Maria Wicherkiewiczowa

Wspomnienia z Szamotuł

z roku 1879

(część 2.)

O autorce wspomnienia:

Maria Wicherkiewicz (z domu Sławska) urodziła się w 1875 roku w Szamotułach, zmarła w 1962 roku w Poznaniu. Ojciec Stanisław był prawnikiem, uczestniczył w powstaniu styczniowym, powołany do wojska pruskiego brał udział w wojnie prusko-francuskiej (1870-71). W latach 1871-79 zajmował stanowisko sędziego w Sądzie Rejonowym w Szamotułach. Zamieszkał tu wraz z żoną – Konstancją z domu Ziołecką, najstarszą córką i nowo narodzonym synem Rogerem (późniejszym architektem). W Szamotułach urodziły się kolejne dzieci małżeństwa: Zofia Konstancja i Maria. Później – po objęciu stanowiska sędziego w Poznaniu – przyszło na świat jeszcze dwoje dzieci.

Maria od wczesnej młodości uczyła się malarstwa, malowała głównie portrety kobiet, widoki zabytków i martwe natury. W 1894 roku wyszła za mąż za dwadzieścia lat od siebie starszego lekarza okulistę Bogdana Wicherkiewicza, z którym doczekała się trojga dzieci: Janiny, Izabelli i Stefana. Po 1904 roku zajęła się działalnością literacką i dokumentalistyczną. W prasie poznańskiej publikowała wiersze i opowiadania. Zajęła się także historią Poznania, dużo czasu poświęciła badaniom archiwalnym. Ich efektem były publikacje dotyczące przeszłości Poznania i jego zabytków (m.in. Zamku Królewskiego, pobytu Napoleona, historii szlachty poznańskiej), w 1916 wydała pracę źródłową poświęconą Pałacowi Działyńskich. W 1932 roku opublikowała powieść Łódź w purpurze, poświęconą dziejom rodu Górków, zajmowała się także losami swojej babki Matyldy Ziołeckiej. Ostatnią książkę – powieść historyczną Jan Quadro z Lugano wydała w wielu 85 lat.

14-letnia Maria Sławska, zdjęcie ze zbiorów Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk


Objaśnienia:

1.Budynek przy Rynku (dziś nr 10) powstał na potrzeby Kasyna Obywatelskiego w 2. połowie lat 30. XIX w. Było to miejsce spotkań towarzyskich Polaków (okolicznych ziemian i elity miasta), a także centrum myśli niepodległościowej i ośrodek koordynowania działań społecznych w Szamotułach i powiecie. W tym samym budynku działało założone w 1840 r. Towarzystwo Zbieraczów Starożytności Krajowych, jako pierwsze na terenach polskich zajmujące się badaniem pradziejów i gromadzeniem eksponatów muzealnych. Obie organizacje po kilku latach działania zostały zlikwidowane przez władze.

W połowie XIX w. rodzina Mamelsdorfów otworzyła w tym budynku „Hotel de Gielda” z dyliżansem konnym.

2.Dr Feliks Studniarski (1835-1886) zamieszkał w Szamotułach w 1863 r. Przez wiele lat pełnił funkcję dyrektora zarządu szamotulskiego Banku Ludowego (powstałego w 1866 r.), którego celem była obrona i wsparcie działalności gospodarczej Polaków. Należał też do grona powstałego w Szamotułach Towarzystwa Przemysłowców. Był członkiem zarządu komitetu Towarzystwa Pomocy Naukowej na powiat szamotulski. Udzielało ono wsparcia materialnego w postaci stypendiów uzdolnionym uczniom gimnazjum i studentom. Należał do Wydziału Lekarskiego Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk.

Maria Wicherkiewicz na rysunku Władzimierza Bartoszewicza. Zbiory PTPN.

