Agnieszka Krygier-Łączkowska
Czesław Andrzejewski (1918-2011)
To Szamotuły go ukształtowały
Czesław Andrzejewski całym sercem był szamotulaninem, choć ani się w Szamotułach nie urodził, ani nie umarł. Co więcej z całego bardzo długiego, bo 93-letniego, życia w Szamotułach i podszamotulskim Szczuczynie spędził tylko 13 lat.
W Szczuczynie zamieszkał jako ośmioletni chłopiec, razem z rodzicami i młodszym rodzeństwem. Był synem Mariana Andrzejewskiego i Agnieszki z domu Urbaniak. Ojciec pochodził z Kicina pod Poznaniem, był browarnikiem. Zawodu uczył się w niemieckich browarach w Bawarii, później pracował w Uzarzewie i w Poznaniu. W 1926 roku zaproponowano mu kierowanie gorzelnią należącą do Ordynacji Kobylnickiej – majątku rodziny Twardowskich herbu Ogończyk.
Ordynacja Kobylnicka składała się z dwóch ośrodków gospodarczych: Kobylnik i właśnie Szczuczyna, w którym mieściła się pierwsza siedziba właścicieli. Znajdujący się tam pierwszy dworek stał jeszcze, gdy Andrzejewscy zamieszkali w Szczuczynie, rozebrano go bowiem dwa lata później – w 1928 roku. Obok tego pierwszego dworku Teodor Twardowski postawił nowy budynek przeznaczony na pałac, jednak jego syn Tadeusz postanowił zmienić jego funkcję i w 1881 roku założył tam gorzelnię, a piękny nowy, znacznie większy i okazały pałac wzniósł w 1886 r. w Kobylnikach, według projektu znanego architekta Zygmunta Gorgolewskiego.
W Złotej księdze ziemiaństwa polskiego (1929) można przeczytać, że pierwsze maszyny i urządzenia gorzelni działały do 1926 roku, kiedy to zastąpiono je nowymi. Trudno dziś rozstrzygnąć, czy zmiany te wprowadził już nowy kierownik gorzelni, czy też były one dziełem osób kierujących wówczas ordynacją. Spory budynek gorzelni (niedoszłego pałacu) na kilkadziesiąt lat stał się domem rodzinnym Andrzejewskich. Oprócz Czesława, urodzonego w 1918 roku, wychowywali się tam jego o rok młodsza siostra Anna, późniejsza żona Konrada Scholla, syna Konstantego – pierwszego szamotulskiego burmistrza po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, a także dwaj bracia: Wojciech i Wawrzyniec.
Czesław uczył się w szamotulskim Gimnazjum Humanistycznym im. ks. Piotra Skargi, maturę zdał w 1937 roku. Z czasów szkolnych pochodzi zdjęcie Czesława w stroju szamotulskim. Ma na nim 16 lat, widać, że już wtedy wyróżniał się wzrostem – miał prawie 2 metry.
Czesław Andrzejewski z Olgą (nazwisko nieznane), 1934 r.
U siostrzenicy – Urszuli Dudzik zachowały się listy i kartki pisane przez 18-letniego Czesława z kilkutygodniowego wakacyjnego kursu krajoznawczego w Podegrodziu koło Starego Sącza. Wynika z nich, że Czesław był jedynym uczestnikiem tego kursu z Szamotuł. Najprawdopodobniej wysłał go tam Andrzej Hanyż – nauczyciel historii i geografii w szamotulskim gimnazjum, opiekun szkolnego koła Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego i Męskiej Drużyny Harcerskiej im. Bolesława Chrobrego i Kółka Historyczno-Literackiego. Prof. Hanyż organizował wycieczki, prowadził badania historyczne, etnograficzne i geograficzne regionu. Włączał w nie młodzież, która zapisywała podania, pisała teksty do szkolnego pisma „Z Grodu Halszki” (1931-36), a nawet włączała się w prace wykopaliskowe w okolicach Szamotuł. Pod jego kierunkiem w gimnazjum przygotowano inscenizację Wesela szamotulskiego, widowisko to prezentowane było w wielu miejscowościach (więcej o Weselu szamotulskim można przeczytać w tekście http://regionszamotulski.pl/wesele-szamotulskie/). Bardzo prawdopodobne, że występował w nim również Czesław Andrzejewski. Klasowym kolegą Czesława był Marian Orlik, syn Franciszka – głównej postaci kapeli braci Orlików. Obaj chłopcy mieli tę samą pasję: grę na różnych instrumentach oraz zbieranie melodii ludowych.
