Witold Mikołajczak

Pułkownik Andrzej Niegolewski – szwoleżer Napoleona

W krypcie zasłużonych Wielkopolan na wzgórzu św. Wojciecha w Poznaniu spoczywają prochy pułkownika Andrzeja Niegolewskiego. Czym zasłużył się ten napoleoński oficer, że w 1923 roku Wielkopolanie przenieśli jego szczątki na „Poznańską Skałkę”?

Andrzej Niegolewski urodził się w Bytyniu 12 listopada 1787 roku jako syn Felicjana Niegolewskiego herbu Grzymała i Magdaleny z Potockich. W listopadzie 1806 roku wstąpił do gwardii honorowej utworzonej z inicjatywy gen. Jana Henryka Dąbrowskiego, aby uroczyście powitać cesarza Napoleona Bonaparte. Jako pierwsi do Wielkopolski wkroczyli żołnierze francuscy z III korpusu marszałka Ludwika Davouta, pogromcy armii pruskiej. Kiedy marszałek zameldował Napoleonowi przez adiutanta, że rozbił 64-tysięczną armię księcia Brunszwiku (mając zaledwie 29 tys. żołnierzy), Bonaparte stwierdził z niedowierzaniem: „twój marszałek widzi podwójnie”, robiąc aluzję do okularów które nosił waleczny Burgundczyk.


Pałac w Bytyniu. Zdjęcie Andrzej Bednarski


Do spotkania z cesarzem doszło 27 listopada 1806 roku w Bytyniu, skąd po krótkim powitaniu eskortowano go do Poznania. W stolicy Wielkopolski spędził kilka dni, podczas których zwiedzał okolicę. Koło wsi Urbanie orszak cesarski utknął pomiędzy rozlewiskami. Wtedy jeden z naszych gwardzistów, Dezydery Chłapowski, znalazł przejście pomiędzy błotami i zakrzyknął, że Polak przejdzie wszędzie. Cesarz zwrócił wtedy uwagę na rezolutnego młodziana, co dało początek jego wojskowej karierze. Czasami nawet błoto może przyczynić się do kariery.

Nim Napoleon opuścił Poznań, awansował wszystkich polskich gwardzistów na stopnie oficerskie. Tym sposobem Andrzej Niegolewski został podporucznikiem w 5 pułku jazdy. Brał udział w ciężkiej kampanii zimowej na Pomorzu, przy oblężeniu Tczewa i Gdańska. W tym czasie z inicjatywy Wincentego Krasińskiego cesarz wydał rozkaz o sformowaniu ochotniczego pułku szwoleżerów. W jego składzie mieli znaleźć się przedstawiciele polskich rodzin ziemiańskich. Początkowo każdy miał wyekwipować się na własny koszt, później ten wymóg uległ zmianie. Zaciąg do pułku szedł bardzo szybko, jednak gdy okazało się, że ma dołączyć do gwardii i pełnić służbę z dala od kraju, wielu oficerów złożyło dymisję. Nasz bohater, niezrażony perspektywą służby z dala od ojczyzny, pozostał w pułku jako dowódca plutonu w 7 kompanii 3 szwadronu.


Traktat francusko-rosyjski w Tylży został podpisany na tratwie zacumowanej na środku Niemna. Napoleon wita cara Aleksandra I. Obraz Adolfa Roehna z 1807 r.


U boku Napoleona

Po pokoju w Tylży (7 i 9 lipca 1807) Francja Napoleona dominowała w Europie. Tylko Anglia nie zaakceptowała tego stanu i flota angielska zaatakowała okręty sprzymierzonej z Francją Danii, niszcząc je w Kopenhadze. W odpowiedzi Napoleon postanowił zająć Portugalię – sojuszniczkę Anglii.

Aby móc to zrobić, musiał uzyskać zgodę Hiszpanii na przemarsz wojsk francuskich przez jej terytorium. W tym czasie formalnie krajem rządził Karol IV z dynastii Burbonów. Ponieważ rządzenie państwem zupełnie go nie interesowało, faktyczną władzę sprawował kochanek królowej Manuel Godoy. Bonaparte, widząc degrengoladę rodziny królewskiej, postanowił pozbawić ją władzy, a na tronie Hiszpanii osadzić swego brata Józefa. Dla osiągnięcia tego celu wezwał Karola IV i jego syna Ferdynanda VII do Bajon i uwięził, a do Hiszpanii wysłał 80 tys. żołnierzy.