Fotografia powstała  pomiędzy rokiem 1905 a 1918, widoczne tu drzewo uznano za najpotężniejszy wiąz w Wielkopolsce (znajdującej się pod zaborem pruskim Prowincji Poznańskiej). Wiąz, nazywany wiązem Marysieńki, mierzył wtedy około 28 metrów wysokości i 9 metrów w obwodzie. Przetrwał do początku lat 80. XX w. (więcej na ten temat w artykule http://regionszamotulski.pl/wiaz-przy-kosciele-w-szamotulach/). Źródło zdjęcia: Fotopolska.


O przeszłości Szamotuł opowiadano nam często, choć mnie to bardzo nudziło: o muzyku Wacławie, o powstańcu Callierze, o muzyku profesorze Szarwence itd. Mnie małą nie interesowały te gawędy. Więc patrzałam oknem na pustą ulicę.

– Tatusiu, co za osobliwa chwila ‒ ani jednego człowieka na ulicy!
– Tu w Szamotułach takie chwile niestety częste ‒ westchnął ojciec. Żadna znakomitość się nie ukazuje!

Przypuszczalnie zimą miasteczko na krótko się ożywiało. I to w czasie karnawału. W centrum miasta w ratuszu czy tak zwanej giełdzie [1] o trzech sklepionych oknach urządziły honoracje miasta [najważniejsi obywatele] zabawy i bale. Ponieważ mrozy mocne, a dorożek nie było, zarzucały damy idąc na bal na futra jeszcze kołdry i pluszowe swetry. Dziwiłam się nieraz opatulonym postaciom, które później zrzucały ciepłe osłony. A potem damy w tarlatanach, gazach, tiulach [cienkie tkaniny] tańczyły polki, galopady, tyrolienki, mazury ‒ do samego rana. Były to wesołe chwile Szamotuł.


Rynek w Szamotułach, po prawej stronie hotel de Gielda. Pocztówka z okresu 1905-18. Źródło: Widoki Powiatu Szamotulskiego na starych pocztówkach 1898-1945, Szamotuły 2016.


Ruch handlowy koncentrował się w rynku, rozpoczynał się z wiosną. Miniaturowy dom towarowy, gdzie było wszystko ‒ od zabawek do maszyn rolniczych ‒ posiadał pan Zapałowki, radny miejski. Piekarnię dobrze zaopatrzoną prowadził pan Kober. Rumiany, w białym fartuchu polecał swe gryski i wyborne kajzerki. Licznych pacjentów z miasta i okolicy leczył doskonale doktor p. Studniarski [2]. Jego żona (z domu Chosłowska) była serdeczną przyjaciółką mojej matki.

Szamotuły, miasto dostojne, spokojne ‒ nabierały wesołego wyrazu przez okoliczną, pełną żywiołowego temperamentu ludność, znaną z wesołości, pracowitości i staropolskich obyczajów. Dorodne postacie wieśniaków w granatowych sukmanach, kapotach, niemniej urodziwe gospodynie w pasiastych narzutach. Dziewczęta w gorsecikach, szerokich spódnicach, fartuchach i białych czapeczkach odznaczały się wdziękiem i zgrabnością. Miejsce popisu młodzieży w szamotulskich pięknych strojach to odpusty i jarmarki. Po karczmach i oberżach dudnią wtedy kobzy i dudy, zawodzą skrzypki, zachęcając do tańca i śpiewu. Śpiewano: 

„A bodajeś pstrąga zjadła z twoją urodą. Nawieszałaś koralików, czynisz się młodą”. Szamotulskie słynęło z tanecznego rozmachu i wesołego tempa piosenek mieszkańców z Gałowa, Objezierza, Kępy, Oporowa.


Źródło zdjęcia: Muzeum – Zamek Górków


Zabierano nas, dzieci również na jarmarki. Były to zjazdy kupieckie, tradycyjne, bo datujące „swym prawem targowym” już od roku 1284. Wtedy zapełniał się rynek budami z pajacami, lalkami, konikami. Specjalnością był kiosk z andrutami „luftszlangą”, „panieńską skórką” [późniejsza nazwa: „pańska skórka”, domowe cukierki czy raczej pianki]. Najwięcej przyciągał namiot amerykańskiego fotografa.

