Jan Barańczak w młodości
Jan Barańczak urodził się w 1915 roku w Piaskach koło Gostynia, zmarł w 2002 roku w Koninie. Przed wojną rozpoczął studia na Akademii Medycznej w Poznaniu. W 1944 roku ożenił się z Zofią Konopińską (1916-2014) – koleżanką z roku, absolwentką szamotulskiego Gimnazjum i Liceum im. ks. Piotra Skargi (w tym czasie wraz z rodziną mieszkała w Kluczewie i Lulinie), siostrą ks. Mariana Konopińskiego (zamęczonego w obozie koncentracyjnym w 1943 r., beatyfikowanego w 1999 r.). Z tego związku urodziło się dwoje dzieci: Małgorzata (ur. 1945, po mężu Musierowicz, z wykształcenia grafik, autorka popularnych powieści dla młodzieży) oraz Stanisław (1946-2014, poeta, tłumacz, literaturoznawca). Biografia zawodowa Jana Barańczaka była dość skomplikowana; pracował w wielu specjalnościach: był lekarzem rodzinnym i wojskowym, pracował jako asystent w Klinice Psychiatrycznej w Poznaniu (uzyskał stopień doktora), następnie specjalizował się w patomorfologii. Na Ziemi Szamotulskiej pracował najpierw w Dusznikach (1947-48), a następnie w Nojewie (2. połowa lat 50.; leczył wówczas także pacjentów z Ostroroga i okolic). W szpitalu w Szamotułach wykonywał sekcje zwłok (wiersz S. Barańczaka, Czerwiec 1962). Założył i prowadził Zakład Anatomii Patologicznej w Szpitalu Miejskim w Inowrocławiu (1963-1972) i Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Koninie (1974-1977). Był także publicystą i malarzem.
Rodzina Barańczaków na Ziemi Szamotulskiej
(ze wspomnień Małgorzaty Musierowicz)
Pierwszą pracę po ukończeniu studiów dostali moi rodzice w Dusznikach Wielkopolskich, w tamtejszym ośrodku zdrowia. Mama często wspomina, jak jeździła furmanką gdzieś do zapadłych w lasach wsi, do porodów. Opiekowała się nami gosposia – na imię miała Emilia, a my mówiliśmy na nią Masia. Masia była macierzyńska, ciepła, gadatliwa, wesoła i gderliwa, skora do pieszczot, żartów, piosenek i przytulanek. […] Cudownie gotowała – proste potrawy, ale jakoś tak niezwykle smacznie, ze zmiataliśmy z talerzy wszystko, cokolwiek podała. Była niezamężna, samotna i kochała nas jak własne dzieci, zwłaszcza Stasinka. Stasinek też miał do niej dużą słabość, wielokrotnie obiecywał, że się z nią ożeni, gdy już będzie duży. Kiedy powróciliśmy z Dusznik do Poznania, Masia przyjechała z nami i przez długie lata mieszkała […] w naszych kolejnych mieszkaniach – póki, po odchowaniu nas, nie wyszła za pana Franke, zamożnego wdowca.
(Tym razem serio, Łódź 1995)
Małgosia i Staś Barańczakowie z dziadkiem Walentym Konopińskim, Duszniki 1948 r.
Stanisław Barańczak
CZERWIEC 1962 (fragment)
Chciałeś, bym poszedł w twoje ślady, wprasowane
w osobliwą glinę tych okolic (coś w rodzaju białawego szamotu)
przez stare bieżniki opon garbatej, spracowanej
warszawy (ta skrzynia biegów: ileś się naszamotał
z jej topornym lewarkiem), gdy woziła cię do wiejskich pacjentów:
więc zdawało się naturalne, że zabrałeś mnie do Szamotuł,
gdzie Szpital Powiatowy rozpłaszczał się burą, pacniętą
w pobliże rynku grudą.
(tomik Widokówka z tego świata i inne rymy z lat 1986-88, Paryż 1988)
Oprac. ak
W ciągu swego życia każdy człowiek marzy o tym, by po jego śmierci o nim pamiętano. Ciekawe jest jednak to, że ludzie nie chcą przyjąć do wiadomości oczywistego faktu, że po swej śmierci nie będą się mogli przekonać, czy się o nich pamięta. Nie będą przecież istnieć, co więc daje im wiara w pośmiertną pamięć o sobie? Prawdziwą jednak pociechą jest fakt, że jeszcze żyjemy i że naszym życiem i naszym działaniem możemy pomóc innym ludziom. Bo rozsądek podpowiada nam, że tylko takie życie ma rzeczywisty sens.
(Jan Barańczak)
Ze wspomnień Jana Barańczaka
Lata tuż po wojnie w polskiej medycynie były niezwykle ciężkie, zwłaszcza na prowincji. Gmina wiejska Duszniki, mieszcząca się w południowej części powiatu szamotulskiego, miała pod tym względem dużo szczęścia, ponieważ trafiła nie tylko na bardzo dobrego lekarza, ale również wspaniałego człowieka. Jan Barańczak ‒ bo o nim mowa ‒ nie przebywał długo w Dusznikach, bo zaledwie rok. Jednakże jego działalność z lat 1947-48 spowodowała, że stał się częścią wsi, a pamięć po nim jest żywa do dziś. W prywatnych archiwach duszniczan istnieją dokumenty medyczne, podpisane przez doktora Barańczaka.
Młody medyk wspominał, że lata bezpośrednio po II wojnie światowej cechowały się ogromnym parciem na tworzenie samorządów lokalnych, głównie pod skrzydłami Polskiej Partii Socjalistycznej, która opowiadała się przeciw wszelkiej centralizacji. Również powiat szamotulski, a także same Duszniki były we władzy PPS, która pielęgnowała tradycje niepodległościowe i idee państwa opiekuńczego.