Hiszpanie na wieść o uwięzieniu rodziny królewskiej rozpoczęli powstanie. Z wojsk polskich jako pierwsza na ziemi hiszpańskiej stanęła Legia Nadwiślańska płk. Józefa Chłopickiego. Natomiast pułk szwoleżerów był wysyłany poszczególnymi szwadronami. Szwadron trzeci, w którym służył Niegolewski, wyruszył do Francji w styczniu 1808 roku. Przegląd 3 szwadronu, jakiego dokonał Napoleon, nie wypadł zbyt udanie. Na szczęście honor jazdy polskiej uratował pułk ułanów nadwiślańskich. Jego kadrę stanowili żołnierze pułku ułanów legionowych doskonale znający regulaminy francuskie i swoje rzemiosło.


Napoleon Bonaparte (fragment portretu Andrei Appianiego z 1805 r.)


Początkowo wojska Napoleona szybko opanowały północną część kraju i zajęły Madryt. Kłopoty zaczęły się, gdy wysłano z Toledo do Andaluzji liczący 19 600 żołnierzy korpus gen. Duponta. Jego zadaniem było dotarcie do Kadyksu i uwolnienie resztek floty francuskiej, która schroniła się w tym porcie po klęsce pod Trafalgarem. Zdobyto i zrabowano jedno z bogatszych miast Hiszpanii, Kordowę, co definitywnie przyczyniło się do antyfrancuskiego powstania. Korpus gen. Duponta został osaczony i zmuszony do kapitulacji pod Baylen 22 lipca 1808 roku. Również niepowodzeniem zakończyła się wyprawa marsz. Monceya na Walencję. To spowodowało przerwanie pierwszego oblężenia Saragossy, gdzie krwawiła Legia Nadwiślańska. Brytyjczycy, którzy lądowali w tym czasie w Portugalii, zmusili do kapitulacji liczący 22 tys. żołnierzy korpus gen. Junota.

Napoleon wydał rozkaz wycofania wojsk na linię rzeki Ebro i oczekiwania na posiłki. Na tej rubieży cesarz skoncentrował 202 tys. żołnierzy i 10 listopada rozbił pod Gamonal armię Estremadury stanowiącej centrum wojsk hiszpańskich. Likwidacją wojsk wschodniego skrzydła miał zająć się marsz. Moncey, który pobił Hiszpanów pod Tudelą. Zachodnie skrzydło, które stanowiła armia gen. Blake’a, rozbił marsz. Soult pod Espinosą i kontynuował marsz na Santander.

Sam cesarz na czele 36 tys. żołnierzy ruszył na Madryt i dotarł w pobliże przełęczy Somosierra, znajdującej się w łańcuchu górskim Guadarama. Dolina i przecinająca ją droga z Burgos do Madrytu zostały obsadzone przez armię gen. Benito San Juana, liczącą około 13 tys. żołnierzy i posiadającą 16 armat. Siły te były zbyt słabe, aby zatrzymać Napoleona, ale dowódca hiszpański liczył, że wkrótce nadejdą wojska angielskie i wydatnie wzmocnią jego armię. Według najnowszych ustaleń historyków hiszpańskich Don Benito San Juan rozmieścił artylerię następująco: na drodze blisko mostku przerzuconego przez strumień stała jedna armata, a za nią w niewielkiej odległości pierwsza bateria złożona z sześciu armat, osłoniętych parapetem (ziemnym nasypem ze ściętym płasko stożkiem), za tą baterią w odległości 700 m, na zakręcie drogi, stała druga bateria złożona z 2 armat, kolejne 700 m dalej – trzecia bateria, również licząca dwie armaty, za nią w odległości 500 m na samej przełęczy, niczym wiśnia na torcie, stała czwarta bateria złożona z 5 armat.


Bitwa pod Somosierrą, obraz z 1810 r. Malarz – Louis-François Lejeune – nigdy nie był w wąwozie Somosierry, ale jego dzieło dobrze oddaje realia.


Dostęp do doliny otwierał niewielki mostek przerzucony przez górski strumień. Tylko pierwsza bateria była w stanie ostrzeliwać rejon mostku, blokując wejście do doliny. Jest to o tyle istotne, że długo trwał spór historyków o treść rozkazu Napoleona, czy Polacy mieli zdobyć tylko pierwszą baterię, czy wszystkie cztery. Jak stwierdził prof. Robert Bielecki w książce Somosierra, Polacy mieli zdobyć tylko pierwszą baterię. Po obu stronach drogi prowadzącej doliną na przełęcz Somosierry zajęła stanowiska milicja – razem około 1000 żołnierzy. Na zboczach górskich otaczających dolinę rozlokowano ochotników z Madrytu i Sewilli w sile około 2 tysięcy. Pozycje piechoty hiszpańskiej były rozmieszczone po obu stronach drogi, „amfiteatralnie”, czyli pod skosem frontem w kierunku drogi, co pozwalało prowadzić ogień krzyżowy. Na całej długości droga wznosiła się ku górze aż do przełęczy, mając kilka zakrętów, a obok niej najpierw po wschodniej, a poniżej trzeciej baterii po zachodniej stronie płynął strumień.

