Izolda Kiec
Różowa Kukułka, czyli poznańskie losy Ludwika Pugeta
Ludwik „Lulu” Puget (1877-1942), krakowski rzeźbiarz i historyk sztuki, który sławę zdobył, projektując lalki dla Szopek Zielonego Balonika, ożeniony się z Wielkopolanką Julią Kwilecką, współwłaścicielką Oporowa niedaleko Szamotuł, w 1926 r. przeniósł się wraz z rodziną do tamtejszego dworku. Oczywiście, skorzystał z okazji i nie odpuścił Poznaniowi.
Po pierwsze – szukał w stolicy Wielkopolski odpowiedniej dla siebie pracowni. W 1926 r. trafił na Władysława Czarneckiego, zatrudnionego w Poznaniu wybitnego architekta ze Lwowa, który właśnie projektował kamienicę na rogu ulic Głogowskiej i Berwińskiego, tuż przy Parku Wilsona. „Typowy artysta malarz z bulwarów paryskich” – tak wspominał Czarnecki dopiero co poznanego rzeźbiarza i jego prośbę: „Panie architekcie, bratnia duszo, przecież tu na poddaszu można zrobić wspaniałą pracownię rzeźbiarsko-malarską. Północne światło, widok na zieleń parku, drzewa i stawek – nastrój. Pan rozumie – coś co przypominałoby mansardy na Montmartre”. Otrzymawszy zgodę prezydenta Cyryla Ratajskiego na zmianę planów i kosztorysu budowy, architekt przystąpił do pracy: „Rysunki wykonałem. Przy pracowni z dużym oknem wykroiłem mały pokoik dla artystycznej duszy, z kuchenką gazową, natryskiem i WC. Takich luksusów nawet w Paryżu na Montmartre nie robią”[1]. Z pewnością to osobisty urok Pugeta sprawił, że poznańscy artyści wspierali jego pomysły i projekty, liczyli na wzajemność i szczycili się obecnością w Poznaniu wybitnego twórcy uznanego za autorytet, mistrza i prawdziwego przyjaciela miejscowej cyganerii.
Poznań, budynek na narożniku ulic Głogowskiej i Berwińskiego, 1928 r. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Najgłośniejszą poznańską współpracą Pugeta była artystyczna „przyjaźń” z Arturem Marią Swinarskim, ekscentrycznym poetą, satyrykiem i malarzem. To był sam początek lat 30., a w niedługim czasie pan Ludwik musiał pożałować zawiązania spółki z nieodpowiedzialnym młodzieńcem, czego nie mówił – bo na to nie pozwalała mu osobista kultura i wrodzony takt, ale czego domyślamy się z wyznania samego Artura Marii, piszącego w 1933 r.:
Na początku było Ździebko, które wystawiło dwie moje Szopki i umarło. Przed mniej więcej rokiem stary samiec z Zielonego Balonika Ludwik Puget usiadł na jajach i wylągł Różową Kukułkę; w sposób lekkomyślny zaprosił i mnie do współpracy. Kukułka była mi zbyt łagodna i zbyt różowa, czyniłem więc, co mogłem, by to stworzenie zakatrupić. I tak też, po kilkumiesięcznym bytowaniu, szczęśliwie umarła. Z Pugetem łączą mnie nadal bardzo serdeczne stosunki…[2]
Karykatury: Ludwika Pugeta (autorstwa Andrzeja Stopki, za: Komedia ludzka Andrzeja Stopki, Kraków-Wrocław 1985) i Artura Marii Swinarskiego (rysunek H. Smuczyńskiego, za: Siedziała pod Kaktusem. Almanach Klubu Szyderców, Poznań 1933)
Zaufał więc Puget „demonicznemu Arturkowi” – jak o Swinarskim mawiano w artystycznym środowisku Poznania, razem z nim montując ekipę nowego kabaretu. Ale to Puget był tutaj hersztem, decydował o charakterze scenki, doborze wykonawców i repertuaru. Swinarski doradzał i kontynuował swoje knock-outy, szczególną formę żartów, którą upowszechnił kilka miesięcy wcześniej, na scenie pierwszego poznańskiego kabaretu Ździebko. Do szajki Aretino (tak jako herszt kazał się nazywać Puget) przyjął jeszcze: drugiego młodego satyryka – Jerzego Gerżabka, obiecującego malarza i karykaturzystę Henryka Smuczyńskiego, dwóch muzyków – braci Jerzego i Bronisława Młodziejowskich, wreszcie – wybitnie utalentowaną pieśniarkę Tolę Korian.
