Baśń o Marynie

Łukasz Bernady

Baśń o marynie



Trudniejsze słowa i wyrażenia:

Najeść się blekotu – zwariować, dostać fioła, ale także: zatruć się. Powiedzenie ma związek z nazwą rośliny blekot pospolity. Jest to bylina przypominająca z wyglądu pietruszkę, której spożycie grozi silnym zatruciem lub nawet śmiercią.

Zydel – dawniej: drewniany stołek do siedzenia.

Pojazny – gwarowe: trwały, wytrzymały

Maryna – autentyczny instrument regionalny służący do basowania i urozmaicania gry rytmicznymi uderzeniami. Jej cechą charakterystyczną jest kanciaste pudło rezonansowe oraz okrągłe, metalowe brzękadła usytuowane na szczycie główki. Zdaniem muzykologów, nazwa wcale nie ma związku z imieniem Maryna, lecz z określeniem „tubmaryna”, które było nazwą instrumentu basowego używanego od średniowiecza do XVIII w. przez kapele w całej Europie.



Baśń z książki: Łukasz Bernady, Baśnie doliny Samy, Szamotuły 2014 [wydawca: Paweł Mordal – AW DELTA]

Jeden muzykant, basista spod Kaźmierza imieniem Zdzichu, szedł sobie pewnej nocy brzegiem Samy. Właściwie to wlókł się noga za nogą, przygarbiony ze smutku, i rozpamiętywał swoje nieszczęście. Wracał z nieudanego wesela. Goście sobie popili i wszczęli awanturę. Złość gawiedzi skupiła się na kapeli. Ludziska rzucili się na muzykantów, a ci zaczęli uciekać. Zdzichu w pośpiechu zostawił swoje basy, więc ludzie całą nienawiść wyładowali na nich. Instrument poszedł w drzazgi, tak samo smyczek. Gdzie on teraz kupi takie basy?

W ogóle źle mu się w życiu działo. Dzieciaków w chacie gromada, a bieda taka, że aż piszczy. O nim zaś wszyscy mówili, że ma „dziurawe ręce”. Bo też za co by się nie wziął, nic się nie udawało. Zasiał pszenicę – uschła na wiór. Chciał hodować wieprzki, ale jakaś zaraza przyszła i wygubiła zwierzęta. Ledwie ostatnie prosię ocalił na wielkanocny stół. Potem za pożyczone dukaty kupił krowę. Gdy jednak wygnał ją na popas nad Samę, padła. Widać natrafiła na śmierdzącą rosę albo się najadła blekotu , który tu i ówdzie rósł w nadrzecznych zaroślach. Jedno, co mu świetnie szło, to granie w kapeli na basach. Jak tylko pociągnął smykiem po strunach, nogi ludziom same się do tańca rwały. I co z tego, skoro teraz basy mu przepadły?

Taka rozpacz chwyciła Zdzicha, że zapragnął skończyć z tym wszystkim i odebrać sobie życie. Nad samym brzegiem rzeki rosła sosna. Mężczyzna skierował się w jej stronę. Zaczął szukać odpowiedniej gałęzi, żeby się powiesić. Księżyc w pełni ogarniał bladą poświatą drzewa, nadając im kształty groźnych straszydeł. I wtedy Zdzichu spostrzegł jakiś błysk wśród paproci. Zdumiony, zbliżył się do tego miejsca i zaczął uważnie wypatrywać. Znów coś błysnęło. Schylił się, rozgarnął łodygi i zobaczył dużą złotą monetę, która odbijała księżycowe światło.

– Nie do wiary! – szepnął pod nosem. – To dukat!

– Jak się dobrze postarasz, to znajdziesz jeszcze dwa – usłyszał nagle chropowaty głos dochodzący zmroku

Serce zabiło mu mocniej. Zdało mu się, że widzi jakąś czarną zgarbioną postać. Była to wiedźma leśna.

– Rozejrzyj się dobrze – zaskrzeczała. –To reszta skarbu skąpego pana, który wiele lat temu odmówił mi jałmużny. Został tu na zawsze, a jego monety zamieniły się w mrówki. Jeśli weźmiesz te trzy sztuki złota i choć jedną przeznaczysz na coś dobrego, pokuta tego nieszczęśnika się skończy, podobnie jak twoja bieda. Ale pamiętaj: jeśli przehulasz pieniądze, czeka cię surowa kara. Kra, kra, kraaaa!

I w tym samym momencie wiedźma zamieniła się w kruka, zamachała skrzydłami i z ponurym szumem odleciała w mrok. Przerażony, ale i zaciekawiony Zdzichu rozgarnął mech i rzeczywiście znalazł dwa kolejne dukaty. Miał więc trzy złote monety! Ucieszył się, a ponure myśli znikły w mroku. Skierował kroki w stronę chałupy i pogwizdywał wesoło. Zastanawiał się, co zrobić z niemałą przecież kwotą. Wspomniał zniszczony instrument i przyszło mu do głowy, że każe sobie zbudować nowe basy. Czy to dobry cel? „Skoro tylko basować potrafię, to chyba dobrze, że wydam pieniądze na instrument. W Kaźmierzu mieszkają stolarze. Jeden z nich, Antoni, jest niezłym budowniczym instrumentów. Trzy dukaty powinny w zupełności wystarczyć na nowiutkie basy!”.

Zaraz następnego dnia, podniecony nocnym znaleziskiem, wybrał się do Kaźmierza. Po drodze postanowił jeszcze tylko pochwalić się swoim szczęściem przed znajomymi. Zaszedł więc do karczmy, gdzie spotkał kilku kamratów. Wdał się z nimi w rozmowę, którą suto zakropili gorzałką. Niestety, Zdzichu miał słabość do trunków. Rozochocony podziwem koleżków, postawił im po kielichu, potem jeszcze raz i jeszcze…Aż przebrał miarę. Ani się spostrzegł, gdy słońce schowało się za dachy, a on, mocno podchmielony, nadal siedział w karczmie z dwoma tylko dukatami. Jednego roztrwonił na gorzałkę. Przypomniały mu się słowa wiedźmy. Przestraszony groźną wróżbą, zabrał się do domu z mocnym postanowieniem, że już nigdy nie zajrzy do kieliszka.

„Dwa dukaty to za mało na basy od Antoniego – pomyślał ze smutkiem. – Ale przecież w Kaźmierzu mieszka jeszcze Bartosz. Wprawdzie instrumentów nie robi, ale sam grywa na basach. Może za dwa dukaty zgodzi się wystrugać dla mnie drugie? Tak! Jemu zlecę robotę”.

Będąc dobrej myśli, położył się spać i postanowił skoro świt znowu wyruszyć do Kaźmierza, do stolarza Bartosza.

Tak też zrobił. Szedł na skróty brzegiem Samy, a i tak zmęczył się drogą. Kiedy dotarł na miejsce, coś go podkusiło, żeby przed wizytą u rzemieślnika przepłukać gardło piwem w gospodzie. Lecz niestety: znowu przeholował. Ani się spostrzegł, kiedy minęło kilka godzin, a on wydał całego dukata! „Jeśli przehulasz pieniądze czeka cię kara!” – zadźwięczała mu w uszach przestroga. Natychmiast ochłonął. Został oto z jednym dukatem. Ogarnięty zgrozą, wybiegł z gospody i jął rozpytywać, gdzie może za dukata zamówić basy.

– Jeden dukat? Wystarczy ino na trumnę – rzekł mu jakiś przechodzień.

Wtedy przyszło Zdzichowi do głowy, że przecież na skraju wsi mieszka kulawy Tomaszek, który zbija trumny. Może za dukata skleci z desek chociaż proste basy! Pomysł dodał mu otuchy. Po chwili był już przy drewnianym płocie tomaszkowego gospodarstwa.

– Niech będzie pochwalony – rzekł na powitanie.

– Na wieki wieków. A co was do mnie sprowadza? Mam nadzieję, że nikt wam nie umarł.

– A nie, nie o trumnę mi chodzi. Chciałbym, żebyście mi sklecili basy, bo moje na weselu rozbili.

– Ja nie umiem– wzbraniał się stolarz. –Trumny, stoły, stołki, zydle , to co innego.

– Zgódźcie się – błagał Zdzichu. –Mam tu złotego dukata. To jak będzie?

Błysk monety zachęcił Tomasza.

– Najgorzej z pudłem – podrapał się w czoło. –Nie umiem go zrobić.

– A z tego by nie można? – Zdzichu wskazał na małą, dziecięcą trumienkę opartą o ścianę.

– E, nie! To trumna dla najmłodszej córki Karwatów. Ojciec zawczasu zamówił, bo podobno już ksiądz u niej był, taka chora. Mówią, że do niedzieli nie dożyje.

– Ja się pomodlę za to dziecko. Może wyzdrowieje. A wy mi z tej trumny zbudujcie basy!

I Zdzichu dokładnie wyjaśnił Tomaszkowi, jak ma wyglądać instrument.

– Wiem, że za piękne to te basy nie będą – zasępił się. –Ale na lepsze mnie nie stać.

Nie wiadomo, czy zadziałały modlitwy Zdzicha, czy lekarstwa, ale mała od Karwatów poczuła się w sobotę lepiej, a kilka dni później już wstawała. Tymczasem Tomaszek z przygotowanej dla niej trumny klecił basy dla Zdzicha. Jakoż po niedługim czasie instrument był gotowy. Miał jednak kanciaste pudło.