Czasami odwiedzał nas dziadek, sędzia z Kościana Roman Ziołecki, pan w befkach, halsztuchu [późniejsza nazwa: „halsztuk”, trójkątna chustka zawiązywana przez mężczyzn pod szyją, potem zastąpił ją krawat], długim surducie. Opowiadał kiedyś scenę z powstania. Jego okrzyk i marsową postać zapamiętałam sobie dobrze. Wkrótce potem zmarł ten doskonały prawnik, literat, tłumacz klasyków, powstaniec z r. 1831, człowiek szlachetny i prawy.

Typów, których powierzchowność nie ulega zmianie, było wówczas dużo. Znaszają ciągle staroświeckie ubrania, noszą wysokie kapelusze, opierają się na lasce z złotą gałką. Idą powoli, bez pośpiechu, zwykle o tej samej godzinie, gromadząc się w małej kawiarence, by politykować, lub wspominać dawne czasy. W parterowych oknach małych domków wychylają się starcy w czapeczkach, paląc długie fajki czy cybuchy; obok matrona w wysokim koku robi na drutach wełniane pończochy. Patrząc ciągle w ulicę, oczekując czegoś, co się nie zdarzy ‒ zbiegowiska czy awantury. Dzieci grają w klipę lub kamienie. Czasem powóz wolno przejeżdża, wzniecając tumany kurzu. I znów cisza zalega zaułek. Zza narożnika wyłania się dziwaczna sylwetka, których tu dużo. Nigdy nie zabraknie oryginałów na bruku małomiejskim ‒ czy to w dworkach obrośniętych winem czy kamieniczkach rynku.


Rynek w Szamotułach, pierzeja zachodnia. Widoczna figura św. Jana Nepomucena, ok. 1908 r. stanął obok niego słup ogłoszeniowy z zegarem (więcej na ten temat w artykule http://regionszamotulski.pl/figura-sw-jana-nepomucena/). Pocztówka z okresu 1905-06. Źródło: Widoki Powiatu Szamotulskiego na starych pocztówkach 1898-1945, Szamotuły 2016.


Wśród honoracji miejskich w zaścianku szamotulskim wyróżniała się zażywna postać pani Zapałowskiej w mantyli aksamitnej [pelerynie] na sutej sukni. Wdowa po ławniku pani Krzyżanowska miała dziwne pojęcie gościnności. Jedna ze starych dam w ogromny pompadur zgarniała ciasta będąc na wizycie. Na drugi dzień poczęstowała nimi zaproszonych gości.

Na drodze ku Wronkom stał parterowy domek, którego ściany rozszerzały się pod nawałem gości odwiedzających panią Michalinę Kierską, córkę generała Węgierskiego (http://regionszamotulski.pl/gen-emilian-wegierski/). Tam to poznała jako młoda panienka arkana sztuki kulinarnej u kuchmistrza Francuza Dijeon. Piekła słynne ptysie. Jeden z panów po zjedzeniu czterech dostał kilkugodzinnej czkawki. Musiał jechać do Poznania, gdzie doktor Niemiec poradził krople miętowe. („Przekrój” piszący na temat czkawki swego czasu, tego niezawodnego środka przeciw czkawce nie polecił).

