Witold Mikołajczak
Udział rycerstwa Ziemi Szamotulskiej w bitwie pod Grunwaldem 15 lipca 1410 r.
Wstęp
W bitwie pod Grunwaldem wzięły udział dwie chorągwie wystawione przez Nałęczów: Sędziwoja z Ostoroga, wojewodę poznańskiego, oraz Dobrogosta z Szamotuł, podkomorzego gnieźnieńskiego.
Trzeba uwzględnić fakt, że obaj przedstawiciele rodu Nałęczów mieli włości rozrzucone po całej Wielkopolsce. Liczni przedstawiciele tego rodu występują na Pałukach (Dzwonowo koło Skoków czy Wenecja koło Żnina). Dlatego nawet te dwie chorągwie, kojarzone z naszym regionem, mogły mieć pewien odsetek rycerzy z innych regionów. Sędziwój z Ostroroga, jako wojewoda poznański, był odpowiedzialny za organizacje poszczególnych chorągwi, stąd jego chorągiew mogła składać się dodatkowo z pewnych z nadwyżek mobilizacyjnych.
O konkretnych posunięciach i zasługach tych dwóch chorągwi – z braku materiałów źródłowych – trudno mówić. Temat postanowiłem ujęć więc w szerszym kontekście udziału i roli wszystkich chorągwi wielkopolskich w wyprawie grunwaldzkiej latem 1410 roku.
Mobilizacja wojsk wielkopolskich latem 1410 roku
Wielkopolska w XV wieku dzieliła się na dwa województwa: poznańskie i kaliskie. Województwo poznańskie składało się z trzech powiatów: poznańskiego (które sięgało aż do Wałcza), kościańskiego i wschowskiego. Ziemia szamotulska stanowiła część powiatu poznańskiego, na którego obszarze sformowano trzy chorągwie: ziemi poznańskiej, wojewody poznańskiego Sędziwoja z Ostroroga oraz podkomorzego gnieźnieńskiego Dobrogosta z Szamotuł. Rycerze, sołtysi i wójtowie z ziemi szamotulskiej zasilili głównie te trzy chorągwie.
Duża część ziemi szamotulskiej należała do rycerskiego rodu Nałęczów. Ich znak herbowy stanowiła biała chusta, przepleciona i uformowana w koło. Panował zwyczaj, że zakładana przez pannę na skazańca chroniła go od kata, do czego nawiązał w swej powieści „Krzyżacy” Henryk Sienkiewicz, potomek Tatarów spod Grunwaldu. Stanowiła symbol więzi, związku, ochrony. Miała też czasem symbolikę weselną.
Nałęczowie pochodzili z Pałuk i w tym czasie dzielili się na dwie gałęzie: wielkopolską i mazowiecką. Dzięki licznym nadaniom nie tylko władców Polski, ale także margrabiów brandenburskich, w Wielkopolsce w XIV wieku stali się potęgą. Należała do nich większość wsi i grodów na pograniczu wielkopolsko-brandenburskim. Do tej gałęzi Nałęczów należeli: Sędziwój z Ostroroga, Dobrogost z Szamotuł, Mikołaj z Czarnkowa – dowódca chorągwi ziemi poznańskiej, a także rycerz przedchorągiewny chorągwi nadwornej – Mikołaj Kiełbasa. Ten ostatni pisał się z Tymieńca, wsi położonej niedaleko Kalisza, a po bitwie, bez wątpienia za zasługi związane z walką, pełnił różne funkcje: był podczaszym poznańskim, kasztelanem bydgoskim, starostą kościańskim.
Oprócz wymienionych oddziałów Wielkopolanie sformowali jeszcze 6 chorągwi: ziemi kaliskiej, Iwana z Obichowa kasztelana śremskiego, Marcina ze Sławska herbu Zaremba, Wincentego Granowskiego herbu Leliwa, a także arcybiskupa gnieźnieńskiego Mikołaja Kurowskiego i biskupa poznańskiego Wojciecha Jastrzębca. Również w tych chorągwiach mogli znaleźć się jacyś rycerze z naszego regionu.
Przyjmując, że chorągwie ziemskie liczyły około 500 ludzi, a rodowe 400, to Wielkopolan w bitwie grunwaldzkiej walczyło około 4 tysiące. Według szacunków prof. Andrzeja Nadolskiego armia polska liczyła 20 tys. jazdy, czyli Wielkopolanie stanowili około 20 procent sił królewskich. Armia zakonu szacunkowo liczyła około 18 do 20 tys. jazdy, w tym według ostatnich obliczeń, opartych na wielkiej księdze żołdu, prof. Svena Ekdahla – 6400 zaciężnych. Do tego trzeba doliczyć artylerzystów i piechurów krzyżackich.
O zasługach bojowych naszych rycerzy wiemy niewiele, a faktycznie odnosi się do nich tylko jedno zdanie w relacji Jana Długosza. Kronikarz pisze, że pod koniec bitwy rycerz Przedpełk Kopydłowski herbu Dryja wziął do niewoli Jerzego Gersdorfa, dowódcę chorągwi świętego Jerzego (prawdopodobnie kronikarz pomylił imiona i chodziło o Krzysztofa Gersdorfa, rycerza króla Węgier Zygmunta Luksemburczyka). Przyjmując, że rycerz Przedpełk wziął nazwisko od nazwy miejscowości pochodzenia, musimy rozstrzygnąć, o którą z trzech miejscowości o tej nazwie chodzi. Pierwsze Kopydłowo leży koło Wielunia, jak wiadomo, w tej chorągwi walczył ojciec kronikarza Jan Długosz z Niedzielska. Gdyby rzeczywiście chorągiew wieluńska odniosła ten sukces, to Długosz szeroko by to opisał. Ponadto jego ojciec wziął do niewoli trzech rycerzy krzyżackich, co wskazuje, że walczyła ona z jakąś chorągwią pruską. Pozostałe Kopydłowa znajdują się pod Koninem i Gnieznem, a w tych dwóch powiatach rycerzy pieczętujących się Dryją jest sporo, jak choćby kasztelan kaliski, Janusz z Tuliszkowa, czy rodzina Chłapowskich.