Jako pierwsza pod Somosierrą pojawiła się dywizja jazdy gen. Lassalle’a, który dzięki dezerterom z armii hiszpańskiej dość dobrze rozpoznał ugrupowanie wojsk przeciwnika. W dniu 29 listopada przybył cesarz i po przeprowadzeniu rekonesansu postanowił opanować przełęcz siłami dwóch dywizji piechoty. Po otrzymaniu informacji o cofaniu się Hiszpanów w kierunku Segovii Napoleon postanowił przyspieszyć atak. Nie czekając na dywizję gen. Vilatte’a, wydał rozkaz marsz. Victorowi uderzenia na przełęcz już o świcie 30 listopada. Zmiana planu dotyczyła pułku szwoleżerów, który był w składzie korpusu Victora i wszedł w skład grupy gen. Lebruna. Nie bardzo wiedząc na skutek gęstej mgły, czy Hiszpanie nadal obsadzają dolinę, czy korzystając z osłony nocy wycofali się, Napoleon wydał rozkaz wysłania rekonesansu celem wzięcia jeńca. Na dowódcę rekonesansu wyznaczono Andrzeja Niegolewskiego jako najmłodszego oficera w pułku.


Andrzej Niegolewski w młodości. Ilustracja na podstawie współczesnego portretu. Źródło: August Sokołowski, Dzieje porozbiorowe narodu polskiego, t. 1, Warszawa 1904.


Nasz bohater dobrał sobie kilkunastu najdzielniejszych żołnierzy i ruszył jeszcze przed świtem w stronę nieprzyjaciela. Minął dwie wioski i w trzeciej natknął się na hiszpańską piechotę. Doszło do strzelaniny, w wyniku której jeden szwoleżer, Paweł Wiśniewski, dostał się do niewoli. Rekonesans kończył się więc fatalnie dla Niegolewskiego, bo zamiast zdobyć jeńca, sam stracił żołnierza. Kiedy pluton cofał się ku swoim, dopędził go szwoleżer Józef Poniński, znany z dużej krzepy, z wymarzonym jeńcem. Zadanie zostało wykonane, chociaż ze względu na stratę Wiśniewskiego nie było czym się chwalić.

W tym czasie na skutek gęstej mgły Napoleon wysłał na rozpoznanie półszwadron strzelców konnych. Gdy zbliżyli się do mostku, padły strzały z pierwszej baterii. Dowódca mjr de Segur i kilku szaserów zostało rannych, reszta wycofała się do Cerezo de Abajo, by czym prędzej wydostać się z zasięgu ognia. Pociski armatnie zaczęły spadać również w miejscu, gdzie stał cesarz, zabijając jednego szasera. Ponieważ artyleria francuska nie była w stanie uciszyć hiszpańskich dział, Napoleon wydał rozkaz do ataku. Pierwsi zaatakowali woltyżerowie z 96 pułku, lecz ponosząc znaczne straty, zostali odparci. Wtedy na prawo od drogi został rzucony do natarcia 9 pułk a na lewo 24. Jednakże i to natarcie zaległo w ogniu hiszpańskiej piechoty.

Około godz. 10.30 powrócił z rekonesansu Niegolewski. Napoleon, rozdrażniony oporem, na jaki napotkała piechota, rozkazuje, aby na hiszpańską baterię uderzył 3 szwadron szwoleżerów. Rozkaz mjr. Janowi Kozietulskiemu, który w tym dniu dowodził szwadronem, przekazał gen. Montbrun. Kozietulski, nie czekając, aż dołączy do szwadronu Niegolewski z patrolem, sformował szwadron w kolumnę czwórkową do ataku i podał komendę: „Marsz kłusem”. Do hiszpańskiej baterii było blisko kilometr, aby ją zdobyć, muszą sforsować wąski kamienny mostek. Jedna salwa w momencie jego przekraczania mogła spowodować, że trupy koni i ludzi zablokują drogę do baterii.

Pierwsza salwa zatrzymuje szwadron jeszcze przed mostkiem. Kozietulski i Dziewanowski przywracają jednak porządek i prowadzą dalej szarżę, przekraczając szczęśliwie mostek. Gdy pada mocno spóźniona druga salwa, są już blisko hiszpańskiej baterii. Wtedy Kozietulski woła: „Naprzód bracia, aby do armat” i wkrótce pada wraz z koniem. Pluton Krzyżanowskiego wpada na baterię, rąbiąc kanonierów i piechurów.


