Andrzej J. Nowak
Domy szamotulskiego Rynku
Dom nr 5 (dawniej 35). Metamorfozy
Dom należał do Stanisławy Burzyńskiej (1882-1962). Piszę w czasie przeszłym, bo dom, jaki pamiętam, już nie istnieje. Od strony południowej sąsiadował z budynkiem, w którym miał swój zakład Antoni Grys (1907-1990), mistrz zegarmistrzowski, artysta fotografik i regionalista, od strony północnej – z domem, w którym się urodziłem. Był parterowy, z użytkowym poddaszem. Środkowa część poddasza miała pełną wysokość piętra i dwa okna w ścianie frontowej, którą wieńczył tympanon. Boczne części pod stromym dachem były pokryte dachówką. Od frontu poddasze doświetlały dwa kaferki – po jednym z lewej i prawej strony.
Na parterze mieściła się cukiernia. Przed wojną był to kultowy lokal. Na kilku szamotulskich pocztówkach z początku XX w. można zauważyć, że dom miał po obu stronach wejścia dwa duże okna wystawowe. Widać wyraźnie, że okna sięgały od podłogi do sufitu. Miały duże tafle szkła osadzone, jak sadzę, w mosiężnej konstrukcji, a boki wykonane z giętego szkła. Od zewnątrz okno zabezpieczała poręcz. Takie okna były charakterystyczne dla architektury secesyjnej (art nouveau). Były niezwykle eleganckie, wręcz luksusowe. Niestety, niepraktyczne i trudne w utrzymaniu. Dlatego, zapewne w latach trzydziestych, zostały wymienione. Na fotografii z 1937 roku są to już zwykłe, proste okna wystawowe. Po wojnie przechodzą kolejne metamorfozy. Stają się jeszcze bardziej praktyczne, ale już zupełnie nijakie.
Po wojnie cukiernia została „upaństwowiona”. Była prowadzona przez PSS Społem. Nazywała się „Szamotulanka”, ale dla większości szamotulan to była kawiarnia u pani Burzyńskiej. W środkowej części lokalu, na wprost wejścia, był bufet. Przy ladzie bufetu można było dostać ciastka tortowe za dwa złote i lody śmietankowe lub kakaowe w waflach, na wynos (latem). Po lewej i prawej stronie od wejścia były dwa nieduże pokoje dla gości, gdzie przy małych stolikach zamawiało się dużą lub małą kawę „po turecku” – podawaną w szklance na szklanym podstawku. Do kawy można było dostać ciastko i kieliszek wina Lacrima lub armeńskiej brandy Ararat. W latach siedemdziesiątych pojawił się prawdziwy francuski koniak Martell. Podawany był w eleganckich pękatych kieliszkach na niskiej nóżce. W kawiarni zawsze było niebiesko od dymu. Wolno było, a nawet wypadało, palić.
Przed wojną za pokojem po lewej stronie był salonik, w którym spotykali się, między innymi, członkowie szamotulskiego klubu literacko-muzycznego „Wietrzne Pióro”. Pochodzący z Obrzycka artysta-plastyk Marian Schwartz (1906-2001), wspomina:
Nasze spotkania klubowe odbywały się raz w tygodniu w kawiarni u „Cioci Burzyńskiej” w rynku. Pamiętam ten dosyć ciemny pokój, z pianinem, na zapleczu lokalu, w którym wiedliśmy gorące dysputy przy „małej czarnej”… Omawianie najnowszej literatury polskiej i światowej wywoływało nieraz burzliwe reakcje, które łagodził Wachowiak, grając z talentem na pianinie nokturny lub polonezy Chopina (fragment tekstu Wietrzne Pióro – moja Arkadia z katalogu wystawy „W poszukiwaniu Arkadii” – Muzeum Zamek Górków w Szamotułach 2003 r.).
Na rysunku parteru i planu sytuacyjnego projektu przybudówki domu pani Burzyńskiej, wykonanego w 1927 r. przez Leona Szulczewskiego, widać, że Marian Schwartz dobrze zapamiętał ciemny pokój na zapleczu. Pokój jest rzeczywiście mały i musiał być ciemny, bo ma tylko małe okno we wnęce pracowni cukierniczej, przylegającej do frontowego budynku od podwórza,. Pianino, na którym grał Chopina Ludomir Wachowiak, miała po wojnie w swoim mieszkanku, na parterze domu od strony ogrodu, pani Basia – Barbara Burzyńska (1916-2003), córka Stanisławy. W ciepłe, letnie wieczory, z otwartego okna jej mieszkania dochodziły często dźwięki mocno rozstrojonego instrumentu, na którym pani Basia grała z pamięci sentymentalne przedwojenne melodie. Najczęściej wielki przebój Henryka Warsa śpiewany przez Hankę Ordonównę: Miłość ci wszystko wybaczy. Basia zdziwaczała na starość. Rzadko wychodziła z domu. Zwykle w nocy. W ciemnym długim płaszczu przemykała ulicą Kapłańską niczym duch.