– O dziwo, całkiem nieźle brzmią – orzekł Zdzichu, gdy założył trzy struny i wypróbował smykiem. Z zadowoleniem oglądał też otwory na pudle w kształcie półksiężyców.

– A tu, zobaczcie – wskazał Tomaszek. – Na szczycie dołożyłem trzy mosiężne blaszki. Jak będziecie potrząsać, to te blaszki też się odezwą.

– Sprytnieście wymyślili! Dziękuję wam!

I od tej pory Zdzichu znów zaczął grywać na swoich basach. A że miał do tego talent, kapele go rozchwytywały. Podobało się też wszystkim pobrzękiwanie owych krążków dołożonych przez kulawego Tomaszka. Dzięki częstym występom na weselach i rozmaitych zabawach udało się Zdzichowi spłacić długi, zreperować chałupę i polepszyć byt rodziny. Wróżba leśnej staruchy się spełniła. Wkrótce bieda całkiem opuściła chatę Zdzicha i żył sobie z żoną i dziećmi przez wiele lat w szczęściu i zdrowiu. Z biegiem czasu włosy mężczyzny zbielały, ale wciąż chętnie grywał na zabawach.

Pewnego razu podczas wiejskiego wesela do kapeli podszedł jakiś staruszek. Zdzichu z trudem rozpoznał w nim kulawego Tomaszka.

– Pamiętacie, jakeście u mnie zamówili basy z trumny dla córki Karwatów? – zapytał stolarz.

– A jużci, że pamiętam! Bardzo dobre basy! Nie zamieniłbym ich na inne.

– No to wam powiem, że dzisiaj gracie na weselu owej córki Karwatów, która już prawie w tej trumnie leżała.

Zdumiał się Zdzichu, zdumieli pozostali muzykanci. Pannie młodej było na imię Maryna. Zdzichu zadzwonił łyżką o talerz, żeby umilkły rozmowy, i ozwał się w te słowa:

– Drodzy weselnicy. Przypadek sprawił, że gram dziś na weselu panienki, która jako dziecko bardzo chorowała i już była dla niej trumna zbita z desek. Ale cud się stał. Kazałem stolarzowi z trumny owej zbić basy i przyobiecałem modlitwę za zdrowie dziecka. I Bóg wysłuchał próśb moich. Dzięki temu ja mam basy, a dziewczyna dożyła swojego wesela. Czy panna młoda zgodzi się, aby jej imieniem nazwać ten niezwykły instrument?

Zaległa cisza, wśród której rozległo się dziewczęce „Tak”. A potem Zdzichu wpadł w objęcia panny młodej i poczuł dwa siarczyste pocałunki na policzkach. Zaczerwienił się, otarł ręką zwilgotniałe oczy i krzyknął:

Młodzi Państwo, długie lata żyjcie z Panem Bogiem,
niech się wasze dzieci w zdrowiu chowają za progiem!

A potem zwrócił się do muzykantów:

Wiwat, wiwat, panu memu,
wiwat, wiwat, mnie samemu,
wiwat, wiwat i tej pannie,
która ładnie patrzy ma mnie.

Jak nie zadźwięczą skrzypki! Jak nie zadudlą dudy! Jak nie zaburczy maryna z pobrzękiwaniem krążków umieszczonych na szczycie! A kiedy zmęczeni weselnicy już chcieli odsapnąć, Zdzichu znowu krzyknął:

Niechże maryna wtórem grzmi,
ty od Szamotuł pieśni rżnij,
bo nasze nóżki żelazne,
oj, do taneczka pojazne!

I ponownie zadźwięczał dziarski wiwat, a nogi tancerzy trzasnęły w podłogę.

Od tej pory nazwa „maryna” przylgnęła do instrumentu, a jego sława rozeszła się po całej okolicy. Wkrótce wszyscy mieszkający w pobliżu muzykanci chcieli używać w kapelach takich basów, jakie miał Zdzichu: o kanciastym kształcie, z brzękadłami na szczycie. Nazywali je też jak te pierwsze Zdzichowe basy – „maryną”.

Baśń o Marynie2018-05-30T22:12:17+02:00

Pyra, dziabka i haczka

Trzy słowa z gwary poznańskiej: pyra, haczka i dziabka

Chociaż historia samych pyr czy pyrek, czyli ziemniaków jest dość dobrze znana, nie do końca jest jasne, skąd to słowo wzięło się w gwarze poznańskiej. Najczęściej  wiąże się pyrę (inaczej perkę) z nazwą kraju, skąd pochodzą ziemniaki ‒ Peru. Niektórzy próbowali kojarzyć słowo perka z przymiotnikiem perkaty, ale ten ostatni występował w języku polskim, zanim jeszcze w Polsce pojawiły się ziemniaki.

A jest to przecież nie tylko słowo-symbol gwary wielkopolskiej, ale także znak naszej tożsamości. Bo kim jesteśmy? Poznańskimi pyrami! O Poznaniu lub Wielkopolsce w ostatnim czasie mówi się jako o Pyrlandii. W Poznaniu w 2007 r. stanął nawet pomnik Poznańskiej Pyry ‒ park Jana Pawła II na Łęgach Dębińskich.

I jeszcze kilka przykładów ze „Słownika gwary miejskiej Poznania”: „Winc mrozu po trzydzieści i siedem krysek, pyry w kopcach pomarznięte, mendel jajków 10 złotych”, „Przysłowiowe pyry z solą i suchy chleb z wodą były ostatecznością, do której nikt nie chciał się dać zepchnąć”, „Jak zaś potem na zimę nie miał pyrów, to se ino jechał do bambra”, „Parskają pyry, skwierczy słonina, przyniesiony na gzikę twaróg bieleje w misce”, „Trzebno mieć bebech jak miech z pyrami, żeby sie kielczyć do kupy z wami!”, „Na łobiod odsmażano karmonada, pyry zez sosym”, „Słychać głośne okrzyki: Jak jedziesz, idioto? Ludzi wieziesz, a nie worki z pyrami!”, „Pery nie opłukane, gorzej niż do świń” (zapraszam do lektury tekstu Ireny Kuczyńskiej o potrawach z pyrą w roli głównej http://regionszamotulski.pl/wielkopolskie-smaki-dziecinstwa/ ).

Sezon prac ogrodowych w pełni, więc przypominamy dwa słowa z gwary poznańskiej: haczka i dziabka. Ogólnopolska nazwa tego jednego z najstarszych znanych narzędzi, służącego do spulchniania ziemi, wyrywania chwastów i okopywania (np. buraków), to motyka lub graczka.

U nas czasem niektórzy odróżniają dziabkę od haczki, tym pierwszym słowem określając narzędzie krótsze. Haczka pochodzi z niemieckiego die Hacke. Mamy też czasowniki określające czynności wykonywane za pomocą tych narzędzi: dziabać (odziabać, wydziabać) i hakać (ohakać, wyhakać). W języku ogólnopolskim występuje związek wyrazowy porywać się (iść) z motyką na słońce (podejmować się działań niemożliwych do wykonania), my ‒ Wielkopolanie ‒ jednak jesteśmy rozsądni i nikt „z dziabką na klarę” nie rusza.

I jeszcze przykłady ze „Słownika gwary miejskiej Poznania”: „Chwycił dziabkę z komórki i jak zaczął dziabać…, całą działke w godzine obrobił”; „Grzebał przy gospodarskim sprzęcie albo szedł w pole z haczką przecinać buraki„; „Odziabać by je trzeba, ale haczka zrobiła się ciężka”; „Podziab tak sobie haczkóm ze cztyry godziny, to zobaczysz, czy nie bydóm cie plecy bolały”.

Więcej tekstów o słowach z gwary poznańskiej http://regionszamotulski.pl/gwara/

Agnieszk Krygier-Łączkowska

Pyra, dziabka i haczka2018-05-30T20:53:47+02:00

Ostroróg i Ostróg – nazwy

Nazwy Ostroróg i Ostróg

Dość często z ust mieszkańców Szamotuł i innych okolicznych miejscowości słyszy się zdanie, że w szamotulskiej baszcie mieszkała Halszka z … Ostroroga. Przyczyną tej pomyłki jest fakt, że położony około dziesięciu kilometrów od Szamotuł Ostroróg, siedziba rodu Ostrorogów, jest Wielkopolanom dobrze znany, natomiast mało osób pamięta o istnieniu miasta, którego nazwa brzmi podobnie ‒ o położonym na Wołyniu Ostrogu, od wielkopolskiego Ostroroga oddalonym o blisko 900 km.


Zdjęcie – Ostroróg na kartach historii (https://www.facebook.com/HistoriaOstrorog/ )

Zdjęcie – fotopolska.eu

Ostróg, dziś znajdujący się w granicach Ukrainy, a przed II wojną światową należący do Polski, w średniowieczu stanowił siedzibę rodu ruskich kniaziów, którzy od nazwy grodu zwani byli Ostrogskimi. Dla współczesnego użytkownika języka polskiego nazwa Ostróg jest raczej niezrozumiała, ponieważ w dzisiejszej polszczyźnie nie występuje rzeczownik ostróg. Wyraz ten, wywodzący się z języka staroruskiego (pochodzi od czasownika strogat), funkcjonował w języku polskim przez wieki, odnotowały go jeszcze słowniki z pierwszej połowy XX wieku.  Oto, jakie miał znaczenia: 1. płot, ściana z zaostrzonych pali, inaczej palisada lub ostrokół, 2. zamek obronny, 3. baszta, warownia, 4. więzienie. Możemy się domyślać, że pierwotnym znaczeniem słowa było znaczenie pierwsze. Ponieważ palisady (ostrogi) używane były jako fortyfikacje, ten sam wyraz zaczęto odnosić do wszelkich budowli obronnych (niekoniecznie posiadających drewniane palisady), a w związku z tym, że w późniejszych wiekach twierdze zamieniano często na więzienia, słowo ostróg nabrało kolejnego znaczenia – 'więzienie’.

