Edmunda Zawadzkiego opowieść o rodzinie

Moi rodzice byli wspaniałymi ludźmi

Rodzina Edmunda Zawadzkiego od kilku pokoleń mieszka w Szamotułach. Tutaj przyszli na świat jego rodzice: Edmund (1891-1945) i Cecylia z domu Rybarczyk (1907-1998). Ojciec, który zmarł w obozie koncentracyjnym, we wspomnieniach syna pojawia się jako człowiek niemal święty, a mama jako bohaterka, która dzielnie walczyła o rodzinę: najpierw o wypuszczenie męża z więzienia Gestapo, a potem o uwolnienie nastoletnich synów z więzień stalinowskich. 

Ojciec urodził się 29 września 1891 r. Po ukończeniu szkoły powszechnej kształcił się w szkole handlowo-przemysłowej, z zawodu był technikiem budowy maszyn. W czasie I wojny światowej został powołany do armii niemieckiej.

W zachowanej polskiej książeczce wojskowej znalazły się informacje o kolejnych przydziałach Edmunda Zawadzkiego, już w Wojsku Polskim. Od kwietnia 1919 r. służył w oddziale ckm w Poznaniu, w październiku otrzymał stopień oficerski. W czasie wojny polsko-bolszewickiej skierowano go do Batalionu Zapasowego we Lwowie, potem jeszcze kilkakrotnie zmieniano mu przydział do czasu, kiedy w październiku 1921 r. przeniesiono go do rezerwy.

W 1922 r. powstało w Szamotułach Towarzystwo Powstańców i Wojaków, a Edmund Zawadzki został jego pierwszym prezesem. Funkcji tej nie pełnił długo, ale jako członek stowarzyszenia brał udział we wszelkich uroczystościach patriotycznych. Był dumny z munduru polskiego oficera – jest w nim na wielu zdjęciach rodzinnych, także na fotografii ślubnej z początku 1933 r.


Edmund Zawadzki i Cecylia Rybarczyk


Edmund – senior był synem Wawrzyńca (1843-1913) i Apolonii (1852-1926) z domu Polcyn. Miał 3 braci: Bolesława, Stefana i Władysława oraz dwie siostry: Helenę i Joannę. Najbardziej znany w Szamotułach był starszy brat Edmunda – Bolesław (1883-1946), działacz wielu organizacji społecznych, m.in. przez pewien czas prezes znanego szamotulskiego chóru „Lutnia” i długoletni członek magistratu. Kilka lat Bolesław Zawadzki pełnił – społeczną wówczas – funkcję wiceburmistrza. W październiku 1930 r. po wypadku, w którym zginął burmistrz Konstanty Scholl, przejął jego obowiązki na pół roku, do czasu powołania na to stanowisko Leonarda Bartkowskiego.

Siostra Helena (1890-1964) poślubiła Leona Szulczewskiego, pochodzącego ze Swarzędza inżyniera budownictwa (1889-1970), który w 1924 r. przeniósł swoją firmę do Szamotuł – najpierw mieściła się ona przy ul. Ratuszowej, a później przy Franciszkańskiej. Zakład Szulczewskiego do II wojny światowej zrealizował wiele inwestycji w mieście, między innymi w 1926 r. przeprowadził prace adaptacyjne dawnej stajni należącej do folwarku Świdlin, którą przekształcono w Przytulisko dla Starców i Kalek (dziś Bolesława Chrobrego 8). Druga z sióstr – Joanna – wyszła za mąż za Adama Siebrechta i razem prowadzili znajdujący się na rogu ulic 3 Maja i Dworcowej hotel z restauracją o nazwie „Swoboda”.

Firma Wawrzyńca Zawadzkiego, jak wynika z Ilustrowanego kalendarza „Gazety Szamotulskiej” na rok 1931, działała od 1870 r. Po śmierci ojca przejął ją najstarszy syn Bolesław. We wspomnianym wydawnictwie określono ją jako fabrykę maszyn, powozów oraz wozów ciężarowych i rolniczych. Mieściła się ona w zabudowaniach na tyłach domu rodziny Zawadzkich, przy ul. Ratuszowej 10. Budynki te przestały istnieć dopiero niedawno, w 2019 r. 


Członkowie Rady Miasta i magistratu Szamotuł, kadencja 1926-1930. Trzeci z lewej, obok burmistrza Konstantego Scholla, siedzi Bolesław Zawadzki. Własność zdjęcia Urszula Dudzik.