Siedzibę załatwił Puget w cukierni Warszawianka przy Alejach Marcinkowskiego 8, na piętrze kamienicy przylegającej do starego gmachu Muzeum Wielkopolskiego (dzisiaj znajduje się w tym miejscu nowy budynek poznańskiego Muzeum Narodowego). Artyści zajmowali tutaj dwa pomieszczenia: mniejsze, służące jako garderoba, i większe – z małą scenką i stolikami. Oprócz wieczorów kabaretowych w większej sali zorganizowano galerię malarską. Na stałe zdobiły jej ściany prace Ludwika Pugeta i Henryka Smuczyńskiego, planowano wystawiać dzieła innych artystów. Z prasowych anonsów wiadomo, że 6 marca 1932 r. odbył się wernisaż wystawy rysunków Julii Pugetowej.
Al. Marcinkowskiego w Poznaniu; obok gmachu muzeum nieistniejący budynek, w którym mieściła się cukiernia Warszawianka. Zdjęcie z lat 1940-42. Źródło: Fotopolska
Puget przygotowywał, redagował i podpisywał osobiście zaproszenia na kolejne premiery, wieczory specjalne i wernisaże. Zrobił pieczątkę z wzbijającą się do lotu kukułką, którą sygnował każde wysyłane zaproszenie – dla konkretnej osoby, zaufanej, zaprzyjaźnionej. To było prawdziwe wyróżnienie znaleźć się w gronie zaproszonych (choć pozostałe osoby miały szansę uczestnictwa w spotkaniu po opłaceniu biletu wstępu – bardzo drogiego, jak na ówczesne czasy, bo kosztującego aż pięć złotych, tyle, co bilet do „prawdziwego” teatru albo opery).
Tola Korian cytowała w swoich wspomnieniach treść zaproszenia na przedinauguracyjne spotkanie Różowej Kukułki: „Różowa Kukułka pokaże się światu dopiero później, ale tak sympatycznej osobie jak JWP……… pozwala przyjść podglądnąć, jak się cały kram urządza. […] bez tej przepustki ściśle osobistej nie wejdziesz, dziecko drogie, choćbyś pękł”[3]; i na premierę 5 marca 1932 roku: „Różowa Kukułka serdecznie prosi o przybycie, ale koniecznie z tym ściśle osobistym zaproszeniem w rączce. […] gdy przyjdziesz, zobaczysz jak się Tobą wszyscy szalenie ucieszą, ale jeśli się spóźnisz, Kochanie, to nikt na Ciebie czekać nie będzie i gotóweś się nie docisnąć”[4]. To ostatnie ostrzeżenie było zasadne, bo zdarzało się i tak, że w lokalu przy Alejach Marcinkowskiego wszystkie miejsca były zajęte, a spóźnialscy – jeśli chcieli obejrzeć program – musieli siadać na podłodze.