Nazwa miasta Ostróg, wspomnianego po raz pierwszy w staroruskich kronikach (zwanych latopisami) pod rokiem 1100, mogłaby pochodzić od wyrazu ostróg w znaczeniu pierwszym, drugim lub trzecim (znaczenie czwarte jest późniejsze). W dokumentach historycznych sprzed XIV wieku brak jednak jakiejkolwiek wzmianki o istnieniu zamku w Ostrogu, stąd należy wykluczyć związek nazwy z drugim i trzecim znaczeniem wyrazu ostróg. Bardzo prawdopodobne jest, że we wcześniejszych wiekach obronę przed najazdem stanowiła palisada, ściana z zaostrzonych pali, czyli ostróg. Nazwa miasta należy więc do tak zwanych nazw kulturowych, ponieważ wiąże się z wytworem ludzkiej działalności. Ostrożany, Ostrożnica, Ostrożyce to inne nazwy miejscowości, które wywodzą się od rzeczownika ostróg i wyrazów z nim spokrewnionych. Nazwę Ostróg nosi również część Raciborza.

Nazwa Ostroróg w ciągu wieków nie uległa zmianie, jedyna zmiana pojawiła się w samym brzmieniu wyrazu: ó wymawiane było niegdyś jak długie o, mniej więcej od XVI wieku coraz bardziej upodabnia się do u. Z punktu widzenia słowotwórstwa ( to znaczy analizując, w jaki sposób wyraz został utworzony) ostroróg to wyraz złożony: człon pierwszy to przymiotnik ostry, człon drugi ‒ rzeczownik róg, oba człony łączy element -o- . W podobny sposób powstały liczne wyrazy języka polskiego, na przykład ostrosłup, żywopłot, krzywonos, całokształt.

Problem, jaki nasuwa się w związku z nazwą Ostroroga, to określenie, czy najpierw Ostrorogiem nazywany był gród lub zamek, a dopiero później pochodzący stąd ród nazwał się Ostrorogami, czy też pierwotna była nazwa rodu, a wtórna nazwa miejscowa. Kronika Janka z Czarnkowa, w której pod rokiem 1383 odnaleźć można pierwszą wzmiankę o Ostrorogu, nie rozstrzyga tej kwestii. Janko z Czarnkowa podaje, że Ostroróg stanowił wówczas obronną siedzibę Dzierżka Grocholi przezwiskiem Ostroróg z rodu Nałęczów. Jak widać, już w tej pierwszej wzmiance wyraz Ostroróg pojawia się i jako nazwa miejscowa (gród, być może zamek), i jako nazwa osobowa (przezwisko).

Karol i Zofia Zierhofferowie, autorzy interesującej książki Nazwy miast Wielkopolski, skłaniają się ku temu, że pierwotna jest nazwa miejscowa. Jeśli przyjąć, że nazwa Ostroróg odnosiła się najpierw do zamku, najprawdopodobniej w jakiś sposób wiązała się z jego wyglądem, na przykład ostro zakończonymi basztami lub ostrokołem, czyli palisadą z zaostrzonych pali. Byłaby to więc również nazwa kulturowa.

Możliwe jest zatem, że obie nazwy miast: Ostroga na Wołyniu i Ostroroga w Wielkopolsce łączy nie tylko podobne brzmienie, ale także pochodzenie. W obu bowiem nazwach mogło pojawić się odniesienie do drewnianej palisady, służącej do obrony grodu i jego mieszkańców przed atakiem z zewnątrz. Jest to jednak tylko jedna z kilku interpretacji.

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Zdjęcie – Ostroróg na kartach historii (https://www.facebook.com/HistoriaOstrorog/ )

Zdjęcie – fotopolska.eu

Ostroróg i Ostróg – nazwy2018-03-20T00:59:02+01:00

Tabliczki z nazwami ulic

Tabliczki z nazwami ulic. Czy naprawdę tak trudno poprawnie zapisać nazwę?

Ulice Szamotuł otrzymywały swe nazwy w różnych czasach i mają odmienny charakter. Są nazwy odnoszące się do właściwości ulicy, jej usytuowania, kierunku, w którym prowadzi, znajdującego się przy nim obiektu. Sporo nazw ma charakter pamiątkowy, czyli przywołuje jakieś ważne osoby czy wydarzenia. Niektóre mają charakter seryjny, inne wyjątkowy (por. http://regionszamotulski.pl/nazwy-szamotulskich-ulic/). To wszystko normalne, tak jest też w innych miastach. Co innego tabliczki z nazwami. Tu konieczne jest pewne ujednolicenie i porządek, a tego nie ma i to od wielu lat. Te same ulice mają tabliczki z odmiennym zapisem nazwy, pojawiają się na nich różnego rodzaju błędy.

Tabliczki poprawne



Najpierw o błędach w zapisie. W gruncie rzeczy trzeba pamiętać tu tylko o kilku zasadach i pilnować, żeby je uwzględniano. W Szamotułach – jak się okazuje – jest to zbyt trudne dla kilku już pokoleń urzędników. Skąd o tym wiem? Otóż zagadnieniem tym w lokalnej prasie zajmowałam się już na początku lat dziewięćdziesiątych! Na dowód zamieszczam skan artykułu, którego jestem współautorką. Wiele tabliczek, o których wtedy pisaliśmy, wisi do dziś.

Jakie zasady są zatem tu istotne? Po pierwsze: trzeba pamiętać, że człony „ulicaˮ, „placˮ, „alejaˮ, „skwerˮ czy „rondoˮ nie wchodzą w skład nazwy i pisze się je małą literą, na przykład ul. Barwna, pl. Sienkiewicza czy al. Jana Pawła. Można używać skrótów pl. i al. lub całych wyrazów plac i aleja, a w wypadku ulicy nawet pominąć ten wyraz jako oczywisty, czyli wystarczy sam napis Obornicka, nie trzeba dodawać, że to ulica. Zasady sobie, a szamotulska praktyka sobie. Na placu Sienkiewicza wiszą, widoczne na zamieszczonych zdjęciach, tabliczki z napisem Plac, na alei Niepodległości – obok tabliczek z zapisem poprawnym – błędne z Aleją. Jeszcze innego typu błędy pojawiają się w zapisie czwartej – oprócz Jana Pawła, Niepodległości i Powstania Styczniowego – alei: 1 Maja.

Tabliczki z błędami

Aleja 1 Maja to jedna z szamotulskich nazw, gdzie występują daty. Poza nią mamy ulicę 3 Maja, 11 Listopada i 27 Stycznia – i tylko taki zapis jest poprawny. Nie wiadomo, czy w dobie dekomunizacji przetrwa ostatnia z wymienionych nazw, upamiętniająca wkroczenie Armii Czerwonej i koniec okupacji hitlerowskiej. W pisowni dat w nazwach wszędzie poprawnie zastosowano dużą literę, nie chodzi tu bowiem o zwykłą datę, ale o święto z nią związane. Błędy pojawiają się w zapisie liczebników. Zasada ortograficzna jest taka, że do zapisu cyfrowego nie dodaje się końcówek przypadków, czyli niepotrzebne jest, na przykład -go, jak na tabliczce 3-go Maja. Na tabliczkach z dwiema nazwami nie ma wprawdzie -go, ale jest – nie wiadomo dlaczego – myślnik: 11- Listopada, 27 – Stycznia. We wspomnianym artykule z początku lat 90. pisałam o tym emocjonalnie: „Zapis prezentuje stadium agonalne naszej ortografii. Jaka jest funkcja tu występującego myślnika, nawet po dłuższym zastanowieniu trudno odgadnąć. Może właśnie o to chodzi: myślnik ma nas zmusić do myślenia, do myślenia o niedoli polskiej pisowniˮ.

Jest jeszcze jedna (a fizycznie – dwie) tabliczka z nazwą ulicy w Szamotułach, z którą czuję się silnie emocjonalnie związana. Na początku lat 90. pisałam o tej jednej tabliczce aż trzy razy, aby lepiej zobrazować problem, do jednego z tekstów dołączyłam nawet rysunek mojej koleżanki. I nic, tabliczki wiszą, jak wisiały, a ja tak się do nich – w pewnym sensie – przywiązałam, że gdyby jednak komuś przyszło do głowy je usunąć, uprzejmie proszę o jedną z nich. Postawię sobie w gabinecie. Pisałam o tej tabliczce tak: „Można nie akceptować doktryny religijnej braci czeskich, wdając się z nią w polemikę, w żadnym razie jednak argumentem w tej dyskusji nie powinno być okaleczenie. Tak, właśnie okaleczenie: na rogu Rynku i ulicy upamiętniającej pobyt braci czeskich w Szamotułach wyraźnie widać ingerencję ostrego narzędzia, które wycięło wnętrze braci: ul. B-ci Czeskich. To już nie poważni innowierczy bracia, ale okaleczeni b-cia. […] Jeżeli naprawdę trzeba skrócić wyraz bracia, to można to zrobić tylko tak: br. Nowa tablica musi wyglądać tak, jak na skrzyżowaniu z ul. Kościelną, a więc Braci Czeskichˮ.