Po przejściu do rezerwy Edmund zajął się bardzo podobną działalnością, jego firma mieściła się początkowo w mniejszym budynku – obok firmy brata. Na przełomie lat 20. i 30. Edmund Zawadzki wzniósł nową siedzibę zakładu. Znajdowała się ona przy ul. Dworcowej 11, wjazd usytuowany był naprzeciw meblarni, w miejscu gdzie w latach 70. stanął Dom Handlowy. Za zakładem Zawadzkiego działała inna szamotulska firma – fabryka powozów Michała Dorny. Na parterze nowego budynku Zawadzkiego mieściły się warsztaty, a na piętrze wygodne mieszkanie dla rodziny. W 1933 r. na świat przyszedł pierwszy syn – Marian (zm. 2012), w 1936 r. urodził się Edmund i w 1938 r. Bożena (później po mężu Pohl).

Żona Edmunda Zawadzkiego była od niego 16 lat młodsza. Była piękną i elegancką kobietą, wiedziała, na czym jej zależy i umiała do tego dążyć. Kiedy w marcu 1929 r. powstało w Szamotułach żeńskie gniazdo towarzystwa „Sokół”, została prezeską. Zawodowo związała się z szamotulskim Bankiem Spółdzielczym i zajmowała tam stanowisko kierownicze. Szybko zdobyta niezależność finansowa umożliwiła jej, jeszcze jako pannie, kupno domu przy Rynku (obecnie nr 36).


Siedzą: Leokadia z domu Rybarczyk Ignasiak, Józef Rybarczyk, Edmund Zawadzki. Stoją: Władysław Ignasiak, Klara z domu Trynka Rybarczyk, Władysław Rybarczyk, Maria Kaniewska, Cecylia z domu Rybarczyk Zawadzka, Marta z domu Rybarczyk Kulczak, Stefan Kulczak, Edmund Kaniewski, ok. 1935 r.


Dom rodzinny Cecylii z domu Rybarczyk znajdował się na terenie szamotulskich wodociągów przy ul. Strzeleckiej (obecnie ul. Wojska Polskiego). Nic dziwnego, jej ojciec – Józef Rybarczyk (1876-1955) – najpierw był jednym z monterów zatrudnionych przez budującą wodociągi firmę Heinricha Schevena z Düsseldorfu, potem magistrat powierzył mu stanowisko ich kierownika. Z żoną – Marią z domu Hetman (1877-1958) doczekali się czworga dzieci. Najstarsi byli Władysław (1901-1991) i Marta (1902-1973, po mężu Kulczak), potem urodziła się właśnie Cecylia i najmłodsza Leokadia (1909-1995, po mężu Ignasiak).

Rybarczykowie mieszkali w budynku, gdzie dziś mieści się dyrekcja Zakładu Gospodarki Komunalnej. Do dyspozycji mieli 3 pokoje z kuchnią i pomieszczenia gospodarcze na strychu. Teren przy wieży ciśnień – co widać na wielu zdjęciach – był naturalnym miejscem spacerów rodzinnych, a w domu odbyły się wesela córek. Za maszynownią znajdowały się sad i pasieka. Józef Rybarczyk nie tylko był zapalonym pszczelarzem, należał także do Kurkowego Bractwa Strzeleckiego i Towarzystwa „Sokół”, gdzie działał w sekcji kołowników, czyli rowerowej.

Cecylia Rybarczyk (1. z prawej) z rodzicami i rodzeństwem. I komunia Władysława i Marty Rybarczyków, 1912 r.

Edmund Zawadzki (w środku) w Wojsku Polskim, ok. połowy lat 20.

Gniazdo żeńskie Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w Szamotułach. W środku siedzi Cecylia Rybarczyk, ok. 1929 r.

Zdjęcie ślubne Cecylii z domu Rybarczyk i Edmunda Zawadzkich. Z lewej strony brat Edmunda – Bolesław, z prawej ojciec Cecylii – Józef Rybarczyk, początek 1933 r.

Cecylia Zawadzka z siostrą Martą Kulczak i jej mężem Stefanem przy wejściu do wieży ciśnień

Cecylia z domu Rybarczyk i Edmund Zawadzki oraz siostry Cecylii z mężami

Józef Rybarczyk z dziećmi i ich współmałżonkami oraz Edmundem Kaniewskim (kierownikiem elektrowni) i jego żoną Marią

Rodzina Rybarczyków. Od lewej Władysław Ignasiak, Maria z domu Hetman Rybarczyk, Cecylia i Edmund Zawadzcy, Leokadia Ignasiak, Marta Kulczak, Józef Rybarczyk

Cecylia i Edmund Zawadzcy z dziećmi: Marianem, Edmundem i Bożeną, 1939 r.