Ludwik Puget, 1897 r. Źródło: Polona
Ludwik Puget, ok. 1905 r.. Źródło: archiwum cyfrowe Muzeum Narodowego w Krakowie
Lalka z szopki kabaretu Zielony Balonik przedtawiająca Jacka Malczewskiego, 1911 r., autor Ludwik Puget. Źródło: Muzeum Historyczne Miasta Krakowa
Ludwik Puget – portret Olgi Boznańskiej z 1907 r. Muzeum Narodowe w Warszawie
Ludwik Puget, prawdopodobnie lata 20. XX w. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Ludwik Puget – rysunek H. Smuczyńskiego (za: Siedziała pod Kaktusem. Almanach Klubu Szyderców, Poznań 1933)
Ludwik Puget na rysunku Bolesława Stawińskiego, ok. 1935 r. Źródło: aukcja sztuki
Tola Korian (1911-1983), właśc. Antonina Maria Janowska, pieśniarka i aktorka, wykształcona w Niemczech, w latach 30. występowała w poznańskiej Różowej Kukułce, skąd w 1933 r. przeniosła się do warszawskiej Bandy, kabaretu kierowanego przez Juliana Tuwima i Fryderyka Járosyego. Po wojnie przebywała na emigracji w Londynie; sporadycznie występowała na scenach polonijnych. Zdjęcie z 1932 r., źródło: Polona
Dekoracja na ścianie cukierni w Poznaniu – kompozycja L. Pugeta. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Wybrane rzeźby Ludwika Pugeta
Julia z Kwileckich Pugetowa (żona artysty), 1905 r. Źródło: archiwum cyfrowe Muzeum Narodowego w Krakowie
Popiersie żony artysty, 1906 r. Źródło: archiwum cyfrowe Muzeum Narodowego w Krakowie
Płacząca na ławce, 1895-1899. Źródło: archiwum cyfrowe Muzeum Narodowego w Krakowie
Portret Jadwigi Sokołowskiej-Miączyńskiej, ok. 1900 r. Źródło: archiwum cyfrowe Muzeum Narodowego w Krakowie
Fragment dekoracji ściennej przedstawiającej pochód artystów poznańskich, w karykaturze Henryka Smuczyńskiego, kawiarnia Pod Kaktusem w Poznaniu (z lewej Artur Maria Swinarski i Ludwik Puget). Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrrowe
Sam Puget witał przy drzwiach każdego zaproszonego gościa jako „eksternistę szajki”, śpiewając: „Ściśnij rękę, spójrz mi w oko, / niech ta chwila wiecznie trwa. / Ściśnij mocno, spójrz głęboko, / duli-duli-duli-da…”[5]. Każdego odprowadzał do zarezerwowanego stolika i zapraszał do wspólnej zabawy. To miała być – i była – prawdziwa duchowa uczta artystów (wzmocniona jedynie wermutem albo małą wódeczką)! Gdy zdarzało się, że któryś z gości przybyłych z zewnątrz zapominał się i próbował komentować występy albo – o zgrozo! – uczestniczyć w nich na prawach przedstawiciela bohemy, natychmiast Puget przypominał mu, że jest tylko pospolitym filistrem i ma siedzieć cicho.
Króciutka historia tej pierwszej, związanej z siedzibą w Warszawiance, Różowej Kukułki zamyka się w kilku tygodniach, kiedy zaprezentowano cztery premierowe programy: Pierwszy program, Słonie, Orzeł i Orlik oraz Pół na pół. Pod koniec marca 1933 r. zadebiutował na scenie Różowej Kukułki pisarz Julian Znaniecki w autorskim wieczorze mającym charakter inicjacji literackiej. 8 kwietnia 1932 r. zorganizowano „popołudnicę literacką” z Janem Sztaudyngerem w roli główneji ze Swinarskim jako konferansjerem i wodzirejem. Odbył się także wyjątkowy wieczór wielkanocny w Wielki Czwartek, podczas którego wystąpili goście specjalni, a Tola Korian śpiewała m.in. fragmenty Jerozolimy wyzwolonej Torquata Tassa w oryginale włoskim.
Narodziny Różowej Kukułki – dekoracja z cukierni Warszawianka, kompozycja L. Pugeta. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Spotkania w Warszawiance miały własny porządek, którego przestrzegali wszyscy uczestnicy: na początek słynna Kukułka François’a Couperina (grana przez zapraszanego co wieczór do towarzystwa Miro Chłapowskiego), potem gawęda herszta, który otwierał zabawę, kronika satyryczna Swinarskiego i Gerżabka, przeplatana piosenkami Toli, wreszcie finał, czyli wspólne odśpiewanie hymnu O pile morskiej autorstwa Swinarskiego, który występował w tym numerze jako tzw. zapiewajło, a „cała sala podśpiewywała refren, przy czym Puszet pilnował, aby to było delikatne, nastrojowe >mruczando<, a nie wrzaski podochoconych słuchaczy, sprzeczne z nastrojem ballady”[6] – wspominała Tola Korian, odtwarzając z pamięci fragment owej kończącej wieczory Różowej Kukułki pieśni:
Wszystkie rybki śpią w jeziorze,
W morzu żadna spać nie może,
Na dnie dzisiaj są zapusty,
Tańczy rak i rekin tłusty.
Ryba w piasku łuski myje,
I korale wpina w szyję,
A sardynka złota cała,
W srebrnej puszce zajechała.