„skwer” – powinna być mała litera

Ostatni problem ortograficzny, który znajduje odzwierciedlenie na szamotulskich ulicach, to pisownia – jako członów nazwy – wyrazów typu „ksiądzˮ, „świętyˮ, „generałˮ. Zasada jest taka, że jeśli w nazwie używa się skrótu, np. ks., św., gen., pisze się go małą literą, a jeśli stosuje się wyraz w postaci rozwiniętej – dużą, czyli ulica ks. Piotra Skargi ale ulica Księdza Piotra Skargi. ulica św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego lub Świętego Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, ulica św. Stanisława albo Świętego Stanisława, skwer gen. brygady Mariana Orlika lub skwer Generała brygady Mariana Orlika. Zamieszczone obok zdjęcia świadczą o tym, że zasady te są w Szamotułach wielokrotnie łamane, także na najnowszych tabliczkach z ostatnio otwartej ulicy.

„Głos Ziemi Szamotulskiej” 1991 nr 9

Zauważyć można, że tabliczki, które zaczęły się pojawiać na ulicach mniej więcej dziesięć lat temu, białe, z czarnym napisem i herbem miasta, prezentują „podejście oszczędnościoweˮ. Niestety, zwykle pojawia się tylko nazwisko patrona, imię jest pomijane lub występuje w postaci inicjału. Nie jest to podejście godne pochwały, nazwa typu pamiątkowego ma przecież honorować daną osobę i – w pewnym sensie – pełni funkcję edukacyjną. Rodzi to jednak jeszcze inne konsekwencje. Osoby, które zamawiały tabliczki, zastosowały zasadę: co na drugim miejscu, to nazwisko, więc człon w obiegu społecznym w Polsce ważniejszy. Mamy więc tabliczki: Paterki (!), Snopka, Szamotulskiego czy Szamotulczyka. Nie uwzględniono tu, że w wiekach XV i XVI, czyli czasach patronów tych ulic, nazwiska w dzisiejszym rozumieniu jeszcze nie istniały. Ciągle ważniejsze było imię, drugie określenie nie musiało się pojawiać, miało charakter zmienny, często przezwiskowy. Tak było w wypadku Jana z Szamotuł – prawnika, teologa i kaznodziei, który przez krótko przebywał w zakonie bernardynów i stąd nazywany był Paterkiem, czyli Ojczulkiem. Trzeba tu dodać, że jedyna poprawna forma jego przydomka brzmi Paterek, stąd ulica może być nazywana tylko ulicą Jana Paterka, nigdy zaś Paterki. Co z tego wynika dla interesujących nas nazw ulic? Otóż ‒ jeśli już koniecznie skracać te nazwy, to tylko do imienia, a nie do przydomka, czyli ulica Jana, Grzegorza, Dobrogosta czy Wacława. Lepiej jednak pozostawić napisy Jana Paterka, Grzegorza Snopka, Dobrogosta Szamotulskiego, Wacława Szamotulczyka (por. tekst  http://regionszamotulski.pl/nazwy-ulic-szamotulskiego-i-szamotulczyka/).

Tych kilka przedstawionych przeze mnie powyżej zasad nie stanowi żadnej wiedzy tajemnej, reguły nie są skomplikowane i w dzisiejszych czasach dostęp do nich za pośrednictwem Internetu jest natychmiastowy. Bo co to za wysiłek wpisać do wyszukiwarki, na przykład, „święty pisownia w nazwach”?  Nie rozumiem, dlaczego przez ponad ćwierć wieku nie znalazł się nikt, kto uporządkowałby tę kwestię.

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Od urodzenia związana z Szamotułami. Polonistka (jak mama) i regionalist(k)a (jak tata).

Dr nauk humanistycznych, redaktor i popularyzator nauki. Prezes Stowarzyszenia WOLNA GRUPA TWÓRCZA, wiceprezes Szamotulskiego Stowarzyszenia Charytatywnego POMOC.

Tabliczki z nazwami ulic2018-02-27T11:01:01+01:00

Adwent, wigilia, kolęda


Marian Schwartz, Kolędnicy (linoryt)



Stanisław Zgaiński, Kolędnicy z Gwiazdą Betlejemską, ok. 1933 r. (drzeworyt)



Stanisław Zgański, Matka Boska Szamotulska, ok. 1933 r. (drzeworyt)

ADWENT – WIGILIA – KOLĘDA… – tajemnice słów

Słowa: adwent, wigilia, pasterka, pastorałka, kolęda, karnawał od razu kojarzą nam się ze świętami Bożego Narodzenia, z niepowtarzalną atmosferą tych grudniowych dni. Czy jednak zastanawialiśmy się kiedyś, wypowiadając te słowa, nad tym, skąd wzięły się one w naszym języku i jakie były ich językowe losy? Czy nasi przodkowie, mówiąc je, naprawdę myśleli o tym samym co my?

ADWENT, WIGILIA

Wyrazy te język polski przejął z łaciny. Adventus w języku łacińskim znaczyło „przyjście”, natomiast vigilia – „czuwanie, straż”. W języku polskim (w najstarszych znanych nam tekstach) odnaleźć możemy wyrazy adwent i wigilia w tych pierwotnych znaczeniach. Jednak od samego początku funkcjonowania tych wyrazów w polszczyźnie na plan pierwszy wysuwają się inne znaczenia. Wynika to z faktu, że słowa te zapożyczyliśmy z łaciny jako wyrazy-terminy związane z wiarą chrześcijańską, z Kościołem.

Słowo adwent oznaczać zaczęło czterotygodniowy okres poprzedzający święto Bożego Narodzenia. Nazwa wiąże się z tym, że czas ten ma być dla chrześcijan okresem duchowego przygotowania na narodziny, przyjście („adventus”) Chrystusa. Okres ten nazywa się niekiedy również postem mniejszym – dla odróżnienia od Wielkiego Postu poprzedzającego święta Wielkanocy. Pierwsi chrześcijanie spędzili dni poprzedzające święta religijne zgodnie z nakazem Chrystusa – to znaczy czuwając i modląc się. Stąd też słowem wigilia („czuwanie”) zaczęto nazywać wszystkie dni poprzedzające święta kościelne. Dziś również mówi się na przykład o wigilii wielkanocnej (Wigilii Paschalnej) – czyli Wielkiej Sobocie.

We współczesnym języku słowo wigilia odnosi się głównie do dnia poprzedzającego Boże Narodzenie. Gdy mówimy wigilia, bez podania, jaki dzień ona poprzedza, nie ma wątpliwości, że chodzi właśnie o wigilię Bożego Narodzenia i w tym znaczeniu w zapisie stosujemy dużą literę: Wigilia. Natomiast nie mówi się dziś wigilia ślubu, wigilia odjazdu. Tego typu wyrażenia można spotkać w dawnej polszczyźnie, gdyż słowo wigilia oznaczało w naszym języku nie tylko dzień przed świętem kościelnym, ale występowało również w znaczeniu bardziej ogólnym: „dzień poprzedzający inny (ważny) dzień”. W języku współczesnych Polaków nie występuje już chyba dawne wyrażenie Wigilie za umarłych ‒ określano nim niegdyś wieczorne nabożeństwa żałobne, modlitwy za zmarłych. Z wigilią Bożego Narodzenia wiąże się wieczerza wigilijna. Ten tradycyjny wieczorny posiłek również nazywany bywa wigilią (jeść z kimś wigilię). Mamy tu do czynienia z ciekawym procesem językowym: słowo wigilia, oznaczające cały dzień, przeniesione zostało na najbardziej charakterystyczny, nieodłączny element tego dnia – wspólne spożycie tradycyjnego posiłku.

KOLĘDA

Kolęda to dziś „pieśń związana tematycznie z narodzinami Chrystusa” lub „odwiedziny parafian przez księdza w okresie Bożego Narodzenia”. W języku staropolskim słowo to miało więcej znaczeń. Najczęściej określało ono podarek z okazji Bożego Narodzenia lub Nowego Roku, później – również daninę pobieraną przez duchownego w okresie świąt Bożego Narodzenia. Wyraz kolęda pojawiał się także w związku z ludowym zwyczajem składania życzeń przez – chodzących od domu do domu, najczęściej z szopką – przebierańców.

W XVI wieku wyraz ten odnosić zaczęto do pieśni związanych tematycznie z okresem Bożego Narodzenia. Na początku kolędami zwano nie tylko pieśni religijne, ale również piosenki świeckie, które ludowi kolędnicy kierowali do przyjmującego ich gospodarza. We współczesnym języku brak znaczenia kolęda – „Nowy Rok”. I w tym znaczeniu słowo kolęda pojawiło się w tekstach staropolskich. Zapomniane zostały przenośne związki wyrazowe nosić kogo, co po kolędzie czyli „obmawiać kogo, plotkować” i nogi komu chodzą po kolędzie ‒ to znaczy „plączą się komu nogi (ktoś jest pijany)”.