Jak wiadomo, szlachta mająca ziemie na północ od rzeki Wełny z wyprawy do Prus została zwolniona. Odpowiedzialnymi za mobilizację Wielkopolan byli: starosta generalny wielkopolski z ramienia króla Wincenty Granowski, wojewoda poznański Sędziwój z Ostroroga (jeszcze przed bitwą wszedł do rady królewskiej złożonej z ośmiu dostojników), kasztelan poznański Mościc ze Stęszewa (syn Przedpełka kasztelana międzyrzeckiego) – po bitwie starosta królewski w Grudziądzu oraz kasztelan kaliski Janusz z Tuliszkowa herbu Dryja, po bitwie starosta królewski w Gdańsku. Czy nominacje tych rycerzy na starostów królewskich w Prusach były wynikiem zasług dokonanych podczas bitwy? W niektórych przypadkach mogło tak być.
Widok Doliny Wielkiego Potoku ze wzgórza Jagiełly w kierunku wzgórza pomnikowego
Marsz do bitwy
Po koncentracji w Koninie chorągwie wielkopolskie ruszyły wzdłuż Bzury na Kozłów Szlachecki, gdzie połączono się z główną armią. Przez Wisłę przeprawiono się pod Czerwińskiem, łącząc się z wojskami księcia Witolda. Zgodnie z planem postanowiono uderzyć na Malbork po sforsowaniu rzeki Drwęcy pod Kurzętnikiem. Wielki mistrz zorientował się w zamiarach przeciwnika i w porę przegrupował swoją armię spod Świecia pod Kurzętnik. Zmusiło to dowództwo polsko-litewskie do zmiany planu. Postanowiono obejść rubież rzeki Drwęcy u jej źródeł w rejonie Olsztynka. W tym celu cofnięto armię królewską pod Działdowo. Tu 12 lipca dotarło do króla poselstwo węgierskie i wręczyło mu wypowiedzenie wojny przez króla Węgier. W dniu 13 lipca wojsko królewskie dotarło do Dąbrówna i zdobyto je po krótkim szturmie. Dopuszczono się masakry ludności cywilnej, co tak oburzyło biskupa poznańskiego Wojciecha Jastrzębca, że postanowił opuścić armię.
W dniu 14 lipca zamierzano kontynuować marsz na Olsztynek. Dąbrówno leży na przesmyku pomiędzy dwoma jeziorami. Rano okazało się, że gruzy miasta blokują dalszą drogę. Rozkaz ich usunięcia wojsko wykonywało opieszale, w konsekwencji dalszy marsz odłożono na dzień15 lipca. Podjęto również decyzję o zmianie trasy marszu. Zamiast przez: Dąbrówno – Samin – Grunwald – Stębark, postanowiono maszerować przez: Gardyny – Turowo – Ulnowo – Mielno. Pod wieczór doszło do gwałtownego załamania pogody.
Dąbrówno
Rankiem 15 lipca, przy silnym wietrze i deszczu, armia ruszyła na Olsztynek. Po przejściu 14 do 15 kilometrów zarządzono pierwszy postój. Kiedy rozstawiono namiot z kaplicą, by odprawić mszę dla króla, od ubezpieczeń przybył goniec z wieścią o pojawieniu się dwóch chorągwi krzyżackich. Król rozkazał marszałkowi Zbigniewowi z Brzezia wziąć 4 do 6 chorągwi i wyjaśnić sytuację. Po chwili przybył goniec od marszałka z informacją, że cała armia krzyżacka stoi o pół mili (stara mila polska – 7146 m ) od wojsk królewskich. Król natychmiast kazał przerwać mszę. Ruszył na czele armii, aby ratować oddział Zbigniewa z opresji.
Jak to się stało, że armia krzyżacka 15 lipca wyrosła nagle jak spod ziemi? Wielki mistrz domyślił się, że sprzymierzeni będą chcieli obejść Drwęcę u jej źródeł. Dlatego kazał pod miejscowością Bratian przerzucić mosty i stanął 13 lipca pod Lubawą. Wysłał podjazd do Dąbrówna, aby mieć informacje o ruchach przeciwnika. Oddział ten wszedł do miasta tuż przed jego zdobyciem. O upadku miasta Jungingen dowiedział się późną nocą 13 lipca. Wieść ta wstrząsnęła nie tylko wielkim mistrzem. Wielu rycerzy i knechtów krzyżackich straciło swoje rodziny na skutek upadku Dąbrówna, co spowodowało chęć jak najszybszej konfrontacji i wzięcia odwetu. Po krótkiej naradzie ze starszyzną krzyżacką wódz krzyżacki podjął decyzję o wydaniu armii królewskiej walnej bitwy. W tym celu nocą z 13 na 14 lipca armia krzyżacka wykonała marsz i pokonała trzy mile ( mila pruska 7500 m ). Rankiem 14 lipca armia krzyżacka rozwinęła szyk bojowy pomiędzy Frygnowem a Grunwaldem, oczekując wojsk królewskich. Jak wiadomo, nie doczekała się wroga, gdyż Jagiełło odłożył dalszy marsz do 15 lipca i zmienił jego trasę. Ta druga decyzja króla zmusiła wielkiego mistrza rankiem 15 lipca do przegrupowania, swej armii o 4 km, z rejonu Frygnowo-Grunwald na rubież Stębark – Łodwigowo. Ubezpieczenia armii królewskiej nadal nie wykryły obecności armii krzyżackiej i dlatego Jungingen postanowił wskazać przeciwnikowi, gdzie go oczekuje. W tym celu wysłał w rejon Ulnowa dwie chorągwie, które zastały armię Jagiełły podczas postoju, przy drodze Turowo – Jezioro Łubień – Mielno.
