który przez całe życie marzył o mieszkaniu na wsi. Obecnie szczęśliwy mieszkaniec powiatu szamotulskiego, realizujący w Dusznikach „wiejskie” zainteresowania.

Dr nauk humanistycznych, bloger ( http://prowincjanoc.pl/), członek zarządu Towarzystwa Miłośników Ziemi Dusznickiej.

Kościół w Wilczynie – historia o duchach2025-01-13T16:35:41+01:00

Mańkowscy i Potworowscy w Rudkach

Wielkich ludzi do pałacu w niewielkich Rudkach przywiodły kobiety


Jeszcze 70 lat temu w Rudkach koło Ostroroga stał piękny pałac. Została po nim oficyna oraz brama wjazdowa z lwami oraz wspomnienia o ludziach, którzy tu żyli i pracowali. Wśród nich był generał z czasów napoleońskich Emilian Węgierski oraz malarz artysta Tadeusz Piotr Potworowski.

Obaj panowie trafili do Rudek jako mężowie swoich żon. W Rudkach spotykali się też okoliczni ziemianie. W dwudziestoleciu międzywojennym, kiedy mieszkali tu Bogusława i Teodor Mańkowscy, zjeżdżali do Rudek Kwileccy z Oporowa i Dobrojewa, Madalińscy z Kluczewa.  To ze zbiorów rodzinnych Madalińskich z Kluczewa (z albumów Izabeli Madalińskiej – córki) pochodzą zdjęcia wzbogacające ten tekst. Zdjęcia ze zbiorów rodziny Potworowskich udostępnił syn artysty.


Widok na pałac w Rudkach w roku 1911. Zdjęcie ze zbiorów Archiwum Państwowego w Poznaniu.


O ciekawej historii Rudek opowiada Michał Dachtera – twórca i administrator profilu Ostroróg na kartach historii na portalu społecznościowym. To Michał zainteresował się historią niewielkiej wsi, położonej bardzo blisko Ostroroga. To on dotarł do członków rodziny Madalińskich i Potworowskich. „Pamiętam Rudki z lat 90., jeździliśmy tam często do cioci i wuja. Pamiętam beczki z literami RSP, staw, sklep GS, chrzan rosnący w rowach, boisko w parku, starą figurę Matki Boskiej i oczywiście lwy w bramieˮ – opowiada regionalista z Ostroroga. Jako dziecko nie zastanawiał się, dlaczego brama z lwami wiedzie donikąd. Mógł też nie wiedzieć, że pałac został rozebrany.

Ja spotkałam w Ostrorogu osoby, które pamiętają Mańkowskich z Rudek. Jedna z nich, pracująca w czasie okupacji w gospodarstwie rudeckim u Niemca, opowiedziała mi, że „Pani Mańkowska,  we wrześniu 1939 roku miała uciekać bryczką w kierunku Warszawy. Dojechała do Bzury. Podczas przejazdu bomba uderzyła w most. Połowa bryczki z hrabiną, zatonęła, kiedy most się zawalił. Druga połowa z końmi i stangretem się uratowała. Stangret wrócił do Rudek i o nieszczęściu opowiadał”.


Pałac w Rudkach z galerią i oficyną w latach 30. XX w., kiedy mieszkali tu Potworowscy. Ozdobny portyk pałacu.

Zdjęcia z archiwum rodzinnego Potworowskich


Tymczasem wracamy do nieistniejącego już pałacu, który został zbudowany około roku 1800, kiedy to majątek będący w posiadaniu rodziny Mańkowskich, przeszedł w ręce majora wojsk konnych Teodora Cieleckiego. Michał Dachtera wskazuje, że zespół pałacowy „w typie Rogalina” został zbudowany, według projektu wybitnego architekta – Hilarego Szpilowskiego. Składał się z piętrowego pałacu w stylu klasycystycznym, połączonego palladiańskimi ćwierćkolistymi galeriami z oficynami. Od frontu pałac zdobił portyk z czterema kolumnami.