Wiemy już, jakim przemianom ulegało w ciągu wieków znaczenie słowa kolęda. Skąd jednak wyraz ten wziął się w naszym języku? Niektórzy dziewiętnastowieczni uczeni twierdzili, że kolęda to zapisane w inny sposób (z literą „ę”) imię słowiańskiego bóstwa zwanego Kolendą, Koladą lub Koledą, którego święto nasi przodkowie mieli rzekomo obchodzić 24 grudnia. W rzeczywistości słowo to jest zapożyczeniem z łaciny (calendae), przedostało się do języka Słowian prawdopodobnie jeszcze wtedy, gdy posługiwali się oni jednym, wspólnym językiem, który w językoznawstwie określa się mianem języka prasłowiańskiego. W łacinie wyraz calende oznaczał pierwszy dzień miesiąca, w niektórych językach romańskich (czyli wywodzących się z łaciny) znaczy również „Boże Narodzenie”. Warto dodać, że od łacińskiego calendae pochodzi słowo calendarium – po polsku kalendarz. Słowa kolęda i kalendarz mają więc wspólny rodowód.

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Od urodzenia związana z Szamotułami. Polonistka (jak mama) i regionalist(k)a (jak tata).

Dr nauk humanistycznych, redaktor i popularyzator nauki. Prezes Stowarzyszenia WOLNA GRUPA TWÓRCZA, wiceprezes Szamotulskiego Stowarzyszenia Charytatywnego POMOC.

Adwent, wigilia, kolęda2017-12-24T08:55:54+01:00

Nazwy szamotulskich ulic

Nazwy szamotulskich ulic

Nazwy ulic są odbiciem historii miasta, jego kultury, krajobrazu i sposobu postrzegania świata przez jego mieszkańców. I ‒ niestety ‒ także polityki.  

Dla miasta najważniejsza jest jego nazwa (por. http://regionszamotulski.pl/pochodzenie-nazwy-szamotuly/). To taki jego znak tożsamości. Istotna jest także nazwa rzeki, nad którą dane miasto jest położone. Od samego początku istnienia miast używane są jednak także nazwy wewnętrznych obiektów: ulic, placów, bram, mostów itd. W dokumencie z II połowy XVI w. odnotowano nazwę ulicy, która prowadziła z zamku Szamotulskich (teren, gdzie dziś znajduje się kościół św. Krzyża i budynki poklasztorne) poprzez most do Rynku ‒ była to ulica Grodzka. Wiadomo, że istniało wtedy Przedmieście Poznańskie z kościołem i szpitalem (dziś koniec ulicy Poznańskiej). Na pewno już wtedy nazywano pewne ulice od innych nazw miejscowości. Chodziło tu o drogi biegnące w kierunku tych miejscowości, jak dzisiejsza Obornicka, Ostrorogska czy Wroniecka. Zdawać by się mogło, że Poznańska wyłamuje się od tej reguły, bo przez całe lata z Szamotuł wyjeżdżało się w kierunku Poznania na południe od Rynku i dalej ul. Bolesława Chrobrego. Wcześniej ta droga jednak nie istniała i Poznańska rzeczywiście prowadziła w stronę Poznania. Zapewne pewne ulice nazywano od zajęć mieszkańców. Stąd mamy w Szamotułach Sukienniczą, Garncarską czy Piekarską. Treść nazwy może wskazywać na jej położenie (np. dzisiejsze nazwy typu Graniczna, Skrajna, Podgórna), kształt (Długa, Krótka, Okrężna, Krzywa, Zakole, Zaułek), charakter (Polna, Leśna, Łąkowa), lub wskazuje inne obiekty (Kościelna, Ratuszowa, Dworcowa). Czasem jakiś obiekt przestaje już funkcjonować, a pamięć o nim zachowuje właśnie nazwa; tak stało się w ostatnich latach z Młyńską.

Od XIX w. w nazewnictwie miejskim modne stały się nazwy pamiątkowe, nie odzwierciedlające rzeczywistych właściwości ulicy, lecz upamiętniające pewne osoby czy wydarzenia. Tego typu nazwy mogą być wykorzystywane przez kolejne władze do własnych celów promowania pewnych postaci i ‒ w ten sposób ‒ swego rodzaju zapanowania nad przestrzenią miejską.

Za czasów zaboru pruskiego oficjalne nazwy były niemieckojęzyczne: Wronkerstrasse, Kaplanstrasse, Klosterstrasse, Posenerstrasse, Bahnhofstrasse, Markt i inne ‒ te napisy widoczne są na pocztówkach do roku 1918.  Po odzyskaniu niepodległości trzeba było więc je przetłumaczyć na język polski. I tu pojawiły się pewne problemy. Nazwę Mittestrasse zamiast Środkowa (przebiega przez środek Rynku) przetłumaczono jako Średnią, wątpliwości można mieć też do tłumaczenia Kapłańska, bo der Kaplan to raczej „kapelan”.

W okresie międzywojennym dzisiejsza ulica Powstańców Wielkopolskich była najpierw Obrzycką (to zapewne tłumaczenie nazwy z okresu zaborów), a potem Calliera. Edmund Callier, jeden z dowódców powstania styczniowego na Mazowszu, urodził się w nieistniejącym domu, który zamykał ścianę budynków przy placu Sienkiewicza, a zarazem otwierał dzisiejszą ulicę Powstańców Wielkopolskich. Część dzisiejszej ulicy Dworcowej (od strony Rynku) do połowy lat 20. nosiła nazwę Klasztorna. Ulice Wiosny Ludów i Rolna w tym czasie miały patronów ‒ osoby zasłużone dla Szamotuł. Pierwsza ‒ Henryka Wysockiego (budowniczego), druga ‒ Stefana Chrzanowskiego (właściciela majątku). Ulica nazywana wówczas Sportową biegła od stadionu, skręcała w lewo na wysokości dzisiejszego Lidla i dochodziła do Dworcowej na wysokości ul. Bolesława Chrobrego. Fragment dzisiejszej Sportowej od 3 Maja był traktowany jako odrębna ulica ‒ Jasna. Aleja 1 Maja była wtedy Sądową, gdyż do 1945 roku mieściły się tam sąd i prokuratura. Budynek spłonął tuż po wkroczeniu do Szamotuł wojsk sowieckich, a sąd  umieszczono w odebranych przez państwo parafii ewangelickiej budynkach pastorówki i szpitala ewangelickiego (szpitala diakonisek) w przy placu Sienkiewicza. W 1946 roku dawną Sądową zastąpiła ‒ al. 1 Maja. Od dziesięciu lat sąd znów mieści się niemal na dawnym miejscu (przy areszcie). W latach 30. Wroniecka nosiła nazwę Marszałka Piłsudskiego, a Poznańska ‒ Prezydenta Mościckiego.

Zaraz po wojnie te dwie ostatnie ulice powróciły do swych tradycyjnych nazw, ale na krótko, bo już w 1947 roku Wroniecką przemianowano na. Gen. Karola Świerczewskiego, a wkrótce potem Poznańską zamieniono na Rewolucji Październikowej. W czasach stalinowskich Rynek  stał się placem Walki Młodych, a Dworcowa ‒ ul. Generalissimusa Stalina. Ulicę Strzelecką (nazwa z okresu międzywojennego) w tym samym czasie przemianowano na Bohaterów Stalingradu, po 1956 roku wprowadzono jeszcze inną nazwę: Wojska Polskiego.

Na początku lat 50. ulicę Nowowiejską (od dawnego określenia Nowa Wieś) zamieniono na … Feliksa Nowowiejskiego ‒ twórcy nie tylko melodii Roty, ale także pieśni Witaj, śliczna i dziedziczna, Szamotuł Pani. Do 1956 roku dzisiejsza ulica Braci Czeskich była Szeroką, inaczej nazywał się też odcinek dzisiejszej Staszica między Dworcową a Sportową ‒ była to Koszarowa. Po wojnie wprowadzono nazwę ulicy Bohaterów, którą kilkanaście lat później zmieniono na Powstańców Wielkopolskich. Ciekawa jest geneza nazwy ulicy Spółdzielcza, wiąże się ona bowiem ze spółdzielnią, która na przełomie lat 50. i 60. budowała osiedle domów jednorodzinnych przy Obornickiej i sąsiednich małych uliczkach. Park Kościuszki był niegdyś placem Kościuszki (jeszcze wcześniej, w czasach pruskich, był to Oppenplatz), a w miejscu, gdzie dziś stoi budynek SzOK, znajdował się plac Dąbrowskiego.

W PRL-owskiej Polsce patronami ulic coraz częściej stawały się osoby związane z ideologią socjalistyczną i komunistyczną. Kilku dawnym ulicom zmieniono nazwę, od „komunistycznych świętych” nazywano też całkiem nowe ulice. I tak na mapie Szamotuł pojawiły się ulice Feliksa Dzierżyńskiego, Juliana Marchlewskiego, Marcelego Nowotki, Janka Krasickiego, Hanki Sawickiej, później także: Jarosława Dąbrowskiego, Marcina Kasprzaka, Mariana Buczka, Pawła Findera, Bolesława Bieruta, Alfreda Lampego, Ludwika Waryńskiego, Franciszka Jóźwiaka, Wandy Wasilewskiej, Małgorzaty Fornalskiej, Władysława Kniewskiego, Franciszka Zubrzyckiego. Wprowadzono także nazwy związane z wojenną działalnością komunistów: Gwardii Ludowej  i 22 Lipca.