Właśnie w takim klimacie społeczno-politycznym rozpoczął pracę Jan Barańczak, ojciec Małgorzaty Musierowicz (ur. 1945) i Stanisława Barańczaka (ur. 1946). Fotografię lekarza, przesłaną przez Jana Barańczaka z serdecznymi pozdrowieniami można obejrzeć w <strong>Izbie Regionalnej w Dusznikach</strong>, prowadzonej przez Towarzystwo Miłośników Ziemi Dusznickiej.
Jak wspominał na łamach „Medyczka Konińskiego” zadanie, jakiego się podjął, było bardzo trudne. Musiał bowiem zacząć od stworzenia miejsca pracy. Barańczak był organizatorem i kierownikiem gminnego ośrodka zdrowia. Była to jego pierwsza samodzielna praktyka, do której został skierowany latem 1947 roku. Po latach twierdził, że przydział do Dusznik był czymś wyjątkowym. W zniszczonym wojną kraju lekarz wiejski był rzadkością. Jeśli przed wojną było około 14 tysięcy lekarzy, to po wojnie zostało już ich tylko około 7 tysięcy. Rozlokowani byli przede wszystkich w większych ośrodkach miejskich. Te mniejsze, jak Szamotuły czy Gostyń, posiadały co prawda szpitale, ale na 200-300 łóżek. Wszystkimi chorymi opiekował się jeden lekarz, który rzadko miał pomoc asystenta. Nie było także pielęgniarek, gdyż nie funkcjonowały wówczas szkoły pielęgniarskie. Funkcje te pełniły siostry zakonne. Nie było pogotowia ratunkowego, ponieważ nie było samochodów. Te, które uzyskano z tzw. demobilu (sprzęt wojskowy, który pozostał po zdemobilizowaniu wojska), wykorzystano w inny sposób i to najczęściej w większych miastach.
A jednak mimo tych wszystkich trudności rok pracy w Dusznikach uważał Barańczak za najszczęśliwszy. Bardzo szybko nadarzyła się okazja, by wyposażyć ośrodek, którego był jednocześnie i pracownikiem, i kierownikiem, w sprzęt medyczny. Były to narzędzia do zabiegów chirurgicznych, położniczych, a nawet stomatologicznych. Sprzęt pozwalał wiejskiemu lekarzowi wykonywać wszystkie zabiegi małej chirurgii, interny, pediatrii. Na wezwanie położnej (porody w Dusznikach jeszcze w latach 60. odbywały się w domu) wykonywał porody kleszczowe, obroty na nóżkę, ręczne wydobycie łożyska itd. Jan Barańczak wykonywał także sekcje sądowe i szpitalne w Szamotułach.
Leczył wielu pracowników państwowych, m.in. poczty, kolei i urzędników gminnych oraz rolników w trzynastotysięcznym rejonie. To właśnie im ośrodek w Dusznikach zastępował odległy i mały szpital w Szamotułach. Nic dziwnego, że ta ciężka praca cieszyła się ogromnym szacunkiem.
Z inicjatywy wiejskiego lekarza powstała w Dusznikach pierwsza bezpłatna Poradnia dla Matki i Dziecka. Doradcami lekarza z Dusznik byli dr Bremborowicz, położnik i profesor patomorfologii oraz dr Wiktor Dullin, dyrektor szpitala w Szamotułach. Z pomocą przychodziły także władze, które Poradnię wyposażały w produkty pochodzące z UNRRY. Były to odżywki, bielizna dziecięca, leki, a nawet trwała żywność.
Jako naukowiec zainteresował się częstymi porodami z wadami wrodzonymi noworodków. Źródłem wielu z nich była ciężka praca w polu. Pochylona pozycja przy wykopkach powodowała uszkodzenia niedojrzałego jeszcze płodu. Liczne przypadki wad wrodzonych noworodków tłumaczy się tym, że największa ilość porodów miała miejsce zimą (jak podkreśla młody badacz, jest to zgodne z prawami natury ‒ wiosna i lato to czas spotęgowanej rozrodczości. Rolnicy mieli mówić „najlepsze cielęta są zimowe”). Najcięższe prace w polu, kiedy kobiety pracowały mocno pochylone ku przodowi, przypadały na początkowe lub środkowe okresy ciąży.
Kiedy nie leczył, zajmował się działalnością kulturalną. Organizował w niedzielne popołudnia pogadanki. Tematy tychże wybierali sami słuchacze. Udzielał się również w organizowaniu teatru ludowego. Bywał zapraszany do rodzin rolników jako gość honorowy.
Nic więc dziwnego, że mieszkańcy Dusznik nie chcieli „oddać” swojego lekarza, kiedy ten we wrześniu 1948 roku został przymusowo powołany do wojska. Zwłaszcza miejscowa Liga Kobiet miała słać reklamacje. Niestety, bez skutku. Jan Barańczak opuścił Duszniki, pozostawiając po sobie miłe wspomnienie. A i sam Barańczak zachował w pamięci Duszniki.
Marcin Malczewski
Jan Barańczak – na odwrocie tekst:
Serdeczne pozdrowienia z Konina przesyła dr Jan Barańczak (w 81 r. życia…), 27 VI 95
Marcin Malczewski
Poznaniak od urodzenia, który przez całe życie marzył o mieszkaniu na wsi. Obecnie szczęśliwy mieszkaniec powiatu szamotulskiego, realizujący w Dusznikach „wiejskie” zainteresowania.
Dr nauk humanistycznych, bloger (Prowincja noc, http://prowincjanoc.pl), członek zarządu Towarzystwa Miłośników Ziemi Dusznickiej.