Położenie operacyjne przed bitwą
Przygotowania do bitwy
Gdy król z doradzającymi mu dowódcami polskimi ustawiali chorągwie polskie do bitwy, przybył książę Witold ze swoimi chorągwiami, które prawdopodobnie trzeba było cofnąć aż z rejonu Jeziora Mielno. Wojska polskie sformowały skrzydło lewe, a litewsko-ruskie i tatarskie prawe. Według prof. A. Nadolskiego chorągwie wielkopolskie zajęły pozycje na lewym zewnętrznym skrzydle, pod Łodwigowem. Jak wiadomo z Kroniki Konfliktu, na przeciwnym prawym wewnętrznym skrzydle wojsk polskich pierwszy rzut zamykały chorągiew gończa i świętego Jerzego, złożona z zaciężnych Czechów i Morawian. Obok wewnętrzne lewe skrzydło litewskie sformowały chorągwie tatarskie, których było prawdopodobnie 8. Co prawda Długosz twierdzi, że Tatarów było tylko 300, lecz wyliczając chorągwie księcia Witolda, z podanych 40 doliczył się tylko 32, a następnie chorągiew Zygmunta Korybuta nr 51 w wojsku polskim, przerzucił do armii litewskiej. Prof. Nadolski uważał, że obok Polaków walczyły chorągwie smoleńskie. Trudno zgodzić się z tym poglądem, gdyby tak było, to król, mając liczne odwody, udzieliłby im wsparcia. Tymczasem jak wynika z relacji Długosza, dłuższy czas walczyły samotnie. Prawdopodobnie smoleńszczanie walczyli na prawym skrzydle litewskim, od strony Stębarka. Obie wrogie armie były ugrupowane w trzy rzuty.
Wzgórze pomnikowe – widok na Łodwigowo
Charakterystycznym punktem terenowym na polu bitwy jest wzgórze pomnikowe. Ma ono kształt bumeranga wygiętego w kierunku Stębarka. Wschodni stok wzgórza pokrywa do dziś niewielki lasek. Obok biegnie droga Stębark – Łodwigowo. Prawdopodobnie w odniesieniu do tej drogi wielki mistrz uszykował swe wojska. Na wschód od drogi, na skraju Doliny Wielkiego Strumienia, stanęły artyleria, piechota oraz pierwszy rzut armii krzyżackiej. Prawdopodobnie liczył on około 25 chorągwi, wspartych artylerią i piechotą. Drugi rzut krzyżacki stanął prawdopodobnie po zachodniej stronie drogi Stębark – Łodwigowo, lewym skrzydłem opierając się o mały lasek pokrywający wschodni stok wzgórza pomnikowego. Odwód wielkiego mistrza, liczący 16 chorągwi, stał ukryty w dolinie za wzgórzem pomnikowym, gdzie co roku organizowana jest inscenizacja bitwy. Tabor krzyżacki stanął przy polnej drodze, gdzie znajdują się ruiny kaplicy.
Jak wiadomo ze źródeł krzyżackich, najpierw król rzucił do walki pogan, a Polacy do bitwy byli rzekomo jeszcze niegotowi. W rzeczywistości Polacy pierwsi nawiązali kontakt z armią krzyżacką (oddział Zbigniewa z Brzezia) i pierwsi uszykowali się do bitwy. Natarcie rozpoznawcze, które przeprowadzili owi poganie, miało z pewnością na celu sprawdzenie skuteczności artylerii krzyżackiej. Do tej pory tak licznej artylerii w otwartym polu nikt nie użył. Natarcie to Krzyżacy odrzucili, co uczcili pieśnią Chrystus Zmartwychwstał.
Król postanowił przed generalnym natarciem wzmocnić skrzydło litewskie kilkoma chorągwiami polskimi. Następnie, ku zaskoczeniu otoczenia, kazał zebrać giermków w jednym miejscu, aby pasować ich na rycerzy. Nim jednak przystąpił do tej czynności, kazał odprawić mszę, wyraźnie zwlekając z rozpoczęciem bitwy. Bez wątpienia chęć dalszych negocjacji z wielkim mistrzem była podyktowana faktem, że od 12 lipca Polska była w stanie wojny z Zygmuntem Luksemburczykiem. W końcu wielki mistrz domyślił się, o co chodzi królowi i wysłał do niego, nie posłów jednak, tylko heroldów. Byli to rycerze reprezentujący Zygmunta Luksemburczyka (z pewnością nieprzypadkowo) oraz księcia szczecińskiego, którzy wygłosili tak zwaną „dumną mowę rycerską”, wzywając w imieniu wielkiego mistrza króla i księcia Witolda do bitwy.
Ustawienie wojska do bitwy
Początek bitwy, klęska wojsk księcia Witolda
Przez godzinę od rozpoczęcia generalnego natarcia trwała zażarta walka. O ile skrzydło lewe, złożone z chorągwi polskich, odrzuciło Krzyżaków o blisko jedną staję (pojęcie niejednoznaczne, prawdopodobnie 179 m ), o tyle skrzydło „litewskie” zostało zepchnięte do tyłu o podobną odległość. Konsekwencje taktyczne tej sytuacji musiały być takie, że na styku pomiędzy chorągwiami polskimi a chorągwiami księcia Witolda powstała niebezpieczna luka. Pierwszy dostrzegł to Jungingen, który rzucił na ten odcinek frontu kilka chorągwi z drugiego rzutu. Jak wynika z relacji autora Kroniki Konfliktu, pas przełamania objął chorągwie tatarskie, chorągiew świętego Jerzego oraz gończą. Z dalszej relacji Kroniki, którą potwierdza list zaciężnego krzyżackiego do Henryka von Plauena, wynika, że Tatarzy wykonali odskok na polskie tyły. Odsłonili przez to prawy bok chorągwi świętego Jerzego, która również znalazła się na polskich tyłach, i dopiero interwencja podkanclerzego Mikołaja Trąby zawróciła ją do bitwy. Wódz Tatarów chciał uniknąć ciężkich strat, lecz swej decyzji nie uzgodnił ani z królem, ani z księciem Witoldem. Konsekwencje tego manewru dla wojsk prawego skrzydła były tragiczne. W lukę między obu armiami wlała się kilkutysięczna masa jazdy krzyżackiej, co wywołało panikę. Tylko trzy chorągwie smoleńskie jej nie uległy. Kurz, jaki wzbiły kopyta końskie uciekającej jazdy, sprawił, że dłuższy czas niewiele było widać, i dopiero krótki rzęsisty deszcz sprawił, że kurz opadł. Przez to Smoleńszczanie walczyli samotnie, na domiar złego, przebijając się do chorągwi polskich, znaleźli się na drodze powrotu części chorągwi krzyżackich, które w pościgu za Litwinami odbiły na Zybułtowo. Walcząc w okrążeniu, ponieśli olbrzymie straty.