Kolejna zmiana historyczna ‒ przełom ustrojowy 1989-1990 ‒ znów odcisnęła swoje piętno na nazewnictwie szamotulskich ulic. Najpierw, już na początku 1989 roku, przywrócono dawną nazwę 3 Maja, kolejne zmiany przyniosła jesień 1990 roku. Rada miasta zmieniła wtedy nazwy aż 20 ulic. Od tamtego czasu konsekwentnie wprowadza sie zasadę rejonizacji nazw ulic. W okolicach stadionu wprowadzono wówczas 9 nazw pochodzących od dyscyplin sportowych, a w pobliżu al. Niepodległości upamiętniono kolejnych 3 polskich poetów. „Najmniej szczęścia” miał Juliusz Słowacki, wprowadzony do szamotulskiego nazewnictwa w miejsce Hanki Sawickiej. Po kilku latach, gdy wybudowano nową ulicę i połączono szosę od Obornik z drogą w kierunku Pniew, Słowacki ‒ chociaż „wielkim poetą był” ‒ musiał ustąpić miejsca Janowi Pawłowi II (tę nazwę wprowadzono jeszcze za życia polskiego papieża). Nowe miejsce Słowackiemu znaleziono nieco dalej ‒ stał się patronem mniejszej ulicy w pobliżu Słonecznej. Z początku lat 90. pochodzi nazwa Sezamkowa ‒ ciekawa, bo nawiązująca do … popularnego w tamtym czasie amerykańskiego programu edukacyjno-rozrywkowego dla dzieci.

W czasie dekomunizacji nazewnictwa Szamotuły zachowały się podobnie jak inne miasta: Janka Krasickiego zastąpiono Ignacym, a Jarosława Dąbrowskiego ‒ Janem Henrykiem. Wprawdzie wszystkie dokumenty i tabliczki trzeba było wymienić, ale nie naruszono społecznych przyzwyczajeń. Niejako automatycznie zastąpiono „Święto Odrodzenia Polski” – „Świętem Niepodległości”, czyli zamiast nazwy 22 Lipca pojawiła się 11 Listopada. Na początku 2018 roku ul. 27 Stycznia (od daty końca w Szamotułach okupacji hitlerowskiej) zastąpiono ul. 27 Grudnia 1918 r. (początek powstania wielkopolskiego).

Rejonizację nazw widać w ostatnich dziesięcioleciach coraz wyraźniej, chociaż nie jest ona do końca konsekwentna. Postaci związane z Szamotułami  mają swoje ulice w kilku miejscach miasta, najwięcej jest tego typu ulic w rejonie Sportowej, za stadionem. Podobnie jest z ulicami o znaczeniu związanym z wojskowością: są w pobliżu Wojska Polskiego i Ostrorogskiej. Przykładem dobrze przeprowadzonej rejonizacji są „nazwy drzewne” w okolicach Zielonej, nazwy pór roku (w pobliżu Ostrorogskiej), nazwy upamiętniające polskich naukowców (w bok od Szczuczyńskiej) i władców (Bolesława Chrobrego i ulice w pobliżu).

W Szamotułach mamy 3 nazwane parki: Tadeusza Kościuszki, Jana III Sobieskiego (zwany wcześniej parkiem miejskim) oraz Zamkowy (często nazywany przez mieszkańców miasta Zamkowskim). W dzisiejszych granicach Szamotuł leży 200 ulic, z tego 4 nazwane są aleją: Niepodległości, 1 Maja, Powstania styczniowego i Jana Pawła II. Jest tylko jeden plac:  Sienkiewicza, obejmujący teren rozgraniczony przed wojną nazewniczo na dwa obszary: Nowe Rynek i plac Kościelny (nazwany tak od kościoła ewangelickiego, który do 1958 roku stał w dzisiejszej części parkowej); warto dodać, że ta część Szamotuł nazywana była Nowym Miastem. W ostatnich dziesięciu latach nadano nazwy dwom skwerom. Pierwszy to skwer Maksymiliana Ciężkiego (z poświęconym mu pomnikiem), a drugi ‒ gen. Mariana Orlika (z umieszczoną na kamieniu tablicą pamiątkową).

Agnieszka Krygier-Łączkowska


1914 r. Wtedy to jeszcze Markt, potem – oczywiście – Rynek, w czasach stalinowskich – plac Walki Młodych.




Lata 1910-1915. W czasach obowiązywania nazw niemieckich – Wronkerstrasse, później Wroniecka. W latach 30. XX w. – Marszałka Józefa Piłsudskiego. Po II wojnie krótko Wroniecka, od 1947 roku – Generała Karola Świerczewskiego. Od 1990 roku znów Wroniecka.




1917. W XVI w. ulica prowadząca od zamku Świdwów Szamotulskich (dziś na tym miejscu kościół Św. Krzyża i budynki dawnego klasztoru) nazywana była Grodzką. Później nazwano ją Klasztorną (w czasie zaboru pruskiego Klosterstrasse). Od połowy lat 20. XX wieku Dworcowa. W czasach stalinowskich Dworcową przemianowano na Generalissimusa Stalina.




Lata 1915-1920. Ta ulica to albo jeszcze Posenerstrasse, albo już po polsku Poznańska. W latach 30. XX w. – Prezydenta Ignacego Mościckiego. Po wojnie krótko Poznańska, potem do 1990 r. Rewolucji Październikowej. Obecnie Poznańska.




1905-1915. Tę część Szamotuł nazywano kiedyś Nowym Miastem (w czasach zaborów Neue Stadt). Plac z widocznym tu kościołem ewangelickim był placem Kościelnym (Kirchplatz) , a położony obok wybrukowany teren z zachowanym do dziś słupem ogłoszeniowym – Nowym Rynkiem (Neue Markt). Obecnie cały ten teren to plac Sienkiewicza.



Źródło zdjęć: fotopolska.eu

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Od urodzenia związana z Szamotułami. Polonistka (jak mama) i regionalist(k)a (jak tata).

Dr nauk humanistycznych, redaktor i popularyzator nauki. Prezes Stowarzyszenia WOLNA GRUPA TWÓRCZA, wiceprezes Szamotulskiego Stowarzyszenia Charytatywnego POMOC.

Nazwy szamotulskich ulic2018-11-24T15:55:58+01:00

Nazwa Szamotuły

Pochodzenie nazwy Szamotuły (Szamotuły czy Samotuły? A może jeszcze inaczej…)

Niektóre miejscowości noszą nazwy, których pochodzenie i znaczenie można dość łatwo wyjaśnić. Tak jest na przykład z nazwą miasta Środa – wszyscy, którzy wiedzą, że była to niegdyś osada targowa, bez trudu skojarzą nazwę miasta z dniem tygodnia, w którym kupcy gromadzili się ze swym towarem. Pochodzenie nazwy miejscowości nie zawsze jednak jest jasne. Taką niezrozumiałą, nie do końca wyjaśnioną nazwą jest nazwa Szamotuły. Podania ludowe wiążą ją z losem kogoś, kto samotnie błądził (czyli sam tułał się) po terenie, na którym powstały Szamotuły.

Nazwy miejsc od dawna stanowią przedmiot zainteresowania przedstawicieli wielu nauk. Istnieje nawet odrębna gałąź językoznawstwa, która zajmuje się nazwami, jest to onomastyka (od greckiego onoma – 'imię’). W pracach znanych językoznawców: Karola i Zofii Zierfofferów, Stanisława Rosponda i Kazimierza Rymuta brak jednoznacznego rozstrzygnięcia kwestii pochodzenia i pierwotnego znaczenia nazwy Szamotuły.

Pierwszy problem to ustalenie początkowego brzmienia nazwy: Szamotuły czy Samotuły. W alfabecie łacińskim nie było litery na oznaczenie polskiego dźwięku sz. Zanim w polskich tekstach ostatecznie utrwaliła się pisownia tej głoski za pomocą dwóch znaków (s oraz z), przez kilka stuleci głoski s i sz zapisywano jednakowo. Trudno jest więc dziś stwierdzić, jak dawniej brzmiały niektóre wyrazy. Druga sprawa, którą warto sobie uświadomić, to mnogi (pluralny) charakter nazwy. Pokazuje to przykład: „Te dawne Szamotuły szczyciły się wieloma uczonymi i artystami”.

Jeśli przyjąć, że miasto od początku było Szamotułami, jego nazwę należałoby wiązać z przezwiskiem Szamotuła (lub Szamotuł), utworzonym od czasownika szamotać. Byłoby więc tak, że istniał pewien człowiek, którego  ‒ w związku z jego sposobem zachowania lub z jakąś sytuacją ‒ nazwano Szamotułą. Człowiek ten stał się założycielem rodu, nazwanego od jego imienia: Szamotuły (liczba mnoga). Od rodu z kolei wzięła swą nazwę osada. Tego typu nazwy w onomastyce określa się właśnie jako rodowe: wywodzą się od imienia (przezwiska) przodka, w formie liczby mnogiej przenoszą się potem na cały ród, a jeszcze później zaczynają określać osadę, którą dany ród założył lub w której zamieszkiwał. Podobnego typu nazwy są w Polsce dość liczne – można tu wymienić na przykład Kozietuły, Kozierady, Bolesty. Warto jednak dodać, że w Wielkopolsce nazwy tego typu nie są częste.

