Marcin Kowalewski – powstaniec wielkopolski i ułan Wojska Polskiego
Marcin Kowalewski urodził się 6 października 1896 roku pod Szamotułami – w Piotrkówku. Jego rodzicami byli rolnik Jakub i Franciszka z domu Filipiak. W czasie I wojny światowej został wcielony do armii zaborcy, po stronie niemieckiej walczył – między innymi – w 1916 roku pod Verdun. Na krótko trafił do niewoli francuskiej. Wrócił w rodzinne strony i podobnie jak młodsi bracia poszedł walczyć w powstaniu wielkopolskim.
Brat Jan (1899-1988) również walczył w I wojnie światowej, do armii powstańczej wstąpił w Poznaniu i przydzielony został do artylerii konnej na Sołaczu, a po powstaniach: wielkopolskim i śląskim został żołnierzem zawodowym. Młodszy o dwa lata od Jana Stanisław (1901-1985) uniknął już udziału w I wojnie. W powstaniu wielkopolskim walczył z Kompanii Szamotulskiej na froncie północnym w okolicach Czarnkowa, w Wojsku Polskim pozostał do 1921 r. i przeszedł do rezerwy jako kapral.
Marcin zgłosił się do powstania w Poznaniu, został ułanem w Jeździe Wielkopolskiej, która właśnie tam powstała jako element odrodzonego Wojska Polskiego. Podobnie jak Stanisław w powstaniu walczył na froncie północnym, a potem wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej (1920-1921).
Wcześniej jednak, 2 marca 1919 roku, w Szamotułach ożenił się z Marią Marianną z domu Marciniak (1896-1970), w 1920 roku urodziła się ich córka Aniela.
Marcin pozostał w Wojsku Polskim, kwaterował w Grudziądzu lub Gnieźnie. Żona nie chciała wyprowadzić się z Szamotuł i razem z córką mieszkały przy dzisiejszej ul. Nowowiejskiego.
Marcin Kowalewski na fotografiach wykonanych z okazji ślubu. Warto przyjrzeć się galowemu mundurowi ułanów.
Rany, które odniósł w czasie wojen, spowodowały, że 14.04.1926 r. zmarł w szpitalu wojskowym w Gnieźnie jako stosunkowo młody człowiek, nie dożył bowiem 30. urodzin.
Końcowe dni ojca tak wspominała po latach Aniela Kowalewska, po mężu Trojanek:
Pamiętam ten dzień. Mój Tato Marcin leży w łóżku na piętrze mieszkania przy ulicy Nowowiejskiej [dziś Nowowiejskiego – przyp. red.] w otoczeniu rodziny i znajomych. Odpoczywał, gdyż otrzymał przepustkę ze szpitala w Gnieźnie po to, jak się później okazało, by pożegnać się z rodziną, żoną Marianną, a przede wszystkim ze mną − swoją jedyną córką. Mam 5 lat, gdy dopuszczają mnie do niego, siadam na łóżku. Ojciec wyciąga rękę, uśmiecha się i głaszcze mnie po głowie, mówi: „O, mój kochany Aniołku… ” Ma zabandażowane piersi, rozpalone oczy i ręce gorące jak rozgrzane żelazo. Trochę się go boję, przecież prawie się nie znamy. Ja tu w Szamotułach, a on gdzieś daleko, ciągle w drodze do Poznania, Gniezna, Grudziądza, gdzieś na Kresach… Ale nie cofam ręki, trzymam ją… To moje ostatnie z nim widzenie przed śmiercią. Rano Tato odjeżdża pociągiem do Gniezna do szpitala wojskowego.
Aniela Kowalewska wraz ze swoją mama pojechały do Gniezna i tam uczestniczyły w pogrzebie męża i ojca. Ciekawe, że 6-letnia dziewczynka tak dobrze zapamiętała ten pochówek Ojca. Może ta wojskowa otoczka była tego powodem? Może, ale w pamięci Anielki do końca jej świadomego życia pozostały wszelkie detale tej ceremonii.
Jest 18 kwiecień 1926 roku, rano odbyła się msza żałobna w Kościele Garnizonowym. Po mszy trzy trumny żołnierskie umieszczono na platformie armatniej zaprzężonej w sześć koni. Stąd kondukt żałobny ruszył na cmentarz przy ulicy Witkowskiej. Po bokach ułani na koniach z proporczykami na czele w powózce konnej czterech księży, w drugiej, trzeciej i czwartej rodziny zmarłych oraz oficerowie zwierzchnicy zmarłych ułanów. Największe wrażenie robiły sztandary wojskowe i kościelne wiezione przez jezdnych oraz orkiestra, której marsz stymulował szybkość marszu.
Od około 1 km przed cmentarzem wojskowi, księża i rodziny szły pieszo do miejsc złożenia ciał do grobu. Aniela pamiętała przebieg ceremonii, wystąpienia wojskowych i księży oraz trąbkę grającą nad grobami między innymi jej ojca, nie umiała jednak powiedzieć, czy odbyła się salwa honorowa? Pewnie tak!
Po pogrzebie dowódca jednostki zaprosił rodziny na wspólny obiad, a następnie odwieziono je na pociąg do Poznania. Rzadko odwiedzała grób ojca, dopiero kilka lat po II wojnie światowej pojechała do Gniezna z mężem dwoma synami, odnaleźli ten grób − skromne, wszystkie jednakowe, kopczyki z ziemi z drewnianymi krzyżami.
Tak naprawdę grobami żołnierzy 1920 roku na Cmentarzu przy Witkowskiej zajęli się samorządowcy Gniezna po 2000 roku. Wtedy przebudowano kwatery, wszystkie mogiły (189) otrzymały granitowe płyty, poprawiono nazwiska i dane pochowanych, na środku postawiono kamień ze stosownym napisem i masztem, na którym cały czas powiewa polska flaga. Cmentarz przy ulicy Witkowskiej robi wrażenie, bo obok kwatery żołnierzy I wojny światowej, powstania wielkopolskiego, kwatery wojny polsko-radzieckiej 1920 roku są mogiły ofiar terroru hitlerowskiego − osób, które zamęczono we Wronkach, Rawiczu i Gnieźnie, oraz Memoriał, gdzie pochowano blisko 4 tysiące żołnierzy radzieckich, którzy zginęli w okolicach Gniezna w walkach z Niemcami w II wojnie światowej.
Córka Aniela w 1940 r. wyszła za mąż za Aleksandra Trojanka, zmarła w 2001 r. w Górze Śląskiej. Spoczywa obok męża na cmentarzu w Szamotułach.
Grzegorz Aleksander Trojanek (wnuk Marcina Kowalewskiego) i Agnieszka Krygier-Łączkowska
Marcin Kowalewski pod Verdun, 1916 r.
Aniela Kowalewska, I komunia św., Szamotuły, 1931 r.
Aniela Trojanek z synami Tadeuszem i Zbigniewem przy grobie ojca. Cmentarz w Gnieźnie, lata 50. XX w.
Kwatera żołnierzy wojny polsko-bolszewickiej na cmentarzu w Gnieźnie przy ul. Witkowskiej. Na zdjęciach przy grobie Marcina Kowalewskiego: Grzegorz Aleksander Trojanek (wnuk), jego żona Barbara oraz Mateusz Aleksander Trojanek (prawnuk Marcina).