Autorzy wierszy:
Arkadiusz Cichocki
Iza Damsé
Marcel Gajzler
Krzysztof Jądrzyk
Maria Kaczmarek
Marlena Pijanowska-Szych
Tadeusz Słomiński
Magdalena Sowińska-Kaczmarek
Sławomir Stefaniak
Olga Szaniawska
Marianna Wesołek
Nagroda główna: Iza Damsé
Nagroda Publiczności: Marlena Pijanowska-Szych
Nagroda specjalna jury dla młodego twórcy: Marcel Gajzler
Wyróżnienie za tematykę regionalną: Magdalena Sowińska-Kaczmarek
Wiersze o Szamotułach napisane i zaprezentowane przez autorów podczas zorganizowanego w lutym 2017 r. przez Bibliotekę Publiczną Miasta i Gminy Szamotuły I Turnieju Jednego Wiersza O Pierścień Halszki.
Tadeusz Słomiński
BASZTA – HISTORIA PRAWDZIWA
W pobliżu zamku Górków
stoi baszta wspaniała
to chluba naszego miasta
jest piękna, okazała.
Wybudowana przed wieki
króluje nad okolicą
przyciąga rzesze mieszkańców
wszyscy tym miejscem się szczycą.
Trzeba poznać historię
dlaczego w ogóle powstała,
kto ją polecił zbudować
i komu służyć miała.
Zaglądamy do książek,
w których wiedzy jest wiele,
o tym kto rządził zamkiem,
jakie miał w życiu cele.
Dziedzicem szamotulskich włości
był Górka, człek bogaty,
miał żonę Halszką zwaną
i wielu zamożnych kamratów.
Wyjeżdżał z zamku często,
a Halszka w domu została,
obawy miał zawsze wielkie,
co będzie porabiała.
Dworzan miał w zamku kilku
myślał co będą robili,
czy będą mu zawsze wierni,
czy będą dobrze służyli.
Niepewność miał zawsze wielką,
myślał co zrobić trzeba,
by Halszkę mieć dla siebie,
a nie innego rycerza.
Zbudował więc przy zamku
basztowe mieszkanie,
tam usadowił Halszkę,
swoje umiłowanie.
Marlena Pijanowska-Szych
DO HALSZKI
O piękna Pani o oczach smutnych
i włosach ciemnych jak heban,
jakiż to spotkał Cię los okrutny,
jakby sprzysięgły się nieba.
W samotnej baszcie przypieczętował
los Twój niechciany mąż Łukasz Górka,
jeszcze za życia Ciebie pochował,
choć Tyś wielmożów potężnych córka.
Wiedz jednak Pani, Tyś ciągle żywa,
pamięć o Halszce tutaj jest święta,
gdziekolwiek Twoja dusz przebywa,
chociaż onegdaj byłaś wyklęta.
W wysokiej wieży, w czerni odziana,
pędziłaś smutną dolę wygnańca.
Wznosiłaś tęskne modły do Pana,
całując srebrny krzyżyk różańca.
Nikt nie mógł widzieć tych łez strumieni
co równe były pobliskiej rzece
Samie płynącej pośród drzew cieni.
Matce się Boskiej zdałaś opiece.
Mijają lata, wszystko się zmienia
a wizerunek „Szamotuł Pani”
i rude mury Twego więzienia
są takie same, jak przed wiekami.
Kocham to miasto, jego ulice,
które się wzniosły na twej legendzie,
w cichych zaułkach i kamienicach
duch Twój góruje, widzę go wszędzie.
W zamkowej baszcie, mrocznym ołtarzu,
na którym kładłaś swój gorzki lament,
twarz się odbija Twa gdzieś w witrażu,
historii miasta drogi testament…
Olga Szaniawska
MIASTO MOJEJ MIŁOŚCI
Na kamiennym murze
nieopodal Baszty,
tam gdzie kwitną róże
tam gdzie rosną maszty.
W miejscu tym siedziała
piękna ta dziewczyna.
Lśniące oczy miała,
włosy jak satyna.
Zakochałem się w tym cudzie
od pierwszego rzutu okiem.
Nie wiem, co powiedzą ludzie,
może to być dla nich szokiem.