Ale to można obejrzeć już tylko na zdjęciach. Po ziemianach wielkopolskich pozostał w Rudkach 7-hektarowy park dworski z pomnikowymi jesionami, lipami, grabami, klonami o obwodach od 250 do 300 cm. Zachowała się też oficyna, XIX-wieczny magazyn i niezwykłej urody brama wjazdowa. Dwie doryckie kolumny z attykami mają około 5 metrów wysokości. W zwieńczeniu każdej siedzi lew.

Patrząc na zdjęcia, które Michałowi Dachterze udostępnił krewny Madalińskich z Kluczewa oraz syn Piotra Potworowskiego, można sobie wyobrazić czasy, kiedy w tym pałacu żyli i pracowali właściciele majątku Rudki.


Brama wjazdowa do zespołu pałacowo-parkowego w Rudkach w latach 1930-1935. Na zdjęciu jedna z Mańkowskich, na lwie Mańkowski? – zdjęcie ze zbiorów rodziny Potworowskich


Po śmierci wspomnianego już Teodora Cieleckiego majątek odziedziczyła jego bratanica Teodora Cielecka i jej mąż gen. Emilian Węgierski, jeden z dowódców powstania listopadowego (1830- 1831), który w bitwie pod Grochowem odznaczył się nadzwyczajnym męstwem (por. tekst http://regionszamotulski.pl/gen-emilian-wegierski/ ).

Od Michała Dachtery wiem, że w połowie XIX wieku Rudki wróciły do rodziny Mańkowskich, a dokładnie do Teodora i Bogusławy Bogumiły z Dąbrowskich – córki Jana Henryka Dąbrowskiego – twórcy legionów. Ich córka Maria Nepomucena Mańkowska wyszła za mąż w 1857 roku za Mieczysława hr. Kwileckiego, syna Hektora i Marii Izabeli z d. Tauffkirchen – damy dworu bawarskiego. Młoda para zamieszkała w Oporowie koło Ostroroga, gdzie rozbudowali pałac wg projektu Zygmunta Gogolewskiego, tego samego, który zaprojektował Teatr Wielki we Lwowie. W tym pałacu w Oporowie gościł m.in. premier Ignacy Jan Paderewski.

Druga córka Mańkowskich, Barbara, poślubiła Stefana Kwileckiego – dziedzica Dobrojewa, który był kuzynem Mieczysława z Oporowa. Majątek w Rudkach odziedziczył najstarszy syn Teodora i Bogusławy Mańkowskich, Napoleon Ksawery, który ożenił się z Marią Antoniną Chłapowską herbu Dryja z Chłapowa. Ich syn, także Teodor, pozostał w rodzinnych Rudkach. W 1899 r. ożenił się z Anną hr. Kokoszka-Michałowską z Michałowa herbu Jasieńczyk. Z tego małżeństwa przyszło na świat sześcioro dzieci.

Trzecia z kolei córka Teodorostwa Mańkowskich, Magdalena (1904-2000), w kwietniu 1929 roku poślubiła artystę malarza Tadeusza Piotra Potworowskiego. Do spotkania, według Michała Dachtery, miało dojść w Paryżu w 1928 roku, dokąd panna Mańkowska przyjechała z Rudek studiować antropologię. Młodzi mieli się poznać u pośredniczki sprzedaży obrazów – Claire Chancerelles.

W 1929 roku obrazy Tadeusza Piotra Potworowskiego były eksponowane na wystawie w Paryżu a potem w Genewie. W kwietniu 1930 roku młoda para zjechała do Polski. W grudniu 1931 r. młodzi artyści, w tym Piotr Potworowski, mieli pierwszą wystawę w Polsce – w Hotelu Polonia w Warszawie. W Warszawie urodził się Potworowskim syn – Jan, po czym młodzi małżonkowie sprowadzili się do Rudek.


