Renesansowe emancypantki. Księżne Ostrogskie – Beata i Halszka
Niewiele jest kobiet staropolskich, o których wiemy więcej niż tylko to, czyimi były córkami, żonami, matkami. Na kartach historii zapisały się jedynie te niezwykłe, o nieprzeciętnych charakterach i losach, jak księżne Ostrogskie, matka i córka. Beata była opozycjonistką Zygmunta II Augusta, jedną z pierwszych Polek zajmujących się administrowaniem, ofiarą łowcy posagów i pierwszą znaną z nazwiska turystką tatrzańską. Jej córka, Halszka, zasłynęła jako dziedziczka ogromnej fortuny kniaziów Ostrogskich, antykrólewska buntowniczka, bohaterka obyczajowego skandalu, bigamistka, tajemnicza Czarna Księżniczka, która niczym więźniarka przez czternaście lat mieszkała w szamotulskiej baszcie.
Katarzyna Telniczanka, babka Halszki i matka Beaty rozkochała w sobie przyszłego króla Zygmunta I Starego, z którym miała trójkę dzieci. Niewiele o niej wiemy. Być może była jedną z dam należących do dworu królowej matki, Elżbiety Habsburżanki? Zwała się Telniczanką od wsi Telnice na Morawach, co wskazywałoby na to, że była Czeszką. Jej niezalegalizowany związek z Zygmuntem trwał jedenaście lat, w tym dwa lata, gdy był on królem Polski. Nie zamierzał jej poślubić, gdyż jako władca musiał w wyborze żony kierować się względami dynastycznymi. Zapewnił jednak ukochanej dostatnie życie, wydając ją za mąż za podskarbiego wielkiego koronnego, a jednocześnie swojego przyjaciela, Andrzeja Kościeleckiego. Z tego małżeństwa w 1515 roku urodziła się jako pogrobowiec Beata Kościelecka. Współcześni twierdzili, że była córką króla, a w tym przekonaniu tym utwierdzał ich fakt, że mała Kościelecka wychowywała się nie przy matce, tylko razem z królewnami na dworze królowej Bony.
Beata słynęła z niezwykłej urody, opiewanej przez poetę Andrzeja Krzyckiego, ale wygląd nie był dla niej najważniejszy. Za sprawą Bony bliskie stały się jej zachodnie, renesansowe ideały podniesienia godności i znaczenia niewiast. Obserwując królową, przekonała się, że polityka, władza nie muszą być obce kobiecie, że kobieta może zarządzać majątkiem, formować stronnictwa, forsować swoje plany równie dobrze jak mężczyzna. Łasa na władzę i bogactwo Beata miała świadomość, że jedno i drugie da jej odpowiednie zamążpójście. W XVI wieku małżeństwa zawierano głównie w celach materialnych, służyły produkcji, utrzymywaniu i przekazywaniu dóbr. Gdy chodziło o wielki majątek, na dobór małżonków wpływał sam król, mając na względzie własne sympatie i interesy polityczne. Kościelecka, ciesząca się względami Zygmunta Starego i Bony, zadbała więc o to, by królewska para wydała ją za mąż za majętnego księcia, który uchodził za najlepszą partię w kraju ‒ litewskiego kniazia Ilię Ostrogskiego, starostę bracławskiego i winnickiego, pierworodnego syna słynnego wodza Konstantyna Iwanowicza Ostrogskiego. Ilia często przebywał na monarszym dworze, gdzie poznał i pokochał pięć lat młodszą od siebie ulubienicę Bony.
Ślub i wesele Ilii i Beaty odbyły się na Wawelu 3 lutego 1539 roku. Uroczystość uświetniły turnieje rycerskie, w jednym z nich król Zygmunt II August pojedynkował się na kopie z panem młodym. Ostrogski nie atakował, zapewne z szacunku dla osoby króla, gdyż młody władca natychmiast zrzucił go z konia, a Ilia doznał poważnych wewnętrznych obrażeń. Piękna, bogata, młoda para niedługo cieszyła się swoim szczęściem. Wkrótce po feralnym upadku kniaź czuł się tak źle, że postanowił napisać testament. Zadbał w nim przede wszystkim o żonę i dziecko, którego się spodziewali. Miało ono objąć część fortuny Ostrogskich po osiągnięciu pełnoletniości, a resztę ‒ po śmierci matki. Do czasu jego dorosłości całym spadkiem zarządzać miała Beata. Ilia zmarł 19 sierpnia 1539 roku, a trzy miesiące później, 19 listopada 1539 roku w Ostrogu, na dzisiejszej Ukrainie, przyszła na świat jego spadkobierczyni. Otrzymała imię Elżbieta, nazywana była zdrobniale Halszką.