Za dawną postacią nazwy Samotuły opowiadają się ci, którzy chcieliby widzieć związek nazwy miasta z jakimś samotnym tułaczem lub z nazwą rzeki Samy. Z językoznawczego punktu widzenia takie przekształcenie postaci Samotuły w Szamotuły jest możliwe, choć raczej mało prawdopodobne. Tłumaczyć by je można wpływem dawnej postaci graficznej (jak wspomniano,  w czasach przed powstaniem druku s i sz pisano często jednakowo) lub wymowy niemieckiej, oddającej polskie s jako sz.

Interpretacja postaci Samotuły przebiegałaby podobnie jak w wypadku  Szamotuły, czyli ze względu na formę liczby mnogiej uznać by ją należało za nazwę rodową. Imię-przezwisko założyciela rodu brzmiałoby wówczas Samotuła lub Samotuł. Pierwszy człon przezwiska to zaimek sam. Kolejna trudność pojawia się przy określeniu znaczenia członu drugiego. Wywodzić się on może od czasownika tułać się ‒ przezwisko znaczyłoby wtedy 'tułacz, włóczęga’. Człon -tuł łączyć by można jednak również z czasownikiem tulić, który znaczył niegdyś 'chować’.

W świadomości niektórych mieszkańców Szamotuł istnieje poczucie związku nazwy miasta z nazwą rzeki Samy. Według najwybitniejszych wielkopolskich badaczy nazw, Karola i Zofii Zierhofferów, brzmieniowe podobieństwo nazw Szamotuły i Sama jest przypadkowe. Sama bądź Samica (z tą wersją nazwy również można się spotkać) to dawne określenie głównego koryta rzeki. Skojarzenie nazw SamaSzamotuły pojawia się jednak w niektórych pracach regionalistycznych. Zasłużony regionalista i historyk Wielkopolski Ludwik Gomolec genezę nazwy miasta łączył z dużą ilością strumieni uchodzących do rzeki Samy. Strumienie te, zdaniem Gomolca, miejscowa ludność określała wspólną nazwą Samotuły. Kilka takich strumieni wpadało do Samy w okolicach dzisiejszych Szamotuł. W tym wypadku nazwa miasta należałaby do tzw. nazw relacyjnych – to znaczy nazw utworzonych od innych nazw. Proces nazwotwórczy wyglądałby w tym wypadku w sposób następujący: od nazwy rzeki (Sama) utworzono nazwę wpadających do niej strumieni (Samotuły), potem nazwę strumieni zaczęto odnosić do terenu, na którym występowała duża liczba strumieni, w końcu zaś ‒ do osady. Interpretacja ta jest jednak zbyt skomplikowana, sztuczna, niezgodna z mechanizmami tworzenia polskich nazw miejscowości. Romuald Krygier przytacza wersję Gomola i dodaje jeszcze inne wyjaśnienie nazwy Szamotuły ‒ „miasto, które przytuliło się do Samy”. Tę ostatnią koncepcję trzeba odrzucić, ponieważ nie uwzględniono, że wyraz tulić miał dawniej znaczenie 'chować’. Czy nazwa mogłaby zatem pochodzić od błądzącej (tułającej się) po terenie rzeki Samy? Nazwy miejscowości powstałe od rzek są dość częste, w tym wypadku jednak należy pamiętać, że forma nazwy wskazuje raczej na jej rodowy charakter, czyli powstanie od przezwiska założyciela rodu.

Można wspomnieć o jeszcze jednej hipotezie dotyczącej nazwy Szamotuły. Językoznawca Andrzej Bańkowski w nazwie miasta dopatrzył się śladów staropolskiego zaimka wszamo, który znaczył 'na wsze strony’. Pojawił się więc kolejny problem: być może pierwotnie nie były to ani Szamotuły, ani Samotuły, ale Wszamotuły. Zmiana pierwotnej nazwy polegałaby w tym wypadku na uproszczeniu początkowej, trudnej do wymówienia, grupy spółgłoskowej.

Jak więc brzmiała pierwotnie nazwa miasta: Szamotuły, Samotuły czy może Wszamotuły? W jaki sposób ta nazwa powstała i co znaczyła? Przedstawione tu różne interpretacje nazwy ukazały, jak trudno odpowiedzieć na postawione wyżej pytania.

Czy zatem możliwe jest, że w podaniach ludowych tkwi jakieś ziarno prawdy? Czy początek osady wiązał się z jakimś samotnym tułaczem? Przy założeniu, że pierwotna postać nazwy brzmiała Samotuły, niewielkie prawdopodobieństwo odnotowania w nazwie takiej tułającej się osoby istnieje. Trzeba jednak pamiętać, że na pewno nie chodziło tu o błąkającą się po baszcie i parku Halszkę z Ostroga. Halszka to bowiem postać historyczna: żyła w wieku XVI, za czasów panowania ostatnich Jagiellonów, a nazwę miasta zanotowano po raz pierwszy w 1231 roku. Bardziej prawdopodobna jest jednak interpretacja nazwy, wiążąca jej powstanie z postacią kogoś, kto miał jakiś związek z szamotaniem. Z jaką sytuacją się ono wiązało, nie wiadomo. Odpowiedzi na takie pytanie analiza językowa nie jest już w stanie dać.

 

Agnieszka Krygier-Łączkowska



Podania o powstaniu Szamotuł często wiążą nazwę miasta z postacią z „Wieży Czarnej Księżniczki” (por. http://regionszamotulski.pl/podania-o-powstaniu-szamotul/).

Zamieszczony poniżej wiersz świadczy o kojarzeniu nazwy Szamotuły z nazwą rzeki Samy (utwór z I Turnieju Jednego Wiersza O Pierścień Halszki ).

Maria Kaczmarek
SZAMOTUŁY ‒ SAMOTUŁY?

Sama tuła się sama?
wije się płynie?
Mieszkają w niej kaczory i
Kaczki.
Omija Basztę Halszki
Zaszczyca parki
W upalne dni chłodzi.
Spacerom sprzyja.
Przytul się do mnie kochanie
odpoczniemy na ławce –
przy fontannie.

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Od urodzenia związana z Szamotułami. Polonistka (jak mama) i regionalist(k)a (jak tata).

Dr nauk humanistycznych, redaktor i popularyzator nauki. Prezes Stowarzyszenia WOLNA GRUPA TWÓRCZA, wiceprezes Szamotulskiego Stowarzyszenia Charytatywnego POMOC.

Nazwa Szamotuły2017-11-02T20:24:13+01:00

Nazwy ulic: Szamotulskiego i Szamotulczyka

Ulice Szamotulskiego i Szamotulczyka ‒ do poprawy!

 

W południowo-wschodniej części Szamotuł, w pobliżu ul. Sportowej, usytuowane jest rozbudowujące się od końca lat 80. ubiegłego wieku osiedle, którego ulicom patronują wybitne osoby w różny sposób związane z Szamotułami i regionem. Są wśród nich ulice Wacława SzamotulczykaDobrogosta Szamotulskiego, leżące w bezpośrednim sąsiedztwie: obie odchodzą od ul. Łukasza Górki i biegną równolegle, pierwsza z nich dochodzi do Sportowej, druga kończy się ślepo.

Patron ulicy Wacława Szamotulczyka jest ogólnie znany, nie tylko mieszkańcom Szamotuł. Chodzi tu przecież o postać Wacława ‒ XVI-wiecznego kompozytora, muzyka i poety, określanego często mianem najwybitniejszego kompozytora polskiego przed Chopinem. W Szamotułach postać Wacława upamiętniono już w 1947 roku, kiedy to przy ul. Dworcowej odsłonięto poświęcony mu obelisk z piaskowca. Wacław z Szamotuł jest patronem Państwowej Szkoły Muzycznej I i II stopnia, na początku lat 90. XX wieku jego imieniem nazwano halę widowiskowo-sportową.

W historii Szamotuł było kilku Dobrogostów Szamotulskich, imię to powtarzało się bowiem w obu gałęziach rodu Nałęczów, którzy byli właścicielami Szamotuł. Najważniejszy był tu Dobrogost Świdwa Szamotulski (urodzony w II połowie XIV w., zmarły ok. 1462 r.). Dobrogost był współwłaścicielem Szamotuł razem z bratem Wincentym, jednak to on bardziej zajmował się miastem niż przebywający na Rusi jako jej starosta Wincenty. Za jego czasów powstał Zamek Świdwów, kościół św. Stanisława, szkoła parafialna, szpital (Por. tekst Szamotulscy. http://regionszamotulski.pl/dzieje-ziemi-szamotulskiej/page/5/).