Rak za nową idąc modą,
Skoczył w wir z gorącą wodą
I w czerwonym przyszedł fraczku,
Ryba mówi: „Zatańcz, raczku”.
Tańcowała ryba z rakiem,
Łososiowa ze szczupakiem,
A rak w dowód swej miłości
Szczypnął rybę aż do ości.
Ryba mówi: „Fe, mój panie,
To rekina zachowanie”.
Rak, nieborak, zawstydzony,
Poszedł, przepił frak czerwony.
Morska piła się upiła,
Trzy sardynki pogwałciła,
Tym się wszyscy tak zgorszyli,
Że zabawę opuścili.
Wszystkie rybki śpią w jeziorze,
W morzu żadna spać nie może,
Na dnie były dziś zapusty,
Tańczył rak i rekin tłusty[7].
Jest to jeden z niewielu tekstów wygrzebanych z pamięci, zapamiętanych przez autorów bądź uczestników wieczorów Różowej Kukułki. Oprócz powyższego, najczęściej chyba cytowanym jest dwuwiersz Ludwika Pugeta: „Dała mu wiarę i miłość mu dała, / A przy nadziei sama została”[8].
Akt kobiecy, 1911-1913. Źródło: archiwum cyfrowe Muzeum Narodowego w Krakowie
Dzięki Jackowi Pugetowi ocalały także inne okruchy humoru i frywolnego pióra jego ojca. Posłuchajmy:
Dwóch przy kolacji zerka ku pięknej Nastusi.
Ona, zalotna, obu jednocześnie kusi,
Tak boczkiem,
Oczkiem.
Wreszcie czas na dobranoc; i trzy rozmarzone
Serca odchodzą marzyć – każde w swoją stronę.
Jeden usnął jak kłoda i spał do dziewiątej.
Drugi wstaje o świcie, zwiedza wszystkie kąty
I przy strychu natrafia na drzwi uchylone.
Nic się nie przestraszyła! Takie to są one.
Czy cię przekonała
Ta historia cała
I czy w końcu wiesz,
Że kto rano wstaje,
Temu Pan Bóg daje?
(I Nastusia też!)[9].
Porządni poznaniacy musieli być zgorszeni! Głosili wszem i wobec, że Warszawianka stała się wylęgarnią wszeteczeństwa i niemoralnych haseł. Artyści, rzecz jasna, nic sobie z tego nie robili i kontynuowali swe żarty. Okazało się, że nie tylko demoniczny Arturek z lubością przypinał łatki swym przyjaciołom, także dobrotliwy Lulu potrafił mocno uderzyć – śmiechem, aluzją, tutaj, rykoszetem w Swinarskiego, do jego specjalnych upodobań seksualnych. Oto zatem Cud świętego Ekspedyta:
Artur, imię pogańskie mający i błędy,
Od wrogów raz się znalazł otoczon zewszędy.
Wtedy, ręce zatarłszy, szepnął: expedite!
Słyszy wszystkie westchnienia święty, słyszy i te.
Artur, głosem Kukułki w ustronie wiedziony,
Widzi w bieli niewiastę. Czuje się zbawiony.
Nawrócony, wziął imię nowe. Ci, co wiedzą,
Przyjaciele, wołają go odtąd: Expedzio[10].
Jak bardzo potrzebna była inicjatywa Pugeta w raczej ponurym, a może tylko nazbyt poważnym Poznaniu, świadczy recenzja, jaka po premierze drugiego wieczoru Różowej Kukułki ukazała się w „Nowym Kurierze”, pełna entuzjazmu, który towarzyszył kolejnym spotkaniom w kawiarence przy Alejach Marcinkowskiego:
Człowiekowi, który gani, krytykuje, wyśmiewa – wierzyć będą wszyscy. Ale spróbuj no pochwalić!… Powiedzą: reklama, panegiryk, bujda, „on ma w tem interes”, „coś się w tem kryje” – i w rezultacie nikt nie uwierzy.
A mimo to muszę „pochwalić” – a właściwie napisać prawdę. Teraz chodzi tylko o słowa. W jakich słowach? Człowiekowi zachwyconemu zawsze brakuje słów,podczas gdy rozjątrzony ma ich za wiele.
