Irena Kuczyńska

Wyrzuceni z domów przed Bożym Narodzeniem

3 grudnia 1939 roku w Wielkopolsce rozpoczęły się wysiedlenia Polaków do Generalnego Gubernatorstwa. Wśród tysięcy wysiedlonych byli moi dziadkowie Anna i Michał Leśni, którzy wtedy mieszkali w Bininie koło Ostroroga.

Były to  jedne z pierwszych wysiedleń z Wielkopolski, którą okupanci po zajęciu Polski, włączyli do Rzeszy i nazwali Krajem Warty. Były czymś, czego nikt się nie spodziewał, o czym nikt wcześniej nie słyszał. Na miejsce wysiedlonych sprowadzano Niemców z III Rzeszy i z krajów nadbałtyckich, tzw. szwarcmerów. Wysiedlani musieli wszystko zostawić swoim następcom. Mogli zabrać tylko niewielki bagaż i trochę pieniędzy.

Decyzję o masowych wysiedleniach Polaków z Wielkopolski podjął namiestnik Rzeszy Arthur Greiser, który uznał Polaków za „element niegodny do włączenia w społeczeństwo niemieckie”. W pierwszej kolejności wysiedlano z Kraju Warty do Generalnego Gubernatorstwa Żydów oraz Polaków – ziemian i przedsiębiorców, którym bez rekompensat odbierano majątki. O wysiedleniu Polaków decydowała profesja, majątek, działalność publiczna, przynależność do organizacji społecznych, ale też wpływ na to mieli miejscowi Niemcy, niechętnie nastawieni do Polaków, którymi często byli sąsiedzi.


Rodzina Leśnych w czasie wysiedlenia, Jędrzejów


Mieszkańców powiatu szamotulskiego wysiedlano kilkakrotnie. Podczas pierwszej akcji deportacyjnej, od 3 do 17 grudnia  1939 r., wywieziono 1186 osób, z czego większość deportowano w okolice Jędrzejowa i na Lubelszczyznę. W pierwszym okresie wywózki Polacy mogli zabrać po 200 zł, a Żydzi po 100 zł na osobę.

Pierwszą akcją wysiedleńczą 3 grudnia 1939 roku okupanci objęli około 160 rodzin z ziemi szamotulskiej. W tym byli rodzice mojego Taty. W chwili wybuchu wojny byli  sami. Mieli po 50 lat. Starszy syn Michał – mój Tata, po klęsce pod Bzurą, przebywał w niewoli niemieckiej. Córka Wanda już przed wojną wyjechała na Śląsk, gdzie wyszła za mąż. Edmund – z zawodu rzeźnik, pracował poza domem. Do rodziców w Jędrzejowie dołączył później.

Informację o wywózce rodziny Michała Leśnego, jako jednej z pierwszych, odnalazł w kronice szkoły w Bininie Michał Dachtera – regionalista, twórca profilu Ostroróg na kartach historii na FB. Ucieszyłam się. Miałam jakiś punkt zaczepienia. Okruchy faktów o wysiedleniu dziadków znałam z opowiadań Babci. Ale nie zdążyłam dopytać o szczegóły. Miałam 14 lat, kiedy w 1964 roku zmarła.


Grób rodziny Leśnych na cmentarzu w Ostrorogu


Wiedziałam, że w Jędrzejowie, w Wigilię 1941 roku, zmarł najmłodszy syn dziadków Edmund. Został tam jego grób, kiedy w 1945 roku dziadkowie przyjechali do Ostroroga.  Imię Edmunda zostało  upamiętnione na rodzinnym grobie Leśnych na cmentarzu w Ostrorogu. Wiedziałam też, że w tym samym transporcie byli wysiedleni państwo Rychczyńscy z Ostroroga z kilkutygodniową córką Ludwiką. Podobno przeżyła, pojona w więzieniu we Wronkach wodą z cukrem. Taką informację miała moja Mama od swojej teściowej. W tym samym transporcie były też siostry Kazimiera i Helena Nowakówny  z Ostroroga, których rodzice zmarli przed wojną.

Już na miejscu, w Jędrzejowie, moi dziadkowie spotkali też wysiedlonego z Kaźmierza (pow. szamotulski) Kazimierza Nowackiego z czworgiem dzieci – brata mojej babci Józefy. I to ich wspomnienia, opublikowane w wydawnictwach, do których dotarłam, pomogły mi chociaż trochę poznać  tragedię, jaką przeżyli moi dziadkowie, wysiedleni z domu w Bininie w niedzielę 3 grudnia 1939 roku.


