Wierny Bogu, Ojczyźnie i ludziom
Na początku 2019 roku zrodziła się inicjatywa, aby patronem jednej z ulic w Szamotułach został ks. Henryk Szklarek-Trzcielski. W podpisywanej petycji można przeczytać: „Był skromnym człowiekiem, zawsze skłonnym do pomocy, niezłomnym patriotą, pracującym dla dobra kraju i Szamotuł. Ks. Szklarek-Trzcielski był obywatelem naszego miasta i jego zasługi dla naszego kraju i miasta są bezsporne”.
Henryk Szklarek przyszedł na świat 19 lipca 1908 r. w leśniczówce Polesie koło Pakosławia (powiat nowotomyski). Ojciec był leśniczym, przed I wojną pracował w powiecie nowotomyskim: Szklarce Trzcielskiej koło Miedzichowa i wspomnianym Polesiu. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości pełnił funkcję nadleśniczego w Klemensowie koło Wielonka (gmina Ostroróg), w dobrach Kwileckich z Dobrojewa, potem na jakiś czas został delegowany do Wejherowa i powrócił do pracy w Klemensowie. Z małżeństwa z Józefą z domu Nowak przyszło na świat pięcioro dzieci: Władysław, Henryk, Aleksander, Halina (później Kozłowska) i Edward.
Kiedy Henryk miał 15 lat, rodzinę spotkało nieszczęście – na dyzenterię zmarła matka i najstarszy syn, wówczas uczeń szamotulskiego gimnazjum. Ojcu w wychowaniu i kształceniu dzieci w niezwykły sposób zaczęli pomagać bracia zmarłej żony. Henrykiem opiekował się najpierw ks. Antoni Nowak – proboszcz z Biezdrowa, a po jego śmierci, już w czasach nauki seminaryjnej, zajął się nim Ignacy Nowak – lekarz z Chorzowa. Młodszego brata – Aleksandra wychowywał z kolei Franciszek Nowak – nadleśniczy z Kąt koło Murowanej Gośliny.
Henryk Szklarek, 1929 i 1934 r. (z prawej zdjęcie ofiarowane Antoniemu Cieciorze – koledze z lat szkolnych i seminaryjnych)
W Szamotułach Henryk uczył się najpierw w Miejskiej Szkole Przygotowawczej, która znajdowała się w budynku przy ul. Poznańskiej (w późniejszych latach budynek należał do gimnazjum, potem do szkoły zawodowej, obecnie to własność prywatna). Szkoły tego typu uczyły na poziomie pierwszych klas szkół powszechnych i przygotowywały uczniów do pójścia do – wówczas ośmioklasowego i kończącego się maturą – gimnazjum. Henryk Szklarek – podobnie jak w tamtych latach inni uczniowie spoza Szamotuł – mieszkał na stancji, maturę zdał w 1929 roku. W 1990 roku, już na emeryturze, z wielką energią włączył się w działania Stowarzyszenia Wychowanków Gimnazjum i Liceum im. ks. Piotra Skargi. Wielokrotnie bardzo ciepło wspominał swoich dawnych nauczycieli. Cenił sobie nie tylko wysoki poziom kształcenia szamotulskiego gimnazjum (wówczas Państwowego Gimnazjum Humanistycznego), ale także postawę moralno-religijną grona profesorskiego. Z rocznika maturalnego Henryka Szklarka księżmi zostali także Antoni Cieciora i Alojzy Sławski.
Po maturze Henryk Szklarek studiował teologię – najpierw w Seminarium Duchownym w Gnieźnie, a potem w Poznaniu, święcenia kapłańskie otrzymał w 1934 roku. Do wybuchu II wojny był wikariuszem w kilku różnych parafiach: Kamionnej koło Międzychodu, na poznańskich Winiarach, w Rydzynie, Rozdrażewie i Rogoźnie, dokąd trafił w 1939 roku.
Ks. Szklarek jako wikariusz parafii św. Stanisława Kostki (Poznań Winiary) z członkiniami Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej, 1935 r.
Miejsce pobytu zadecydowało o powołaniu ks. Szklarka na kapelana Obornickiego Batalionu Obrony Narodowej. Przed wkroczeniem Niemców schronił się w Budziszewicach koło Skoków; nie wrócił już do Rogoźna, gdzie groziło mu aresztowanie, lecz zamieszkał w Poznaniu i przed poszukującym go Gestapo ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem (Henryk Szymański). 7 września w Łankowicach koło Kcyni Niemcy rozstrzelali ojca Henryka – Jana, który od 1929 roku prowadził tam gospodarstwo rolne, w 1943 roku w Bielinach nad Sanem zginął także brat Aleksander (pseudonim „Lech”) – dowódca niewielkiego oddziału partyzanckiego Armii Krajowej, z zawodu leśniczy. W kampanii wrześniowej brał udział także brat Edward i – jako sanitariuszka – siostra Halina, oboje walczyli potem również w Powstaniu Warszawskim.
