Zenon Tomasz Pohl urodził się w 1931 roku w Szamotułach, zmarł w 1993 roku. W 1951 roku zdał egzamin dojrzałości w Liceum Ogólnokształcącym im. ks. Piotra Skargi. W 1963 roku ukończył Studium Kultury i Sztuki. Pierwsze swoje wiersze publikował w prasie szamotulskiej w latach pięćdziesiątych. Wówczas dla Polskiego Radia pisał teksty do „Pigułek radiowych”. W 1957 roku opublikował kilka swoich wierszy o tematyce regionalnej w Kalendarzu Ziemi Szamotulskiej 1958. W 1961 roku w Almanachu szamotulskim zamieścił nowelkę pt. Polski Wojtek. W 1968 roku otrzymał wyróżnienie za opowiadanie pt. Insurekcja 1918 w ogólnopolskim konkursie z okazji 5. rocznicy powstania wielkopolskiego. Zbierał pieśni, podania i legendy ludowe regionu szamotulskiego. W 1970 roku był współautorem Piosenek szamotulskich Wincentego kani. Dla potrzeb Zespołu Folklorystycznego „Szamotuły” opracował widowisko ludowe pt. Piórnica. W 1983 roku opublikował swój pierwszy Arkusz poetycki w jedniodniówce „Gazeta Szamotulska”. W 1984 roku zamieścił 3 wiersze w almanachu poezji nauczycieli Drugi puls. W 1984 roku Towarzystwo Kultury Ziemi Szamotulskiej wydało jego tom poetycki Raptularz szamotulski. W 1990 roku ukazała się jego wierszowana Ubadanka szamotulska z rysunkami Zbigniewa Horały.
Wybór wierszy Zenona Tomasza Pohla
(Por. również Wiersze o regionie szamotulskim)
DOŚWITKI
Grają grają grają
na dudach
na basach
Skrzypki kwilą cienko
Grają muzykanci
to tak
to owak
jeden do drugiego
żywiej raźniej
Grają grają grają
Kapelusze jak dzbany
się kiwają
Idą w taniec sukmany
jak czarne motyle
za kołem
gnają
ku czepkom
utkanym
w lilije
ku serdaczkom różanym
spódnicom jak wiechy
dla chłopców uciechy
Grają dudy grają
Dmie torba cielęca
Pod butami deski
wygładzone trzeszczą
i wiewa fartuszek w kolorze
niebieskim
Grają muzykanci wiwata i przodka
to w lewo to w prawo
to znowu do środka
tylko noc za oknem
zaczyna się bielić
Jeszcze mrok
a świt już
skowronkiem wystrzelił
Będzie dalej nucił
napoczęte śpiewki
na swych
szarych
skrzypkach dla ludzkiej
uciechy
Będzie niósł nad pola
swe wesołe trele
szamotulskie pieśni
po łąkach po lesie
Łan mu się pokłoni
i chlebem zapachnie
i znów księżyc wzejdzie
i znów słońce zgaśnie
a dudy zadźwięczą
a basy zaskrzypią
skrzypki cienką nutą
jak pszczoły zabrzęczą
Ludzie i doświtki
w jedną pieśń się złączą
jak młodzi szczęśliwi
za izbą na łące
Oczy w oczy patrzą
noga nogę trąca
Rosa skronie chłodzi
gorące od tańca
CZAS
Czas kroczy dostojnie
przed siebie
Ludzie
każdy jego ruch
śledzą
skrzypieniem kołyski
wrzaskiem
na szkolnym dziedzińcu
werwą młodzieńczą
siwizną
a on sobie idzie
bezstronny twórca dziejów
ubrany w sekundy
w godziny
w lata świetlne
Taki sobie przechodzień
Zdjąłem
przed nim kapelusz
Nie zauważył
ŚWIĄTEK
Wisi na krzyżu
rzeźbił go mój dziad
dla ukojenia trosk
potem wraz
z troską sprzedał
za odpuszczenie grzechów
Dziś
modli się przed krzyżem tłum
o zbawienie
Dał
dziad ludziom krzyż
lecz nie zdjął cierpienia
SPRAWA PILNA
Zamienię dzień
na jedną noc
spokojną
za dodatkową
opłatą
Sprawa pilna
GEDAECHTNIS
Wprowadzili Adama
we wąską uliczkę Franciszkańską
w gronie dziesięciu.
Ustawili pod obronną skarpą
i bez procesu
zastrzelili jak psa.
„Ordnung muss sein”
‒ nawoływali faszyści.
W słońcu
krzepła krew
we wielki rubin.
zamilkły usta skazańca.
Tyle już lat
minęło
a dzień ten,
tak
wrył się
w mą pamięć,
jak kule w piach
obronnej skarpy
przy wąskiej uliczce
Franciszkańskiej.
***
Moje miasto jest dla mnie Warszawą,
a rzeczka Sama Wisłą,
moją wewnętrzną sprawą
‒ wielką Ojczyzną.
Bałtyk jeziorem jest Kierskim,
Osówka Karpatami,
Rataje, Wola polem
z jasnymi osiedlami.
Słońce to samo w mym mieście
i to samo w Warszawie.
Lśnią te same obłoki
nad Krakowem, nad Gdańskiem.
Moje są to miasta
w każdym calu wiersza.
To mój punkt widzenia,
ma sprawa wewnętrzna.
Moje miasto jest dla mnie Warszawą,
domem rodzinnym, stolicą,
moją codzienną troską,
wielką chustą z błękitu.
WIOSENNE STROFY
Piszę do ciebie konwalią.
Pióro włożyłem pod kredens.
Papier jak zwykle ten sam,
czy myśli ‒ ja nie wiem?
Wiosna mnie tak rozczuliła,
powab rozkwitłej stokrotki
i łąka zielona bez dna,
twe oczy, twe fiołki.
Możesz się śmiać i mnie ganić,
możesz powiedzieć wiersz głupi,
a mnie wystarczy w sad wejść,
aby się upić.
Wiosna mnie tak rozpieściła,
myśli rozwiała w ulice,
bym przesłał tobie nie wiersz
a życie.