Strona z kroniki szkoły w Bininie


Była to pierwsza niedziela Adwentu. Bardzo mroźna (-15 st. C). Nikt się nie spodziewał, że rano zapukają do drzwi esesmani, żandarmi z psami. I dadzą tylko 15 minut na opuszczenie ciepłego domu z węzełkiem w ręku. Można było zabrać trochę odzieży i trochę jedzenia. Dzieci płakały, często wyrywane z łóżek. Zdarzało się, że  ludzie wychodzili tak, jak stali. Lepsze rzeczy Niemcy im wyszarpywali. Wszystko miało zostać dla następców.  Pozostawione mienie prawie natychmiast zajmowali  Niemcy.

Wypędzeni szli do punktu zbornego, stamtąd do ciężkiego więzienia we Wronkach, traktowani tak, jak skazańcy – w zamkniętych, zimnych celach, o głodzie, bez elementarnych warunków higienicznych. Władza więzienia, w obawie przed wybuchem epidemii, zdecydowała się na transport osadzonych.

8 grudnia 1939, kiedy na dworze było -29 stopni, pędzono Polaków z więzienia na rampę kolejową we Wronkach, gdzie czekały bydlęce wagony. Rozpoczął się kolejny etap gehenny. Po kilku dniach pociąg zatrzymał się w Jędrzejowie w Generalnym Gubernatorstwie, gdzie trzeba było organizować sobie życie.


Więzienie we Wronkach, 1940 r. Źródło: Fotopolska


Tak wspominała swoją codzienność  Kazimiera Woźniak z domu Nowak, która razem ze starszą siostrą Heleną, została wysiedlona z Ostroroga, razem z moimi dziadkami. Spisała to dziennikarka „Dnia Szamotulskiego” Paulina Śliwa:

„3 grudnia 1939 roku niemieccy żandarmi wpadli do domu sióstr, powiedzieli, że ojciec (Powstaniec Wielkopolski) miał broń, zrobili rewizję i wywieźli je, wraz z innymi rodzinami z Ostroroga (i Binina – dop. I.K.) do więzienia we Wronkach. Warunki w więzieniu były koszmarne, więźniowie dostawali jeden posiłek dziennie – bardzo słoną zupę – którą z trudem się jadło i po której odczuwało się wielkie pragnienie.

8 grudnia wygnano Polaków z więzienia i pędzono, pod batami, do dworca kolejowego, a następnie załadowano ich w bydlęce wagony. Podróż bez pożywienia i w wielkim mrozie, trwała dwie doby. Dla dziewczynek – które zostały bez rodziców i bliskich osób – podróż ta była kolejną traumą.

10 grudnia pociąg dojechał do Jędrzejowa (znajdującego się w Generalnym Gubernatorstwie). Nie wszyscy tę podróż przetrzymali, ci którzy przeżyli, mieli odmrożone części ciała.

Siostry Nowakówny zakwaterowano w pomieszczeniu po sklepiku, prawdopodobnie po wypędzonych Żydach, które było puste, nieogrzane, z wybitą szybą. Ciężko potem pracowały w kuchni „Sonderdienst” (niemieckiej policji pomocniczej)”.


Władysław Pokorny – nauczyciel Gimnazjum i Liceum im. ks. Piotra Skargi z rodziną w czasie wysiedlenia w Jędrzejowie. Więcej w artykule: http://regionszamotulski.pl/halina-karpinska-spotkanie-w-setne-urodziny/


A tak mieszkanka Kaźmierza wspominała wysiedlenie do Jędrzejowa w okolicznościowym  wydawnictwie:

„Zawieziono nas do Wronek do więzienia, w którym byliśmy przeszło tydzień. Rano dozorca powiedział, że mamy przygotować się do transportu. Zostawił dwa bochenki chleba i jeden dzbanek kawy. Na dworcu stał długi pociąg do transportu bydła, wagony były puste. Kobiety osobno i mężczyźni osobno. Najpierw wieźli nas do Kutna – tam staliśmy pół dnia. Z Kutna do Łodzi – tam znowu długi postój, z Łodzi do Częstochowy – znowu pociąg stał na bocznicy, z Częstochowy do Kielc, z Kielc do Jędrzejowa.

Ta podróż trwała prawie tydzień. Było zimno, nie podano nam kropli wody. Miałam dwie córki i byłam w ciąży. Dzieci zaczęły gorączkować – w Jędrzejowie była już zima i wielki śnieg. Na dworcu stały sanie i nas rozwozili na kwatery. Dostaliśmy izbę po Żydach – był w niej mały piecyk, stół i ława. Nie było żadnego legowiska. Mąż postarał się o słomę i tak na tej słomie położyliśmy się”.


Wysiedlenia z Kraju Warty z 1939 r. Źródło: domena publiczna


Podobnie okoliczności  wysiedlenia zapamiętał kuzyn mojej mamy Wojciech Nowacki (zmarły w październiku 2020 roku) – syn Kazimierza Nowackiego z Kaźmierza, wysiedlonego z rodziną 3 grudnia 1939 roku do Jędrzejowa.