Cecylia i Edmund Zawadzcy z Józefem Rybarczykiem w Poznaniu

Odpis listu świadka śmierci Edmunda Zawadzkiego

Boże Narodzenie 1947 r. Na górze zdjęcia w środku Cecylia Zawadzka, w drugim rządzie pierwsza z lewej, obok dziadka – Bożena, na dole Marian (w środku) i Edmund (z prawej) Zawadzcy

Edmund Zawadzki w czasach szkolnych

Edmund Zawadzki (stoi) na spotkaniu energetyków, 2. poł. lat 70.

Edmund Zawadzki w obozie koncentracyjnym Bergen-Belsen, gdzie zmarł jego ojciec. 2. poł. lat 90.


Uroczystość z okazji 40-lecia pracy Edmunda Zawadzkiego w energetyce, 1998 r.

Edmund Zawadzki zawsze lubił podróżować. Z żoną Agnieszką w Egipcie, 1998 r.

Z delegacją władz Szamotuł na Polskim Cmentarzu Wojskowym w Bredzie (Holandia), 2000 r.

Z delegacją władz Szamotuł i przedstawicieli stowarzyszeń, 2003 r.



Z Janem Strycharzem i reżyserem Zbysławem Kaczmarkiem podczas realizacji filmu Nie tylko Błękitni Rycerze (cykl Zapomniane Historie, TVP 3), 2017 r.

Link do filmu https://poznan.tvp.pl/34771011/10112017


Zdjęcia rodzinne udostępnili Jan Kulczak i Edmund Zawadzki

W sierpniu 1939 r. por. Edmund Zawadzki został zmobilizowany do macierzystego 63 Pułku Piechoty, który w wojnie obronnej Polski wchodził w skład „Armii Pomorze” pod dowództwem gen. Władysława Bortnowskiego.

Udało mu się uniknąć niewoli i wrócił do Szamotuł. Zawadzcy – podobnie jak inne polskie rodziny – zostali wysiedleni ze swojego domu, a ich miejsce zajęli Niemcy; Edmundowi Zawadzkiemu odebrano też firmę. Mieszkali najpierw przy Rynku, potem w pokoju z kuchnią przy ul. Kapłańskiej. Ojciec rodziny pracował najpierw jako mechanik na stacji przewozów pocztowych, a później na kolei. Żona zatrudniona była w firmie Grundstücksgesellschaft.

Najpierw Marian Zawadzki, a potem także młodsi Edmund i Bożena uczestniczyli w tajnym nauczaniu. Najpierw przychodziła ich uczyć Wiktoria Babczyńska, przedwojenna nauczycielka Szkoły Powszechnej im. Marii Konopnickiej w Szamotułach, później lekcje prowadził Wacław Pruszkowski. Przed wojną pełnił on funkcję kierownika szkoły w Piotrkówku, a przez niemal cały okres okupacji był współpracownikiem Cecylii Zawadzkiej we wspomnianej już firmie.  

Nadszedł 1944 r. Któregoś dnia na ulicy w Poznaniu Edmunda Zawadzkiego rozpoznał jego dawny podwładny z wojska. Doniósł na niego Niemcom. Twierdził, że kiedy ich jednostka wycofywała się na początku wojny z Bydgoszczy, por. Edmund Zawadzki znęcał się nad Niemcami. Naziści mocno grali propagandowo sprawą tzw. bydgoskiej Krwawej Niedzieli, czyli wydarzeniami, do których doszło 3 września 1939 r. Podczas wycofywania Wojsko Polskie zostało ostrzelane, Polacy uznali, że zrobili to niemieccy dywersanci i bez wyroków zabito podejrzane osoby. W poczuciu silnego zagrożenia ze strony Niemców trudno było uniknąć samosądów i nie wiadomo, czy Edmund Zawadzki w jakikolwiek sposób był w te działania zaangażowany. Został aresztowany. Przesłuchiwano go na Gestapo w Poznaniu, przetrzymywany był w poznańskim Forcie VII.


