Karol Cyprowski – pochodzi z Szamotuł, absolwent Liceum im. ks. Piotra Skargi. Ukończył stosunki międzynarodowe oraz filologię serbską i chorwacką. Jego pasją jest nauka języków obcych, pracuje jako programista. Mieszka w Warszawie.
Zapraszamy do przeczytania wywiadu, którego udzielił http://wspolnymianownik.pl/czytaj.php?s=wywiady&a=karol-cyprowski.
Karol Cyprowski prowadzi serwis Woofla.pl, o którym pisze:
„Początki serwisu sięgają roku 2010, kiedy samodzielnie zacząłem prowadzić blog pod tytułem Świat języków obcych. Chciałem przede wszystkim dzielić się na nim moimi doświadczeniami z nauki języków, ciekawostkami z lingwistycznego świata oraz przede wszystkim przekonywać czytelników, że nauczyć się można każdego języka pod warunkiem, że osoba ucząca się poświęci nań odpowiednią ilość czasu. Strona rozwijała się w niezwykłym tempie – już rok po starcie znalazła się wśród 25 najlepszych językowych blogów świata według portalu bab.la, a sam zostałem zaproszony do udziału w prestiżowym jak na owe czasy projekcie, jakim było stworzenie firmowanego przez szkołę językową Sprachcaffe poradnika pod tytułem Jak nauczyć się języka obcego? (https://www.sprachcaffe.com/fileadmin/Redaktion/docs/Sprachcaffe-Polska/).
W 2014 roku zdałem sobie jednak sprawę z tego, że dotychczasowa formuła bloga z różnych powodów się wyczerpała i zaapelowałem do czytelników o współtworzenie na gruncie przygotowanym przez Świat języków obcych czegoś o znacznie szerszym zasięgu oddziaływania. Tak powstała Woofla, na której łamach ukazało się już 335 artykułów napisanych przez 29 autorów. Oprócz strony internetowej woofla.pl prowadzimy też fanpage na Facebooku, obserwowany przez niemal 6000 czytelników (stan na 03.08.2018). Naszemu zespołowi zależy przede wszystkim na popularyzacji wiedzy z dziedziny językoznawstwa oraz nauki języków obcych w sposób przystępny zarówno dla profesjonalistów, jak i kompletnych laików”.
Fragment tekstu w interpretacji Bartłomieja Firleta. Zapraszamy na stronę aktora: http://regionszamotulski.pl/bartlomiej-firlet/
Ćwiczenia z gwary ? tekst Karol Cyprowski. Dla Portalu Region szamotulski – portal kulturalno-historyczny. Miłej niedzieli ?
Opublikowany przez Bartłomiej Firlet Niedziela, 12 sierpnia 2018
Tekst w gwarze poznańskiej
Łe jery!
Rychu dał se wczoraj w tytę, śruba fest, bo Kolejorz majstra zdobył i łaził z modrakowo-biołą faną – dzie był to nie wie, purtelam też chyba u kuzaja w Szamotułach zaliczył, ale ućkło mu. Pamięta ino, że gorunc był i jak wracoł oślómprany na szage przez chynchy, pogonił go kejter jakiś. Aż do chaty go gonił, tak że porty, fifne takie, prawie zgubił, jak ten go szczapił. Łe jery, to by była poruta – Rychu bez portek – dość że szplejty mioł bose. Nie, że był fleja… Normalny szczun, sznupa taka fajna, bystry taki, ino klapioki mioł fest, takie same jak brachol, co sie z nich w budzie chichrali.
Stetrany Rychu wpadł do sklepu, zapalił światło, zgasił, zapalił, czorno. I cug jaki taki łed łekna. „Tu wyra se nie zrobię” – pomyśloł Rychu, że sie w sklepie nie skitra i taki rozmemłany poszedł do góry, gdzie brachol ćmika polił. „Ole mosz jape, tej! Gdzie żeś se je tak obrzympolił?” – i nie czekając na Rycha – „Pa to tej!”. I śwignął Rycha po glacy. „Nyga!”. Rychu wiedzioł, że muły ma jak bocian pjynty i że z takim patanem jak Przemo mu łatwo nie pójdzie. Wziął wjync drabke, ćpnoł porty na ryczke, gdzie już leżały klunkry, cuś tutej mu nie gra – wykukuje z wyra, a Przemo se łoblek korbol na glace. „Tyn to ma z gorem”. Rychu rozumiał – stara Fydlera go łociotała, czarciego żebra nie było. Mogło być gorzy, wiadomo. Wtedy mieszkali w Poznaniu – bilety w bimbie odbijali, bejmy mieli, szneki kupowali za winklem, na wildeckim fyrtlu ze szczunami było szukano, było gonito, bioło była zawsze na stole. Tera bioły ni mo. Tu, na wygnajewie, zostały ino haferfloki, korbol, pyry i modro. Erzac. I hyćka za łeknem. I chójka, ale ta ino na gwiazdora.
Na gwiazdora to zawsze bana przyjeżdża zez Wronek i wuja Lechu – kakalud taki z kluką jak u gapy, stara Fydlera by powiedziała, że nojszpłat. Rojber był za młodu, na blałki łaził, kamlotami świgał najdali, na kaście w trampkarzach Kolejorza – a tera sie brynkot zrobił. Frechowny taki na dodatek. I makiełki żre, ino do chaty wejdzie. I plyndze. I gzik (z pyr i gziku glajde robi, nie to co my). I nasze szare kluchy. Pener po prostu. Szkieły też go nie lubieją, ale to dlatego, że rojbrował, a potem kielczył się jak go złapali. W tych laczkach swoich, z jabzem w ręku, ino co zerwanym, tak że z jabłoni ino ogigle zostawały. Taki Lechu, no. Nahajcowali jak gość przyjechoł, dziecioki rychło wstały, ojciec ćpnoł do skrytki haczke i szype, zakluczył takim dynksem, co go na jarmarku świętojańskim za golitko wymienił. Przemo oczywiście już jest precz, dzieś na dworze, goni kociambry.
A Rychu? Ten to ma rułe. Nim wstanie, nadusi guzik radia, obejrzy pamperki stojące pod łeknem, zaś pójdzie do łazienki ze swoją szwamką. Słyszy jak mama kroi skibki, podjadając kromke, cuś kwirlejką robi (plyndze pewno), nabierką wlewa ślepe ryby. „Łe jery! – krzyczy – Jakieś fafoły pływają”. Pomojtała troche – fafołów ni mo. Wuchta wiary ma dziś przyjść, każdy z tytką czegoś, a Rychu ołówkiem na oszczytku naoszczonym pisze, co kto ma – buchalterem chce być. Bejmy liczyć. Cała wiara przyszła – nawet ta miągwa spod łebory Altmanów z kanką mleka. Jak Rychu był fertyś, skoczył na stopy, powiedział: „Ide los” i pobiegł do Jadzi. Fajna dziewucha taka. Na szukano i gonito już są za starzy, ale w tytę zawsze dać se można.
Karol Cyprowski