Jednak jest to moje życie
i nikomu nic do tego.
Kochać będę ją zaś skrycie
na dnie głębin serca mego.
Dziś po Szamotułach krążę,
nie wiem, gdzie miałbym się podziać.
Boje się czy jeszcze zdążę,
w miłość swoją duszę odziać.
Bo minęły długie lata,
gdy ją pierwszy raz ujrzałem.
Może los nas znów zeswata?
Wówczas tę nadzieję miałem…
Ale wraz z upływem czasu
ona nagle gdzieś zniknęła.
Pewnie poszła w głąb, do lasu,
pewnie rzeką popłynęła.
Może jeszcze do mnie wróci.
może jeszcze ją odzyskam.
Niech los tęsknotę skróci!
I niech miłość swoją zyskam…
Marianna Wesołek
MOJE MIASTO
Tu się nie rodziłam
Lecz mieszkam i żyję
Zaraz się dowiecie
Jakie miasto kryję
Nie jest ono duże
Ale bardzo ładne
Społeczeństwo miłe
I dosyć zaradne
Po środku ryneczek
Z zabytkowym zegarem
Wokół mnóstwo uliczek
I ich tajemnice
Nieopodal kościoły
Wśród nich bazylika
Tu się każdy z każdym
W niedzielę spotyka
Jest też kino Halszka
Gdzie filmy nas zwodzą
I gdzie prócz młodzieży
Też starsi przychodzą
Gdy chcemy się kąpać
Pędzimy na basen
Zimą na ten kryty
Latem zaś pod lasem
Cóż tu jeszcze dodać
Po prostu jest pięknie
Są parki w zieleni
Że aż serce mięknie
W jednym jest fontanna
Co tryska kolorami
I oświeca zamek
Z naszymi przodkami
Wiecie już na pewno
Gdzie mieszkam i żyję
Jaka nazwę miasta
Moje serce kryje
Moje Szamotuły
Iza Damsé
POWRÓT DO DOMU
Pamięci Mariana Orlika
Wspominam
Fotografię na babcinym kredensie
I światełko pamięci
O tym
Którego kraj chciał zapomnieć
Zamknięto drzwi
Zakopano pod historii kurzu warstwą
Wyklęty
Lecz furtka
Przez lata
Wciąż czekała otwarta
Otwarto oczy
Odkopano gdzieś na Łączce pod ziemią
Bohater
Lecz od lat
Przez furtkę
Nie wróci już do domu
Widzę
Kamień na szamotulskim skwerze
I światełka pamięci
Dla tego
Którego już nie zapomną
Krzysztof Jądrzyk
RYNEK 43
Pośród wielu ulic miasta.
Wśród kamienic, to rzecz jasna.
Są historie i legendy,
opowieści żywe wszędy.
Lecz i przeszłość jest też taka,
nad nią można by zapłakać.
W środku Rynku, przy zegarze,
jest to miejsce,
Ale kto je wskaże?
Dzisiaj nie ma po nim śladu.
Stoi tam zaś coś, co straszy
swym wyglądem, choć niczego nie tłumaczy.
Setek lat do tyłu wiele,
stała się tragedia taka,
że na szamotulskim skwerze,
wprost na ziemi, nikt nie widział ptaka
Miasto stało w wodzie całe,
to zdarzenie niesłychane.
Zalewało ludziom domy,
podtapiało ich dobytek.
Woda lała się w podwórza
wdzierała nieproszona
do tajemnych kupców skrytek
tak cierpiały Szamotuły.
Kiedy woda już opadła,
kiedy posprzątano miasto,
zawieszono na pamiątkę,
– dzwon, co wieść miał pożogę
aby mieszczan on ochraniał
– w złą godzinę bił na trwogę.
Tuż naprzeciw „dzwona trwogi”
wystawiono też świętego
co to z wierzeń był od tego,
że pilnował w ryzykach wodę
Jan strzegł miasta – Nepomucen,
I już więcej nigdy woda nie schodziła ze swej drogi.
Dziś już ślad zatarty
Po dawniejszych wydarzeniach.
Nie ma Jana, nie ma dzwonu,
A historia lubi się zawracać!