Król podjął w tym czasie dwie decyzje, które pozwoliły zażegnać kryzys. Wysłał na tyły część chorągwi odwodowych, które wspólnie z Tatarami osaczyły i zniszczyły część chorągwi krzyżackich, które w pościgu za wojskami Dżalal ed Dina znalazły się na polskich tyłach. Druga decyzja dotyczyła wzmocnienia pierwszej linii bojowej. Korzystając z wolnej przestrzeni po ucieczce wojsk Witolda, wyprowadzono silne uderzenie w bok armii krzyżackiej, rozbijając kilka chorągwi. Długosz tak to opisał: „Krzyżacy pomieszani w nieładzie, doznawszy wielkiej w ludziach straty i pogubiwszy wodzów, już się zdawali zabierać do ucieczki, kiedy rycerstwo czeskie i niemieckie słabiejących na wielu miejscach wsparło Krzyżaków i wytrwałą odwagą podtrzymało walkę”.
Z tego fragmentu relacji Długosza wynika, że Jungingen do przełamania szyku polsko-litewskiego użył tylko połowy chorągwi drugiego rzutu, gdyż miał jeszcze czym zażegnać kryzys na lewym skrzydle. Tymczasem zaczęła powracać reszta wojsk krzyżackich z pościgu, uderzając niebezpiecznie w bok chorągwi polskich. Zmusiło to króla do ubezpieczenia prawego skrzydła swoją chorągwią rycerzy nadwornych.
Ucieczka i powrót wojsk księcia Witolda
Kapitulacja chorągwi świętego Jerzego, klęska wojsk krzyżackiego prawego skrzydła
Sytuacja taktyczna na głównym placu boju po ucieczce wojsk księcia Witolda wyglądała następująco. Krzyżackie chorągwie lewego skrzydła, które brały udział w pościgu, a nie zostały zniszczone na polskich tyłach, wzmocniły krzyżackie prawe skrzydło. Likwidacji uległo zatem nie tylko prawe skrzydło wojsk królewskich, ale również lewe skrzydło armii krzyżackiej. Wzgórze pomnikowe, które od początku bitwy znajdowało się w pasie natarcia armii litewskiej, znalazło się poza frontem zmagań obu armii. Armia krzyżacka dzieliła się na chorągwie zaangażowane na pierwszej linii bojowej (około 25 do 30 chorągwi) oraz ukryty za wzgórzem pomnikowym odwód w sile 16 chorągwi. Wojska Jagiełły również miały zaangażowaną na pierwszej linii boju zbliżoną liczbę chorągwi, a w odwodzie za lewym skrzydłem, bliżej Łodwigowa, stało również kilkanaście chorągwi. Za polskim prawym skrzydłem posuwała się chorągiew rycerzy nadwornych, ubezpieczając je. Z Kroniki Konfliktu wiemy, że : „Trwała zasię bitwa przez sześć godzin i wówczas dopiero Krzyżacy zwrócili się do odwrotu. Tym razem uszli aż do swoich obozów”. Zasadnicze pytanie, jakie się nasuwa, dotyczy tego, co w tym czasie robił odwód krzyżacki z wielkim mistrzem na czele? Każdy wódz po to trzyma część wojsk w odwodzie, aby zapobiec pobiciu swych głównych sił zaangażowanych bezpośrednio w walce. Jeżeli odwód stał ukryty za wzgórzem przed obozem krzyżackim, to cofające się chorągwie powinny napotkać go na swojej drodze.
Jan Długosz, opisując klęskę armii krzyżackiej, napisał: „Wówczas to rycerz Jerzy Gersdorf, który w wojsku krzyżackim niósł chorągiew św. Jerzego, przełożywszy więzy uczciwe nad ohydną ucieczkę, z czterdziestu współtowarzyszami swymi, napadnięty przez Przedpełka Kopidłowskiego, szlachcica herbu Dryja, rzucił się przed nim na kolana, a oddawszy proporzec, dał się zabrać w niewolę”. Zupełnie inaczej ten epizod opisał rycerz burgundzki Enguerrard de Monstrelet, autor kontynuacji Kroniki Froissarta. O przyczynie porażki wojsk krzyżackich pisze: „I jak niosła powszechna wieść, bitwa została przegrana wskutek zdrady wielkiego konetabla z Węgier, który znajdował się w drugim hufcu chrześcijan i bez walki uszedł ze swoimi Węgrami”. Burgundzki szlachcic wyraźnie nawiązuje do kapitulacji chorągwi św. Jerzego, gdyż dowodził nią zaufany rycerz króla Węgier Krzysztof Gersdorf. Prof. Sven Ekdahl, szwedzki historyk, nie kwestionuje tego epizodu. Uważa jednak, że kapitulowała chorągiew Das Reich. Natomiast zarzut opuszczenia bitwy bez walki jego zdaniem adresowany jest do Mikołaja Gary i Ścibora ze Ściborzyc, którzy uchylili się od udziału w walce.