„To było po mszy świętej, jedliśmy obiad i w tym czasie przyszli gestapowcy, dali nam 10 minut na wyjście. Mama miała taki pojemnik, jak to mówili biksę z cukrem i w ten cukier władowała chyba z 15 jaj. Do tego wzięła poduszkę, koc. Drugą poduchę wyrwał jej Niemiec i wrzucił pomiędzy dwa obrazy, jak to kiedyś były nad łóżkami. Tak że w zasadzie w tym szoku i strachu nie zabraliśmy nic.

Wyszliśmy tak, jak staliśmy: mama, ojciec i czworo dzieci. Pędzili nas pod karabinami na dworzec, tam załadowali do pociągu i pociągiem przewieźli do Wronek. W więzieniu we Wronkach byliśmy rozdzieleni. Ojciec osobno, matka z nami osobno. Przez cały czas nie wiedzieliśmy, co się dzieje z ojcem. Spotkaliśmy się dopiero na peronie we Wronkach.

Stamtąd nas tydzień wieźli w bydlęcych wagonach, gdzie było trochę słomy na podłodze i dwa wiadra na potrzeby fizjologiczne, i to wszystko, do Jędrzejowa. Tam ojciec dostał polecenie, że w ciągu 48 godzin ma poszukać sobie pracy i się zameldować. Ojciec, z zawodu kowal, dostał pracę na kolei i tam pracował jako maszynista przez całe 6 lat, do 1945 r.”


Wysiedlenia z Szamotuł w 1940 r. Źródło: Muzeum – Zamek Górków w Szamotułach


Nie dowiedziałam się, dlaczego na liście osób do wywózki był mój dziadek Michał Leśny z żoną. Być może dlatego, że prowadził w Bininie wymianę mąki i takie miejsce pracy i życia było potrzebne dla Niemca? A może dlatego, że był aktywnym członkiem „Sokoła”? Wiem, że w Jędrzejowie na wysiedleniu przebywała też siostrzenica babci Jadwiga Francuzowa z  mężem Adolfem i dziećmi Stasią i Jędrkiem z Chodzieży. Pamiątką z tego jest zamieszczone wyżej zdjęcie. Są jeszcze gdzieś zdjęcia z pogrzebu 24-letniego wujka Edmunda w grudniu 1941 roku. To wszystko.

Z przekazów rodzinnych wiem, że Edmund miał zapalenie „ślepej kiszki”. Trafił do miejscowego szpitala przed samymi świętami Bożego Narodzenia 1941 roku. Operację przeżył. Ale przyszedł jakiś stan zapalny i 24 grudnia 1941 roku zmarł. Mój Tata, który przebywał na przymusowych robotach w III Rzeszy, na pogrzeb nie zdążył. Przyjechał później pocieszać swoich rodziców.

Czym się zajmowali moi dziadkowie w Jędrzejowie, tego nie wiem. Mój dziadek, jako inwalida z I wojny światowej, był kulawy i do ciężkiej pracy fizycznej się nie nadawał. Być może prowadzili mały sklepik albo knajpkę, gdzie babcia sama gotowała?  Tak mówiła pani Kazimiera Woźniak, kiedy kilka lat temu spotkałyśmy się w Ostrorogu na cmentarzu. Żałuję dzisiaj, że tych pytań nie zadałam więcej… Te okruszki wspomnień zebrałam dla dzieci i wnuków. Może kiedyś się tym zainteresują. Może poszukają historii przodków w archiwach. Daję im kilka zdań inspiracji na dobry początek.


Jędrzejów w okresie niemieckiej okupacji. Źródło: Fotopolska


Po wojnie dziadkowie Anna i Michał Leśni przyjechali już nie do Binina, ale do Ostroroga, gdzie mój przedsiębiorczy dziadek wraz z bardzo pracowitą żoną, założyli niewielką restaurację. Przetrwała do 1953 roku, kiedy  to nowi władcy Polski zabrali się za niszczenie prywatnych biznesików. Po dwóch latach dziadek zmarł.

Źródła:

  1. Sylwia Zagórska, Urnental. Okupacyjne losy mieszkańców gminy Kaźmierz, „Obserwator Kaźmierski”, bezpłatny biuletyn Gminy Kaźmierz 4/2017.
  2. Łucja Zielke, Maria Rutowska, Wysiedlenia ludności polskiej z Kraju Warty do Generalnego Gubernatorstwa 1939-1941.
  3. Paulina Śliwa, „To był szok…”, „Dzień Szamotulski”, 1 VIII 2012.
  4. Kronika szkolna wsi Binino pow. szamotulski.

Irena Kuczyńska z domu Leśna

Urodzona w Ostrorogu, absolwentka szamotulskiego liceum (1967).

Emerytowana nauczycielka języka rosyjskiego w pleszewskim liceum, dziennikarka, blogerka (http://irenakuczynska.pl/).