Na poddaszu, na które prowadziła wąska jednobiegowa klatka schodowa, wygospodarowano po wojnie dwa mieszkania. Jedno zajmowała wielodzietna rodzina państwa Adamczaków, w drugim mieszkali państwo Zelentowie. Córka pani Zelentowej z pierwszego małżeństwa – Bożena Aschmutat, absolwentka szamotulskiego Liceum (1960), polonistka, wyszła za mąż za urodzonego w Gaju Małym pod Szamotułami artystę plastyka Eugeniusza Ćwirleja – malarza pejzażystę. Jej syn, Ryszard Ćwirlej, kierował redakcją „Teleskopu” w poznańskim Oddziale TVP oraz pracował w zarządzie „Radia Merkury”. Jest znanym pisarzem, autorem świetnych powieści kryminalnych. Szamotuły pojawiają się na kartach jego powieści. Genius loci – duch „Wietrznego Pióra”?
Stanisława Burzyńska chciała przebudować swój dom. W 1927 roku zamówiła u budowniczego Leona Szulczewskiego projekt jego nadbudowy. 22 lipca 1928 r. wykonany przez niego projekt uzyskał, jak byśmy dziś powiedzieli, pozwolenie na budowę. Wtedy było to „zezwolenie na budowę”, w którym Urząd miejscowej Policji Budowlanej stwierdził, że udziela niniejszym właścicielce domu nr 35 w Rynku, „W.Pani Burzyńskiej”, „przyzwolenia na budowę”. Powstał bardzo ciekawy projekt zupełnie nowego budynku, zaprojektowany jednak w miejscu i na fundamentach istniejącego domu.
Projektowany budynek miał być dwupiętrowy. Zakładał przesunięcie jednej z wewnętrznych ścian konstrukcyjnych i budowę wygodniejszej, zabiegowej klatki schodowej w miejscu istniejącej, jednobiegowej. Parter pozostawał, w zasadzie, bez zmian. Na piętrze zaprojektowano pięć dość dużych pokoi. Opisany na rysunku piętra wyciąg z kuchni na parterze do pomieszczenia będącego zapewne rozdzielnią kelnerską oraz spiżarnia i hol, sugerują, że na piętrze miały być pokoje – gabinety dla gości. Na drugim piętrze pod skomplikowaną więźbą dachową wzorowaną, jak sadzę, na konstrukcji stojącego nieopodal budynku bankowego, zaprojektowano pomieszczenia mieszkalne właścicielki domu.
Elewacja frontowa, od strony Rynku, nie jest w projekcie załączonym do wniosku o „przyzwolenie” na budowę zbyt szczegółowo pokazana. Gdyby doszło do realizacji projektu, musiałaby ona być z detalami rozrysowana. Jest utrzymana w manierze klasycystycznej. Ściany parteru są boniowane. Na piętrach zaprojektowano stylizowane rzymskie pilastry i okna w neorenesansowych obramowaniach. Drugie piętro z balkonem, w centralnej części zwieńczone tympanonem, jest bardzo dekoracyjne.
Nowy dom miał być okazały. Niestety. Projekt trafił na czasy kryzysu gospodarczego. Nie został zrealizowany. Szamotulski Urząd Policji Budowlanej powiadomił panią Burzyńską 13 listopada 1930 r., że zezwolenie na budowę straciło ważność, ponieważ do tego czasu budowy nie rozpoczęto (dzisiaj przepisy w tej materii są takie same).
Z ambitnego zamierzenia zrealizowana zastała tylko niewielka, „kosmetyczna”, przeróbka w parterze domu, polegająca na wykonaniu przybudówki od strony ogrodu, na którą 22 lipca 1927 r. wydane zostało zezwolenie.
***
Od jakiegoś czasu nie ma już w szamotulskim Rynku domu pani Burzyńskiej. W jego miejscu stoi oszczędny w formie, utrzymany w modnej obecnie kolorystyce, neomodernistyczny budynek. Wiedeński architekt Adolf Loos (1870-1933), autor eseju Ornament i zbrodnia (1913) i słynnego projektu domu mieszkalnego doktora Steinera w Wiedniu (1910), który jest uznawany za pierwowzór architektury modernistycznej, mówił, że architekt tworzy skorupę, a ludzie wypełniają tę skorupę treścią.
W domu nr 5 przy w szamotulskim Rynku nie ma już cukierni „Cioci Burzyńskiej”, jest za to „Chiński Market”.
Trochę żal…
02.12.2019 r.
Rysunki autora
Andrzej J. Nowak
Urodzony w Szamotułach. Architekt, którego wiele projektów zrealizowano za granicą. Dawny wieloletni główny architekt wojewódzki, jeden ze współzałożycieli Stowarzyszenia Wychowanków Gimnazjum i Liceum im. ks. Piotra Skargi.