Powiedziałbym: oto wśród szarego światła ornitologicznego wszelkiego rodzaju przybytków i instytutów tzw. sztuki zjawił się nowy, wspaniały, niezwykły okaz. Nie jest podobny z tęczowego ogrodu pawiowi, ani nie śpiewa, jak słowik, ani nie reklamuje się zawzięcie, jak wróbel, ani nie wabi powierzchownością pozorów, jak łabędź… Jest sobie zwykłą, skromną, różową kukułką, która kuka w potrzebie kukania, nie dbając, czy ją kto słucha, a przecież…
Ale wszystko to brzmi zbyt pompatycznie, przypominając fanfary w operze.
A tu po prostu: żaden lew z dziewicą na grzbiecie nie strzeże wrót przybytku, ani nad sklepieniem nie fruwa kamiennych pegaz. Po prostu: w „Warszawiance” na drugim piętrze klub artystyczny Różowa Kukułka, poznański Zielony Balonik, daje już z rzędu drugą premierę i wejście kosztuje tylko 5 zł. Za 5 zł można kupić skarpetki, krawat, nawet kalesony – ale za 5 zł kupić szmat prawdziwej sztuki, to już naprawdę wyjątkowa okazja.
Przebrnąwszy szczęśliwie przez rafy powiedzenia, „gdzie i jak?”, mógłbym powiedzieć „kto i co?” Mógłbym powiedzieć, że A.M. Swinarski robi „kronikę poznańską”, która w krzywem zwierciadle ukazuje prawdziwe oblicze zjawisk. Powinienem dodać, że to ma znaczenie społeczne, albowiem: „Ridendocastigant mores”… Wszystko ten arcykucharz przepala na patelni swych obserwacyj: Sonnewend i Koler, Busiakiewicz i Lewandowska etc. etc. (Teraz dopiero jesteś zaciekawiony, Czytelniku, prawda?).
Mógłbym powiedzieć, że bawi satyrą Ger [Jerzy Gerżabek – I.K.], że szampan powszechnego zachwytu spija nadzwyczajna Korjan, że Smuczyński karykaturami obwiesił ściany, że…
Lecz nie chcę nikogo uprzedzać o jego wrażeniach. Nie piszę recenzji, tylko prawdę. Nie koloryzuję, ani nie kolleryzuję. Jestem jak człowiek spragniony, który wreszcie już się napił ambrozji.
Idźcie! –
Tam ktoś uderzył laską w skałę poznańskiego życia i z tej twardej skały trysnęło kryształowe źródło czystej sztuki.
Więcej nie mogę napisać i więcej chyba nie potrzeba[11].
L. Puget w pracowni w Poznaniu, 1935 r. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Mimo takich rekomendacji Różowa Kukułka nie miała szczęścia, bo już po miesiącu zaczęły się nieporozumienia, prowokowane głównie przez Swinarskiego, który nieustannie odchodził z zespołu (Tola Korian notuje, że 8 kwietnia 1932 r. nastąpiło jego pożegnanie z szajką, ale – jak wynika z anonsów prasowych – jeszcze przez kolejny rok, aż do połowy września 1933 r., Swinarski brał udział w zebraniach i występach Pugetowego towarzystwa). 11 kwietnia wypowiedziano artystom lokal, a przybyli w odwiedziny do Poznania Julian Tuwim i Fryderyk Jàrosy – zwabieni rosnącą sławą młodej tutejszej pieśniarki – natychmiast postanowili zaangażować Tolę Korian do swego nowego warszawskiego kabaretu o nazwie Banda.
Jak wynika z zachowanych dokumentów oraz z ogłoszeń zamieszczanych w poznańskiej prasie, już pod koniec kwietnia 1932 r. Puget otrzymał obietnicę nowego lokalu: restauracji przy Teatrze Wielkim.
16 czerwca zatem ogłosił „drugą premierę” Różowej Kukułki, co rozumieć chyba należy jako: drugie otwarcie, drugi start kabaretu – pod tytułem Pierwszy akord:
Wiesz, Duszko, co??
R Ó Ż O W A K U K U Ł K A
urządza
drugą premierę
Tak jest, d r u g ą premierę
w piątek, dnia 16 czerwca o g. 20-30
„ P I E R W S Z Y A K O R D ”
[…]
Przyjdź, przyjdź, Ty perełko nasza. Dostaniesz kawę, herbatę, wermucik lub wódkę, wybulisz za to raptem głupie 2,50 zł. Usłyszysz naszą cudowną Grossównę[12], a poza tem czeka Cię niebywała niespodzianka……
Stoliki zawczasu zamawiać można w Różowej Kukułce – Fredry 9, od godz. 16-19. Jeśli kto nie zamówi, a potem się nie zmieści, to co?[13]
Kilka dni później herszt zapowiedział wakacyjną przerwę w działalności swego kabaretu.