W 1936 roku Czesław Andrzejewski na pewno umiał już grać na organach (w jednym z listów wspominał, że organy w kościele w Podegrodziu są marne) i skrzypcach. Na kursie krajoznawczym z własnej inicjatywy ćwiczy z kolegami pieśni, które potem wykonują w czasie nabożeństwa. W ramach prac badawczych chodzi po wsi, rozmawia z ludźmi, opisuje ludowe stroje, spisuje pieśni. Kontynuuje zatem prace folklorystyczne, z którymi zetknął się w szamotulskim gimnazjum.
Pisze w listach, że sam zaskoczony jest zetknięciem się na małopolskiej wsi z wieloma „inteligentnymi i oświeconymi ludźmi”. Największe wrażenie zrobiło na nim spotkanie z Wojciechem Migaczem z Gostwicy – rzeźbiarzem, fotografem, który skonstruował dla siebie nie tylko aparat fotograficzny, ale także gramofon, skrzypce, a nawet lunetę do obserwowania gwiazd!
Jeden z listów do rodziców
W listach do rodziców Czesław szczegółowo opisuje plan dnia na obozie, przedstawia panujące tam warunki: gdzie śpi i co je. Z perspektywy dzisiejszych czasów najbardziej uderza chyba sposób zwracania się do bliskich. Widać, że Czesława łączy z rodzicami bardzo silna więź, tęskni za domem, a ojciec jest dla niego wielkim autorytetem. Listy świadczą też o charakterze chłopca, jego umiejętności cieszenia się z drobiazgów i postawie wdzięczności. Spójrzmy na kilka fragmentów:
Kochani Rodzice,
dziękuję Wam bardzo za przysłaną mi paczkę, Mamusi za babkę, a Ojcu za tak piękny list.
Zanim opiszę kochanym rodzicom coś o obozie, pragnę uspokoić Wasze obawy. A więc donoszę, ze jestem zupełnie zdrowy, jeść mogę dużo. Po obiedzie zawsze odpoczywam, poza tem przestrzegam wszystkiego, co kochany Ojciec mi w liście nakazuje. […]
Ciekawy też jestem, co tam w domu słychać, zwłaszcza czy Mamusia jeszcze cierpi na żołądek. Bardzo często myślę sobie, co też teraz w domu robicie, czy chłopcy jeżdżą na kajaku, czy Ojciec też idzie na pole. Może nie teraz, ale później mógłby kochany Ojciec coś o tem krótko napisać.
Kochani Rodzice,
donoszę Wam, że jestem zdrowy i zadowolony ze wszystkiego.
Dziękuję bardzo kochanej Mamusi za paczkę, której się wcale nie spodziewałem, a która mnie bardzo ucieszyła, nie tylko dlatego, ze zawierała żywność, ale i dlatego, że przygotowana była rękami kochanych Rodziców i świadczy o wielkiej trosce o mnie.
Kochani Rodzice,
donoszę wam, że jestem zupełnie zdrowy i nic mi nie brakuje. […]
Przyjadę do domu pewno w piątek. Całą podróż i pakowanie odbędę według wskazówek kochanego Ojca.
Po maturze Czesław Andrzejewski rozpoczął studia na leśnictwie. Wybuch wojny przekreślił jego wszystkie plany życiowe, podobnie jak milionom innych Polaków. Najpierw jednak, latem 1939 roku Czesław odbył przeszkolenie wojskowe w Zambrowie i otrzymał przydział do artylerii ciężkiej. 28 sierpnia wyjechał do swojej jednostki i walczył w Kampanii Wrześniowej. Na wojnę poszedł też wuj Jan Urbaniak.