Może by przywrócić pamięć gromu,
Co na miasto spadł po kryjomu?!
Marcel Gajzler
SKRAWEK MOJEJ CODZIENNOŚCI
Zmęczone życiem gołe drzewa kłaniają się sobie.
Pozbawione dolnych fragmentów kory i zawstydzone
nie dostrzegają samotnego przechodnia.
Na spotkanie nie zapraszają, bo utrudzone
życiem szybko umierają
Wystarcza im szmer wody w małej rzeczce
ze spokojnym nurtem, a przeszkadza
bobrów towarzystwo, którym nie straszny jest odgłos
jadącego pociągu, nie przeszkadzają ptaki,
siadające na suchych konarach i ich gwar.
Flora i fauna zachwyca.
Tu lis chyłkiem przemyka,
zając przebiega wśród traw,
a stado sarenek krajobraz urzeka.
Zarosły bujną roślinnością tor „Jasia”
tajemnice skrywa.
Nie pamięta już jak podróż się odbywa.
A babcia nauczać po nim jeździła.
I z nostalgią te czasy wspomina.
Czy można nie kochać naszego miasta
I jego uroków?
Bo mnie nic tak nie zachwyca
jak dolina na Pioszczychach!
Arkadiusz Cichocki
SPOTKANIE
Gdym szedł spacerem pospiesznym przez życie
Egzystencjalnej pustelni podłogą
Przed nagłym deszczem znalazłem ukrycie
Pod miasta mego pradawną ozdobą
W myślach nieważnych, nijakich i błahych
Umysł dryfując zatopił się w aurze
Gęstniała cisza przeplatana słotą
Słychać nie było świata, niemalże
W cieniu sterczącej pozostałości grodu
Jak żebrak siedząc na kościelnym progu
Czarowny miraż ujrzałem na schodach
Zamku białego, co niknie w ogrodach
Lęk, fascynacja, dreszcz, szok, zdumienie
W metafizycznych jaźń tonie odmętach
Jestże to jawą czy li przewidzeniem
Ostrogska dama lśni w snu ornamentach
Melancholijnym perysprytem pętasz
Udziałem staje się mym Twa niedola
Wciąż tu powracasz, choć nie na swój cmentarz
Wioślarza śmierci przybywasz gondolą
W dziejów przeplocie wybierasz dzień
Aby maluczkim objawić swój cień
Już oniryczne przydałaś mi łzy
Bym cię zrozumiał i czuł jak ty
Słońce na niebie, słońce na twoich powiekach
Bezduszny zegar godziny odlicza
Księżyc nad dachem, księżyc w twoich oczach
Migocze płomień gasnącej gromnicy
Rosa na trawach, rosa na twoich stopach
Zwierciadło strzeże smutnego oblicza
Zefir w koronach, powiew w twoich włosach
Kolana zginasz w ciemności kaplicy
Deszcz w bruzdach muru, krople na twoich ustach
Kocur leciwy u stóp twoich drzemie
Śnieg nad sadzawką, zima w twoich dłoniach
W milczeniu dźwigasz osamotnienia brzemię
Wizję powierzam niniejszym wiersza strofom
Mędrzec odrzuci, człowiek prosty uwierzy
W to co nie śniło się nawet filozofom
A rozum nigdy logiką nie zmierzył
Niemożebnego doświadczam zjawiska
Czarna to Pani w widmowym gnieźle bieży
Snuje się, wodzi, spojrzenia śle z bliska
Fantom ulotny z późnogotyckiej wieży
Księżycem, wiatrem, deszczem, słońcem, rosą
Cię współodczuwam, przez minione wieki
Jak niegdyś baszty ogrodzono fosą
Tak odgradzają nas historii rzeki
Spoglądam, choć zamknięte mam powieki
Czuję, choć nie zaznaję dotyku
Słyszę, choć dłońmi zakrywasz mi uszy
Bym pocałunku smak poznał zza grobu
Żałobą jednak uczucie zostanie
Które z rozłąką wieczną kroczy w parze
Na włościach żalu, na krużgankach smutku
Cząsteczkę duszy Halszce zostawiam w darze.