Na tabliczkach z nazwami ulic umieszczono tylko „nazwiska” patronów: Szamotulczyk, Szamotulski. I tu pojawia się problem, a właściwie nawet kilka problemów. Po pierwsze ‒ nie są to nazwiska w dzisiejszym ich rozumieniu. Współczesne nazwisko to nazwa własna rodzinna, dziedziczona zwykle po ojcu (choć może być także po matce), obowiązkowa, występująca wspólnie z imieniem. W funkcjonowaniu oficjalnym to właśnie nazwisko jest ważniejsze, w życiu rodzinnym istotniejsze jest imię. W wiekach XV i XVI, czyli czasach Dobrogosta Świdwy i Wacława, tak rozumiane nazwiska jeszcze nie istniały. Wraz z rozwojem społeczeństwa zrodziła się potrzeba uzupełniania imion jakimś drugim określeniem. Zwykle zawierało ono informację o tym, czyim ktoś jest synem (np. Janik ‒ syn Jana, Szymonowic ‒ syn Szymona), skąd pochodzi (w wypadku szlachty także: jakiej miejscowości jest właścicielem) (np. Janko z Czarnkowa), jaką funkcję pełni (jaki zawód wykonuje) lub co go charakteryzuje (np. Mały). Tę samą osobę nazywano na kilka różnych sposobów, np. Dobrogost raz mógł być określany jako Dobrogost syn Sędziwoja, innym razem jako Dobrogost z Szamotuł, Dobrogost Szamotulski, Dobrogost ‒ Pan na Szamotułach lub Starosta Wielkopolski Dobrogost. Ciągle ważniejsze było imię, drugie określenie nie musiało się pojawiać. Co z tego wynika dla interesujących nas nazw ulic? Otóż ‒ jeśli już skracać nazwę Dobrogost Szamotulski, to tylko do: Dobrogost (a najlepiej Dobrogost Świdwa), analogicznie ‒ zamiast mówić o Wacławie Szamotulczyku, możemy powiedzieć po prostu Wacław. I druga sprawa: używanie nazw ulic Szamotulczyka i Szamotulskiego jest nie tylko niewłaściwe ze względów językowych, ale także bardzo niepraktyczne. Nazwy te nie będą pełniły swojej podstawowej funkcji, jaką jest odróżnianie, bo ze względu na swe podobieństwo zawsze będą się myliły.

Jaki z tego płynie wniosek: najlepiej używać pełnych nazw i koniecznie zmienić tabliczki. I to nie tylko te dwie, ale o tym innym razem.

 

Agnieszka Krygier-Łączkowska

Nazwy ulic: Szamotulskiego i Szamotulczyka2017-11-13T10:42:38+01:00

List miłosny

Ilustracje z najważniejszego średniowiecznego zbioru poezji niemieckiej z 1. połowy XIV w. – Codex Manesse; źródło  http://manuscriptminiatures.com

Pierwszy pisany po polsku list miłosny


Pochodzenie listu

Omawiany w zamieszczonym poniżej artykule Tomasza Lisowskiego najstarszy zachowany polski list miłosny pochodzi z podręcznika retoryki Macieja z Międzyrzecza, czyli swego rodzaju poradnika pisania. Podręcznik ten został spisany (ręcznie, bo to przecież czasy przed wynalezieniem druku) w latach 1428-1429.

Trudno powiedzieć, czy Marcin z Międzyrzecza umieścił tu własny list, list innego nadawcy, czy też ‒ na potrzeby podręcznika ‒ taki list spreparował jako swego rodzaju wzór do naśladowania. Jak to zwykle bywa, znaleźć można zwolenników każdej z tych koncepcji.

Autor podręcznika najpierw zajmował stanowisko urzędnika w kancelarii starosty wielkopolskiego, a następnie pracował dla biskupa poznańskiego Stanisława Ciołka (dawnego podkanclerzego koronnego i sekretarza króla Władysława Jagiełły). Ci, którzy uważają, że jest to autentyczny list prywatny Marcina, wiążą fakt jego powstania z podróżą Marcina z rodzinnego miasta do Poznania i pozostawieniem przez niego w rodzinnych stronach nieznanej z imienia ukochanej.

Jeśli jest to list autentyczny, a nie spreparowany, zapewne jego autor zatrzymał się na szamotulskim dworze, przesiąkniętym właściwymi całej średniowiecznej Europie ideami kultury rycerskiej, a więc także ideą miłości dworskiej (por. tekst Szamotulscy http://regionszamotulski.pl/szamotulscy/).

Agnieszka Krygier-Łączkowska


Fragment podręcznika retoryki Marcina z Międzyrzecza, Biblioteka Jagiellońska


Służba ma naprzod ustawiczna… 

Polski list miłosny, choć nie ma tak długiej historii, jest jednak sędziwym jubilatem. Pierwsze pisane po polsku listy miłosne znane są z XV wieku. Wśród nich jest list, który powstał w 1. połowie tego wieku w Szamotułach właśnie. Warto wspomnieć, że na terenach polskich listy powstawały od XI wieku. Były to dokumenty państwowe bądź kościelne pisane wyłącznie po łacinie. Na tym tle list szamotulski rysuje się więc tym bardziej interesująco ‒ pisany jest po polsku, jest listem prywatnym, a nawet intymnym!

O nadawcy i adresacie nie wiemy nic ponad to, co wynika z treści listu. Wiemy, że pisał go mężczyzna do swojej wybranki, która ukryta jest pod wytwornymi określeniami „twa miłość”, „panna najmilejsza”. Wiemy, że nie są oni małżeństwem. Wiemy, że list powstał w środę (którego dnia, miesiąca, roku?) w Szamotułach, gdzie nadawca był „na służbie”. Wiemy, że dom jego matki znajdował się w pewnym oddaleniu od Szamotuł w okolicy, w której również mieszkała jego ukochana. List napisany jest wytworną polszczyzną i cechuje się wyszukaną kompozycją, co świadczy o tym, że jego autorem był człowiek wykształcony.

Łamiąc zasadę prywatności korespondencji, przeczytajmy list do ukochanej sprzed sześciuset lat.

Służbę mą naprzód ustawiczną, doskonałą, przez przestania.

Panno ma namilejsza!

Gdy chciałem na służbę od ciebie jachać precz, przyjałem do domu twego, ciebie żegnając. Dziwne rzeczy, w miłości będąc, poczęły się miedzy nama, toć jest, aby mnie nie zapomniała, barzo ciem twej miłości począł prosić, a twa miłość na mą prośbę ślubiła to uczynić. A tako z tobą się rozstając, serce me jęło barzo płakać, a ja takoż ślubuję twej miłości nie zapominać, ale wszędzie cześć i lubość czynić.

Wiedz, moja namilejsza panno, iże, aczkoliciem ja od ciebie daleko, a wszakoż wżgim nie była ani będzie nad cię jina miła, jedno ty sama, panno milejsza ma. Niedawno mię rzecz była potkała, abych barzo krasną pannę miłował, ale gdym na cię wspomięnął, tegom uczynić nie chciał.

A o ty wszyćki rzeczy proszę twej miłości, aby były tajemny miedzy mną a miedzy tobą, a proszę twej miłości, abyś się mej matuchnie pokłoniła.

Dano w Szamotulech we jśrodę.


List przytoczyłem w pisowni uwspółcześnionej za: W. Wydra, W. R. Rzepka, Chrestomatia staropolska. Teksty do roku 1543, Wrocław 1984, s. 221-222.

Ten trudny staropolski tekst wymaga objaśnień. Skomponowany on został według reguł średniowiecznej sztuki epistolarnej (czyli sztuki pisania listów), które sformułowane zostały w XI wieku przez Alberica z Monte Cassino. Wykwintna kompozycja listu dla współczesnego Polaka w dużej mierze jest nieczytelna ze względu na archaiczny język tego piętnastowiecznego zabytku polszczyzny. By uniknąć długich wywodów filologicznych, przytoczę własną, swobodną transpozycję tekstu średniowiecznego na współczesną polszczyznę.

Według założeń Albertica z Monte Cassino list powinien zawierać następujące części:

1) salutatio, czyli pozdrowienie;

2) captatio benevolentiae ‒ pozyskanie życzliwości adresata. Te dwa punkty zawarte zostały w jednym wstępnym zdaniu: „Służba ma naprzód ustawiczna…” ‒ Przede wszystkim pragnę zapewnić, że służba moja wobec ciebie jest trwała, doskonała, nieustanna, panno moja najmilejsza!;

3) narratio ‒ przedstawienie sprawy. W oryginalnym tekście od słów: „…tegom uczynić nie chciał.” ‒ Przed wyjazdem na służbę z dala od ciebie przyjechałem do twojego domu, by cię pożegnać. Dziwne rzeczy stały się pomiędzy nami, zakochanymi. Przede wszystkim zacząłem cię usilnie prosić, abyś mnie nie zapominała, a ty na moją prośbę przyrzekłaś to uczynić. A mimo to, gdy rozstawałem się z tobą, serce moje poczęło rzewnie łkać. Tak jak ty, również ja ślubuję, że nie zapomnę ciebie, ale wszędzie oddawać będę tobie cześć i uwielbienie. Wiedz, moja najmilejsza panno, że choć jestem daleko od ciebie, mimo to jednak nie było ani nie będzie innej bardziej kochanej niż ty, moja panno najukochańsza. Niedawno zdarzyło się, że spotkałem pewną piękną kobietę, którą mógłbym pokochać, ale gdy przeszyła mnie myśl o tobie, tego uczynić nie chciałem (nie mogłem).;

4) petitio ‒ prośba: „A o ty wszyćki rzeczy…” ‒ Proszę cię, aby te wszystkie sprawy pozostały tajemnicą nam tylko znaną, mi i tobie, proszę cię jeszcze, abyś się pokłoniła mojej matuchnie.;

5) conclusio ‒- zakończenie: „Dano w Szamotulech we jśrodę”. ‒ Szamotuły, środa.

Upłynęło prawie sześć stuleci od napisania tego listu. W tym czasie zmienił się nie do poznania język polski. Pozostało jednak coś niezmiennego: uczucie, które stanowi treść listu napisanego „w Szamotulech we jśrodę”.

Tomasz Lisowski

List miłosny2020-02-12T23:56:15+01:00
Go to Top