Zdjęcie Jerzy Walkowiak
Maria Wicherkiewiczowa z domu Sławska (1875-1962)
Wspomnienia z Szamotuł z roku 1879
Wspomnienia lat dziecięcych są jak pyłki kwiatu. Zacierają się, ulatują za podmuchem wiatru. Trudno je zachować. Lecz choć niepozorne, bezlistne, srebrzystym puchem osypane kiście wierzby – urzekają nas – jako zapowiedź wiosny. W nierozwiniętej, cierpkiej świeżości tkwi niecierpliwie oczekiwanie słonecznych dni.
Urodziłam się w Szamotułach w roku 1875, jedenastego listopada – w pochmurny dzień – w dniu św. Marcina. Śnieg padał. Ten święty Marcin na siwym koniu – to jak przeznaczenie. Blisko 60 lat mieszkam przy ulicy św. Marcina. I w bliskim sąsiedztwie kościoła św. Marcina, tej najstarszej świątyni gotyckiej Poznania, ongiś na wzgórzu za miastem leżącej. […]
14-letnia Maria Sławska, zdjęcie ze zbiorów Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk
Z pobytu w Szamotułach jako dziecko kilkuletnie dużo zapamiętałam, uzupełniając szczegóły z później zasłyszanych [opowieści]. Posiadałam jako późniejsza malarka i literatka pamięć wzroku i umysłu, która właśnie cechuje ludzi pióra – nawet od drugiego roku życia. Przyczyniło się może do tego życie rodzinne, rozmowy i nauki starszych. Rodzice a zwłaszcza ojciec, adorowany przez dzieci był dla nas istotą kultu, zasypywany dzikimi wybuchami sympatii i uścisków. Mama, cierpiąca często na migrenę – była w gronie rodziny i w towarzystwie zawsze na uboczu, nie lubiła zwracać na siebie uwagi. […]
Dziecko – nie umie ocenić miłości, poświęcenia, ofiar, rodziców, wyrozumiałości rodzeństwa – a przecież to jest głównym motorem szczęśliwego dzieciństwa. A może dlatego utkwiła senna zjawa sielankowych Szamotuł w mej wyobraźni dziecka, podświadomie odczuwającego gorącość uczuć otoczenia jako podstawę słonecznego okresu młodości.
Na ogół niewiele da się powiedzieć i niewiele pisano o biernym na pozór życiu owych nudnych prowincjonalnych, zaściankowych miasteczek, na których sztandarze można napisać słowa usprawiedliwiające: „Il piccolo mondo antico!” [Mały dawny świat]. Wracam do najwcześniejszych, bladych jak widziadła senne, zamierających reminiscencji szamotulskich. […]
Staram się przypomnieć: Oto przez wąskie uliczki małego miasteczka przesuwają się ociężałe, staroświeckie typy oryginałów, których młodość przypada na początek XIX wieku. Postacie zgrzybiałych starców, sędziwych matron, honoracji miasta [ważnych obywateli], zastępy młodzieży w wiejskich strojach o innym guście i ułożeniu. Zapomniany mały światek. […] Odmienne zagadnienia, zapatrywania są udziałem tego małomiejskiego społeczeństwa różnych warstw – a jednak zwarcie i zgodnie walczącego z zalewem niemieckim.
Właściwie zaściankowe Szamotuły należały do zapoznanych miast [niedocenionych]. Ongiś w historii Wielkopolski odegrały rolę dobitną jako gród wojowniczy, pełen buntu. Niezwykłe to dzieje nie dość zgłębione, bo też z owych burzliwych dni mało przeniknęło do naszych czasów, mało zostało pamiątek.
W czasach, kiedy w Szamotułach mieszkała rodzina Sławskich, na Rynku stał już widoczny na tej pocztówce wysoki krzyż (historię krzyża można przeczytać w tekście http://regionszamotulski.pl/krzyz-na-rynku-w-szamotulach/). Fragment pocztówki z ok. 1911 r. Źródło: Widoki Powiatu Szamotulskiego na starych pocztówkach 1898-1945, Szamotuły 2016.