Wydaje się jednak, że nie udało się Kukułce na dłużej zadomowić przy Fredry. Już w pierwszym anonsie informującym o zebraniu założycielskim drugiej Kukułczanej ekipy jest wzmianka o zamknięciu lokalu. To zamknięcie było spowodowane prawdopodobnie rozpoczynającym się właśnie generalnym remontem sali restauracyjnej. Kolejne informacje prasowe o wieczorach Różowej Kukułki wskazują nowy adres: Cukiernię Jóźwiaka przy placu Wolności 8, a zaproszenia zachowane w archiwum Henryka Ułaszyna gabinet Adrii przy Alejach Marcinkowskiego 23.
Nie kijem go, to lalką. Szopka wystawiona w Poznaniu w 1935 r. w Kubie Szuderców Pod Katusem (od lewej lalki przedstawiające malarza Henryka Jackowskiego-Nostiz, literata Hilarego Majkowskiego, profesora Henryka Ułaszyna i Artura Marię Swinarskiego. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Ostatecznym ciosem, a mówiąc słowami demonicznego Arturka: ukatrupieniem poznańskiej Kukułki – była zdrada tego ostatniego. 17 września 1933 r. „Kurier Poznański” anonsował Pożegnalny występ Artura Marii Swinarskiego w Różowej Kukułce, „nieodwołalnie ostatni”, w cukierni Jóźwiaka, o godzinie dziesiątej wieczorem. W zapowiedzi podkreślano: „Pan Swinarski otrzymał od dyrekcji Różowej Kukułki dłuższy urlop i dziś pożegna poznańską publiczność; zaznacza się, że pan Swinarski z Kukułką rozstaje się w zgodzie i pozostaje nieczuły na wszelkie propozycje engegementowe ze strony innych firm”[14].
Dzisiaj wiemy, że była to kolejna mistyfikacja Swinarskiego. Bo satyryk nigdzie się tymczasem nie wybierał, knuł już kolejną poznańską kabaretową intrygę: Klub Szyderców. Już bez starego rzeźbiarza z Krakowa, bo ten przecież należał do trochę innego, różowego świata…
Puget – jak to Puget – nie gniewał się, przychodził czasem do Szyderców, z dobrotliwym uśmiechem obserwował niewinne figle i głośne ekscesy młodzików, pykał w milczeniu swą fajeczkę, ale wystąpił tylko raz – z odczytem o Zielonym Baloniku i Różowej Kukułce. „Cała atmosfera, którą Puget stwarzał koło siebie, była mimo pozoru nowoczesności bardzo staroświecka i romantyczna” – zauważył Tadeusz Potworowski[15]. A u Swinarskiego było awangardowo, futurystycznie, rubasznie i trochę jak na bokserskim ringu.
Mrs Sturday z psem na ławce, 1906-1907. Źródło: archiwum cyfrowe Muzeum Narodowego w Krakowie
Ławka, 1908 r. Źródło: archiwum cyfrowe Muzeum Narodowego w Krakowie
Olga Boznańska, 1912-13. Źródło: Wikimedia
Karafka, 1914 r. Źródło: archiwum cyfrowe Muzeum Narodowego w Krakowie
Dolores, 1915 r. Źródło: archiwum cyfrowe Muzeum Narodowego w Krakowie
Saksonka, 1915-1916. Źródło: archiwum cyfrowe Muzeum Narodowego w Krakowie
Tusia Grotowska w fotelu, 1916-1918. Źródło:archiwum cyfrowe Muzeum Narodowego w Krakowie
Teofil Trzciński przy pianinie, 1918 r. Źródło: archiwum cyfrowe Muzeum Narodowego w Krakowie
Popiersie Karola Huberta Rostworowskiego, 1938 r. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Centaury, ok. 1905. Źródło: Polona
Owce, 1903 r. Źródło: archiwum cyfrowe Muzeum Narodowego w Krakowie
Lwica, 1908 r. Źródło: archiwum cyfrowe Muzeum Narodowego w Krakowie
Pantera ogryzająca kość, 1912. Źródło: archiwum cyfrowe Muzeum Narodowego w Krakowie
Lwy, 1929 r., rzeźba prezentowana w czasie Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu. Źródło: repozytorium cyfrowe Cyryl
Ludwik Puget w czasie gry w szachy z wnukiem w krakowskiej pracowni, 1936 r. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
W 1935 r. zatem Ludwik Puget opuścił Poznań, by wrócić do swojego ukochanego staroświeckiego Krakowa. Różową Kukułkę – przecież też ukochaną i staroświecką – zabrał ze sobą.