W kalendarzyku 1939 roku, z okładką z napisem „Komunalna Kasa Oszczędności miasta Szamotuły rok założenia 1885”, Anna Andrzejewska – siostra Czesława kilkakrotnie notowała informację: „Msza św. w intencji Wujka i Czesia”. Pod koniec października zapisała: „Wujek powrócił z wojny”, a w połowie listopada: „Kartka od Czesia z niewoli”. Czesław trafił najpierw do obozu jenieckiego, a później do pracy u niemieckiego gospodarza. Nie musiało mu być tam źle, bo ze wzajemnością zakochał się w córce gospodarza – Teodorze. Teodora w wielkiej tajemnicy przed ukochanym przyjechała do jego rodziców do Szczuczyna. Pewnie chciała przedstawić się przyszłym teściom, opowiedzieć o tym, co dzieje się u Czesława, a czego nie może napisać w listach do rodziców. Gdy Czesław dowiedział się o tym wyjeździe, był na Teodorę zły, że naraziła obie rodziny (własną i Czesława) na duże niebezpieczeństwo. Związki tego typu były przecież przez faszystów surowo karane. Młodzi pobrali się krótko po wojnie, urodziło im się dwóch synów.
Na przyzwoitych Niemców trafiła też rodzina Andrzejewskich w Szczuczynie. Zarząd nad gorzelnią przejął Niemiec Schulz. Chociaż wiedział, kto we wsi nielegalnie zabija świnie, za co groziła surowa kara, na nikogo nie doniósł. Andrzejewscy musieli opuścić przestronne mieszkanie i przenieść się do oficyny, relacje z rodziną Schulzów układały się jednak poprawnie. Kiedy uciekali przed nadejściem frontu, dzieci Schulzów dostały nawet od Anny zrobione przez nią na drutach ciepłe wełniane rękawiczki. Zima z 1944 na 45 rok była wyjątkowo mroźna…
Dla Czesława miłość życia wiązała się z wyborem miejsca życia. Skończył studia medyczne w Niemczech, na uniwersytecie w Bonn wykładał anatomię głowy. Był człowiekiem bardzo wierzącym. Jak mógł, starał się pomagać innym przebywającym w Niemczech Polakom. Dom Andrzejewskich zawsze był nieco nietypowy: wszyscy umieli grać na różnych instrumentach, sprawy materialne były dla nich mało ważne, nigdy nie mieli ani telewizora, ani samochodu.
Czesław przez całe swoje długie życie (zmarł w 2011 roku) szukał opracowań polskich ludowych utworów, zupełnie jak wtedy, gdy chodził do szamotulskiego gimnazjum albo jak wówczas, gdy jako 18-latek uczestniczył w kursie krajoznawczym. W czasie uroczystości, które uniwersytet w Bonn zorganizował z okazji jego 80. urodzin, zagrał gościom na skrzypcach melodie „od Szamotuł”.
W Bonn odwiedzała go rodzina z Polski, on jednak do Szamotuł przyjechał tylko raz. Bardzo tęsknił za Szamotułami i pobyt ten ciężko odchorował. Zdecydował wtedy, że więcej nie przyjedzie. Ale Szamotuły były w nim.
Gorzelnia w Szczuczynie, 2. połowa lat 20. XX w. Złota księga ziemiaństwa polskiego, Poznań 1929
Podwórze w Szczuczynie, 2. poł. lat 20. XX w. Złota księga ziemiaństwa polskiego, Poznań 1929
Pałac Twardowskich w Kobylnikach. Dwory polskie w Wielkim Księstwie Poznańskim, Poznań 1912
Szczuczyn – orszak dożynkowy w drodze do Słopanowa. Lata 30. XX w.
Dożynki w Kobylnikach, przed 1939 r. 1. z lewej siedzi Anna Andrzejewska (później Scholl)
Agnieszka Andrzejewska z d. Urbaniak (1898-1982)
Marian Andrzejewski (1881-1967). Zdjęcie z 1960 r.