Henryk Ludek
Okupacyjne dzieciństwo w Szamotułach
Do dnia wybuchu wojny mieszkaliśmy w czterorodzinnym domu należącym do starostwa w Szamotułach, gdyż ojciec pracował w rejonie dróg podległym starostwu i było to mieszkanie służbowe. Dom stał na tyłach budynku obecnego banku Santander przy ul. Dworcowej [dziś nr 27].
Pracownicy Zarządu Drogowego przy Starostwie Powiatowym w Szamotułach, lata 30. XX w.
Zaraz na początku września 1939 r. ojciec dostał polecenie odprowadzenia w kierunku Warszawy walca drogowego, którym jeździł w pracy. Do Szamotuł powrócił dopiero po około pół roku. My zaś, to jest mama i brat, ruszyliśmy jak wielu uciekinierów na wschód kraju. Pod Kutnem moja rodzina, będąc w kolumnie uciekinierów, dostała się pod ostrzał Niemców. Wskutek wielkiego zamieszania brat Kaziu, mający wówczas 3 lata, odłączył się i zaginął. Matka podjęła poszukiwania i odnalazła go dopiero po kilku godzinach.
Po pewnym czasie powróciliśmy do domu, ale ponieważ przyległy budynek zajęli Niemcy, dostaliśmy mieszkanie na narożniku ulicy Lipowej i Obornickiej [Lipowa 1], obok domu należącego do rodziny Rzepniewskich, którzy przed wojną posiadali w tym miejscu ziemię − 103 hektary.
Starostwo Powiatowe (landratura) w 1. połowie lat 40. XX w. Zdjęcie Fotopolska
W czasie okupacji matka z nieznanych mi powodów wieziona była około miesiąca czasu w siedzibie Gestapo przy ul. Dworcowej [wspomniany budynek banku przy Dworcowej 27] i o mało nie trafiła do obozu. Nie wiem, jaka była przyczyna aresztowania, ale mama zawsze mówiła to, co myślała i nie bała niczego. Jednakże nas ostrzegała, abyśmy uważali na Niemców w tym, co mówimy i robimy. Już po wojnie jakiś mieszkaniec Szamotuł przyszedł do niej do domu przepraszać za to, co się stało, twierdząc, że został do tego zmuszony. Być może miało to związek z aresztowaniem.
31 stycznia 1943 r. w wieku 33 lat zmarł nasz ojciec – Józef. Nie wiem do dzisiaj, gdzie ojciec zmarł ani z jakiej przyczyny, matka nigdy na ten temat nie chciała nic mówić. Jego brat Michał wykuł później własnoręcznie ozdobny łańcuch żelazny biegnący wokół grobu.
W czasie okupacji w tym budynku mieściła się siedziba Gestapo. Zdjęcie z lat 60. XX w., album Miejskiej Rady Narodowej. Fotografia reprodukcyjna Ireneusz Walerjańczyk
W czasie okupacji często bawiliśmy się nad Samą, na tyłach obecnego InBagu, na znajdującym się tam wówczas boisku. Natomiast w miejscu, gdzie obecnie znajduje się plac przed sklepem „Zrób To Sam”, równolegle do ul. Nowowiejskiego, znajdowała się niemiecka stajnia na ok. 20 koni. Nie raz zdarzało się, że wraz z bratem oprowadzaliśmy te konie, za co czasem dostawaliśmy skibkę chleba.
W czasie wojny gospodarstwo Zamek dostał Niemiec nazwiskiem Hartmann [prawdopodobnie potomek dzierżawcy z lat 1907-21]. Potrafił strzelać do Polaków jak do wróbli. W ten sposób zranił mieszkającą na ul. Nowowiejskiego dziewczynę imieniem Wikcia.
Helena Ludek z synami, lata 40. XX w.
W dniu 26 stycznia 1945 r. wieczorem siedzieliśmy w piwnicy domu, gdzie mieszkaliśmy. W piwnicy tej siedzieli chyba wszyscy mieszkańcy kamienicy, a zwłaszcza kobiety i dziewczyny. W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi. Do środka weszło 4 żołnierzy radzieckich. Spytali, czy mamy spirytus. Nikt nie miał alkoholu i dlatego matka poczęstowała ich kawą lub herbatą. Wypili, pokręcili się jeszcze i wyszli.
Będąc jeszcze w piwnicy, usłyszeliśmy jeden głośny wystrzał armatni. To strzelono z niemieckiego czołgu, który znajdował się w rejonie mostu na ul. Poznańskiej. Pocisk trafił w dach domu u wylotu ul. Wronieckiej na Rynek, tam gdzie dziś jest Rossmann. Był to nieduży parterowy dom, ze spadzistym dachem. Pamiętam jak następnego dnia chodziliśmy oglądać dziurę w dachu, którą spowodował wybuch pocisku. Mieszkający tam p. [Władysław} Kałka wskutek tego stracił rękę.
Most na ul. Poznańskiej w obecnej postaci został pozostawiony dobrze po wojnie, wtedy był jeszcze drewniany. Po przejeździe niemieckich czołgów był już niestabilny i się kołysał.
Pamiętam zabitych niemieckich żołnierzy. Dwóch leżało przed budynkiem dawnej szkoły zawodowej na ul. Kołłątaja (w tym miejscu teraz jest trawnik i krzewy), inny leżał na samym Rynku, przy zegarze. Zwłoki znajdowały się w tych miejscach może 2-3 dni i były systematycznie odzierane z wyposażenia, butów itp. Później ktoś ich pozbierał.
Budynek sądu w Szamotułach w czasie niemieckiej okupacji, dzisiejsza al 1 Maja. Zdjęcie Fotopolska
Pamiętam też, że klasztorze w czasie okupacji Niemcy zrobili magazyn alkoholu. Wraz z bratem pewnego dnia, już po wyzwoleniu, poszliśmy tam. Kościół nie był zabezpieczony i można było bez problemu wejść do środka. Zabraliśmy skrzynkę butelek z winem, które na sankach przywieźliśmy do domu.
Pamiętam również pożar budynku sądu w Szamotułach [28?.01.1945 r.].
Byłem wtedy dzieckiem i wiele szczegółów zatarło się w pamięci…
Wspomnień wysłuchał i spisał Wojciech Musiał