W pałacu w Rudkach około roku 1930. Stoi Jan Cybis, Piotr Potworowski siedzi. Od lewej siedzą żona Potworowskiego Magdalena z Mańkowskich, obok Hanna Rudzka-Cybisowa.


Pałac Mańkowskich tętnił życiem. Zjeżdżali tu nie tylko okoliczni ziemianie, ale też artyści ‒ znajomi Piotra z czasów paryskich: Hanna Rudzka-Cybisowa, Jan Cybis, Tytus Czyżewski, Wacław Taranczewski i Janusz Strzałecki, który wkrótce ożenił się z Jadwigą Mańkowską – siostrą Magdaleny.

Artyści lubili przebywać w Rudkach. Pałac był duży, warunki do pracy znakomite, mimo iż młodzi Potworowscy do swojej dyspozycji dostali tylko trzy pokoje. Wszak rodzina Mańkowskich była liczna, a rodzeństwo Magdaleny jeszcze mieszkało w domu rodzinnym.

W Rudkach Piotr Potworowski namalował kilka ważnych obrazów: Portret żony (1830 r.),  Motyl i kwiat (1931 r.) oraz w 1932 roku: Martwą naturę, Park (w Rudkach), Przed lustrem i Trzy kobiety we wnętrzu ‒ obraz, za który otrzymał nagrodę.


Przyjazd gości do pałacu w Rudkach. Zdjęcie z archiwum rodzinnego Potworowskich


Wróćmy raz jeszcze do kontaktów ziemian, których majątki leżały w okolicach Ostroroga. Gościli Mańkowscy i Potworowscy u Madalińskich w Kluczewie (por. tekst  http://regionszamotulski.pl/madalinscy-z-kluczewa/). Bywali Madalińscy w Rudkach. Grano w tenisa, polowano.

Magdalena i Piotr Potworowscy mieszkali w Rudkach do 1935 roku. Wtedy nastąpił podział dóbr Mańkowskich i im przypadł w udziale Grębanin koło Kępna. Przez cały czas pobytu w Rudkach artysta malował, wystawiał swoje prace nie tylko w Poznaniu, ale też w Krakowie i Warszawie.

Starsze pokolenie mieszkańców Rudek, a wszyscy o ni byli związani z majątkiem, jeszcze pamięta Mańkowskich oraz ich pałac. Pani Aniela mówi, że przed pałacem był piękny klomb z różami, wokół którego chodziły pawie.

Mało kto dzisiaj wie, że w niewielkich Rudkach żył i pracował znany polski malarz, scenograf, pedagog Piotr Potworowski. Naszym celem, czyli Michała Dachtery i moim, jest szukanie w dziejach Ostroroga i okolic tego, co pozytywne, wartościowe, godne wydobycia z mroków niepamięci oraz umieszczenia w pełnym świetle jupiterów.

Irena Kuczyńska

współpraca Michał Dachtera


Tadeusz Piotr Potworowski (1898-1962)


Rudki –  Stefan Potworowski (brat), Tadeusz Piotr Potworowski z synem Janem i żoną Magdalena z Mańkowskich


Wnętrze pałacu w Rudkach – pracownia Piotra Potworowskiego. Na zdjęciu żona Magdalena z synem Janem. Około 1930 r.


Portret żony namalowany w Rudkach w roku 1930. Obecnie w Muzeum Narodowym w Warszawie


W Kluczewie – Izabela Madalińska z dziećmi, w krawacie Piotr Potworowski. Zdjęcie z albumu rodziny Madalińskich


Zdjęcie zrobione w Kluczewie w roku 1934 u Madalińskich,  dokąd przyjechali Potworowscy z Rudek i Kwileccy z Oporowa.


Piotr Potworowski, Wanda Madalińska, Adam Szczawiński i Józef Madaliński  w Kluczewie, rok 1934


Wanda Madalińska i Piotr Potworowski po partii tenisa


Lata 60. XX w.


Zdjęcie – Andrzej Bednarski, 2008 r.


Rudki, grudzień 2017 r.