Magnesem przyciągającym młodzież do dworku były córki, dwie urocze, wesołe brunetki: Eda [Eugenia] i Wanda. Po stracie majątku prowadziły panny Kierskie pewien czas piekarnię w Szamotułach. Szczegół ten specjalnie podnoszę, gdyż w owych czasach kobieta pracująca była osobistością mało popularną, zaliczoną do „emancypantek”. Równocześnie założyły w Poznaniu piekarnię dwie dawne magnatki – ziemianki ‒ Jadwiga i Maria Kierskie. I jednym i drugim nie powiodło się z piekarnią. Nic nie potrafiło złamać humoru i wesołości panny Edy, która szła przez życie śpiewając i śmiejąc się jak pasikonik z bajki Lafontaina. Raz tylko widziałam łzy w oczach Edy, gdy podlewała białe róże na grobie narzeczonego, młodo zmarłego prawnika Grabowskiego.

Wiosną bywało pięknie. Przedmieście w gęstwinie bzów i jesionów, sady i ogrody łączyły się z podmiejskimi łąkami. Na tle zielonych pól grały w słońcu żywymi barwami sukmany kmieci i bogate stroje gospodyń. W niedzielę, w czasie odpustów tłum ludzi otaczał starożytny kościół szamotulski. W głównym ołtarzu lśnił srebrem ram i wotami ołtarz polowy Jana Sobieskiego, przywieziony spod Wiednia i darowany przez Jana Korzbok Łąckiego [3]. Chóry śpiewały słynną pieśń do matki Boskiej Szamotulskiej. I tak ludność i otoczenie tworzyły oazę polskości, odporną na zakusy germańskie. Kościoły, szkoła parafialna, ochronki, probostwo tworzyły jakby odrębny świat dla siebie, placówkę nie tylko kulturalną ale i patriotyczną. O nią rozbijały się fakle germanizacji.

Były to czasy „Kulturkampfu”. Ówcześni duchowni dawali dowody ofiarności i hartu. Około 700 księży było uwięzionych. Tak też ówcześni proboszczowie szamotulscy znosili prześladowanie bismarkowskie. Wspomnę tu inną kartę z dni małego miasta. Od lat [moich] najmłodszych, przez przeciąg może 30 lat, z losami Szamotuł związany był proboszcz ks. Wilczewski [4]. Typ niezwykły i oryginalny. Kościsty, wysoki, posiadający wybitne rysy, niespokojnie biegające czarne oczy, ożywiona gestykulacja. Mówił umyślnie gwarą. W dni odpustu trzaskały bicze powozów Goślinowskich z Kępy, Kościelskich ze Śmiłowa, Mycielskich lub Turnów i płoszyły gołębie, kury, perlice. Na progu stał proboszcz, zażywając tabaki, to machając czerwoną, niezwykłych rozmiarów chustką do nosa. Czasem szeptał młodemu wikaremu: „A ostrzegam przed starą Kościelną [?], to najgorsza z całej parafii, jak zacznie przypominać a to kolędy, nowenny, a to różańce, a oktawy, a pieśni przygodne ‒ to chwili nie będziesz miał spokoju, tak cię zapląta w nabożeństwa”. 


Fasada wschodnia i zachodnia kościoła kolegiackiego. Od strony zachodniej za czasów, kiedy w Szamotułach mieszkała rodzina Sławskich, było tylko jedno (środkowe) wejście. Pocztówki z okresu 1905-1918. Źródło: Widoki Powiatu Szamotulskiego na starych pocztówkach 1898-1945, Szamotuły 2016.


Stary proboszcz szamotulski miał swoisty sposób wyrażania się i obcowania z ludźmi. Mimo oryginalności, a może dlatego, był lubianym przez parafian. Celował w zręcznym omijaniu kazań, gdy mu zabrakło czasu na przygotowanie się, zwłaszcza na niedzielę. Przecierał wtedy czerwoną chustką oczy, niby, że nie może przeczytać notatek. I wtedy nagle zaintonował pieśń do Matki Boskiej Szamotulskiej, podjętą przez tłum wiernych. Gdy umarła zacna i sędziwa pani Zapałowska, należąca do honoracji miasta, przyszła delegacja z prośbą o mowę pogrzebową. Prałat obiecał i miał zamiar dobrze się przygotować, by sławić cnoty zmarłej. Ale cóż ‒ na probostwie są ciągle goście, trzeba ich przyjmować, nie ma czasu na skupienie myśli. Zakłopotany prałat stoi nad trumną, namyśla się, co mówić, a publiczność czeka. Więc chrząknął i zawołał: „Znaliście dobrze nieboszczkę Zapałowską i ja ją też dobrze znałem. Co wam tu będę wiele gadał ‒ a światłość wiekuista niech jej świeci na wieki wieków…” Mówca zażył tabaki i machnął chustką na znak zakończenia oracji ‒ tej najkrótszej ze wszystkich mów pogrzebowych. Czasem wywołał konsternację, stylem jemu właściwym, przerywanym charakterystycznym gestem rozłożonych rąk.