W swoim rodzinnym domu, słynnej „Puszetówce” przy ul. Wolskiej w Krakowie, aż do roku 1939 Ludwik Puget organizował wieczory kabaretowe pod szyldem Różowej Kukułki. Świadkiem przygotowań do jednego z krakowskich wieczorów wygnanego z grodu Przemysława kabaretu był Kazimierz Pluciński, poznaniak, poeta (publikujący pod pseudonimem Szymon Pigwa), który kilka miesięcy przed wybuchem wojny odwiedził Galicję, a tu obowiązkowo Lulu Pugeta:
[…] wkrótce rozległy się kroki na schodach i kilku drabów zaczęło wnosić spiętrzone stosy krzeseł. Puget z różnych kątów zaczął wyciągać drewniane paki i skrzynie. Zostały one rozstawione dokoła małego podium, z którego usunięto szybko rozpoczętą rzeźbę Ludwika czy Jacka Pugetów. Skrzynie nakryte papierem pakowym i serwetkami doskonale imitowały stoliki. Przy nich ustawiono krzesła i… pracownia rzeźbiarska dosłownie w ciągu kilku minut została zamieniona na salkę kawiarniano-występową[16].
Występ kabaretu Różowa Kukułka w Krakowie, 1939 r. Źródło Naodowe Archiwum Cyfrowe
Wizytę Plucińskiego w Krakowie relacjonował po latach Tadeusz Kraszewski, który z opowieści przyjaciela zapamiętał jeszcze epizod z odkryciem w jednej ze skrzyń ustawionych w pracowni kilkuletniego wnuczka pana Ludwika, który baaaardzo chciał zobaczyć figle Różowej Kukułki: dziadka śpiewającego zabawne piosenki, opowiadającego historyjkę o kukułce i orle, który każe się pocałować… w reszkę, a na zakończenie wygłaszającego puentę: „Gdy to kukułka słyszała, aż się ze śmiechu skukała!”[17], a poza tym jakiegoś znanego profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, który naprawdę grał na gitarze!
Jerzy Lau, poeta i aktor krakowskiego teatru Cricot, który częściej bywał na wieczornych spotkaniach w „Puszetówce”, wspominał niewielki poznański akcent, jaki pojawił się podczas jednego z wieczorów. Oto konferansjer Tadeusz Cybulski zaanonsował występ Jacka Pugeta, mówiąc, że oto przed publicznością pojawi się syn Różowej Kukułki. Zdumiony pan Ludwik poczuł się wywołany do odpowiedzi i postanowił wypowiedzieć się w trybie sprostowania: „Przepraszam, mego syna Jacka miałem z żoną moją Julią, natomiast Różową Kukułkę miałem z poetą Arturem Marią Swinarskim”[18]. Atmosfera natychmiast się rozjaśniła, nie było wątpliwości – że to dzięki poczuciu humoru, dzięki tolerancji, ciekawości świata, kulturze osobistej i konceptom towarzyskim Pugeta Różowa Kukułka przetrwała w swoim krakowskim gnieździe dłużej niż w miejscu swoich narodzin – bo niemal cztery lata!
Pracownia Ludwika Pugeta w Krakowie, 1936 r. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Post scriptum
Puget i Swinarski spotkali się raz jeszcze, w czasie okupacji, kiedy Artur Maria ukrywał się w Krakowie. Między innymi przy Wolskiej, u starego poznańskiego znajomego, co wspominał następująco: „Gdyby nie on, nie przeżyłbym okupacji. […] Dzielił się ze mną forsą, jedzeniem, własną koszulę ściągnąłby z grzbietu dla drugiego”[19].
