Św. Jan Nepomucen w Szamotułach. Czy znacie historię tej figury?
Św. Jan Nepomucen czuwał niegdyś nad Szamotułami. Figura świętego pojawiła się na Rynku po wielkiej powodzi, jaka nawiedziła miasto. Prawdopodobnie ufundowali ją sami szamotulanie.
Św. Jan Nepomucen w Szamotułach
Wielu mieszkańców z sentymentem spogląda na stare pocztówki z Szamotuł prezentujące miasto, którego w zasadzie już nie ma. Część kamienic, stanowiących niegdyś wizytówkę szamotulskiego Rynku, uległa znacznemu przeobrażeniu. Po niektórych pozostało tylko wspomnienie. Inne, choć nie zmieniły się prawie w ogóle, są niemym świadkiem historii. Przedwojenne pokolenie szamotulan do znudzenia powtarza, że gdyby tylko mogły, pewnie niejedno by opowiedziały. Skrywają w sobie jednak tajemnice, które już nigdy nie ujrzą światła dziennego.
A zachowane pocztówki wciąż mówią: na przykład o dawnym handlu, po którym pozostał ślad w postaci szyldów kupieckich na kamienicach czy ogłoszeniach, jakie dostrzec można na zegarowym słupie. Jedną z najciekawszych historii, o których opowiadają, jest zaś ta o figurze św. Jana Nepomucena, która jeszcze niespełna 80 lat temu zdobiła Rynek, dając mieszkańcom poczucie bezpieczeństwa.
Święty otoczył mieszkańców opieką
– W 1725 roku Szamotuły nawiedziła wielka powódź – do tego stopnia, że w kolegiacie znajdował się metr wody nad posadzką – opowiada Monika Romanowska-Pietrzak, kustosz Muzeum Zamek – Górków w Szamotułach – Po tym zdarzeniu na Rynku postawiono figurę św. Nepomucena. Miał on czuwać nad szamotulanami i bronić ich przed kolejnymi żywiołami – dodaje.
Jan Nepomucen jest bowiem patronem tonących oraz orędownikiem podczas powodzi. Zatrwożeni szamotulanie wierzyli, że otoczy ich opieką i wsparciem. Z pewnością wielu zanosiło do niego swojego troski i zmartwienia. Niewykluczone, że przy figurze odbywały się nabożeństwa.
Niestety, nie wiadomo, w którym roku dokładnie stanęła ona w samym sercu miasta, nieopodal zegara miejskiego (który do dziś jest jednym z najbardziej charakterystycznych symboli Szamotuł). Musiało to jednak nastąpić stosunkowo krótko po tragicznych wydarzeniach, jakie rozegrały się w mieście. Powódź spowodowała straty nie tylko w świątyni, ucierpiały również okalające ją tereny. Zważywszy zaś na topografię i fakt, że kolegiata usytuowana jest na pewnej wyżynie (w stosunku do okolicznych łąk), możemy sobie wyobrazić, że rozmiary XVIII-wiecznej powodzi musiały być ogromne. Wywołały ją niezwykle obfite deszcze, które doprowadziły do podniesienia się poziomu wody w rzece Samie oraz pobliskich stawach. W walce z żywiołem mieszkańcy stali się bezsilni. Kolegiata zaczęła niszczeć. Dla jej ratowania sprzedawano nawet wota z cudownego obrazu Matki Bożej Szamotulskiej, aby zebrać pieniądze na materiał i robociznę.
W pojawieniu się św. Jana Nepomucena w mieście szamotulanie mogli zatem upatrywać pewnej nadziei. Najprawdopodobniej była to inicjatywa obywatelska, w związku z czym fundatorami figury stali się sami mieszkańcy. Pytanie o jej autora wciąż pozostaje otwarte. Nieznane są także dokładne dane techniczne obiektu. Spoglądając na stare pocztówki, możemy jedynie przypuszczać, że miał on ponad 10 metrów wysokości. Figura przedstawiająca świętego z pochyloną głową, zwróconego w stronę dzisiejszej ulicy Wronieckiej i trzymającego w ręku klucz lub krzyż (to atrybuty świętego; na widokówkach nie widać jednak dokładnie, czy był to krzyż, czy też klucz) usytuowana była na kilkumetrowym cokole. Figurę okalało również wysokie ozdobne ogrodzenie.
Cios dla miasta
Jan Nepomucen przez ponad 200 lat czuwał nad mieszkańcami, broniąc ich przed żywiołem wody. Był dla szamotulan nie tylko patronem, ale i symbolem pewnej jedności, siły, wsparcia. To dzięki niemu wierzono, że żadna powódź nie nawiedzi już Grodu Halszki.
Niestety, pod koniec lat 30. minionego stulecia miastu zadano wielki cios. W listopadzie 1939 roku figura została strącona przez niemieckich okupantów. Pozostał po niej tylko cokół, a wkrótce potem i on zniknął z miejskiej przestrzeni. Dziś po figurze zdobiącej niegdyś szamotulski Rynek nie ma już żadnego śladu. Funkcjonuje ona jedynie na zachowanych pocztówkach i we wspomnieniach starszego pokolenia mieszkańców.