Pamiętałam z późniejszych lat rozmowy, kiedy już był starcem, owe dziwne czasem wypowiedzi. Ktoś opowiada, że do kolacji prowadził ładną aptekarzową. Na to proboszcz: „A toś ty jadł dużą łyżką!” Krótko przed jego śmiercią malowałam jego portret. „Maluje mnie Malka i to na olejno” ‒ chwalił się parafianom. Kiedy umierał, odwiedziła go stara pani Kościelska [5]. Sędziwy kapłan domyślił się gorliwej intencji swej parafianki i to go gniewało, więc rzekł: „Niepotrzebnie się pani fatygowała. Wszystko było ‒ sakramenta i oleje, i… i to, co ma być ‒ wszystko jak się należy”. 

Dykteryjki, facecje opowiadane przy tabace i machaniu czerwoną chustką miały staropolski, swoisty charakter, jakąś nutę jowialności. Toteż głowę pełną ekspresji uwiecznił w portrecie sławny malarz niemiecki Adolf Mencel, poznawszy ks. Wilczewskiego w Kissingen, a niemiecka żona starosty ówczesnego napisała powieść o ks. Wilczewskim na tle Szamotuł pod tytułem: Kto rzuci pierwszy kamieniem… 


Ul. Kapłańska w okresie 1905-1915. Budynek probostwa powstał w 1853 r., starszy o 20 lat jest kolejny budynek (obecnie mieszkanie kościelnego), za czasów ks. Wilczewskiego (1874) powstał wikariat. Parafia odstąpiła część swojej ziemi pod budowę szkoły; budynek wzniesiono w 1873 r., a rozbudowano w 1899 r. Źródło: Fotopolska.


Wychowanie młodzieży za pruskich czasów nie było łatwe. Jako dziecko nie pojmowałam troski rodziców o polskie wykształcenie. W szkółce oficjalna nauka była niemiecka, więc uczono języka polskiego prywatnie, ale i język niemiecki należał do ogólnego wykształcenia. Każdy dom polski stawał się oazą polskości i patriotyzmu. Walka była nieraz ciężka. Starano się niemczyć ludność polską przez szkołę, przez nasyłanie urzędników i wojska. W tych warunkach życie małomiejskie stawało się specjalnie uciążliwe. Atmosfera była ciężka i niewesoła, przyszłość pełna nieufności i zwątpienia. Pozornie powiększała się liczba obywateli, gdyż zbankrutowani ziemianie przeprowadzili się do miasteczka i tam prowadzili życie pozbawione głębszej treści. Charakterystycznym na owe czasy był drobny epizod, z którego często się śmiano. Gazeta niemiecka „Die Post” napisała przez pomyłkę o następcy tronu zamiast der Kronprinzder Kornprinz. Zarządzono sprostowanie. Chochlik drukarski spłatał figla po raz drugi ‒ w sprostowaniu napisano der Knorprinz. Wreszcie wytoczono gazecie proces o obrazę majestatu.