Tadeusz Piotr Potworowski

Życiorys

Urodził się 14 czerwca 1898 r. w Warszawie w rodzinie inżyniera i dyrektora fabryki motorów Diesla, Gustawa Seweryna Potworowskiego herbu Dębno (1863-1935) i Jadwigi z domu Wyganowskiej (ur. 1873), która zginęła tragicznie w Zakopanem w 1913 r.. Po śmierci matki ojciec wysłał Piotra i jego dwóch młodszych braci do rodziny na Kresy. Po ukończeniu gimnazjum Piotr wstąpił do pułku ułanów i wziął udział w bitwie pod Krechowcami. Po zakończeniu wojny rozpoczął studia architektury na Politechnice Warszawskiej, ale niebawem został ponownie zmobilizowany. W kampanii bolszewickiej został ranny pod Zamościem.   Zdemobilizowany zapisał się do szkoły Konrada Krzyżanowskiego, a po roku przeniósł się do krakowskiej ASP. Studiując malarstwo w pracowni Józefa Pankiewicza, związał się z „Komitetem Paryskim”. W 1924 r. razem z innymi członkami „Komitetu” wyjechał do Paryża. Jego kontakty z kapistami wkrótce uległy oziębieniu. Potworowski wynajął osobną pracownię na Montparnasse, zapisał się do pracowni Fernanda Legera. Bliskie kontakty utrzymywał z Tadeuszem Makowskim i Tytusem Czyżewskim. Na organizowany przez kapistów słynny „Super Jazz Bal du Montparnasse” przygotował dekorację odtwarzającą dno morza. W 1928 r.  poznał w Paryżu Magdalenę Mańkowską, studentkę antropologii. Wkrótce wzięli ślub, a w 1930 r. wrócili do Polski, gdzie urodził się ich syn Jan. Zamieszkali w majątku żony w Rudkach pod Szamotułami. Pałac w Rudkach często gościł artystów, przyjaciół gospodarzy. Janusz Strzałecki, Hanna Rudzka-Cybisowa, Jan Cybis, Tytus Czyżewski, Wacław Taranczewski przebywali tutaj często miesiącami.

W 1931 r. odbyła się pierwsza wystawa Kapistów w Warszawie w Klubie Artystów w hotelu Polonia oraz wystawa pod nazwą Nowa Generacja w Instytucie Propagandy Sztuki, gdzie Potworowski otrzymał nagrodę za obraz Trzy kobiety we wnętrzu. W 1932 w Poznaniu w Salonie Makowskiego zorganizowano indywidualną wystawę artysty. Po podziale majątku Rudki, w roku 1935, Potworowscy przenieśli się do majątku Grębanin należącego do Mańkowskich. W 1937 r. artysta otrzymał srebrny medal na Międzynarodowej Wystawie Sztuki i Techniki w Paryżu oraz nagrodę ministra spraw zagranicznych. Pierwszą dużą, indywidualną wystawę miał Potworowski w 1938 r. w Instytucie Propagandy Sztuki w Warszawie, a następnie we Lwowie. Po udziale w kampanii wrześniowej, ukrywał się w wiosce nad Bugiem, a następnie przedostał się przez Kowno do Szwecji. Zamieszkał w Taxinge Näsby pod Sztokholmem. Pracował tutaj fizycznie, ale również malował i rzeźbił, a nawet wystawiał swoje prace.

W sierpniu 1941 r. udało mu się sprowadzić do siebie żonę i dwójkę dzieci. Po dwóch latach Potworowscy przedostali się na Wyspy Brytyjskie. W Londynie był przez pewien czas prezesem Stowarzyszenia Polskich Artystów, publikował również w miesięczniku „Nowa Polska”. W 1946 r. odbyła się pierwsza duża wystawa w Redfern Gallery w Londynie. Od 1948 r. regularnie wystawiał w Gimpel Fils Gallery. W 1949 r. został profesorem Bath Academy of Art w Corsham. Został również członkiem postępowej London Group i prestiżowej Royal West of England Academy.

