Cykl Kiedy myślę: Szamotuły…

Groby moich licealnych nauczycieli

Jeśli Wszystkich Świętych ‒ to oczywiście cmentarz szamotulski i wspomnienia o ludziach, którzy tam spoczywają. W moich licealnych latach była szamotulska nekropolia miejscem, które chętnie się odwiedzało w czasie wolnym pomiędzy lekcjami i odjazdem autobusu. Niedaleko od Rynku, blisko kolegiaty, z licznymi grobowcami ale też grobami krewnych, którzy mieszkali w Szamotułach i okolicy. Nawiedzałam też grób Stefana Paweli ‒ dyrektora liceum, który zmarł w 1963 roku, akurat wtedy, kiedy ja zaczynałam naukę w szamotulskim ogólniaku. Pamiętałam jego pogrzeb, a znałam Go z opowiadań Mamy i Cioci, które uczył języka łacińskiego.

Teraz na szamotulskim cmentarzu mam wielu bliskich znajomych. Zawsze zatrzymuję się przy grobach kolegów z klasy: Macieja Dybizbańskiego i Elżbiety Grzesiak-Fiksy. Zapalam też świeczki na grobach moich nauczycieli.

Kiedy stoję nad grobem nauczyciela matematyki prof. Władysława Paśki, dziękuję Bogu za to, że był wyrozumiały i pozwolił mi na rozwój moich humanistycznych zainteresowań i talentów. Nie dręczył ponad miarę sinusami i równaniami kwadratowymi. „Władek” chyba mnie lubił, zresztą z wzajemnością. Pamiętam, że przyjeżdżał czasem do szkoły zielonym skuterem, który stał na boisku, a my go podziwialiśmy. Był niewiele starszy od nas, razem zaczynaliśmy przygodę z szamotulskim liceum.

Moim dobrym duchem był prof. Konrad Roszczak ‒ nauczyciel przysposobienia wojskowego. Uczył trochę dziwnego przedmiotu, ale za to można było z Nim rozmawiać i to na każdy (prawie) temat. Kiedy „Trąbol” miał na boisku dyżur, zawsze był otoczony uczniami. Bywałam z Nim na obozach harcerskich, gdzie był komendantem. Miał tę niezwykłą zdolność budowania relacji z uczniami, blisko ale nie na tyle, żeby stracić autorytet. Uwielbiałam go. A profesor mnie pamiętał, mimo iż widywaliśmy się tylko na zjazdach absolwentów.

I kolejny grób na szamotulskim cmentarzu. Niedaleko wejścia głównego z lewej strony spoczywa prof. Rafał Pisula, który w moich licealnych czasach uczył matematyki i fizyki. Mnie, co prawda, uczył tylko przez rok i to fizyki. Było to w XI klasie, kiedy mój wychowawca ‒ fizyk, zmienił pracę i odszedł ze szkoły. Fizyka nie była moim ulubionym przedmiotem, ale „diodę i triodę” pamiętam do dziś. Profesor Pisula  był mi bliski jeszcze z innego powodu. Mieszkał przy ul. Rewolucji Październikowej [dziś Poznańska] i po warzywa i owoce chodził naprzeciwko do ogrodu mojego wujka Jana Ratajczaka. Czasem go tam spotykałam, ale nie miało to wpływu na moje oceny z fizyki.

W Dzień Zaduszny na pewno zatrzymam się przy grobie prof. Ireny Fludry, która uczyła mnie geografii w klasie X. Zafascynowana swoim przedmiotem, stworzyła w starym gmachu liceum – na parterze,  gabinet geograficzny na miarę tamtych czasów. Na suficie było wymalowane niebo z najważniejszymi gwiazdozbiorami. W szafach były zebrane mapy, a w gablotach skamieliny i skamieniałości. Zapamiętałam panią profesor jako osobę bardzo stanowczą i wymagającą. I tę ciszę na lekcji geografii, szczególnie kiedy otwierała dziennik i zaczynała pytać. Ale to dzięki Niej zaprzyjaźniłam się z mapą, potrafię bez zastanowienia wymienić prawobrzeżne i lewobrzeżne dopływy Wisły i nie tylko.

Na szamotulskim cmentarzu spoczywają Państwo Jakubowscy, którzy mieszkali w starym budynku liceum przy Rynku i jako woźni byli dobrymi duchami szkoły. Mieli wszystko na oku, czasem pożyczali igłę i nitkę do przyszycia tarczy, bez której wstęp do szkoły był wzbroniony. Bywało, że ocierali łzy, kiedy człowiek dostał dwóję, szczególnie jego zdaniem, niezasłużoną. To w suterenie u pani Jakubowskiej można było odprasować bluzkę przed występem na szkolnej akademii, można się było ogrzać, wygadać. Jakubowscy kochali swoją pracę, kochali uczniów, prawie wszystkich znali. Szkoła bez Nich nie miałaby tylu barw.

Ostatnie wspomnienie poświęcam prof. Gabrieli Tomaszek ‒ nauczycielce wychowania fizycznego, która dojeżdżała do Szamotuł tym samym autobusem co ja. Wsiadała w Szczepankowie i potem spotykałyśmy się w sali gimnastycznej. Pani Tomaszkowa, bo tak o niej mówili uczniowie, pochodziła z dawnych Kresów. Zdradzał ją piękny, śpiewny język, który uwielbiałam. Była konkretna, energiczna, można z Nią było porozmawiać o wszystkim, nawet o dziewczyńskich przypadłościach. Rozumiała, doradzała, zachęcała do ćwiczeń i dbałości o ciało. Pani profesor spoczywa na cmentarzu w Ostrorogu, naprzeciwko kaplicy.

Wszystkie te Osoby, które już są po drugiej stronie tęczy, chowam we wdzięcznej pamięci. Nad Ich grobami płaczą cmentarne anioły, na grobach płoną znicze, a przy grobach na chwilę refleksji zatrzymują się dawni uczniowie. I wspominają. Dzięki temu pamięć o Nich trwa.

1 listopada 2017 r.

Irena Kuczyńska



Zdjęcia Agnieszka Krygier-Łączkowska (z lewej), Andrzej Bednarski (powyżej), Wojciech Andrzejewski (na górze strony)

Irena Kuczyńska z domu Leśna

Urodzona w Ostrorogu, absolwentka szamotulskiego liceum (1967).

Emerytowana nauczycielka języka rosyjskiego w pleszewskim liceum, dziennikarka, blogerka (<a href=”http://irenakuczynska.pl/”>http://irenakuczynska.pl/</a>).