Dolina za wzgórzem pomnikowym – to tutaj odbywają się coroczne inscenizacje
Porównując obie relacje, należy stwierdzić, że są one całkowicie sprzeczne. Długosz opisuje kapitulację, gdy bitwa jest już rozstrzygnięta, a rycerski Gersdorf woli się poddać niż uciekać. Tymczasem relacja Burgundczyka właśnie obwinia konetabla króla Węgier za klęskę armii krzyżackiej w momencie, gdy losy bitwy się decydowały. Kluczową kwestią w rozstrzygnięciu tych sprzeczności jest ustalenie, gdzie walczyła chorągiew krzyżacka św. Jerzego i kiedy się poddała. Prof. A. Nadolski uważał, że walczyła na prawym skrzydle, gdyż było uważane za najbardziej zaszczytne, czyli przeciwko lewemu skrzydłu armii królewskiej. Biorąc pod uwagę, że chorągwie krzyżackie walczące na prawo od chorągwi krakowskiej zostały częściowo rozbite, to chorągiew św. Jerzego musiała walczyć bliżej Łodwigowa, czyli naprzeciwko Wielkopolan. Trzeba jednak pamiętać, że był to hufiec, którego liczebność historycy szacują na około 1000 rycerzy, kwiat rycerstwa z Zachodniej Europy. Dlatego można mieć wątpliwości, czy tylko chorągiew kaliska w decydującym momencie bitwy zmusiła ją do kapitulacji. Na tym odcinku frontu Polacy mieli przewagę, gdyż Jungingen użył wszystkich chorągwi drugiego rzutu do przełamania szyku wojsk polsko-litewskich lub opanowania sytuacji na lewym skrzydle. Chorągwie krzyżackie pod Łodwigowem walczyły już ponad kilka godzin i nie miał ich kto luzować, w przeciwieństwie do chorągwi polskich. Stały tu jeszcze niezużyte odwody, którymi Sędziwój z Ostroroga mógł luzować zmęczone walką chorągwie, zastępując je świeżymi.
Uderzenie odwodu wielkiego mistrza
Manewr oskrzydlający wielkiego mistrza – ostatnie natarcie armii krzyżackiej
Autor Kroniki Konfliktu tak opisał ten fragment bitwy: „Mistrz ze swym pozostałym ludem, mając ze sobą 15 lub więcej chorągwi, wysuwając się z pewnego małego lasku, zapragnął obrócić swoje hufce przeciw osobie króla; i już kopie i włócznie zdjęte z ramion złożyli na tarczach i stali w miejscu, pragnąc rozeznać, gdzie okaże się łatwiejsze i korzystniejsze starcie z wrogami. Król zaś wówczas, skoro Krzyżacy sprawiwszy szyki stali przeciw niemu, chciał – pochwyciwszy kopię w dłoń – z największą śmiałością skierować przeciw nim konia, lecz powstrzymany wbrew swej woli przez dostojników, nie mógł uczynić zadość swoim chęciom. Przeto pewien dobrze zbrojny rycerz z Zakonu Krzyżaków, chcąc w pojedynkę zwrócić konia przeciw królowi, podjechał bliżej ku niemu. Król zaś, ująwszy w dłoń swoją włócznię, zranił go śmiertelnie w twarz i zaraz też Krzyżak przez innych z konia strącony, padł na ziemię martwy. Owe zaś hufce mistrza z miejsca, na którym stały, ruszając przeciw królowi, natknęły się na naszą wielką chorągiew i wzajem mężnie zderzyły się z nią włóczniami. I w pierwszym starciu mistrz, marszałek komturzy całego Zakonu Krzyżackiego zostali zabici. Pozostali zaś, którzy ocaleli, widząc, że mistrz marszałek i inni dostojnicy polegli, zwróciwszy się do odwrotu, cofnęli się w owym czasie aż do swych uprzednio rozłożonych taborów”.
Już prof. S. M. Kuczyński stwierdził, że rycerzy chorągwi krakowskiej nie imały się rany ani zmęczenie walką, i uznał, że ten fragment Kroniki wymaga właściwej interpretacji. Trudno nie zgodzić się z tą opinią, zważywszy, że pokonanie przez chorągiew krakowską hufca złożonego z 15 chorągwi wymagałoby od jej rycerzy nadludzkiego wysiłku. Oprócz tego sekretarz króla Zbigniew Oleśnicki, autor Kroniki Konfliktu, pominął milczeniem zasługi bojowe jednej chorągwi, akurat tej, do której niefortunnie posłował. Sumienie go chyba jednak gryzło, skoro swojemu przyjacielowi Janowi Długoszowi kazał o tym incydencie wspomnieć.
Oddajmy więc głos Długoszowi: „Tymczasem wystąpiło do boju szesnaście pod tyluż znakami hufców nieprzyjacielskich, świeżych i nietkniętych, które jeszcze nie doświadczyły oręża; a część ich zwróciwszy się ku tej stronie, gdzie król polski stał. Król w mniemaniu, że nieprzyjaciel, widząc przy nim tak małą garstkę rycerzy, godził nań z umysłu, strwożony grożącym niebezpieczeństwem, pchnął czym prędzej Zbigniewa z Oleśnicy, swego pisarza nadwornego, do stojącej w pobliżu chorągwi nadwornej, z rozkazem, aby jak najspieszniej przybyli i zasłonili króla od grożących ciosów… Była właśnie ta chorągiew, w pogotowiu do stoczenia walki z nieprzyjacielem. Rycerz królewski Mikołaj Kiełbasa, herbu Nałęcz, jeden z przedchorągiewnych, zamierzywszy się mieczem na gońca królewskiego Zbigniewa, wołać nań począł; «Czy nie widzisz, szalony, że nieprzyjaciel na nas uderza? I ty chcesz, abyśmy porzuciwszy walkę, biegli na obronę króla? Byłoby to jedno, co uciec z boju i tył podać nieprzyjacielowi, a dawszy się pobić, króla, i siebie na oczywiste narazić niebezpieczeństwo». Tymi słowy Zbigniew wypchnięty z chorągwi nadwornej wrócił z niczym, a w tej chwili wojsko królewskie stoczyło bój z nieprzyjacielem i mężnie walcząc, najdzielniejsze nawet wywracało szyki”.
Mały lasek na wschodnim zboczu wzgórza pomnikowego
Porównując obie relacje, widzimy liczne sprzeczności. O ile u Oleśnickiego króla z opresji ratuje chorągiew krakowska, o tyle u Długosza ma to zrobić chorągiew rycerzy nadwornych. Teoretycznie powinniśmy zaufać naocznemu świadkowi bitwy Oleśnickiemu. Problem polega jednak na tym, że podczas bitwy doszło do konfliktu pomiędzy Oleśnickim a rycerzami chorągwi nadwornej, tak ostrego, że sekretarz królewski pominął milczeniem jej zasługi bojowe.