W latach pięćdziesiątych artysta dużo podróżował. Odwiedził Hiszpanię, Włochy, Francję. Ślady tych podróży można odnaleźć w jego obrazach. W 1958 r. przyjechał do Polski. Pierwszą wystawę miał w poznańskim Muzeum Narodowym. Następne wystawy odbyły się w Krakowie, Sopocie, Warszawie, Wrocławiu i Szczecinie. Bardzo dobre przyjęcie jego twórczości przyczyniło się do podjęcia decyzji o pozostaniu w kraju. Artysta objął pracownie malarstwa w PWSSP w Poznaniu i Gdańsku. Na XXX Biennale Sztuki Współczesnej w Wenecji dostał nagrodę. W styczniu 1962 r. odbyła się w Muzeum Narodowym w Poznaniu wystawa indywidualna prac Potworowskiego powstałych po powrocie do kraju. W marcu miał wystawę w Galerie Lacloche w Paryżu. Zmarł 24 kwietnia 1962 r. w Warszawie, spoczywa na Cmentarzu Powązkowskim w Alei Zasłużonych.



Szamotuły, 05.01.2018

Twórczość

Z wszystkich członków Komitetu Paryskiego najwcześniej porzucił postimpresjonizm dla własnych poszukiwań. W swoich obrazach wprowadzał elementy geometrii, malarstwa materii, a nawet informelu. Obrazy Potworowskiego, wyróżniające się kompozycją, były zawsze budowane w oparciu o harmonie barw. Często eksperymentował, by uzyskać najsubtelniejsze rozwiązania kolorystyczne. Stosował również technikę collage i wzbogacał obrazy o elementy fakturowe.

Przed lustrem, 1932, 97×63 cm, Muzeum Narodowe w Poznaniu

Duet, 1949, Muzeum Górnośląskie w Bytomiu

Podwórze wiejskie – farma, 1947, 62×92 cm, Muzeum Sztuki w Łodzi

Wnętrze lasu, Kornwalia, 1952, 99×1

Siena, 1955, 60×45 cm, Muzeum Narodowe we Wrocławiu

Zdarzenie, Kornwalia, 1956, 110×80 cm, Muzeum Narodowe w Poznaniu

Schody, 1956, 102×11,5 cm, Muzeum Narodowe w Poznaniu

Owalny pejzaż z Kornwalii, 1957, 132×60 cm, Muzeum Narodowe w Krakowie

Zachód słońca w Toskanii, 1957, 66×111 cm, Muzeum Narodowe w Poznaniu

Krajobraz z Łagowa, 1958,76,5×154 cm, Muzeum Narodowe w Poznaniu

Zachód słońca w Kazimierzu, 1958/1959 76×89 cm, collage, Muzeum Narodowe w Warszawie

Wisła w Kazimierzu, 1959,163×76 cm, olej, collage,dykta, Muzeum Narodowe w Warszawie

Fragment Jeziora Łagowskiego, 1959/1960, 66,5×113,5 cm, olej, płótno, dykta, Muzeum Narodowe w Warszawie

Brzeg Wisły, 1960, 50×94 cm, Muzeum Narodowe w Warszawie

Port w Rewie, 1960, 135×200 cm, Muzeum Narodowe w Poznaniu

Akt na piaskowym tle, 1961/1961, 179×200 cm, Muzeum Narodowe w Poznaniu

Źródło: Wikipedia

Irena Kuczyńska z domu Leśna

Urodzona w Ostrorogu, absolwentka szamotulskiego liceum (1967).

Emerytowana nauczycielka języka rosyjskiego w pleszewskim liceum, dziennikarka, blogerka (http://irenakuczynska.pl/).

Mańkowscy i Potworowscy w Rudkach2025-01-06T12:29:35+01:00

Madalińscy z Kluczewa

Madalińscy z Kluczewa


Stare zdjęcia publikowane na profilu Ostroróg na kartach historii na portalu społecznościowym inspirują do poszukiwania informacji o miejscach i ludziach, które się na nich znajdują. Tak było w przypadku wsi Kluczewo, której ostatnimi właścicielami byli Izabela z Karłowskich i Józef Madalińscy.