Podczas okupacji Ludwik Puget pracował w krakowskiej Kawiarni Plastyków, w której organizowano podziemne życie kulturalne nielegalnie działającego Związku Artystów Plastyków. W kwietniu 1942 r., podczas akcji odwetowej gestapo za atak na wyższej rangi ofecera SS, aresztowano tutaj niemal dwieście osób, także Pugeta. Z więzienia przy ul. Monetlupich wywieziono go do Oświęcimia, gdzie został rozstrzelany 27 maja 1942 r. Ocalały relacje z jego pobytu w obozie i z samej egzekucji. Leonard Turkowski na ich podstawie napisał:
Może Puget nie wiedział, że ginie? Był podobno chory na zapalenie płuc i na rozstrzelanie przyniesiono go na noszach nieprzytomnego. A może widział w owej chwili świat przez mgiełkę błękitu, nie dostrzegając całej potworności sytuacji, i ufał, że wszystko musi skończyć się dobrze? Był przecież taki ufny…
Póki mu w obozie dopisywało zdrowie, zachowywał się jak święty. Przestał palić, tytoń swój oddawał innym. Ten nałogowy fajczarz, którego ani razu nie widziałem bez fajki! Dzielił się z towarzyszami niedoli także głodowymi racjami żywnościowymi. Dodawał wszystkim otuchy.
Tak, to się zgadza. Te relacje innych ludzi zgadzają się z moją pamięcią o nim. Piękny, wspaniały Lulu mógł postępować tylko tak, a nie inaczej[20].
Ludwik Puget, zdjęcie wykonane w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birwenau, 1942 r.
Przypisy:
[1] W. Czarnecki, To był też mój Poznań. Wspomnienia architekta miejskiego z lat 1925-1939, wybór i oprac. J. Dembski. Poznań 1987, s. 34-35.
[2] Siedziała Pod Kaktusem. Almanach Klubu Szyderców, pod red. A.M. Swinarskiego, Poznań 1933, s. 9.
[3] T. Korian, Wspomnienie o Różowej Kukułce, „Teatr” 1983, nr 7, s. 36.
[4] Tamże.
[5] L. Turkowski, Księga mojego miasta. Poznańskie wspomnienia z lat 1919-1939, Poznań 1983, s. 110.
[6] T. Korian, dz. cyt., s. 37.
[7] Tamże.
[8] Cyt. za T. Kraszewski, Jeszcze o cyganerii słów kilka…, w: Poznańskie wspominki z lat 1918-1939, red. T. Kraszewski, T. Świtała, przedmowa J. Maciejewski, Poznań 1973, s. 516.
[9] Cyt. za J. Kydryński, Był potrzebny. O Ludwiku Pugecie, Kraków 1972, s. 96.
[10] Cyt. za tamże, s. 97.
[11] Iks, Różowa Kukułka. Niezwykły okaz ptaka w gaiku poznańskiego życia, „Nowy Kurier” z 16 marca 1932 r., s. 6.
[12] Helena Grossówna (1904-1994), tancerka i aktorka rewiowa, teatralna oraz filmowa. W Poznaniu do roku 1935 była zatrudniona jako tancerka w Teatrze Wielkim, a następnie w zespole aktorskim Teatru Nowego.
[13] Ze zbiorów Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu: spuścizna Henryka Ułaszyna.
[14] „Kurier Poznański” 1933, nr 427, z 17 września, s. 13.
[15] Cyt. za J. Kydryński, dz. cyt., s. 101-102.
[16] Za T. Kraszewski, dz. cyt., s. 517.
[17] L. Turkowski, dz. cyt., s. 111.
[18] Cyt. za tamże, s. 173.
[19] Cyt. za J. Korczak, Artura Maryi wzloty i upadki, „Dekada Literacka” 2006, nr 4.
[20] L. Turkowski, dz. cyt., s. 114.
Szamotuły, 03.08.2020
Izolda Kiec – profesor doktor habilitowana w zakresie kulturoznawstwa, literaturoznawczyni i teatrolożka; prezeska Fundacji Instytut Kultury Popularnej, zatrudniona w Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu (w Katedrze Kuratorstwa i Teorii Sztuki). Autorka artykułów i monografii książkowych poświęconych literaturze i teatrowi XX w. oraz formom kultury popularnej.