Wróćmy do dialogu rycerza Mikołaja Kiełbasy z Oleśnickim. Tłumaczy on Zbigniewowi, że rozkaz króla narazi chorągiew na klęskę, a króla na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Chorągiew ta stała w szyku kolumnowym, gdyby chciała wykonać rozkaz, musiałaby obrócić się bokiem do szykującego się do natarcia wroga, co narażało ją na klęskę. Nie to było jednak najważniejsze.
Chorągiew nadworna osłaniała prawe skrzydło chorągwi polskich walczących na pierwszej linii. Gdyby wykonała rozkaz króla, odsłoniłaby nieprzyjacielowi drogę na polskie tyły. W tym czasie chorągwie polskie, prawdopodobnie na skutek kapitulacji chorągwi krzyżackiej św. Jerzego, złamały opór przeciwnika i przesunęły się na zachód od drogi Stębark – Łodwigowo, na południe od wzgórza pomnikowego, frontem na zachód. Rycerze polscy tych chorągwi byli przekonani, że to już koniec bitwy, nie zdając sobie sprawy, że wzdłuż drogi Stębark – Łodwigowo, którą mają za swoimi plecami, szykuje się do natarcia wielki mistrz ze swym odwodem. Wzgórze pomnikowe z jednej strony zasłoniło manewr wielkiego mistrza przed Polakami, z drugiej strony Jungingen na pewien czas (gdy objeżdżał wzgórze od strony drogi Grunwald – Stębark) stracił kontrolę nad bitwą. Długosz nie tłumaczy, jak jedna chorągiew nadworna mogła osłonić króla przed 16 chorągwiami krzyżackimi. Kronikarz napisał, że tylko część odwodowych chorągwi zwróciła się przeciwko królowi. W rzeczywistości była to tylko chorągiew wielka wielkiego mistrza, do której należał rycerz Dypold von Kukeritz, który zaatakował króla.
Chorągiew biskupa pomezańskiego, którą król wysłał po bitwie na Wawel
Główna kolumna złożona z 15 chorągwi stanęła w tym czasie przy drodze Stębark – Łodwigowo, gdzie napotkała chorągiew nadworną, a nie krakowską, jak twierdził Oleśnicki. Te 15 chorągwi chełmińsko-pruskich nieco później sforsowały mały lasek niż idąca w awangardzie chorągiew wielka wielkiego mistrza. Dlatego w momencie, gdy król wysyłał Oleśnickiego po chorągiew nadworną, mógł tych chorągwi nie widzieć. W tym momencie do walki między chorągwią nadworną a odwodem wielkiego mistrza nie mogło dojść, gdyż rycerze nadworni zostaliby przez wielokrotnie liczniejszego przeciwnika wdeptani w ziemię.
Wbrew temu, co pisze Długosz, Jungingen, ignorując chorągiew nadworną, wprowadził swój odwód na wzgórze pomnikowe, wschodnim zboczem. Dopiero teraz polscy rycerze na pierwszej linii bojowej zobaczyli odwodowe chorągwie wielkiego mistrza. Jak pisze Długosz, zaczynają się spierać, czy są to oddziały własne, czy wroga. Nie możemy się temu dziwić, gdyż część chorągwi krzyżackich była formowania w ziemi chełmińskiej i służyło w nich sporo Polaków. Również pruscy nobile byli podobnie uzbrojeni jak Litwini. Natomiast chorągwi wielkiej wielkiego mistrza przy głównej kolumnie nie było, nadal straszyła króla i jego orszak. Gdyby stała na czele hufca odwodowego, rycerze polscy bez trudu rozpoznaliby Krzyżaków. Sytuację wyjaśnił stryj Oleśnickiego, który ruszył w kierunku wzgórza. Wielki mistrz, chcąc podtrzymać ducha bojowego swych rycerzy, stanął osobiście do walki, wytrącając kopię z ręki polskiego rycerza. W tym czasie pobite chwilę wcześniej chorągwie krzyżackie, kłębiące się przed taborem, dołączają do odwodu na wzgórzu pomnikowym.
Dolina za wzgórzem pomnikowym, gdzie wielki mistrz ukrył swoje odwody
Rozpoczyna się ostatnie natarcie armii krzyżackiej. Czy wielki mistrz poprowadził je osobiście? Uważam, że Jungingen zdał dowództwo i w towarzystwie komtura Ostródy udał się po swoją chorągiew wielką. Jego przybycie do tej chorągwi tak opisał Długosz; „Na hasło jednego z Krzyżaków, dowódcy chorągwi, który – siedząc na białym koniu – kopią dawał znać do odwrotu i wołał po niemiecku herum, herum. Zwróciwszy się potem ruszył na prawo, kędy stała wielka chorągiew królewska, już po zadanej klęsce nieprzyjaciołom, wraz z innymi chorągwiami”. Długosz wielkiego mistrza zdegradował do funkcji dowódcy chorągwi, nie napisał której, bo rzekomo królowi zagrażało szesnaście. Zaraz jednak gdy Jungingen skrzyżuje kopie z Dobiesławem Oleśnickim, kronikarz nazwie go dowódcą hufców i chorągwi. Trzeba zwrócić uwagę, że Długosz wyraźnie stwierdza, że główne siły krzyżackie zostały już pobite. Potwierdzi to jeszcze raz, gdy po pojedynku Dobiesława z wielkim mistrzem stwierdzi; „A tak Polacy wyprowadzeni z błędu, nie wątpiąc już o nieprzyjacielu, w kilkanaście chorągwi rzucili się na owe 16 chorągwi do których i inne się poprzyłączały”. Czyli pobite i odrzucone pod tabor chorągwie krzyżackie, dołączyły do odwodu wielkiego mistrza, ale dopiero wtedy, gdy ten wprowadził swój odwód na wzgórze pomnikowe, gdyż do tej pory nie wiedział o klęsce swych wojsk, która nastąpiła, gdy objeżdżał wzgórze pomnikowe.