Izabela i Józef Madalińscy z dziećmi na werandzie dworku w Chłapowie


To pani Izabela, ostatnia dziedziczka Kluczewa, znajduje się na zamieszczonych obok zdjęciach ostrorogskiego koła Związku Włościanek Polskich, którego była prezeską. To jej podpis można odnaleźć na legitymacji członkowskiej z lat 1937-38.

Madalińskimi zainteresował się Michał Dachtera ‒ administrator profilu Ostroróg na kartach historii. To Michał dotarł do Leszka Umińskiego, spokrewnionego z rodziną ostatnich dziedziców Kluczewa. To od niego uzyskał informację o tym, że w majątku Madalińskich latem 1938 roku odbywały się manewry 7 Pułku Strzelców Konnych Wielkopolskich.

Jeszcze żyją w Ostrorogu ludzie, którzy pamiętają nie tylko owe manewry, ale też rodzinę Madalińskich. Izabela i Józef kupili Kluczewo w 1926 roku od Hektora Kwileckiego z Oporowa. Pani Izabela pochodziła z Karłowskich z Mystek herbu Prawdzic. Jej małżonek, Józef herbu Larysza, urodził się w Dębiczu. Najpierw Józef Madaliński dzierżawił od Stefana Chłapowskiego majątek wraz z pałacem we wsi Chłapowo w powiecie średzkim. Ponieważ właściciel postanowił sprzedać Chłapowo, Madalińscy z czworgiem dzieci: Józefem, Wandą, Izabelą i Aleksandrem przenieśli się do Kluczewa. Rodzina zamieszkała w niewielkim dworku otoczonym parkiem i ogrodem, po którym dziś nie ma śladu. Madaliński chyba znał się na gospodarce. Po trzech latach miał podwoić zbiory. W 1929 roku w majątku zatrudniano 38 ordynariuszy, 60 pracowników zaciągu, 20 robotników dochodzących stale i 50 sezonowo na czas większych robót. Gospodarstwo liczyło 618 ha, z czego ziemi ornej było 533 ha. Pola obsiewano pszenicą, żytem, ziemniakami i burakami cukrowymi. W 1929 roku w stajniach kluczewskich stały 52 konie i 15 źrebaków, w oborach 42 krowy, 40 jałówek, 20 cieląt i 2 byki. Świń nie było. Zostały wybite z powodu pomoru. Kluczewskie krowy dziennie dawały około 550 litrów mleka. Ziemię obrabiano nie tylko końmi. Był  już w Kluczewie traktor Deering z przyczepkami i dwa garnitury młocarniane.

Konie były używane też pod siodło. W Szamotułach do dziś pamiętają, że pan Madaliński przyjeżdżał konno do miasta. Ba, czasem nawet wjeżdżał na wierzchowcu do sklepu. Taką miał fantazję. Także jego córki Wanda i Izabela jeździły konno. Pamięta to moja Mama Irena, która w Kluczewie miała babcię i dziadka oraz ciocię i czasem u nich bywała. A córki dziedzica jeżdżące na koniach widziała także w Ostrorogu.

Madalińscy przyjeżdżali też do kościoła w Ostrorogu, gdzie mieli swoją ławkę. Teraz stoi ona pod ścianą niedaleko konfesjonału. W ławkach kolatorskich z boku ołtarza siadali Kwileccy z Oporowa i z Dobrojewa.

W pamięci mieszkańców Kluczewa i okolic bardzo pozytywnie zapisała się pani Madalińska. Była przewodniczącą Koła Włościanek, była też chrzestną sztandaru Koła Śpiewackiego św. Cecylii w Ostrorogu. Uroczystość odbyła się 5 lutego 1933 roku. Jej małżonek oraz starszy syn Józef należeli do Primislavii – elitarnej organizacji zrzeszającej młodzież akademicką wyższych klas społecznych, zazwyczaj pochodzenia ziemiańskiego.