Łukasz III Górka i Halszka z Ostroga – obrazy namalowane przez Jarka Kałużyńskiego na podstawie wizerunków z epoki
Beata chciała, aby córka jak najdłużej pozostała dzieckiem ‒ małą Halszką, co dawało wdowie możliwość dysponowania jej majątkiem. Według prawa litewskiego nieletniość kończyła się u kobiet po ukończeniu piętnastego roku życia. W praktyce nie miało to znaczenia, gdyż dziewczyna aż do zamążpójścia pozostawała pod opieką, co wiązało się to z obowiązującym w monarchii ostatnich Jagiellonów prawem. Kobiety uznawane były za słabe fizycznie i psychiczne, w związku z czym potrzebowały opieki mężczyzny: ojca, brata albo męża. Ograniczenia te dotyczyły prawa spadkowego, opiekuńczego, małżeńskiego oraz zdolności sądowej w procesie cywilnym. W sądzie panny i mężatki nie mogły występować w swoim imieniu. Musiał je reprezentować mężczyzna. Samodzielnie czyniła to tylko wdowa. O dziecku, które zostało osierocone przez ojca, tak jak Halszka urodzona jako pogrobowiec, decydowali opiekunowie naznaczeni – powołani do opieki przez ojca w testamencie. Najważniejszym z ich uprawnień było zezwolenie na wejście w związki małżeńskie podopiecznych. Jeśli kobieta bez zgody opiekunów wyszła za mąż, traciła przypadające na nią mienie.
Posag wnuczki królewskiej kochanki obejmował: zamki w Połonnem, Krasiłowie, Cudnowie wraz z przyległościami, dwór Góry, dom w Wilnie i 1/5 dochodów z Ostroga. Elżbieta szybko zyskała sławę bogatej, a do tego pięknej dziedziczki. Nie wiemy, kto nauczył Halszkę czytać i pisać: ochmistrzyni, czy – wyedukowana dzięki Bonie – matka? Z pewnością były to umiejętności rzadkie wśród szesnastowiecznych niewiast. O tym, że nawet znaczniejsze szlachcianki nie potrafiły złożyć podpisu, mówią akta sądowe. Dziewczęta przygotowywano do roli żony i matki, osoby biernej i uległej, której znajomość prac gospodarskich i modlitw wpajano w rodzinnym domu. Jedynie na większych dworach były ochmistrzynie, uczące je odpowiednich manier, tańca, niekiedy gry na jakimś instrumencie.
Ledwie Halszka skończyła dziesięć lat, a już do Ostroga zaczęły przyjeżdżać matrymonialne poselstwa możnych panów litewskich i koronnych. Beata konsekwentnie je zbywała, więc niedoszli zięciowie jak najgorzej ją oceniali, zarzucając poświęcenie szczęścia córki dla własnych ambicji. Życie wdowy wypełniało wychowywanie Halszki w bezwzględnym posłuszeństwie i procesowanie się z młodszym bratem zmarłego męża, Konstantym Wasylem Ostrogskim o rodzinne dobra Ostrogskich. Do czasu aż Konstanty Wasyl postanowił skończyć z sądami i przejąć włości należące kiedyś do jego ojca poprzez małżeństwo bratanicy z wybranym przez siebie kandydatem. Dla niej ślub oznaczał wejście w posiadanie spadku, ale w rzeczywistości ‒ przejęcie go przez jej męża. Stryj dziedziczki chciał znaleźć takiego absztyfikanta, który zadowoliłby się częścią wielkiego majątku księżniczki, a resztę przekazał jemu. Jako bliski krewny był opiekunem przyrodzonym, czyli spokrewnionym, miał więc prawo wyboru męża dla Halszki. Ale to prawo mieli też wyznaczeni przez Ilię w testamencie opiekunowie, zwłaszcza matka i Zygmunt II August.
Baszta Halszki – obrazy Arlety Eiben
Ostrogski zaplanował wydać bratanicę za księcia Dymitra Sanguszkę, starostę kaniowskiego i czerkaskiego. Dymitr początkowo uzyskał zgodę Beaty, jednak później ta wycofała się ze złożonej obietnicy. 6 września 1553 roku Konstanty i Dymitr z blisko stu oddanymi sobie ludźmi najechali zbrojnie Ostróg. Pokonali załogę zamkową: jednego poddanego kniahini zabili, ranili ośmiu. Prosili, aby Ostrogskie zgodziły się oddać rękę panny Sanguszce. Bezskutecznie. Beatę zamknięto w izdebce i sprowadzono duchownego, by związał młodych stułą. Ponieważ Halszka nie chciała wymówić słów przysięgi, stryj zrobił to za nią. Następnie odprowadził młodych do łożnicy, gdzie oddał żonę mężowi.
