5 stycznia 2018 roku uczennice kl. VI B Szkoły Podstawowej nr 2 im. Marii Konopnickiej w Szamotułach: Marta Suterska i Julia Wegner, wraz z nauczycielką Pauliną Pękosz uczestniczyły w spotkaniu podsumowującym projekt „Baśni bajanie – ze słowiańskiej duszy”. Spotkanie, organizowane przez poznańską Fundację AITWAR, odbyło się w siedzibie Instytutu Filologii Słowiańskiej UAM w Poznaniu. Całość oscylowała wokół kultury słowiańskiej i poezji Bolesława Leśmiana.

Sześcioro uczniów z kl. VI B wzięło udział w projekcie „Wielkopolska Bajęda”, organizowanym przez wspomnianą fundację. Dzieci z Szamotuł, wraz z uczniami z innych szkół: XXV Liceum Ogólnokształcącego im. Generałowej Zamoyskiej w Poznaniu oraz  Zespołu Szkół w Lotyniu, tworzyły baśń, która zapoczątkowana została jednym zdaniem. Zadaniem każdej grupy było dopisanie dalszego ciągu opowieści – z wątkami regionalnymi. Tekst powstawał wieloetapowo. Możemy zdradzić, że w szamotulskiej części baśni pojawia się nasza księżniczka Halszka, która zostaje… uratowana przez uczniów z innej szkoły. Całość przybrała postać pracy zbiorowej Wielkopolska Bajęda, wydanej przez Wydawnictwo SłowoDziej. Na spotkaniu wszyscy otrzymali certyfikaty i nagrody.

Poza tym uczestnicy piątkowego wydarzenia wzięli udział w finisażu wystawy Wojewódzkiego Konkursu Plastycznego FarBoBajanie, odbyło się też rozdanie nagród Wojewódzkiego Konkursu Literackiego BaśnioBranie, podsumowanie działań w ramach projektu: akcji „Zrób sobie przerwę na czytanie” i konkursu dla nauczycieli „O Brzeginii Skarb”. Atrakcją był występ duetu MANDAR PURANDARE & WALDEMAR RYCHŁY z programem „Motywy indyjskie u Leśmiana”. Koordynatorem całej akcji była Edyta Czernecka.

Autorzy „szamotulskiej” części Wielkopolskiej Bajędy: Julia Brodowska, Igor Francuzik, Marta Suterska, Natalia Szymczak, Julia Wegner, Patrycja Wiśniewska.


Wielkopolska Bajęda – tworzenie baśni z elementami regionalnymi


Część napisana przez uczniów Szkoły Podstawowej nr 2 im. Marii Konopnickiej w Szamotułach


Wśród blasku ognia, w oknie pobliskiego klasztoru, Księżyc dostrzegł piękną dziewczynę. Nie widział jej dokładnie, ale kiedy ją zobaczył, obudziła się  w nim Nadzieja. Podszedł do okna i zapytał, kim jest. Dziewczyna z przerażeniem odsunęła się od niego i schowała w ciemnościach. Po chwili Księżyc zauważył uzbrojonych ludzi, którzy biegli w stronę klasztoru. Próbował ostrzec tajemnicze dziewczę, ale bezskutecznie. Usłyszał krzyki kobiece i zobaczył mężczyznę wyglądającego jak żebrak, który dzielnie walczył z wojownikami. Postanowił pomóc odważnemu młodzianowi, ale sam nie mógł wiele zdziałać. Dziewczyna została przechwycona i siłą zaprowadzona do wozu.

Tymczasem moc Słońca gasła. Księżyc pozostawił słoneczną dziewczynę w klasztorze, aby czuwały nad nią mniszki. One z chęcią zgodziły się na to i pielęgnowały Jasną Panią, ale widziały, że jej czas się kończy. Wraz z nimi pozostał kudłaty.

Księżyc postanowił śledzić losy pięknej dziewczyny, ponieważ jego niezawodna intuicja podpowiadała mu, że dziewczę może pomóc w odnalezieniu lekarstwa dla Słońca. Wóz z dziewczyną przebył długą drogę i zatrzymał się przed ogromnym zamkiem i wysoką wieżą. Zapłakaną biedaczkę wepchnięto do wieży. Wcześniej nałożono jej na twarz czarną maskę. Księżyc współczuł pięknej istocie, ale wiedział, że musi z nią porozmawiać i jej pomóc. Dzięki temu, że był Księżycem, mógł być czasami niewidzialny. Bez trudu pokonał drogę do tajemniczej Pani. Kiedy wszedł do jej komnaty, postanowił nie owijać w bawełnę.

– Piękna dziewczyno, przypominasz mi róży kwiat, Twoje oczy lśnią jak gwiazdy na niebie. Obserwowałem Cię od jakiegoś czasu. Widzę, że potraktowano Cię niesprawiedliwie i cierpisz. Chciałbym Ci pomóc. Opowiedz mi o sobie – powiedział Księżyc i krótko przedstawił swoją historię.