Jan Kozietulski (1778-1821) i Tomasz Łubieński (1784-1870) – portrety


Pozostanie na zdobytej baterii grozi ogniem z drugiej baterii, dlatego szwadron kontynuuje szarżę. W tym momencie do szwadronu dołączył Niegolewski ze swoim plutonem. Zdecydował się uczestniczyć w szarży, kiedy tylko zobaczył z dala, że trzeci szwadron rusza do ataku. Nie zdołał go dopędzić przed pierwszą baterią, ale kiedy znalazł się już w pobliżu zdobytych dział, pociągnął za sobą kilku szwoleżerów, którzy schronili się obok drogi. „Panie poruczniku, panie poruczniku, nie jeździj tam, bo mocno strzelają” – woła doń Kulesza z 7 kompanii. Kiedy jednak zobaczył, że Niegolewski pędzi i że przyłączają się do niego ci, którzy nie dotarli do pierwszej baterii, sam także dołącza do nich.

Dziewanowski i Krzyżanowski prowadzą szwoleżerów na drugą baterię. Droga wiedzie coraz bardziej ku górze i nim Polacy dopadają do drugiej baterii, pada salwa która zabija Krzyżanowskiego. Szwadron atakuje dalej na czele z kpt. Janem Dziewanowskim, dowódcą 3 kompanii. To on bierze drugą baterię resztką plutonów Krzyżanowskiego i Rudowskiego, wycinając lub rozpraszając kanonierów. Szwadron pędzi dalej, nie zatrzymując się na zdobytej baterii. Trzecia bateria, jeszcze wyżej stojąca, ma czas na przyjęcie Polaków ogniem. Salwa, którą oddaje, powoduje największe straty. Ginie por. Rowicki, kapitan Jan Dziewanowski zostaje śmiertelnie ranny. Przyczyną tak dużych strat i załamania się szarży trzeciego szwadronu jako całości, było prawie równoczesne oddanie salw z trzeciej i czwartej baterii. Największą część szwadronu udaje się skupić ppor. Benedyktowi Zielonce i ppor. Szeptyckiemu w rejonie mostku przy trzeciej baterii, gdzie doczekali się wsparcia przez oddział Łubieńskiego.


Szarża w wąwozie Somosierry, szturm na baterię armat. Obraz Wojciecha Kossaka 1807 r.


Tymczasem Andrzej Niegolewski, nie oglądając się za siebie, kontynuował szarżę na czwartą baterię. Moment zdobycia czwartej baterii tak opisał w swoich wspomnieniach: „lubo Dziewanowski leżał zwalony z konia, resztki szwadronu nie zatrzymując się, ale tym samym pędem zdobyły i czwartą baterię. Na widok piechoty hiszpańskiej zbierającej się koło budynku po lewej stronie gościńca wstrzymałem konia w miejscu. Dotąd bowiem, nie zatrzymując się ani nie oglądając za siebie, pędziłem z okrzykiem «Vive Imperator». Postrzegłszy przy sobie kilku szwoleżerów, a za sobą wachmistrza Sokołowskiego na kulawym koniu, zawołałem: «Gdzie nasi?» Sokołowski odpowiada: «Wyginęli». Wielu legło istotnie, drudzy konie potracili, inni rozpierzchli się na prawo i lewo”.

Hiszpanie ochłonęli i widząc, jak mała garstka Polaków opanowała czwartą baterię, zbierają się, aby ją odbić. Ranny koń pada pod Niegolewskim, przygniatając mu nogę, przez co jest unieruchomiony. Hiszpanie dopadają do niego i zadają 9 pchnięć bagnetami, potem otrzymuje cios pałaszem w głowę. Udaje zabitego, ratując w ten sposób życie. Na szczęście nadszedł oddział Łubieńskiego ścigający uciekającego wroga. Posuwający się za nim woltyżerzy z 96 pułku dotarli do baterii i uwolnili naszego bohatera spod konia, przenosząc pod czwartą baterię, a por. Villenevve, z którym był zaprzyjaźniony, podał mu manierkę z winem. Wkrótce nadjechał dowódca kawalerii gwardii marsz. Besseries. Zbliżył się do rannego Polaka i rzekł: „Młody człowieku cesarz widział piękną szarżę lekkokonnych. Potrafi z pewnością docenić waszą brawurę”. Niegolewski przekonany, że rany, które otrzymał, są śmiertelne, rzekł z trudem, wskazując na działa: „ Monseigneur, umieram, oto armaty, które zdobyłem. Powiedz o tym cesarzowi”. Wynik szarży 3 szwadronu był imponujący, cała armia don Benito San Juana, po utracie dział, poszła w rozsypkę. Wkrótce jednak wokół tej wspaniałej szarży rozpoczęły się spory.


