Okolice, gdzie toczyły się walki. Jaka była wówczas pogoda, nie wiadomo…

15 lutego 1383 roku pod Szamotułami rozegrała się największa bitwa w tzw. wojnie Grzymalitów z Nałęczami



„Jakaż więc była przyczyna tej wojny?” – pytał w swej Kronice Janko z Czarnkowa. I sam odpowiadał: „Oto, zdaje się, mówiąc prawdę, nie było innej, jak tylko nienawiść walczących, z dawna wzajemnie ku sobie powzięta, i zapalczywość w tej nienawiści i zazdrości, które do walki popychały”.


Herb Grzymała


Herb Nałęcz

Ugrupowaniu ziemian, w którym najważniejszą rolę odgrywali Nałęczowie, przewodził właściciel Szamotuł Sędziwój Świdwa. Ze strony Grzymalitów walkami kierował starosta wielkopolski Domarat z Pierzchna (zwany też Domaratem z Iwna) herbu Grzymała. Przedmiot sporu stanowiło obsadzenie tronu polskiego po śmierci króla Ludwika Węgierskiego oraz sama osoba wpływowego starosty. Ziemianie godzili się na objęcie tronu przez popieranego wówczas przez Grzymalitów Zygmunta Luksemburczyka, męża starszej córki Ludwika ‒ Marii, stawiali jednak warunek nie do przyjęcia. Było nim odsuniecie od wpływów  Domarata, który pod koniec rządów Ludwika Węgierskiego stał się niezwykle ważną politycznie postacią, wchodził nawet w skład czteroosobowego kolegium w imieniu króla rządzącego Polską. Stało się to powodem wybuchu w grudniu 1382 roku walk w różnych częściach Wielkopolski.

Domarat najechał własności i dzierżawy Sędziwoja. Jak opisywał Janko z Czarnkowa, złupił Wronki i zniszczył „miasto Szamotuły”. Chodziło tu najprawdopodobniej o miasto w pierwszej jego lokacji, czyli znajdujące się niedaleko dzisiejszego Mutowa i Piotrkówka, gdzie założył swój obóz (więcej na temat pierwszej lokacji Szamotuł w artykule http://regionszamotulski.pl/szamotulscy/).

Sędziwój Świdwa zgromadził rycerzy z południowej Wielkopolski i o świcie 15 lutego 1383 roku z 300 pocztami rycerskimi zaatakował i rozbił kompletnie zaskoczone wojska Domarata. Wkrótce karta się odwróciła, gdyż w pogoni za przeciwnikami siły ziemian się rozproszyły, a na pole bitwy z okolic Obrzycka nadciągnął wspierający Domarata Wierzbięta ze Smogulca. Tym razem rozgromione zostały wojska Nałęczów, a Sędziwój Świdwa schronił się w małej warowni w Ostrorogu. Po dwóch dniach oblegania Domarat wycofał się, jednak dalsze walki i grabieże trwały. Pokój w Wielkopolsce zapanował dopiero po wstąpieniu na tron Władysława Jagiełły i jego ślubie z Jadwigą.

Janko z Czarnkowa, Kronika

rozdziały 69-70, Wydawnictwo E. Wende i  Sp., przekład Józef Żerbiłło, Warszawa 1905.


O potyczce Domarata z ziemianami

W kilka dni później starosta Domarat, przybywszy z Pomorzanami, Kaszubami i Sasami, złupił najpierw miasto Wronki i wiele wsi w tymże powiecie, a potem, ciągnąc przez kraj i wszystko po drodze pustosząc, przybył do pewnej, zwanej pospolicie Piotrkowicami, majętności kasztelana nakielskiego, Świdwy, około Szamotuł, miasta, należącego również do tego kasztelana, i w niej się rozłożył, niszcząc wspomniane miasto okropnie.

O tym najeździe Domarata ani Świdwa, ani ziemianie nic nie wiedzieli; wszakże Świdwa, skoro tylko usłyszał o zebranych przez Domarata ludziach i srogich jego napadach, posłał potajemnie do Kalisza i do Pyzdr po Bartosza z Odolanowa i po N., kasztelana szremskiego, aby mu śpiesznie przybyli z pomocą, lecz w najściślejszej jak tylko można tajemnicy. Wezwani stawili się w Poznaniu w sobotę [14 lutego 1383 r.] przed pamiętną niedzielą i tejże nocy niezwłocznie z trzystu kopijnikami do bitwy z Domaratem wystąpili.

Aczkolwiek około północy dano znać Domaratowi, że nieprzyjaciel się zbliża i ma napaść na jego leże, jednakże on, nie wiedząc nic o przybyciu Bartosza i kasztelana szremskiego, a przekonany, że Świdwa nie ma dostatecznych sił, aby się odważyć na napad na niego, wiadomości tej nie uwierzył.