Ja patrzyłam na staroświeckie Szamotuły z roku 1879 oczami dziecka, które jednak pamiętają ciasny krąg swego środowiska. Już wówczas stanowiły Szamotuły niezwykłość tak rzadką u nas, którą nadaje zamek wsparty szkarpami, romantyczna baszta „z przeszłością”, zaniedbany, dziki park, starodawne, pełne majestatu kościoły. Naprzeciw starego zamczyska wznosił się dom jednopiętrowy, w którym mieszkaliśmy. Dom narożny z pochyłym drewnianym balkonem, grożącym zarwaniem się (a poznałam ten balkon jeszcze po 30 latach!). Kościoły sędziwe, wśród drzew, pochyłe zabudowania, domki otoczone różami, rynek pełen wozów, dalej lasy i łąki. Ale otoczenie Szamotuł, wraz z bujnymi łąkami było niezdrowe, malaryczne. Ludność chorowała na żołądek, febrę. Dał się odczuć brak wody i brak kanalizacji.
Woda rzeki Samy, połączonej z miastem drewnianym mostkiem, przepływała przez moczary i cmentarze. Lecz klimat nie hamował tężyzny i temperamentu szamotulan. Tętno życia, barwę melodii piosenek z całym urokiem swojskości i dziarskości nadawała i narzucała młodzież okoliczna, zachowując przez lata ciężkiej niewoli pruskiej wierność dla swego stroju, tańca, obyczajów i mowy ojczystej – słowem – przeszłości. Działo się to ku zdziwieniu i oburzeniu Niemców, bowiem Szamotuły „Samter” pod zaborem pruskim zalane były urzędnikami niemieckimi. Stacjonował tu pułk infanterii [piechoty], szkolnictwo było niemieckie. Po roku 1848 otrzymało miasto jako karę zdwojony garnizon; był to ciężar dla miasta, w którym było około tysiąca Polaków, tysiąca Niemców i siedmiuset Żydów. Niemcy, pobyt w Szamotułach uważali jako karę, wygnanie, powtarzając wierszyk:
„In Schrimm ist es schlim,
In Samter verdammter,
Rogasen ist zum Rasen,
Filehne – na ich danke scheene” [W Śremie jest źle, w Szamotułach okropnie, Rogoźno – do zwariowania, Wieleń – no, dziękuję bardzo].
Figura św. Jana Nepomucena stanęła na Rynku w XVIII w., najprawdopodobniej po powodzi w 1725 r. Została zniszczona przez Niemców w listopadzie 1939 r. (por. tekst http://regionszamotulski.pl/figura-sw-jana-nepomucena/). Zegar stanął na Rynku prawdopodobnie w 1908 r. Na pocztówce widać także jeden z najstarszych zachowanych w niezmienionej postaci budynków, powstały w 2. poł. lat 30. XIX w. jako siedziba Kasyna Obywatelskiego (dziś to siedziba Biblioteki Publicznej Miasta i Gminy). W połowie XIX w. rodzina Mamelsdorfów otworzyła tam „Hotel de Gielda” z dyliżansem konnym. Pocztówka z ok. 1912 r. Źródło: Widoki Powiatu Szamotulskiego na starych pocztówkach 1898-1945, Szamotuły 2016.
Rzeczywiście, nuda zalegała wąskie uliczki. Czasem zmieniał się zaściankowy spokój, kiedy mknęły przez niewielki rynek czterokonne powozy lub wytworne sylwetki jeźdźców. Przy ulicy Klasztornej [obecnie fragment Dworcowej od kościoła św. Krzyża do Rynku] gromadził się codziennie tłum gapiów, gdy ze stajni wyjeżdżała wysmukła amazonka, eskortowana przez ordynansa, piękna żona rotmistrza von Normann. Przypatrywano się ciekawie tej scenie. Parafiańszczyzna i małomiejskość zamieniała każdą drobnostkę prywatną życia w ogólne widowisko. Wszystko tu ulega kontroli, ciekawości – nieraz przykrej. A to zwyczajnie z nudów. Toteż każde zgromadzenie przyciągało ludzi, głodnych wrażeń, a zwłaszcza jarmarki, słynne szamotulskie, z dorodną ludnością i ich wyrobami swojskimi. Specjalną wełną i tkaninami samodziału, barwnymi i doborowymi – zasłynęły prace wieśniaczek z okolic Szamotuł. Materiały te w pasy szafirowe i czerwone brano chętnie na zasłony lub pokrycia mebli.