Panorama Somosierra – nieukończony obraz cykloramiczny autorstwa Wojciecha Kossaka i Michała Wywiórskiego, mający przedstawiać różne etapy bitwy pod Somosierrą (1899-1900)


Spory o Somosierrę

Jeden z historyków trafnie kiedyś stwierdził, że nikt tak nie kłamie jak biuletyny wielkiej armii, redagowane osobiście przez Napoleona. Cesarz podyktował 13 biuletyn Armii Hiszpanii, w którym zawarł własną wersję tego, co wydarzyło się 30 listopada w wąwozie Somosierra.

„Dywizja licząca 13 tys. ludzi rezerwowej armii hiszpańskiej broniła przejścia przez góry. Nieprzyjaciel sądził, że nie można go przełamać na tej pozycji. Ufortyfikował przełęcz, którą Hiszpanie nazywają Puerto, i umieścił tam 16 dział. Zaczęła się strzelanina i armatnia kanonada. Szarża, jaką gen. Montbrun wykonał na czele polskich szwoleżerów, przesądziła losy bitwy. Była to szarża wspaniała, a pułk okrył się chwałą i wykazał, że jest godzien należeć do cesarskiej gwardii(…). Ośmiu polskich szwoleżerów zginęło na armatach, a szesnastu zostało rannych. Wśród tych ostatnich kapitan Dziewanowski został tak ciężko ranny, że jego stan jest beznadziejny. Major Segur, wachmistrz domu cesarskiego, szarżował pomiędzy Polakami i otrzymał kilka ran, z których jedna jest dosyć groźna”.

Jak widać z przytoczonego fragmentu, „polityka historyczna” to nie wymysł współczesnych polityków. Opierając się na biuletynach, Napoleona francuski historyk i polityk Adolf Thiers upowszechnił tę wersję w swojej pracy Historia Konsulatu i Cesarstwa, dodając od siebie, że pierwsza szarża Polaków się załamała, a szwadron pierzchnął haniebnie i dopiero druga szarża prowadzona przez gen. Montbruna doprowadziła do sukcesu. Ponadto polscy szwoleżerowie mieli być pijani podczas szarży, stąd wzięło się powiedzenie wśród Francuzów „pijany jak Polak”. Z powodu tych nieścisłości nasz bohater rozpoczął intensywną korespondencję z Thiersem, mając wsparcie płk. Pierra Dautancourta, żądając sprostowania wszystkich fałszerstw. Rozpoczęło to spór o Somosierrę na dwóch polach:

  1. polsko – francuskim, o to, czy wymienieni w 13 biuletynie oficerowie francuscy rzeczywiście brali udział w szarży,
  2. polsko – polskim, czy armaty w wąwozie Somosierra zdobyte zostały w wyniku pierwszej szarży przeprowadzonej przez 3 szwadron, czy była potrzebna druga szarża, przeprowadzona przez mjr. Tomasza Łubieńskiego, na czele szaserów francuskich i pozostałych 1 i 2 szwadronów pułku szwoleżerów?

O ile sprawa rzekomego udziału oficerów francuskich w szarży była zwykłym kłamstwem, o czym wiedzieli wszyscy uczestnicy bitwy, o tyle drugie pole konfliktu było bardziej skomplikowane. Na tym tle doszło do sporu Andrzeja Niegolewskiego z Tomaszem Łubieńskim, lansowanym w listach do przyjaciół na głównego bohatera szarży przez swoją żonę Konstancję z Ossolińskich ( nie mylić z Konstancją z Bojanowskich Łubieńską, Wielkopolanką, przyjaciółką Mickiewicza).


Z lewej: nieistniejący pomnik poświęcony szwoleżerom poległym pod Somosierrą, wzniesiony w Niegolewie przez Zygmunta Niegolewskiego (syna Andrzeja) w 1874 r., zniszczony przez Niemców w czasie okupacji w 1940 r. (źródło: Fotopolska). Z prawej: romantyczna wizja szarży pod Somosierrą, obraz Piotra Michałowskiego z ok. 1837 r.


Niegolewski tak o tym pisze: „Łubieński utrzymywał, że za trzecim szwadronem on z pierwszym szwadronem szarżował i baterię Hiszpanom odebrał. Ja jemu na to powiedziałem, że jeśli szarżą na baterie i odbieranie armaty, przy których nie masz kanonierów, to przyznaję, gdyż 3 szwadron kanonierów hiszpańskich był częścią porąbał, częścią do ucieczki zmusił. Jak Łubieński zaś twierdził, że ja o tym sądzić nie mogę, gdyż leżałem na placu ranny bez przytomności, ja jemu zaś, że Hiszpanie na inne szwadrony pułku szwoleżerów, którzy po trzecim szwadronie na baterie pod Somosierra szarżowali nie granatami, nie kartaczami, lecz karmelkami zapewne strzelać musieli, kiedy oprócz tych co z trzeciego szwadronu polegli i ranni byli, żaden żołnierz ani oficer innego szwadronu nie był zabity ani ranny”.