Mimo częstych wyjazdów do Poznania, zabaw zimowych i wycieczek wiosną w okolicę, odczuwali rodzice moi nudę i jednostajność. Wizyty krewnych doktorstwa z Kościana, sędziny Lewandowskiej, Ziołeckich rozweselały naszą rodzinę i w szał radości wprawiały dzieciarnię. Najgorszą do zniesienia była jesień, kiedy dla [z powodu] błota i kałuż nie można było używać przechadzek. Później dla ostrych mrozów trzeba było siedzieć w domu. Umeblowanie w tej wiktoriańskiej epoce było ‒ już nie chcę mówić niegustowne, ale wysoce niepraktyczne. Stół okrągły, wywrotny, o jednej nodze, chwiał się pod ciężarem wysokiej lampy naftowej o ciężkim kloszu, grożąc wywróceniem się i pożarem. Znów sofka krótka o wysokim oparciu była istną pułapką dla gości, a źródłem uciechy dla dzieci, które ją przewracały przy zabawie. Liczne stołeczki do oparcia nóg, dywaniki, etażerki, stoliczki do kwiatów, pudełka do szycia, albumy ‒ nie upiększały pokoi, ale były źródłem pomysłowych zabaw. Zwłaszcza w czasie nieobecności rodziców, kiedy to stawiano barykady, pawilony, namioty i przebierano się, bawiąc się w Indian lub rozbójników.


Ul. Dworcowa (ten odcinek nosił wówczas nazwę: Klasztorna) w okresie 1905-06. Po lewej stronie Kriegerdenkmal pomnik ku czci żołnierzy pruskich, którzy zginęli w czasie wojny prusko-austriackiej (1866) i prusko-francuskiej (1870-1871). Wzniesiono go w 1896 roku, a po odzyskaniu przez Polskę niepodległości przeniesiono na nieistniejący już dzisiaj cmentarz ewangelicki (więcej o pomnikach z tego samego miejsca w artykule ). Źródło: Fotopolska.


Ojciec mój (Stanisław Sławski) i matka (Konstancja z Ziołeckich) planowo i konsekwentnie byli oddani wychowaniu dzieci. Tematów do rozmowy nie brakowało w owe jesienne deszczowe wieczory. Żywym jeszcze wspomnieniem żyły przejścia w wojnie francusko-pruskiej w r. 1870 i niesamowite przygody ojca mego w tej kampanii. Ja jednak nie doceniałam różnych rzeczy: np. to, że ojciec z wojny przywiózł tylko dwie książki Contes de fee i A de Karr: Les fleurs animees, a wojskowi niemieccy wycinali z ram cenne obrazy, zwijali je w rulon i przywieźli w tornistrach jako Kriegsbeute [łup wojenny].

Leniwie płynęły dni szamotulskie, zwłaszcza dla rodziców ‒ to był już ósmy rok pobytu. Aż nagle niespodziewanie nastąpiła zmiana. Wbrew ówczesnej polityce, kierującej wyższych i niższych urzędników na zachód, w celach germanizacji, ojciec mój zamiast być wysłanym na zachód, otrzymał nominację na sędziego w Poznaniu. Skończyła się dla mnie sielankowa młodość, dla rodziców wygnanie. Radość wielka zapanowała w rodzinie, lubiącej bądź co bądź odmianę. W porównaniu z Szamotułami był Poznań wielkim miastem pełnym atrakcji i dogodnych warunków życia. Małe miasta nie miały wówczas kanalizacji [6]. Wodę do mieszkań przynoszono wiadrami ze studni w podwórzu. Jesienią i zimą błoto i woda zalegały ulice źle oświetlone. Cieszyliśmy się więc na zmianę warunków.

Tak to niegdyś bywało w Szamotułach. Przeszło minęło. Czas przemknął, trącił skrzydłem w struny, budząc wspomnienia z lat dziecięcych.


Obszerne fragmenty wspomnień opublikowanych w Kalendarzu Ziemi Szamotulskiej 1958 pod red. Romualda Krygiera.