Podczas tego ostatniego natarcia armii krzyżackiej doszło do dwóch starć. Na wschód od drogi Stębark – Łodwigowo starły się ze sobą chorągiew rycerzy nadwornych, która ze zwłoką, wykonała rozkaz przywieziony przez Oleśnickiego; z chorągwią wielką wielkiego mistrza, która tak naprawdę jako jedyna zagrażała królowi. Z tego starcia zwycięsko wyszli rycerze nadworni, o czym informuje Długosz, zapominając o jednej sprawie, że w starciu tym ginie wielki mistrz. Prawdopodobnie z ręki Mszczuja ze Skrzynna herbu Łabędź, którego pocztowy Jurga odnalazł zwłoki wielkiego mistrza.
Ruiny kaplicy
Drugie starcie to uderzenie 15 odwodowych chorągwi krzyżackich, wspartych przez pobite chorągwie krzyżackie, które dołączyły do odwodu, na polskie prawe skrzydło. Odparcie tego natarcia krzyżackiego również nie wyglądało tak, jak przedstawili to obaj polscy kronikarze. Polskie chorągwie musiały zmienić front, obracając się w kierunku wzgórza pomnikowego. Odwodowe chorągwie krzyżackie były wypoczęte i szarżowały ze wzgórza, co w walce kawalerii jest istotne. Sformowane w potężną kolumnę, liczącą około 5 tysięcy jazdy, nacierały na wąskim froncie, z pewnością nie szerzej niż 100-150 m, wbijając się głębokim klinem w szyk polskich chorągwi. Prawdopodobnie zatrzymali się dopiero na chorągwi krakowskiej, o czym informuje Oleśnicki w bardzo pokrętny sposób. Wtedy to mogła polec część starszyzny krzyżackiej w starciu z chorągwią krakowską. Wreszcie król rzucił do walki ostatnie odwody, aby zamknąć Krzyżaków w kotle. Wśród tych ostatnich były prawdopodobnie również chorągwie z Wielkopolski. Dowodzący tym natarciem, widząc klęskę chorągwi wielkiej wielkiego mistrza i śmierć Jungingena oraz odwody polskie zmierzające do okrążenia chorągwi krzyżackich, postanowił przerwać natarcie i wycofać oddziały pod tabor. Nie wszystkim chorągwiom krzyżackim udało się oderwać od przeciwnika. Chorągiew chełmińską i kilka innych zmuszono do kapitulacji. Jazda krzyżacka, której udało się wycofać pod tabor, nie podjęła już walki, w ucieczce szukając ocalenia. Mieli jednak pecha, bo akurat wrócił książę Witold z częścią armii litewskiej i rozpoczął się bezlitosny pościg.
Długosz tak opisuje ten moment: „Gdy wojsko polskie z rozkazu króla ruszyło w pościg za nieprzyjacielem, (…) wielki książę Witold, pierwszy raz po odniesionym zwycięstwie spotkawszy się z królem (w czasie walki bowiem biegał ciągle między pułkami i chorągwiami polskimi, w miejsce znużonych i chwiejących się podprowadzając nowe posiłki, i z troskliwością bacząc, jak obydwu stron ważyły się losy)”. W tym miejscu kronikarz moim zdaniem kłamie. Usiłuje nam wmówić, że Witold zupełnie nie interesując się swoją pobitą armią, wyręczał króla w dowodzeniu polskimi wojskami. W rzeczywistości kariera Witolda na głównym placu boju po godzinie dobiegła końca, gdyż został porwany przez falę ogarniętego paniką wojska. Jakimi motywami kierował się Długosz, pisząc nieprawdę. Nie lubił króla za sprzyjanie husytom, dlatego postanowił wielkiego księcia wykreować na wodza bitwy. Obraz Jana Matejki – oparty na jego relacji – znakomicie to oddaje. Zasadniczym jednak powodem była sprawa pewnych jeńców krzyżackich, którą tak przedstawia: „jako wielką i nader ucieszną doniósł królowi nowinę, że w bitwie pojmano dwóch mnichów krzyżackich Markwarda von Salzbach, komtura brandenburskiego, i Szumberga, którzy podczas układów toczących się między wielkim księciem a mistrzem (…) sprośnymi i zelżywymi słowami znieważali księcia i jego matkę”. Rycerzem, który pojmał do niewoli owych Krzyżaków i oddał Witoldowi, był ojciec kronikarza, Jan Długosz z Niedzielska, oczywiście za odpowiednią nagrodą. Wielki książę słynął z wielkiej hojności, która – jak widać – opłaciła mu się. Przybycie Witolda do króla należy uznać za moment powrotu wojsk litewskich na plac boju.
Jezioro Łubień w okolicy domniemanego obozu polskiego
Udział Wielkopolan w bitwie
Pierwszym źródłem pisanym, którego autor był uczestnikiem bitwy i całościowo ją opisał, była Kronika Konfliktu autorstwa sekretarza królewskiego Zbigniewa Oleśnickiego. Niestety, oryginał nie zachował się do naszych czasów i skazani jesteśmy na odpis sporządzony przez nieznanego autora. W Kronice Konfliktu głównym bohaterem bitwy jest chorągiew wielka ziemi krakowskiej. To ona sama gromi odwód wielkiego mistrza, zabija Jungingena i starszyznę krzyżacką, a niedobitki przegania pod tabor. Bez wątpienia ten fragment relacji to „grzech pierworodny” w przedstawieniu przebiegu bitwy. Jeżeli chorągiew tak znakomicie się wyróżniła, to dlaczego jej dowódca Zyndram z Maszkowic został po bitwie zastąpiony Jakubem Kobylańskim?