Zgodnie z wykazem strat pułku szwoleżerów z tego dnia w pozostałych szwadronach poległo pięciu szwoleżerów. Dlatego w tej kwestii nasz bohater mijał się z prawdą. Nie oznacza to jednak, że ta piątka szwoleżerów zginęła podczas zdobywania armat. Mogli zginąć podczas pościgu za uciekającą piechotą hiszpańską. Ponadto trzeba pamiętać, że dwa najlepsze pułki hiszpańskie podczas walk o wąwóz były na nabożeństwie Te Deum z okazji rzekomego zwycięstwa nad Francuzami. Przy ich rozbijaniu również mogło polec kilku żołnierzy, jak przyjaciel Niegolewskiego. To, że hiszpańscy kanonierzy nie zdążyli ponownie odpalić armat, jest bez wątpienia zasługą Niegolewskiego i wachmistrza Sokołowskiego. Było w tym czasie normą, że Hiszpanie walczyli do momentu, aż nie stracili armat. Gdy je tracili, z reguły rzucali się do ucieczki, tak było pod Epilą, gdzie płk Chłopicki, mając 1300 żołnierzy rozpędził 8000 Hiszpanów, jak również w wielu innych bitwach. Natomiast co się tyczy „pana Tomasza”, jak z ironią tytułuje Łubieńskiego Marian Brandys, to zamiast na obiedzie u Skrzyneckiego, gdzie podczas powstania listopadowego dyskutowano na temat Somosierry, powinien stanąć przed sądem wojennym. Kilka dni wcześniej bowiem, podczas bitwy pod Grochowem, nie wykonał szarży na rosyjskie armaty. Pomimo kilkakrotnych rozkazów gen. Chłopickiego i faktu, że rosyjscy kanonierzy armaty swe „odbieżali”, czyli opuścili. Łubieński miał szansę dokonać o wiele większego czynu 25 lutego 1831 r., ale niestety „zardzewiał”.

Ponieważ ubywało z czasem uczestników szarży pod Somosierrą – najpierw zmarł w szpitalu dla obłąkanych Kozietulski, a później odchodzili inni bohaterowie bitwy, Andrzej Niegolewski postanowił napisać wspomnienia z tej wojny. Polemizuje w nich z por. Benedyktem Zielonką, który w swojej relacji napisał, że na trzeciej baterii szarża trzeciego szwadronu się załamała i większość szwoleżerów skupiła się koło mostku, szukając schronienia przed ogniem hiszpańskiej piechoty. Nie ulega wątpliwości, że nasz „lew” fantazjuje, twierdząc, że szarża jego szwadronu przebiegała gładko i bez problemu opanowano wszystkie cztery baterie. Również historia o tym, że Napoleon, gdy ranny leżał przy czwartej baterii, przypiął mu swój krzyż Legii Honorowej, nie znajduje potwierdzenia w źródłach. Co prawda Dezydery Chłapowski pisze, że gdy spotkał go w Madrycie, jeszcze w bandażach, mówił mu, że otrzymał od cesarza Legię Honorową, to jednak prof. Bielecki poddaje to w wątpliwość, wskazując, że stosowny dyplom został wydany dopiero w lutym 1809 roku.


Scena spod Somosierry, której najprawdopodobniej nie było. Napoleon przypina Andrzejowi Niegolewskiemu krzyż Legii Honorowej. „Tygodnik Ilustrowany” 1860 nr 55.


Wracając do sporu z por. Benedyktem Zielonką, który stanowczo zaprzecza, aby 3 szwadron zdobył 4. baterię, można wywnioskować, że poza Niegolewskim i Sokołowskim nikt więcej nie dotarł do 4. baterii. Gdyby 40 szwoleżerów wspierało „naszego Don Kichota”, a taką liczbę podaje prof. Robert Bielecki, to z pewnością któryś z nich potwierdziłby wersję Niegolewskiego, a Zielonka nie upierał się przy swoim zdaniu. Dlatego zdobycie 4. baterii należy przypisać Niegolewskiemu i Sokołowskiemu. Jeżeli prawdziwa jest informacja, że było jeszcze kilku szwoleżerów, to widząc, w jak niebezpiecznej sytuacji się znaleźli, mając przed sobą artylerzystów hiszpańskich, a za sobą kilka tysięcy uciekających piechurów, z których spora część uciekała drogą odcinając im odwrót, szybko cofnęli się z powrotem do kolegów, by nie dostać się do niewoli Hiszpanów.