Opracowanie Agnieszka Krygier-Łączkowska


Objaśnienia:

3.Według tradycji właściciel Szamotuł Jan Korzbok-Łącki miał w 1683 r. zabrać ze sobą pod Wiedeń szamotulski obraz Matki Bożej. Przed bitwą z Turkami przy ołtarzu z tym obrazem odprawiono mszę św., w której uczestniczył król Jan III Sobieski. Po tym wydarzeniu ołtarz ten znalazł się w kolegiacie, a przed II wojną światową płyta z tego ołtarza miała zostać umieszczona jako tło szamotulskiej ikony.

4.Ks. Tertulian Wilczewski (1841-1907) urodził się w Grodzisku Wlkp. Kształcił się w rodzinnej miejscowości oraz w Lesznie (matura 1861 r.). Studiował w seminarium duchownym w Poznaniu i Gnieźnie, gdzie w 1864 r. przyjął święcenia kapłańskie. Był wikariuszem w Opalenicy, Sulmierzycach i Obornikach oraz kapelanem w Poznaniu. Od 1867 r. pracował w Szamotułach: najpierw jako mansjonarz i kapelan wojskowy, a od 1869 r. jako proboszcz parafii kolegiackiej. W latach 90. otrzymał tytuł honorowego obywatela Szamotuł.

Jego zasługą był gruntowny remont kościoła kolegiackiego, przeprowadzony w latach 80. i 90. XIX w. Zmieniono wówczas dach świątyni, dobudowano nową kruchtę, wykuto dwa wejścia obok środkowego (od strony zachodniej). w znacznym stopniu zmieniło się też wnętrze kościoła: pojawił się nowy ołtarz (św. Krzyża), ambona, droga krzyżowa i witraże. Na cmentarzu wybudowano nową bramę i sygnaturkę, powstał też dzisiejszy wikariat.

Ks. Wilczewski wspierał założone w jego czasach organizacje kościelne, przyczynił się do sprowadzenia do Szamotuł sióstr służebniczek Maryi i założenia przez nie ochronki i lazaretu. Działał społecznie i w polskim ruchu spółdzielczym. W Banku Ludowym w Szamotułach pełnił funkcję członka zarządu ‒ kontrolera i dyrektora. W latach 80. był członkiem Rady Nadzorczej Towarzystwa Akcyjnego Drukarni „Kuriera Poznańskiego”. Działał w powiatowym komitecie Towarzystwa Naukowej Pomocy w Szamotułach oraz wspierał finansowo działalność Towarzystwa Czytelni Ludowych. Był członkiem Wydziału Historyczno-Literackiego PTPN.

Był represjonowany przez ówczesne władze zaborcze. Spoczywa na cmentarzu w Szamotułach.

(Na podstawie: Piotr Nowak, Dzieje bazyliki kolegiackiej oraz parafii Matki Bożej Pocieszenia i św. Stanisława Biskupa w Szamotułach, Szamotuły 2018).

5. Stanisława Jadwiga Kościelska z domu Żerońska (1838-1918), żona Bolesława Kościelskiego.

6.Wodociągi i kanalizację uruchomiono w Szamotułach na początku XX w. W 1906 r. przy ul. Strzeleckiej (dziś Wojska Polskiego) powstała wieża ciśnień i kompleks budynków miejskich wodociągów. Obiekty zaprojektowała firma Heinricha Schevena z Düsseldorfu (por. tekst http://regionszamotulski.pl/szamotulska-wieza-cisnien/).

Nawa główna i prezbiterium w okresie 1905-1918. Na fotografiach widać elementy wyposażenia, które pojawiły się w latach, kiedy proboszczem był ks. T. Wilczewski: ambonę, stacje drogi krzyżowej, witraże. W tamtym okresie powstały też witraże i malowidło nad prezbiterium.

Pocztówki z okresu 1905-1918. Źródło: Widoki Powiatu Szamotulskiego na starych pocztówkach 1898-1945, Szamotuły 2016.