– Jestem Elżbieta, córka Beaty Kościeleckiej i kniazia ostrogskiego Eliasza. Przyjaciele mówią na mnie jednak Halszka. Przed chwilą wzięłam potajemny ślub, ale mój zwierzchnik – król – go nie uznał. Porwano mnie i przewieziono do tego miejsca. Doznałam ogromnego zawodu. Moja matka umiera z rozpaczy. Ja sama nie mam już siły walczyć. Mam być żoną innego, wbrew mej woli.

– Nie wiedziałem, że jedna osoba może znieść tyle cierpienia. To takie niesprawiedliwe. Myślę, że mogę Ci pomóc, ale tylko wtedy, kiedy moja przyjaciółka – Słońce znów zajaśnieje. Potrzebuję też Twojej pomocy. Słońce zachorowała i jeśli nie otrzyma pomocy, niedługo umrze. Wiem, że Ty wiesz, gdzie znajduje się jaskinia ostatniego smoka. Podobno u tego przedziwnego stwora można znaleźć lekarstwo, które pomoże Słońcu. Proszę, udziel mi wskazówek…

– Aby tam dojść, musisz zejść na sam dół wieży, do piwnic. Szukaj starych drzwi. Przez nie dostaniesz się do tunelu, który zaprowadzi Cię do jaskini. Jeśli odpowiesz na pytania smoka, być może okaże on łaskę i poda Ci odpowiednie zioła. Mają one magiczną moc i na pewno pomogą Twojej przyjaciółce.

– Dziękuję za Twoją radę. Ruszam zaraz w dalszą podróż. Obiecuję Ci, że za każdym razem, kiedy będzie pełnia, będziesz mogła wychodzić z więzienia i spacerować po parku. Tyle dla Ciebie mogę teraz zrobić – odpowiedział Księżyc.

W tym momencie do komnaty wpadł nie kto inny, jak kudłacz. Narobił przy tym wiele hałasu. Szczęście Halszki, że strażnicy świętowali i po wypiciu zbyt dużej ilości trunku, zasnęli. Sama Elżbieta jednak przeraziła się nie na żarty, tak, że czarna maska opadła z jej twarzy. Księżyc i kudłaty oniemieli. Dawno nie widzieli tak pięknej i smutnej osoby.

– Wybacz, że Cię przestraszyłem, Pani. Już wiem, dlaczego musisz nosić tę maskę. Twój przyszły mąż jest okrutny i nie chce, aby ktokolwiek na Ciebie patrzył… i podziwiał. – stwierdził ponuro kudłacz.

Halszka popatrzyła na odchodzących wędrowców i zrezygnowana założyła czarną maskę. Księżyc z kudłatym ruszyli w drogę. Była to trudna wędrówka w ciemnościach. Księżyc, do tej pory nieco strachliwy, teraz nabrał animuszu. Wiedział, że ma cel i musi walczyć. Nagle usłyszeli w tunelu dziwne i przerażające dźwięki. Księżyc zapalił świecę (którą postanowił oszczędzać) i zobaczył przed sobą… kościotrupy. Kudłacz gdzieś zniknął, a Księżyc zrobił się biały ze strachu. Kościotrupy przemówiły:

– Jesteśmy duchami z pobliskiego cmentarza, które za pomocą kości – tak, tak – drążą w ścianie kościoła  otwory. Kiedy uda nam się przewiercić mur na wylot – tak, tak – nastąpi   koniec świata. Tak, tak…

– To już chyba niedługo – pomyślał ledwo żywy bohater i pobiegł przed siebie. Długo wędrował sam. Kiedy wyczuł, że jest już daleko od dziwnych kościotrupów, nagle pojawił się przy nim nie kto, inny, jak kudłaty. Najjaśniejsza nocna gwiazda postanowiła się do niego nie odzywać.

– O, Panie, nie musisz mi tak wylewnie dziękować. To dzięki mnie te przemiłe kościotrupy Cię nie zabiły. Nawet nie wiesz, ile kosztowało mnie nerwów, czasu, zachodu, żeby przemówić im do rozsądku! Z jednym nawet się pobiłem, a była to walka, którą warto uwiecznić… Było tak…

– Cicho! Znów coś słyszę! – syknął Księżyc. I zauważył, że został sam. Szedł jeszcze kilka godzin w ciemnościach, błocie. Towarzyszyły mu szczury. W końcu dotarł do jaskini ostatniego  smoka. Wiedział, że za chwilę spotka się z przeznaczeniem.



Całość opowiadania



Informacje: Paulina Pękosz

Zdjęcia: Paulina Pękosz i Krybus z Dystansu