Dom Żołnierza im. marszałka Józefa Piłsudskiego w Poznaniu, w czasie okupacji siedziba Gestapo. Zdjęcie z 1942 r. (źródło Fotopolska)


Próbując wydostać męża z Fortu VII, Cecylia oddała swoją biżuterię. Obiecano jej, że zostanie uwolniony, w lipcu 1944 r. Edmund został jednak wywieziony do obozu koncentracyjnego w Gross Rosen (obecnie Rogoźnica, województwo dolnośląskie), a w marcu 1945 r. – kiedy od wschodu zbliżał się front – razem z innymi więźniami trafił do obozu w Bergen-Belsen w Dolnej Saksonii. O jego dalszych losach nic nie było wiadomo aż do stycznia 1946 r.

Wtedy to Cecylia Zawadzka otrzymała list od współwięźnia Edmunda – Jana Waśkowiaka, mieszkańca Wschowy. Kiedy dowiedziała się, że przebywał i w Gross Rosen, i w Bergen-Belsen, skontaktowała się z nim. Waśkowiak pod przysięgą – jako świadek – potwierdził śmierć Edmunda Zawadzkiego. Warunki ewakuacji więźniów z Gross Rosen były straszne. Więźniowie zostali zmuszeni do 3-tygodniowego marszu, a potem przez 9 dni byli przewożeni pociągiem. W czasie marszu dostawali tylko kawałek chleba co drugi dzień, cierpieli z powodu braku wody i mrozu. Podczas transportu pociągiem do każdego wagonu strażnicy wrzucili tylko kilka brukwi. Bergen-Belsen było miejscem masowej śmierci skrajnie osłabionych więźniów. Edmund Zawadzki zachorował na tyfus plamisty i zmarł w ostatnich dniach marca1945 r., dwa tygodnie przed wyzwoleniem obozu przez wojska brytyjskie. Jego ciało zostało spalone. Czy wyzwolenie obozu uratowałoby Edmunda Zawadzkiego, nie wiadomo. Więźniowie byli w tak złym stanie, że w ciągu dwóch i pół miesiąca po oswobodzeniu i tak zmarło ich 13 000.


Dawny dom Zawadzkich (adres: Dworcowa 11), poł. lat 50. Dziś w tym miejscu znajduje się przychodnia Medkomplex  (budynek został gruntownie przebudowany i rozbudowany)


Cecylia została sama z trojgiem dzieci. Przez kilka lat prowadziła warsztaty męża, podobnie zresztą jak szwagierka Kazimiera, wdowa po zmarłym w grudniu 1946 r. Bolesławie Zawadzkim. W 1950 r. obie firmy rzemieślnicze zostały odebrane właścicielom i upaństwowione. Dawną firmę Edmunda Zawadzkiego przejął najpierw zakład technicznej obsługi rolnictwa, a następnie umieszczono tam warsztaty Zasadniczej Szkoły Metalowej. Cecylia Zawadzka rozpoczęła pracę jako księgowa w zakładach młynarskich. W 1957 r. sprzedała budynek Powiatowym Związkom Gminnych Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”, do końca życia mieszkała z córką Bożeną i jej rodziną w domu przy ul. Powstańców Wielkopolskich.

Obaj synowie: Marian w 1950 r., a Edmund pod koniec 1951 r. zaangażowali się w działalność, którą w czasach stalinowskich określano jako „próbę obalenia przemocą ustroju Państwa Polskiego”.  

W szamotulskim liceum Marian Zawadzki poznał Mieczysława Starostę, ucznia usuniętego wcześniej ze szkoły w Pniewach. Starosta razem ze Zbigniewem Najderkiem i Marianem Zawadzkim przygotowali ulotki, które rozprowadzali w szkole. Jeden z uczniów pokazał je dyrektorowi, a ten zgłosił sprawę na milicję. Chłopcy zostali aresztowani i w pokazowym wyjazdowym procesie Rejonowego Sądu Wojskowego skazani: Starosta na 1,5 roku więzienia, Najderek – na 1 rok, Zawadzki – na 8 miesięcy. Później Mariana Zawadzkiego wysłano do kopalni w Sosnowcu, gdzie odbywał obowiązkową służbę wojskową. W 1958 r.  ukończył szkołę średnią – technikum rolnicze w Szamotułach. Zatrudniony został w spółdzielni produkcyjnej w Buszewku. Był bardzo ambitny, umiał pracować po 16 godzin i stopniowo awansował. Kiedy w 1966 r. spółdzielnię przekształcono w pierwszy. w Polsce Rolniczy Kombinat Spółdzielczy (Buszewko-Dębina), Marian Zawadzki został prezesem zarządu. Był dobrym gospodarzem, jako szef dużo wymagał, ale też jego pracownicy mieli bardzo dobre zarobki. W szczytowym okresie RKS zatrudniał 2,5 tys. osób i prowadził ponad 100 sklepów w całym kraju. Marian Zawadzki w 1989 r. w wyborach do sejmu uzyskał mandat z ramienia PZPR, w kolejnych wyborach już nie startował. Wcześniej trzykrotnie był delegatem na zjazdy partii i przez kilkanaście lat zasiadał w Wojewódzkiej Radzie Narodowej.