Słudzy księżnej donieśli o napadzie i wymuszonym ślubie wojewodzie kaliskiemu Marcinowi Zborowskiemu, jednemu z wielu, który pragnął, aby Halszka została jego synową. Zborowski zaś poinformował o tym króla. Zygmunt August uznał najazd na Ostróg za osobistą zniewagę i natychmiast wysłał pisma do Wasyla i Dymitra z rozkazem, aby wszystko wróciło do dawnego stanu, dopóki sprawą nie zajmie się sąd w Knyszynie. Spór został rozstrzygnięty na płaszczyźnie narodowościowej. Senatorowie litewscy poparli pretensje Sanguszki i stojącego za nim Ostrogskiego, wskazując na zniewalający wpływ matki na Elżbietę. Senatorowie polscy, dążący do tego, by scheda Ostrogskiej trafiła w ręce jednego spośród nich, stanęli po stronie Beaty. Zygmunt August oburzony był tym, że Halszka została poślubiona bez jego wiedzy i zgody, rozsierdziło go też samowolne opuszczenie pogranicznych zamków przez Dymitra i narażenie ich na niebezpieczeństwo ze strony Tatarów. Władca domyślał się, że za całą sprawą stoi znany z antykrólewskich knowań hetman wielki koronny Jan Tarnowski, teść Konstantego Wasyla. Wyrok, jaki zapadł w Knyszynie 5 stycznia 1554 roku, skazywał Sanguszkę na infamię, czyli – w dawnym prawie polskim – utratę czci i praw obywatelskich oraz gardło, a więc śmierć. Jednocześnie na prośbę Beaty król zarządził rozesłanie uniwersałów, na podstawie których miano pojmać Dymitra, a jego żonę oddać matce. Ostrogski wywinął się z opresji dzięki interwencji króla Czech, Ferdynanda, nakłonionego do niej przez Tarnowskiego.
Sanguszko postanowił salwować się ucieczką. Wraz z przebraną w męskie szaty Halszką, udał się do czeskiej posiadłości hetmana Tarnowskiego – Roudnic. W pościg za nim ruszyły zbrojne drużyny: Marcina Zborowskiego i jego syna, też Marcina, Janusza i Jędrzeja Kościeleckich – krewnych Beaty oraz Łukasza i Andrzeja Górków. Początkowo wszyscy jechali razem, lecz Zborowscy potajemnie wypuścili się do przodu, chcąc, aby tylko na nich spadła sława wybawicieli porwanej księżniczki i tym samym przychylność jej opiekunów. Pod koniec stycznia uciekający dotarli do czeskiej Lysy, nieopodal Jaromierza. Zatrzymali się w zajeździe, gdzie odbywało się wesele. Ucztujący zapamiętali Dymitra jako pogodnego kniazia, który chętnie z nimi rozmawiał, a nawet brał udział w tańcach w parze ze swoją towarzyszką. Następnego dnia rano Sanguszko, jeszcze niekompletnie ubrany, zszedł do świetlicy zajazdowej zamówić śniadanie. Wtedy do pomieszczenia wpadli Zborowscy i zaczęli strzelać z rusznic. Ranili dwoje weselnych gości. Książę wybiegł na podwórze. W czasie gonitwy rozdarto na nim koszulę i uciekał zupełnie nagi. Ostatecznie pojmano go, pobito, a kilka dni później uduszono łańcuchem. Piętnastoletnia Halszka została wdową. Przez ostatnie pięć miesięcy dwa razy obserwowała krwawe walki o swoją rękę, a naprawdę o posag – najpierw w Ostrogu, potem w Czechach. Był to jednak zaledwie początek dramatu polskiej Heleny Trojańskiej. Jak zanotował kronikarz Marcin Bielski, „Zborowski córkę księżnie matce oddał, o którą potem wielkie burdy były”.