Ceramika Anny Mańkowskiej. Więcej na http://regionszamotulski.pl/sztuka-uzytkowa-i-rekodzielo/
Bolesław Szczerkowski (1906-1976)
Nauczyciel i harcerz
Dzieciństwo spędził w Poznaniu, ale całe swoje dorosłe życie związał z Ziemią Szamotulską. W jego rodzinie wiele osób wybierało zawód nauczyciela, on sam pracował kolejno w szkołach w Bobulczynie, Niewierzu, Dusznikach i w Szamotułach. Dłużej niż nauczycielem, bo od dzieciństwa, był harcerzem.
Jako nauczyciel pracował dziadek Bolesława Leon Szczerkowski (1842-1905), który przez ostatnie 25 lat swojego życia był kierownikiem szkoły elementarnej w Biezdrowie. W przekazie rodzinnym zachowała się informacja o karze, jaką władze szkolne nałożyły na Leona za zbyt opieszałe wprowadzanie przepisu o nauczaniu religii w języku niemieckim. Odebrano mu wówczas tzw. dodatek wschodni (Ostmarkzulage), jednak do końca jego życia uczniowie tej szkoły odmawiali pacierz i uczyli się religii po polsku.
Leon Szczerkowski i jego żona Nepomucena z domu Trojanowska (1844-1927) mieli dziewięcioro dzieci. Najstarszy był Bolesław (1870-1917), który poślubił Zofię z domu Ryster (1871-1953). Prawdopodobnie znali się od dzieciństwa, bo Wojciech Ryster (1844-1911) – ojciec Zofii – był kierownikiem szkoły w nieodległej od Biezdrowa Nowej Wsi.
Bolesław i Zofia Szczerkowscy z dziećmi – ok. 1915 r. Od lewej Elżbieta (1902-1989), Edmund (1896-1920), Bolesław (1906-1976), Edward (1904-1999) i Henryk (1898-1973).
Bolesław i Zofia doczekali się ośmiorga dzieci, z czego troje zmarło we wczesnym dzieciństwie. Najmłodszy syn imię otrzymał po ojcu. Przed 1. wojną zamieszkali w Poznaniu. Bolesław-senior był kupcem i restauratorem, prowadził dwie restauracje: przy ul. Wronieckiej i w środkowej części Starego Rynku, w pobliżu pomnika św. Jana Nepomucena, w miejscu, gdzie dziś znajduje się Galeria Miejska Arsenał. Po przedwczesnej śmierci męża Zofia utrzymywała rodzinę z wynajmu pokoi i wydawania obiadów.
Naukę Bolesław rozpoczął jeszcze w szkole niemieckiej – w 1913 roku. Zachowały się jego świadectwa z tamtych czasów. Klasy numerowano wówczas odwrotnie: zaczynano więc naukę w szkole elementarnej w klasie 7., kończono w klasie 1. Przez pierwsze 4 lata nauki Bolesław Szczerkowski uczęszczał do Comeniuschule zu Polen, a następnie do Allerheiligenschule. Rok szkolny kończył się wówczas przed świętami wielkanocnymi, stąd w liście, wysłanym z Francji z frontu 1. wojny, najstarszy brat Edmund życzył Bolesiowi, żeby „na Wielkanoc został przesadzony”, czyli przeszedł do następnej klasy. Ojciec Bolesław nie doczekał niepodległości Polski, a Edmund wrócił z wojny ciężko chory i wkrótce zmarł. Naukę w Poznaniu Bolesław-syn kończył już w polskiej szkole Wszystkich Świętych (1921 r.). Podjął decyzję o dalszej nauce w Państwowym Seminarium Nauczycielskim Męskim w Rogoźnie, w którym w 1926 uzyskał świadectwo dojrzałości.
Jeszcze w czasach nauki w Poznaniu Bolesław Szczerkowski związał się z harcerstwem, na najstarszym zdjęciu, gdzie widać go w mundurze, ma około jedenastu lat. Pierwsze funkcje pełnił w Rogoźnie. Jeszcze w 1. połowie lat 20. zaczął jeździć na obozy i zloty, najpierw jako uczestnik, drużynowy, potem jako organizator. Został instruktorem ZHP i w 1933 roku uzyskał stopień harcmistrza. Społecznie pełnił funkcję komendanta hufca w Szamotułach. W albumie zachowały się zdjęcia Bolesława Szczerkowskiego z wielkiego zlotu harcerstwa w Spale z okazji 25-lecia harcerstwa w Polsce. Odbył się on w lipcu 1935 roku na terenie rezydencji prezydenta RP Ignacego Mościckiego, a prezydent uczestniczył w inauguracji. W zlocie wzięło udział 25 tysięcy osób, wśród nich skauci z zagranicy, a nawet sześciu weteranów powstania styczniowego!