Dzięki uprzejmości Muzeum Zamek Górków publikujemy dwa zdjęcia z archiwum pani Lalowej – szamotulanki pamiętającej czasy, kiedy to św. Jan Nepomucen czuwał nad miastem. Fotografie prezentują niemieckiego żołnierza przy cokole, na którym znajdowała się figura. Spoglądając na nie, pani Lalowa komentowała: „Niemiec na fotografii przy figurze św. Jana pochodził z Frankfurtu, był katolikiem. Fotkę zrobiono w niedzielę, kiedy figurę zniszczono. On przychodził do nas”.
Niestety, żadne inne świadectwa czy też dokumenty, dotyczące losów figury i przywiązania do niej społeczności lokalnej, nie zachowały się do czasów obecnych. Wiemy jednak, że zniszczenie pomnika stało się dla mieszkańców prawdziwym ciosem.
Restytucja pomnika
Szamotulanie podjęli się kilku prób przywrócenia miastu figury św. Nepomucena. Gorącym orędownikiem tego pomysłu był Marek Szczepański, pełniący przed laty funkcję dyrektora Muzeum Zamek Górków.
– Rynek jest wizytówką miasta. Szamotuły zyskałyby wiele, gdyby udało się doprowadzić go do kolorytu, jaki posiadał przed wojną – mówił na łamach „Dnia” Marek Szczepański w roku 2004.
Pomysł ten podchwycił Jacek Grabowski, ówczesny burmistrz Szamotuł. W akcję bardzo mocno zaangażowali się również członkowie Rotary Club Szamotuły. „Dzień” poruszał ten temat kilkakrotnie. „W szamotulskim Rotary jest architekt wojewódzki Andrzej Nowak, na południu Polski ktoś z RC może dać piaskowiec na rzeźbę, jest już artysta zainteresowany jej wykonaniem. Jest więc szansa, że w przyszłym roku święty powróci na swe dawne miejsce. Ma zostać również odtworzony tzw. dzwon trwogi, który wisiał na kamienicy nieopodal figury. Dzwon ten w dawnych Szamotułach alarmował mieszkańców, kiedy działo się coś złego. Teraz będzie bił na znak czegoś dobrego – na przykład na odsłonięcie zrekonstruowanego pomnika św. Jana Nepomucena” – tak o szczytnej inicjatywie mieszkańców oraz władz pisał w październiku 2004 roku na łamach „Dnia” Piotr Michalak.
Kilka miesięcy później – w marcu 2005 roku ‒ Rada Miasta i Gminy Szamotuły podjęła uchwałę w sprawie restytucji pomnika św. Jana Nepomucena na Rynku. W styczniu tego samego roku natomiast „Gazeta Poznańska” informowała o powołaniu społecznego komitetu odnowy pomnika na czele z Markiem Szczepańskim. „Członkowie komitetu postanowili wydać 4 tysiące sztuk cegiełek o nominale 5 i 10 złotych. Dochód ma być przeznaczony na realizację przedsięwzięcia. Jeśli wszystkie cegiełki znalazłyby nabywców, byłoby 30 tysięcy złotych. Ta kwota zapewniłaby sfinansowanie pomnika. Tym bardziej, że wiele prac jest i zapewne będzie wykonywanych społecznie. Wstępnie określono już miejsce, gdzie ponownie ma stanąć św. Nepomucen. Pierwotnie był on kilka metrów od zegara. Teraz, ze względu na rozwiązanie komunikacyjne w centrum miasta, nie będzie już w tym miejscu. Ma być kilkanaście metrów dalej, naprzeciw budynku biblioteki, w miejscu gdzie zaczyna się postój taksówek, przy wejściu w uliczkę przecinającą Rynek. Dzięki temu byłby też widoczny po drugiej stronie starówki. Odsłonięcie pomnika jest planowane latem tego roku podczas Dni Szamotuł i jubileuszu nadania praw miejskich. Odtworzenie tego pomnika ma być pierwszym krokiem do nadania starówce świetności i klimatu z dawnych lat” – pisała „Gazeta Poznańska”.
Niestety, na pomysłach i inicjatywach się skończyło. Do dziś na Rynek nie powrócił ani św. Nepomucen, ani dzwon trwogi. I chociaż Szamotułom powodzie obecnie raczej nie grożą, nawiązanie do historii miasta stanowiłoby piękny gest, a przede wszystkim zaś ukłon wobec tych, którzy ponad 200 lat temu potrafili się zjednoczyć w imię wspólnej inicjatywy. Dziś pozostaje tylko wiara i nadzieja – pobożne życzenie, aby serce miasta mogło jeszcze kiedyś zabić wraz ze św. Janem Nepomucenem.
Magda Prętka