Magdalena Sowińska-Kaczmarek
SPRAWA O HALSZKĘ
Zeznanie pierwsze – Łukasz
Chciałem ją
była moją własnością
moją żoną
mówię Wam
pieniądze i władza
nie idą w parze z miłością
byłem partnerem
skrzywdziłem
ale kochałem
nieprawdą jest
zamknięcie i czarna maska
przysięgam
Zeznanie drugie – Dymitr
Kochałem
była piękna
cudowna
była chwilą
moim pragnieniem
szkoda że wszystko stracone
Zeznanie trzecie – Beata
Tak byłam złą matką
zaborczą
no i co z tego
to był męski świat
(zresztą ciągle jest)
i ja miałam w nim
coś do powiedzenia
kosztem córki wiem
to nic
sama w nim utonęłam
taka kara
Zeznanie czwarte – Halszka
Matko moja
czemu mnie tak skrzywdziłaś
byłam marionetką w twoich rękach
piękną rzeczą
bogatą i pożądaną
a gdzie matczyna miłość
gdzie serce
czy ktoś pomyślał o mnie
Dymitr pokazał miłość
ulotną jak trzepot skrzydeł motyla
krótka chwila potem bezgraniczny smutek
wiem
Łukasz był mi partnerem
gdy zmieniłam zdanie
daleko od matki było łatwiej
to była moja wola
szkoda tylko że
nie poznałam macierzyństwa
wierzcie mi
Szamotuły mnie pokochały
i ciągle pamiętają
znam każdy kamień
każdy zaułek i tunel
przysięgam
nigdy nie było żelaznej maski
i czarnej baszty
był tylko brak wiary w ludzi
Maria Kaczmarek
SZAMOTUŁY ‒ SAMOTUŁY?
Sama tuła się sama?
wije się płynie?
Mieszkają w niej kaczory i
Kaczki.
Omija Basztę Halszki
Zaszczyca parki
W upalne dni chłodzi.
Spacerom sprzyja.
Przytul się do mnie kochanie
odpoczniemy na ławce –
przy fontannie.
Sławomir Stefaniak
WACŁAW Z SZAMOTUŁ
ZRODZIŁEŚ SIĘ PO TO
ABY MUZYCE DAĆ WIĘCEJ
NIŻ ONA OCZEKIWAŁA
I
GENIUSZU! JAKIEŻ TO MISTERNE TWOJE DZIEŁA
ROZSŁAWIŁY SZAMOTUŁY, WYNIOSŁY CIEBIE
NA PIEDESTAŁ CHWAŁY – RENESANS CHOPINA.
II
TWĄ GRĄ ZACHWYCAŁY SIĘ – LECZ SKĄD SIĘ WZIĘŁA,
ŻE DZIEDZIC SŁUCHAŁ NA ZIEMI, ARCHANIOŁ W NIEBIE
MISTRZU! CÓŻ ZA WIEKOPOMNE, WIELKIE DZIEŁA.
III
ZWIEDZIŁEŚ EUROPĘ CHWYCIŁA CIĘ WENA
I POWSTAŁY WSPANIAŁE – BAJECZNE KLEJNOTY
TY PARNASIE MUZYKI – RENESANSIE CHOPINA.
IV
OD CIEBIE WACŁAWIE MUZYKA WIEK ZŁOTY WZIĘŁA
DLA CIEBIE DWÓR BOGACZA, CHLEB OD BIEDOTY.
TWÓRCO! SKOMPONOWAŁEŚ BOSKO-ZIEMSKIE DZIEŁA!
V
WSPANIAŁE TWOJE BRYLANTY; NAJWIĘKSZA CENA
CENA GENIUSZ, CENA CENNEGO MUZYKA.
WIRTUOZIE GRY! RENESANSIE CHOPINA!
VI
TU TWOJA ZIEMIA – TU MIASTO TWOJEGO ZRODZENIA
PRZEZ TWOJE UTWORY – DUSZE DRŻENIE PRZENIKA
GENIUSZU! ACH TWOJE KOMPOZYCJE DZIEŁA
PIEDESTAŁ CHWAŁY – RÓWNY Z AKTAMI CHOPINA!