Do sprawy z młodości Marian Zawadzki nigdy nie chciał wracać, także po roku 1990. Warto jednak dodać, że jego aresztowanie i skazanie stało się pretekstem do zwolnienia dziadka Józefa Rybarczyka ze stanowiska kierownika szamotulskich wodociągów.


Złote gody Józefa i Marii Rybarczyków, 1950 r. W środku zdjęcia siedzą jubilaci, obok ks. proboszcz Franciszek Forecki. Na górze od prawej Cecylia Zawadzka i syn Edmund, na dole wśród dzieci (trzecia z prawej) – Bożena. W uroczystości rodzinnej nie wziął udziału wnuk Marian Zawadzki, który przebywał wówczas w areszcie.


Młodszy brat Mariana – Edmund często wspomina swój udział w małej organizacji młodzieżowej „Błękitni Rycerze”, wraca pamięcią do aresztowania, jest w stanie wymienić wszystkie cele, w których był przetrzymywany. Miał zaledwie 15 lat, gdy trafił do aresztu Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w piwnicach budynku przy ul. Dzierżyńskiego 10 (dziś Szkoła Muzyczna, 3 Maja 8).

Był uczniem 10 klasy liceum, gdy udział w tajnej organizacji antykomunistycznej zaproponował mu szkolny kolega Józef Urban, pochodzący z rodziny ziemiańskiej spod Wilna, która w 1949 r. zamieszkała w Śmiłowie. Początkowo – od wiosny 1951 r. – członkowie organizacji słuchali audycji z Zachodu i w czasie rozmów w szkolnym środowisku przekazywali wiadomości innym. Po nawiązaniu kontaktu z inną tego typu organizacją w mieście – „Jutrzenką” Jana Strycharza postanowili zintensyfikować działania. Na początek chcieli wydawać i kolportować ulotki. Chłopcy kupili papier, farbę i matryce, a następnie na powielaczu własnej konstrukcji odbili 400 ulotek. Edmund Zawadzki brał udział w ich przygotowaniu, a następnie część przekazał członkom „Jutrzenki”, którzy 15 i 16 lutego 1952 r. rozrzucili je w mieście. Urząd Bezpieczeństwa natychmiast przystąpił do działania. Ponieważ od tzw. kontaktu poufnego w szkole dowiedziano się, że to Urban pytał kolegów o powielacz, zaczęto go śledzić. W niedzielę przed południem, 17 lutego, Józef Urban, Andrzej Sielecki i Edmund Zawadzki zaczęli rozrzucać ulotki na Dworcowej i Wojska Polskiego – wówczas to były ulice Generalissimusa Stalina i Bohaterów Stalingradu. Najpierw zatrzymany został Józef Urban. Edmundowi Zawadzkiemu udało się – w umówionym miejscu przy cmentarzu – przekazać tę informację Janowi Strycharzowi, wyrzucił resztę ulotek, które miał przy sobie, na schodach domu czekali już jednak na niego UB-owcy.  

Jak można było traktować takich 15-16-latków? Nie lepiej niż dorosłych! W czasie przesłuchań świecono im lampą w oczy, wykopywano stołek, aby przewrócili się nagle na podłogę, bito po głowie, ale tak, żeby nie było to widoczne. Obrzucano ich wyzwiskami, próbowano zastraszyć. Sprawę prowadził ppor. Józef Buczek. Po 3-miesięcznym śledztwie Edmund czekał na rozprawę w więzieniu na Młyńskiej w Poznaniu, a po rozprawie przeniesiono go na oddział VIII.