W lecie 1938 roku do majątku Madalińskich zjechali żołnierze 7 Pułku Strzelców Konnych Wielkopolski, który stacjonował w Biedrusku. Odbyły się manewry i zawody z udziałem wybitnych jeźdźców, m.in. por. Mieczysława Moszczeńskiego. Były parady, była msza św. polowa w Karolewie, było śniadanie w Szczepankowie i piknik nad Jeziorem Mormin w Wielonku. Wszystko to obrazują zdjęcia z portalu dobroni.pl.

Po manewrach gospodarze otrzymali podziękowanie tej treści: Przezacnym i Kochanym Państwu Madalińskim dziękujemy za szczerą i serdeczną gościnność tak rzadko dziś spotykaną a jakiej doznaliśmy w Kluczewie podczas manewrów, podpisane przez najważniejszych dowódców. W Ostrorogu się mówiło, że mieszkaniec Kluczewskich Hubów ‒ Burał też uczestniczył w tych manewrach jako żołnierz służący w kawalerii.

Rok później wybuchła wojna. We wrześniu 1939 roku najstarszy syn Madalińskich, Józef, poszedł na wojnę. Zginął, zastrzelony przez Niemców, w 1942 roku. Rodzice z pozostałymi dziećmi zostali wysiedleni do Częstochowy, gdzie w kwietniu 1945 roku Józef Madaliński zmarł na raka krtani.

Pani Madalińska z córkami przyjechała do Szamotuł. Zamieszkały u zaprzyjaźnionej rodziny państwa Figlarzów. Żyły skromnie, pracowały na poczcie, w administracji w młynach, w biurze parafialnym. Po wojnie prochy ojca sprowadziły do Szamotuł. Na cmentarzu parafialnym jest rodzinny grób, gdzie spoczęła też Izabela Madalińska, która zmarła w 1973 roku, oraz obie córki: Wanda, która odeszła dwa lata później, i Izabela, która przeżyła wszystkich. Odeszła w roku 1991.

Dwa lata wcześniej zmarł ostatni z Madalińskich ‒ Aleksander. Po wojnie zamieszkał w Warszawie, był prywatnym przedsiębiorcą. Z Krystyną z domu Drecką miał dwie córki:  Annę Żychlińską i Katarzynę Golińską, która zmarła 6 lat temu. W Warszawie mieszka troje wnucząt Aleksandra: Aleksandra Żychlińska, Marianna Puciło i Jan Goliński oraz niedawno urodzony prawnuk Stefan Puciło. Niestety, ta linia Madalińskich wygasła na Aleksandrze.

Irena Kuczyńska

Współpraca Michał Dachtera i Agnieszka Krygier-Łączkowska

Z lewej: pułkownik Kownacki i dwie Izabele Madalińskie

Z prawej: Wanda i porucznik Moszczeński karmią konie

Olek, Wanda i ppor. Sibilski

Z lewej: ołtarz do mszy polowej w Karolewie

Z prawej: podziękowanie za manewry

Szamotuły, 17.12.2017

Członkinie Koła Włościanek z ks. dr. Włodzimierzem Sypniewskim i Izabelą Madalińską, 1928 i 1930 r.

Legitymacja z podpisem Izabeli Madalińskiej

Na schodach dworu w Mystkach

Zdjęcia z Kluczewa – archiwum Leszka Umińskiego

http://www.uminski.name

Dom w Kluczewie – wygląd współczesny

Zdjęcia: Anita Jaworska

Irena Kuczyńska z domu Leśna

Urodzona w Ostrorogu, absolwentka szamotulskiego liceum (1967).

Emerytowana nauczycielka języka rosyjskiego w pleszewskim liceum, dziennikarka, blogerka (http://irenakuczynska.pl/).

Madalińscy z Kluczewa2025-01-06T12:31:12+01:00
Go to Top