W Poznaniu Henryk Szklarek od razu włączył się w prace konspiracyjne. 8 grudnia 1939 roku w jego poznańskim mieszkaniu na tyłach kościoła przy ul. Dominikańskiej zawiązano tajną organizację pod nazwą Wojsko Ochotnicze Ziem Zachodnich. Organizacja ta pod dowództwem kpt. Leona Komorskiego zjednoczyła powstałe po klęsce wrześniowej mniejsze organizacje zbrojne działające na tym terenie. Ks. Szklarek pełnił funkcję naczelnego kapelana WOZZ.
W 1940 roku – w sytuacji zagrożenia dekonspiracją – części członków organizacji, wśród nich ks. Szklarkowi, udało się przedostać do Generalnego Gubernatorstwa. W styczniu 1941 roku zamieszkał w Warszawie i jako Henryk Szmytkowski sprawował posługę kapłańską na cmentarzu bródnowskim.
Dzięki spotkaniu z płk. Rudolfem Ostrihanskym, komendantem Okręgu Poznańskiego Związku Walki Zbrojnej, ks. Henryk nawiązał kontakt z tą organizacją i został kapelanem ZWZ (późniejszej Armii Krajowej) przy naczelnym dziekanie ks. płk. Tadeuszu Jachimowskim. W latach 1941-44 był także łącznikiem ks. ppłk. Romana Mielińskiego, dziekana Obszaru Zachód – Poznań z dowódcą Korpusu Zachodniego, Zygmuntem Łęgowskim. Ks. Szklarek w 1942 r. otrzymał awans na majora, a w czasie powstania został podpułkownikiem. W konspiracji używał pseudonimów „Mrówka”, „Trzcielski”, a w powstaniu „Rogoziński”. Od 1958 roku „Trzcielski” było oficjalnie drugim członem jego nazwiska.
Ks. Henryk Szklarek jako były dziekan Grupy Północ w Powstaniu Warszawskim, 18.06.1957 r.
W chwili wybuchu Powstania Warszawskiego ks. Szklarkowi zostało powierzone zadanie zorganizowania duszpasterstwa powstańczego na Starówce. Dzięki niezwykłej ofiarności i zaangażowaniu został dziekanem Grupy Północ, która działa w okresie od 7 sierpnia do 5 września 1944 r. Ks. Szklarek wspierał duchowo powstańców, organizował posługę rannym w szpitalach. Wspomnienia z tego okresu spisał w grudniu 1946 roku w 16-stronicowym maszynopisie „Mój udział w Powstaniu Warszawskim 1944 r.” 20 sierpnia 1944 r. podczas odprawiania polowej mszy dla powstańczych oddziałów przy ul. Bielańskiej został ciężko ranny odłamkiem, najpierw przebywał w szpitalu polowym, a po upadku Starówki w szpitalu na Woli. 3 września 1944 roku został odznaczony Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari V klasy.
Imiona w regionie szamotulskim – współcześnie i w XVII w.
Od Reginy do Leny i od Stanisława do … Stanisława
Jakie imiona najczęściej noszą obecnie urodzone w naszym regionie dzieci, mniej więcej się orientujemy. Uogólniając, można powiedzieć, że dzieciom (zwłaszcza chłopcom) nadaje się imiona, jakie nosiło pokolenie ich pradziadków. Dziś nie decydują o tym ani względy rodzinne, ani religijne, lecz po prostu moda. A jak było w Szamotułach 400 lat temu? Zdecydowanie inaczej.
W ostatnich dziesięcioleciach bardzo widoczna jest pokoleniowa zmienność nadawanych imion. W latach 60. odstąpiono od tradycyjnych – popularnych wcześniej – imion typu Jan, Stanisław, Franciszek, Tadeusz, Henryk, Antoni czy Józef, a wśród kobiet rzadkie stały się imiona Maria, Helena, Zofia czy Krystyna. Dość powiedzieć, że w czasach szkolnych nie miałam żadnych kolegów i koleżanek o tych imionach. Moimi rówieśnicy to: Marek, Piotr, Paweł, Przemysław, Grzegorz, Małgorzata, Katarzyna, Magdalena, Marzena, Renata, Dorota i Beata. Agnieszki stały się popularne na początku lat 70., ja urodziłam się krótko przed tą modą i moje imię uzasadnione było literacko. Mama bardzo lubiła postać Agnieszki Niechcic z powieści Marii Dąbrowskiej Noce i dnie; była to córka Barbary i Bogumiła Niechciców, która połączyła ich najlepsze cechy.