18 czerwca 1952 r. Wojskowy Sąd Rejonowy na rozprawie w Poznaniu skazał „Błękitnych Rycerzy”: Józefa Urbana na 3 lata więzienia, Alojzego Starostę i Stefana Antkowiaka – na 2 lata, Edmunda Zawadzkiego – na 1,5 roku i Andrzeja Sieleckiego – na rok. Z więzienia wyszli wcześniej – po amnestii w grudniu 1952 r.


Wpis w kronice szkolnej z 1950 r. dotyczył wcześniejszej organizacji młodzieżowej („Jutrzenka”), „Błękitni Rycerze” traktowani i oceniani byli jednak tak samo.


W obu sytuacjach: gdy do więzienia trafił Marian, a potem Edmund, Cecylia Zawadzka była niesamowicie dzielna. Z uporem dążyła do tego, aby przynależność do nielegalnych organizacji nie zniszczyła przyszłości synów. Kiedy Edmund odzyskał wolność, starała się, aby umożliwiono mu dalszą edukację w technikum elektromechanicznym w Poznaniu. Dyrektor szkoły chciał mieć zgodę na przyjęcie takiego „niepokornego” ucznia z samej Warszawy. Cecylii Zawadzkiej w styczniu 1953 r. udało się dostać w tej sprawie do kancelarii prezydenta Bolesława Bieruta. Stamtąd skierowano ją z synem do Centralnego Urzędu Szkolnictwa Zawodowego, gdzie po długim wypytywaniu wydano upragnioną zgodę.  

Po ukończeniu szkoły w 1956 r. Edmund Zawadzki przez dwa lata pracował w biurze projektów w Szczecinie, a potem wrócił do rodzinnego miasta. Czasy były już inne i do pracy przyjął go Edmund Kaniewski – jeszcze przedwojenny kierownik szamotulskiej elektrowni, przyjaciel dziadka Józefa Rybarczyka i ojca Edmunda. Do 1975 r. pracował na różnych stanowiskach, od 1975 r. – aż do przejścia na emeryturę w końcu 2002 r. – był dyrektorem, w trakcie pracy ukończył studia na Politechnice Poznańskiej. Wspomina, że czas jego pracy zawodowej był okresem wielkich zmian w polskiej energetyce. Kiedy zaczynał pracę w 1958 r., podstawowym środkiem lokomocji monterów był rower. Lata 50. do 70. były okresem bardzo intensywnej elektryfikacji, niemal codziennie odbywały się jakieś odbiory techniczne. Edmund Zawadzki podkreśla, że jego praca była doceniana. Za zasługi zawodowe otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, wręczony mu przez ministra podczas centralnej akademii energetycznej w Bełchatowie.  

Przez wiele lat Edmund Zawadzki działał też społecznie: od 1982 r. do 1989 był przewodniczącym miejsko-gminnej rady Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego, przez kilka lat sprawował funkcję prezesa Fundacji Niemiecko-Polskiej „Nadzieja”. Przez dwie kadencje był radnym, w latach 1994-98 pełnił funkcję przewodniczącego komisji prawa i porządku publicznego, a w latach 1998-2002 wchodził w skład Zarządu Gminy. Były to czasy, gdy burmistrzem Szamotuł był Roman Handschuh. Edmund Zawadzki jest dumny z inwestycji, które powstały wówczas w Szamotułach: gazyfikacji miasta, pływalni i al. Jana Pawła II.


Barbara z domu Kabot i Edmund Zawadzcy, 1959 r.


Wszystkie dzieci Cecylii i Edmunda Zawadzkich zawarły związki małżeńskie w odstępie kilku miesięcy 1959 r. Marian ożenił się z Bogumiłą z domu Brust, z zawodu bibliotekarką. Edmund poślubił Barbarę z domu Kabot (1936-1996), żona pracowała jako księgowa. Mieli dwie córki: Ludmiłę i Beatę. Po śmierci Barbary Edmund ożenił się ponownie z Agnieszką Zwierzyk. Dwóch córek: Lidii i Darii doczekali się Bożena i Zenon Pohlowie. Bożena Pohl pracowała jako technik budownictwa w Zakładzie Gospodarki Komunalnej i Rejonie Dróg. Zenon Pohl (1931-1993), z zawodu nauczyciel, wydał kilka tomików poetyckich. Głównym tematem jego wierszy były rodzinne Szamotuły.  

Choć potomków Edmunda i Cecylii Zawadzkich jest kilkunastu i rośnie już pokolenie praprawnuków, nazwisko tej gałęzi rodu nie przetrwa.  

Agnieszka Krygier-Łączkowska