W mundurze instruktorskim – 1933 r. i na obozie harcerskim w Sierakowie – 1938 r.
Ukończenie seminarium nauczycielskiego dawało uprawnienia „do pełnienia obowiązków tymczasowego nauczyciela w szkołach powszechnych”. Pierwszym miejscem pracy Bolesława Szczerkowskiego była jednoklasowa szkoła w Bobulczynie. Był tam jedynym nauczycielem, więc zarazem kierownikiem. Jak wynika z zachowanego zdjęcia, w szkole w Bobulczynie uczyło się ponad sześćdziesięciu uczniów, zapewne podzielonych na dwa oddziały. W Bobulczynie Bolesław Szczerkowski zamieszkał razem z matką – Mateczką, jak nazywał ją w listach i prowadzonym w czasie wojny dzienniku.
W 1930 roku został przeniesiony do pracy w trzyklasowej szkole w Niewierzu, a w 1932 roku do siedmioklasowej szkoły w Dusznikach. We wrześniu 1939 roku miał po raz kolejny zmienić miejsce zamieszkania i pracy. Tym razem miały to być Szamotuły i Szkoła Powszechna im. Stanisława Staszica. Wybuch wojny odsunął to w czasie.
Jako komendant hufca w Szamotułach w czasie defilady, ul. Dworcowa, poł. lat 30.
W okresie międzywojennym – podobnie jak współcześnie – nauczyciele stale musieli się kształcić i podnosić swoje kwalifikacje. Aby zostać tzw. stałym nauczycielem, należało zdać egzamin praktyczny, Bolesław Szczerkowski zaliczył go w Czarnkowie w 1932 roku. W 1938 roku ukończył roczny Państwowy Wyższy Kurs Nauczycielski w Poznaniu. Egzaminy, które zdawał, świadczą o wybranej przez niego specjalizacji: śpiew i wychowanie fizyczne. W przyszłości zamierzał także uczyć religii, w kwietniu 1939 roku uzyskał podpisaną przez arcybiskupa poznańskiego i gnieźnieńskiego misję kanoniczną, czyli upoważnienie do prowadzenia szkolnej katechizacji. Oprócz tego w okresie międzywojennym ukończył kurs narciarski i piłki ręcznej (pod tym pojęciem rozumiano siatkówkę, koszykówkę oraz szczypiorniaka, czyli dzisiejszą piłkę ręczną).
W mundurze oficerskim – krótko przed wojną
W okresie międzywojennym absolwenci szkół średnich i studiów odbywali roczną służbę wojskową, na którą składała się nauka w szkole podchorążych rezerwy, zakończona egzaminem, oraz praktyka dowódcza w jednostce wojskowej. Bolesław Szczerkowski przebywał w Szkole Podchorążych Rezerwy Piechoty nr 7 w Śremie (1928/29). Potem kilka razy uczestniczył w ćwiczeniach wojskowych i w 1931 roku został mianowany podporucznikiem rezerwy. W maju 1939 roku został przydzielony do Kompanii Pniewy Szamotulskiego Batalionu Obrony Narodowej.
Szamotulski Batalion Obrony Narodowej razem z siedmioma innymi wchodził w skład Poznańskiej Brygady Obrony Narodowej, utworzonej w kwietniu 1939 roku. Do jednostek tego typu powoływano rezerwistów starszych roczników (1900-1910), część z nich miała za sobą udział w powstaniu wielkopolskim, wojnie polsko-bolszewickiej, a niektórzy nawet w 1. wojnie światowej. Bolesławowi Szczerkowskiemu powierzono funkcję dowódcy 3. plutonu Kompanii Pniewy. Dowódcą batalionu był kpt. Stanisław Steczkowski.
Pluton Duszniki Kompanii Pniewy na ćwiczeniach w sierpniu 1939 r.