Na koniec należy zwrócić uwagę, że Niegolewski został skłuty bagnetami przez uciekającą piechotę, a nie artylerzystów, którzy takiej broni nie posiadali. Armaty te więcej nie przemówiły i Łubieński nie musiał na nie powtórnie szarżować, jak twierdzi krakowski historyk, tylko prowadził pościg za uchodzącym nieprzyjacielem. Po wyleczeniu się z ran dalsza służba u boku Napoleona ograniczała się do roli oficera ordynansowego, którą pan Andrzej pełnił z wielkim poświęceniem. Bez wątpienia był całkowicie oddany cesarzowi, o czym świadczy fakt potępienia przez niego Dezyderego Chłapowskiego, gdy ten w 1813 roku złożył dymisję. W historii pułku zapisał się obok takich postaci jak: płk Jan Kozietulski, kpt. Jan Dziewanowski czy inny Wielkopolanin – gen. Paweł Jerzmanowski. Ten ostatni dowodził szwadronem Elby oraz przednią strażą podczas ucieczki Bonapartego z Elby i wziął udział ze swoim szwadronem w bitwie pod Waterloo, co uwiecznił reżyser Sergiej Bondarczuk w swoim filmie z 1970 roku. Jest paradoksem historii, że osoba Napoleona cieszy się największym zainteresowaniem nie we Francji, tylko w Rosji i Polsce. Bez wątpienia przyczyniła się do tego literatura piękna, a zwłaszcza powieść Lwa Tołstoja Wojna i pokój, wielokrotnie ekranizowana.


Bitwa pod Somosierrą – obraz Horacego Verneta


Legenda Somosierry

Jako pierwszy zaczął tworzyć legendę Somosierry dowódca pułku Wincenty Krasiński, zamawiając obraz u słynnego francuskiego malarza Verneta. W kraju jego raport wydrukowała 28 stycznia 1809 roku „Gazeta Poznańska” jako pierwszą informację o szarży w kraju. Ponieważ kazał namalować siebie na czele pułku po szarży, wywołało to dezaprobatę oficerów.

W literaturze beletrystycznej wyczyny szwoleżerów utrwalił Wacław Gąsiorowski w powieściach: Huragan i Szwoleżerowie gwardii. Poetka Maria Konopnicka napisała słowa do popularnej piosenki „A czyjeż to imię rozlega się sławą”. Nad legendą Somosierry również pochylili się znani malarze: Piotr Michałowski, January Suchodolski oraz Wojciech Kossak, który namalował panoramę bitwy.

Filmowcy: Andrzej Wajda w filmie Popioły zamiast ułanów nadwiślańskich pokazał szarżę pod Somosierrą, a autorzy serialu Wielkie bitwy polskie poświęcili jeden z odcinków Somosierze, w którym Niegolewskiego zagrał Franciszek Pieczka. W filmie tym (dostępny w Internecie) prof. A. Zahorski dokładnie omawia, dlaczego ta szarża była tak wielkim wyczynem.

Marian Brandys przedstawił losy szwoleżerów w czasie epoki napoleońskiej i po jej zakończeniu w cyklu esejów: Kozietulski i inni oraz Koniec świata szwoleżerów. Znany literat nielitościwie pokpiwa sobie z peruki, jaką nosił nasz bohater. W kawalerii II Rzeczypospolitej tradycję pułku szwoleżerów kultywowały trzy pułki jazdy. Wtedy powstała słynna piosenka „Więc pijmy wino, szwoleżerowie”.


Andrzej Niegolewski w okresie powstania listopadowego i w latach 50. XIX w.


Życie prywatne i działalność publiczna

Po powrocie do Polski Andrzej Niegolewski zamieszkał w Niegolewie, a po ślubie z Anną Krzyżanowską w jej majątku Włościjewki koło Śremu. Małżonkowie mieli dziesięcioro dzieci. W 1827 roku wszedł do poznańskiego sejmu prowincjonalnego jako reprezentant stanu rycerskiego z powiatów Buk i Oborniki. Stawał w obronie języka polskiego, domagając się przywrócenia go jako wykładowego we wszystkich szkołach Wielkiego Księstwa Poznańskiego.

Jeszcze raz chwycił za broń podczas powstania listopadowego, dowodząc 1 pułkiem jazdy sandomierskiej. Aby go należycie wyekwipować, nie szczędził własnych pieniędzy. Walczył na jego czele w bitwie pod Iganiami. Jak wszyscy ziemianie, którzy wzięli udział w powstaniu, z wyroku sądu pruskiego odsiedział 4 miesiące w twierdzy Koźle i zapłacił grzywnę w wysokości 1500 talarów.