Druga całościowa relacja o przebiegu bitwy autorstwa Jana Długosza powstała w drugiej połowie XV wieku. Nie bez znaczenia jest fakt, że obaj autorzy znali się i przyjaźnili. Pomimo to wersja bitwy grunwaldzkiej przedstawiona przez Długosza zasadniczo różni się od wersji Oleśnickiego. W KK nie ma ani słowa o niefortunnym posłowaniu jej autora do chorągwi nadwornej, a przecież napisał ją kilka miesięcy po bitwie. Nasuwa się pytanie; czy Długosz z własnej inicjatywy postanowił w swojej relacji przypomnieć zasługi bojowe chorągwi nadwornej? Czy zrobił to na prośbę Oleśnickiego? Znając zafascynowanie Długosza biskupem krakowskim, którego uważał za męża opatrznościowego Polski, można przyjąć, że to Oleśnicki poprosił o to kronikarza. Starego biskupa dręczyło sumienie, że tak niegodziwie obszedł się z rycerzami nadwornymi, przypisując ich sukces bojowy chorągwi krakowskiej. Mógł być pewny, znając przywiązanie Długosza do swojej osoby, że zrobi to tak, aby nie ucierpiała jego reputacja. I w tych rachubach niewątpliwie się nie pomylił.
W rozstrzygającej fazie bitwy na głównym placu boju obie strony miały wyrównane siły. Wojska polskie były fatalnie ugrupowane. Prawe skrzydło, w które było wymierzone rozstrzygające natarcie wielkiego mistrza, było całkowicie ogołocone z odwodów. Król zużył je do: wzmocnienia skrzydła litewskiego, oczyszczenia tyłów z krzyżackich chorągwi ścigających Tatarów oraz do wzmocnienia nacierających wojsk na pierwszej linii. Toteż gdy powracające z pościgu za Litwinami oddziały krzyżackie zaczęły uderzać w chorągwie na prawym skrzydle, król ubezpieczył je swoją chorągwią rycerzy nadwornych. Wielki mistrz również zużył wszystkie chorągwie drugiej linii i w rezerwie miał już tylko odwód, którym chciał pobić polskie prawe skrzydło i rozstrzygnąć bitwę. Nie przewidział, że osłabione prawe skrzydło krzyżackie pod Łodwigowem ulegnie przeważającym na tym odcinku chorągwiom polskim w momencie wykonywania manewru oskrzydlającego. To spowodowało, że jego plan legł w gruzach.
Rzeka Marózka
Należy przyjąć, że skapitulowała nie tylko chorągiew świętego Jerzego, ale całe prawe skrzydło krzyżackie zostało rozproszone. Panice nie uległy tylko te krzyżackie chorągwie, które znalazły oparcie w taborze. Gdyby przyjąć, że wszystkie chorągwie krzyżackie dołączyły do odwodu wielkiego mistrza, to ze wzgórza pomnikowego spadłoby na polskie chorągwie 10 tys. jazdy krzyżackiej. Takiego uderzenia Polacy raczej by nie wytrzymali. Dlatego to Wielkopolanie i inne chorągwie walczące pod Łodwigowem, rozpraszając prawe skrzydło krzyżackie, najbardziej przyczynili się do zwycięstwa. Należy przyjąć, że krzyżackie prawe skrzydło walczące przeciw Wielkopolanom pod Łodwigowem zostało szybciej pobite i rozproszone niż lewe, mogące liczyć na wsparcie 16 odwodowych chorągwi. Gdyby wielki mistrz przed manewrem oskrzydlającym zauważył, że dzieje się tu coś niepokojącego, to użyłby części odwodu do zażegnania kryzysu. To zadecydowało o klęsce armii krzyżackiej. Wspaniałe zwycięstwo chorągwi rycerzy nadwornych, skazanej przez Oleśnickiego na zapomnienie, było ostatnim gwoździem do trumny armii krzyżackiej. Gdyby ułożyć ranking, kto w bitwie wyróżnił się najbardziej, to chronologicznie rzecz wyglądałaby następująco:
– chorągwie smoleńskie – osłabiły siłę uderzenia powracających chorągwi krzyżackich,
– chorągwie walczące na lewym skrzydle pod Łodwigowem, w tym Wielkopolanie stanowiący połowę tych sił – pobiły przeciwnika w momencie wykonywania manewru oskrzydlającego, co zadecydowało o jego niepowodzeniu,
– chorągiew rycerzy nadwornych, gdzie również znajdowali się Wielkopolanie jak rycerz Mikołaj Kiełbasa, którzy – rozbijając chorągiew wielką wielkiego mistrza – ostatecznie przekreślili jego plan.
Trzeba także wspomnieć, że cały ciężar osłony zachodniej granicy również spoczywał na Wielkopolanach, którzy bardziej od Małopolan byli zainteresowani złamaniem potęgi krzyżackiej. Biskup krakowski Piotr Wysz, pomimo że jego biskupstwo było hojniej uposażone niż biskupstwo poznańskie, nie wystawił chorągwi na wyprawę grunwaldzką. Małopolanie też pierwsi zaczęli naciskać króla na zaniechanie oblężenia Malborka, razem z księciem Witoldem, co przyczyniło się do zmarnowania tego zwycięstwa.
Na koniec należy się zastanowić: gdyby pod Grunwaldem zabrakło chorągwi wielkopolskich, czy zwycięstwo byłoby możliwe? Moim zdaniem, na skutek kilku błędów, których w trakcie bitwy dopuścił się król, bitwa mogłaby zakończyć się klęską.
Mapki z książki Witolda Mikołajczaka, Grunwald 1410. O krok od klęski. Zdjęcia ze zbiorów autora
Zainteresowanych tą tematyką zapraszamy do lektury artykułu Witolda Mikołajczaka
Wpływ autora Kroniki Konfliktu na relację Jana Długosza o bitwie pod Grunwaldem
Witold Mikołajczak
Historyk, absolwent UAM, nauczyciel, od 1990 r. mieszka w Szamotułach.
Autor 4 książek: Grunwald 1410. Bitwa, która przeszła do legendy (2010); Grunwald 1410. O krok od klęski (wyd. rozszerz. 2015); Wojny polsko-krzyżackie (2009) i Grochów 1831. Niedokończona bitwa (2014).
Na nowo interpretuje pewne wydarzenia i źródła historyczne, lubi polemikę.