Atoli rano w pamiętną niedzielę, która była dniem 15 lutego, szpiedzy Domarata, wracając do jego obozu, donieśli mu, że nieprzyjaciel już się gotuje do bitwy, i rzeczywiście, o brzasku dnia, prawie połowa wojska Domarata, nie zdążywszy nawet przywdziać na siebie, z powodu tak przyśpieszonej bitwy, zbroi, zabiegła ‒ bezbronni razem z uzbrojonymi ‒ nieprzyjacielowi drogę około swoich leż nocnych. Tam zetknąwszy się, zawzięcie bić się z sobą zaczęli; wszelako nieuzbrojeni Pomorzanie i Sasi, zaraz po natarciu, podali tył i uciekli.

Kasztelan nakielski ze swoimi ludźmi gonił ich więcej niż dwie mile za Wronki i wielu z nich zabrał do niewoli. Byłby jednak ostrożniej i rozsądniej postąpił, gdyby jako zwycięzca pozostał na placu boju razem z Bartoszem. Bóg wszakże odebrał mu tę cześć, a nawet tego jeszcze dnia, aby wybujałą dumę jego i ludzi jego ukrócić, haniebnie poraził, niewątpliwie za napady i spustoszenia, czynione przezeń, jak wyżej powiedziano, w dobrach kościelnych.

Inni zaś ziemianie zawzięcie ścigali samego Domarata i jego ludzi, którzy w popłochu rozpierzchli się po polach; wielu z nich wzięli do niewoli, pozabierali im konie i tyle broni, że z niej ułożyli kilka stosów na kształt gór. Wierzbięta ze Smogulca, ze swymi stu kopijnikami i pięciuset pieszymi, nie przybliżał się do placu bitwy, gdyż nocował około Obrzycka za rzeką Wartą i nic o wyniku walki nie wiedział.

W bitwie tej padł ciężko raniony pewien szlachetny, wszelkiemi darami cnót nad podziw ozdobiony, młodzian, imieniem Trojan, syn Tomisława z Gołączy, niegdyś sędziego kaliskiego, i w najbliższy wtorek, w dzień św. Macieja apostoła [22 lutego 1383 r.] w Poznaniu zakończył życie. Zabito także Grzymka z Czenina, męża dobrego i szlachetnego, a i wielu innych, niestety, tak ze szlachty jak z ludu poległo także w tej bitwie.

O drugiej bitwie tego samego dnia między nimi stoczonej

Skoro tylko wieść o tej bitwie doszła do Wierzbięty ze Smogulca i jego stronników, wnet zwinął on swój obóz i pośpieszył do miejsca spotkania; przybywszy tam, ziemian, których znalazł, zabrał do niewoli i nie tylko pozabierał im ich własne konie i broń, ale odbił również broń i konie ludzi Domaratowych, których ci poprzednio do niewoli wzięli, poczem, jako zwycięzca, z honorem pozostał na polu bitwy.

Wnet do niego ściągnęli pobici i rozbrojeni Domarat i brat jego Mroczko, razem z innymi ludźmi swoimi, tak wziętymi do niewoli jak i po polach rozpierzchłymi, i uradowani z tego zwycięstwa, nabrawszy sił i śmiałości, czekali na placu boju powrotu swych nieprzyjaciół, którzy się uganiali za Sasami. Wprawdzie kasztelanowi nakielskiemu i jego wojsku, wracającemu po rzezi, sprawionej przeciwnikom, doniesiono, że Wierzbięta razem z Domaratem oczekują jego przybycia na placu boju, jednakże on, mniemając, że rozproszył zupełnie hufce Domarata, śmiało naprzeciw niego kroczył i dopiero gdy zbliżywszy się ujrzał jego wojsko i poczuł, że w porównaniu z nim o wiele słabsze ma siły, przestraszył się i upadłszy na duchu, rzucił się do ucieczki, uważając odwrót, chociażby w nieładzie, za skuteczniejszy ratunek, niż wydanie bitwy.

Podczas jego ucieczki wojsko Domarata i Wierzbięty położyło trupem lub wzięło do niewoli bardzo wielu ziemian. Sam zaś Sędziwój, kasztelan nakielski, z małą tylko liczbą ludzi ledwo umknął do pewnej twierdzy Dzierżka Grocholi, kasztelana santockiego, zwanej Ostroróg, zamierzając w niej stawić czoło wrogom. We dworze czyli we wsi tej warowni było wzięto do niewoli bardzo wielu szlachetnych i zamożnych Polaków, którzy się nie mogli dostać do samej twierdzy, a będąc prawie bezbronnymi, nie byli w stanie wrogom się opierać.