Do życia publicznego powrócił w 1840 roku, atakując Edwarda Flottwella za jego antypolską politykę. W 1843 roku domagał się zorganizowania przy szkołach referatów złożonych z przedstawicieli społeczeństwa oraz uzasadniał petycję dotyczącą założenia uniwersytetu w Poznaniu. W 1847 roku wziął udział w obradach połączonego sejmu w Berlinie, gdzie należał do głównych autorów petycji o przywrócenie języka polskiego w szkołach i urzędach Wielkiego Księstwa Poznańskiego. W czasie Wiosny Ludów w Wielkopolsce 1848 doradzał uderzenie na cytadelę poznańską, domagając się od gen. Colomba ustąpienia z miasta. Wkrótce potem udał się do Berlina na drugą sesję sejmu połączonego, gdzie miał wystąpić przeciwko gwałtom pruskim w Poznańskiem. Na zebraniu przedwyborczym w Lwówku 25 kwietnia 1848 roku został napadnięty i pobity przez niemieckich oraz żydowskich mieszczan. Nie czując się bezpiecznie, wyjechał do Berlina, skąd powrócił do siebie latem, po pacyfikacji kraju.

Ostatnie lata życia poświęcił na publikowanie swoich wspomnień, w których zaciekle polemizował z innymi uczestnikami bitwy. W roku 1856 odmówił przyjęcia urzędowego zaproszenia na sesję sejmową, ponieważ była zredagowana po niemiecku. Na tym tle wydał dwujęzyczną broszurę pt. Wola królewska i jej wykonanie w Wielkim Księstwie Poznańskim. Warto zwrócić uwagę, że twardo bronił praw do posługiwania się językiem polskim w życiu publicznym, widząc w jego rugowaniu celową politykę Niemców, której ukoronowaniem będzie ustawa kagańcowa z 1908 roku.

Zmarł w Poznaniu 18 lutego 1857 roku, zaś pochowany został w grobowcu rodzinnym w Buku. W 1923 roku zwłoki jego uroczyście przeniesiono do krypty zasłużonych Wielkopolan, w kościele św. Wojciecha. Pozostawił synów: Władysława, Kazimierza i Zygmunta, oraz córki: Felicję, Leokadię, Magdalenę, Emilię i Jadwigę.


Strona tytułowa wspomnień Andrzeja Niegolewskiego (źródło: Polona) i trumna z jego szczątkami w Krypcie Zasłużonych Wielkopolan w podziemiach kościoła św. Wojciecha w Poznaniu.


Największym wyzwaniem dla Polaków mieszkających w zaborze pruskim była obrona ziemi przed wykupem i walka o język polski w szkole i urzędach, by chronić polskich chłopów i młodzież przed germanizacją. Na tym polu Andrzej Niegolewski i jego następcy znakomicie wpisali się w etos pracy organicznej w Wielkopolsce. Wspieranie polskich czasopism, wydawanie polskich książek czy zakładanie czytelni ludowych, uczenie polskiej historii to był oręż bezbronnych. Wspomnienia o chwale oręża polskiego w czasach napoleońskich napawały dumą kolejne pokolenia Polaków. Polskie rody ziemiańskie w Wielkim Księstwie Poznańskim i kościół katolicki były ostoją polskości. Doskonale zdawali sobie z tego sprawę kanclerze Bismarck i Bülow. Dlatego pierwszy rozpoczął kulturkampf, a drugi przygotowywał ustawy o możliwości wywłaszczania przez państwo wielkich majątków ziemskich. Na szczęście junkrzy pruscy, obawiając się, że ta ustawa może uderzyć również w nich, zablokowali ją w parlamencie.

Czego nie zrobili Niemcy, to przeprowadziły władze komunistyczne po 1945 roku. W wyniku reformy rolnej ziemiaństwo jako grupa społeczna przestało istnieć. Potomkowie Andrzeja Niegolewskiego i innych rodów zasilili szeregi polskiej inteligencji lub udali się na emigrację. Wielkopolska i Poznań szczególnie na tych przemianach społecznych ucierpiały. Ziemiaństwo wielkopolskie finansowało wysoką kulturę. Byli też, jak stwierdził Jerzy Waldorff, jej odbiorcami. Dlatego pomimo niewoli koncertowali w Poznaniu najwybitniejsi artyści: Chopin, Paganini, Wieniawski czy Jan Ignacy Paderewski. Wspierali Adama Mickiewicza i innych pisarzy, nawet gdy nie byli fanami wieszcza, jak Chłapowski, rozumiejąc, że tworzą rzeczy ponadczasowe i wzbogacające polską kulturę. Dziś pozostały po nich piękne pałace z przylegającymi parkami jak ten naszego bohatera w Bytyniu.                                            

Witold Mikołajczak

Historyk, absolwent UAM, nauczyciel, od 1990 r. mieszka w Szamotułach.

Autor 4 książek: Grunwald 1410. Bitwa, która przeszła do legendy (2010); Grunwald 1410. O krok od klęski (wyd. rozszerz. 2015); Wojny polsko-krzyżackie (2009) i Grochów 1831. Niedokończona bitwa (2014).

Na nowo interpretuje pewne wydarzenia i źródła historyczne, lubi polemikę.