Lata 80. i 90. to powrót imion bardzo popularnych wcześniej: Jan i Maria oraz pojawienie się dotąd rzadkich: Bartosz, Mateusz, Łukasz, Marcin, Michał, Jakub, Mikołaj, Natalia, Marta, Weronika, Karolina, Wiktoria, Paulina, Dominika, Julia, Zofia, Zuzanna. Większość była powrotem do imion występujących dawniej, ale zaczęto też nadawać zupełnie nowe w naszym społeczeństwie obcojęzyczne imiona typu Andżelika, Diana (Dajana). Niektóre z tych imion popularne są do dziś, zwłaszcza Jakub, Zofia, Julia czy Zuzanna.
XXI wiek to powrót po co najmniej 60 latach imion Stanisław, Franciszek czy Antoni – to ostatnie imię było najpopularniejsze w Polsce w latach 2017-2018, także w naszym regionie. Nieco inaczej wygląda sytuacja z imionami żeńskimi. Nie wróciły przecież Stanisławy i Franciszki (małego Kazimierza zdarza się spotkać, Kazimierę – już nie), odwrotnie: popularność Antoniego można wiązać z popularnością Antoniny, która pojawiła się około 10 lat temu. Bardzo popularne stały się nieobecne wcześniej lub bardzo rzadkie w polskim nazewnictwie: Amelia i Oliwia, a ostatnio także Maja i Lena (wcześniej występujące tylko jako warianty imion Maria, Helena czy Magdalena).
W ostatnich dziesięcioleciach zmieniły się też czynniki decydujące o nadaniu imienia. Niemal nie występuje dziś ważna wcześniej motywacja religijna, czyli nadawanie imienia ze względu na szczególny kult patrona. Rzadkie jest też odwoływanie się do tradycji rodzinnej, uzasadnienia typu „Dziadek miał na imię Franciszek” stanowią jedynie wzmocnienie przy wyborze modnego znowu imienia. Współcześnie imię nadaje się właśnie głównie ze względu na modę. To, co częściej występuje, zaczyna się podobać jak – przepraszam za porównanie – kształt buta czy kolor odzieży. Czasem jako czynnik decydujący o wyborze imienia pojawia się dodatkowo sympatia do znanej postaci, współcześnie rzadko jednak chodzi o bohaterów historycznych, częściej – o osoby znane z mediów czy wręcz bohaterów seriali.
Jak sytuacja wyglądała 400 lat temu – w XVII w.? Odwołam się tu do badań, które na podstawie ksiąg metrykalnych parafii szamotulskiej w latach 80. przeprowadziła dr Bożena Mikołajczakowa. Najpopularniejszymi imionami męskimi w Szamotułach i okolicy w 17. stuleciu były: Jan, Stanisław, Albert, Jakub, Walenty, Wawrzyniec, Sebastian, Bartłomiej, Kasper i Melchior. Najpopularniejsze imiona żeńskie to: Regina, Katarzyna, Anna, Marianna, Agnieszka, Małgorzata, Teresa, Barbara, Zofia i Ewa. Oczywiście, pojawiały się także inne imiona, zróżnicowanie imion było jednak stosunkowo małe. Dowodem na to jest fakt, że 10 najczęściej nadawanych imion otrzymywało aż 90% dziewczynek.
Niektórych może zdziwić nieobecność w zestawieniu z XVII w. imienia Maria. Wydawać by się mogło, że powinno ono w tym okresie cieszyć się szczególną popularnością. Był to przecież czas pogłębienia kultu maryjnego, król Jan Kazimierz oddał Rzeczpospolitą pod opiekę Maryi – Królowej Polski (śluby lwowskie, 1656 r.), a do Szamotuł przywieziona została ikona, zwana współcześnie obrazem Matki Bożej Pocieszenia. Do XIX w. jednak imię to w Polsce obłożone było tabu religijnym, to znaczy traktowano je jako zarezerwowane dla Matki Jezusa, a dziewczynkom nadawano – popularne także w Szamotułach w XVII w. – imię Marianna.
Badania pokazały jeszcze jedną bardzo istotną zależność – chodzi o zależność od kalendarza, a dokładniej o związek między nadawaniem imienia a dniem, który Kościół katolicki wybrał jako tzw. wspomnienie danego świętego czy błogosławionego. Nadanie imienia w Kościele katolickim jest wyborem świętego patrona, w tej sytuacji można mówić, że dziecko – przychodząc na świat w dniu (tygodniu czy miesiącu) szczególnego kultu danego świętego – jakby „samo wybierało sobie imię”. Oto przykłady: w styczniu większość dziewczynek otrzymywała imię Agnieszka, w listopadzie Katarzyna, Jan był najczęstszy w czerwcu, Jakub w lipcu, a Stanisław w maju i we wrześniu.
Współcześni rodzice chyba rzadko zgodziliby się na takie „poddanie się” kalendarzowi, chyba że potraktowaliby to jako swego rodzaju „wzmocnienie” dokonanego wyboru lub wyjście z sytuacji, gdy trudno samodzielnie podjąć decyzję.
Agnieszka Krygier-Łączkowska
Zdjęcia Agnieszka Teska