Tam w Ostrorogu Domarat i Wierzbięta ze swem wojskiem przepędzili resztę dnia tego, zdobywając twierdzę, do której Świdwa ze swoimi ludźmi tak haniebnie uciekł; oblegali ją całą noc aż do rana i prawie cały dzień następny, ale ponieważ jej tak prędko zdobyć nie mogli, a przytem obawiali się nadejścia ziemian, o których myśleli, że są w Poznaniu, więc następnej nocy odeszli do miasta Oborników, weseląc się i tryumfując ze zwycięstwa.

Z tego miasta, począwszy od wtorku, który był dniem 17 miesiąca lutego, aż do dnia 8 miesiąca marca, wojsko Domarata czyniło bezustannie, po nieprzyjacielsku, grabieże, pożogi i łupiestwa po całej ziemi między Poznaniem, Bukiem, Wronkami a rzeką Wartą. Podobnież i inni pomocnicy Domarata ze wszystkich wyżej wspomnianych zamków i twierdz, szerzyli okropne spustoszenie po całej ziemi polskiej, jak gdyby chcieli ją swoją bezustanną grabieżą w niwecz obrócić.

W walce tej oba wojska wzywały imienia tego samego pana: bo i ziemianie zwoływali siebie imieniem Maryi, córki zmarłego króla Ludwika, a żony Zygmunta, margrabiego brandenburskiego, i Domarat ze swojem wojskiem również imienia tej pani wzywał. Jakaż więc była przyczyna tej wojny, kiedy wszyscy uznawali tego samego pana i w jego imieniu walczyli?

Oto, zdaje się, mówiąc prawdę, nie było innej, jak tylko nienawiść walczących, z dawna wzajemnie ku sobie powzięta, i zapalczywość w tej nienawiści i zazdrości, które do walki popychały. Niektórzy bowiem z ziemian nie chcieli mieć Domarata za starostę dla tego, że jego zawiści przypisywali unieważnienie elekcyi Dobrogosta na arcybiskupa gnieźnieńskiego i Mikołaja na biskupa poznańskiego, o czem było wyżej. To była główna przyczyna, dlaczego nie chcieli go mieć za starostę, ważniejsza zapewne od niesprawiedliwości, które miał często ziemianom wyrządzać. On zaś ze swojej strony uważał za wstyd dla siebie ugiąć się przed ich wolą; a z tego tylko ziemia polska podlegała, niestety, niczem prawie nie dającemu się wynagrodzić spustoszeniu.


Opracowała Agnieszka Krygier-Łączkowska

Sędziwój Świdwa Szamotulski (1. poł. XIV w.-1403) pochodził z Dzwonowa, rozległe dobra szamotulskie przejął jako zięć jednego z dziedziców Szamotuł, podobnie jak on sam herbu Nałęcz. Początki jego kariery politycznej przypadły na czas panowania króla Ludwika Węgierskiego, któremu najprawdopodobniej oddał cenne usługi na pograniczu z Marchią Brandenburską. Po śmierci króla w 1382 r. stał się jednym z przywódców szlachty wielkopolskiej. Należał do najliczniejszego obozu, tzw. ziemian, stanowiących opozycję wobec starosty wielkopolskiego Domarata. Do znacznych urzędów Sędziwój doszedł za czasów Władysława Jagiełły: był kasztelanem gnieźnieńskim i wojewodą poznańskim.

Domarat z Pierzchna (Iwna) (zm. ok. 1400 r.) herbu Grzymała – starosta wielkopolski, kasztelan poznański, zwalczany przez część wielkopolskich możnych, w latach 1382-84 kierował działaniami zbrojnymi przeciw tej opozycji (tzw. wojna Grzymalitów z Nałęczami).

Janko z Czarnkowa (ok. 1320-1387) należał do drobnego rycerstwa z rodu Nałęczów, w trakcie kariery kościelnej i politycznej zdobył spory majątek. Najwyższe pełnione przez niego funkcje to podkanclerzy koronny (w kancelarii króla Kazimierza Wielkiego) oraz archidiakon gnieźnieński (zarządca diecezji). Jego kariera polityczna załamała się po śmierci Kazimierza Wielkiego, kiedy nie tylko nie poparł Andegawenów w staraniach o polski tron, a nawet wplątał się w spisek przeciwko nim. Skazany na banicję, na cztery lata musiał opuścić Polskę.  W latach 1377-1386 pisał kronikę. Rozpoczął ją od śmierci Władysława Łokietka, krótko opisał  czasy Kazimierza, a skupił się na wydarzeniach z lat 1370-1384, których był bezpośrednim świadkiem.

Zdjęcia Andrzej Bednarski