Krzyż z szamotulskiej bazyliki kolegiackiej
Powstanie tego wielkiego drewnianego gotyckiego krucyfiksu określa się na lata 1370-1390. Jego twórca nie jest znany, znawcy podkreślają mistrzostwo artystyczne jego rzeźby. Głowa Chrystusa jest pochylona na prawe ramię, twarz otaczają długie loki. Rzeźbiarz mocno zaznaczył mięśnie i partie brzucha, opaska biodrowa załamuje się w ostrych fałdach i zasłania uda. W postaci Chrystusa widoczny jest wysiłek, związany ze znoszonym cierpieniem. Krucyfiks umieszczony jest na belce tęczowej, czyli łączącej przeciwległe części łuku, który oddziela prezbiterium świątyni od nawy głównej. Jest to najstarszy element wyposażenia szamotulskiego kościoła, jeden z nielicznych tego typu zabytków w Polsce.
Zdjęcie Ireneusz Walerjańczyk
Krzyż na Rynku w Szamotułach – „droga pamiątka z czasów niewoli”
Krzyż na szamotulskim Rynku ma bardzo ciekawą historię. Już samo jego usytuowanie jest szczególne, bo chociaż krzyże w przestrzeni publicznej (poza terenem kościoła) pojawiają dość często, usytuowanie niemal na środku rynku jest już rzadkością.
Zdjęcie Jan Kulczak
Pierwszy krzyż postawiono w połowie XIX wieku. Antoni Śramkiewicz, szamotulski stolarz, uczestnik Wiosny Ludów, był poszukiwany przez pruskich żandarmów. Schronił się w Gałowie. Prusacy przeszukali zabudowania i park, lecz nie zauważyli ukrytego w konarach drzewa Śramkiewicza. Ten, widząc poszukiwania (a kilku żandarmów miało nawet odpoczywać pod tym właśnie drzewem), modlił się i ślubował, że jeżeli uda mu się wyjść cało z opresji, na szamotulskim Rynku postawi drewniany krzyż. Śramkiewicz „z wdzięczności za to cudowne ocalenie życia, na które tak bardzo nastawali siepacze pruscy” (sformułowanie z „Gazety Szamotulskiej”, 1934 r.) postarał się o zgodę właściciela Gałowa, dziedzica Mycielskiego, na wycięcie drzewa i własnoręcznie wykonał z niego krzyż.
Nauczyciel historii, jej badacz i regionalista Andrzej Hanyż (1901-1973), w wydanej tuż przed II wojną książce Ziemia Szamotulska w walce o wolność: 1793-1991, uzupełnił tę opowieść kilkoma szczegółami. Według niego Śramkiewicz tropiony był przez 6 tygodni, nawet przy pomocy psów policyjnych, a drzewo w Gałowie stanowiło dla niego nie jednorazowe schronienie, lecz przebywał na nim „większą część dni w czasie tej nagonki na niego”. Śramkiewicz trafił jednak na jakiś czas do pruskiego więzienia, a po wyjściu z niego krzyż na Rynku „wzniósł podstępem” (?) i żył w Szamotułach jeszcze długie lata. „Krzyż ten jeszcze dziś jest nie tylko symbolem wiary, ale i cierpień społeczeństwa naszego za polskość” ‒ napisał Hanyż. Warto w tym miejscu dodać, że cytowana publikacja wiązała się z kolejną walką o polskość, dochód z niej miał być bowiem przeznaczony na ufundowanie broni dla Armii Związku Powstańców Wielkopolskich Powiatu Szamotulskiego.
Po roku 1918 ‒ w wolnej Polsce ‒ rada miasta postanowiła zadbać o krzyż i otoczono go pięknym metalowym płotkiem, wykonanym przez szamotulskiego rzemieślnika (B. Zawadzkiego). Krzyż miał stać tam do czasu potężnej wichury w 1934 roku. Wątpliwe jest, czy stale był to ten sam, który wykonał Śramkiewicz z drzewa ściętego w Gałowie. Musiałby on mieć wtedy już ponad 80 lat, a ‒ dla porównania ‒ w czasie od zakończenia II wojny (czyli w ciągu 70 lat), na Rynku stały już co najmniej trzy różne krzyże.
Zdjęcie Andrzej Bednarski
Daromiła Wąsowska-Tomawska
SZAMOTULSKIE ŚWIĘTE DRZEWO
Przed pruskim pościgiem
ucieka chowa się w parku
u dziedzica Gałowa
na najwyższym konarze
najlichszej gałęzi
powstaniec Wiosny Ludów
miastowy stolarz
Antoni Śramkiewicz
Przylepiony
uczepiony liścia i nieba
Ślubuje i obiecuje
I stoi krzyż
na Rynku
na tym samym drzewie
Bóg i człowiek